niedziela, 26 kwietnia 2015

Rozdział 8

Witam was w kolejną niedzielę :)
Tak, z góry piszę, że wiem. ZA KRÓTKO :D 
A tak na poważnie, mam nadzieję, że rozdział was zadowoli. 

INFO SPECJALNE:
Poszukuję bety :) Na razie mam sprawdzone 17 rozdziałów spotkania, może ktoś czuję się na siłach sprawdzać kolejne rozdziały i być może - o ile się pojawią - podjąć się betowania kolejnych tekstów? 
Rem - aktualna beta jest gotowa na to by sprawdzać kolejne rozdział spotkania, ale przyznała, że z powodów indywidualnych może być to ciężkie. Dlatego też pytam już teraz czy ktoś z was by się tego podjął? Jeżeli owa osoba nie chciałaby się ujawnić bardzo proszę o kontakt ladymakbetmlody@gmail.com :)
Zapraszam do czytania :)

Rozdział 8

            Marco o nic nie zapytał, gdy dostał w ramiona Liz i prośbę Lucasa rzuconą w pośpiechu by się nią zaopiekować. Szeroki, wesoły grymas wykwitł na jego twarzy. Miał nadzieję, że tym razem jego szef zwiąże się spokojnie z partnerem.
            Uśmiechnął się do dziecka i poszedł z nim do gabinetu, gdzie znajdował się najwygodniejszy fotel w całym domostwie. Przynajmniej według jego skromnej, subiektywnej opinii. Zastanawiał się, czym zająć Liz w czasie, gdy jej ojciec będzie sprawdzał więź ze swoim partnerem. Musiał pomyśleć o tym kiedy ją nakarmić i położyć spać. Wiadomo było, że potrzebowała regularnych pór dnia na to, by nic jej się nie pomieszało. Może za chwilę pójdzie po jakieś zabawki, którymi ją zabawi albo po prostu wsadzi do kołyski. Mała gaworzyła do niego i machała rączkami. Gdy tylko w zasięgu jej paluszków znalazł się palec Marco, został mocno chwycony i przyciągnięty do ust.
            – Ej, głodomorze. To jeszcze nie pora na odgryzanie ludziom dłoni, musisz trochę poczekać i podrosnąć. Dopiero wtedy będziesz mogła to robić. – Dziewczynka gaworzyła słodko. – Chociaż nie. Bo twój tata mnie zje za to, że ci pozwoliłem. Wujcio Marco czasem gada głupoty. – Pogłaskał ją po brzuszku. – A teraz siądziemy sobie na chwilę i odpoczniemy, co ty na to? – Gdyby ktokolwiek zobaczył tę dwójkę niecałe dwadzieścia minut później nie mógłby powstrzymać uśmiechu, widząc dość rosłego mężczyznę śpiącego z głową opartą na oparciu, chrapiącego z otwartymi ustami. Najzabawniejsze było to, że dziewczynki spoczywającej w jego ramionach wcale to nie budziło. Jej twarzyczka była pogodna, rączki uniesione w górę. Liz miała nowego, miłego wujka, który będzie doskonały w usypianiu jej. Problem w tym, że sam będzie z tego powodu cierpiał na bóle kręgosłupa. Znowu. Miłość dzieci ma swoją cenę.

***

            Allan miał ochotę się roześmiać, widząc swojego partnera w pokoju. Bardzo szybko dostarczył jego córkę do swojej bety. Musiał przyznać, że Marco wzbudził w nim sympatię i wiedział, że może mu zaufać. Na tę chwilę był jedyną osobą prócz Luca, której byłby zdolny powierzyć małą.
Siadł na rogu łóżka, obserwując poczynania kochanka, który miotał się po pokoju w poszukiwaniu czegoś.
– Co robisz? – Zapytał zaciekawiony. Ruchy mężczyzny były tak nerwowe, że wolał się upewnić czemu tak się zachowuje.
– Szukam żelu. – All nie mógł powstrzymać śmiechu. Sięgnął pod poduszkę partnera i wyciągnął małą tubkę. – Tego? – Luc zamruczał z aprobatą, co z kolei spowodowało gęsią skórkę na jego ciele. Krok mężczyzny był drapieżny, jakby czaił się do skoku, a zarazem przykuwał intensywnie wzrok.
Siadł jak gdyby nigdy nic, opierając się o zagłówek łóżka. Chciał mieć Alla na swoich kolanach, zwróconego przodem do niego. Po tym co działo się niecałe dwadzieścia cztery godziny wcześniej, zastanawiał się na co będzie sobie mógł pozwolić. Na ile wilk go dopuści do siebie. Marzył o tym by go pieścić i kochać się z nim.
– Chodź do mnie. – Czekał na reakcję kochanka na te słowa. Widział, jak podnosi się i na klęczkach przesuwa się na sam środek łóżka by siąść mu na kolanach. Przyciągnął go mocniej do siebie, gwałtownie atakując usta. Nie musiał długo czekać na to, by kochanek ulegle poddał się pocałunkom, otwierając usta. Ich języki splotły się ze sobą, drażniły nawzajem, zaplatając w tańcu. Oddechy mieszały się, a klatki piersiowe przy głębszych oddechach uderzały o siebie. Pocałunek był gwałtowny, pierwotny, pełen pasji, budzący napięcie i emocje w całym ciele.
– Chcę się z tobą kochać. Chcę cię mieć przy sobie, dla siebie, w moim życiu. – Luc ponownie pocałował kochanka, nie dając mu dojść do słowa. Gdy tylko brakło im powietrza, rozdzielił ich usta, ściągnął Allanowi koszulkę i pochylił się nad szyją. Jedna z dłoni podążyła na dolny odcinek pleców by przejechać po nim paznokciami. Reakcja, którą otrzymał, była dla niego zniewalająca. Chciał w ten sposób doprowadzić partnera do obłędu. Co rusz to przejeżdżał tam paznokciami, to muskał palcami, sprawiając im obu przyjemność. All wił się i jęczał w jego ramionach. Co chwilę napierając na te drugie biodra, pobudzając go. Pocałunki przestały tłumić jego reakcje, dlatego też zajął się całowaniem szyi.
Nigdy nie odczuwał pożądania tak gwałtownie. Co ten niedźwiedź z nim robił? Nie zamierzał się wstydzić tego, jak bardzo pożądał swego partnera, pasowało mu to. Sięgnął dłońmi do koszuli kochanka, rozpiął szybko guziki przy rękawach, pierwsze trzy przy kołnierzyku i zdjął ją przez głowę, nie bawiąc się w ceregiele .Odrzucił materiał na ziemię. Chciał widzieć Lucasa nagiego. To, co działo się wczoraj było niewystarczające, a zarazem pobudzało jego wyobraźnię, burzyło krew. Pochylił się i polizał partnera po sutkach, oplatając je lekko językiem, a za chwile dmuchając na nie zimnym powietrzem. Gdy lekko stwardniały, zassał się na jednym, drugi pieszcząc dłonią, ściskając między palcami, pocierając wrażliwą brodawkę i czasem ciągnąc za nią. Czuł, jak bardzo podobało się to niedźwiedziowi. Wolną rękę skierował na kark mężczyzny, drapiąc go lekko, ponieważ właśnie ten gest wywoływał w nim głębokie pomruki, które aż tak polubił.
Rozpiął mu guzik od spodni i zamek błyskawiczny. Jego oczom ukazały się szare bokserki z widoczną pod nimi główką rozpychającą się w materiale. Nie mógł powstrzymać głośniejszego przełknięcia śliny.
Uśmiechnął się lekko, widząc wpływające na policzki Allana lekkie rumieńce, o których wolał nie wspominać. Sięgnął do jego bioder by ściągnąć z niego materiałowe spodnie. Miał łatwiej ponieważ kochanek nie zdążył tak naprawdę jeszcze wstać łóżka. Wystarczyło, że zsunął je z jego bioder i mógł oglądać go w pełnej okazałości. W myślach obiecał sobie, że przyjdzie jeszcze taki dzień, gdy obaj będą chodzić spać takimi jakich ich matka natura stworzyła.
– Uwielbiam cię. – Wyszeptał mu do ucha i podgryzł je lekko. Jego dłonie pieściły boki kochanka, by co jakiś czas zsuwać się na uda budząc w mężczyźnie napięcie. – Rozbierz mnie. – All zsunął się z jego nóg na bok, chwycił spodnie i bieliznę z dwóch stron i z pomocą Lucasa zdjął je i rzucił na podłogę. – Połóż się, proszę. – Wymruczał niskim głosem.
Podobało mu się to, jak All wykonuje wszystkie polecenia. W tym momencie mógł obserwować całe jego ciało, mięśnie pracujące pod skórą, głodny wzrok skupiający się na drugim ciele. Pochylił się go by pocałować. Następnie stopniowo obniżał się z pieszczotą coraz niżej i niżej. Przez pewien czas skupił się na wrażliwych sutkach, pieszcząc je dłonią, językiem, ustami i oddechem. Gdy był już całkowicie zadowolony z reakcji partnera, zsunął się jeszcze niżej, muskając nosem jego brzuch, pępek, przykładając do niego na chwilę policzek i całując wrażliwsze miejsce oddalone trochę od pępka.
Allan zaśmiał się lekko, ponieważ w miejscu, w którym był aktualnie dotykany miał też łaskotki, nadwrażliwość na wszelki dotyk. Wplótł dłonie we włosy kochanka, pieszcząc delikatnie tył głowy i kark, palcem muskał od czasu do czasu miejsce za uchem, które wywoływało w Lucasie jeszcze głębsze pomruki. Niezmiernie mu się to podobało.
– Kochaj się ze mną – Powiedział cicho do Lucasa. Chciał tego, nie zamierzał odkładać wiązania na później, budzić w sobie poczucia niepewności.
– To też planuję. Wszystko po kolei. Nie musimy się spieszyć. – Musnął w pieszczocie wargi kochanka by ponownie zniżyć się w dół jego brzucha. Patrzył w oczy Allana, gdy pochylił się nad erekcją i zassał się na niej. Polizał główkę by za chwilę pieścić cały trzon. Jedna z dłoni skierowała się na udo Alla, druga na jądra – pieszcząc je ciepłym dotykiem.
Podobało mu się to, jak Allan wił się na łóżku, zaciskał dłonie na pościeli, podrygiwał biodrami, próbując zyskać dla siebie jak najwięcej przyjemności. Zlizał krople preejakulatu z czubka erekcji, polizał płaską część główki, przyciskając do niej język, pocierając mocno, a zarazem powoli.
Sięgnął dłonią po leżącą niedaleko tubkę i zaraz po otwarciu jej, wylał na palce trochę zimnej mazi. Roztarł ją, przy okazji rozgrzewając. Rozsunął szerzej nogi kochanka, ujawniając zaciśniętą dziurkę. Palcem potarł lekko skórę wokół niej, pobudzając, ale nie ingerując. Dopiero, gdy ciało Allana rozluźniło się, wsunął w niego opuszek palca.
– Ja… nigdy… – Kolejny jęk wydobył się z ust partnera. Pochlebiało mu to, że będzie jego pierwszym i ostatnim mężczyzną. Dobrze przypuszczał, że jedyną osobą, z którą był związany była Ellen i w sumie stało się tak tylko dlatego, by na świat przyszła Liz.
– Ciii. Wiem. – Wiedział, jak ważny w tym przypadku jest dotyk i akceptacja. Pierwszy raz był niezwykle ważny dla każdego człowieka czy zmiennego. Mógł wiązać się zarówno z przyjemnością jak i nieznośnym bólem przy braku ostrożności i wyczucia kochanka. Czasami nadmierny popęd partnera negatywnie odbijał się na dalszej relacji, czego Luc nie chciał. Wsunął głębiej palec, nie czując już takiego oporu ze strony ciała Allana, dlatego też pochylił się by ponownie połączyć ich wargi. Na początku dotyk ten był delikatny, pobudzający, by przy pierwszym wydanym przez Allana jęku, pogłębić się.
Lucas, czując poddanie partnera, jego zaangażowanie w pocałunek, wsunął delikatnie drugi palec, czując jednak opór. Nie zamierzał go poganiać, czekając by się rozluźnił. Jedna dłoń spoczywała we wnętrzu kochanka, pieszcząc go, a druga skupiła się na erekcji. Drażniąc ją to powolnymi, to szybszymi ruchami tak by Allan mógł osunąć się na skraj szaleństwa. Wsunął trzeci palec w kochanka w momencie, gdy biodra Alla zaczęły rytmicznie podrygiwać w kierunku ruchów na zewnątrz i wewnątrz jego ciała.
– Nie mogę już. – Wychrypiał gwałtownie All. Był na skraju orgazmu, pierwsze krople spermy zdobiły główkę erekcji tylko przez chwilę by po chwili kciuk Lucasa mógł je rozetrzeć. – Już… – Słowa utonęły w pocałunku. Ochrypły okrzyk został zatrzymany przez ciepłe usta, które go przyjęły. Ciało napięło się intensywnie, kręgosłup wygiął się gwałtownie, oddech uwiązł w gardle, a oczy instynktownie się przymknęły. Luc podrażnił coś w jego wnętrzu, co doprowadziło go do orgazmu, jedno muśnięcie palcem, a on doszedł tak gwałtownie że, aż pociemniało mu w oczach.
Wiedział, że ten widok na zawsze pozostanie mu w pamięci jako wzór zachowań kochanka. To, jak intensywnie dochodził, reakcje ciała, rumieńce. Podobał mu się wilk spoczywający pod nim na łóżku. Tylko jego.
Nie przestawał pieścić wnętrza, pobudzając od nowa ciało partnera. Sycił wzrok tymi widokami, słuchając jęków.
– Kocham cię Allan. Kocham. – To była prawda. Może i nie byli namiętni od samego początku, ale ta wersja związku podobała mu się najbardziej. Odczuwał tak głębokie emocje w stosunku do partnera że, aż go to zaskakiwało.
– Ja ciebie też. – Powiedział ochryple All. Od krzyków zdarł sobie gardło. – Chcę cię mieć już blisko siebie. – Chwycił jego nadgarstek, unieruchamiając rękę. Spojrzał mu głęboko w oczy. – Chcę się z tobą kochać. – Jak ckliwie by to nie zabrzmiało, u Lucasa słowa te wywołały gwałtowną falę ciepła i chęć wzięcia partnera w ramiona. Zamiast tego kiwnął tylko głową, całując go od nowa, odbierając nie tylko oddech, ale i zmysły. – Macie jakieś rytuały? – Zapytał niepewnie. Nigdzie o tym nie czytał, więc wolał się upewnić, niektórzy zmienni musieli związać się w określony sposób by wiązanie było prawidłowe.
– Nie. Zrobimy to, jak będziesz chciał. – Nie myśląc za wiele, przyciągnął Lucasa do pocałunku. Chciał go widzieć, później będą mogli kochać się tak, jak uznają to za słuszne, teraz jednak pragnął utrzymać między nimi stały kontakt.
Luc zrozumiał sugestię, lokując się wygodnie między udami Allana. Ustawił się tak, by mieć swobodny dostęp do ciała kochanka, napierając lekko erekcją na jego wejście.
– Zrobimy to powoli, dobrze? – Oparł się wygodnie po obu stronach głowy partnera. Potarł lekko nosem o jego i pocałował krótko.
– Dobrze. – Wzrok Allana był zrelaksowany, co potwierdzało, że są na dobrej drodze do partnerstwa. Ciężki piżmowy zapach unosił się w pokoju, podsycając atmosferę namiętności. Popołudniowe słońce grzało ich skórę, rozleniwiając zmysły.
Nie uprzedzając wcześniej Alla, pchnął lekko swoimi biodrami tak, by przejść przez pierwszy krąg mięśni. Spodziewał się gwałtownego zaciśnięcia na jego nadwrażliwej główce, jednakże nic takiego nie miało miejsca. Może na początku partner lekko zadrżał, ale nic więcej.
– Najgorsze za nami. Teraz będzie tylko łatwiej. – Sam nie wiedział czemu aż tak upewnia mężczyznę we wszystkim, co robi. Pchnął mocniej biodrami, starając się uzyskać odpowiedni kąt. Wiedział, jak cholernie boli, gdy partner zrobi coś źle. Niektórzy zapominali zapoznać się z budową anatomiczną człowieka, przez co  niepotrzebnie robili potem krzywdę. Wolał posuwać się powoli niż gdyby miał z pełnym impetem uderzyć w zakręcone mięśnie partnera, co spowodowałoby ogromny ból.
Podczas zagłębiania się w ciało Allana, cały czas go dotykał, pieścił, pocierał, lizał i całował. W ten sposób skutecznie odwracał jego uwagę od tego, co robił. Nie potrzebne im było, by mężczyzna spiął się nagle.
– Nie musisz mnie traktować jak lalki. – Wysapał w pewnym momencie kochanek. Spojrzał mu w oczy i widział w nich tylko pozwolenie na szybszą reakcję.
Czuł się tak cholernie dobrze. Lucas dbał o jego komfort i samopoczucie. Starał się być, aż do przesady delikatny, a nie musiał tego robić. Obsunął biodra tak, by cała erekcja mężczyzny znalazła się w nim, na co ten zasyczał przez zęby.
Podobał mu się widok wielkiego ciała Luca nad nim, spojrzenie pełne pożądania, które wzbudzało aż iskry w powietrzu. Wiedział, że może mu się oddać nie tylko pod względem seksualnym, a nic mu się nie stanie. Zdąży z nim jeszcze poeksperymentować, bo miał na to ochotę i nie zamierzał tego ukrywać. Jednak to, co było teraz również mu pasowało. Delikatność i czułość, przez które jednak nie czuł się mniej męski. Poruszył na zachętę biodrami, widząc zaciśnięta szczękę kochanka. Przecież nic mu się nie stanie, nawet jeśli coś miałoby go zaboleć.
Cholerny kusiciel. Chciał mu dać czas na dostosowanie się do tej sytuacji, ale All jak na złość nie chciał go posłuchać. Sam zaczął poruszać się na erekcji wywołując w jego ciele groźny pomruk. Oj tak, reakcja mężczyzny była doskonała. Spojrzał na niego z ogniem i prowokacją w oczach, ruszając się ponownie.
Przytknął usta do warg Allana i zaczął dość szybko się poruszać. O tak. Fala ulgi rozlała się po jego ciele, tego mu było trzeba. Seksu z partnerem, który poddawał się temu, co zamierzał z nim robić. Podobało mu się to, że jest aż tak uległy, oddający się pod jego opiekę w łóżku. Klatki piersiowe ocierały się o siebie, tak jak brzuchy. Penis mężczyzny uwięziony pomiędzy ich ciałami, narażony został na intensywne tarcie z jednej jak i drugiej strony. Czuł wilgoć powoli skapującą z niego. Musiał go doprowadzić do orgazmu chwilę przed sobą, wtedy będzie mógł związać się z Allanem.
Postarał się oprzeć wygodnie na jednej ręce, ciągle wykonując wolniejsze posuwiste ruchy, które były znacznie bardziej intensywne, a zarazem drażniące. Czuł jak w jego wnętrzu całe napięcie kumuluje się w jednym, strategicznym teraz miejscu. Nie brakowało mu dużo.
Chwycił penisa kochanka w dłoń pieszcząc go szybko i intensywnie, co było kontrastem dla ruchów wewnątrz Alla. Z doświadczenia wiedział, że taka synchronizacja ruchów tylko pogłębi odczuwaną przez partnera przyjemność i da szybsze spełnienie. 
Nie minęła chwila, a w pokoju rozległ się krzyk Allana, który ponownie tego dnia dochodził gwałtownie w dłoń partnera.
Lucasowi w tym momencie wydłużyły się kły, orgazm uderzył również w jego ciało, przez co zanurzył swe zębiska w ciele kochanka.
Allan poczuł jak w skórę pomiędzy ramieniem, a szyją zagłębiają się zęby Luca. Niby nic, a jednak jego ciało zostało jak gdyby porażone od wewnątrz ciepłym prądem, który opuścił go w kolejnym, małym już wytrysku. Czuł, jak ich oddechy mieszały się gwałtownie ze sobą, płuca próbowały złapać tlen po tak intensywny wysiłku. Nie zarejestrował, kiedy oplótł swoje kończyny wokół ciała niedźwiedzia, przyciągając go mocniej do siebie, jak gdyby potrzebował jeszcze większą ilość czułości i dotyku. Cały drżał od przeżytych orgazmów, wzrok dopiero odzyskiwał swą ostrość. Na samym końcu dotarł do niego metaliczny zapach krwi. Na początku pomyślał, że to jego, dopiero gdy odczepił swoje palce od pleców Luca zobaczył, że one również znajdowały się we krwi.
– Przepraszam. – Mruknął, widząc to, zaraz jednak jego wszystkie myśli uleciały mu z głowy.
– Podobało mi się to.  Możemy tak częściej. – Szeroki uśmiech niedźwiedzia wywołał w nim salwę śmiechu.
– Czyżbyś lubił odrobinę bólu w sypialni? – Mruknął miękko. Nie przeszkadzałoby mu to, gdyby czasem musiał być mu całkowicie posłuszny.
– Może tak, może nie. To zależy także od ciebie. – Puścił mu oko. Dopiero po kolejnych pocałunkach udało im się rozplątać własne kończy i położyć wygodnie. Allan został przytulony do boku niedźwiedzia, co przyjął z lekkim uśmiechem.
– A co jeśli ja będę chciał dominować w łóżku? – Może kiedyś się na to zdecyduje. Tak samo jak na zrobienie Lucasowi przysłowiowego „loda”.
– Daj znać tylko, kiedy mam być gotowy. – Odpowiedział sennie Luc. Nie minęła dłuższa chwila, a po tak intensywnym poranku poszli ponownie spać. Tym razem szczęśliwi i zadowoleni.

***

            Marco wcale nie był wścibskim człowiekiem. Przespał ponad dwie godziny w cholernie niewygodnym fotelu, ponieważ ostatnimi czasy ciągle nie dosypiał z kilku powodów. Gdy się obudził, wziął ponownie Liz w ramiona. Gdy otworzył oczy, dziewczynka nie spała, ale była zajęta zjadaniem własnych rączek. Dawno nie widział tak pogodnego dziecka, które nie budziłoby się i nie zasypiało z płaczem. Podniósł się leniwie, poszedł do kuchni po kilka łyków herbaty, po czym położył małą do jej łóżeczka. Chwilę postał nad nią, próbując zabawić pluszakami. Odpuścił sobie, postanawiając iść zrobić sobie mocnej, ciepłej kawy. Nigdy nie pił zimnej, nienawidził tego. Przechodząc ponownie w stronę kuchni, nie mógł powstrzymać się przed zajrzeniem do sypialni przyjaciela.

            Chyba był zboczony, ale trudno. Widząc wtulonych w siebie mężczyzn, śpiących w rozkopanej pościeli uśmiechnął się pod nosem i zszedł tak, jak planował zrobić sobie napój bogów. Mógł w końcu swobodnie odetchnąć. Jego przyjaciel miał kogoś na kogo zasłużył. Cholernie się z tego powodu cieszył. Najważniejsze by Luc był szczęśliwy.

niedziela, 19 kwietnia 2015

Rozdział 7

Kochani!
Miłego czytania :) Dzisiaj się nie rozpisuje. Musze jednak wspomnieć, że "Spotkanie" rozrasta się w mojej głowie. A to jest przerażające :P


Rozdział 7

            Noc w domu niedźwiedzi minęła spokojnie. Lucas, biorąc szybki prysznic, podjął decyzję, że nie będzie naciskał na Allana w sprawie wiązania. Z pożądaniem da sobie radę, ale będzie czekał, kiedy to jego partner do niego przyjdzie. Gdy w końcu obaj znaleźli się w jednym łóżku, przytulił się do Alla i poszedł spać.
            Prawda wyglądała niestety trochę inaczej niż widział ją Luc. Mężczyzna miał bardzo głęboki sen, który ciężko było przerwać, tak więc jego przyszły kochanek nie miał problemu z wymykaniem się z sypialni, gdy tylko Liz płakała. A tej pierwszej nocy w nowym, nieznanym jej miejscu, była bardzo niespokojna. Budziła się pięć razy i długo nie mogła przestać płakać.
            Widząc swego partnera śpiącego, przywódca klanu założył, że potrzebuje on trochę  się zregenerować po tym wszystkim, co go ostatnio spotkało. Zszedł do kuchni z zamiarem zrobienia sobie kubka mocnej kawy i śniadania dla dwojga. Zaskoczył go widok Marco trzymającego Liz na ramieniu i karmiącego ją butelką.
            – Obudziła się? – Zapytał głupio.
            – Jak widać. Allan śpi? – Dopiero to wzbudziło ciekawość niedźwiedzia.
            – Tak, a co?
            – W nocy ciągle do niej chodził. Raz słyszałem, jak płakała, koło czwartej nad ranem, ale kołysał ją już w ramionach. Powiedział, że już któryś raz wstaje. Nie słyszałeś tego? – Włoch pierwszy raz widział swojego alfę zarumienionego ze wstydu. – Nic, a nic? Przecież mała by umarłego zbudziła. – Zdziwił się. – Mieszkam dwie sypialnie dalej, a też reagowałem.
            Przynajmniej wiedział, że jego partner nie jest śpiochem, który lubi późno wstawać. Sam dzisiaj poświęcił na to o wiele więcej czasu niż zazwyczaj i wyjątkowo trudno mu się było zebrać do zejścia na dół. Ciepła pościel i kochanek wtulony w niego były wystarczającą zachętą.
            – W ogóle. Allan będzie mnie musiał szturchać, żebym do niej wstawał, nie chcę by tylko on się nią zajmował. – Widział, jak sprawnie Marc, odstawia pustą butelkę, daje sobie śliniak na ramię i ustawia dziecko w pozycji pionowej, poklepując mu lekko plecki.
            – Dobrze, że chcesz to robić. On wydaje mi się… nieufny, ostrożny.
            – I masz rację. Mam dokładnie to samo zdanie i od wczoraj chodzi mi po głowie jak to zmienić. – Wsypał do dużego, niebieskiego kubka trzy łyżeczki rozpuszczalnej kawy, dodał pół łyżeczki cukru, zalał gotującą się wodą, a na sam koniec dolał odrobinę mleka. Po chwili zastanowienia zrobił równie mocną kawę dla partnera tylko z większą ilością dodatków.
            – Nie jesteście sparowani. – Marco miał to do siebie, że nie bawił się w subtelności. Wszyscy znali go z tego, że zawsze mówił prawdę, choćby miała ona bardzo zaboleć. I dlatego często zamiast o coś zapytać, walił prosto z mostu.
            – Nie. – Nie miało sensu ukrywanie tego stanu rzeczy, ponieważ zapach na jego skórze był słabo wyczuwalny, tak samo u Allana. Gdyby byli związani, wszyscy czuliby go znacznie intensywniej.
            – Chyba wszyscy widzieli, jak uciekł od ciebie i zgarnął płaczącą małą. Zaraz potem wyszedł. Nie wiedzieliśmy nawet jak zareagować.
            – Nie przejmuj się, miałem to samo. A co inni…? – Nie dokończył pytania, wiadome było czego chce się dowiedzieć.
            – Nie zamierzają się wtrącać do czasu, aż ty nie zdecydujesz, co robimy. Przecież nie każdemu się udaje. Czasem parujemy się za szybko, a partner potem okazuje się sukinsynem. Zdarza się. Może to i lepiej, że uciekł teraz, a nie po tym, jakbyście się już związali na stałe.
            – Mhm. – Zajął się szykowaniem śniadania, więc nie przyznał się do tego, że nie słuchał swojego zastępcy.
            – Luc, czy ty jesteś go pewny? – Wątpliwości, które mu towarzyszyły, nie mogły ujrzeć światła dziennego. Wiedział, jak wiele zaryzykowałby stwierdzając, że nie ma pewności co do przyszłego kochanka, że nie potrafi przewidzieć, jak zachowa się za chwilę. Jako przywódca i partner, musiał być pewny Allana, nawet gdyby wszyscy inni w niego zwątpili. All nie ułatwiał im życia przez swoje tajemnice.
            – Tak, Marco, jestem. Inaczej nie wpuściłbym go za próg tego domu. Nie zamartwiaj się niepotrzebnie. Co dzisiaj musimy zrobić? – Zmienił temat, by jego zastępca nie miał czasu na następne pytania. Dopiero od tej pory rozmowa potoczyła się szybko i sprawnie, czego oczekiwał. Mimo już dość długiego życia ze zmiennymi nadal nie był przyzwyczajony do tego, że ktoś aż tak bardzo się nim przejmuje. Gdy reszta domowników zebrała się w kuchni, by zrobić śniadanie, a zaraz potem nastawić obiad – nie mógł nie zauważyć ich ciekawych spojrzeń. Na szczęście dla niego niczego nie skomentowali, nie pytali, po prostu patrzyli. Liz była już od pewnego czasu w jego ramionach. Wziął ją od Marco, gdy tylko zaczęli rozmawiać na tematy czysto biznesowe. Nie zamierzał jeść dzisiaj z nimi, potrzebował odrobiny prywatności tym bardziej, że nie musiał nic robić. Chciał spędzić swój czas z partnerem, musiał z nim poważnie porozmawiać, chociaż nie wiedział czy w ogóle mu się to uda.

***

            Allan obudził się w momencie, gdy Lucas wszedł z jego córką do pokoju. Mała gaworzyła słodko, co go niezmiernie ucieszyło, a jego mężczyzna stroił dziwne miny. Mógł ich spokojnie obserwować, ponieważ Luc nie zwrócił na niego większej uwagi. Powinien pomyśleć nad tym co powie niedźwiedziowi o sobie, swoim życiu, przeszłości, która nie była łatwa. Przede wszystkim skupi się na tym, dlaczego tak długo był samotny. Nie był gotów jednak wyjaśniać wszystkiego od raz, więc zastanawiał się czy w ogóle warto to zrobić. Czy powinien zaoferować cząstkę swojej historii i oczekiwać zrozumienia?
            – Chyba musimy porozmawiać. – Spojrzenie Lucasa spoczęło na jego twarzy, podszedł do łóżka, położył na nim Liz, a sam usiadł obok niego. Sam nie wiedział czego szukał w jego oczach. Tego, że go zaakceptuje, pokaże, że nie ma się czego obawiać? Nie było to możliwe i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Okropne uczucie, które burzyło mu myśli i uczucia. Na dodatek Lucas wcale nie chciał spróbować się z nim kochać, co także prowadziło do niepotrzebnego napięcia. Cholera jasna. Wiedział, czego mężczyzna będzie oczekiwał, pytaniem zasadniczym było, kiedy on się na to odważy. Jego ciało szalało mając go przy sobie, ale na razie to umysł miał większą kontrolę nad zachowaniem.
            – Jeśli tego chcesz. – Czuły dotyk wylądował na jego policzku, palec wskazujący muskał go, instynktownie wtulił się mocniej w dłoń. – Zastanawiam się, czego się obawiasz, co ci chodzi po głowie. – Widząc pochylającego się niedźwiedzia, również zbliżył się do pocałunku. Nie był on namiętny, pełen pasji, ale czuły i delikatny. Zaskakiwało go to, jak bardzo Luc odczytywał to, co było mu potrzebne. Wyjątkowo nie potrzebował pasji, namiętności, chciał… Oczekiwał akceptacji, wsparcia, poczucia bezpieczeństwa, zaufania. Gesty mężczyzny wskazywały na to, że może na nie liczyć. Sam fakt, że niczego na nim w nocy nie wymógł, gdy stwierdził, że nie da rady się z nim sparować. Wypuścił go ze swych ramion, pozwalając uciec, nie bacząc na siebie.
            – Chyba zbyt wiele, by skończyło się to tylko na dzisiejszej rozmowie. – Przyznał szczerze. Uśmiechnął się lekko na kiwnięcie głową, które otrzymał i tym razem sam pocałował Lucasa. – To wszystko nie będzie dla mnie łatwe i nie jestem pewien czy będę w stanie ci wszystko wyjaśnić od tak.
            – Nie musisz tego robić, mamy całe życie przed sobą. Postaram się mieć zawsze czas dla ciebie, kiedy będziesz tego potrzebował, ale nie wszystko zależy ode mnie.
            – Wiem. Po prostu… wpuszczenie cię do mojego życia trochę mnie przytłacza. – Lucas nie dał po sobie poznać, jak zabolały go te słowa, da sobie z nimi radę. Allan musiał mu zaufać.
            – Zrobisz to, jeśli tylko będziesz miał ochotę, ja nie zamierzam naciskać. Na nic. – Czuł się, jakby dyskusja toczyła się na dwóch różnych płaszczyznach. Nie tylko życia codziennego, ale też intymnego, chociaż nie mówili o tym wprost. Był pewien, że rozmowa ta tyczy się właśnie tego.
            – Dzięki. – Musnął lekko jego wargi chcąc się nacieszyć tym smakiem. Partnerstwo. Do tej pory słowo to kojarzyło mu się z czymś prostym, przyjemnym, wzajemnym szacunkiem, praktycznym brakiem poważniejszych problemów, a jeśli już to para musiała dać sobie z nimi radę, zaufaniem, rozmowami i ciepłem, pożądaniem, namiętnością. Teraz wiedział jednak, że nic nie jest tak proste jak w opowieściach, które życie lubi weryfikować.
Sam fakt tego, jak zaczął się ich związek. Powinien od razu wyczuć jego obecność w hotelu, zareagować na najsłabszy zapach, a on, gdyby nie uważność pracowników, straciłby partnera. Wszystko zaczęło się spokojnie, bez wielkiej namiętności, pożądania – które oczywiście, było, ale nie takie, o jakim wcześniej słyszał. To z kolei spowodowało, że zaczął się zastanawiać – ile z rzeczy, które kiedyś usłyszał było kłamstwem? Nie mógł tego jednak stwierdzić, ponieważ był świadkiem wiązania się zbyt wielu par, by od tak to zanegować. Niektórych odpowiedzi ciała, przynajmniej w przypadku mężczyzn, nie da się ukryć, reagują zbyt żywiołowo na obecność partnera, którego wcześniej nigdy nie widzieli. U nich tego nie było, co mogło wzbudzić w nim wątpliwości, czy to właściwie było to?
Jego niedźwiedź był pewny, więc i on nie mógł poddać się negatywnym odczuciom. Nie miał do nich prawa, tym bardziej, że Allan chciał w końcu opowiedzieć o sobie coś więcej. Wyciągał dłoń w kierunku ich przyszłej relacji. Przed zaśnięciem rozmyślał chwilę o tym, co miało miejsce, gdy All zareagował na płacz małej. Przestał być zazdrosny o dziecko, zdał sobie sprawę, że nie ma uzasadnienia dla takiego zachowania. Mała była zależna od dorosłych, a ta dwójka musiała sobie dawać radę sama jak do tej pory. Tłumaczył to w sposób logiczny i prosty, ale gdzieś w środku czuł żal, że wilk nie zaufał im na tyle, by oddać Liz pod opiekę kilku zmiennym, którzy nie byliby jej w stanie skrzywdzić. Nie blokował tych emocji, wiedział, że nie tędy droga. Ale nie zamierzał obarczać za to winą Allana.
– Nad czymś myślisz. – Stwierdził, zauważając zmarszczone brwi partnera.
– Od czego powinienem zacząć. Chcę, żebyś zrozumiał całą historię – podjął w tym momencie decyzję – tylko zastanawiam się…
– Nie myśl. Po prostu zacznij opowiadać, zrozumiem ją, obiecuję. – Allan oparł się wygodnie o zagłówek łóżka.
– Byłem niemowlakiem, jak moi rodzice mnie znaleźli. – Wypowiedział najtrudniejszą rzecz, która od długiego czasu nie dawała mu spokoju. Właściwie przez pół ciąży Ellen zastanawiał się nad tą kwestią. Kim była kobieta, która go urodziła? A facet, który… – Zostawiono mnie w lesie, z karteczką w kocu. Ta, która mnie urodziła, nie liczyła na to, że ktokolwiek mnie znajdzie, chciała mojej śmierci jako „potwora”. Zmienny ją zgwałcił, a ja okazałem się tym samym, co wzbudzało w niej traumę. Niestety, chociaż może to dobrze, trafiła na ziemie zmiennych i to mnie uratowało. – W tym momencie Lucas już wiedział, czemu Allan aż tak dba o Liz. Miał rodziców, ale nie wiedział, kim jest.
– Skoro chciała byś zmarł, po co zostawiła kartkę? – Lucas zadał bardzo ważne, dręczące go pytanie.
– Nie mam pojęcia. Może religia jej na to nie pozwoliła? Albo moralność? Sam się nad tym zastanawiam. – Lucas zbliżył się do niego, zajął miejsce tuż obok i przytulił do siebie. Mówienie, patrząc mu w oczy było znacznie trudniejsze, niż gdyby mieli rozmawiać tak jak teraz, siedząc wtuleni.
– Robisz to, bo nie znasz własnej tożsamości, prawda? – Kiwnął głową. – Mimo posiadania rodziny, która cię wychowała, chciałbyś wiedzieć, dlaczego cię porzuciła. Chcesz zrozumieć jej motywy. Bo ten, który podała uważasz za niewystarczający?
– Masz rację. Chociaż wątpię, żeby mi się to udało. Jest tyle milionów ludzi na świecie, że równie dobrze mogła wyjechać by mnie urodzić, zostawić i wrócić do siebie.
– Zmienni mają przecież bazy danych zawierające wyniki DNA wszystkich. Gdybyś chciał dowiedzieć się, kim jest twój prawdziwy ojciec, mógłbyś to zrobić. Może będzie pamiętał, kim ona była, o ile jeszcze żyje?
– To chyba kwestia zasadnicza. Nie wiem czy tego chcę. Nie wiem, jak się zachowam, gdy spotkam zmiennego, który zgwałcił kobietę i z tego powodu powstałem ja. – Lucas dłonią obrócił jego głowę do siebie. Dotyk był delikatny, pełen miłości.
– Możesz zrobić, co chcesz. To moje ziemie. Jestem w stanie pójść na wojnę z innym klanem, jeśli to będzie potrzebne, rozumiesz? – Kolejne kiwnięcie głową i czuły uścisk mocniej zawiązywały ich relacje. Lekko rozsupłana nić partnerstwa umocniła się, nabrzmiała od miłości, która nie została wypowiedziana.
– Dziękuję. – Liz zaczęła cicho kwilić, więc wziął ją w ramiona i patrząc w oczy małej, starając się ją zabawić, zaczął opowiadać dalej.
– Wiadomo, że nie pamiętam, jak to wyglądało, ale opowiedziano mi po latach, że zmienny, który mnie znalazł zaniósł mnie do alf, a ci przyjęli mnie jak swojego. Moja matka poroniła swój miot w zaawansowanej ciąży, a właściwie dzieci z niewyjaśnionych przyczyn przestały oddychać przed urodzeniem. Spodziewała się bliźniaków. – Zamilkł, przełykając głośno ślinę. – Pokochała mnie, twierdziła, że może tak właśnie chciało przeznaczenie. Wykarmiła mnie własną piersią, zapewniała opiekę, kochała. Ojciec to samo. Nie doczekał się własnych dzieci, dlatego ja byłem jego ukochanym synem.
– Gdzie teraz są? – Lucas musiał to wiedzieć. Gdyby nagle się okazało, że to Allan ich zabił, musiałby zgłosić to radzie.
– Nie żyją. Tak samo jak cały mój klan. – Złapał szybko powietrze. Nie wierzył w to, co słyszał. Było chyba gorzej niż myślał, ale nie zamierzał ufać tak niedokładnym informacjom i swoim podejrzeniom.
– Jak to się stało? – Zacisnął lekko pięść by w razie czego móc się obronić. Allan był całkowicie rozluźniony, jakby pogodzony z tą myślą.
– W zeszłym roku zmienni mieli jakiś super ważny zjazd na północy, prawda? – Kiwnął głową, sam musiał na nim być. Duże tereny ziemi były atakowane przez ludzi i musieli ustalić co robić dalej. Z powodów bezpieczeństwa wszyscy mieli podróżować razem i nikt nie mógł zostawać w domostwach.
– Tak, pamiętam. Nie widziałem cię tam, mógłbym cię wyczuć.
– Nie było mnie. Ellen trafiła do szpitala i musiałem przy niej być. Wtedy dowiedziałem się, że jest w ciąży. A zarazem… – Allan spiął się i zacisnął mocno szczękę.
– To twoja wataha rozbiła się, uderzając w morze. – Lucas nie dowierzał, w to co powiedział. Chłopak pochodził z jednej z najsilniejszych do tej pory rodzin, do czasu aż wszyscy zmarli jednego dnia.
– Od tej pory jestem samotny wilkiem. Nie dlatego, że coś zrobiłem, ale z powodu, że utraciłem wszystko, co ceniłem. Jednego dnia moja przeszłość i zyskana przyszłość obróciła się w proch. – Spojrzał mu w oczy. –  Od tamtej chwili jedyną rodziną, którą miałem była Ellen i Liz rozwijająca się w jej brzuchu. A gdy ona się pojawiła – musnął opuszkiem palca usteczka dziecka – została mi odebrana przyjaciółka, kochanka i żona, ale do czasu. – Przekaz tych słów był jasny. Wilk, mimo swoich wątpliwości, niepewności – przywiązał się do niego. Uznał za rodzinę. A to było dla Luca najważniejsze. – Widzę, że zabolały cię moje słowa. – Miał rację, nie tak łatwo słuchać o innej miłości.
– Nie mogę wymazać twojej przeszłości.
– Nie, a nawet nie powinieneś chcieć tego robić. Ellen była moją jedyną ludzką przyjaciółką. Wiedziała, że chce dzieci, a zdawała sobie sprawę, że przy mojej orientacji nie będzie to łatwe. Została moją żoną tylko dlatego, bym mógł decydować o jej życiu i zdrowiu w momencie, gdy przy porodzie coś poszłoby nie tak. Nie chciała by zrobili to jej rodzice. Oni wybraliby ją. Była przekonana, że ja wybiorę małą – tak samo jak ona. Po czasie sądzę, że może miała jakieś przeczucie co do tego, co miało nastąpić. Nie wiem. Wymogła na mnie wiele decyzji, które wyszły mi na dobre.
– Kochała cię. – Stwierdził prostu, wiedząc że ma rację.
– Tak. Ja ją też, ale tylko jak przyjaciółkę. I to był główny problem, a teraz… Jej już nie ma. Została mi tylko Liz.
– Masz jeszcze mnie.
– Was, Lucasie. Wiem, że nie okazuję na razie nadmiernego zaufania, ale nauczyłem się być ostrożny. Kiedyś taki nie byłem, nie aż tak. Zabrzmi to kolokwialnie, ale życie wymogło ode mnie takiego zachowania. Wiem, że jeśli zostawię wam Liz, nic jej się nie stanie, mogę wam zaufać, ale potrzebuję czasu.
– Będziesz go miał. – Poczuł na swoich wargach długi pocałunek. Przyciągnął go mocniej do siebie i ułożył w ramionach. – Chcesz mi o czymś jeszcze opowiedzieć?
– Przed wylotem mój ojciec nie mógł zrozumieć, dlaczego zamierzam jechać do szpitala i złamać rozkaz. Twierdził, że możemy mieć przez to problemy, ale chyba nie tylko dla zmiennych rodzina jest najważniejsza, a Ellen tym właśnie dla mnie była. Jeszcze jak przez telefon powiedziała mi, że jest w ciąży... On był wściekły, że nie była taka jak my, że dziecko może mieć problemy ze zmianą. Matka go trochę ułagodziła. Ale żałuję, że nie powiedziałem im, jak bardzo ich kocham i szanuję za to, co dla mnie zrobili, ile rzeczy poświęcili.
– Naprawdę tak uważasz? Gdyby cię nie chcieli, oddaliby cię innej parze. Poświęcili się w takiej samej mierze jak dla swojego dziecka. Byłeś ich. Pojawiłeś się tam z konkretnego powodu. Na pewno nie chcieliby, byś się zadręczał.
– Czemu tak sądzisz? – Lucas musiał wyjaśnić Allanowi pewną rzecz.
– Ponieważ znałem twojego ojca. To on pomógł mi stworzyć nasz klan. Wyjaśnił zasady funkcjonowania watahy. Niedźwiedzie są samotnikami i żyjemy trochę inaczej niż w naturze. Pomógł mi sześć lat temu stworzyć to wszystko, co mam teraz. Był dobrym człowiekiem i wspominał o tobie. Nie mogłem przypuszczać, że będziesz moim partnerem. Nie miał na sobie twojego zapachu.
– Studiowałem i rzadko bywałem w domu. Może dlatego. Ale… – W tym momencie uświadomił sobie ważną rzecz. – Cholera jasna! – Otworzył szeroko oczy. Nie skojarzył tych faktów, zresztą jego opiekun nie wyjaśnił mu gdzie dokładnie był. Gdy się spotkali po wizycie ojca Allana u Lucasa, rozmawiali tylko chwilę, bo przyjechał po książki i usłyszał, że rodzic załatwiał sprawy związane ze zmiennymi.
– Co takiego?
– To... To wtedy zacząłem… Kurwa mać! – Chwycił się za głowę. Prawda uderzyła go obuchem w łeb, aż zakręciło mu się w głowie. – Ty mnie nie czułeś, ale ja ciebie tak. Siedziałeś blisko mojego ojca? – Zadał zdecydowanie pytanie.
– W sumie chyba tak. Nie pamiętam. Wiem, że przeglądaliśmy razem księgi i dokumenty. Tłumaczył mi wiele rzeczy, pokazywał to w księgach dla podparcia.
– Twój zapach osiadł lekko na jego ubraniu. Poczułem go, jak przyjechałem do domu. Byłem przed egzaminem, musiałem wziąć jeszcze książki, które mogłyby mi się przydać do nauki.
– Aż tak dokładnie to pamiętasz? – Zdziwił się. On czasem nie pamiętał, co robił miesiąc temu, a co dopiero konkretnego dnia kilka lat temu.
– Tak, bo od tamtego momentu zacząłem tęsknić za partnerem. A z czasem i za dzieckiem. Poczułem twój zapach na jego ubraniu. Zbyt delikatny bym mógł stwierdzić, że jesteś moim partnerem, ale coś wewnątrz mnie rezonowało, z tym co poczułem. – Lucas spojrzał na niego uważnie. Nie kłamał, to było pewne. Czyżby zmarnowali sześć lat przez to, że nie rozpoznali swojego zapachu? Czy to było możliwe?
– Kurwa mać!
– Dobrze powiedziane. – Allan położył delikatnie Liz na łóżku, a sam usiał na kolanach Lucasa. – Nie wiedziałem. Przepraszam. – Pochylił się lekko i opuszkiem palca poprawił lekko przydługawe włosy na czole mężczyzny. Następnie obrysował nim jego żuchwę, zbliżył go do oka, które się zamknęło, przeciągnął nim przez nasadę nosa, po policzek, kończąc na wargach. Usta Lucasa były delikatnie otwarte, patrzył mu głęboko w oczy, a ciepły oddech owiewał mu szyję. Starał się go zapamiętać właśnie takiego jak w tej chwili. Nie miał ku temu powodów, a jednak czuł potrzebę by to zrobić. Nie minęła chwila, a wargi spoczęły na obojczyku, pieszcząc go delikatnie. Przez ciało przepłynął szybki dreszcz.
– Mała. – Mruknął cicho. Słyszał o ludziach, którzy potrafili kochać się przy niemowlaku leżącym na łóżku, ale osobiście nie potrafił sobie tego wyobrazić. Nie było mowy, żeby mógł uprawiać seks z partnerem nawet jeśli dziecko znajdowałoby się w pokoju.
– Wiem, chcę cię potulić. – Lucas nie chciał mówić, że tego potrzebował. Nie zamierzał prosić o czułość. Spodziewał się odrzucenia, ale nie tego, że Allan pochyli się nad nim i odchyli jego głowę do głębokiego pocałunku, w którym będzie dominował. Oparł dłonie na jego biodrach, przyciągając jeszcze bliżej, palce ułożył na pośladkach, klatki piersiowe się stykały, uderzając o siebie w trakcie wdechu. Usta ocierały się o siebie, język Allana dotknął lekko wargi mężczyzny, polizał je lekko, a po chwili mógł badać ich wnętrze. Musnął jego zęby od wewnętrznej strony, zaplótł język na drugim śliskim organie i possał go. Czuł dłonie Lucasa zaciskające się na pośladkach, odetchnął głębiej nosem i wycofał się. Dał niedźwiedziowi kontrolę, obaj wiedzieli, czego chcą i na co mogą sobie pozwolić w tej chwili.
Allan, mimo pocałunku, w którym przejął władzę, chętnie poddawał się jego ruchom. Nie zaprotestował na żaden gest z jego strony, sam wplótł jedną dłoń w jego włosy, a drugą zahaczył o kark, nieświadomie muskając go palcami. Wsunął jedną dłoń pod koszulkę mężczyzny i ułożył ją na dolnym odcinku kręgosłupa. Wiedział już, jak reaguje na ten specyficzny kontakt. Tak jak przewidywał All wygiął się i jęknął, w ten sposób otarł się też o wrażliwszą część ciała Lucasa. Gdy chwycił jego biodra unieruchamiając je i naparł swoimi, pocierając ich członki o siebie, obaj jęknęli cicho.
– Już wiem gdzie jesteś strasznie wrażliwy. – Szepnął Allowi do ucha, muskając je ciepłym oddechem, a potem lekko całując. – I zamierzam to bardzo dokładnie wykorzystać. – Tym razem musnął strefę erogenną dwoma palcami, wywołując w partnerze drżenie i kolejny, tym razem zahamowany jęk. Obrócił go szybko, wcisnął w poduszki i pocałował lekko. – Zaraz przyjdę. – Wziął Liz w ramiona i wyszedł z pokoju. Allan odetchnął głęboko. W najśmielszych myślach nie podejrzewał, że będzie aż tak reagował na partnera. Wyginał swoje biodra w jego kierunku. Chyba sam chciał umocnić ich więź. Teraz był na to gotów, ponieważ Lucas poznał większą część jego historii. A to umożliwi mu otwarcie się na niego.


niedziela, 12 kwietnia 2015

Rozdział 6

Hej moi mili :)
Zacznę od tego, że dla osób wyznania prawosławnego chciałam złożyć życzenia :) Zdrowych i spokojnych Świąt, pełnych ciepła i rodzinnej atmosfery :)
Moje piękne plany znów poszły się... ładnie mówiąc paść :D Jak zwykle zaplanowałam krótki tekst, maks 20 rozdziałów i co mi z tego wyszło? Piszę 28... A i tak potrzebuję jakichś 3-4 rozdziałów do zakończenia "Spotkania" (Od 22 rozdziału mówię "jeszcze tylko pięć rozdziałów - Luana mi świadkiem :)). Tak więc do końca września najprawdopodobniej tekst się będzie pojawiał (a może i dłużej :D).
Pozdrawiam was serdecznie i zapraszam do czytania ;)

Rozdział 6

Dotyk dłoni na jego ciele palił, budząc dreszcze, napięcie w całym organizmie, a zarazem spokój i poczucie bezpieczeństwa. Krew szybciej krążyła mu w żyłach, szumiała w uszach, w ustach mu zaschło, a oddech przyspieszył. Nie był pewien, co powinien teraz zrobić, albo czego chciał. Zderzały się w nim wątpliwości, zastanawiał się, jaki gest powinien wykonać. Wiedział, że ma Lucasa na wyciągnięcie ręki i to od niego zależy wszystko, co się zdarzy. Czuł, że mężczyzna do niczego go nie zmusi. Czy będą ze sobą czy też go odrzuci. Na samą tę myśl przeszły go dreszcze. Wiedział jednak, że ma wybór, a w tej chwili bardzo sobie to cenił.
            Obserwował dostępny dla niego skrawek ciała, pieścił go wzrokiem. W końcu ruszył opuszkami palców, próbując niezdarnie pogłaskać plecy partnera. Stresował się i musiał to sam przed sobą przyznać. Był podniecony. Zamiana w zwierzę wiązała się nie tylko z pokazaniem swej siły, ale również poczuciem bezpieczeństwa. W końcu byli sami, a on miał od Allana znacznie większe siły i możliwości zranienia, a mimo to partner mu zaufał.
Po pokoju rozniósł się piżmowy, ciężki zapach, który tak bardzo mu się spodobał w hotelu. Wtedy był ledwie możliwy do wychwycenia, ponieważ wywietrzał, a jednak już wtedy chciał wiedzieć, co to jest.
– Wstaniesz? – Nie spodziewał się, że jego głos będzie aż tak niski, pełen napięcia, a zarazem wahania. Allan w końcu spojrzał na niego uważnie i podniósł głowę do pocałunku. Dopiero, gdy go otrzymał zaczął się podnosić.
Wiedział, jaki był jego plan, ale musiał mu przyznać punkt za próbę odwrócenia uwagi. Oderwał swoje wargi. – Nie udało ci się. – I nim mężczyzna miał czas zareagować ponownie, przypadł do jego ust, przyciągając go za gołe pośladki na swoje kolana. Klatki piersiowe zderzyły się o siebie, biodra uderzyły o te drugie. Czuł ciepło buchające z ciała Alla, żar jego pocałunków, tęsknotę i radość z tego, co się teraz działo. Do tej pory byli przecież pełni rezerwy, niepewności, chętni na to, co było im pisane, ale zarazem w ich umysłach wirowały wątpliwości.
Czemu do jasnej cholery czuł się tak skrępowany tym wszystkim? Nie był prawiczkiem i dobrze wiedział, co go czeka, a zarazem stresował się niewiadomo czym. Mimo pożądania, którego swoją drogą nie mógł ukryć, w jego głowie kłębiło się zbyt wiele myśli, emocji, które zaburzały wszystko to, co teraz miało miejsce. Powinien się skupić na swoim partnerze, na tym jak dobrze ich ciała współgrają ze sobą, oddechy mieszają się. Namiętność zalewała całe ciało, a zarazem wzbudzała w nim poczucie lekkiej paniki. Nie był z nikim innym… Tylko ze swoją żoną.
Sięgnął do guzików koszuli niedźwiedzia i zaczął je rozpinać. Całował powoli jego usta, ciesząc się ich miękkością. Śliskie języki ocierały się o siebie w zmysłowym tańcu. Czuł dłonie kochanka na swoich plecach, gładzące go, muskające jego skórę, pieszczące pośladki, by po chwili znów udać się w górę. Lucas musnął mu kręgosłup w dolnym odcinku pleców, ale jego reakcja go zaskoczyła. Wygiął się i jęknął głęboko. Przez wypchnięcie bioder poczuł jak przód spodni mężczyzny robi się znacznie twardszy. Rozpiął guzik dżinsów by wyciągnąć koszulę szarpnięciem. Dopiero wtedy mógł się jej pozbyć, odpinając dwa ostatnie kółeczka, odsłaniając w ten sposób dobrze zbudowaną klatkę piersiową.
Nie czuł się dobry w uwodzeniu, ale podobało mu się to, że Lucas pozwala mu robić ze swoim ciałem na co tylko ma ochotę. Wsunął dłonie pod koszulę, obejmując go ramionami, spajając ich ciała, ocierając je o siebie. Jego penis był twardy, w pełnej gotowości do tego, co miało się za chwile zdarzyć, wydzielał pierwsze kropelki preejakulatu. Palcami badał każdą krzywiznę ciała kochanka, pieścił ją i gładził. Po raz kolejny przerwał pocałunek by zaczerpnąć szybko powietrza. Pochylił się nad szyją Lucasa, liżąc lekko jego tętnicę. Wargami musnął wgłębienie między obojczykiem, a szyją, podgryzając lekko owe miejsce, pieszcząc je najpierw językiem by zaraz potem chuchnąć na nie gorącym powietrzem.
– Wiesz, jaki jesteś teraz gorący? – Usłyszał w uchu cichy, zmysłowy szept. Obrócił głowę i spojrzał w oczy Lucasa. – Chcę cię mieć takiego już na zawsze. Tylko dla siebie, wiesz? – Przełknął głośno ślinę.
– Yhym. Jeśli mamy być razem, nie chciałbym, żeby w twoim życiu pojawił się ktoś jeszcze. – Wyszeptał. Wolał powiedzieć to od razu, nie chciał w tej kwestii nieporozumień.
– Szanuję to. – Luc musnął go lekko nosem, pocałował policzek, schodząc drobną pieszczotą wzdłuż jego szczęki do ust. – I akceptuję. Sam tego nie chcę. Będziesz najważniejszy.
Nie zdążył porządnie zareagować, a leżał przyciśnięty przez duże ciało swojego partnera. Cholera, był ciężki, ale nie przeszkadzało mu to.
Oparł się na ramionach, wisząc nad Allanem. Młodszy od niego mężczyzna był seksowny, męski – taki, o jakim marzył. Rozciągnięte pod nim ciało było umięśnione w odpowiedni sposób – nie za dużo, ale też nie za mało. Brązowe sutki przyciągały jego uwagę, ciemne włoski na klatce piersiowej mogłyby go drapać, gdyby nie to, że sam również je posiadał. Najciekawsza jednak linia włosów znajdowała się w okolicach bioder, kierując jego wzrok na pobudzoną męskość partnera. Skierował dłoń na wewnętrzną stronę uda, pieszcząc je lekko, obserwując reakcję Alla na to, co robi. Ciało partnera lekko drżało – pobudzone dotykiem, sutki stwardniały, klatka piersiowa unosiła się znacznie szybciej.
Pochylił się by polizać brodawki, które tak go kusiły, dopiero gdy to zrobił, skupił się na jednej z nich zasysając ją i podgryzając. Uwielbiał poznawać reakcje Allana, dlatego też wiedział, że często i z chęcią będzie maltretował tę część jego ciała. Mężczyzna jęknął głęboko i wypchnął w jego stronę biodra, chwytając w obie dłonie jego twarz. Połączył ich wargi w szybkim, ostrym pocałunku, przeczesując mu jedną dłonią włosy, mierzwiąc je.
– Zakochałem się w tobie. – Szepnął Luc. Allan spojrzał mu w oczy, jednak niczego nie odrzekł. Pocałował go tylko.
Zsunął się lekko z jego ciała, całował szyję, lizał delikatnie grdykę by ponownie skupić się na sutkach. Tym razem było mu wygodniej całować jego klatkę piersiową. Pocierać jego boki czy plecy, pieścić uda. Odsunął się na chwilę i zsunął z siebie koszulę rozpinając przy pomocy Allana guziki przy rękawie. Od razu też rozpiął oraz ściągnął spodnie, a następnie skarpetki. Przód jego bokserek był mokry, członek był wyraźnie widoczny, przyciągając wzrok Alla.
Chciałby go już widzieć bez bielizny, ale nie chciał o to prosić. Podejrzewał, że jego wzrok był głodny, pełen pragnienia tego, co miało nastąpić mimo tego, że gdzieś z tyłu głowy ciągle czaiły się wątpliwości.
Lucas ponownie położył się na ciele kochanka, pieszcząc jego klatkę piersiową, zsuwając się w dół, liżąc pępek mężczyzny i dmuchając na niego gorącym powietrzem. To jednak mu nie wystarczyło. Powinien zająć się jego erekcją, zamiast tego podniósł nogę Alla, pieszcząc jego stopę, muskając kostkę, całując delikatnie łydkę, dotykając przy tym lekko dłonią udo. Piżmowy zapach był bardzo intensywny, Luc czuł się w nim skąpany, chciał go więcej, czuć na sobie i w sobie, a wiedział, że stanie się tak w momencie, gdy się połączą.
Nie spieszył się, całując udo, myślał leniwie co dalej. Jego członek pocierał lekko pościel przez bokserki, co tylko niepotrzebnie go drażniło, a on zaciskał przez to zęby. Polizał lekko jądra Allana, za co otrzymał najsłodszy w świecie jęk, zaciśnięte pięści i biodra, które próbowały otrzeć się o niego by uzyskać jeszcze więcej. Kochanek oddychał szybko, z główki sączył się preejakulat, biodra lekko podrygiwały, widać było, że pragnął spełnienia, zatracał się w odczuwaniu.
Cholernie podobał mu się taki widok. Lekko spocony partner, z widoczną rozkoszą malującą się na jego twarzy. W tym momencie był pewien, że nie chce nigdy stracić Allana. Za bardzo go pragnął, chciał łączyć z nim chwile te miłe, przyjemne jak i gorzkie, sprawiające ból i cierpienie.
Pochylił się nad erekcją Allana, chwilę wcześniej ściągając swoje bokserki. Mężczyzna zobaczył, co zrobił, a na jego twarz wpłynął lekki uśmiech. Przyciągnął go do siebie do pocałunku, naciągając na swoje ciało, oddając mu się w każdy możliwy sposób. Dopiero po chwili mógł zająć się erekcją partnera. Nie będąc zbyt delikatnym, od razu wsunął sobie główkę w usta i zassał się na niej. W zamian za to otrzymał ochrypły okrzyk przyjemności. Oj tak, All był dla niego idealnym partnerem, wrażliwym na czułości i pieszczoty, biorący je, ale oddający w możliwym dla siebie stopniu. Cały czas czuł jego ręce na sobie, muskające mu to włosy, to kark czy w miarę możliwości łopatki.
Puścił jego erekcję, pocierając ją mocno dłonią, widział jak z dziurki na samym czubku wypływają kolejne pojedyncze krople, tym razem pierwsze krople nasienia, które zlizał. Czubkiem języka musnął mały otworek by po chwili owinąć swój język pod spodem główki.
Allan się nie hamował, ruszał biodrami w takt jego ruchów, potrzebował jeszcze większej stymulacji, próbował się zaciskać i rozluźniać, wiedząc, że to sprawia mu większe pokłady przyjemności, jednak dopiero, gdy partner ponownie zacisnął usta na jego erekcji zamknął mocno oczy i jęknął. Przyjemność była obezwładniająca, krew szybko krążyła w żyłach, czuł, że długo w ten sposób nie wytrzyma. Lucas doprowadzał go swoimi poczynaniami do szału. Dążył do spełnienia…
W momencie, gdy był już bardzo bliski orgazmu z dołu rozległ się gwałtowny, głośny płacz. Nie myśląc wiele, działając instynktownie, odepchnął od siebie zdezorientowanego kochanka, który poddał się temu szybkiemu ruchowi, zarzucił na biodra bokserki, przy okazji w dłoni ściskając koszulkę i biegnąc już na dół, założył ją.
Podbiegł do niedźwiedzicy trzymającej jego dziecko, chwycił szybko małą, warcząc na kobietę, odsłaniając zmienione zęby. Ta na pół sekundy zamarła, na jej korzyść zadziałało to, że w żaden inny sposób nie zareagowała. Bez problemu oddała mu małą, a zaraz potem Allan wybiegł na zewnątrz. Czym prędzej zapuścił się w nieznaną mu ciemność.

***


            Lucas musiał przyznać Allanowi, że nikt, nigdy w życiu go tak nie zaskoczył. I nie poniżył. Sam nie wiedział czy powinien czuć wściekłość czy też śmiać się z tej dziwnej sytuacji. Mieli spędzić ze sobą miłą i spokojną noc, pełną namiętności, a skończyła się ona jedną wielką klapą. Kurwa mać! Przecież czuł już pierwsze dreszcze orgazmu kochanka, wiedział, że niewiele mu brakuje. Cholera, że też mała musiała rozbeczeć się w takim momencie!
            Był chyba pierwszym w historii zmiennym, który w trakcie… czego tak właściwie? Dopełniania więzi? Sprawianiu sobie przyjemności? Testowaniu partnera? Parowania? Został tak jawnie odrzucony. Jego erekcja opadła w tempie tak szybkim, że również go to zaskoczyło. Mimo bycia dorosłym zmiennym, kontrolującym swoje ciało i popędy w mniejszym lub większym stopniu, miał z tym problem.
            Położył się na białej pościeli i zakrył ramieniem oczy. Co powinien teraz zrobić? Był wzgardzony przez partnera. Nigdy więcej nie dane mu będzie poznać kolejnego. Dobre sobie. Taki nawet nie istniał. Nie dokończyli parowania, ale mimo to będzie cierpiał.
            Ważniejszą kwestią od jego posiniaczonego ego było to, co powinien teraz zrobić z Allanem i Liz? Nie chciał ich wyrzucać ze swojego życia, a mała nie zasługiwała na ciągłą tułaczkę. Zarazem wątpił by All chciał kiedykolwiek z nim być, po tym co chwilę wcześniej miało miejsce. Przecież uciekł od niego. Fakt, gdy Lizzy zapłakała, ale…  Zastanawiał się czy gdzieś na jego terenie jest wolny domek, a jeśli tak, to gdzie on dokładnie się znajduje, by nie musieli się codziennie widzieć.
            Nie zamierzał również z powodu odrzucenia zachowywać się chłodno w stosunku do mężczyzny. Miał prawo go odtrącić, nie przypasował mu jego charakter, zapach, niedźwiedź? To nie jego wina. Nie chciał zmieniać się na siłę, zresztą nie uwolni swojego drugiego ja tylko po ty by zbliżyć się do ojca Liz.
            Jutro będzie musiał wszystkim wytłumaczyć dlaczego Allan tak nagle wybiegł z jego sypialni ubrany tylko w bokserki i podkoszulek, swoją drogą nałożony tyłem do przodu. I to w momencie, gdy jego córka płakała tylko chwilę. Dlaczego nie jest wyczuwalna ich więź, oznaczająca w jakim są związku.
            Był wściekły. Jedno zachowanie, a tyle przekreślonych możliwości, dodatkowe problemy, tłumaczenia, wątpliwości, które nie dadzą im spokoju do końca życia. Właśnie w tym momencie nienawidził się za bycie pesymistą.
            Przecież tak właściwie nic się nie stało. Dobrze, zostawił go w sypialni, ale czy to naprawdę oznacza, że go nie chce? Długo żył sam, stracił żonę, znalazł partnera, ma dziecko, nowy dom, a teraz mieli się jeszcze sparować. Każdy przy zdrowych zmysłach by zwariował – przekonywał sam siebie. Pierwszą reakcją na płacz Liz było wyrwanie mu się i sprawdzenie czy nic jej nie jest. Nawet to rozumiał. Nie do końca, ale jednak. Pytaniem zasadniczym jest dlaczego do jasnej cholery nie wrócił do łóżka? Do niego?

***

            Allan siedział na schodach przed domem. Szybko wrócił na ganek, próbując się opanować. Próbował uspokoić nie tylko wydzierające się dziecko, ale także siebie, przez co jego ruchy były za nerwowe. Wiedział, że to co zrobił było złe. Mimo wszystkich tych przytłaczających uczuć, chciał związać się z Lucasem. Jednak teraz może nie mieć na to szansy. Przymknął oczy i zamiast kołysać dziecko w ramionach, ułożył ją sobie tak by główka spoczywała w zagłębieniu ramienia, a całe ciało było przytrzymywane przez jego jedną dłoń. Druga spoczywała pomiędzy plecami, a główką tak by nie mogła się ona wygiąć.
            Westchnął głęboko i wstał. Musiał się przejść, może przy okazji Liz zaśnie i gdy wróci położy ją do łóżeczka, a sam zwinie się na podłodze. Zapewne nie miał co liczyć na nocleg w sypialni Lucasa, po tym jak swoimi czynami go odtrącił. Spodziewał się nawet, że jutro będzie musiał opuścić jego posiadłość. Przecież tak naprawdę nic więcej ich nie łączyło. Ok, no dobrze, byli partnerami, bo inaczej nie czuliby tak silnego przyciągania, a głos zwierząt nie pojawił się od tak w głowie. Może gdyby wyjechał, ta krucha nić by się przerwała, nie cierpieliby obaj i w pewnym momencie, ułożyli sobie życie.
            Nocne powietrze było chłodne, wręcz lekko zimne. Wyjątkowo jednak mu to nie przeszkadzało, koiło zmysły, powoli ochładzało nie tylko ciało, ale też emocje i myśli.
            – Kochanie, co ja nam takiego zrobiłem? Mogłaś mieć fajnego ojca, a ja partnera, ale chyba nic z tego nie wyjdzie. – Szeptał do dziecka. – Dam ci się wyspać, ale jutro będziemy musieli wyjechać. Lucas nie będzie chciał nas widzieć, a nie chcę by cię nienawidzono za to, co zrobiłem. Chcę, żebyś miała spokój, miejsce, gdzie każdy cię zaakceptuje i pokocha.
            Liz oddychała spokojnie, uśpiona miarowym kołysaniem i znajomym zapachem ojca. Była okryta kocykiem, na dłoniach miała skarpetki, a na główce czapeczkę. Ciepło i przyjemnie. Miała pełny brzuszek i czystą pieluszkę. Nic więcej do szczęścia nie było jej potrzebne.
            – Nie wiem czego chcę, maleństwo. – Stanął na chwilę rozglądając się za domem, z którego wyszedł. Nie było zbyt mądre by o późnej porze, na obcym terenie zapuszczać się na nieznane mu obszary. Ruszył w drogę powrotną. – Nie chcę tego wszystkiego spieprzyć. Muszę nauczyć się godzić czas twój i Lucasa – nasz czas. – Stwierdził, jakby zaprzeczając wcześniejszym słowom o wyjeździe. – Nie mogę reagować na każdy twój płacz czy kwilenie, bo nic z tego nie wyjdzie. Jeszcze długo będziesz okazywać swą złość, niezadowolenie, zły humorek czy samopoczucie właśnie w ten sposób. Muszę nauczyć się to rozróżniać. On… Musi nas oswoić. Przede wszystkim mnie. Za długo żyję sam, ale wiem, że nie chcę tego dłużej znosić. – Musnął lekko ustami główkę dziecka.
            – I nie musisz. – Spojrzał Lucasowi prosto w oczy, nie wiedząc do końca, jak powinien się zachować. Nie zarejestrował jego obecności i nawet zdawał sobie sprawę, dlaczego tak jest. Czuł się przy nim bezpiecznie i spokojnie, wilk nie stresował się w jego obecności, odczuwał ją jako coś naturalnego. – Nie wiedziałem czy się nie zgubiłeś, więc wolałem po was wyjść. Chyba czas najwyższy się położyć. To był bardzo długi dzień. – Kiwnął mu głową, nie wiedząc jak zinterpretować te słowa.
            – Dziękuję – po chwili zastanowienia dodał jeszcze – i przepraszam. – W zamian za to otrzymał krótkie kiwnięcie głową. Nie wiedział na co liczył, ale poczuł ukłucie żalu. Był idiotą. Chciał niedźwiedzia, a zarazem uciekał od niego.
            – Nie jest ci zimno? – Lucas miał na sobie ciepły szlafrok, on natomiast był półnagi w podkoszulku i bokserkach. Na rękach i nogach miał gęsią skórkę, dopiero teraz zauważył, jak jego organizm przyjmuje chłodne powietrze.
            – Nie. Miło, że pytasz. – W tym momencie mężczyzna się zatrzymał i spojrzał mu w oczy. Podszedł do niego i chwycił lekko za brodę, podnosząc ją do góry. Mimo iż górował nad nim, nie czuł się tak, jak gdyby nie byli sobie równi.
            – Nigdy mnie nie okłamuj. Nawet w tak prozaicznych sprawach. Zawsze to wyczuję. Poza tym widać, że jest inaczej. – Po tych pełnych stanowczości słowach, na jego wargach wylądował lekki pocałunek. Gdy tylko ich usta się rozłączyły, na ramionach poczuł ciepły materiał, otulający go, wypełniony zapachem partnera.
            – Idziemy? – Spytał, ponieważ chciał jakoś zagaić rozmowę.
            – Tak, ale więcej mi nie uciekaj. – Kiwnął tylko głową, a na jego pasie znalazła się duża, ciepła dłoń. Uśmiechnął się lekko. Kryzys tymczasowo zażegnany.

***

            Po odłożeniu córki do łóżeczka, przykryciu jej, Allan oparł dłonie o barierkę posłania. Czuł na sobie spojrzenie Lucasa, przeszywające jego plecy, próbujące wwiercić się w jego myśli i emocje. Zacisnął lekko dłonie i dopiero po chwili obrócił się do mężczyzny. Nie spodziewał się uśmiechu na jego ustach i czułego spojrzenia, którym został obdarzony.
            – Powinieneś być wściekły. – Powiedział cicho by nie obudzić Liz.
            – Dlaczego? Może powinienem, ale nie jestem. Zdarza się. – Odszepnął również Luc i podszedł do niego. – Chodź. Nic jej tu nie grozi. Chyba, że nadmiar miłości. – Gdy tylko zamknęły się za nimi drzwi sypialni dziecka, Allan został przyparty do ściany i pocałowany gwałtownie. Jego dłonie spoczywały nad głową przyciśnięte do ściany, w umyśle pojawił się mętlik, logiczne myślenie poszło do otchłani, emocje zaczęły buzować pod skórą, a w tym wszystkim najlepszy był fakt, że cholernie mu się to podobało.
            Zaraz obok nich rozległ się krótki gwizd i oklaski.
            – No, chłopaki, to było gorące. – Lucas oparł czoło na ramieniu Allana, gdy ten drgnął, słysząc tekst Marco.
            – Przypomnij mi, dlaczego jeszcze cię nie wyrzuciłem na zbity pysk? – Wilk nie mógł powstrzymać śmiechu. Widać było, że mężczyźni darzą się nie tylko zaufaniem, ale również duża sympatią.
            – Bo lubisz się ze mnie naśmiewać, gdy wzdycham do twojej siostry. – Allan parsknął pod nosem, czując jak drży ciało partnera. – A poza tym tak mocno mnie kochasz. – Te słowa wywołały niespodziewaną reakcję. Nie wiedząc kiedy, młody ojciec stanął między Alfą i Betą klanu, warcząc zajadle na tego drugiego, wiedząc, że to są żarty. Jego wilk zareagował sam z siebie. – Sorry. Tak tylko powiedziałem. – Marco uniósł ręce w obronnym geście. – Nic nas nigdy nie łączyło. Chyba, że wspólna miłość do ciastek, które robi Alis. W sumie to już jest bardzo głębokie. – Zamyślił się lekko ironicznie Włoch. Ciepłe ramię oplatające go i przyciągające od tyłu jakoś go nie ukoiło.
            – Nie stresuj się tak. – Muśnięcie warg o skroń spowodowało dziwny rytm bicia jego serca.
            – Mam silny instynkt terytorialny. – Powiedział szczerze, próbując zapanować nad dźwiękami wydawanymi przez struny głosowe. – Wybacz, nie chciałem tak zareagować. – Ciemnowłosy podszedł do Allan, poklepał go po ramieniu i stwierdził, że on o niczym nie pamięta, no może prócz pocałunku. Po tym jak po raz kolejny doprowadził ich do śmiechu, poszedł do swojej sypialni.
            Allan i Lucas również udali się do pokoju. Próbowali zatrzeć nieprzyjemne wspomnienie, nie zwracając uwagi na rozkopaną pościel.
            – Jeśli chcesz, to łazienka jest do twojej dyspozycji. – Luc wiedział, że jego przyszły kochanek zanim zacznie normalnie żyć w ich domu, musi się zaaklimatyzować, poznać wszystkie zasady, poczuć się bezpiecznie. Coś w jego zachowaniu ciągle mu nie pasowało, jakiś szczegół, który ciągle umykał jego świadomości. Zdążył zauważyć, że ma skrytego partnera, nieinformującego go o niczym ponad to, co było mu potrzebne. Miał nadzieję, że kiedyś wszystko mu wyjaśni, ujawni, co takiego wydarzyło się w jego życiu, że stał się aż tak nieczytelny, w pewien sposób nierozpoznawalny, a przy tym dlaczego tak długo wytrzymał bez żadnego innego zmiennego przy sobie. Echem w głowie, odbijało mu się jedno słowo rok. Coś się za nim kryło, jakieś wydarzenie, o którym nawet on mógł wiedzieć, ale teraz pozostawało w zakamarkach jego pamięci. Pytanie tylko, kiedy dowie się tego wszystkiego?