niedziela, 29 marca 2015

Rozdział 4

Kochani!
Życzę wam miłego czytania i weekendu :D Jak dobrze, że istnieje możliwość czasowego dodawania bo nie wiem jak bym wstała na uczelnię ;D

Pozdrawiam was ciepło i zapraszam :)

Rozdział 4


            Liz była małą, słodką marudą, jednak wyjątkowo nie zaczęła płakać w najmniej odpowiednim momencie, za co Allan był jej wdzięczny. Nie spodziewał się, że przyjęcie partnera może spowodować tak gwałtowne rozluźnienie ciała i psychiki.
            Czuł ogromne dłonie na swoich plecach, lekko je głaszczące, pocałunek na ustach był subtelny. Nie zamierzali się rozpalać, zaspokajali jednak swoją ciekawość, potrzebę ciepła. Lucas objął dłońmi twarz Allana i oparł swoje czoło o jego. Przymknął oczy i wypuścił wstrzymywane do tej pory powietrze.
            – Nie możemy więcej. – Puścił Allana i odsunął się od niego odrobinę. – Nie w pokoju, w którym jest łóżko, bo się na ciebie rzucę. – Nie spodziewał się usłyszeć głośnego śmiechu mężczyzny. – No co? – Mruknął równie nieszczęśliwy jak jego niedźwiedź.
            – Nic. – Poczuł lekkie poklepanie po policzku. – Masz rację. Muszę wyjść na zakupy, aby kupić małej wózek, bo chyba dłużej nie zdzierżę tej chusty. – Wskazał na tkaninę leżącą na oparciu fotela. Mimo wszystko, dziecko było spokojniejsze, śpiąc przy jego piersi, słysząc bicie serca.
            – Pomóc ci jakoś? – Dobrze wiedział, że bardziej mógłby zaszkodzić, ale zapytał dla zasady.
            – Dziękuję. Dam sobie radę. Chociaż jeśli możesz, to potrzymaj ją chwilę. – Allan przekazał Lucasowi dziecko i sięgnął po chustę, zrobił z przodu nosidełko, zarzucając na plecy dwa zwisające krańce, z tyłu ułożył szybko, ale wygodnie dla siebie, materiał w krzyż. Odebrał małą, odchylił materiał i trzymając ją za pupę oraz podtrzymując główkę, wsunął ją w kieszonkę. Gdy tylko umiejscowił wygodnie dziecko, ręką która podtrzymywała kręgosłup dziecka, szybko nasunął materiał do wysokości uszu i naciągnął ponownie na ramiona. Po wykonaniu tej czynności uwolnił swoją drugą rękę, poprawiając wygodnie materiał - ułożył go tak, by znajdował się pomiędzy udami dziecka, wsuwając pod pośladki i nasuwając lekko na brzuszek w ten sposób, aby żadna część materiału nie wpijała się w ciało małej. Lucas obserwował jego ruchy zafascynowany. Wiedział, że istnieje coś takiego do noszenia malucha, ale nie spodziewał się jednak, że będzie miał przed sobą żywą instrukcję obsługi wraz z seksownym modelem.
            – Pójdziemy razem na obiad? – Spojrzał na niego znad główki Liz i uśmiechnął się.
            – Dobrze. Zanim jednak to… Muszę jej kupić wózek. – Podszedł do stolika po zimną kawę, zamówioną do pokoju po ósmej. Nie zdążył jej wypić. Upił łyk i się wzdrygnął.
            – Niedobra? Powiem pracownikom, by ją zmienili. – Widząc krzywą minę partnera, od razu wyciągnął komórkę, chcąc wybrać numer do kuchni. Powstrzymała go ciepła dłoń odbierająca mu z dłoni małe urządzenie i rozłączająca wybieraną rozmowę.
            – Nie rób tego. – Spojrzał na niego, nie rozumiejąc, o co chodzi. – Nie rozumiesz prawda? – Kiwnął głową, że nie. – Ja po prostu nie lubię innej kawy niż ciepła czy gorąca. A tę filiżankę zamówiłem dość wcześnie. Jest zimna. I to jedyne jej przewinienie, szanowny panie właścicielu. Nie może być tak, że ja się skrzywię, a ty będziesz chciał zmienić ofertę dań, kaw, herbat czy kelnerów. – Zawsze tak robił, ponieważ uważał, że w ten sposób przejawia dbanie o kogoś z kim chciał się związać.
            – Dobrze, chociaż mi się to nie podoba. – Uśmiechnął się krzywo. Od kiedy zgadzał się na wszystko od tak?
            – Nie chcę mieć poczucia winy, że przez jeden mój gest ktoś stracił pracę. Nie zamierzam się kontrolować, by nikomu nie zaszkodzić. – Musnął lekko wargi Lucasa, widząc jego niepocieszoną minę. Wolał postawić sprawę jasno. Nie znali się i musieli wyznaczyć granice tego, na co mogą sobie pozwolić.
            – W zamian idę z tobą wybrać środek komunikacji dla małej. – Puścił mu oko. – Wszystko, co potrzebowałem, już zrobiłem. Jeśli chcesz, gdy już kupimy to, co chcemy i zjemy coś dobrego, mógłbyś się do mnie wprowadzić.
            Allana zaskoczyła ta propozycja. Tak, docierało do niego, że będzie miał już kogoś na stałe, ale ciągle nie mógł sobie uświadomić konsekwencji całej tej sytuacji.
            – Dobrze. Nie musisz się bać, nie mam za dużo rzeczy. Chyba, że licząc stos ubranek dla małych dziewczynek, pieluch itd. – Lekko niepewny uśmiech dodał twarzy uroku. Nie wiedział czy jest gotowy z kimś zamieszkać.

***

            W czasie, gdy Allan przebierał Liz w ubikacji na przewijaku, Lucas wykonał kilka telefonów do domu. To, że był alfą, nie oznaczało, że potrafił tylko rozkazywać. Poprosił swoją rodzinę o pomoc w jednej sprawie. Zajmie im to kilka dni, a przynajmniej tak mu się wydawało, jednak najważniejsze zostało załatwione. Do tej pory obok jego sypialni znajdował się pokój bety i sypialnia jego siostry. Nie miał problemu z tym, by otrzymać jej zgodę na zagospodarowanie go i przeniesienie jej rzeczy do innego pomieszczenia. Problem pojawił się dopiero wtedy, gdy zaczęła piszczeć ze szczęścia.
            – Nie teraz, młoda. Muszę pogadać z Marko. – Do tej pory zastanawiał się, jak ten upierdliwy Włoch mógł zostać jego betą. Był wredny, kapryśny, pyskował, krzyczał i go wkurzał, ale mógł na niego liczyć.
            – Ten leń tu jest. Znów chce mi ukraść ciastka. – Usłyszał głos pełen dezaprobaty i uwielbienia jednocześnie.
            – Nie moja wina, że robisz najlepsze. Cześć, szefie. – Lucas potarł czoło. Gorzej niż dzieci. – Postaramy się przygotować wszystko jak najszybciej. Kobiety już szukają po szafach ubranek dla dzieci, zabawek i innych rzeczy. Kołyska została przyniesiona i odświeżona dokładnie. Łóżeczko… – chwila ciszy dała mu do myślenia.
            – Opanuj się, człowieku. Masz trzydziestkę na karku, a podkradasz młodej dziewczynie ciastka czekoladowe. Gdzie wyszła? Do składziku? – Niewyraźne mruczenie dało mu potwierdzenie.
            – Nie mogę się opanować, Luc. Dobrze wiesz, że za jej wypieki można sobie rękę uciąć.
            – Odłóż dla mnie cztery albo przez przypadek się wygadam. – Głośne oburzenie go rozbawiło. Znając zdolności Marko, do czasu jego powrotu nie zostanie już ani jedna sztuka ciasteczek. Chyba, że młoda odłoży je do sejfu pancernego, otoczy go polem minowym, drutem kolczastym i monitoringiem z alarmem. Nawet wtedy nie dałby gwarancji, że coś zostałoby uratowane.
            – Łóżeczko się składa. Meble na razie zostawiliśmy, bo jest miejsce na wszystko, ewentualnie można je będzie wymienić. No i oczywiście masz zagwarantowane jakieś pięćdziesiąt nianiek. Wiesz, że to jest nienormalne? Gratuluję znalezienia partnera.
            – Dziękuję. Zawsze mogę na was liczyć. Kończę, bo wraca, a to ma być niespodzianka. – Lucas spojrzał na granatowy wózek stojący obok stolika. Wzięli najbardziej praktyczny - trzy w jednym, dostosowany do różnych etapów życia malca. Na dodatek nie był bardzo duży, a przy tym elegancki.
            Allan ułożył wygodnie małą, a sam zajął miejsce za stołem. Z coraz większym trudem przychodziło mu ignorowanie potrzeb swojego wilka, który chciał połączyć się z partnerem. Na dodatek miał poznać całą jego rodzinę, co tylko powodowało w jego ciele dodatkowe napięcie.
            – Skarby za twoje myśli. – Usłyszał przy uchu i zadrżał lekko. Spojrzał pewnie w oczy partnerowi i uśmiechnął się.
            – Ty, ja i łóżko. – Widząc nagle rozszerzające się źrenice Luca i czując dryfujący w powietrzu zapach, uświadomił sobie, że nie powinien tego robić. Zapomniał o głębokim piżmie, które zmienni mogli wyczuć. Zapewne sam wydzielał ów specyficzny zapach. – Przepraszam. – Sam był na skraju wytrzymałości, nigdy by nie przypuszczał, że samą siłą woli można powstrzymać rodzącą się więź między partnerami. Chociaż gdzieś z tyłu głowy coś mówiło mu, że to nie tylko to. W ich świecie krążyły różne legendy o bóstwach, partnerach i więzi. W jednej z nich wspomniane jest, o czym mało kto pamięta, że zawiązująca się więź zależy od sytuacji, która rozgrywa się między partnerami. Jedna będzie od razu gwałtowna i ostra, inna będzie spokojniejsza i bardziej płynna, ale nie mniej mocna. Zazwyczaj jednak słyszało się o tej pierwszej, ponieważ historia ta dawała wszystkim nadzieję.
            – Nie masz za co przepraszać. Też tego chcę. W końcu tyle czasu na ciebie czekałem. – widział, jak rumieniec wpływa na policzki Allana. – Ale mamy na wszystko czas. – Musnął kostkami palców policzek partnera. Wiedział, że to przede wszystkim te czułe gesty budują związek. Seks, namiętność to jedno, ale czułość powinna być podstawą.
           
***

            Powrót do pokoju hotelowego i spakowanie wszystkich sprawunków, zajęło Allanowi i Lucasowi niecałą godzinę. Większość rzeczy i tak znajdowała się w samochodzie. Na dodatek miał do pomocy partnera, więc wszystko zajęło mniej czasu niż gdyby był sam. Zapewne byłby dopiero na etapie szukania domu czy mieszkania, by móc swobodnie żyć. Usiadł po turecku na łóżku i wygiął do tyłu plecy, przeciągając się. Spojrzał na córkę, położył się obok niej.
            – Zmęczony? – Zapytał Lucas. W odpowiedzi dostał nerwowy uśmiech.
            – Bardziej się boję poznać twoją rodzinę. – Jego głos był trochę niepewny. – Może gdybym miał swoją… Po prostu... Cholera jasna. – Zaplątał dłonie we włosy. – Czy to nie może być prostsze?
            – Może. O ile pojedziemy tam teraz. Czekają na nas. Im wcześniej będziesz miał to z głowy, tym lepiej dla ciebie. A właściwie dla was. Jak myślisz, ile mała jeszcze będzie spała?
            – Mamy maksymalnie pół godziny. Zdziwię się jeśli godzinę.
            – To weź ją i chodź. – Poczuł pocałunek na skroni i podniósł głowę. – Nie stresuj się tak. Oni cię nie zjedzą. Podejrzewam, że będziesz miał większe fory ode mnie. A podobno jestem najbardziej czarującym mężczyzną w całym klanie. – Nie mógł powstrzymać śmiechu na te próżne słowa.
            – Od kogo to wiesz? Matki i siostry? – Na jego twarzy wykwitł lekko ironiczny uśmiech.
            – No oczywiście! I od wszystkich innych zamężnych kobiet. Z dziećmi. – Zgarnął go w swoje ramiona. – Wiesz, w końcu darmowa niańka, która uwielbia małe szkraby, a na dodatek przewodzi wszystkimi, jest najlepszą z możliwych opcji. – Głośne cmoknięcie wylądowało na jego uchu, powodując kolejną falę dobrego humoru.
            – Czyli nie mam co liczyć na prywatność i samotność. Może zabawię się w przedszkolankę, skoro aż tak lubisz bachorki? Będziemy spędzać miłe popołudnia i noce na bawieniu dzieci zamiast na czymś innym, przyjemniejszym. – Igrał z ogniem. Głód w oczach mężczyzny dał mu jasno do zrozumienia, co zrobi z jego ciałem, gdy zostaną sami.
            – Spędzisz ze mną wieczór? – Lucas wolał się upewnić, widząc jak bardzo zależy mężczyźnie na dziecku.  Chciał go uwieść, kochać się z nim, połączyć i za jakiś czas poznać dokładnie jego historię.
            – A mała? – Allan wolał poświęcić romantyczny wieczór, gdyby miał zostawić ją samą. Przez to wszystko co się wydarzyło obawiał się, zostawić ją bez opieki.
            – Uwierz mi. Cioć i wujków będzie miała serdecznie dość przez najbliższe trzydzieści lat. Nic jej się przy nich nie stanie. – Musnął jego wargi w delikatnej pieszczocie. Nie pokazywał tego po sobie, ale sam fakt, że mężczyzna się nie wyrwał i oddał pocałunek wiele dla niego znaczyło.
            W tym też momencie temat się urwał, ponieważ zadzwonił telefon Lucasa. Musiał odebrać, ponieważ dzwoniła jego matka, a wiedział też, jakie wieści do niej dotarły.
            – Kochanie, tak ci gratuluję znalezienia partnerki! W końcu ci się udało! I to jeszcze z dzieckiem! No trudno. Ale na pewno będziecie mieli swoje maleństwa. – Przypuszczał, kto mógł celowo wprowadzić w błąd jego matkę, więc musiał natychmiast jej przerwać.
            – Kto ci powiedział? – Głęboki oddech w słuchawce świadczył o przerwanym gwałtownie monologu.
            – Oczywiście, że twoja siostra! – Wredna złośnica.
            – Mam partnera, matko. Ma na imię Allan i chętnie cię dzisiaj pozna. – Spojrzał na mężczyznę, a ten uśmiechnął się szeroko, mimo iż był cały blady. Chyba nie za dobrze wychodziło mu udawanie. Cisza gwałtownie przedłużała się w słuchawce.
            – O. Cholera. – Między tymi dwoma słowami była tak gwałtowna przerwa czasowa, że doprawdy miał ochotę się roześmiać. – No dobrze. Wiedziałam, że tak będzie. Gratuluję! I sprowadź go tu jak najszybciej. Chcę poznać w końcu wnuczkę! – Nie spodziewał się, że jego matka aż tak szybko odzyska rezon i da jasny sygnał aprobaty ze swej strony.
            – Gorzej być nie mogło? – Zapytał ze śmiechem jego partner. – Muszę się napić cholernie mocnej kawy by to przeżyć. Albo drinka.
            – Nie możesz. – Uśmiechnął się szeroko na widok zdziwionej miny partnera. – Babcia chce poznać wnuczkę. Nie chcemy jej tego uniemożliwić, prawda? – Głośny śmiech Allana obudził Liz, która po chwili zaczęła gaworzyć.

***

            Marco Powerful w hierarchii wilków byłby betą, drugim najważniejszym po alfie. Jako że niedźwiedzie raczej żyły samotnie i łączyły się tylko w czasie rui samicy, musieli ustalić jakieś zasady. Lucas miał dobry pomysł, by ich organizacja opierała się na zasadach rządzących naturą wilków. Po tym, jak na ich terenie wydarzyły się tragedie, najrozsądniejszym pomysłem było ustanowienie przywódcy i jego zastępcy, którego każdy miał słuchać w razie niebezpieczeństwa. Czasem złośliwie nazywał przyjaciela „szefem” by go zdenerwować. Musiał jednak przyznać, że facet był cholernie skuteczny we wszystkim, co robił. Rzadko kiedy rozkazywał, częściej prosił i pomagał w wielu obowiązkach, które miał każdy z domowników. Chociaż może to złe określenie, skoro część klanu miała swoje domy na dość dużym ternie. Spotykani do tej pory zmienni zdziwieni byli tym, że przyjęli hierarchię watahy, a nazywają się klanem. Dla nich było to bez znaczenia.
            Spojrzał tęsknie za siostrą przyjaciela. Dobrze wiedział, że nigdy nie odbije nikomu partnerki. Co innego, gdyby była dla swojego męża „zwykłą” żoną czy dziewczyną. Ale nie… Nie mógł rozdzielić dusz. Był cholernym romantykiem. Wiedział, że ktoś mu jest pisany, mógł podejrzewać, jakiej płci będzie ta osoba, a jednak nie mógł jej spotkać.
            Lucas, znając jego tęsknotę, ułatwiał mu poszukiwania. Czasem wysyłał w inny region kraju w celu załatwienia czegoś dla niego ważnego. Zazwyczaj okazywało się to nic nie wartym kawałkiem papieru, który mógł zostać wysłany kurierem. Zachowywał się w ten sposób, gdy jego smutek za bardzo rzucał się w oczy. Początkowo rozumiał to, jako odsyłanie na siłę, by nikt nie widział jego słabości. Dopiero po pewnym czasie zrozumiał, dlaczego jego przyjaciel postępuje tak, a nie inaczej.
            Wiedział, że kiedyś spotka swojego partnera. Musiał tylko poczekać, być gotowym na to wszystko. Nie cierpiał samotności goszczącej w jego sercu. Nie, nie był słaby. Nie uważał by odczuwanie braku kogoś bliskiego wiązało się z czymś złym, mało męskim. Uważał się za silnego mężczyznę, pewnego swych decyzji, zawsze wiedział, co do niego należy i jak powinien zachować się w określonej sytuacji. Zdarzało się jednak, że negatywne emocje brały nad nim górę. Samotność ciążyła i nie dawała spokoju. Zachowywała się jak obcy byt, pasożyt w jego ciele, który co rusz szturcha rozognioną ranę. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że niczego nie przyspieszy. Na każdego przyjdzie pora i tego się trzymał.
            – Nie zjadaj wszystkich ciastek, łasuchu! – Krzyknęła na niego Alis. – One miały być na popołudnie dla mnie i dla Jacka. Nawet nam nie wystarczy. – No cóż, nie bał się jej.
            – Przykro mi. – Nie ważne było to, że wcale tego nie czuł.
            – Nie wierzę ci. Nie przyjmuję. Pomożesz mi. Jedziesz do sklepu po czekoladę. Zrobię ci blachę tych ciasteczek, o ile nie tkniesz kolejnych dwóch. Pasuje? – Podszedł do niej, pocałował w policzek i wyciągnął kluczki z szafki.
            – Pędzę. A ty sobie wszystko szykuj.
            – Potem wszystko myjesz. – Szach i mat. Znieruchomiał w pół kroku, by po chwili obrócić głowę. Widział jej uśmiech pełen satysfakcji.
            – Niech ci będzie. – Ze śmiechem wyszedł z domu. Miała go w garści.

***

            Lucas, w drodze do swojego rodzinnego domu, zadzwonił do Marco i poinformował go, za jaki czas będą. Przy okazji, musieli wstąpić na małe zakupy, które skończyły się dość poważnym uszczupleniem budżetu domowego, ponieważ dosłownie wszystko było potrzebne. Allan udawał poważnego, widząc go targającego wózek wypchany po brzegi, a zarazem dokładającego co rusz coś nowego.
            – Nie byłoby łatwiej kupić cały sklep? – Nie mógł powstrzymać uśmiechu. Słyszał, że siła w głosie mężczyzny wraca, a cała ta sytuacja nabiera dla niego komicznego wyrazu.
            – Uwierz mi, gdybym miał przy sobie samolot, to bym tak zrobił, ale niestety nie wszystko się zmieści do Jeepa. Kiedyś zobaczysz, jak wyglądają nasze zakupy, gdy każdy ma swój koszyk. Niby nic się nie kupuje, a pół sklepu jest obrobiona z produktów, zaś najbardziej cierpi kawałek plastiku i istniejące gdzieś w Internecie konto. Aż żal serce ściska. – Poczuł na łopatce lekkie klepanie, dodające mu otuchy.
            – Znam to. Ale jaka wtedy jest satysfakcja, że ma się większość rzeczy na najbliższy miesiąc.
            – Chyba dwa tygodnie. – Mruknął pod nosem. Widział, jak Allan powstrzymuje śmiech.
            – Zero romantyzmu. Znamy się niecały dzień. Pomogłeś mi kupić wózek, ja tobie zrobić zakupy, przeprowadzam się do ciebie, poznam twoją rodzinę, a nawet seksu nie uprawialiśmy. – Lucas wyszczerzył na jego słowa zęby.
            – Ja ci dam, zero romantyzmu. Jeszcze cię zaskoczę.
            – Trzymam za słowo. – Allan minął Lucasa z Liz na piersi. – Poczekam na zewnątrz, dobrze? – Już po chwili mógł odpocząć w późnym, popołudniowym słońcu.


18 komentarzy:

  1. Czemu tak mało??!! Czemu w takim momencie przerwałaś ??!! No wiesz ? Buuu chcę więcej! Uzależniam się! Uwielbiam to opowiadanie. Dziś było tylko szczęście, dobry humor i jestem ciekawa co to zepsuje. Bo przecież nie może być wciąż kolorowo i cukierkowo
    No ale nie ważne tak czy siak czekam już na następny rozdział z niecierpliwości.
    Życzę dużo weny! *.*
    Pozdrawiam OfeliaRose

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha ha... Wiem, że uzależnia :D To samo napisałam pod poprzednim komentarzem :P Czyli nie jestem z tym sama :P

      Usuń
  2. No wiesz... człowiek się wciąga, a tu nagle koniec. Zastanawia mnie twój opis Marco i jego poszukiwanie partnerki... to jest podejrzane... Ile u ciebie żyją zmienni ( czytałam opowiadania, gdzie żyli nawet ponad 200 lat, ale też takie, gdzie żyli tyle co ludzie...)?
    Jestem nienasycona chcę jeszcze... Czekam na reakcje rodzinki...
    Pozdrawiam i życzę duuużo weny oraz wolnego czasu :D
    PS. Dlaczego mam dziwne wrażenie, że Allan i Marco się znają?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj przykro mi, że tak wciąga :D A co do długości życia zmiennych - NIE WIEM :D W sumie to wydaje mi się, że dłużej niż ludzie, ale nigdy tego nie sprecyzowałam ;)
      A do reakcji rodzinki już nie długo ;)
      Hmm. Czemu masz takie wrażenie? Nie mam pojęcia ;)

      Usuń
  3. Czemu tak krótko? Nabierało pomału tempa, a tu koniec:( Ale no cóż, taki najwyraźniej był plan :) Myślałam, że Allan będzie stawiał większy opór przed zamieszkaniem z Lukasem, ale może to i dobrze, że będą już razem :)
    Rozczarowała mnie trochę scena, gdy matka Lukasa dowiedziała się o Alanie, myślałam o jakimś wybuchu emocji, a nie że dowie się przez telefon :( Ale może mnie jeszcze zaskoczysz ;)
    Podoba mi się wątek nowej postaci-bety klanu :) Myślę, że wprowadzi wiele emocji :)
    Słodkie jest to, że jako misie kochają ciasteczka czyli słodycze czyli ja też mogłabym być takim misiem, bo uwielbiam słodkie :)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czemu tak krótko? Ponieważ każdy rozdział ma 5-6 stron :) Allan dobrze wie, że itak przyciągnęłoby go do Lucasa dlatego też nie opierał się za bardzo :) Może cię jeszcze zaskoczę :)
      Marco, mój Marco. Ja go uwielbiam. Przyznaję się bez bicia mam taką słabość do niego, że cholera ;D
      Mogłabyś być misiem. Marco jest łasuchem.Daj mu ciastko a kupisz jego serce :D

      Usuń
  4. Mam nadzieję ze skoro między Lucasem i Marco nic sie nie dzialo to z Allanem również nie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Po prostu uwielbiam twoje opowiadanie ;)
    Ale bardzo nieładnie przerywać w takim momencie.... a już miałam nadzieję, że Allan spotka się w tym rozdziale z rodzinką Lukasa ;) Bardzo jestem ciekawa ich reakcji "na żywo" bo jak na razie zachowują się w porządku.
    Podoba mi się to delikatne pokazywanie uczuć względem siebie przez Allana i Lukasa (pomimo tego, że coraz bardziej myślą o seksie ;)). Już nie mogę doczekać się ich zachowania kiedy w końcu będą sami ;)
    No i mam nadzieję, że ich szczęście i spokój trochę potrwa i nacieszą się sobą nim zwalą się im na głowy jakieś problemy...

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło ;)
      Ha. Wiem, że nieładnie, ale niestety tak to bywa ;) Tak naprawdę każdy rozdział ma 5-6 stron. A reakcje "na żywo" już niedługo ;) Właśnie na tym mi zależało. Żeby było widać uczucia, bo z czasem do seksu tak nie ciągnie, a liczą się małe gesty, poczucie bezpieczeństwa. ;)

      Usuń
  6. Bardzo się ucieszyłam jak się dowiedziałam, że masz nowego bloga ale obiecałam sobie ze nie przeczytam dopóki nie skończysz bo nie lubie czytac tylko po rozdziale...dzisiaj chciałam przeczytać tylko 1 rozdział by sprawdzić gabułę i wpadłam...skończylam czytać 4 i teraz cierpie katusze :)) no nic...gratuluję pomysły, zapowoada się interesująco

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło, że się ucieszyłaś! Nigdy się nie kończy tylko na 1 rozdziale. Niestety... :P Choćby się chciało ;) Cieszę się, że przeczytałaś wszystko ;)

      Usuń
  7. Witam,
    och tak, och tak, wspaniały Lucas jest gotów od razu zmienić menu bo Allan się skrzywił, Marco polubiłam już go, dostanie dwie blaszki ciasteczek, ale chyba się podzieli co? ;]
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :)
      Lucas bywa nadgorliwy ;) Tak to bywa :) Oj. Marco i dzielenie się ciasteczkami... Nierealne :)
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  8. Dzieki za kolejną dawkę,miło się czytało.Taki ciepły rozdział,zaintrygowała mnie postać Marco,ciasteczkowego wyjadacza.Fajnie ,że klan i rodzina Lucasa czekają na nich i cieszą się jego szczęściem.Siostra złośnica wprowadziła ich matke w błąd ,ale starsza Pani pokazała klasę i gładko przełknęła informację. Pozdrawiam Beata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja dziękuję za... tak właściwie uświadomienie mi czegoś :) Jeśli chodzi o sam dalszy tekst :D Przyda się :D Mówię to akurat z perspektywy 29 rozdziału :)
      Siostra jak to siostra :D Zawsze musi coś namieszać :)
      Pozdrawiam :D

      Usuń
  9. Chyba akcja troche za bardzo gna do przodu. Znają sie 1 dzień i już prawie wesele?

    OdpowiedzUsuń