niedziela, 7 czerwca 2015

Rozdział 14

Zapraszam do czytania :)

Rozdział 14


            Marco nie kontaktował się z Lucasem trzy dni. Allan miał racje, mówiąc kochankowi, że beta może spać o ósmej wieczorem. Tak też się stało. Ciężka praca w połączeniu z wczesną pobudką zwaliła go z nóg. Rankiem napisał do przyjaciela wiadomość, że wszystko z nim w porządku i że odezwie się za kilka dni.
            Praca była doskonałą odskocznią, pracownicy nie traktowali go jak szefa, tylko jak kumpla, co było mu zresztą na rękę. Wykonywał te same czynności, pracował po tyle samo godzin, a gdy jego dniówka się kończyła, wynajdował sobie coś innego do zrobienia. Nie potrafił wysiedzieć w pokoju, ponieważ od razu myślał o tym, by wrócić. Wiedział, że Sam ciągle u nich mieszka. Mimo tego wszystkiego, co się wydarzyło, coś w nim kusiło go, by  pojechać do domu.
            Wyjątkowo tego wieczoru poszedł na drinka. Planował w dniu jutrzejszym zadzwonić do Lucasa i dowiedzieć się, czy wszystko z nimi w porządku. Nie zamartwiał się, ale chciał być z nimi. Do tej pory skutecznie ignorował swojego wilka. Nie zamierzał mu pobłażać i ułaskawiać. Musiał być twardy w swym postanowieniu. Upił kolejnego łyka rozcieńczonej whiskey. Doprawdy, czy ten idiotyczny barman uważał, że nie można tego wyczuć?
            – Hej, przystojniaku. Jesteś wolny? – Obok niego siadła biuściasta blondynka. Jej ciało było skryte pod sukienką, jednakże podkreślało wszelką możliwą krągłość, nie pozostawiając zbyt wiele pola wyobraźni.
            – Nawet jeśli, nie powinno cię to obchodzić – odpowiedział. Nie zamierzał być nieuprzejmy, ale też nie chciał gadać z jakąś potłuczoną blondyną. Wypił kolejny łyk alkoholu.
            – Oj. No coś ty. Chcę tylko z tobą pogadać. – Puściła mu oko, wydymając lekko usta. Nie podobało mu się to. – Możesz zamówić mi drinka, co ty na to? – Kiwnął palcami na barmana. Kobieta zamówiła to, co chciała. – No to, co, przystojniaku, dlaczego masz taką marsową minę, jakby twoja dziewczyna cię rzuciła?
            – Czyżbyś bawiła się w psychologa? – zironizował.
            – Możemy się pobawić, w co tylko zechcesz. – Niby przypadkiem poprawiła się na siedzeniu, trącając jego nogę. Udawanym ruchem dłoni poprawiła lekko opadające włosy.
            – Dzięki. – Rzucił na blat kilka banknotów i wstał do wyjścia.
            – Zostawiasz mnie? – Jej krótkie palce zawinęły się lekko na jego barku. Nie zamierzał być agresywny, ale instynktownie pomyślał o tym, jak Sam zareagowałby na taki widok.
            – Tak. Mam kogoś i jestem wierny. – Dziewczyna skwitowała to lekko smutnym uśmiechem i zostawiła go w spokoju.
            Do obcej kobiety powiedział coś, z czym starał się walczyć od kilku dni. Sto razy łatwiej byłoby przespać się z nią i w ten sposób stracić przeznaczonego mu mężczyznę. Wiedział jednak, że nie jest w stanie tego zrobić im obu. A właściwie całej trójce. Nie potrafiłby tak perfidnie wykorzystać młodej dziwki, nawet płacąc za usługę.
            – Jestem pieprzonym idiotą. Mam partnera na wieczność, który mnie odtrącił, nie chce mnie i jeszcze stosował przemoc. Przecież ona nigdy nie kończy się na jednym razie. Uderzył raz i zrobi to ponownie. Co ja, do kurwy nędzy, powinienem zrobić? – mruczał do siebie. Gdyby ktoś go teraz widział, stwierdziłby zapewne, że ma do czynienia z wariatem, na dodatek gadającym do siebie i próbującym szarpać się za bardzo krótkie włosy, które nie dawały możliwości uchwycenia ich. 

***

            Allan obserwował zmagania Sama. Widział jego wewnętrzną walkę na temat tego, co powinien zrobić, jak przeprosić i błagać o przebaczenie. A zarazem zastanawiał się, jak zareaguje, gdy mężczyźni się zejdą, a zmienny wilk ponownie zrobi Marco krzywdę. Nie będzie wtedy obojętny. Nie zrobi tego, co do tej pory.
            Nie reagował, myśląc, że jako partnerzy obaj między sobą to ułożą. Prawda była taka, że za bardzo nie wiedział, co powinien zrobić, jaki ruch wykonać. Motał się tak samo jak Luc. Karmił właśnie małą, gdy młodszy zmienny w końcu do niego podszedł.
            – Zmieniłem się.
            – Ostatnio też tak mówiłeś. Biłeś go.
            – Wiem. Nie chcę o tym pamiętać. – Na jego twarzy widać było ból. Allan z kolei zaczął myśleć, na ile to jest prawdziwe. Nie chciał, by Marco wpadł w cykl przemocy, że wilk będzie bił, przepraszał i ponownie robił wciąż i wciąż to samo.
            – To nie takie proste, młody.
            – Chcę go zobaczyć, porozmawiać z nim. Tęsknię za nim, mimo że prawie go nie znam. Nie dałem sobie szansy, by to zrobić. – Cichy jęk wydostał się z ust młodzika, co wprowadziło Liz w stan zaniepokojenia. Zaczęła się wiercić, odwracać głowę od butelki i kopać nóżkami i rączkami. Allan podał butelkę Samowi i ustawił dziecko tak, by mogło mu się odbić po tym, jak je poklepie po pleckach.
            – Chcieć to nie móc. To on pierwszy musi pragnąć tego samego. Już ci to mówiłem.
            – Nie dzwoni, prawda?
            – Nie. I wątpię, by w przeciągu najbliższego tygodnia tak się stało. Lucas jutro tam jedzie.
            – Mogę… – Nim jednak dane mu było dokończyć myśl, Allan stanowczo mu przerwał.
            – Nie pojedziesz, Sam. To byłby przymus.
            – Cholera jasna! – warknął bezsilnie wilk. – Mógłby się odezwać. Martwię się.
            – Nagle? – Allan mu nie pobłażał. Nie zachował się w porządku, ale w końcu interweniował.
            – Tak, do jasnej cholery! Potrzebuję go! Pragnę go! Chcę… – Głos Sama uwiązł w jego gardle. All lekko się uśmiechnął.
            – Nie naciskaj. Co ma być, to będzie.
            – Czekanie mnie zabija.
            – Zamartwia, gnębi, ale nie zabija. On wróci.
            – Tak sądzisz?
            –  Ja to wiem.
Przez obu mężczyzn przechodziła teraz burza myśli i uczuć, niepokój mieszał się z nadzieją, tworząc dziwną mieszankę. Pytaniem podstawowym było jednak to, który z nich miał rację?

***

            Marco w końcu leżał w łóżku, w ręku trzymał telefon, ale ciągle nie był pewien, co powinien zrobić. W końcu jednak przemógł się i zadzwonił do Lucasa. Ten odebrał po chwili.
            – Za niedzwonienie masz zagwarantowane nakopanie do tyłka, za sms–y – uścisk. – Mężczyzna nawet nie dał mu dojść do głosu.
            –Też miło mi cię słyszeć, przyjacielu – roześmiał się do słuchawki. – U mnie wszystko dobrze.
            – Nie ironizuj, dupku, wszyscy zaczęli się martwić.
            – Żyję i mam się… w sumie jest ok – zakończył kulawo zdanie. Nie zamierzał udawać.
            – Jutro do ciebie przyjadę. Muszę coś załatwić z kierownikiem.
            – A przy okazji sprawdzić, czy cię nie okłamuję, znam cię. – Powinien się wkurzyć za takie traktowanie, w praktyce jednak ucieszył się, że zobaczy przyjaciela.
            – Dobra, dobra. Będę musiał z tobą poważnie porozmawiać, bo zaczynam się niepokoić.
            – O co? – roześmiał się nerwowo.
            – Dobrze wiesz. Nie udawaj. Chyba czas pomyśleć nad tym, co ma być w przyszłości. Nie możecie się ciągle unikać. – Słuchanie Lucasa potwierdziło wszystko to, o czym sam myślał ostatnimi dniami.
            – Przywieź go jutro, dobra? – Dobrze wiedział, że jego głos był cichy i w sumie dość niepewny. Nie był pewien, czy to, co planuje, będzie poprawne. Chciał jednak sprawdzić, jak zaczną funkcjonować na neutralnym gruncie. Jeśli i tutaj partner na coś się odważy, nie zamierzał mu popłacać. Odejdzie od niego na stałe.
            – Nie mogę ci tego zabronić, chociaż sam też do końca nie wiem, czy pomysł jest ok.
            – Nie dziwię się. Dam radę albo odejdę.
            – Marco… – W tym momencie się rozłączył. Nie zamierzał dłużej tego słuchać, nie chciał. Musiał przemyśleć, co powinien zrobić, by jego spotkanie przebiegło pomyślnie. Nie zamierzał tak łatwo się poddać.

***

            Lucas był bardzo niechętny, by przekazać Samowi informacje o jego randce. Nie chciał tego zrobić, przeczyło to wszelkim jego instynktom. Z drugiej strony wiedział, że te antypatie, które odczuwał w stosunku do młodego wilka, miały wpływ na to, jak do niego podchodził.
Spojrzał na Allana, który trzymał Liz w swoich ramionach. Ten widok wzbudzał w nim bardzo silne instynkty opiekuńcze i przez to jeszcze bardziej miał ochotę na to, by kochać się ze swoim partnerem. Na szczęście mała nie chorowała jako zmienne, chociaż i tak budziła ich w nocy, tak, jak każde innego dziecko. Partner bez pardonu budził go i kazał mu karmić małą. Miał być w końcu pełnoprawnym ojcem.
            Podszedł do obu mężczyzn i wziął Alla w ramiona. Mężczyzna nie przerwał rozmowy, jednakże wtulił się w jego ramiona. Sam włączył się w rozmowę o byłych ziemiach wilków, że nie wiadomo, kto ma do nich prawo, ponieważ testament nie został spisany. A przynajmniej tak im się wydawało. Za chwilę przenieśli się do gabinetu, by porozumieć się w sprawie dalszych kroków, które trzeba wykonać, by się tego dowiedzieć.
            – Muszę zadzwonić do swojego prawnika – powiedział Allan, patrząc uważnie na Lucasa.
            – I dopiero teraz planujesz to zrobić? – Widział na twarzy partnera zdziwienie, ale musiał to wszystko przemyśleć. Nie łatwo będzie stworzyć watahę od nowa. Na dodatek połączyć ją z klanem niedźwiedzi. Ich ziemie są od siebie oddalone.
            – Kochanie, wyjaśnię ci to później. – Nie chciał się w to zagłębiać.
            – Teraz! – powiedział z naciskiem Lucas. Nie zamierzał słuchać więcej wykrętów.
            – Wiecie co? Ja już pójdę, a wy sobie spokojnie porozmawiajcie. All, mogę wziąć Liz? – Sam wstał z miejsca, niepewnie patrząc na swojego alfę. Do tej pory nie prosił o to, by móc zająć się jego dzieckiem, bo na tyle sobie nie ufał. Widząc jednak szeroki uśmiech wilka, odetchnął w duchu i przyznał sobie rację.
            – Dziękuję. – Odebrał małą, układając delikatnie jej główkę na zgięciu ramienia. Cholera, ale kruszynka.
            – Nie, to ja… – zamilkł.
            – Wiemy, Sam – stwierdził Lucas, podając w ten sposób rękę na pogodzenie się z wilkiem. – Marco chciałby się z tobą jutro zobaczyć. O ile sam tego chcesz. Wyjeżdżam o dziewiątej. – Zamurowało go. Partner izolował się od niego, co więc skłoniło go do zmiany decyzji? Ciekawiły go motywy postępowania zmiennego. Kiwnął głową w podzięce i wyszedł za drzwi.

***

            Marco nie przespał całej nocy. Wieczorem poinformował kierownika, że nie pojawi się w pracy, ponieważ ma pilną sprawę do załatwienia. Przez to też jego myśli skupiły się tylko i wyłącznie na spotkaniu. Od kilku godzin wpatrywał się uparcie w sufit, nie mogąc zasnąć. Myśli skupiały się na tym, jak będzie wyglądała ich rozmowa, czy będą w stanie sobie cokolwiek wytłumaczyć.
Zastanawiał się nad tym, czy Sam zmieni swoje zachowanie, bo teraz będzie w stanie odejść na zawsze. Kontaktował się w tej sprawie ze swoim bardzo dalekim kuzynem, który również odszedł z ich watahy. Chciał wiedzieć, czy nie zna kogoś, kto w razie czego nie potrzebowałby bety. Nie był pewien, czy byłby w stanie wytrzymać taką rozłąkę, wiedział jednak, że użyłby wszelkich możliwych sposobów, by mu się to udało.
            Może lepiej byłoby się nad tym nie zastanawiać. Nie gdybać, nie roztrząsać. Wzbudzało to w nim coraz większe pokłady niepewności i drażliwości. Powinien nastawić budzik w komórce, by nie zaspać i zdążyć się wyszykować. Zresztą i tak nie miał odpowiednich ubrań, chyba że do kategorii „ważne spotkanie” można zaliczyć stare dżinsy i luźny, biały podkoszulek. Oprócz tego planował zamówić do pokoju dzbanek kawy i jakieś porządne śniadanie lub lunch, w zależności o której Lucas przywiezie jego partnera. Miał mu dać znać, ale pewnie jak zwykle zapomniał o tak prozaicznej czynności.

            Sam również nie mógł spać tej nocy. Co chwilę wiercił się w pościeli, zaciskał na niej dłonie, starając się wytrzymać wydłużającą mu się noc. Nienawidził tego stanu rzeczy, gdy wydawało mu się, że sekunda płynie godzinę. Świt nastawał zbyt wolno jak dla niego. Myśli i emocje zderzały się ze sobą, tworząc dziwną mieszankę. Wolał nastawić się na to, że jego niedoszły partner odejdzie i jedzie tam tylko po to, by się o tym dowiedzieć. Nie zniósłby, gdyby przewidział szczęśliwe zakończenie, a tak by się nie stało.
            Odejście Marco uświadomiło mu to, co zrobił, ile bólu zadał partnerowi i jakie są tego konsekwencje. O wiele wcześniej powinien dostać po głowie. Może właśnie to go obudziło, uspokoiło. Zanim… zachorował, bo tak by to określił, marzył o partnerze, który będzie go wspierał i nigdy nie podniesie na niego ręki. Niestety zbyt często widział, jak w ten sposób jego ojciec radzi sobie z gniewem. Wataha wiele razy interweniowała, nie przyniosło to jednak spodziewanych rezultatów.
            Sam sprzeniewierzył się swoim marzeniom, stosując na partnerze przemoc. Nie dziwił się, że nikt go nie polubił i trzymał na dystans. Tylko Allan był bardziej otwarty ze względu na to, że znał go wcześniej. I jak podejrzewał, był to jedyny powód takiego stanu rzeczy. Przymknął na chwilę oczy… Nawet nie wiedział, kiedy odpłynął w kierunku krainy snów, a jego umysł w końcu mógł odpocząć od zadręczających myśli.

            Marco siedział na zimnych płytkach balkonu, paląc papierosa. Słońce dopiero wstawało, ale on nie zamierzał się już kłaść. Planował za niedługo się zmienić, wypocząć w ciele niedźwiedzia. Może to pozwoli szybciej mu zasnąć. Nie przespał nawet minuty. Oglądał jakieś durne seriale, co chwilę przełączając programy. Gdy się wkurzał, otwierał balkon i chodził szybko po pokoju. Zdążył już wypalić trzy czwarte paczki, a kupił ją dopiero wieczorem. Nie powinien aż tak się denerwować, ale do cholery! Za kilka godzin rozegra się jego przyszłość, nie potrafił opanować emocji! Niepewność chciała go rozerwać na strzępy. Wolałby, żeby wybiła już chociaż ósma, ale jak na złość owa pora nie chciała dzisiaj nadciągnąć. Wstał, wrzucił papierosa do słoiczka z wodą i wszedł do pokoju. Zrzucił bokserki i zmienił się w swoją zwierzęcą postać. Odetchnął głęboko, wydając przy tym dziwny dźwięk. Na chwilę dane mu było zasnąć. Przecież świat się przez to nie zawali, a przynajmniej nie jego.

***

            Poranek dziwnie zaskoczył Marco, tym bardziej że najpierw ponownie musiał przybrać ludzką postać, a dopiero potem wyłączyć gwałtownie dzwoniący budzik. Zapomniał wieczorem go przestawić. Nie zamierzał więcej zasypiać, powinien udać się pod prysznic, a potem ubrać. Nie zajęło mu to na szczęście dużo czasu. Gdy był już gotowy, siadł na wygodnym łóżku i sięgnął po książkę leżącą na stoliku. Zamierzał się nią zająć do czasu, aż nie zgłodnieje. Jeśli do dziesiątej Sam i Lucas się nie pojawią, pójdzie na śniadanie sam. Nie zamierzał pisać do nich sms–a. Wolał poczekać.

            Sam nerwowo uderzał palcami o kolana. Chciałby mieć to już za sobą, niepotrzebnie tylko jego nerwy i napięcie się przedłużały, szarpiąc od środka, burząc spokój umysłu. Czuł dziwną potrzebę bycia przy Marco. Cholernie go to ciekawiło. Nigdy wcześniej niczego takiego nie odczuwał.
            – Nie stresuj się tak. – Łatwo mu było mówić, sam niczego takiego nie przeszedł. Nie on został odrzucony przez partnera. Ok, sam się do tego przyczynił, ale i tak…
            – Nie potrafię – przyznał szczerze.
            – Rozumiem cię. – Lucas w końcu podjął ostateczną decyzję o obdarzeniu zmiennego chociażby minimalnym zaufaniem. – Też myślałem, że z Allanem mi się nie uda. Z innych powodów niż twoje, ale i tak pewne rzeczy na to wskazywały. – Prowadząc samochód, co jakiś czas zerkał na młodego zmiennego. Tego się chyba nie spodziewał. Stwierdził, że dobrze by o tym wiedział, ponieważ to doda mu pewności siebie. A przynajmniej tak podejrzewał. Nie chciał, by mimo wszystko dwóch fajnych facetów rozeszło się, zanim w ogóle mieli szanse ze sobą pobyć.
Musiał przyznać, że nienawidził przemocy. Nie akceptował jej. W szczególności, jeśli ktoś miał wybór, możliwość odejścia. U zmiennych kwestia ta była jednak trudniejsza do rozpatrzenia. Osoba prześladowana mogła odejść, ale ból psychiczny dziesięć razy gorszy niż ten, który przeżywali zwykli ludzie, często skłaniał do zmiany decyzji. Nienawidził, gdy pomimo tego bólu, któryś z partnerów wracał do stosowania przemocy. Zamierzał dać tej dwójce jeszcze jedną szansę. Jeżeli zauważy chociażby najmniejszy przejaw jakiegokolwiek nacisku fizycznego czy psychicznego ze strony Sama, wtedy interweniuje, ale rozpęta piekło.
Wyjechali wcześniej, niż planował. Mężczyzna nie mógł już znieść oczekiwania, on sam był gotowy do drogi, więc nie widział przeciwwskazań. Allan próbował hamować śmiech pod nosem. Nie chciał być niemiły czy złośliwy, ale bawiła go gotowość młodego zmiennego do tego, by spotkać się z partnerem. Wszyscy mieli w sobie przeświadczenie, że mężczyźni się zejdą. Zaakceptowaliby inną decyzję, ale sam fakt, że Marco chciał się z nim widzieć, wiele mówił o jego stanie. Wbrew pozorom, chłodnego dystansu, jeśli chodzi o wilka, chcieli, by im wyszło.
Lucas złapał się na tym, że włączył mu się tryb myślenia grupowego, co zawsze go u siebie denerwowało. Niestety zdarzało się to dość często, ze względu na bycie alfą. Zazwyczaj zastanawiał się nad tym, jak jego klan zareaguje na pewne informacje. Wbrew pozorom często razem podejmowali decyzje na temat klanu. Dobrze wiedział, że mimo bycia alfą, niedźwiedzie są samotnikami. Okazali mu duże zaufanie, wybierając go przywódcą. Jeśli miał nim być, chciał to robić dobrze i sprawiedliwie, chociaż zdawał sobie sprawę z tego, że nie zawsze będzie miał możliwość wszystkich uszczęśliwić.
– Daleko jeszcze? – Nie mógł powstrzymać śmiechu. Skupienie się w tym momencie na drodze było bardzo ciężkie.
– Daj nam piętnaście minut i będziemy na miejscu. – Zerknął na zegarek. Miał nadzieję, że Marco wstał. Dopiero teraz uświadomił sobie, że zapomniał mu dać znać, o której przyjeżdżają. Doprawdy wolał nie widzieć sceny przywitania tych dwojga, gdyby beta był w samej bieliźnie. Sięgnął po komórkę, jednak w połowie tego ruchu zawahał się. Uświadomił sobie, że już nie jest kawalerem i nie może ot tak wykonywać rzeczy, które wcześniej robił. Używanie komórki w czasie jazdy rozpraszało uwagę, a to z kolei mogło prowadzić do wypadku. Cholera. Nigdy by się nie podejrzewał o takie myślenie. Teraz jednak nie żył samotnie. Miał partnera i córkę, którą musi się zająć.
– Nie masz słuchawki do ucha?
– Nie. Wcześniej bez pardonu używałem komórki, jak prowadziłem.
– Rozumiem. – Zerknął przelotnie na młodego zmiennego. Uśmiech gościł w kącikach jego ust. Najbliższe tygodnie zapewne będą bardzo ciekawe.


22 komentarze:

  1. Ojojoj, ale super podkręciłaś atmosferę, już nie mogę sie doczekać spotkania M i S :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Omg tak! Nareszcie! Sam, teraz ladnie przepros Marco i bedzie super! :) Tak trzymac chlopcy. W ktoryms z pierwszych rozdzialow w momencie kiedy Allan rozmawial z Lucasem napisalas, ze wybiora sie razem na polowanie. Mam nadzieje, ze cos takiego niedlugo sie pojawi, bo nie ukrywajac... zaciekawil mnie ten watek ;).
    Pozdrawiam i zycze duzo weny.
    xjudass

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haahha :D No to pięknie :D Widzę, że już Samowi zostało wszystko wbaczone :P Co do polowania, zobaczymy :)
      Pozdrawiam
      LM

      Usuń
  3. Tym razem nie było nudno, co więcej powiem, że było bardzo ciekawie...wewnętrznie czekałam na zmiane Sama która była dość oczywista ale bardzo relaksująca, ta świadomosc że się pokochają. Nie mogę się doczekać by zobaczyc co przygotuje Marco i jak zareagują na siebie.

    Świetny rozdział, chcę więcej i będę z przyjemnością czekać na następne :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi, że ci się podobało :) Czasem rzeczy oczywiste są bardzo potrzebne :) A co do Marco - zapewne już wiesz jak zareagowali :D
      Pozdrawiam
      LM

      Usuń
  4. no nie xD jak ja wytrzymam cały tydzień :'( mam świetny pomysł. zrób nam spóźniony dzień dziecka i dodaj rozdział xD co do rozdziału to już nie mogę się doczekać ich spotkania. dobrze że Sam zrozumiał wreszcie że zachowywał się jak dupek, delikatnie mówiąc.
    czekam i wenyy ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety. Dzień dziecka odpada :D Dobrze to określiłaś. Delikatnie mówiąc ;) Wena się przyda. Ale zanim to, najpierw czas wolny!
      Pozdrawiam
      LM

      Usuń
  5. Ja chcę nowy rozdział. Czemu w takim momencie???

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział świetny ale Marco nie jest niedźwiedziem ? chodzi o to ( Planował za niedługo się zmienić, wypocząć w ciele wilka)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie ja też byłam przekonana, że Marco jest niedźwiedziem, a teraz już sama nie wiem o; Jak to z nim jest?

      Tak poza tym to czytam od jakiegoś czasu, a komentuję dopiero teraz, właściwie nie wiem czemu tak. ;;

      ~MLC

      Usuń
    2. Mi sie wydaje, ze Lady po prostu sie pomylila, zdaza sie :). Ale nie powiem, tez sie zdziwilam :D.
      xjudass

      Usuń
    3. Przyznaję się bez bicia! Jest niedźwiedziem, ale pisząc ową scenę myślałam o czymś innym i wyszedł taki "kwiatek". Niestety. Zdarza się :D
      MLC fajnie, że zdecydowałaś się odezwać :) Bardzo mi miło :)

      Usuń
  7. Kolejny tydzień męczarni przede mną, dlaczego przerwałaś w takim momencie, dlaczego nie mogli się już spotkać, jak tak możesz nas trzymać w niepewności? No jak?
    Ogólnie bardzo mi się podobało :) Spokojny rozdział, który mam nadzieję, przygotowuje nas na niezapomniane, pozytywne emocje :)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uch. Przepraszam. Ja nie wiem czemu tak was męczę rozdziałami raz na tydzień :P Tak jakoś samo wychodzi :) Cieszę się, że ci się podobało :)
      Pozdrawiam
      LM

      Usuń
  8. Rozdział super ;)
    Jestem strasznie ciekawa tego spotkania Marco z Samem. Mam nadzieję, że młody wilk nie wpadnie znowu w ten swój stan gdzie będzie czerpał radość z poniżania swojego partnera tylko jakoś nad tym zapanuje no i przede wszystkim przeprosi go za wszystko. Choć oczywiście nie byłabym zdziwiona gdyby Marco chciał jeszcze pobyć sam i popracować z dala od wszystkich. Może nawet było by to lepiej bo by sobie wszystko na spokojnie poukładał ;) No ale nic, poczekamy zobaczymy...

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie, że ci się podobało :) O spotkaniu zapewne już przeczytałaś :) obaj mają ciężkie decyzje do podjęcia. I tylko od nich zależy jak to rozwiążą między sobą :)
      Pozdrawiam
      LM

      Usuń
  9. Cóż w zeszłym tygodniu nie miałam czasu by skomentować ale w tym już się biorę do roboty. I jedyne co mogę powiedzieć to....booosko. Znaczy szkoda mi Marco no i szczerze Sama też ale wydaje mi się, że wszystko idzie ku dobremu dlatego serio mi się podoba. Mam nadzieję, że Sam i Marco będą w końcu razem no i chcę jak najwięcej o Lucasie i Allanie *.*
    Życzę dużo weny!
    Pozdrawiam OfeliaRose

    OdpowiedzUsuń
  10. Dziękuję za kolejny rozdział!

    Uwielbiam sposób, w jaki dzielisz wpisy. Każdy z nich wiele wyjaśnia, nakierowuje na pewien tok myślenia. "Aha, pewnie stanie się to i to". Jednocześnie zawsze zostawiasz sobie coś w tylu otwartej furtki, za którą wiele może się zmienić, przy czym nie będzie wyglądało to nierealnie - bo w poprzednim rozdziale jasno nie zasugerowałaś, co tak naprawdę może się wydarzyć. Jestem ciekawa jak rozwiniesz sytuację, mam pewne podejrzenia (jak każdy), jednak wiem, że jesteś w stanie nas zaskoczyć ^^

    Pozdrawiam i życzę weny,
    Oreitea

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja dziękuję za czytanie :)
      Chyba tym razem was nie zaskoczę :) Chociaż tak. Lubię zostawiać furtki, ponieważ wiele rzeczy wpada do głowy przy pisaniu rozdziału, pewne wyjście, rozwiązanie czy pojedyncza myśl.
      Pozdrawiam
      LM

      Usuń
  11. Hej,
    jestem ciekawa co szykujesz dla nich, miałabym aby byli razem, ale właśnie jak raz uderzył może zrobić to drugi raz, Lucas postanowił dać mu szansę, ciekawe co wyniknie z tego spotkania…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej Basiu ;)
      Na wszystkie swoje pytania zdobędziesz odpowiedzi w kolejnych rozdziałach :) Niestety, zazwyczaj jak uderzy raz, bije też i kolejny raz.
      Przykre
      Pozdrawiam
      LM

      Usuń