niedziela, 28 czerwca 2015

Rozdział 17

Kochani moi! 

Na część waszych komentarzy odpowiedziałam :) Większą część :) Osobom, które na swoich blogach nie znalazły komentarzy obiecuję odpisać na nie :) Wszystko po kolei nadganiam :D
Miłej niedzieli ;)

Rozdział 17


            Popołudnie na ziemi niedźwiedzi mijało spokojnie i leniwie. Zmienni zebrali się, chcąc zrobić wspólnego grilla. Kobiety próbowały nie pozabijać się w kuchni przy wtórze krzyków i śmiechów, natomiast mężczyźni zajęli się składaniem drewna na duże ognisko. Dodatkowo rozłożyli trzy grille, chcąc przyspieszyć czas szykowania dań. Każdy z nich potrzebował relaksu, odpoczynku i odrobiny przyjemności. Jeden ze zmiennych pojechał specjalnie do najbliższej wioski po to, by kupić wino i kilka zgrzewek piwa dla wszystkich. Alkohol prawie na nich nie działał, nie przy ich metabolizmie, ale lubili od czasu do czasu spędzić w ten sposób wieczór.
            Lucas i Allan wrócili z polany, gdy przygotowania były już dawno posunięte do przodu. Liz spała na ramieniu alfy z lekkim uśmiechem na twarzy. All pogłaskał małą po głowie.
            – Chyba nici z naszych planów. – Pocałował Luca krótko w usta.
            – Dlaczego nie? Zawsze możemy się wymknąć. – Puścił mu oko i ruszył w kierunku werandy. Chciał położyć małą w cieniu, tak, by nawdychała się świeżego powietrza, a słońce jej nie zaszkodziło.
            – Jak nastolatki. – All udał zdegustowanie i pokręcił głową. Roześmiał się z powodu otrzymanego klapsa w pośladek.
            – Przynajmniej będziemy mieć święty spokój. Chcę cię. Pragnę. – Słyszał, jak partner zassał głęboko powietrze do ust. Ze względu na małą nie zawsze mogli sobie pozwolić na taką ilość spędzania razem czasu, jak by pragnęli.
            – Lucas! – Jeszcze trochę, a przyciągnąłby partnera do siebie i już teraz zaciągnął go do sypialni. Był napalony, potrzebował seksu z nim.
            – Też cię kocham. – Uderzył go lekko w ramię i uśmiechnął się szeroko. Na jego policzki wpłynął lekki rumieniec. Nigdy nie miał na to wpływu, co niezmiernie go irytowało.
            Po ułożeniu wygodnie Liz obaj zostali zagarnięci do pracy. Wszyscy śmiali się z Alis, która siedziała wygodnie w fotelu i dyrygowała każdym mężczyzną znajdującym się w pobliżu. Dziewczyna miała już zaokrąglony brzuszek, nadający jej więcej powabu i kobiecości. Partner kobiety śledził ją wzrokiem, gdziekolwiek się znalazła i w jego spojrzeniu widać było, jak bardzo mu na niej zależy.
            – Luc! Allan! – Wykrzyknęła, widząc ich zbliżających się do Meg dźwigającej kilka talerzy, a te przechylały się raz w jedną, raz w drugą stronę.
            – Zaraz, Alis. I nie krzycz tak, z tego, co wiem, nie jestem głuchy. – Wzięli od dziewczyny po dwa talerze i przenieśli je bezpiecznie na stół znajdujący się obok rozłożonych grillów. Dopiero po tym podeszli do niej.
            – Czego rozwrzeszczana pani sobie życzy? – Luc pokłonił się, udając posłuszność. – Soczku, kawki, herbatki. – Kobieta zbladła gwałtownie.
            – Nie mów mi o kawie, bo chyba zaraz zwrócę wszystko, co zjadłam. – Niedźwiedź przezornie odsunął się o dwa kroki.
            – Nie krzycz na wszystkich. To, że jesteś w ciąży, nie daje ci do tego prawa. – Nie zamierzał tego ukrywać. Jego siostra ostatnio zaczęła się zmieniać, rozumiał hormony, ale nie wchodzenie każdemu na głowę.
            – Przynieślibyście stoły? Bo musimy gdzieś siedzieć, a na suficie widziałam pająka. – Wzdrygnęła się gwałtownie. – Nawet tam nie wchodzę.
            – Widzisz, młoda. Od razu lepiej, miło, grzecznie i przyjemnie. Każdy z chęcią ci pomoże lub zrobi coś za ciebie.
            – Może masz rację. – Uśmiechnęła się do niego promiennie. – To jak?
            – Wiesz, że to zrobimy, a ty schowaj się do cienia, bo jeszcze wam zaszkodzisz. Dbaj o swoje szczenięta. – Kobieta spojrzała na niego zaskoczona.
            – Że jak? – Luc popatrzył na nią zdziwiony.
            – O co ci chodzi? – Doprawdy nie wiedział, dlaczego jego młodsza siostra czasem zachowywała się tak… infantylnie.
            – Powiedziałeś szczenięta?
            – No tak.
            – Ale dlaczego?
            – Tak się przecież mówi. Nie wiadomo jeszcze, ile będziesz miała dzieci.
            – Aaa. O to ci chodziło. – Zawiedziona spuściła głowę.
            – Wiem, że liczysz na bliźniaki. Poczekaj jeszcze tydzień. – Puścił jej oko. Poszedł z Allanem do dużej szopy za domem.
            – Nie wiedziałem, że tego chce – mruknął wilk. – Nie wydaje ci się to dość dziwne?
            – Nie. W naszej rodzinie prawie zawsze rodziły się takie dzieci. My jesteśmy chyba drugim pokoleniem, w którym przestały się pojawiać.
            – No to rzeczywiście ciekawe. Bierzemy? – All wskazał najbliżej stojący stół. Zanim jednak uzyskał odpowiedź, został przyciągnięty do głębokiego pocałunku.

***

            Późne popołudnie nadeszło bardzo szybko. Wszyscy zebrali się na robieniu grilla, opalaniu i pieczeniu kiełbasek. Kijki opierane były na specjalnych szczypcach wbitych w ziemie, przez co piekła się ich duża ilość. Każdym będzie mógł najeść się do woli, nie przejmując się tym, czy starczy im pożywienia. W pewnym momencie Allan poczuł, jak od ciepła, zapachu swojego partnera i słuchania głosów ludzi, którzy go zaakceptowali, zaczęły opadać mu powieki.
            – Nie śpij. – Krótkie potarcie ramienia wybudziło go z pół snu.
            – Mhmm – mruknął sennie. Nie jego wina, że aż tak potrzebował tego deficytowego produktu w swoim życiu. Chociaż raz planował normalnie się wyspać, a nie tylko kochać z Lucasem, czy przejmować życiem sfory.
            – Pójdziemy do domu? – słysząc lekko zachrypnięty głos kochanka, od razu podniósł głowę. Spojrzał w jego ciemne oczy i uśmiechnął się szeroko. Oj tak, tego mu było trzeba. Meg trzymała w ramionach jego córkę, ciesząc nią oczy. Właśnie po tym stwierdził, jak bardzo młoda kobieta chciałaby mieć już partnera, stworzyć z nim normalną rodzinę, mieć dzieci. Uścisnął lekko ramię kochanka i podszedł do niej.
            – Hej. Chyba jej przytulnie u ciebie. – Nie zamierzał na nią naciskać w żaden konkretny sposób.
            – Też mi się tak wydaje. – Odwróciła w jego stronę spojrzenie. – Mogę ją dzisiaj wziąć do siebie? – Spojrzał dziewczynie głęboko w oczy, chcąc zrozumieć jej intencje. Ta prośba go zaskoczyła. Do tej pory jedynie Marco brał Liz do siebie do pokoju, w chwili, gdy się nią zajmował.
            – Jeśli chcesz, to tak. Powiedz mi tylko, dlaczego chcesz to zrobić. – Dopiero teraz patrząc w oczy dziewczyny, widział w nich przeraźliwy smutek i osamotnienie.
            – Ponieważ chcę wyjechać. I nie wiem, czy kiedykolwiek tu wrócę, Allan. Chciałabym odnaleźć swoje miejsca na świecie, a nie jestem pewna, czy będą nim nasze ziemie. Kocham to miejsce i ludzi, ale też jestem gotowa się z nimi pożegnać. Potrzebuję tego, All. Cholernie pragnę czegoś jeszcze, co nie pozwala mi tu zostać. Muszę zwiedzić świat. A wiesz dlaczego? Czuję, że to słuszne, że coś tam na mnie czeka. Nazwij mnie głupią, ale ja wiem, że powinnam zrobić to już dawno. – Zaskoczyło go to, co powiedziała. Kiedyś sam czuł się podobnie, chociaż stan ten był lekki. Teraz był pewien, że jego miejsce jest przy Lucasie i dobrze, że odważył się na taki krok.
            – Nie zamierzam tego zrobić, bo… – odetchnął głęboko. – Rozumiem to i życzę ci powodzenia. Zawsze, jeżeli nie znajdziesz tego, czego chcesz albo stwierdzisz po prostu, że tu jest twój dom, my zawsze cię przyjmiemy z szeroko otwartymi ramionami.
            – Dziękuję. – Z oczu młodej kobiety wypłynęły łzy, które starała się ukryć za włosami. Allan machnął Lucasowi ręką, by ten nie podchodził.
            – Nie masz ku temu powodów. A teraz, jeśli chcesz, mogę cię przytulić, o ile ten wielki samiec alfa nie odgryzie nam za chwilę głowy. – Głośny śmiech wyrwał się z gardła Meg. Allan uścisnął ją mocno, wywołując tym samym w Lucasie głębokie warczenie. Wstał i dotknął jej ramienia.
            – W razie czego wiesz, gdzie mnie szukać, Meg. Zawsze chętnie z tobą porozmawiam, jeśli tylko zechcesz.
            – Dziękuję. – Zgięła rękę w łokciu i poklepała lekko partnera swojego alfy po dłoni. 

***

            Gdy tylko drzwi od domu zamknęły się za nimi, Lucas spojrzał na swojego partnera.
            – Ładnie to tak mnie zdradzać? Wszystko widziałem – mruknął zabawnie. Allan roześmiał się głośno i ruszył w kierunku schodów.      
            – Oczywiście, że ładnie. Trochę cię podjudziłem, więc teraz będziesz mógł mi udowodnić jak bardzo mnie kochasz. – Zakręcił lekko biodrami, wchodząc na schody.
            – Jesteś niemożliwy.
            – Ale za to mnie kochasz, tak jak i ja ciebie. – Dopiero teraz ruszył za swym partnerem do sypialni. Nie zamierzał mu tego tak łatwo odpuścić. Wiedział, że pocieszał Meg, ale chciał to wykorzystać w swoim celu.
            Gdy tylko znaleźli się w sypialni, Lucas pozbył się swojej koszuli. Wiedział, że to przyciągnie wzrok partnera i właśnie ten zamierzony efekt otrzymał. Zrzucił szybko ze stóp japonki i został w samych dżinsach sięgających mu do kolana.
            – Co ty robisz? – All uniósł lekko brew i uśmiechnął się ironicznie. Musiał przyznać, że taka wersja partnera cholernie mu się podobała.
            – Rozbieram się, nie widać? Ty też powinieneś.
            – Tak? – Wyjątkowo zamierzał go posłuchać, zastanawiając się, o co może chodzić Lucasowi. Zamierzał tak jak i partner zostać w samych spodniach, nie przejmując się niczym. 
            Widząc, jak All pozbył się części zbędnej odzieży, zbliżył się do niego lekko. Przyciągnął go do siebie, chcąc chwilę tak postać. Ciche sapnięcie i rozluźnione ramiona oplatające jego klatkę piersiową ukoiły dziwny stres kumulujący się w nim ostatnio.
            Ciepłe dłonie muskały łopatki, kawałek szyi, co jakiś czas zjeżdżały na dolną część kręgosłupa, by po chwili ponownie skierować się w górę.
            – Kochaj się ze mną, Allan. – Na początku chciał, by ich seks był bardziej gwałtowny, pełen wyładowania emocjonalnego, jednak gdy już znaleźli się tu sami, chciał po prostu spokoju. Powolnych, kołyszących ruchów, które w końcu doprowadzą ich do spełnienia.
            Nie doczekał się odpowiedzi ze strony swojego partnera. Wystarczył mu pocałunek, na początku spokojny, rozbudzający zmysły, a zarazem dziwnie kojący. Dopiero potem wprowadził ich krew we wrzenie. Wargi ocierały się o siebie, podgryzali je lekko zębami, ssali języki i kosztowali od nowa swoich smaków.
            Biodra Allana nacierały na męskość kochanka, opiętą w dżinsach, drażniącą jego własną.
            Chwycił w dłonie pośladki kochanka, ugniatając je gwałtownie. Cholernie potrzebował Alla, otoczyć się jego zapachem. Nie przyznał mu się, jak silny odczuwał ostatnio niepokój, niezwiązany z żadną konkretną sytuacją, jednak tak przedłużający się stan rzeczy zaczynał go niebezpiecznie niepokoić.
            Ciepłe dłonie wkradły się pod materiał jego spodni, lądując płasko na jego własnym tyłku. Zapomniał, jak dobre jest to uczucie, gdy ktoś dotykał go w tym miejscu. Wcześniej kochanek robił to dość rzadko, ucząc się jego ciała, teraz jednak coraz częściej ręce lądowały właśnie w tym miejscu.
            – Jestem gotowy, Lucas. – Spojrzał na niego zaskoczony, nie wiedząc, o co mu chodzi. Allan zarumienił się i odwrócił wzrok.
            – Co przez to rozumiesz? – Chwycił jego brodę między dwa palce i ponownie skierował w swoją stronę.
            – Przygotowałem się wcześniej. Dzisiaj nie jestem w stanie czekać. – Luc jęknął głęboko, wyobrażając sobie partnera przygotowującego się po to, by wszystko przyspieszyć.
            – Lubię cię przygotowywać, All. Ale sam fakt, że to zrobiłeś, nakręca mnie jeszcze bardziej. – Przygryzł lekko jego ucho, by zaraz potem pocałować małżowinę.  
            – Będziesz musiał tylko… – Resztę zdania wyszeptał partnerowi do ucha, pozostawiając mu pole wyobraźni. Oddech kochanka przyspieszył lekko, oczy rozszerzyły się, a on sam został porwany do kolejnego pocałunku, który odbierał mu swobodne myślenie. Dopiero po chwili zorientował się, jak bardzo Lucas testuje swoją samokontrolę, krążąc dłońmi wokół brzegu spodni, nie rozpinając ich. Przyciągnął go więc bliżej za pośladki, napierając na niego swoją erekcją. Ruch ten wywołał w nim dreszcze podniecenia, krew przyspieszyła.
            Nie zamierzał się powstrzymywać, dlatego też rozpiął szybko spodnie Luca i dłonią pieścił jego członek. Dopiero po chwili zsunął mu z nóg opięte dżinsy. Schylił się przy tym w ten sposób, że główka erekcji znalazła się na wysokości jego ust. Dłońmi przytrzymał pośladki kochanka i samym językiem przesunął po całej długości penisa. Był tak cholernie podniecony, że chciał wręcz, by partner wziął go tu i teraz, ponieważ, jak podejrzewał, w krótkim czasie dojdzie.
            – All! – warknął głośno, nie mogąc się powstrzymać. Główka erekcji została zassana do ust, a on stwierdził, że jest niebezpiecznie bliski orgazmu. Zdążył zarejestrować, jak kochanek rozpina swoje spodnie, zsuwa je lekko z bioder i dopiero klęka przed nim, chcąc sprawić jak największą przyjemność.
            Czekał na reakcje Luca, jego spojrzenie, dopiero wtedy obsunął dżinsy i zaczął sam się pieścić. Wiedział, w którym momencie partner zorientował się, co robi. Penis w jego ustach drgnął gwałtownie i wypłynęło z niego kilka, jak podejrzewał przeźroczystych, kropelek. Dłoń powoli przesuwała się po pobudzonym członku, rozcierając preejeakulat.
            – Kurwa. Jesteś cholernie gorący. – Rozszerzył lekko nogi, chcąc, by to, o czym wspomniał Lucasowi, zadziałało. Z jego ust wydostał się jęk rezonujący na języku.
            Gdy zobaczył pieszczącego się Allana, musiał cholernie powstrzymać swoje ciało przed dojściem w usta tego mężczyzny. Jednak gdy rozstawił on trochę szerzej nogi, a potem jęknął głęboko, wiedział, że nic go nie powstrzyma przed orgazmem. Obserwując kochanka, widział, że i ten jest blisko przeżycia rozkoszy, wrażliwy organ drgał lekko w jego dłoni, produkując coraz większą ilość płynu. Nie czekając na więcej, odsunął się od Allana. Gdy ten spojrzał na niego zaskoczony, podciągnął go w górę i złączył ich usta w gwałtownym pocałunku. Ich ciała zderzyły się ze sobą, a on wsunął między nich rękę, chwytając oba penisy w dłoń i pieszcząc je szybko, intensywnie.
            – Och. – Cichy jęk z ust Alla, który wydostał się podczas przeżywania orgazmu,  wywołał w nim gwałtowną burzę i doprowadził do spełnienia. Ich ciała zrelaksowały się, kolejne pocałunki zmieniały swą intensywność. W końcu jednak odsunęli się od siebie, gwałtownie dysząc.
            – Będziesz musiał mi pomóc, Luc. – Ciepły uśmiech rozjaśnił jego twarz. Allan wsunął się na łóżko i trzymając za zagłówek, wypiął się do niego. Kochanek wracał do stanu podniecenia, tym szybciej, im dłużej go obserwował od tyłu.
            Podobało mu się to, że Allan zastosował wtyczkę analną, którą on sam kupił dawno temu i schował, nie zamierzając jednak z niej korzystać. W końcu jednak na coś się przydała, przyozdabiając rowek między dwoma półkulami trochę większą ilością miejsca.
            Podszedł w końcu do łóżka i pogłaskał ciepło plecy partnera. Wyczuwał, że All denerwuje się tym co zrobił, na dodatek poddał mu ciało w całkowite władanie.
            Chwycił lekko za korek analny i zakręcił nim delikatnie. Allan westchnął i odwrócił w jego kierunku głowę.
            – Kochaj się ze mną, Lucas. Nie baw się. – Zanim jednak pozwolił mu na dokończenie całej wypowiedzi, intensywniej zakręcił niewielką wtyczką i kilka razy wysunął ją i wsunął na swoje miejsce. – Och, ja… och… – Jęki wydostały się z ust partnera. Był cholernie wrażliwy na kręgosłupie, co teraz zdołał perfidnie wykorzystać w celu spotęgowania rozkoszy. W końcu jednak sam stwierdził, że nie zamierza dłużej męczyć ich obu i wyciągnął wtyczkę.
            – Połóż się na boku, kochanie. – Gdy wilk zajął wygodną pozycję, on sam dosunął się do niego. Z szafki przy łóżku chwilę wcześniej wyciągnął lubrykant i rozsmarował go na dłoni, dopiero potem sięgając po swoją erekcję. Najpierw nasmarował główkę, chcąc trochę podrażnić Allana, umiejscawiając penisa w jego szczelince i przesuwając nim w krótkich, wolnych ruchach frykcyjnych.
            – Weź mnie w końcu. – Odwrócił głowę Alla do pocałunku, zarówno nachylając się nad nim. Wsunął dłoń między uda wilka, podnosząc jedną z jego nóg. Dopiero wtedy przystawił główkę erekcji do wejścia partnera.
            – Czego chcesz, kochanie? – Wiedział, że All czuje go w tym specyficznym miejscu, ale chciał to usłyszeć. Zamiast tego, wilk przesunął biodra w dół, nabijając się na jego erekcję.
            – Właśnie tego. Wsuń się we mnie i kochaj. – Uśmiechnął się lekko i pocałował go ponownie w usta. Jego ruchy były spokojne, kojące. Tym razem dążyli do spełnienia powoli, rozkoszując się dotykiem, pocałunkami, pieszczeniem swych ciał.
            All musiał przyznać sam przed sobą, że dawno nie czuł się tak zrelaksowany i pewny. Dłoń Lucasa spoczywała na jego klatce piersiowej w okolicy serca i dociskała do jego pleców. Ruchy były głębokie i wolne, stapiające kolejną barierę w tym, na co powinien sobie pozwolić i jak się czuć.
            W pewnym momencie odsunął się od Luca tak, by ten nie mógł w niego wejść.
            – Odwróć się na plecy. – Cholernie chciał znaleźć się na tym mężczyźnie. W przyszłości zamierzał dobrać się do tyłów partnera, ale jeszcze nie teraz. Lucas spełnił jego prośbę bez jakiegokolwiek słowa, nie licząc mocnego pocałunku w usta, osłabiającego mu wolę.
            Usiadł okrakiem na biodrach mężczyzny. Zrobił to szybko i pewnie, chcąc znaleźć odpowiednie ułożenie po to, by w tej pozycji im obu było dobrze. Lucas wyszeptał kilka przekleństw pod nosem, trzymając trzon swojej erekcji tak, by Allan mógł się na nią obniżyć. Słowa wypowiedziane przez niedźwiedzia podziałały na jego wyobraźnię przez co, gdy tylko cała erekcja mężczyzny znalazła się w jego ciele, zaparł się o niego dłońmi.
            – O kurwa. Tego jeszcze nie czułem. – Penis Luca znajdował się w nim głębiej niż zazwyczaj. Zakołysał lekko biodrami, chcąc się przyzwyczaić do tego uczucia. Nie spodziewał się, że z każdym kolejnym ruchem będzie trafiał w niewielki splot swoich nerwów.
Rozkosz rozlała się po jego twarzy. Niedźwiedziowi również działania wilka sprawiały ogromną rozkosz. Mimo iż niedawno doszedł, czuł, że ten raz również skończy się ostro i gwałtownie.
Swoje dłonie położył na biodrach młodszego zmiennego, dodając jego ruchom pewności i siły. Nie minęła dłuższa chwila, gdy obaj jęczeli i dyszeli. Było im cholernie dobrze. Pot zrosił ich ciała, żar rozlewał się tak, iż gdybyś ktoś teraz wszedł, stwierdziłby, że znajduje się w środku pieca.
Lucas pierwszy poczuł, jak jego ciało przygotowuje się do orgazmu. Allan poruszał na nim swoimi biodrami, doprowadzając go do szału. W końcu jednak postanowił, że kochanek da radę zaspokoić ich obu, dlatego też jedną dłoń skierował na erekcję wilka, przesuwając kciukiem po główce. Opuszka palca zahaczyła o niewielką dziurkę, by kolejna wypływająca z niej kropla została roztarta.
– Już… Och… nie mogę więcej! – W pokoju rozległy się dwa okrzyki rozkoszy, orgazm przetoczył się przez ich ciała. Czuli się, jakby wypalił w nich żniwo, do czasu, aż nie będą gotowi do powtórki tego doświadczenia.
Allan opadł zdyszany na mokrą klatkę piersiową partnera. Jego organizm potrzebował chwili, by wrócić do siebie po odbytym stosunku. Oddech uporczywie nie chciał powrócić do swojego spokojnego rytmu, a dreszcze rozchodzące się po ciele tylko potęgowały to uczucie.
– Kocham cię. – Luc pocałował go głęboko. Nie chciał, by kochanek z niego schodził.
– Ja ciebie też. Powinniśmy się umyć. Ale wyjątkowo mam to gdzieś. – Obaj roześmiali się cicho, pieszcząc delikatnie swoje ciała. Dłonie Lucasa głaskały mu plecy, a on sam kierował ręce na jego boki. Tak. To im było potrzebne.



niedziela, 21 czerwca 2015

Rozdział 16

Kochani! 

Już jutro zacznę odpowiadać na wasze zaległe komentarze ;) Ostatnie dwa tygodnie były istną męczarnią, ale jak tylko się wyśpię będę w stanie funkcjonować dalej :D


Rozdział 16


            Słowa partnera podziałały na niego. Ponownie przyparł go do ściany i przyssał do jego ust. Wiedział, że już nigdy nie będzie chciał go wypuścić ze swojego serca i życia. Gdyby ktokolwiek powiedział mu, że można kogoś pokochać w ciągu ledwie kilku dni – zapewne by go wyśmiał. Mimo iż widział niejedno wiązanie, nie wierzył w aż taki natłok emocji i uczuć. Mylił się. Cholernie się mylił, dlatego też tym bardziej był zadowolony z tego, że znalazł Sama. Kochanek chciał go popchnąć w stronę łóżka, czuł jego napierające ciało, nie zamierzał się jednak poddać tym dłoniom. Chwycił je mocno, zaciskając na nich palce i również przycisnął do ściany. Wsunął swoje kolano między nogi partnera, naciskając lekko na jego erekcję.
            – Chodź. – Marco ułożył wygodnie Sama na łóżku, przykrywając jego ciało swoim. Mieli czas. Chciał pieścić i całować ciało kochanka. Dbać o niego. Nie zamierzał się spieszyć. Ich wargi łączyły się powoli, na początku ledwie muskając. Dopiero z czasem sam ten akt stał się bardziej gwałtowny, namiętny i pożądliwy. Ich języki oplatały się, walcząc chwilę o dominację. Młody zmienny trzymał go za włosy, tarmosząc je. Podobało mu się to. Ciało partnera wyginało się do niego lekko, dłonie co jakiś czas zjeżdżały na kark, a on czuł jego podniecenie na udzie.
            Przerwał pocałunek i musnął nosem jego policzek. Zsunął usta na jego szczękę, pieszcząc ją delikatnie, by po dłuższej chwili ponownie wysysać z niego powietrze. Nie spodziewał się, że Sam będzie aż tak aktywny, mimo swego niedoświadczenia. Czuł się zazdrosny o pocałunki skradzione przez innych mężczyzn, było je czuć w sposobie, w jaki próbował poddawać jego wargi próbie. Wsunął dłonie pod koszulkę młodszego partnera, ledwie dotykając jego boków, pieszcząc je palcami. Obserwował ciało kochanka, chcąc poznać jego reakcje na każdy najmniejszy dotyk, by w przyszłości sprawiać mu jeszcze więcej przyjemności. Tym razem to Sam spróbował odsunąć się od niego.
            – Nie chcę czekać na ciebie w nieskończoność. – Bez pardonu podciągnął mu podkoszulek, dając jasno do zrozumienia, że chce go zdjąć. Obaj unieśli się do pozycji siedzących, by niepotrzebnie nie szarpać się z ubraniem. Widział błysk w oku Sama, gdy ten zaczął go rozbierać, czuć było, jak wielką satysfakcję mu to sprawiło, chociaż nie pojmował dlaczego.
            – Teraz twoja kolej. – Również ściągnął z niego niepotrzebną część odzieży, ciesząc się widokiem nagiej klatki piersiowej. Uśmiechnął się kącikiem ust i przywarł lekko ustami do lewego sutka. Zassał się na nim, by zaraz potem lekko go nadgryźć i wyrwać krzyk z ust kochanka. Podobało mu się to. Polizał lekko ciemny guziczek i ponownie przyssał do niego usta. Lekko drżące ciało Sama dawało mu jasno do zrozumienia, jak mężczyzna odczuwał to, co z nim robił. Nie musiał nawet patrzeć. Pocałował miejsce, w którym znajdowało się szybko bijące serce i zaczął pocałunkami wytaczać sobie ścieżkę do szyi kochanka.
            – O cholera – sapnął sam, gdy Marco podczas swojego ruchu niby niechcący zahaczył o jego pobudzoną męskość.
            – Pieszczotliwie o mnie mówisz, kochanie. – Przywarł wargami do ust Sama i powoli osunął go ponownie na poduszki. Usiadł na biodrach kochanka, tak, by drażnić ich ciała przy każdym najmniejszym ruchu. Całując się z partnerem, starał się pamiętać o tym, by go rozebrać. Mimo to myśli uciekły mu z głowy, gdy dłoń sama przykryła jego rozporek, drażniąc pobudzonego penisa przez spodnie. Lekkie ściśnięcie wystarczyło, by naparł biodrami do przodu, a z jego ust wydostał się jęk. Wykonał kilka ruchów frykcyjnych, chcąc dać sobie chociaż odrobiny ulgi. Przylgnął czołem do czoła kochanka i patrzył mu w oczy, ocierając się o jego rękę.
            – Rozbierz mnie. – Poprosił Marco, widząc rozkosz malującą się na twarzy partnera. Chciał, by ich ciała miały już do siebie swobodny dostęp, mogły się o siebie ocierać, pieścić i drażnić.
            – Chciałbyś, co? – W tym momencie uświadomił sobie, że Marco tego nie zrobi, chcąc się z nim trochę podrażnić. Wysunął dłoń spomiędzy ich ciał i oparł mocno dłonie o plecy partnera. Przewrócił go na posłanie. Przytkał jego usta swoimi, chcąc uciszyć protesty, ale również swój jęk, gdy ich męskości otarły się o siebie. Nie zamierzał być bezwolną kukiełką. Biodra niedźwiedzia były przyciśnięte przez jego, uniemożliwiał mu ruchy, chcąc zrobić wszystko po swojemu. Właśnie przez to czuł, że ich życie nie będzie nudne. Sięgnął dłonią do guzika spodni, a zaraz potem rozsunął szybko zamek. Nie odrywał się od pocałunku, próbując zarazem nie dać się walczącemu o kontrolę partnerowi. Jego warga została lekko przygryziona, przez co odsunął się od partnera. Podobało mu się to i nie mógł powstrzymać uśmiechu.
            – Ostry jesteś. – Spojrzał na niego uważnie.
            – A ty napalony.
            – I to bardzo. Dlatego trzeba się w końcu pozbyć naszych ubrań. – Odsunął się od niego i pociągnął lekko za spodnie wraz z bokserkami. Marco wyjątkowo mu wszystko ułatwił, podnosząc swoje zgrabne cztery litery, by mógł pozbyć się zbędnej w tej chwili odzieży.
            Gdy tylko Sam go rozebrał, mężczyzna wstał z łóżka i sam pozbawił się dolnej części odzieży. Oj tak, młody był dość odważny. Nie spodziewał się po nim takiej inicjatywy. Pociągnął go za rękę tak, by padł szybko na łóżko.
            – Ej. – Śmiech Sama rozniósł się po pokoju. – Wykorzystujesz chwilę.
            – Mam tego nie robić? – Przysunął się do jego szyi i polizał widoczną tętnicę.
            – Ile mam czasu na zastanowienie?
            – Wieczność. – Objął lekko kochanka i pocałował. Nie spieszyło im się. Chciał tę chwilę przedłużać.

***

            Po przebudzeniu, Allana zaskoczyła panująca w całym domu cisza. Żaden zmienny nie przebywał we wnętrzu, ale najbardziej zastanawiające było to, że jego córka nie płakała. Wstał, rozciągnął mięśnie i zszedł na dół, by ogrzać swe ciało w ostatnich promieniach słońca. Lucas leżał z Liz na kocu pod drzewem rzucającym rozległy cień. Mała gaworzyła i wymachiwała nóżkami, gryząc intensywnie śliniak swoimi bezzębnymi dziąsłami. Odetchnął lekko i uśmiechnął się. Jego partner przysypiał, co było dla niego doskonale widoczne. W pół przymknięte powieki, rozleniwienie na twarzy i luźna postawa ciała.
            – Cześć, maleństwo. – Przywitał się z córką i musnął palcami jej policzek. Kochanek nawet nie zareagował na jego powrót. Śmiać mu się chciało z tego jego głębokiego snu. Wiedział, że jeśli tylko go dotknie, mężczyzna od razu wstanie. Wziął córkę na ręce i siadł wygodnie, opierając się o pień drzewa. Podparł o nie głowę, a małą ułożył wygodnie na brzuszku. Zauważył, że zaczęła próby podnoszenia główki z tej pozycji i co jakiś czas chciała się obrócić. Przez to, że należała do zmiennych, jej rozwój przebiegał nieco inaczej niż u innych dzieci. Wiedział, że jak już nauczy się sama obracać, bardzo szybko zacznie też siadać i się podnosić w oparciu o dwie ręce. Podejrzewał, że w przeciągu najbliższych trzech miesięcy będzie miał w domu małego, biegającego zmiennego. Trochę przerażała go ta wizja. Będą musieli zadbać o to, by zabezpieczyć schody i wejście do kuchni. Westchnął lekko. Wziął Liz pod pachy i zaczął ją podnosić, robiąc przy tym głupie miny. Dziecko piszczało śmiesznie i śmiało się, a on razem z nią. Mała wierzgała nogami, co jeszcze zabawniej wyglądało.
            Poczuł dłonie Lucasa, które zawinęły się na jego pasie. Obrócił w jego kierunku twarz, za co został nagrodzony pocałunkiem.
            – Chcę się dzisiaj z tobą kochać. – Przez ciało przebiegły mu dreszcze, słysząc głębszy głos kochanka. Gdyby mógł, zrobiłby to nawet teraz, nie chciał jednak, by Liz ciągle była pod opieką kogoś innego.
            – Ja z tobą też. – Musnął lekko jego usta, co wystarczyło na zachętę. Już się nie mógł doczekać.

***

            Tym razem to Sam siedział mu na biodrach i całował jego klatkę piersiową. Podobało mu się to, że wilk przejął kontrolę. Nie zamierzał mu dzisiaj pozwolić na wzięcie jego tyłka, ale nie chciał zabraniać mu pieszczot. Tylko kochanek wiedział, ile jest w stanie mu dać, a on nie miał zamiaru naciskać na więcej. Policzki zmiennego zdobiły krwiste rumieńce, co tylko mocniej go pobudzało. Był niewprawny w swych ruchach, niepewny, ale zarazem parł ciągle do przodu popychany nieznaną mu motywacją. Jego uda zostały rozszerzone przez kolano partnera. Spojrzał na niego uważnie. Rozkosz i tak przyćmiewała mu zmysły, ale chciał wiedzieć, co młody kombinuje.
            – Ja nie wiem, czy… – nie dokończył myśli. Chciał spróbować seksu oralnego, zobaczyć, jak to jest zrobić komuś bliskiemu przyjemność. Zarazem jednak nie wiedział, czy go to nie obrzydzi. Mimo to czuł, że Marco nie miał mu za złe, gdy się od niego odsunął, niezdolny, by zrobić to, co planował.
            – Wszystko zależy od ciebie. Nie musisz, jeśli nie dasz rady, czy nie chcesz. – Podciągnął chłopaka do siebie i musnął jego wargi. – Nie spinaj się tak. Tragedii nie będzie. Możesz sprawić, że będzie mi tylko i wyłącznie dobrze. – Wypuścił powietrze przez nos i zsunął się pocałunkami na brzuch partnera. Nadal nie był pewien tego, co ma zrobić, próbował szybko przemyśleć, jak on, do jasnej cholery, ma osłonić zęby, żeby nie podrażnić wrażliwej skóry członka. Niestety jego rozmyślania nie pomagały mu w rozluźnieniu się.
            Marco obserwował coraz bardziej zestresowanego partnera. Nie zamierzał pozwolić mu na nic, na co nie był gotowy. Fakt, Sam wyszedł z inicjatywą, chciał dobrze, ale widział, jak aktualnie sytuacja ta negatywnie wpływała na jego zachowanie. Podniósł się z wygodnego posłania i podciągnął niczego niespodziewającego się kochanka do góry. Wpił się w jego usta i ponownie przeturlał na łóżku tak, by teraz to on był na górze. Dłonie Sama zaplotły się na jego plecach, ciało początkowo jak gdyby zamrożone rozluźniło się, a nogi zaplotły na jego pasie, dając mu wygodny dostęp do wielu jak do tej pory skrywanych miejsc.
            Po tym, jak bardzo Sam chciał być aktywny, wiedział, że nie będą się nudzić w łóżku. Zarazem uświadomił sobie, jak ważna przy pierwszym razie jest psychika kochanka. Oddać się komuś nie jest łatwo, trzeba przełamać swoje lęki, opory i myśli kiełkujące w głowie. Czasem najlepiej jest się poddać namiętności, ale zdarzają się też takie sytuacje, że nie jesteśmy w sytuacji zbliżenia odsunąć od siebie zbędnych myśli. Wydawało mu się, że taką właśnie osobą jest wilk.
            Muskał ustami jego skórę na klatce piersiowej, przygryzał, pieścił i lizał. Co jakiś czas na lekko nawilżony skrawek skóry chuchał gorącym powietrzem, wywołując doskonale widoczną gęsią skórkę i drżenie w ciele Sama.
            – Cholera. Za niedługo dojdę od sposobu, w jaki mnie pieścisz – mruknął mężczyzna, gdy tylko uwolnił ponownie maltretowany sutek.
            – Nie chcesz tego?
            – Chcę, żebyś mnie w końcu zatwierdził. – Zsunął dłoń na spragnioną erekcje partnera, rozcierając na niej preejakulat. Obaj nie spodziewali się, że od tego typu dotyku wilk dojdzie gwałtownie. Marco obserwował to zaskoczony, ale musiał przyznać, że widok orgazmu partnera jeszcze bardziej go pobudził. Pokłady jego cierpliwości wyczerpały się. Rozochocone ciało młodszego zmiennego, rumieńce na twarzy i oczy przysłonięte ramieniem tym bardziej mu to uświadomiły. Z lekkim użyciem siły odsunął niechcianą kończynę z twarzy kochanka i spojrzał mu głęboko w oczy. Nie rozumiał, czemu Sam czuł się tą sytuacją zażenowany. Przycisnął się krótko do jego warg.
            – Zatwierdzę. Musisz mi tylko podać żel, który jest pod poduszką, kochanie. – Zmrużone spojrzenie wilka lekko go rozbawiło. Gdy ten szukał dłonią nawilżacza, on sam zajął się utrudnianiem tego zadania. Nie mógł ukryć, że coś go ciągnęło do partnera, na dodatek zapach jego ciała, orgazmu i feromonów wirowały mu w głowie. Osunął się na wysokość krocza kochanka i polizał jego główkę.
            – Osz kurwa… – Jęknięcie było głębokie, gardłowe, prawie że warczące. Uśmiechnął się lekko, intensywniej zajmując się pieszczeniem na wpół twardej erekcji. Polizał ją po całej długości, pieszcząc chwilę spód główki, okręcając się lekko językiem, czy pocierając czubek  płaską stroną języka. Sam wypychał w jego stronę biodra, próbując wbić mu się w usta. Przytrzymywał go dłońmi za biodra, pieszcząc go jedynie na zewnątrz. Czekał na żel, a wtedy będzie mógł go przygotować.
            Dopiero po kilku chwilach był w stanie przypomnieć sobie, co miał do zrobienia. Jego mózg zamienił się w galaretkę, w umyśle zapanowała tylko jedna myśl mówiąca mu o rozkoszy, którą przeżywał. Marco był stanowczo za dobry w tym wszystkim, drażnił go, pobudzał, ale nie pozwalał dojść. Niech go szlag. Marzył o tym. Poklepał go lekko po dłoni, dając do zrozumienia, że ma go puścić i wziąć ten cholerny nawilżacz, inaczej za chwilę ponownie dojdzie.
            – Gratuluję, kochanie. – Jego lekko ironiczny uśmiech podziałał mu na nerwy.
            – Och, goń się. – Jęknął głęboko, gdy główka erekcji została zatopiona w ciepłym wnętrzu ust. Po krótkiej przyjemności uczucie to zostało mu gwałtownie zabrane.
            – Chyba nie mogę. Za mocno ściskasz moje włosy. – Roześmiał się. Puścił zagarnięte nie wiadomo kiedy kosmyki. Prawie w tej samej chwili poczuł palec krążący wokół jego wejścia, pieszczący go delikatnie na zewnątrz, jednak nie naciskający na to, by się wsunąć.
            – Muszę się rozluźnić. – Nie był świadom, po co powiedział to na głos. Po prostu nie chciał, by jego pierwszy raz był zbyt bolesny, a nie jedną taką historię usłyszał w swoim życiu.
            Słysząc słowa Sama, ponownie ulokował się wygodnie między jego nogami. Rozsunął je jeszcze trochę, chcąc mieć swobodny dostęp do niewielkiej dziurki, która poddawała się opuszkowi palca, otwierając na niego. Wylał dodatkowa porcję żelu na dłoń, rozcierając go. Wsunął palec wskazujący do ciała kochanka, by go przygotować. W tej samej chwili zassał się gwałtownie na jego główce, wywołując z ust partnera głęboki krzyk przyjemności. Ciało rozluźniło się, przyjmując w sobie lekko poruszający się palec. Nie musiał długo czekać, by dołączyć drugi, przygotowując Sama do chwil przyjemności.
            Ssał jego erekcję, próbując wsunąć ją głębiej w gardło. Co jakiś czas wypuszczał penisa partnera z ust, pieszcząc go z zewnątrz i liżąc. Pozwalało to wilkowi nie myśleć o tym, że dwa palce rozciągają wrażliwe wejście na przyjęcie jego członka.
            – Szybciej, Marco. Chcę cię mieć w sobie. – Kolejna prośba o to, by już go wziął. Nie zamierzał pozostawiać jej bez odpowiedzi. Wysunął z niego dwa palce, dokładając do nich jeszcze jeden i powoli naciskając na rozwarte wejście. Pogłaskał prostatę kochanka, wyrywając z jego ust głęboki krzyk. Podobał mu się taki gorący, krzyczący i proszący o więcej.
            Nie miał jednak już w sobie za dużo cierpliwości. Wysunął z Sama palce i ponownie nalał żelu na dłoń, tym raz jednak po to, by rozsmarować go na swojej męskości.
            – Kochanie, obróć się.
            – Nie. – Padła krótka odpowiedź. Zmienny patrzył na niego hardo. Nie zamierzał przekonywać go o tym, że pozycja, w której będą się znajdować, będzie dla niego boleśniejsza.
            – Dobrze. Nie spinaj się. – Pochylił się nad ciałem kochanka, trzymając w dłoni erekcję i przykładając do jego ciała główkę.
            – Ja nie zam… o cholera – sapnął Sam i wbrew swoim początkowym słowom ciało spięło się gwałtownie.
            – No już, kochanie. – Musnął jego wargi swoimi. Przez to, że musiał się pochylić, jego erekcja wsunęła się odrobinę głębiej do ciała kochanka, wyrywając z niego oddech. – Jest dobrze, spokojnie. Zaraz minie. – Muskał jego usta, a jedna dłoń głaskała go po boku. Zassał się lekko na jego szyi, pobudzając ponownie puls, a przy tym rozluźniając mu ciało. – Właśnie tak. – Wsunął się dalej, jednak czuł, że to nie będzie dla Sama ani miłe, ani przyjemne. Widać było, że sprawia jego ciału dyskomfort, a wręcz ból, czego najchętniej by uniknął. Zamierzał jednak nie odpuszczać, chyba że to partner każe mu przestać.
            Podniósł się z jego ciała i sięgnął dłonią do wilka. Dłoń ruszała się kilkukrotnie na wrażliwej skórze, a kciuk skupił się na pocieraniu okolic wrażliwej szczelinki na czubku członka.
            W pewnym momencie, mimo bardzo powolnego tempa, wsunął się całkowicie w kochanka, dając mu czas na przystosowanie się do wypełnienia.
            – Och. Nie wiedziałem, że to takie trudne. – To prawda, nie było im łatwo, tym bardziej że Sam co chwilę spinał swoje ciało. Ani dotyk, ani słowa nie pozwalały mu się uspokoić i wyłączyć myślenie, które podpowiadało czarne scenariusze. To z kolei powodowało, że mechanizm błędnego koła blokował go jeszcze bardziej.
            – Jest dobrze. – Musnął jego wargi i poruszył się lekko na próbę, obserwując twarz kochanka. Nie zamierzał mu zrobić krzywdy, choćby w tej chwili miał się z niego wysunąć.
            – Tak, ale… nie spieszmy się. – Nie zamierzał zaczynać od szybkiego tempa. Zastanawiało go, skąd Sam znał tak dziwne, a zarazem smutne historie o seksie. Będzie musiał się tego później dowiedzieć.
            – Nie zamierzam, kochanie. – Pieścił dłońmi jego ciało, ustami wytaczał sobie szlak na szyi partnera, podgryzając zarazem lekko tętnice. Oh. Jak on chciał zawiązać ich już więź. Ruszał powoli biodrami, pozwalając, by to Sam wybrał odpowiedni dla niego moment na przyspieszenie. Wiedział, że w końcu młody zmienny również wykona ten pierwszy, najważniejszy ruch biodrami. Nie czekał na to zbyt długo.
            – Och! – Krzyk wydostał się z ust wilka, gdy tylko trafił we właściwy splot nerwów. Ciało najpierw napięło się lekko, a zarazem potem zalała je fala rozluźnienia. Oj tak, teraz już wiedział, na jakim miejscu powinien się skupić.
            Szybko znaleźli wspólny rytm. Sam napierał pożądliwie na jego ciało, przyciskając mu biodra swoimi zaplecionymi wokół nich nogami. Erekcja mężczyzny ocierała się o ich brzuchy, zostawiając na nich mokre ślady. Pocałunki były pełne wilgoci, walki o dominację i próby pokazania na tym, jak im zależy. Co jakiś czas w ruch szły zęby, zahaczające o dolne wargi, podgryzające je. Rozsiewające po ciele jeszcze większą przyjemność.
            W pewnym momencie Sam wygiął szyję do tyłu, uwolnił swe usta i nie krępował się tym, że jęczy. Ich ciała pokrywał pot, obaj dążyli do spełnienia. Zamierzał jednak najpierw doprowadzić do orgazmu partnera, chcąc, by ugryzienie było mniej odczuwalne. Z trudem wsunął dłoń między ich ciała, poruszając gwałtownie biodrami, pocierał mocno główkę erekcji Sama, pieszcząc ją. W pewnym momencie przez przypadek lekko przyszczypał palcami wrażliwą skórę, co spowodowało głośny jęk kochanka i jego orgazm. Bez zastanowienia wpił się zębami w zagłębienie między szyją a barkiem Sama, oznaczając w ten sposób jako swojego partnera.
            Coś w nim zaskoczyło, poczuł, że w końcu osiągnął to, czego tak cholernie pragnął od dłuższego czasu. Przez jego ciało przeszedł gwałtowny orgazm, biodra wciąż napierały na wrażliwe wejście kochanka, a ten przytulał go mocno do siebie.
            Dopiero po chwili ich oddechy i cała uspokoiły się na tyle, że mogli się od siebie lekko odsunąć. Nadal leżał na swoim partnerze, przyciskając jego ciało do materaca, mając na sobie jego nogi zawinięte wokół bioder. Ułożył swoją głowę w zagłębieniu, gdzie przed chwilą go ugryzł i zamruczał lekko.
            – Spać… – mruknął Sam. Uśmiechnął się na to. Było na tyle ciepło, że mogli sobie pozwolić na spanie bez kołdry. Wysunął się lekko z ciała kochanka.
            – Zaraz. Musisz mnie puścić.
            – Nie mogę. Wszystko mi odmówiło posłuszeństwa. – Widział rozluźnienie na twarzy partnera i uśmiech zagościł na jego twarzy. Pomógł mu w oswobodzeniu swojego ciała i pocałował miękko w czoło.
            – Gdzie idziesz? – Sam nie wysilał się nawet, by spojrzeć na niego normalnie, a nie spod półprzymkniętych powiek.
            – Do łazienki. Daj mi chwilę. – Co innego, gdyby byli w domu, tutaj jednak zamierzał oczyścić swojego partnera z resztek spermy i iść spać w zmiętej, pachnącej ich seksem pościeli.
            Gdy wrócił do pokoju, zastał swojego partnera wygodnie śpiącego z głową wtuloną w poduszki, jednakże częściowo ułatwił mu zadanie, leżąc na brzuchu. Uśmiechnął się lekko, wykonał to, co uznał za słuszne i już po chwili również wsunął się do łóżka, by pospać chociaż trochę obok Sama.


niedziela, 14 czerwca 2015

Rozdział 15

Kochani!

Ważne wieści!!
Może zdarzyć się tak, że na wasze komentarze odpowiem dopiero po 21 czerwca. Tyczy się to rozdziałów: 14 i 15. 20 czerwca mam zaliczenie przedmiotu, nad którym siedzę nieprzerwanie. I robię wszytko by je zdać ;) Na dodatek chodzę do pracy, a 4 h snu to trochę za mało :P Nie wykaraskam jeszcze godziny na odpisywanie na komentarze. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie, ale naprawdę muszę mieć chociaż minimalną ilość snu :D
Do napisania. Rozdziały normalnie będą się pojawiać ;) Gorzej z komentarzami :D

Rozdział 15


            Marco drgnął lekko, słysząc pukanie do drzwi. Odłożył spokojnie książkę i przeczesał dłonią włosy. Otworzył drzwi.
            – Cześć, chłopie. – Lucas wpadł szybko przez drzwi i objął go gwałtownie. Zmarszczył brwi. To było zupełnie niepodobne do mężczyzny.
            – Co znowu wykombinowałeś? – Cholera. Powinien wiedzieć, że Marco się na to nie nabierze, ale nie zamierzał się poddawać.
            – Nic, ale… Zapomniałem powiedzieć Samowi o spotkaniu, więc ze mną nie przyjechał. – Obserwował reakcję przyjaciela. Chciał go przetestować, sprawdzić, czego może się spodziewać.
            – Przyprowadź go tu, dupku, a nie bawisz się ze mną. – Marc wyszczerzył zęby do swojego alfy.
            – Za prosto można mnie rozgryźć. – Przetarł nerwowo kark i podrapał się po nim. – Skąd wiedziałeś?
            – Nigdy nie umiałeś kłamać przyjaciołom. Zbyt żwawo reagujesz. Jak dziecko na chwilę przed odpakowaniem prezentu gwiazdkowego.
            – Cholera! W końcu ktoś mi wytłumaczył, o co chodzi, a tyle czasu nad tym myślałem! – Obaj się roześmiali z całej tej dość komicznej dla nich sytuacji.
            – Wierzę, że to robiłeś przez ostatnie pół roku. To gdzie on jest? – Nie chciał aż tak poganiać Luca, ale doprawdy chciał zobaczyć swojego partnera.
            – Nie poświęcisz mi nawet minuty? No tak! Pojawił się facet i już mnie odrzucasz!
            – Przestań dramatyzować jak nastolatka. Poza tym to ty pierwszy zraniłeś moje uczucia, chłopcze! – Udał głos matki przyjaciela. – Allan pojawił się wcześniej. Nie będę zliczać, ile razy usypiałem twoje dziecko, ojczulku. – Wyszczerzył do niego zęby.
            – Może kiedyś ja będę usypiał twoje? – Puścił mu oko.
            – Nigdy nie zdradzę Sama – powiedział prosto z mostu, od razu poważniejąc.
            – Nic takiego ci nie sugeruję. Po prostu… zdarzają się pary, które z czasem chcą zaadoptować młode.
            – Nie wybiegaj tak bardzo naprzód, Lucas. Najpierw musimy się dogadać. Jest w restauracji na dole?
            – Tak. Ja idę na budowę. Daj mi znać, jeśli będę miał po niego przyjechać. Jeśli nie, to po prostu nie dzwoń.
            – Dzięki, przyjacielu. – Uściskał mu rękę, przyciągając do braterskiego uścisku.

***

            Sam siedział zdenerwowany przy stoliku. Rozumiał, że Lucas musiał porozmawiać pierwszy z Marco, ale… Nie był w stanie tego znieść. Gdyby posiadał chociaż trochę mniejszą kontrolę nad własnym wilkiem, zapewne już dawno by się zmienił. Tak samo byłoby jeszcze tydzień temu. Z tym że najpierw uderzyłby swojego partnera… Gdy odszedł, coś w nim pękło i wiedział, że chce go odzyskać. Luc i All mu na to nie pozwolili, ponieważ w głównej mierze chcieli dać czas becie na to, by odzyskał siły i zdecydował, co dalej.
            Widząc swojego być może przyszłego kochanka w wejściu, wstał. Nie do końca uświadomił sobie, czemu. Dopiero teraz tak naprawdę obserwował mężczyznę w całej okazałości, bez mgły wściekłości, zakłócającej jego spostrzeganie. Miał przed sobą wysokiego, przystojnego faceta. Z błyskiem w oku, a to w szczególności mu się podobało. Silne ramiona wyrobione przez ciężką pracę, ciemna opalenizna. Czemu wcześniej nie zauważył, że ma przed sobą człowieka aż kipiącego seksem, którego nie jedna osoba zaciągnęłaby w mgnieniu oka do łóżka, gdyby tylko skinął palcem. Zdążył zarejestrować wzrok nielicznych na sali kobiet, który podążał za każdym krokiem Marco, wypalając dziury w jego ciele.
            W tej chwili wiedział, że przepadł. Na dodatek wzrok tego mężczyzny nie opuszczał jego, przyciągał go swoją siłą, kusił i nęcił. Uświadomił sobie, że go pożąda. Chce mieć tego zmiennego w swoim życiu, by mogli w końcu obaj się uspokoić, wyciszyć. Uświadomienie sobie, że mimo tego, co robił, Marco nie podniósł na niego ręki, pomimo wyczuwalnej większej siły fizycznej i psychicznej, dodatkowo nim wstrząsnęło.
            – Cześć – powiedział cicho, nie przerywając wpatrywania się w oczy zmiennego. Na przemian widział to oczy mężczyzny to niedźwiedzia obserwujące go bacznie. Widział, jaki stał się spięty, podchodząc ostatni metr do niego.
            – Cześć. Siadamy? – Nie spodziewał się, że jego ciało instynktownie zareaguje na widok Sama niepotrzebnym napięciem, jak gdyby samo chciało się chronić.
            – Tak. Zamówiłem dla nas kawę. – Spojrzał na niego niepewnie.
            – To dobrze, chociaż zastanawiam się, czy to dobre miejsce na rozmowę. Możemy czuć się zbyt skrępowani i ostrożni. – Wolał to powiedzieć od razu.
            – Też mi się tak wydaje. Jadłeś już coś? Bo może byśmy zjedli śniadanie i dopiero poszli gdzieś indziej porozmawiać? Gdzie będziemy mieli taką możliwość. – Zaczął zastanawiać się, czy nie za bardzo się rządzi. Przecież mężczyzna mógł mieć dzisiaj zupełnie inne plany, może musiał iść do pracy, a nie tylko spędzać z nim czas. Na co dzień również wykonywał jakieś obowiązki nie tylko jako beta.
            – Dobry pomysł. – Lekki uśmiech wpłynął na jego usta. – Nie myśl tyle. – Widział zmarszczkę przecinającą brwi zmiennego. – Marszczysz się niepotrzebnie. – Tym razem w odpowiedzi również otrzymał drgnięcie warg.
            – Cholera. Nie przypuszczałem, że to będzie aż takie krępujące. – Oparł dłonie o stół i zanurzył we włosach place. Nie chciał, by tak wyglądała ich relacja.
            – Zdarza się. Niestety. – Spojrzał uważnie na młodego mężczyznę. Widział wcześniej, jak go obserwował i mierzył. Zaobserwował iskrę fascynacji i tego, że mu się podoba, co połechtało jego ego. Zarazem jednak spodziewał się tych trudności. Zaczęli źle. I trzeba im było to przyznać. Teraz kwestią zasadniczą było to, jak poradzą sobie w przyszłości.
            W końcu wypuścił włosy z zaciśniętych dłoni. Nie podejrzewałby się o tak powściągliwe zachowanie. Zerknął na Marco. Dobrze czuł wzrok mężczyzny na swoim ciele. Zapach zmiennego drażnił jego zmysły, rozbudzając zarazem nadzieję. Podniósł w końcu głowę, wyprostował się i położył dłonie na udach. Potarł je lekko, chcąc pozbyć się śladów zdenerwowania.
            – Przepraszam – powiedział w końcu. Musiał to zrobić, chciał. Tę dziwną chwilę porozumienia przerwał kelner, który przyniósł kawę i zapytał o dalsze zamówienia. Nie minęło dziesięć minut, podczas których siedzieli w ciszy, jak na stole położone zostały gotowe dania.
Milczenie między nimi potęgowało tylko stres. Marco miał ochotę warczeć z frustracji. Cholera jasna! Po co brali to pieprzone śniadanie, skoro zachowywali się jak dwójka obcych sobie ludzi siedzących po prostu przy jednym stole. Popełnił błąd, praktycznie nie reagując na słowa młodego zmiennego. Kiwnął głową, ale to jednak aktualnie wydawało mu się to za mało.
– Chyba już nic nie przełknę. – Odsunął od siebie talerze, ledwie naruszając jedzenie. Zjadł ledwie trzy kęsy i miał dość. Zauważył, że Sam również nie ma apetytu, ale nie chciał na niego naciskać, nawet jeśli mieliby tu siedzieć godzinę.
– Ja też nie. – Wezwał kelnera i mimo chęci Marco, zapłacił za ich posiłek. – Gdzie idziemy?
– Proponuję mój pokój. Będziemy mieli ciszę i spokój. W razie czego ktoś najwyżej wezwie ochronę. – Spojrzeli na siebie poważnie. Żart i groźba w jednym. Musieli dojść do kompromisu.

Już po chwili weszli do dość dużej, tymczasowej sypialni Marco. Nim zamknęły się za nimi drzwi, został przyparty do ściany i pocałowany przez Sama. To nie było rozwiązanie problemu, ale też nie zamierzał tego przerywać. Tylko przez chwilę pozwolił partnerowi dominować, skoro wyszedł z inicjatywą, zaraz potem naparł na niego, pogłębił pocałunek, a zmienny wilk zareagował tak, jak tego oczekiwał. Powoli i spokojnie oddawał mu kontrolę, pozwalając obrócić się do ściany i oprzeć na niej dłonie. Oddechy stawały się coraz bardziej urwane, języki splatały się ze sobą, zęby uderzały o siebie. Puścił ręce partnera, przyciągając go w pasie bliżej siebie. Sam zarzucił ramiona na kark Marco, uderzył biodrami o jego, pobudzając jeszcze bardziej. Ciężki zapach partnerstwa owładnął jego zmysłem węchu, nie chciał niczego więcej. Musiał odpuścić. Nie mogli związać się przed wyjaśnieniem pewnych spraw. Ciężko było mu się odsunąć, wiedział jednak, że dobrze robi, postępując w ten sposób. Potem mogliby się niepotrzebnie znienawidzić, a on chciał mieć Sama w swoim życiu i łóżku. Chciał otaczać go opieką i kochać się z nim. Razem żyć, dzielić małe i duże przyjemności.
– Powinniśmy… – Kolejny pocałunek wylądował na jego ustach.
– Mhmmm. – Gardłowy dźwięk wydostał się z lekko uchylonych i opuchniętych ust partnera. – Jesteś cholernie mało romantyczny – wysapał w końcu mężczyzna i pocałował kącik jego ust. – Chciałem się z tobą kochać.
– Ja z tobą też. – Ponownie głęboko pocałował Sama, czując potrzebę nadgonienia tych kilku dni, gdy wyjechał. – Ale niestety musimy porozmawiać.
– To twoja karta przetargowa? – Roześmiał się na to stwierdzenie.
– To ty się na mnie rzuciłeś.
– Nie opierałeś się, więc nie mam wyrzutów sumienia.
– I dobrze. – Minęła jeszcze dłuższa chwila, nim mogli się od siebie oderwać. Ciężko im to przyszło. Marco oparł czoło o ścianę przy głowie partnera. Lekkie muśnięcie wylądowało na odsłoniętej szyi, podrażniając i tak napięte struny cierpliwości.
– Sam! – warknął nisko. Chciał mieć kochanka pod sobą, pieścić jego gorące ciało, muskać i drażnić, do momentu, aż mężczyzna zacznie go prosić.
– Chce być z tobą. Przepraszam – ponownie szepnął mu do ucha, prosząc w ten sposób o wybaczenie. Nie spodziewał się, że kochanek przyciągnie go do siebie, ukrywając w ten sposób drżenie dłoni. – Nie chciałem. Nie będę więcej… – Jego szept był gorączkowy. Wiedział, co zrobił. To nie będzie łatwe, by Marco mu zaufał, kochał, ale chciał spróbować. Byli sobie przeznaczeni. Nie chciał tego zaprzepaścić. Nie zamierzał robić tego, co wcześniej. W ogóle. – Marco… – wyszeptał jego imię, również go przytulając i kładąc głowę na ramieniu partnera. – Daj mi szansę.
Serce mu się krajało, słysząc, jak Sam prosi go o bycie razem. Fakt, to przede wszystkim on zawinił, że stali teraz jak gdyby na skraju przepaści. Ich wspólnej przyszłości. I to od niego zależało, czy zdecyduje się, by skoczyć. Czy tego chciał? Obrócił głowę w stronę policzka kochanka i pocałował go lekko. Rozluźnił swe ramiona. Widział jego zaskoczoną minę. Chyba nie tego się spodziewał. Puścił go.

***

            Lucas już od pół godziny siedział w niewielkiej knajpie, sącząc kawę i czytając gazetę. Tego mu było trzeba. Chwili odpoczynku i relaksu od problemów całej watahy. Allan czekał na niego w domu, z Liz, która od wczoraj cały czas albo płakała, albo spała wykończona tym pierwszym. Mężczyzna cały czas zajmował się córką, próbując ją uspokoić i domyślić się, o co chodzi. Niedźwiedzice, które posiadały już potomstwo, również nie mogły odgadnąć, co powoduje aż tak silny płacz dziecka. Nie chciała jeść, pić, załatwiała się normalnie. Jeśli tak dalej pójdzie, będą musieli jechać do szpitala. A to nie była zbyt bezpieczna opcja. Musiał pomyśleć, czy zna jakiegoś zmiennego lekarza, który byłby pediatrą i mógłby ich przyjąć. Problem w tym, że nikogo takiego nie kojarzył.
            Spróbował skupić się na gazecie, dając sobie jeszcze dziesięć minut. Już dawno byłby w domu, gdyby nie czekał na telefon od Sama. Jeszcze w samochodzie umówili się, do której powinien poczekać. Potem będzie mógł wracać do domu, a w razie, gdyby jednak osądy zmiennego się nie potwierdziły, wróci on środkiem komunikacji międzymiastowej.
            Westchnął lekko i poprosił kelnerkę o rachunek. Zamknął gazetę i ją zwinął. Musiał pomyśleć, co jest potrzebne do domu. Z tego, co wiedział, są we wszystko zaopatrzeni, ale jednak czuł, że coś mu umykało. Coś związanego z potrzebnymi do domu rzeczami. Zapłacił młodej kelnerce, dając je przy okazji napiwek i wyszedł z lokalu.
            Zmierzając w kierunku swojego samochodu, w końcu do głowy wpadła mu pewna myśl. A co jeśli Liz ząbkuje wcześniej niż inne niemowlaki? Małym zmiennym pierwsze zęby wychodziły już w trzecim lub czwartym miesiącu życia. Księżniczka miała już trochę ponad trzy miesiące życia za sobą, więc było to całkiem możliwe. Wiedział, gdzie musi się udać.
            Przy każdy kolejnym zmiennym pojawiającym się w ich domu wszelakie zabawki kupował w tylko jednym sklepie. Na pierwszy rzut oka nie wyglądał on atrakcyjnie, nie był zbyt rozreklamowany, ale rzeczy, które tam sprzedawano, były często ręcznie robione. Wydając trochę więcej pieniędzy, mógł kupić coś oryginalnego, wyjątkowego, ponieważ wiele zabawek miało tylko jeden egzemplarz.
            – Dzień dobry – powiedział, wchodząc do sklepu.
            – Och, dzień dobry! – przywitał się starszy pan, pochylając lekko na nosie okulary. – To znowu pan. Kto tym razem – chłopiec czy dziewczynka? – Roześmiał się na to stwierdzenie. No tak. Lądował tu średnio co dwa miesiące, bo lubił rozpieszczać wszystkie dzieciaki w klanie.
            – Ktoś wyjątkowy. Dziewczynka. Moja córka. – Nie był świadom, jak dumnie wypiął pierś. Wczuł się w rolę ojca i podobało mu się to.
            – Oo! Gratuluję! Nie wiedziałem, że ma pan partnerkę. Zapraszam. Co jest potrzebne? – Lucas zastanowił się, czy sprostować wypowiedź mężczyzny.
            – Bo nie mam. To córka mojego partnera, którą się zajmuję. – Widział, jak mężczyzna przystanął w pół kroku, obrócił się do niego i uśmiechnął.
            – Ach, rozumiem. Tym bardziej to ktoś wyjątkowy. – Pokiwał głową i również jego usta rozszerzyły się w niewielkim uśmiechu.
            – Potrzebny mi gryzak. A najlepiej kilka. – Powiedział w końcu. Doskonale zdawał sobie sprawę, że to nie będą jedyne rzeczy, z którymi stąd wyjdzie.
            – Będę miał coś odpowiedniego. – Mężczyzna poprowadził go do odpowiedniej szafki. Było to jedyne miejsce, w którym Lucasowi nie przeszkadzało, że ktoś proponuje mu pomoc w wybraniu odpowiednich sprawunków. I nie chodziło o to, że jej potrzebował, a o formę, w jaki sposób to robiono. We wszelkich innych sklepach taki rodzaj nachalnej usługi doprowadzał go do szału, nie miał czasu się nawet rozglądnąć, a już był zasypywany propozycjami pomocy, której nie oczekiwał.
            Po pół godziny w papierowej torbie znajdowało się pięć gryzaków, kilka hałaśliwych zabawek, dwie sukienki, gdy Liz trochę podrośnie, dwie pary śpiochów i śliniak. Podrapał się po głowie. Nigdy nie umiał się opanować, jeśli chodzi o zakupy dla dzieci.

***

            Sam poczuł, jak coś w nim się rozsypuje na gest wykonany przez mężczyznę. Czyż to nie on chciał się pogodzić? Więc dlaczego teraz się odsuwa? Odpycha go? Cholera, dlaczego? Zamarł na chwilę, a serce zgubiło swój bieg. Nie chciał tego. Opuścił nagle puste ramiona i zacisnął dłonie w pięści. Przymknął oczy, by nie było w nich widać bólu z powodu tego, co zrobił Marco.
            – Sami. – Poczuł dłoń głaszczącą jego policzek. Zadrżał lekko, czując to, ale nic nie zrobił. – Oj, Sami. – Jego imię w ustach mężczyzny brzmiało pieszczotliwe, lekko. Dlaczego? – Otwórz oczy. – Głos Marco go wabił, był spokojny i ciepły. Przemógł się, by to zrobić.
            Nie spodziewał się, że jego partner aż tak zareaguje na to, co zrobił. Chciał go zaprowadzić do łóżka, spędzić z nim dzień, kochać się. Jego czyn został opacznie zinterpretowany, a zrozumiał to, dopiero gdy zobaczył nagle poszarzałą twarz przyszłego kochanka, grymas na twarzy i zamknięte oczy.
            – Chcę być z tobą. Dać nam szansę. – Widział zmiany malujące się na twarzy młodszego zmiennego, gdy wypowiedział te słowa. Kolory zaczęły mu wracać, oczy płonąć, a lekki uśmiech w kącikach ust był czarujący. Szeptał. Nie chciał zniszczyć tej chwili zbyt głośnymi słowami, które nie były potrzebne.
            – Czemu mnie puściłeś? – Pytanie to było drżące, niepewne.
            – Chcę cię wziąć do łóżka. Kochać się z tobą. Związać. Puściłem cię dlatego, że chciałem cię do niego podprowadzić, a nie rzucać na nie. – Uśmiechnął się szeroko, gdy poczuł dłoń ściskającą jego rękę. To, co się między nimi rodziło od pewnej chwili, było bardzo niepewne, wątłe i słabe, ale z każdą chwilą rosło w siłę. Musieli tylko się postarać, by im się udało. Obaj.
            – Marco… Ja… – Miał nadzieję, że mężczyzna zrozumie, o co mu chodzi. Nie chciał powiedzieć tego na głos, uważał to za swoją słabość.
            – Wiem. – Poczuł lekki pocałunek na policzku. – I jestem z tego powodu dumny. – Spojrzał na niego zaskoczony. Z czego? Że był tak cholernie niedoświadczony? Że nigdy się z nikim nie kochał?
            – Czemu? – Chciał zrozumieć, co mężczyzna ma na myśli.
            – Bo zaufałeś mi na tyle, że będę twoim pierwszym. I ostatnim. – Pocałował go za to. Stwierdził, że to jednak była dobra decyzja, by się tutaj pojawić. Pozbędzie się wątpliwości.
            – Kochaj się ze mną. – W końcu powiedział na głos to, czego chciał od pierwszego spotkania. To, co budziło w nim zarazem strach i fascynację.

***

            Allan miał ochotę płakać razem z córką. Jej płacz był tak gwałtowny i bolesny, że najchętniej sam by sobie coś zrobił, gdyby tylko mógł pomóc swojej księżniczce.
            – Ciii, maleńka, już dobrze. – Ręce mu już omdlewały od kołysania jej w ramionach, wtedy była chociaż troszkę spokojniejsza. Nie rozumiał, co się dzieje. Wszystkie kobiety w tym przeklętym domu nie były w stanie mu pomóc. Jego myśli były tak chaotyczne, że nie wiedział, z której strony powinien szukać rozwiązania. Czuł się tak, jakby miał to zapamiętać do końca życia, a nawet i dłużej, ponieważ płacz córki powodował u niego stan, jak gdyby przeszywał mu nie tylko serce, ale i kości. – Nie płacz, dziecinko. Wszystko jest dobrze. – Próbował odłączyć się od swoich emocji, bo wiedział, że mała na nie reaguje. Może za kilka godzin wróci Lucas, to mu pomoże. Nie miał już siły.
            Niewiedza o tym, co jej dolega, dawała mu w kość. Ciepłe okłady na brzuszek nic nie dawały. Masowanie tak samo. Początkowo sądził, że mała po prostu jest głodna, ma brudną pieluchę czy coś innego.
            Któraś z kobiet wspomniała o ząbkowaniu, ale z tego, co wiedział, jest jeszcze na to za wcześnie. Maść chłodząca też nie pomogła. Lekko zimna i wilgotna pielucha, którą czyścił dziąsełka małej, też za bardzo nic nie dawała.
            – Kochanie, gdzie jesteś? – Odetchnął z ulgą, gdy usłyszał głos partnera. Nie zdążył nawet odpowiedzieć, ponieważ Lucas wszedł już do salonu, zaalarmowany płaczem Liz. – Cały czas płacze?
            – Tak. – Widział, że Allan jest na skraju wytrzymania.
            – Mała chyba ząbkuje. U zmiennych zawsze jest to koło trzeciego, czwartego miesiąca.
            – Maści nie pomogły. Nic na to nie pomogło.
            – Pokażesz mi ją? – Podał małej palec, układając ją przy tym na ramieniu. Tak, jak podejrzewał, Liz chciała possać palec, ale zaraz potem rozległ się jeszcze głośniejszy płacz. Dziąsła były ledwie opuchnięte. Czyli wszystko dopiero się zaczyna. Sięgnął do torby.
            – Kochanie, teraz ja ją trochę ponoszę. Czy mógłbyś wyciągnąć z torby jeden gryzak i przemyć go w gorącej wodzie?
            – Dobrze. – Poczuł pocałunek na policzku. Przytrzymał jednak Allana, by dosięgnąć jego ust, pieścił je chwilę i dopiero pozwolił mu odejść.
            W kuchni Allan nastawił czajnik, otworzył gryzak i wsparł pięści o blat kuchenny. Czoło oparł o szafkę i westchnął głęboko. Próbował się rozluźnić, jednak nie udawało mu się to, słysząc płacz córki. Jak pomyśli, że takie coś będzie miało miejsce jeszcze przez kilka miesięcy…
            Po chwili podawał Lucasowi gryzak, by ten dał go małej. Przymknął lekko powieki i przytulił się od tyłu do partnera. Oparł głowę na jego ramieniu. Zacieśnił swój uścisk na pasie, tuląc się jeszcze bardziej.
            – Prześpij się – powiedział cicho Luc. – Musisz się zregenerować.
            – Zajmiesz się nią? – Słyszał wdzięczność w jego głosie.
            – Tak. Nie budziłeś mnie w nocy, a dobrze wiesz, jaki mam sen. Teraz twoja kolej. Wezmę ją na zewnątrz.
            – Dzięki. – Ponownie się pocałowali. Dopiero po chwili Allan udał się do sypialni, by chociaż chwilę się przespać. Chciał spędzić noc z partnerem. Potrzebował tego.