niedziela, 8 marca 2015

Rozdział 1

Tararara ułułu :D 
Witam was kochani!
W odsłonie trzeciej pisarskich (nie)umiejętności Lady M :D. Cholera, przyznaję. Nie mogłam się już doczekać. 
Zacznijmy może od podstaw. Rozdziały będą publikowane z soboty na niedzielę o godzinie 00.00. Schemat powielany od czasu powstania "Młodego" ;).
W razie, gdyby notka miała się nie pojawić oczywiście zostaniecie poinformowani, gdyby informacja się nie ukazała oznacza to, że dodawanie czasowe "zaszwankowało" i na pewno w niedzielę (nie wiadomo o której) rozdział się pojawi.
Niestety nadal nie skończyłam tekstu. Przyznaję się bez bicia, na pewno "Spotkanie" będzie miało 
23 rozdziały (i więcej). Tyle tekstu mam gotowe ;) 

Kolejna sprawa. 
Zapewne wielu z was słyszało o tym, że blogspot zmienia swoją politykę. 5 marca otrzymałam kolejnego emaila od blogspota, w którym wycofywali się z owych postanowień. Mimo wszystko słowo się rzekło i stworzyłam dodatkowego bloga pod adresem https://byladym.wordpress.com/. Wystarczy też, że klikniecie o tutaj -->KLIK.
Rozdziały będą publikowane i tutaj na blogspocie i na wordpressie (obawiam się, że muszę 
się nauczyć dodawać czasowo notkę, trzymajcie kciuki!). 

W razie gdyby coś jeszcze was nurtowało zapraszam do zadawania pytań :)
Ah! Już wiem. Na komentarze odpowiadam pod każdą notką. Jeżeli posiadacie swojego blogi to tam spodziewajcie się odpowiedzi. 
Do napisania i życzę miłego czytania 
Pozdrawiam was serdecznie. 
Lady M

Rozdział 1

– Nie waż się wychodzić z tego domu! Jesteś potworem. – Allan nawet nie odwrócił się, słysząc kolejne wyzwiska. – Zabiłeś naszą córkę! Nie pozwolimy ci jeszcze odebrać wnuczki! – Dwudziestopięcioletni mężczyzna trzymał się ostatnimi siłami swojej cierpliwości. Te jednak ustąpiły pod wpływem wściekłości, gdy „teść” szarpnął go za prawe ramię. Jego córka, spoczywająca teraz w chuście zawiązanej na nim prawie się przez to obudziła. Dziwił się, że do tej pory nie reagowała na krzyki, a tylko smacznie spała. Na wyczyn mężczyzny zareagowała lekkim kwileniem, ale niczym więcej.
            – Nie dotykaj mnie albo wezwę gliny i pójdziesz siedzieć za czynną napaść. – Jego głos był ostry i nieprzyjemny. Mogli mu zrobić wszystko, ale nie w obecności córki, kiedy mogło jej się coś stać. Adrenalina buzowała mu we krwi, napędzając wciąż tłumioną wściekłość. A gdyby się przewrócił? Zgniótłby główkę swojej księżniczki!
– Hahaha. Prędzej ciebie zamkną w zoo. Gdyby nie ty, Ellen by żyła! – Tym razem głos zabrała „teściowa”. Od początku nie cierpiał suki.
            – Gdyby nie wasz pieprzony znajomy, to miałaby jakieś szanse. Co za debilem trzeba być, by przeciąć skalpelem tętnicę udową? Ale nie, przepraszam bardzo. Przecież lepiej wezwać przyjaciela po fachu nawalonego jak świnię niż państwową karetkę! – Nie zamierzał krzyczeć. Fakt, podniósł głos na sam koniec, ale nie było się czemu dziwić.
            – Spłodziłeś małego potwora! Ona musi tu zostać! Nie pokażesz jej nigdy światu! – Allan musiał hamować bestię wewnątrz, która walczyła o uwolnienie. Nie wróżyłoby to nic dobrego, a ten okruszek, który został po związku jego i żony mógłby tego nie przeżyć.
            – Nie macie do tego prawa. Jej miejsce jest ze mną i z moją rodziną, gdzie będzie kochana i szanowana, a nie zamknięta na cztery spusty. – Czuł dreszcze przebiegające przez jego ciało. Teraz miał tylko jedno zadanie. Bronić córkę. Jeśli ktokolwiek zrobi jej krzywdę, nastąpi krwawa masakra. Nie musieli wiedzieć o kilku faktach z jego życia. Był pewien, że Ell o niczym im nie powiedziała.
            – Zgodnie z prawem, to my jesteśmy jej opiekunami. W dokumentach nie widniejesz jako ojciec! – Starszy, siwowłosy mężczyzna śmiał się okrutnie. Ellen była ich jedynym dzieckiem, rok starsza od niego. Poród przypłaciła życiem przez głupotę rodziców. Ginekolog, który robił jej konieczne cesarskie cięcie, był tak nawalony, że nawet nie zauważył, iż na początku przeciął jej udo. Ta świnia miała tak nieskoordynowane ruchy po libacji, że nawet i bez tego jego partnerka wykrwawiłaby się na śmierć. Nie byłby w stanie jej uratować żaden lekarz, ponieważ praktycznie została rozpłatana od środka. Uważał za cud fakt, że jego córka jeszcze żyje. Gdyby nie był wtedy… Musiał się opanować. Na samą myśl o tym wszystkim robiło mu się słabo, zimno i gorąco na przemian. Nie tak powinna wyglądać ich przyszłość. Obrócił się do rodziców nieżyjącej żony.
            – Kochani rodzice! – Z jego gardła wydobył się cichy warkot, a teściowa wrzasnęła, budząc Elizę. – Po tym, jak traktowaliście nasz związek, chyba wiadome jest, że nie wiecie o wszystkim.
            – Bzdury gadasz! Ellen nigdy by nas nie okłamała. – Kolejny wrzask w dużym pomieszczeniu spowodował, że maleństwo w jego ramionach zaczęło płakać. Z przyzwyczajenia podtrzymywał jej główkę, mimo że teoretycznie nie musiał tego robić. Objął ją dłonią, by przysłonić wrażliwe uszy. Ilość decybeli w pomieszczeniu była nie do zniesienia.
            – Nadal w to nie wierzycie, prawda? Jestem prawnym opiekunem Liz. Byłem mężem waszej córki, jest na to kilku świadków. Otrzymałem także odpowiednie akta sądowe, żebyście nie musieli niepotrzebnie się wysilać z pozwem. Przed porodem załatwiliśmy wszystko, co potrzebne, by nie musiała się męczyć po urodzeniu małej. W końcu wasi prawnicy są dość drodzy, a po co marnować ich czas na i tak przegraną sprawę? Nie dostaniecie mojej córki. – Rzucił teściowi pod nogi kopertę. Nie zamierzał być grzeczny po tym, co wyprawiali. Na początku jeszcze się starał, by go polubili, jednak po pewnym czasie przestało mu zależeć. Po tym, jak jego żona odeszła… Nic go tu nie trzymało. Czas wrócić do siebie.
            Przez przypadek dowiedzieli się o tym, że jest zmiennym wilkiem. Wcześniej nie szanowali go z tego względu, że nie posiadał milionów na koncie. Sprawdzili go w takim stopniu, na ile pozwalało jego nazwisko. Konto, które posiadał świeciło pustkami. Zaczął żyć z miesiąca na miesiąc. 
            – To niemożliwe. Mo… Moja córka żoną potwora? Zwariowała do reszty! – Miał już dość słuchania tych wrzasków i pisków. Na dodatek mała, chociaż starał się ją uspokoić, cały czas płakała. Już pół koszulki miał w łzach i gilach małej. Nie wspominając o tym, że coś zaczęło śmierdzieć. Westchnął zmęczony tym wszystkim. Na samą myśl, że powinien zostać tu jeszcze jakiś czas, robiło mu się słabo.
            – Tak, była moją żoną. A teraz drodzy „rodzice” – przy tym słowie w jego głosie nie było ani krzty szacunku –  przepraszam, ale muszę się zbierać. Będę musiał nakarmić małą i ją przebrać. Nie mam czasu ani ochoty się z wami spierać, zwłaszcza, że musimy jeszcze dzisiaj wyjechać. Jeżeli zmądrzejecie i będzie chcieli zobaczyć waszą wnuczkę bez tego niepotrzebnego hałasu, skontaktujcie się z moim prawnikiem. – Który swoją drogą był jego przyjacielem. Nie chciał przez jakiś czas ujawniać swojego adresu, tym bardziej, że tym ludziom mogłoby coś strzelić do głowy, a podstawowym zadaniem, które sobie wyznaczył było zapewnienie córce bezpieczeństwa i wolności. Z dala od ich portfeli, szykownego sposobu bycia, wiecznego odchudzania. Nie mógłby porzucić dziecka. Krwi z jego krwi. Gdy mijał drzwi wejściowe, zatrzymał go głos teściowej.
            – Poczekaj. – Pobiegła na górę. Jeszcze niedawno właśnie tam znajdował się pokój Ellen i Elizy. Miał do niego swobodny dostęp. Jeśli trzeba było, posiadał miejsce, w którym mógł się ukryć, gdy nagle wchodzili do owego pokoju jej rodzice, co na szczęście zdarzało się bardzo rzadko.
            Po dziesięciu minutach na górę został wezwany teść, który nadal mierzył go nienawistnym wzrokiem, jednak nie odzywał się. Ponownie coś kazało mu zostać w miejscu, przez co nie poszedł do auta. Uspokajał córkę. Kołysał się lekko i głaskał ją po główce. Spojrzał przez wejście do salonu. Zauważył zdjęcie uśmiechniętej, młodej kobiety z zaokrąglonym brzuszkiem. Z wrażenia aż zakręciło mu się w głowie, zrobiło się słabo, jednak nie mógł odwrócić wzroku. Miał tak mało jej zdjęć… Prawie w ogóle. Nie nacieszyli się długo swoim szczęściem. Emocje rozrywały go od środka, nie chciał wspominać tego, jak zareagował na tę wiadomość. Nadal bolała go jej śmierć. Miała zaledwie dwadzieścia sześć lat, a w wieku dwudziestu pięciu został wdowcem. Żyć, nie umierać. Gdyby nie dwumiesięczny szkrab w jego ramionach oraz fakt, że gdzieś w świecie zapewne czeka na niego partnerka duszy, już dawno wybrałby się na drugą stronę.
            Chwilę później ponownie stali przed nim prawie obcy mu ludzie, pałający do niego nienawiścią. W dłoniach mieli torby i reklamówki z dziecięcymi ubrankami, zabawkami, przewijakami, kocami, poduszkami i fotelikiem do samochodu. Zaskoczyło go to. Nie spodziewał się takiego obrotu spraw, tym bardziej po wcześniejszej sprzeczce.
            – Skoro chcesz ją stąd zabrać, zrób to. Pod jednym warunkiem. Nigdy więcej się tu nie pojawisz, nigdy nie będziesz od nas niczego żądał. Nigdy więcej się nie zobaczymy. W momencie twojego wyjścia z tego domu, mała przestaje dla nas istnieć. – Powiedziała kobieta. Zastanawiał się, jak można pałać aż taką nienawiścią, a zarazem okazywać troskę. Sama była matką, teraz babcią. Nie rozumiał, czemu nie chce uczestniczyć w życiu tej małej istotki. Poczuł się rozgoryczony. Nie ze względu na niego, a na Elizę, która ponownie smacznie spała. – W dniu jutrzejszym na twoim koncie pojawi się pięćset tysięcy, żebyś mógł kupić dom dla was. Oprócz tego za jakiś czas twój prawnik dostanie dokumenty, które będziesz musiał podpisać. Otworzymy jej konto oszczędnościowe, z którego zapłacisz za studia i samochód. Tylko tyle chcemy dla was zrobić. –Ciekawym dla niego było to, jak mogła ich odrzucić, a zarazem zapewnić byt na bardzo długi okres czasu.
            Kiwnął głową na potwierdzenie, że zrozumiał, czego żądali. Nie zamierzał gardzić tymi pieniędzmi, ze względu na małą, ale też nie zamierzał nadmiernie za to dziękować. Mogli zrobić chociaż tyle, skoro się jej wyrzekli, a miliony na koncie zapewniały im bezpieczny byt. Jego stara terenówka na szczęście pomieściła wszystkie rzeczy. Nie musiał się o to dodatkowo martwić. Oszczędności, jakie posiadał, starczyłyby na miesiąc przy wydawaniu nawet najmniejszych kwot. W tym czasie szukałby pracy. Być może już jutro odetchnie. Jeżeli na jego koncie bankowym rzeczywiście pojawi się taka kwota, o jakiej mówili rodzice jego zmarłej żony. O ile tylko wybierze odpowiednią miejscowość, będzie mógł znaleźć jakikolwiek dom, który pomieści ich dwójkę. Na pewno potrzebował minimum dwóch sypialni. W końcu mała będzie dorastać. Póki musi się nią opiekować na okrągło, wstawi łóżeczko do swojej sypialni, by niepotrzebnie nie biegać.
            Przytrzymał ponownie śpiącą małą. Musiał rozwinąć chustę, a zaraz potem wsadzić dziecko do fotelika. Miał szczęście, że mógł ją jeszcze normalnie przebrać. Od teraz przez jakiś czas będą funkcjonować w spartańskich warunkach, ale wierzył, że dadzą sobie radę. Powinien znaleźć swoje miejsce na Ziemi. Gdzie to było? Nie miał pojęcia. Zanim o tym zdecyduje, powinien pomyśleć jeszcze o tym, jak ją karmić i dbać o czystość butelek w podróży. Nie potrafił być ojcem i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Same chęci nie wystarczą. Będzie musiał się wszystkiego nauczyć. Do tej pory nie miał możliwości sprawowania nad nią opieki, ze względu na zachowanie teściów. Westchnął głęboko. Chciał o nią dbać, zapewnić jej dobry byt, odstrzelić pierwszego faceta, który złamie jej serce i wychować najlepiej, jak będzie potrafił.

***

            Allan nigdy nie przypuszczał, że podróż samochodem może być aż tak męcząca. A przynajmniej jazda z małym dzieckiem, nad którym sprawował samotną opiekę. Marzył o ciepłym łóżku, które zapewniłoby chociaż trochę komfortu. Podejrzewał, że gdyby w końcu zasnął, nie wstałby nawet na płacz dziecka. Liz tylko jadła, spała, wydalała i wylewała hektolitry łez z powodu niezadowolenia, dyskomfortu czy jeszcze czegoś innego. I tak w kółko. Miał dość i coraz bardziej miał ochotę się poddać. Co chwilę robił postój, by mógł ją przebrać, wyrzucić pieluchy i ewentualnie przeprać ubranka w zlewie na stacji paliw. Kupił kubek podróżny i grzałkę, dzięki którym mógł oczyścić chociaż prowizorycznie smoczki i butelki. Oprócz ciepłego posłania, w jego głowie pojawiał się dobry posiłek i… cisza, spokój. Wiedział jednak, że przez najbliższe dwadzieścia lat tego nie zazna. To brzmiało dość przerażająco. Postanowił zatrzymać się w najbliższej większej miejscowości, do której miał trzydzieści kilometrów i wynająć pokój w hotelu. Powinno udać mu się poprosić tam jakąś sprzątaczkę o wypranie dziecięcych ubranek. Jeżeli nie, to w bardzo krótkim czasie pozbędzie się ich wszystkich, a następnie wykupi pół sklepu dla dzieci. To doprawdy nie był dobry pomysł.
Jechał pół dnia i całą noc. Przemierzył zbyt wiele kilometrów, nie widząc miejsca dla siebie i zamartwiając się tym, czego będzie musiał dokonać. Za dwa dni poszuka domu. Od dłuższego czasu nie jadał zbyt dobrze ani się nie wysypiał. Gdy chociaż trochę się zregeneruje, będzie w stanie podjąć inne, bardziej konstruktywne działania. Wtedy też poszuka pracy. Nie chciał działać pochopnie, na siłę. Wiedział, że czasem lepiej jest zapłacić więcej za mieszkanie w mieścinie, gdzie będzie możliwość znalezienia stałego zatrudnienia niż kupić lokum w mniej uczęszczanej okolicy, bez perspektywy na pracę. Wtedy nie miałby za co żyć, a znał realia. Nie został mu oszczędzony widok ubóstwa i przygnębienia z powodu kryzysu panującego na świecie.
            Czuł, jak oczy kleją mu się ze zmęczenia. Nie spał od trzydziestu ośmiu godzin, więc miał też problem z prowadzeniem samochodu. Jego powieki samoistnie się przymykały, ostatkiem siły woli podnosił je. Nie zamierzał w takim momencie odpłynąć do krainy Morfeusza. Włączył kierunkowskaz i zjechał na pobocze. Zredukował bieg, zostawił światła, by być z daleka widocznym, odpiął pas i przetarł mocno oczy. Czuł w nich piasek. Podjęcie decyzji o odebraniu dziecka dziadkom, zajęło mu trochę czasu. Musiał zdobyć wszystkie potrzebne dokumenty, co jednak trochę trwało, na dodatek nie wiedział, jak to rozegrać by wszystko poszło szybko i sprawnie. Ciągle miał wątpliwości, jednak ich telefon z informacją, że nie może zobaczyć Elizy… Rozwścieczył go. Jego bestia szalała wewnątrz, chcąc odzyskać potomstwo. Powinien się wybiegać, odpocząć, najeść, wziąć kąpiel. Niekoniecznie w tej kolejności. Zbyt wiele pragnień krążyło w jego głowie, a były to tylko te podstawowe umożliwiające mu swobodne działanie. Może jednak powinien się, chociaż chwilę zdrzemnąć na poboczu? Tylko co, jeśli zatrzyma go policja? Cholera! Potarł mocno twarz, próbując się rozluźnić i obudzić. Chłodne nocne powietrze mu to umożliwiało, kojąc odrobinę nerwy i orzeźwiając.
            Czekało go jeszcze dwadzieścia kilometrów podróży. Nie był pewien czy nie zaśnie po drodze, dlatego sięgnął po energetyka leżącego pod fotelem. Wątpił, by poskutkował, ale zawsze mógł mieć na to cichą nadzieję. Samochody mijały go szybko i na dodatek mała znów się obudziła z płaczem. Zastanawiał się, jak ją uspokoić na ruchliwej drodze? Odpiął ją z fotelika i wziął na ręce. Zaraz potem zaczął ją delikatnie kołysać przy okazji pochylając głowę by powąchać jej śpioszki. Śmierdziały kupką. Zrobiło mu się słabo na samą myśl o tym, że znów ją będzie musiał przebrać. Z drugiej strony może dzięki temu trochę się obudzi. Rewelacja. Otworzył tylnie drzwi pojazdu i odchylił je maksymalnie, próbując dostać się swobodnie na tył. Położył niemowlaka na przenośnym przewijaku, a sam usiadł na fotelu tak, by móc pochylać się nad dzieckiem. Pokazywał jej pluszowe słoneczko, drugą ręką szukając w torbie nowych śpioszków i pieluch. Po odnalezieniu owych rzeczy i ułożeniu ich na oparciu, sięgnął do reklamówki po nawilżane chusteczki. Powinien umyć małą, położyć w wygodnym łóżku, a nie trzymać całą noc w samochodzie. Odpoczynek im dwojgu zrobiłby dobrze, tylko musiał się dostać do hotelu. Na samą myśl cierpła mu skóra. 
            Chwilowo zmęczenie minęło. Adrenalina ponownie zaczęła buzować w jego krwi, wiedział, że wytrzyma te kilkadziesiąt kilometrów, a właściwie miał taką nadzieję. Ponownie wsadził córkę do fotelika, zapiął wszystkie potrzebne pasy z zamiarem ignorowania małej, dopóki nie dotrą na miejsce. Słyszał jak plumka śliną pod nosem, dlatego podłożył jej jeszcze pod brodę materiałowa pieluchę. Zajął miejsce za kierownicą. Da radę. Musi. Nie ma innego wyjścia. Musiał być odpowiedzialny, mając pod opieką dziecko. Powstrzymał się przed przeklinaniem pod nosem. Ulżyłoby mu trochę, ale nie chciał tego robić.
            W trakcie dalszej jazdy myślał o tym jakim cudem profesjonalni kierowcy potrafią jeździć wiele godzin bez przerw. Kilometry ciągnęły mu się, jakby droga była zrobiona z płynnej gumy. Nie palił od dwóch lat, a właśnie teraz sięgnąłby po paczkę mocnych fajek. Gdyby tylko posiadał jakąś pod ręką…
            – Jasna cholera, nawet przy tobie nie mogę zapalić. – Ellen zadbała o to, by się nie odważył. Nie, gdy w pobliżu jest jego księżniczka. Nie chciał zaczadzić dziecka, narazić na stos niepotrzebnych chorób tylko dlatego, że sam nie potrafił do końca odciąć się od zgubnego nałogu. Pięć kilometrów przed miastem, w pojeździe rozległa się kolejna salwa płaczu.
– Kochanie, nie płacz tyle. – Skierował dłoń z drążka skrzyni biegów na brzuszek małej. – Tatuś też ma dość. – Mówił cichym, spokojnym tonem głosu, masując delikatnie ciałko córki. On też by płakał w takiej sytuacji. Była tak strasznie od niego zależna. Co chwilę uświadamiał sobie, jak wielka odpowiedzialność na nim ciąży. To od niego zależało, jakim będzie kiedyś człowiekiem. Nie mógł się tego bać, jednak niepewność czy sobie poradzi pojawiła się w jego sercu.

***

            Ostatni odcinek drogi minął dość szybko. Nie zostało mu nic innego jak znaleźć hotel. Mógłby krążyć w ten sposób po całym mieście, jednak nie widział takiej potrzeby. Postanowił zatrzymać się przy pierwszym otwartym sklepie i zapytać o drogę. Poza tym będzie mógł zrobić zakupy, potrzebował jednej puszki mleka dla Liz, co najmniej. Chciał jednak zaopatrzyć się w najbardziej podstawowe produkty, których nie wziął z domu, takie jak mydło czy pasta. Zaraz potem uda się na miejsce wskazane przez sprzedawczynię. Miał ogromną nadzieję, że mieli tu coś lepszego niż motel, bo inaczej oszaleje przed południem.
            Poszczęściło mu się, ponieważ dość szybko odnalazł to, czego intensywnie szukał. Ponownie wyjął małą z samochodu i zapakował w chustę. Musiał nauczyć się ją wiązać, na szczęście szło to dość sprawnie. Podtrzymując główkę dziecka, poszedł po wózek na zakup i po odpięciu go, zaczął manewrować nim jedną ręką. Wyszedł stamtąd dopiero po dwudziestu pięciu minutach przez liczne świergoty i gruchanie ekspedientek. Oprócz wszystkich potrzebnych sprawunków, zakupił tabletki na ból głowy. Gdy tylko zobaczył pachnące, ciepłe krążki świeżo wyjęte z pieca nie mógł powstrzymać głodu i burczenia w brzuchu, więc zakupił również kilka suchych bułek.
            Na dodatek mała znowu się obudziła. Na szczęście nie płakała, więc mógł się trochę zregenerować. Zapomniał już, jak to jest być tak głodnym.

***

Kolejne pół godziny zajęło Allanowi dotarcie do hotelu. W pewnym momencie pojechał w złą stronę, przez co znalazł się na drugim końcu miasta. Był potwornie zmęczony, a zarazem miał świadomość, że nie byłby teraz w stanie zasnąć. Dziwne uczucie. Był wdzięczny twórcom budynku, gdy z pewnej odległości zobaczył dość dużą nazwę hotelu. Walczył sam ze sobą by nie poddać się wcześniej. Nerwy miał naciągnięte jak postronki, ciało było coraz bardziej spowolniałe, ruchy mniej precyzyjne. Na szczęście ruch na ulicach był dość skąpy, więc nie miał przez to większych trudności.
Facet zajmujący się otwieraniem drzwi gościom, przejmowaniem kluczyków od samochodu i bagażami, szczerze zwątpił, gdy go zobaczył. Jego twarz się zmarszczyła, ponieważ nie był pewien czy ma go zatrzymać, a następnie wyrzucić czy też wskazać recepcję. Nie czuł się komfortowo z myślą, że zapewne niezbyt ładnie pachnie i wygląda. Na dodatek Liz ponownie spoczywała w jego ramionach. Wyprostował barki i uśmiechnął się lekko ironicznie. Pewność siebie była kluczem do sukcesu.
– Jak tylko się zamelduję, proszę o dostarczenie toreb, które są z tyłu samochodu oraz pod siedzeniem pasażera do pokoju. – Wręczył mężczyźnie napiwek i ruszył do recepcji. Widział oburzony wzrok niektórych klientów, słyszał szepty. Nie zamierzał jednak na to w tej chwili reagować.
– Witamy w naszym hotelu. W czym mogę pomóc? – Dziewczyna za wysoką ladą, nie wiedziała czy standardowe formułki w przypadku jego osoby się przydadzą. Zachowała się jednak profesjonalnie, nie poddając pierwszemu wrażeniu, jakie wywarł. Był pewien, że nie było dobre i estetyczne.
– Poproszę pokój z jednym dużym łóżkiem. – Nic więcej do szczęścia nie potrzebował.
– Oczywiście. Czy mogę prosić pana dowód tożsamości? – Wyciągnął portfel z tylnej kieszeni spodni, a z niego dokument wraz z kartą, na której powinny się już znaleźć pieniądze od teściów. Jeśli tak się nie stało, przyspieszy szukanie pracy. – Dziękuję. Wszystko jest w porządku. – Uśmiechnęła się do niego promiennie. – Na ile nocy życzy sobie pan pokój?
– Na razie na jedną z możliwością przedłużenia o kolejny dzień czy dwa. Będzie szansa na coś takiego? – Potarł lekko skronie, by tępy ból ustąpił chwili ukojenia.
– Oczywiście, ale będzie musiał pan to zgłosić codziennie do godziny szesnastej. – Zapraszamy na górę, numer 214, drugie piętro. Za chwilę zjawią się tam pańskie bagaże. Czy w czymś jeszcze mogę pomóc? – Zastanowił się chwilę.
– Byłbym wdzięczny, gdyby pojawiła się możliwość wyprania ubranek tego brzdąca. – Zmierzwił delikatnie włoski Liz, przeczesując je przy tym. – I dostarczenia ciepłego posiłku do pokoju.
– Oczywiście. Kiedy życzy sobie pan otrzymać potrawy?
– Za pół godziny. – Uśmiechnął się, pomimo to widać było po nim cały stres i zmęczenie ostatnich godzin. Zanim zje, powinien wykąpać siebie i małą. Oprócz tego musi się przebrać, oporządzić dokładnie córkę, użyć dużej ilości zasypki i kremu.
– Nie ma problemu. Jeśli będzie pan gotowy, kelner weźmie od razu rzeczy do prania. Jeśli nie, proszę do nas zadzwonić, kod to dwa zera. Wtedy przyjdzie praczka.
– Dziękuję.

Tym razem los mu sprzyjał i wszystko potoczyło się dość sprawnie. Już po godzinie Allan i Liz spali w średniej wielkości pokoju hotelowym. Ze względu na brak doświadczenia mężczyzny, dziewczynka była z każdej strony otoczona poduszkami z założonymi na nie narzutą by nie spadła. Nieważne było, że jeszcze nie umiała się obracać, a jedynie przez chwilę trzymać główkę uniesioną, gdy leżała na brzuszku. Allan spał przykryty częściowo kołdrą, twarz wtulał w poduszkę i bez świadomości zbrodni jaką popełniał… chrapał. Aż dziwne, że nie obudziło to dziecka.

29 komentarzy:

  1. Piękny początek. Ciekawa jestem co dalej
    Powodzenia w pisaniu dalej. Ciesze sié że zaczęły się już pojawiać rozdziały :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No tym to mnie zaskoczyłaś ;Spodziewałam się jakiegoś...nwm, początku romansu, zawiązania wątku mxm? A tu taki surprise XD Nie zmienia to faktu, że podoba mi się niezmiernie ^-^ Błędów ortograficznych nizauważyłam, a jeśli miałabym się do czegoś przyczepić...to jeden przecinek. Jestem okropna XD O ile dobrze kojarzę (a sama zasad interpunkcji nie stosuję, więc mogę coś mieszać), to wyrażenia "oczywiście", "na szczęście" itp., na początku zdania są wydzielone przecinkiem. U Ciebie było coś z tym "na szczęście" XD Ale będę się powtarzać: tekst niesamowity, interesujący, zaskakujący, a bohaterowie wykreowani bardzo wiarygodnie ^-^ Polubiłam nawet teściową, chyba coś jest nie tak z moją głową XD No a przede wszystkim: bardzo tęskniłam za Twoją twórczością! Mój nałóg powraca ;p Życzę weny i wszystkiego dobrego!
    Pozdrawiam cieplutko,
    Dark Night

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że cię zaskoczyłam! :D I że ci się podoba ;) Zerknę do tych zasad interpunkcyjnych ;) Obiecuję. Może nie przy drugim rozdziale, ale od 3 już prędzej :D Zastanawia mnie jaka będzie twoja opinia w dalszej części tekstu.
      A teściowa... No cóż. Zapewniła im jakiś bezpieczny początek, może dlatego wzbudziła twoją sympatię? :D
      A ja tęskniłam za twoimi komentarzami! O cholera. Jestem nałogiem? ;)
      Pozdrawiam cieplutko ;)
      Lady M

      Usuń
  3. Jaa, po tak długim czasie oczekiwania dostajemy nowe opowiadanie od ciebie! *^*
    Ja jednak zdecydowałam, że chyba zaczekam na jego ukończenie; uznałam, że mam za słabą pamięć, by czytać zbyt wiele blogów 'po części' i zrezygnowałam z cotygodniowego czekania na rozdziały. Trochę to złe, bo ja chcę już przeczytać, ale przetestuję swoją cierpliwość T^T

    OdpowiedzUsuń
  4. fajnie się zapowiada

    OdpowiedzUsuń
  5. Zaskoczyłaś mnie nie tylko początkiem, ale w sumie wszystkim. Nigdy bym się po tobie nie spodziewała ze dodasz watek zmiennych i dziecka w opowiadaniu yaoi! Wow! Wielkie brawa dla ciebie. Do niczego nie można się doczepić. Opowiadanie wciąga od początku. Czekam na następne rozdziały! I w sumie zapraszam tez do siebie..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba powinnam się cieszyć, że udało mi cię zaskoczyć ;) Chciałabym się jednak dowiedzieć dlaczego nie spodziewałbyś się po mnie wątku zmiennych i dziecka w opowiadaniu yaoi? Jestem tego bardzo ciekawa. Jeśli nie masz ochoty napisać tego tutaj mój email to ladymakbetmlody@gmail.com
      Cieszę się, że opowiadanie cię wciągnęło. Byłabym ci wdzięczna za zostawienie linka do ciebie. Niestety wchodząc w profile google zawsze mam problem z tym czy dany blog jest danej osoby czy też po prostu poleca kogoś jeszcze ;) Przy kolejnym razie będę już wiedzieć czego szukać ;)
      Pozdrawiam
      Lady M

      Usuń
    2. Nie spodziewałabym się tego po Tobie ponieważ "Amnezja" oraz "Młody" były pozbawione wątku fantasy :)
      http://slowa-slowa-slowa-yaoi.blogspot.com/

      Usuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, zauważyłam właśnie podobny komentarz na górze o.O

      Usuń
    2. Nawet jeśli jest już podobny komentarz - nie przejmuj się i nie usuwaj go ;) Miło widzieć coś takiego ;) A co do zmiennych fajnie, że ich uwielbiasz ;) Ja też polubiłam tę tematykę ;)
      Pozdrawiam
      Lady M

      Usuń
  7. Zmienni jak ją to uwielbiam :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Zajefajne. Żal mi Allana i jego córeczki. Tekst świetny, czekam na więcej. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się podobało ;) Więcej już w niedzielę ;)

      Usuń
  9. wreszcie 1 rozdział.^^ podoba mi się pomysł na opowiadanie bo strasznie uwielbiam zmiennych.
    to strasznie jak ludzie mogą być źli i tak bardzo patrzeć na pieniądze. szczerze mi żal dziadków Liz. są okropni. Allana pokochałam ;3 mimo że nie ma doświadczenia to bardzo się stara i dba o małą. nie mogę się już doczekać kiedy znajdzie swojego partnera ♥ chyba umrę czekając na następny rozdział hahah wenyy ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jestem pewna czy ten adres bloga: http://wymyslypsychicznegoczlowieka.blogspot.com/ jest twój, dlatego pozwolę sobie odpisać tutaj. W razie czego daj znać czy powyższy link należy do ciebie ;)
      Miło mi, że podoba ci się pomysł na opowiadanie. A co do ludzi. Niestety tacy są. Niektórzy patrzą tylko na pieniądze. Nie umrzesz ;) Bo nie doczekasz końca tekstu, a to już chyba jakaś motywacja :P
      Pozdrawiam
      Lady M ;)

      Usuń
    2. to nie mój blog tylko mojej koleżanki ;3 ja w pisaniu jestem beznadziejna xD
      zaraz idę czytać 2 rozdział i już nie mogę sie doczekać co w nim będzie

      Usuń
    3. Dzięki ;) Przynajmniej wiem, gdzie mogę odpisywać na komentarze ;)

      Usuń
  10. Juhu, pamiętasz mnie jeszcze? xD
    Jak ja się ciesze, że zaczęłaś publikować nowe opowiadanie. Przyznam szczerze, że nie spodziewałam się takiego początku. Jakoś... Nie wpadłam na to, że główny bohater będzie miał córkę...
    Zapowiada się bardzo ciekawie i już nie mogę się doczekać następnego rozdziału <3
    Jakoś na dłuższy komentarz się nie wysilę bo to dopiero początek więc ciężko mi cokolwiek więcej powiedzieć.


    Pozdrawiam i życzę dużo weny!♥

    OdpowiedzUsuń
  11. O rany musze przyznać ze początek genialny *.* a jeszcze jak się okazało że to zmienny wilk to już w ogóle <3 uwielbiam
    Juz czekam na kolejny rozdział
    Pozdrawiam OfeliaRose
    P.S. kuro-i-ofelia-opowiadania-yaoi.blogspot

    OdpowiedzUsuń
  12. Witam,
    bardzo mnie zaskoczyłaś tym początkiem, zapowiada się bardzo ciekawie, zastanawia mnie jak to dalej poprowadzisz... och ci rodzice to miałabym ochotę ich ukatrupić.... dobrze, że Allan zabrał od nich swoją córkę, i jestem pewna, ze sobie poradzi, może będzie ciężko ale da radę, a mała urzekła mnie już...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam cię Basiu :)
      Miło, że udało mi cię zaskoczyć ;) Tak. Dobrze, że Allan zadbał o siebie i Liz, bo w tej całej historii są najważniejsi (prawie ;p).
      Wena się przyda.
      Dziękuję i pozdrawiam
      Lady M

      Usuń
  13. Dobry! ;)
    Gdy przeczytałam, że to opo jest o zmiennych to normalnie mentalnie wyskoczyłam do góry. Uwielbiam o nich czytać. A do tego taką sytuacją na końcu strzeliłaś... Zapowiada nam się ekscytująca historia XD.
    Trochu mi głupio. Od dawna nie miałyśmy kontaktu. Zapraszam Cię do mnie ;) przyjaciel-opo.blogspot.com
    Pozderki i weny życzę :*

    OdpowiedzUsuń
  14. W końcu WIELKI POWRÓT mojej ulubionej pisarki i jej niesamowitych opowiadań :)
    Jak zawsze wspaniały początek cudownej historii. Początek nietuzinkowy. Poznajemy dziadków, którzy wyrzekają się własnej wnuczki, jak tak można, czy oni nie mają serca, choć w sumie dali kasę, ale może tylko dlatego, aby móc kontrolować jej ojca? Allan moim zdaniem jest cudownym ojcem, bo potrafi się przyznać, że niewiele potrafi i jestem pewna, że celowo nie zrobi zrani Liz, choć końcówka rozdziału zaniepokoiła mnie.
    Allan jest zmiennym, po prostu cudownie :)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)
    P.S. Sorry, że dopiero teraz się odzywam, ale zamuliłam, ale ogromnie się cieszę, że już wróciłaś, i że przeniesiesz mnie i innych w cudowny świat :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za tak miłe słowa ;) Nie wiem jak można wyrzec się wnuczki. Danie kasy było ich jedynym ludzkim odruchem. Tak. Allan nigdy świadomie nie zrani Liz. Tu masz rację ;)
      Jeszcze raz dziękuję i zapraszam ponownie ;)
      LM

      Usuń
  15. 23 yr old Executive Secretary Malissa Rixon, hailing from Haliburton enjoys watching movies like Destiny in Space and Machining. Took a trip to Humayun's Tomb and drives a Sierra 1500. moje wyjasnienie

    OdpowiedzUsuń
  16. 53 year old Administrative Officer Kleon Vowell, hailing from Beamsville enjoys watching movies like "Whisperers, The" and Rugby. Took a trip to My Son Sanctuary and drives a Maserati 450S Prototype. widok

    OdpowiedzUsuń