niedziela, 11 października 2015

Rozdział 32 + Epilog

Kochani!
Od wczoraj myślałam czy publikować epilog "Spotkania" w środę. Stwierdziłam, że nie ma to sensu, ponieważ ma on ledwie dwie strony.
Przyznaję - dziwnie mi z myślą, że to już koniec tego tekstu. 
Zapewne część z was zada sobie pytanie czy mam dalsze plany. Jeszcze nie wiem. Przyznaję. Nadchodzący rok będzie dla mnie bardzo pracowity, dlatego nie chcę niczego obiecywać. Przede mną pisanie pracy magisterskiej, obrona, ostatni rok studiów, praca i wiele innych rzeczy. Dobrze wiecie, że nie jestem chętna do publikacji, jeśli wiem, że nie skończę tekstu. Stąd też niczego nie deklaruję. Jeżeli jednak coś stworzę i powstanie kolejny blog to dam znać zarówno tutaj jak i na blogu "Amnezji" i "Młodym". Tu nie chodzi o brak pomysłów. O nie ;) Chodzi o ich realizację. 
Może być i tak, że wrócę za trzy miesiące czy pół roku, a może zdarzyć się, że za rok lub w ogóle. Nie chcę obiecywać czegoś czego miałabym nie spełnić. 
A teraz zapraszam na ostatnią część "Spotkania".

Rozdział 32


            Max obudził się jako pierwszy. Miał w naturze wczesne wstawanie, poza tym kwestia przyzwyczajenia związana z tym, jak wyglądał jego standardowy dzień, gdy pracował. Przeciągnął się lekko i wygramolił z łóżka. Musiał porozmawiać z Lucasem i Allanem. Chciał wiedzieć, kiedy Marco się urodził, kiedy się pojawił w jego watasze.
            Umył zęby, a następnie włosy, wyszczotkował je szybko po to, by wyschły swobodnie. Spojrzał na swoją twarz w lustrze. Spoglądał w odbicie swoich oczu i w końcu zauważył, co się zmieniło. Jego spojrzenie odzyskało dawny blask, ten, który posiadał za młodu. Wolę walki i chęć do dalszego działania. To było to.
            Ubrał się po cichu i wyszedł z domku. Poranne powietrze było rześkie, kojące. Cieszył się, że temperatura nie była jeszcze zbyt wysoka. Miał chwilę na przemyślenia.
            Nim się obejrzał, wchodził do głównego domu, w którym mieszkał Lucas z Allanem i jeszcze do niedawna Marco i Sam. Po domu krzątało się już kilka osób, przygotowując śniadanie dla wszystkich. Zobaczył, jak Lucas schodzi na dół, mając Liz w ramionach. Mała gaworzyła uroczo, chociaż z jej pieluchy i spodenek wystawał ogonek.
            – Czyżby wchodziła w etap częściowych zmian? – zapytał.
            – Tak. Coraz więcej ubranek ma dziury. Inaczej nie wiem, w co byśmy ją ubierali. Trochę zabawnie to wygląda.
            – No tak, to prawda. Muszę z tobą porozmawiać. – Lucas kiwnął mu głową.
            – Za dziesięć minut w moim gabinecie? Muszę napić się kawy i upolować chociaż jedną kanapkę, poza tym nakarmić małą.
            – To może pójdę z tobą, bo też przydałoby mi się coś zjeść, a pogadamy, jak już skończymy?
            – Dobrze. Kawyyy… – Głęboki jęk wydostał się z ust alfy sfory. Max nie mógł powstrzymać uśmiechu na ten dźwięk. Nie tylko widać było, ale również słychać, że Luc nie miał dobrej nocy. A nawet jeśli, to była ona bardzo męcząca.

***

            Dwadzieścia minut później obaj siedzieli w gabinecie, podczas gdy Meg bawiła Liz. Z tradycji stało się zadość. Allan miał do nich przyjść za chwilę, jak tylko weźmie sobie kawy. Obaj nie funkcjonowali rano za dobrze, jeśli kofeina nie krążyła im we krwi.
            – O czym chciałeś porozmawiać? – Luc był bezpośredni i właśnie to w nim lubił.
            – O Mery i Marco. – Alfa spojrzał na niego uważnie.
            – Czyli już wiesz. Zastanawiałem się, kiedy odważy się wam o tym powiedzieć.
            – Śniła mu się dzisiaj rano. To był straszny poranek. Chyba tylko dlatego o tym powiedział.
            – Nadal jest, Max. Ten dzień najprawdopodobniej nie będzie dla was łatwy. Wiesz, dlaczego właśnie teraz mu się to śniło? Dzisiaj są jego urodziny i data jej śmierci. Dlatego mu się przyśniła, zawsze tak jest. Jego umysł podświadomie wyciąga te informacje, które budzą go krzykiem. Do tej pory Marco był zawsze osowiały i smutny. Krzątał się po domu, chodził, jak gdyby dostał obuchem w głowę. Zawsze udawał, że nic się nie dzieje. Problem w tym, że jego krzyk – Luc wzdrygnął się – jakby ktoś go obdzierał ze skóry. Z przyzwyczajenia nastawiam komórkę na czwartą czasem piątą, by móc go obudzić. Dzisiaj tego nie zrobiłem, bo wiedziałem, że ma was. Krzyczał?
            – Nie, ale prawie nie oddychał.
            – To już jakiś postęp, może to i lepiej. Ten wrzask? Kojarzy mi się z rozdzieraniem duszy i serca. Podejrzewam, że do osiemnastki był bardziej spontaniczny. Potem zwyciężyła powaga, rozważność i smutek, który zdominował jego serce.
            – Stracił całą swoją rodzinę w krótkim czasie. Musiał osiągnąć prawie niemożliwe. Nikt nie jest gotowy na bycie samotnym w tak młodym wieku.
            – Masz rację. Dlatego właśnie proszę cię, wraz z Samem okażcie mu wsparcie. Do tej pory robiliśmy, co mogliśmy, z różnym skutkiem. Rzadko się udawało, ponieważ się izolował. Teraz wasza kolej, może coś zdziałacie. W końcu inaczej jest w relacji z partnerami. Czekał na was zbyt długo. Nie chcę pamiętać, jak tęsknił za kimś, o kim nie wiedział, czy istnieje naprawdę.
            – Nie wiedziałem, że ma urodziny. Wstyd mi, że do tej pory o to nie zapytałem.
            – Nie obchodził ich od wielu lat. Już nie raz próbowałem obejść to w sposób delikatny, jednak… Marco nie chce obchodzić urodzin. Wie, że nie ma przy nim bliskiej osoby. Może wy go jakoś przekonacie do tego pomysłu. Moglibyśmy przesunąć to o dzień. Jego siostra zapewne nie chciałaby, żeby całe życie użalał się z jej powodu. Tym bardziej, że byli bardzo za sobą.
– Podejrzewam, że mogło tak być. Postaram się z nim o tym porozmawiać, ale niczego nie obiecuje.
– Jeżeli uda wam się go namówić, zajmiemy się całą organizacją. Dam znać wtedy dziewczynom, by upiekły ciasto, zrobiły sałatki i coś na grilla. My im pomożemy, ale Marco musi w ogóle wyrazić chęć, by to się stało. Jest jeszcze dość ciepło, by posiedzieć na dworze wieczorem, do późna.
– Dziękuję, alfo. – Lekki uśmiech wpłynął na usta Lucasa.
– Nie zapomniałem, że podkochiwałeś się w moim partnerze. – Niedźwiedź puścił mu oko i się roześmiał.
– Nazwij to młodością. – Również się roześmiał. – Cieszę się, że mam partnerów, ale również z tego, że Allan ma ciebie. Jesteście siebie warci. On… Potrzebował twojej opieki i wsparcia. Strata Ellen nie była dla niego łatwa, odebranie Liz przez teściów, jego walka o małą… Ten czas był dla nas ciężki.
– Nie neguję waszej przeszłości, do czasu, aż nie będziesz chciał mi odbić partnera. – Widział, jak za wzrokiem Lucasa kryje się niedźwiedź. Jaką siłę woli musiał mieć ten facet, skoro stworzył klan z istot, które żyją raczej samodzielnie, niezależnie?
– Nie zamierzam tego robić. Allan jest ci przeznaczony i tego się trzymam.
– I dobrze. – W końcu mógł odetchnąć z ulgą. Wyjaśnili sobie obaj relacje, które mogą ich wiązać. – To co? Kumple? – Podał Lucasowi dłoń, którą ten niezwłocznie uściskał.
– Kumple. Może z czasem i przyjaciele. – Puścił mu oko. – Idź, porozmawiaj z Marco, dobrze mu to zrobi. Może w końcu odżyje chociaż trochę.
– Już ja się o to postaram. Tylko, do cholery, co ja mam mu wręczyć jako prezent?
– Chyba wiesz, czego pragnie?
            – Tak. Chyba tak. Pożyczysz mi auto?
            – Mężów i samochodów się nie pożycza, ale ze względu na Marco zrobię dla ciebie wyjątek. – Lucas był w naprawdę dobrym humorze. Nie zamierzał myśleć o tym, czy Allan i Max pasowali do siebie, jaki tworzyliby związek, ponieważ to się nigdy nie stanie. Obaj mają teraz swoich partnerów. To, że żyją na jednej ziemi? To nie ma znaczenia. Ważne, że All jest jego i za to go kochał.

***

            Wbrew obawom wszystkich, Marco wyraził zgodę na to, by jego urodziny obchodzono w terminie zaproponowanym przez alfę. Mając przy sobie partnerów, czuł się spokojniejszy, pewniejszy siebie i nie zamierzał się poddawać temu, co stało się kiedyś.
            Nie miał siostry. To prawda, ale nie może całego życia spędzić na żałobie i użalaniu się. Musiał żyć dalej dla siebie i dla swoich bliskich.
            Cały klan zaangażował się w przygotowywanie hucznej imprezy. Zamierzali sobie odbić za te kilka lat, podczas których Marco nie dopuszczał ich do siebie.
            Sam patrzył z powątpiewaniem na ilość alkoholu wnoszoną do salonu.
            – Czy wy zamierzacie to wszystko wypić? – Luc spojrzał na niego uważanie.
            – Próbowałeś się kiedyś upić?
            – Nie, nie czułem takiej potrzeby.
            – Jakby ci to powiedzieć, hm… Wiesz, ile potrzebują wypić ludzie, by być nieprzytomnym?
            – Każdy to wie. Krążą o tym legendy, plotki i dziwne opowieści.
            – Potrzebujemy trzy razy więcej, by się porządnie wstawić, nasze organizmy za szybko trawią alkohol. I to na pusty żołądek.
            – No tak. Jakoś nigdy się tym nie interesowałem, a powinienem.
            – Nadal myślisz o medycynie?
            – Tak. Ciągnie mnie do tego.
            – To czas zrobić coś dla siebie. Nadajesz się do tego. Masz podejście do dzieci i dorosłych.
            – Liz jest pogodna, zobaczymy, jak szczeniak Allis mnie będzie odbierał.
            – Zapewne tak samo jak moja córka. Zrób to, Sam, jeśli tylko uważasz, że podołasz. Warto zawalczyć o swoją przyszłość.
            – Chyba masz rację. Będę musiał porozmawiać o tym z Marco i Maxem.
            – Znasz już ich odpowiedź. Pytanie brzmi, czy ty sam tego chcesz?
            – Pomyślę nad tym.

***

            Nie był chętny, by obchodzić urodziny. Wiedział jednak, że Maxowi zależy na tym, żeby dał szanse sobie i swoim bliskim. Nie mógł żyć ciągle w cieniu tamtego zdarzania, chociaż gdyby był sam, zapewne tak by było.
            Spojrzał na Sama przestawiającego rzeczy w ich sypialni. Widać było, że jego partner nad czymś intensywnie myśli, a przy tym stara się zająć czymś ręce. Podszedł do niego i przytulił od tyłu. Pocałował lekko jego szyję, chcąc wytrącić go z zapewne szalenie galopujących myśli.
            – Co się dzieje? – Marco oparł brodę na jego ramieniu, w końcu poczuł rozluźnienie między nimi. Mimo wszystko wcześniej mieli komitywę dotyczącą zdobycia Maxa, ale trudno było o wybaczenie sobie pewnych rzeczy.
– Między nami lepiej? –  zapytał Sam i musnął w lekkim pocałunku policzek niedźwiedzia. Ten obrócił głowę w jego kierunku, wyciskając mu na ustach głęboki pocałunek. – Cieszę się.
            – Ja też. Nie czuję przy tobie takiego napięcia jak wcześniej. Nie potrafiłem i nie chciałem zapomnieć. Bolało. – Sam obrócił się w jego ramionach, opierając jedną dłoń na jego klatce piersiowej w okolicy serca.
            – Przepraszam, tak nie powinno być. Ja… Nie powinienem był tego robić.
            – Stało się. Po prostu… Teraz widać w tobie tę różnicę. Wcześniej jej nie widziałem, nie rozumiałem. Nie chciałem tego widzieć, tak mi było lepiej. Mimo wszystko, gdy cię widziałem… Moje ciało się spinało.
            – Wiem. Dlatego nie chciałeś się ze mną kochać, wolałeś być na górze, mimo iż nie jesteś aż tak dominujący.
            – Tak, nie umiałem ci wtedy poddać swego ciała, nie ufałem ci, instynktownie nie chciałem, żebyś mnie skrzywdził.
            – A teraz?
            – Teraz bym to zrobił. Potrzebowałem czasu. To nad tym tak myślałeś?
            – Cieszę się. – Kolejny pocałunek wylądował na wargach Marco. – Niestety nie. Lucas namawia mnie na studia, cały czas po głowie krąży mi medycyna.
            – Mógłbyś mieszkać w domu? Czy musielibyśmy się wyprowadzić? – Niepokój zabarwił głos Marco. Sam pogłaskał go lekko po ramieniu.
            – Nie wyprowadzałbym się. Pół godziny dojazdu mnie nie zabije, a będę w domu co wieczór. Mogę być dobrym lekarzem, przynajmniej tak mi się wydaje.
            – Do kiedy musisz złożyć dokumenty?
            – Już to zrobiłem. Za tydzień mam rozmowę wstępną, od niej zależy czy mnie przyjmą.
            – I ty się jeszcze zastanawiasz? Gratuluję! Czemu wcześniej nic nie mówiłeś?
            – Nie chciałem się rozczarować. Gdyby mi się nie udało, nie byłoby sprawy, roztrząsania.
            – Max wie?
            – Chcę mu powiedzieć na twoich urodzinach, a tak właściwie, to gdzie on jest?
            – Też mnie to zastanawia, zniknął trzy godziny temu i od tej pory go nie widziałem.

***

            Siedział w samochodzie i zastanawiał się, czy dobrze zrobił. Wczoraj wieczorem zapytał Lucasa, czy Marco posiada jakieś zdjęcie siostry albo czy on sam je ma. Luc dał mu wydrukowane komputerowo zdjęcie młodej dziewczyny, wyglądającej bardzo podobnie do brata, jednakże… Jej uroda była pięknie dzika. O ile Marco miał twarz kojarzącą się ze stabilnością, siłą i męskością, widząc Mery… Nie jeden facet miałby ochotę ją ujarzmić. Takie było jego pierwsze skojarzenie. Zgrał kilka zdjęć na pendriva i wyruszył do miasta.
            Musiał wywołać wszystkie zdjęcia. Chciał zrobić dla kochanka coś, co najpierw wyzwoli jego ból, a dopiero potem da ukojenie. Na samą myśl ciężko robiło mu się na sercu i nie wiedział, czy jego decyzja jest dobra. Mimo tego brnął dalej do celu. Kupił kilka antyram, oprawiając od razu zdjęcia. Dodatkowo kupił zegarek, do którego jubiler prawie na miejscu dorobił odpowiednią część w środku. Większa suma pieniędzy skutecznie go do tego przekonała. Nie musiał wiedzieć, jak on to wszystko zrobił w dwie i pół godziny, jednak precyzja wykonania była cholernie dobra.
            Na sam koniec poszedł do kwiaciarni, chcąc wybrać odpowiedni kwiat.

***

            Max pojawił się trochę spóźniony na urodzinach swego kochanka. Nie wyrobił się ze wszystkim, tym bardziej, że jedna część prezentu nie została dokończona.
            Gdy podchodził do zgromadzonych wokół stołu zmiennych, został przyciągnięty przez dwie pary ciepłych dłoni.
            – Martwiliśmy się o ciebie, nie dawałeś znaku życia.
            – Zapomniałem komórki, poza tym musiałem coś załatwić. – Dotknął lekko dłonią twarzy Marco. – Chciałem ci coś dać od nas, ale… Czy możemy pójść do sypialni?
            Obaj mężczyźni kiwnęli prawie jednocześnie głową.
            Po kolejnych dziesięciu minutach znaleźli się spokojnie w średniej wielkości pomieszczeniu. Max spojrzał na nich, a potem przygryzł lekko wargę.
            – Chyba trochę zaszalałem i teraz nie wiem, czy to był taki dobry pomysł, więc jak coś… Po prostu mnie powstrzymajcie. Kochanie, chyba się trochę przeliczyłem z tym prezentem, ale mimo wszystko mam nadzieję, że ci się spodoba.
            Spojrzał niepewnie na Marco, po czym wręczył mu średniej wielkości paczkę.
Zmienny niedźwiedź spojrzał na niego uważanie i zanim odpakował paczkę, pocałował go głęboko.
            – Nie musiałeś się tak starać – wyszeptał w jego usta.
            – Wiem, ale chciałem to zrobić. Otwórz w końcu, bo się stresuję.
            Marco powoli rozerwał papier, odsunął go z ramki i czuł, jak całe jego ciało zamiera. Ze zdjęcia patrzyła na niego twarz siostry, której od tak dawna nie dopuszczał do siebie. Taką zawsze chciał ją pamiętać. Zadbaną siedemnastolatkę, z uśmiechem na twarzy. Prześladował go obraz jej śmierci, nie mógł go wymazać, nieważne jak tego pragnął. Poczuł gulę w gardle, która blokowała mu oddech.
            – Dziękuję – wyszeptał. Nie spodziewał się tego wzruszenia, ostatnie dwa dni były niezwykle emocjonalne, przypominające wiele zdarzeń, które od dawna zatarł w swej pamięci.
            – Otwórz dalej kochanie. – Max podszedł do Sama i oparł się lekko o niego. Obaj patrzyli na partnera, jak ten rozpakowuje zegarek. – Podważ spodnie wieczko. Wystarczy zrobić to lekko.
            Marc najpierw oglądnął zegarek z każdej strony, przymierzył go i dopiero wtedy zabrał się za podważanie wieczka. Rozpoznał tę markę, zegarek wart był kilka tysięcy, tym bardziej był zaskoczony. Nie spodziewał się, że pod spodem również znajdzie zdjęcie siostry.
            – Możesz mieć ją blisko siebie. O ile tego chcesz. Wieczko możesz zdemontować. To od ciebie zależy, czy tego pragniesz.
            Marco podszedł do nich i uścisnął obu. To było to, czego potrzebował. Max dał mu możliwość odnalezienia tej części siebie, którą do tej pory skutecznie blokował. Nie chciał w końcu przeżywać wciąż tego samego dramatu. A jednak musiał to zrobić, by w końcu odżyć.
            – Kocham was. – Pocałował lekko Maxa i Sama, okazując tym samym swoją wdzięczność. Ściągnął zegarek, który miał na ręce i schował do szuflady, a następnie założył ten, który otrzymał w prezencie.
            – My ciebie też. Czy chcesz zejść na dół? Posiedzieć ze wszystkimi? – zapytał Sam, głaszcząc lekko jego ramię w uspokajającym geście.
            – Jestem tym przerażony. – Niedźwiedź roześmiał się krótko. – Od lat nie obchodziłem urodzin, a nasz klan… Może być ciekawie
            – Przekonamy się. Zastrzegam, nie zamierzam się upić, bo mam słabą głowę. – Max uniósł dłonie i ramiona w obronnym geście.
            – Nikt cię nie zmusza. – Sam wzrok jednak obu partnerów dał mu do zrozumienia, że nie pozwolą mu na to, by się nie spił. Skrzywił się na samą myślą o tym, jak to potem będzie wyglądało.
            Prawie zawsze po spożyciu alkoholu miał większą ochotę na seks. Tak samo w trakcie kłótni.
            – Chodź już. – Marc pocałował go głęboko. – Zjesz, wypijesz i trochę się pobawimy. Co ty na to? – Dobrze wiedzieli, że owe słowa miały drugie dno.

***

            Impreza trwała w najlepsze od czterech godzin. Po zmiennych nie było widać ilości spożywanego alkoholu, na stole lądowały pokaźne ilości jedzenia, które w równie szybkim tempie znikały.
            W najgorszym stanie był jednak Max. Jego partnerzy nie uwierzyli mu, że ma tak słabą głowę, a jednak. Byli zaskoczeni, w momencie, gdy ich kochanek po trzecim drinku był już dobrze wstawiony. Podsuwali mu co chwilę coś do jedzenia, mimo to Max w pewnym momencie zaczął bełkotać, a wszyscy zmienni mieli z niego ubaw. Już wiedzieli, skąd potrzeba prawnika do ciągłej kontroli swego zachowania. Teraz był najbardziej rozhamowany, mogli podejrzewać, że rzadko się upijał.
            Marco zgarnął Maxa w ramiona, gdy ten potrzebował wstać. Pomógł mu, podtrzymując za łokieć, chcąc go odprowadzić do pokoju.
            – Gdzie chcesz iść?
            – WC. Muszę siku. – Mężczyzna w ogóle się nie krępował. Marco przyjął na siebie prawie cały ciężar partnera. Za chwile przy ich boku pojawił się Sam, obejmując Maxa z drugiej strony.
             – Wymiksujemy się z imprezy? – Sam nie krył swego braku zainteresowań, jeśli chodzi o posiedzenia do późnej nocy.
            – Tak. Przecież nie zostawimy go samego. Zresztą chyba wszyscy musimy wypocząć trochę.
            – Zgadzam się z tobą. Nie chciałbym go zostawiać w takim stanie. Niby nic poważnego mu nie jest, ale i my możemy umrzeć od zadławienia się wymiotami. – Sam jak zwykle skupiał się na aspekcie bardziej medycznym.
            – No właśnie. Położymy go spać i będzie dobrze – stwierdził Marco.
            – Nie myślałem, że mówi w tej kwestii prawdę. A jednak ma bardzo słabą głowę.
            – Też mnie to zaskoczyło. Mamy inną przemianę materii, więc tyle dobrze.
            – W trójkę na pewno byśmy się nie przetransportowali. – Roześmiali się głośno, wchodząc do domku.


Epilog


Lata szybko im uciekały. Liz stała się już dużą dziewczynką, chodzącą do przedszkola, ponieważ wykazywała nadzwyczajną zdolność do kontrolowania swoich zmian. Alis urodziła swojego szczeniaka, którego nazwała Thomas, natomiast Meg urodziła dziewczynkę, którą ku wzruszeniu Allana nazwała Ellen.
Dzieci były w na tyle podobnym wieku, że wszystkie razem się bawiły, dorastały, przechodziły pierwsze próby przemian i kontroli nad nimi. Liz była jednak najstarsza i najsilniejsza z nich wszystkich.
Meg i Luigi ściągnęli na tereny watahy braci partnera kobiety. Z czasem kupili oni swoje ziemie, rozwijając w tempie ekspresowym swój biznes i tworząc rodziny. Największym zaskoczeniem było to, że większość z nich znalazła swoje partnerki wśród niedźwiedzic.
Mimo możliwości posiadania własnych ziem para młodych zmiennych została przy klanie Meg, nie chcieli go opuszczać, widząc, jak ich córka jest kochana wśród tych wszystkich ludzi o dwóch duszach. Bracia często ich odwiedzali, nie mieli daleko, ale to było ich miejsce na ziemi, w którym czuli się pewnie i bezpiecznie.
Marco, Sam i Max tworzyli dość burzliwy związek. Ich kłótnie często kończyły się namiętnym seksem, czego nikt wcześniej się po nich nie spodziewał. Mężczyźni od pamiętnego wieczoru, w dniu urodzin Marco, otworzyli się na wiele informacji o sobie, nie ukrywając nic, co było potrzebne. Opowiedzieli swoje historie, zapewnili sobie poczucie przynależności w ich związku. Uwielbiali sposób, w jaki żyją, mieli dużo spokoju, mimo iż Max pracował dalej w zawodzie, pozyskując co rusz nowych klientów. Wbrew jego obawom starzy klienci również go nie opuścili, po prostu zdarzało się, że lecieli we trójkę lub w dwójkę z nim do pracy. Dlaczego we dwójkę?
Sam tak jak planował, rozpoczął studia medyczne. Nie zagłębiał się jednak tylko w tematykę typowo ludzkiego ciała. Postarał się również o możliwość studiowania weterynarii i skupił się na leczeniu dzikich zwierząt. Weterynarze dziwili się, czemu tak często zdarzają mu się tak dziwne przypadki. Nie musiał się przyznawać, że przyjaciele pomagali mu w każdy możliwy sposób. Raz pogryźli nawet niedźwiedzia, łamiąc mu przy tym jeszcze łapię. Nie uważał tego za humanitarne i darł się potem na klan przez kolejne dwadzieścia minut, ale nikt nie przyznał się do tej zbrodni. Nie chciał wtedy przyznać, że to pomogło mu uratować jedną z niedźwiedzic, która oberwała przy polowaniu. Ich poświęcenie się opłaciło.
Marco również rozwinął swoją firmę. Skupił się na budowlance, chcąc zapewnić wielu ludziom pracę. W końcu Lucas nie planował budowy tylko jednego hotelu, poza tym sprawdził się i dostawał kolejne zlecenia. Płacił dobrze, więc ludzie byli z tego zadowoleni.
Życie klanu toczyło się powoli, zataczając leniwe kółka pomiędzy szczęściem a smutkiem, który był naturalną koleją rzeczy.
Lucas i Allan… Wydawało się, że z dnia na dzień kochają się trochę bardziej, dbając o siebie, zapewniając się o uczuciu nie tylko przez słowa, ale i czyny.
            To dzięki temu zyskali jeszcze silniejszą pozycję wśród zmiennych. Z daleka widać było, że darzą się nie tylko uczuciem, ale i szacunkiem. Marco nadal niekiedy z nich żartował, jednakże kiedy urodziły się dzieci Allis i Meg, dość często ze swoimi partnerami robił za niankę. Właściwie nawet niańki. Max często śmiał się z jego dobrego serca, tuląc do siebie Ellen, a następnie z ciężkim sercem oddając ją matce. Jedyne czego beta żałował, to brak możliwości posiadania dzieci ze swoimi partnerami.
            Szedł właśnie do ich domku, kiedy coś zwróciło jego uwagę. Na początku wydawało mu się, że się przewidział lub przesłyszał. Ruszył kawałek dalej, ale znowu te same dźwięki przyciągnęły jego myśli.
            Po cichu, powoli stąpając, skierował swoje kroki ku ogrodzeniu. Coś tam się działo. Znów było lato, słoneczna pogoda, więc mógł się pomylić z tym, jak odbierał rzeczywistość. Może jakieś zwierze weszło na ich teren, przebiegało, a on zareagował na ten ruch.
            W końcu stanął jakby zamurowany, patrząc na roześmiane dziecko, które wyciągało rączki i nóżki, śmiejąc się głośno, bawiące się wysokim źdźbłem trawy, które delikatnie sunęło po jego policzku.
            Wokoło nie było żywej duszy, nikt nie miał tu dostępu, bo od razu by się o tym dowiedzieli, więc jak dziecko się tu dostało? Podszedł w jego kierunku, a gdy dziecko go zauważyło, samo z trudem obróciło się na brzuch i zaczęło raczkować. Zagadka rozwiązana. Przynajmniej jedna. Kim jest ten maluch i co tu robił? Głośne gaworzenie wydostawało się z tak małego, roześmianego dziecka.
            – Historia lubi się powtarzać – mruknął do siebie Marco. Podbiegł kawałek do dziecka i wziął je w ramiona. Dobrze, że się go nie bało.
            – Kto jest twoją mamą, maluchu? – Przytulił dziecko do piersi, obrócił się jeszcze kilka razy, chcąc zobaczyć, czy nikogo nie ma w pobliżu, po czym ruszył spokojnym krokiem w kierunku domu.

            W lesie chowała się kobieta, ciemne włosy maskowały jej obecność, zapewniając komfort obserwacji. Płakała, zostawiając swoje dziecko u obcych, wiedziała jednak, że to dla niego najlepsze. Jej serce w tym momencie zostało złamane. Najważniejsza była jednak informacja, że będzie bezpieczne. Nie jedną rzecz słyszała już o tym klanie. Jej córka będzie miała pewną przyszłość. Nawet jeśli to nie alfy się nią zaopiekują. Przymknęła oczy i pogrążyła się na chwilę w bólu. Tak było lepiej…


20 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Przeczytane więc mogę komentować. :)
      Po pierwsze to smutam, że to już koniec ;-; Tak miło się czyta, a tu nagle "The End" :(
      Kawyyy........Łączę się z Lucasem. :p Również bez porannej kawki albo energetyka nie jestem w stanie normalnie funkcjonować xp
      Legendy, plotki, powieści o piciu ludzi do nieprzytomności- czysty Polski akcent XD Polak potrafi xp
      Zdjęcie Mery dla Marco ......;-; Serio, serio miałam łzy w oczach czytając ten fragment ;')
      Thomas i Ellen~! Chłopiec i dziewczynka~! ^^ Taka śliczna parka~! <3 Kimie i jej widzi mi się :p Łączy dzieci w tak młodym wieku >.<
      Marco żyje w związku z Maxem i Samem. Znajduje dziecko. Pytanie: Kto robi za mamusię?? xp Pierwsze co mi przyszło do głowy, gdy Marco znalazł tą dziewczynkę ^^ Mimo to wiem, że będą dobrymi tatusiami :D ^w^
      Całość jak zwykle rewelacyjna~! *.* Całe opowiadanie takie jest ^^ Szkoda, że koniec....No ale mogę liczyć na coś nowego :D Mam nadzieję i trzymam kciuki- modlić się nie będę, bo jestem bardziej ateistką niż wierzącą- że napiszesz coś nowego i powstanie nowy blog. ^^ Wpadnę tu za trzy miesiące i pół roku i nawet rok sprawdzić, czy nie dodałaś jakiegoś info ;)
      Dziękuje za "Amnezję", "Młodego" i "Spotkanie" <3 <3 <3
      Do zobaczenia mam nadzieję wkrótce~! ^.^
      Pozdrawiam i powodzenia życzę~! #Kimie :*

      P.S. Wpadnij do mnie czasem na bloga ot tak. ;) ^^
      PP.S. I jak założysz jednak nowego bloga to proszę poinformuj mnie na moim ;) Senkju~!

      Usuń
  2. Świetne zakończenie,takie ciepłe i zaspokajające choć ostatni paragraf łamie serce na nowo.

    OdpowiedzUsuń
  3. Może nie komentowałam, ale wiedz, że byłam z tobą cały czas :D
    To opowiadanie mnie urzekła. Kocham wszystkie blogi o zmiennych (co z tego, że oprócz ciebie znam tylko Luanę?)
    i tak okropnie mi przykro, że to się kończy i muszę sobie znaleźć coś następnego ;-;
    Blog świetny.
    Najbardziej urzekła mnie historia naszej trójeczki ♥ A to dziecko na koniec ♥
    Ostatni akapit łamie mi serce, jednak cieszę się że będą mogli mieć swoje(nie do końca) dziecko.
    Nie mogę się doczekać następnego, jeżeli oczywiście będzie.
    ~Strzyga

    OdpowiedzUsuń
  4. Wpierw postanowiłam sobie, że poczekam z czytaniem, aż ukończysz historię. Później zaś otworzyłam kartę z twoim blogiem na komórce i zamierzałam zacząć... Zamierzałam przez taki okres czasu, że zdążyłaś opublikować ostatnią część! Matko, tym razem serio zaczynam. Ostatnio czytam bardzo mało i bardzo rzadko, ale nadszedł czas na nowo przeznaczyć jeden na wieczór na min. 1 rozdział.
    Gratulacje ukończenia tekstu już na samym wstępie, a ja cofam się do początku :')

    OdpowiedzUsuń
  5. Zakończenie wydaje się takie lekki w porównaniu do całości. To kolejne opowiadanie, do którego będę chętnie wracać. Czekam na twoje kolejne dzieło :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudne, szkoda że sie skończyło i jeszcze większa szkoda, że na razie nie będzie nowego, ale mam nadzieję że w końcu sie coś pojawi. Dziękuję:-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Całe szczęście, że historia o zmiennych zakończyła się happy endem ;)
    Prezent Maxa dla Marco był cudownym pomysłem i fajnie, że został przyjęty. Ciesze się też, że Sam i Marco ostatecznie wyjaśnili sobie wszystko to, co jeszcze było między nimi niedopowiedziane...
    No i mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości będę mogła znów przeczytać historię napisana przez Ciebie ;)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeju, nie mogę się pogodzić z tym, że to koniec. Bardzo zżyłam się z bohaterami. Jak wspomniał ktoś wyżej- ostatni akapit łamie serce. Uwielbiam Twój styl. Zazwyczaj nie lubię takich dłuższych opisów, nie wiem jak to nazwać, ale te Twoje są przecudowne, mogłabym to czytać z milion razy. Akurat słucham smutnej piosenki i zachciało mi się płakać. Nie możesz nas tak zostawić- ja będę czekać na nowe historie. Życzę powodzenia na studiach. Moja siostra właśnie w sobotę się obroniła, Tobie też się uda. Zazwyczaj nie komentowałam, ale tutaj na koniec- po prostu muszę.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ciągle zabieram się za napisanie komentarza i w sumie jakoś zabrać się nie mogę. Jestem jak ta sójka co się za morze wybierała. „Spotkanie” miałam okazję czytać w miarę jak powstawało. Męką było czekanie na kolejne rozdziały, ale ćwiczenie cierpliwości też jest ważne. :) Gdy czytałam ostatnie rozdziały wyłam jak nie wiem. Chusteczki poszły w ruch. Cały tekst jest bardzo przyjemny w odbiorze, świetnie się go czyta. Moim zdaniem jest najlepszym jaki do tej pory napisałaś. Chociaż z sentymentem wspominam Młodego i Amnezję. Z każdym tekstem się rozwijasz i nawet jeśli ktoś powie, że nie to ja się z tym nie zgadzam. Sprawiłaś, że polubiłam postacie, myślałam o nich, a Marco pokochałam z całego serca. Maxa też, mimo że pojawił się dopiero pod koniec. Ale złapał moje serce tym jaki jest. Dobrze, że każdy z bohaterów ma kogoś, do kogo może się przytulić, kto sprawia, że serce szybciej bije. Chwilami mieli krętą drogę, tobie się momentami ciężko pisało, ale wszystko dobrze się skończyło. Tobie się udało stworzyć Spotkanie, a bohaterom związki, w których będą żyć szczęśliwie. :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Rewelacyjne opowiadanie :)
    Nie wiem, jak to robisz, ale potrafisz doprowadzić człowieka do różnych emocji, co jest niezwykłe.
    Wspaniałe zakończenie cudownej historii :) Wszyscy żyją w zdrowiu i miłości. Kochają się, a to jest najważniejsze :)
    Kogo znalazł Marco? Kim jest jej matka? Myślę, że mogłoby powstać znowu wspaniałe opowiadanie lub one-shot, więc mam nadzieję, że szybko do nas wrócisz :)
    Jeszcze raz dziękuję za to, że mogłam wspaniale spędzić czas :)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Po przeczytaniu całego opowiadania, wciąż jestem pod wielkim wrażeniem... To opowiadanie jest niesamowite, styl w jakim go napisałaś zachwyca lepiej niż nie jedna książka <3 Dziękuję za niesamowite przeżycia, urzekajace fabuły i tak rożnych bohaterów <3 Życze Weny i w sercu mam nadzieje na przeczytanie kolejnego Twojego Dzieła które zachwyci mnie równie mocno jak 'Amnezja' czy 'Spotkanie' :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Czekam na więcej Twoich prac, a w międzyczasie zapraszam do mnie http://wswieciepauli.blogspot.com/

      Usuń
  12. Przeczytałam wszystkie Twoje blogi. Wszystkie cudowne. Mam nadzieje, że coś jeszcze powstanie spod Twojego pióra. Wiele razy wzruszyłaś mnie do łez a nie jest o to łatwo. Życzę powodzenia w życiu i weny do dalszych prac ^.^

    OdpowiedzUsuń
  13. Hej,
    rozdział cudo, prezent doskonały, zabawa, Marco ma wsparcie swoich partnerów, a to jest najważniejsza rzecz...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  14. Hej,
    zakończenie jest fantastyczne, wszyscy żyją szczęśliwie, haha robią za niańki do dzieci, Marco ciężko jest oddać matce dziecko po opiece nad nim, o tak historia zatoczyła koło, ale kim jest ta kobieta i dlaczego zdecydowała się tak podrzucić dziecko, aż bym chcciała jakiś doadatek o tej dziewczyne, trochę mi zabrakło informacji o matce Allana. mam nadzieję, że kiedyś powstanie jakieś nowe Twoje opowiadanie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  15. Przyznaj się!!! Kiedy następna część!? XD
    Obiecałam długi kom, ale teraz siły nie mam :/ Pewnie nie napisze go dzisiaj, ale myśle, że do końca tygodnia się wyrobie
    Buziaki
    Azusa:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przecież nie będzie następnej części. I gdzie ten długi komentarz?

      Usuń
  16. Kocham Twoje blogi!
    Są świetne w całości. To jak opisujesz bohaterów, ich uczucia i ciągniesz tyle wątków. Po prostu cudo. I to zakończenie. ��
    ( przeczytałam wszystkie twoje opowiadania w jeden dzień; od 00.30 do 04.30, i od 10.00 do 00.00)

    OdpowiedzUsuń