Kochani!
Kochani ze względu na okres świąteczny niestety na komentarze po odpisywałam dopiero w sobotę w godzinach późno popołudniowych lub wieczornych :D
Dla wszystkich obchodzących Święta Wielkanocne.
Dla wszystkich obchodzących Święta Wielkanocne.
Chciałabym wam życzyć kochani wszystkiego co najlepsze. Rodzinnej atmosfery, smacznego jajka, ale również spokoju :)
Dla tych którzy świąt nie obchodzą... Kochani chciałabym wam życzyć spokojnych i leniwych dni wolnych :)
Do napisania ;)
Rozdział 5
Prowadząc
samochód, Lucas co rusz zerkał na swojego partnera. Widać było, że siedzi
zestresowany, ramiona miał spięte i tulił do piersi Liz. Zmienił bieg, by po
chwili położyć dłoń na kolanie Allana.
–
Będzie dobrze. – W odpowiedzi otrzymał lekki uśmiech i kiwnięcie głową. Dalszą
podróż odbyli w ciszy i napięciu buzującym na niewielkiej przestrzeni. Trasa
nie zajęła im dużo czasu.
All
obserwował duże połacie zieleni z lasem znajdującym się na ich granicy, piękne
różowo–pomarańczowe niebo z zachodzącym słońcem, zwiastujące nadchodzącą noc i
wietrzną pogodę następnego dnia. W oddali zobaczył jeden wielki dom i kilka mniejszych,
jeszcze ledwie widocznych. Uśmiechnął się na ten widok.
Liz będzie dobrze w
takim miejscu. Ogrom miejsca do zabawy, ale i kryjówek, które przyprawią go o
zawał. Może spotka tu swojego partnera, chociaż dowie się tego w okolicach
pełnoletniości. Spojrzał na córeczkę i poprawił jej czapkę opadającą na oczy.
Mała spała zadowolona, nakarmiona i przebrana, z rączkami wyciągniętymi w górę.
Gdyby
nie spotkał Luca, zapewne dałby sobie radę. Wsiadłby do samochodu i ruszyłby w
dalszą trasę, szukając odpowiedniego dla nich domu. Musiał przyznać, że był
zestresowany. Nie co dzień wchodzi się w rodzinę całkowicie obcych ludzi. Nigdy
nie wiadomo, jak zostanie się przyjętym.
Widział
swoją rodzinę czekającą na werandzie, jak również napięcie malujące się w całej
postawie Allana. Mogło brzmieć to okropnie, ale zdawał sobie sprawę, że powodem
takiej sytuacji jest dziecko spoczywające w ramionach jego partnera. Nie musiał
dbać już tylko o siebie, ale też o nią. Liz zdominowała jego sposób myślenia i
funkcjonowania, w pewnym sensie zawsze będzie na pierwszym miejscu, a on
powinien to zaakceptować.
Musiał
przyznać sam przed sobą, że czuł się zazdrosny o tę kruszynę. Nie chciał też,
by służyła jako wymówka mężczyzny do uniknięcia wielu nieprzyjemnych sytuacji.
Mógł i chciał zaakceptować Elizabeth jako swoją, planował dać jej wszystko, o
czym będzie marzyła, rozpieszczać ją, ale też chciał zawiązać z Allanem
normalne relacje. Zawsze planował normalny, zdrowy związek, opierający się na
wspólnym zrozumieniu i akceptacji, poczuciu bezpieczeństwa, ale też zaufaniu.
Mimo
tego co powiedział młodszemu mężczyźnie gdzieś z tyłu głowy, krążyła mu myśl o
tym, że All był przez rok samotnym wilkiem. Nigdy nie działo się to od tak.
Każda rasa ma swoje charakterystyczne zachowania, tradycje i zwyczaje, które
inni powinni znać. Jego klan był pierwszym, który się zawiązał bez agresji,
żądań i pretensji. Wszyscy jednogłośnie wybrali go na przywódcę, zrzucając na
jego barki odpowiedzialność. Takie wydarzenie nie miało miejsca nigdy
wcześniej, ponieważ z natury byli raczej samotnikami.
Jednakże
doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jakie prawa rządzą wilkami. Jakie
wynikają z tego obowiązki i hierarchie. Tym trudniej było mu rozgryźć mężczyznę
siedzącego zaraz obok niego. Nie do końca potrafił go wyczuć i obawiał się, że
może to zagrozić jego bliskim. W głowie planował już poważną rozmowę z Marco na
ten temat.
***
To właśnie zastępca
Lucasa jako pierwszy zobaczył samochód zbliżający się do posiadłości. Zwołał
wszystkich, by wyszli przed dom, przywitać partnera ich przywódcy. Zawsze ta
sytuacja wyglądała tak samo, niezależnie od osoby, jeżeli tylko była ona spoza
klanu.
Musiał
przyznać sam przed sobą, że zaskoczyła go informacja o dziecku, tym bardziej
tak małym. W tym momencie najmłodszy członek klanu na ich terenie kończył
cztery latka, więc ponownie będzie wesoło przy zmienianiu pieluch.
Nikt
nie miał obowiązku zajmowania się pociechami innych zmiennych. Najgorsze jednak
było to, że często takie sytuacje wychodziły same z siebie. Nagle z opieki nad
jednym dzieckiem, stawałeś się etatową nianią dla małych zmiennych w liczbie ośmiu
sztuk. Malce były tak absorbujące, energiczne i wrzeszczące, że w pewnym
momencie dochodziło się do wniosku, że huragan przy małych rozrabiakach był
delikatnym wietrzykiem. Marco zastanawiał się czasem, jakim cudem ich domostwa
jeszcze stoją na swoich fundamentach. Gdy
wypadała jego kolej na bawienie, zastanawiał się, co tym razem ulegnie
permanentnemu zniszczeniu. Ile nowych śladów młodych kłów znajdzie na swym
ciele, a także jakie zasady złamie, mając pod opieką stado bachorków. Nie umiał
ich inaczej określić. Nigdy nie był dobry w opiece nad maluchami, a jeszcze
gorsze od tej świadomości było to, że one go uwielbiały i jeśli tylko, któreś
miało wybór, wskazywało na niego. Dlatego też podejrzewał, że dzisiejszą noc
spędzi bezsennie nad opieką kilku miesięcznego dziecka. Westchnął w duchu i
przywołał na twarzy uśmiech. Nie powinien był tak się nastawiać. Allan może
okazać się całkiem sympatycznym człowiekiem, który nie będzie nagminnie ich
wykorzystywał, tak jak była flądra Lucasa.
***
Miał
ostatnie pięć sekund na przygotowanie się do wyjścia. Odpiął pas
bezpieczeństwa, pocałował w czoło Liz, śpiącą bezpiecznie w jego ramionach i
odetchnął głęboko. Poczuł na kolanie dłoń Lucasa, więc spojrzał na niego.
Zaskoczyła go siła przyciągania spojrzenia mężczyzny i uśmiech widniejący na
jego ustach.
–
Jesteś tu bezpieczny. Nie stresuj się tak. – Widząc pewność w jego oczach,
zrelaksował się odrobinę. W pogłębieniu tego stanu pomógł jednak delikatny
pocałunek, który spoczął na jego wargach. – Chodź.
Otworzyli
drzwi prawie w tym samym momencie. Wysunął się z siedzenia i stanął na
miękkiej, niedawno strzyżonej trawie, pachnącej tak intensywnie, że aż
zakręciło mu się w głowie.
Lucas
nie poprowadził go w stronę swoich najbliższych, nie poczekał na niego, co
wzbudziło w nim lekkie wątpliwości co powinien zrobić. Był jednak mężczyzną
pewnym siebie, więc ruszył prawie zaraz po nim. Nie spodziewał się jednak aż
takiego przyjęcia.
Widział
zaskoczenie na twarzy Allana, gdy zostawił go przy samochodzie. Podszedł do
swoich najbliższych i stanął na ich czele. Gdyby ktoś zrobił im teraz
fotografie, wyglądaliby jak z innej epoki lub filmu, który przedstawiał
zebrania wielkich rodzin, ustawiających się do zdjęcia na specjalnych podwyższeniach
tak, by każdego było widać.
–
All, chcemy cię przywitać w naszym klanie jako mojego partnera. Razem z twoją
córką Elizabeth. – Nie planował tego wcześniej, ale wydawało mu się to
najbardziej odpowiednim zachowaniem. Mężczyzna w końcu będzie mógł poczuć się
pewnie, znajdzie swoje miejsce na ziemi, przestanie być samotny, skazany na
tułaczkę z dzieckiem i walką o to, by nie oszaleć. – To jest… – Już miał
wszystkich przedstawić, zaczynając od Marco jako swojego zastępcy, gdy w słowo
weszła mu siostra. A właściwie jej pisk.
–
Jaka ona cudna! – Podbiegła do Allana i pocałowała go w policzek. – Witaj,
jestem Alis, siostra tego marudy. Mogę ją na chwilę? – Nie czekając na
odpowiedź, chwyciła w swe ramiona śpiącą dziewczynkę, była zachwycona. – Osz,
jakaś ty jesteś piękniusia, co maluszku śliczny. – Luc uniósł lekko brew
zdziwiony. Młoda nigdy tak nie reagowała na niemowlaki. Tym bardziej nie
gruchała do nich.
–
Jesteś w ciąży? – Rzucił bez namysłu pytanie.
–
A jakiej chcesz odpowiedzi? – Ostre spojrzenie małolaty, jak od zawsze ją nazywał
w myślach, lekko go zaskoczyło.
–
Prawdziwej?
–
Tak. – No i miłego powitania było na tyle, ponieważ dziewczyna się rozpłakała.
–
Gratulacje. – Allan, jako ten stojący najbliżej, przytulił ją do siebie. Na tyle
jednak by nie wkurzyć partnera kobiety. Mimo wszystko jeszcze nie związał się z
Luckiem.
–
Matka się ucieszy. – Tubalny śmiech jego partnera rozszedł się po podwórku.
Podszedł on do swojej siostry, poczochrał jej włosy dużą dłonią i przytulił z
całej siły. – Pięknie, pięknie. Chodź tu. Nie becz, głupku. Powinnaś się
cieszyć.
Odsunął
się od całego zbiegowiska ludzi, ponownie z córką w ramionach. To była ważna
dla nich chwila. Obok niego znalazł się mężczyzna o ciemniejszej karnacji.
–
Jestem Marco, zastępca Lucasa. Miło mi cię poznać. – Uścisnęli sobie dłonie. –
Ale cyrk. – Roześmiał się, widząc kobiety gromadzące się wśród Alis.
–
Pierwsza ciąża, to pewnie dlatego. – Rozluźnił się przy brunecie. – Gdybyś
widział reakcje koleżanek mojej żony… – Wyczuwając nagłe napięcie wiszące w
powietrzu, odwrócił lekko głowę, automatycznie ochraniając Liz. Doskonały słuch
zmiennych bywał niekiedy zmorą.
–
Masz żonę? – Ciche warczenie w głosie było doskonale słyszalne w nagle
zalegającej ciszy. Wszyscy na nich spojrzeli.
–
Ale jaja. Luc, no to wtopiłeś pięknie. A podobno nienawidzisz się dzielić. –
Stwierdziła Alis. Atmosfera stała się cholernie ciężka i zagrażająca. Na
dodatek wrogość ta nie była uzasadniona. Nie miał możliwości dokończyć swej
myśli. Dla niego Ell nadal była żoną i zajmowała szczególne miejsce w jego
sercu. Nie zamierzał tego ukrywać i kłamać by poprawić wszystkim humor. I tak
wcześniej czy później doszła by do nich owa informacja. Akurat tę kwestię
wyjaśnił niedźwiedziowi w samochodzie. Wiedział, że będzie go brało na
wspominki. Do cholery, był młodym wdowcem!
–
Miałem. Zmarła przy porodzie z powodu błędu lekarza. Miała mieć cesarkę,
znajomy moich pseudoteściów był pijany i uszkodził jej tętnicę udową po tym,
jaką masakrę zrobił przy… – Gula, składająca się z niewyładowanych emocji,
zablokowała mu możliwość wypowiedzenia się. – I tak by nie przeżyła. Cudem jest
to, że nie uszkodził Eliz.
–
Cholera. Przepraszam, nie wiedziałem. – Na twarzy bety widać było skruchę, tak
samo jak u przyszłej mamy. Lucas natomiast był bardzo zadowolony z tego, jak z
całej sytuacji wyszedł jego partner. Nie ukrywał, ale nie tłumaczył też
wszystkiego.
–
Nie mogłeś. Zdarza się. Jeśli chcecie, może pokażecie mi, jak mieszkacie i
wytłumaczycie, jakie panują w tym domu zasady? – Uśmiech wykwitł na jego
twarzy.
***
Pół
godziny później prawie wszyscy siedzieli w kuchni. Zanim jednak do tego doszło,
musieli poinformować matkę Alis i Lucasa o tym, że jej córka jest w ciąży. Nie
zamierzali tego niepotrzebnie ukrywać, bo wieść i tak by się szybko rozniosła.
Poza tym Luc podejrzewał, że kobieta ma w jego domu jakiś podsłuch. Za szybko
wiedziała o rzeczach, które chciał ukryć.
Pierwsze
minuty, które spędził na ziemi niedźwiedzi, skupiły się na przyszłej mamie, jej
samopoczuciu i zapewnieniu o tym, że wszystko jest dobrze. Dopiero teraz Allan
miał czas na zestresowanie się. Wszystkie oczy skupione były na jego osobie.
–
Jak się nazywasz? – Pierwszy zadał pytanie Marco. Nikogo to zresztą nie
zdziwiło, wiedzieli, że ich przywódca wie wszystko, co najważniejsze. Allan
lekko usztywnił ramiona, słysząc to pytanie.
–
Allan. – Nie miał nic więcej do powiedzenia. Nie był gotów by zagłębiać się we
wszystko, co mu się przydarzyło. Jeszcze nie teraz.
–
A coś więcej? – Uniesiona brew zastępcy doskonale dawała znać o tym, czego
żąda.
–
Powerfull – Odpowiedział za niego Lucas. – I w tej chwili tyle musi wam
wystarczyć. Dajmy sobie wszyscy czas na to, by przyzwyczaić się do nowej
sytuacji. – Te dość tajemnicze słowa wzbudziły we wszystkich członkach klanu
lekki niepokój. Czyżby mężczyzna siedzący przed nimi miał coś do ukrycia? A
jeśli tak, z czym wiązało się jego zachowanie? Nie wiedzieli, na ile mogą mu
zaufać, co będzie budziło co rusz nowe spięcia.
–
Czy znajdzie się kilka narzędzi bym mógł złożyć jej łóżeczko? – Na te słowa
Lucas zreflektował się, że nie pokazał swoimi partnerowi całego domu, a w
szczególności ich sypialni oraz pokoiku dla małej.
–
Zanim je znajdziemy, muszę ci coś pokazać. – Wiedział, że jego partner
najchętniej uniknąłby gestu, który wykonał w stosunku do niego, ale zanim się
złączą, musiał chociaż pokazać, że jest jego. Chwycił go więc za rękę, by zaraz
potem przyciągnąć do siebie i pocałować lekko w usta. Nie potrzebował na razie
niczego więcej.
Lucas
uwielbiał swój dom za to, że był w dużej mierze zbudowany z drewna. Oczywiście
postawili też na nowoczesność wnętrza, ale jego sypialnia oddawała całą jego
miłość do przyrody. Mogły to zabrzmieć dziwnie, ponieważ by mieć ją bliżej
siebie, najpierw ją uszkodził. Prawda była jednak taka, że kupił już i tak
wycięte drewno, które mogłoby zostać gorzej spożytkowane. Tak to przynajmniej
sobie tłumaczył.
–
Zgodzisz się zostawić Liz z Marco? Chciałbym ci wszystko pokazać, a małej na
pewno nic się nie stanie. – Allan spojrzał niepewnie na Luca. Zastanawiał się,
jakie zachowanie było najbardziej odpowiednie. Wydawało mu się, że skoro do tej
pory nikt się na nich nie rzucił, jego córka powinna być przy nich bezpieczna.
Nie oddając jej, pokaże, że im nie ufa, co może mieć poważne konsekwencje,
których nie chciał sobie wyobrażać. Gdyby okazał brak zaufania, nawet jeśli
związałby się z dowódcą klanu, reszta jego członków, nie musiałaby go
akceptować. Dobrze znał naturę niedźwiedzi, wiedział, że są samotnikami, a to,
że szef znalazł sobie partnera, nic
nie oznaczało. Liz gaworzyła słodko w jego ramionach, trzymając zaciśniętą
piąstką koszulkę na jego piersi. Nóżki kopały gwałtownie. Spojrzał na Marco i
kiwnął głową. Przecież wiedział, że nic nie może jej się stać. Mężczyzna
podszedł do niego i chwycił małą zmienną, a ta, gdy zobaczyła nad sobą obcego
zaczęła jeszcze intensywniej gaworzyć. Beta pochylił się lekko nad nią przez co
jego loki znalazły się w rączce dziecka, a za chwile zostały pociągnięte z
całych sił.
–
Ała, ty złośnico mała. – Roześmiał się mężczyzna i pogilgotał ją po brzuszku.
Zauważył, że to dość skutecznie działa na dzieci, przez co rozluźniły swoje
małe, wścibskie łapki.
Allan
i Lucas udali się po schodach na górę. Mężczyzna podjął decyzję, że pierwszym
pomieszczeniem, które pokaże przyszłemu kochankowi będzie pokój jego dziecka.
Gdy otworzył przed nim drzwi, ten zaniemówił z wrażenia. Wszystko było w nim
zadbane, wstawiono łóżeczko i kołyskę. Stosy pluszaków znajdowały się na
szafkach i w wielkich pudłach. Ubranka były już pochowane w szafkach, a wygodny
fotel spoczywał pod oknem. Mimo ciemności, która panowała za oknem, widok ten
był dla młodego ojca czymś pięknym.
Jego
dziecko w końcu doczekało się normalnych warunków do życia. Nie z dziadkami,
którzy najchętniej by się jej pozbyli bądź uniemożliwili jej rozwój. Dla
zmiennych niemożność zmienienia się była katorgą, która z czasem mogła
doprowadzić nawet do śmierci. Nie będzie też tułać się z nim w samochodzie,
szukając miejsca na rozpoczęcie nowego jutra. I tak dużo przeżyli przez ten
czas samotności. Allan nigdy nie podejrzewałby, że można tyle czasu spędzić na
ciągłych przerwach w trakcie podróży.
Obrócił
się w stronę Lucasa i pocałował go gwałtownie. Fala uczuć zalała jego serce,
odbierając na chwilę dech, przyćmiewając zmysły, burząc spokój, który zaczął
odczuwać. Nie śmiał o coś takiego prosić, a co dopiero oczekiwać.
Musiał sam przed sobą
przyznać, ze zachowanie miśka, jak zaczął nazywać go w myślach, mile go
zaskoczyło. Podejrzewał, że będzie musiał sam o wszystko zadbać, nawet jeśli
Liz miałaby nocować z nimi, uniemożliwiając wiele innych rzeczy.
– Dziękuję. – Szepnął,
kończąc pocałunek. Wiedział, że głos w tej chwili go zawiedzie.
– Podoba ci się? –
Lucas obejmował go jedną ręką, a drugą głaskał policzek. Widział lekkie
zaniepokojenie w jego oczach, czy na pewno wszystko było takie jak powinno.
–
Nie mogłem sobie wymarzyć niczego lepszego. – Nie czarował go, taka była
prawda. Liz miała wszystko, czego sam by dla niej chciał. Łącznie z ciociami i
wujkami, którzy w tym momencie zajmowali się nią na dole, rozpieszczając mu
córkę. Podejrzewał, że w ten sposób szybko się rozbestwi, bo zawsze znajdzie
się ktoś, kto będzie chciał ją ponosić na rękach.
–
Cieszę się. Bardzo mi na tym zależało. Gdybyś chciał coś zmienić, nie będzie z
tym problemu. A zaraz obok jest nasza sypialnia. W każdej chwili możesz do niej
przyjść, będziesz ją słyszał. – Niedźwiedź wskazał na drzwi. Nie oczekiwał za
wiele dzisiejszej nocy. Mimo głębokiej ochoty na to by połączyć się z
partnerem, przydałby im się odpoczynek od nadmiernych stresorów z kilku
poprzednich dni. Przynajmniej tak to sobie tłumaczył, by niepotrzebnie nie czuć
rozczarowania, gdyby coś im się nie udało.
–
Zaprowadź mnie tam. – Posłał w stronę bruneta lekki uśmiech. Sam przed sobą
musiał przyznać, że bał się widoku, który tam zastanie. Dobrze wiedział, jak
wyglądała jego poprzednia sypialnia.
–
Jeśli będziesz chciał dodać coś od siebie, to ja nie widzę problemu, w końcu to
ma być nasza sypialnia, a nie tylko moja, jak dotychczas. – Zastrzegł od razu
Lucas, wpuszczając Allana do pomieszczenia.
–
Muszę przyznać, że jeżeli zrobiłeś to sam, to masz doskonały gust. –
Pomieszczenie było wyłożone drewnem, jednak nie boazerią, a balami, które
tworzyły półokrągłe wzory. Widać było, że ktoś włożył dużo pracy w ich
wyczyszczenie tak, by przy każdym dotyku w palce nie wbijały się drzazgi. Poza
tym, w tym pomieszczeniu podobały mu się duże okna, które w dzień będą
wpuszczać mnóstwo światła, rozświetlając je. Meble również były drewniane,
ciężkie, ale przy tym proste, praktyczne. Na środku ich wspólnej przestrzeni
znajdowało się ogromne łóżko. Allan nigdy wcześniej nie widział tak dużego
posłania.
–
Czasem lubię spać zmieniony w swoją zwierzęcą formę, a gdybym miał mniejsze
posłanie, nie starczyłoby miejsca dla mojego partnera – Wytłumaczył mu Lucas,
przyciągając do siebie. – Jestem dość duży, nawet bardzo. – Krzywy uśmiech
wykwitł na jego twarzy, chociaż słowa zabrzmiały dwuznacznie. Przynajmniej dla
Alla.
–
Też czasem tak robiłem, ale… – Postanowił powiedzieć to prosto z mostu. – Wiem,
że dzisiaj chciałbyś… – Przełknął ślinę, nawilżając wysuszone gardło. – Możemy
pójść do lasu? Co raz słabiej czuję swojego wilka. – Przyznał w końcu szczerze.
– Muszę ponownie nawiązać z nim więź. Pozwolić mu się wybiegać, wyszaleć,
zregenerować. Jeśli tylko masz ochotę, miło by było, gdybyś mi towarzyszył.
Lucas
pomyślał o konsekwencjach odłączenia się od watahy. Niedźwiedzie nie miałaby
problemu z rozstaniem, ale wilki potrzebowały wspólnoty. Allan nie miał się z
kim wybiegać, złapać zwierzynę, pożywić. Jego niedźwiedź będzie zapewne bardzo
szczęśliwy, mogąc mu towarzyszyć.
–
Chętnie. Przyda mi się trochę ruchu, a znam miejsce, gdzie występuje dużo
zwierza, na które możemy zapolować. W tym czasie Marco bez problemu zajmie się
Liz.
–
Dziękuję. – Ponownie został przyciągnięty w mocne ramiona, dające poczucie
bezpieczeństwa i oparcia. Nigdy nie uważał się za słabego, ale teraz musiał
przyznać sam przed sobą, że dobrze było czuć opiekę kogoś innego. Kiedy komuś
na tobie zależało, chciał zapewnić ci poczucie bezpieczeństwa, ukoić nerwy i
czasem, gdy tego potrzebowałeś podjąć za ciebie decyzje.
–
Zamienisz się teraz dla mnie? – Mimo tego jak żyli, biorąc pod uwagę zmiany do
których musieli się przyzwyczaić za młodu, to pytanie było bardzo intymne.
Przynajmniej na początku znajomości. Allanowi wydawało się, że nie chodzi o
zwykłą przemianę taką jak z innymi wilkami, ale o intymny akt, gdy niedźwiedź
będzie pieścił swoim wzrokiem jego ciało, muskał dłonią futro, głaskał pysk, a
zarazem jakby nieświadomie będzie znajdował wszystkie słabe miejsca jego
bestii, które uwielbiały czuły dotyk. Nie przeszkadzała mu ta myśl, ale ciężko
mu się było do tego odnieść.
–
Dobrze. – W miejscu, w którym stał rozebrał się szybko, a za chwilę przed Lucasem
stał piękny, wielki srebrno-biały wilk.
–
Cholera. Jesteś piękny. Nigdy nie słyszałem, by ktoś miał takie umaszczenie. –
Srebrne pasma odbijały światło padające z stojącej na nocnej szafce lampy,
biała sierść poruszała się lekko pod wpływem ruchów mięśni. Duża, ciepła ręka
zwisła nad pyskiem wilka. – Mogę? – Delikatne liźnięcie wnętrza dłoni dało
jasny sygnał do działania. Opuszkami palców Lucas zaczął dotykać pyska wilka,
muskając go, kierując się po chwili na uszy, by zaraz potem znaleźć się na
grzbiecie, przeczesując gęste futro. Czuł siłę mięśni i charakteru, do tej pory
stłamszoną. Widać było, że nawet ta chwila uwolnienia dała zwierzęciu szansę odzyskać
chociaż częściowo siły, dlatego też ruszał on wolno ogonem, przeciągał się,
prostując łapy, podrzucił łbem kilka razy.
Minęła
dłuższa chwila nim pod palcami Lucasa nie znajdowała się już sierść, a ludzka
skóra. Nawet nie zarejestrował, kiedy to się stało, a
przed nim znajdował się młody, nagi i seksowny mężczyzna.
No tak koniec oczywiście w odpowiednim momencie. Zdrowych świąt życzę i już nie mogę doczekać się dalszej części:-)
OdpowiedzUsuńKiedyś skończyć muszę :D A moment sam się trafia :D Co ja na to poradzę:D Dziękuję pięknie :) Do napisania w najbliższą niedzielę ;)
UsuńZgadzam się...piękny moment na przerwanie...piękne opowiadanie, juz tesknie do następnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt wszystkim!
Oj. Przykro mi :D Niestety gdzieś skończyć muszę :) Dziękuję :)
UsuńCzemu czemu i jeszcze raz czemu w najciekawszym momencie?
OdpowiedzUsuńWesołych świąt
WOW :) Cudowny rozdział :)
OdpowiedzUsuńJak zawsze zakończyłaś w bardzo ciekawym momencie, chyba lubisz nas dręczyć, ale w ten wspaniały okres wybaczam ;)
Jestem ciekawa co ukrywa Allan, co się stało, że musiał opuścić watahę?
Marco jest słodki :) Liz będzie rozpieszczana :)
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
P.S. Nie wiem, czy obchodzisz święta, ale jeśli tak to WESOŁYCH, ZDROWYCH ŚWIĄT I MOKREGO DYNGUSA :)
A jeśli nie to wspaniałego odpoczynku :)
Dziękuję :) :D Czemu wszyscy piszą o zakończeniu w dobrym momencie? :D Nie lubię was dręczyć, tak jakoś samo wychodzi :P
UsuńCo do historii Allana, wszystko się okaże :) Dziękuję bardzo za życzenia :)
Mało mi, mało, mało, mało!! Raaany ja już chcę następny rozdział ! Jedne co mogę powiedzieć to się uspokoiłam widząc że Mark nie jest ich partnerem ani nic. Bo po ostatnim rozdziale przeszło mi to przez myśl :P
OdpowiedzUsuńA tak poza tym to na razie akcja jest spokojna i powolna ale ciągle w głowie mi siedzi myśl że pewnie już nie długo. Nie wiem czy czekam na komplikacje i problemy. Ale na pewno czekam na kolejny rozdział !
Dużo weny, czasu i chęci!
Pozdrawiam OfeliaRose
PS. Wesołych Świąt i mokrego dyngusa :)
Uwielbiasz kończyć w takich momentach... xD.
OdpowiedzUsuńWesołego jajka i mokrego dyngusa :D.
Co do weny, moja lubi strzelać fochami :/ . Zawsze jednak próbuje ze wszystkich sił się z nią porozumieć ;).
Podobała mi się reakcja siostry Lucasa :p O i Lizy będzie miała kuzynkę miej więcej w swoim wieku. I na Serio w takim momencie ???
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę dużo wolnego czasu i weny :p
Tak, Liz będzie miała kuzynkę w podobnym wieku ;) I to będzie duży komfort dla zmiennych, wychowując je razem :) Serio, serio w takim momencie :D
UsuńDzięki. Przyda się :D
Pozdrawiam :)
Rozdział świetny ;)
OdpowiedzUsuńAle znowu przerwany w tak ciekawym momencie... i znowu trzeba czekać aż tydzień na dalszą część...
Super, że Allan i Lukas coraz bardziej się do siebie zbliżają no i że stado Luki przyjęło jego partnera i córkę. A Liz to pewnie podbije serce nie tylko cioci ale i pozostałych domowników ;)
Jestem też ciekawa powodów opuszczenia watahy przez Allana... I choć pewnie nie było mu łatwo to musiała być to jedyna słuszna decyzja.
No i teraz nasza parka powinna mieć duuużo czasu dla siebie by się coraz lepiej poznać i w pełni zaakceptować ;)
Pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt
Dziękuję :) No cóż... Kiedyś trzeba przerwać tekst, a to, że wychodzi w takim momencie to nie moja wina! :D Samo sie tak pisze. Oj masz rację. Liz podbije serce wszystkich:D Jak to dziecko. O powodach... Wszystko się wyjaśni. Nie wiem czy w ciągu rozdziału czy dwóch :D Bo historia ta jest dość prosta, krótka, ale ma kilka wątków.
UsuńPowinni mieć dużo czasu. To prawda :D Ale czy będą mieli? :D
Pozdrawiam
Cudo oo <3
OdpowiedzUsuńDzięki ;)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPoproszę o więcej *.* cudne , nietuzinkowe opowiadanie <3
OdpowiedzUsuńDziękuję,znowu ciepełko i zadowolenie,podszyte nerwami związanymi z niepewnością ,czy zostaną zaakceptowani.Na szczęscie wszystko dobrze się skończyło ,mimo małego zgrzytu ,nie znamy nazwiska Allana.Klan to tochę niepokoi,a mnie ciekawi jaką tajemnicę skrywa.Marck jako etatowa opiekunka bardzo przypadł mi do gustu.Fajnie zarysowane postaci.Wielkie dzieki.Pozdrawiam Beata
OdpowiedzUsuńZgrzyty są potrzebne :) Tajemnice Allana... może się wyjaśnią :D
UsuńPrzyznaję się. Darzę Marco dużą sympatią :)
Witam,
OdpowiedzUsuńrozdział cudowny, coraz bardziej mi się podoba ta historia, na samym końcu pomyślałam sobie, że jednak nie pójdą do tego lasu się wybiegać ;] Allan bardzo dobrze został przyjęty, i jak się okazało Alis jest w ciąży, jestem bardzo ciekawa historii Allana, mam pewne podejrzenia co do tego, że tak długo był samotnym, ale poczekamy zobaczymy...
Multum weny...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Cieszę się że znalazłaś czas na przeczytanie :) I że podoba ci się historia :)Jakie masz podejrzenia? Wena się przyda, oj przyda :D
Usuń