Zapraszam do czytania :)
Rozdział 14
Marco nie kontaktował się z
Lucasem trzy dni. Allan miał racje, mówiąc kochankowi, że beta może spać o
ósmej wieczorem. Tak też się stało. Ciężka praca w połączeniu z wczesną pobudką
zwaliła go z nóg. Rankiem napisał do przyjaciela wiadomość, że wszystko z nim w
porządku i że odezwie się za kilka dni.
Praca była doskonałą odskocznią,
pracownicy nie traktowali go jak szefa, tylko jak kumpla, co było mu zresztą na
rękę. Wykonywał te same czynności, pracował po tyle samo godzin, a gdy jego
dniówka się kończyła, wynajdował sobie coś innego do zrobienia. Nie potrafił
wysiedzieć w pokoju, ponieważ od razu myślał o tym, by wrócić. Wiedział, że Sam
ciągle u nich mieszka. Mimo tego wszystkiego, co się wydarzyło, coś w nim
kusiło go, by pojechać do domu.
Wyjątkowo tego wieczoru poszedł na
drinka. Planował w dniu jutrzejszym zadzwonić do Lucasa i dowiedzieć się, czy
wszystko z nimi w porządku. Nie zamartwiał się, ale chciał być z nimi. Do tej
pory skutecznie ignorował swojego wilka. Nie zamierzał mu pobłażać i ułaskawiać.
Musiał być twardy w swym postanowieniu. Upił kolejnego łyka rozcieńczonej
whiskey. Doprawdy, czy ten idiotyczny barman uważał, że nie można tego wyczuć?
– Hej, przystojniaku. Jesteś wolny?
– Obok niego siadła biuściasta blondynka. Jej ciało było skryte pod sukienką,
jednakże podkreślało wszelką możliwą krągłość, nie pozostawiając zbyt wiele
pola wyobraźni.
– Nawet jeśli, nie powinno cię to
obchodzić – odpowiedział. Nie zamierzał być nieuprzejmy, ale też nie chciał
gadać z jakąś potłuczoną blondyną. Wypił kolejny łyk alkoholu.
– Oj. No coś ty. Chcę tylko z tobą
pogadać. – Puściła mu oko, wydymając lekko usta. Nie podobało mu się to. –
Możesz zamówić mi drinka, co ty na to? – Kiwnął palcami na barmana. Kobieta
zamówiła to, co chciała. – No to, co, przystojniaku, dlaczego masz taką marsową
minę, jakby twoja dziewczyna cię rzuciła?
– Czyżbyś bawiła się w psychologa? –
zironizował.
– Możemy się pobawić, w co tylko
zechcesz. – Niby przypadkiem poprawiła się na siedzeniu, trącając jego nogę.
Udawanym ruchem dłoni poprawiła lekko opadające włosy.
– Dzięki. – Rzucił na blat kilka
banknotów i wstał do wyjścia.
– Zostawiasz mnie? – Jej krótkie
palce zawinęły się lekko na jego barku. Nie zamierzał być agresywny, ale
instynktownie pomyślał o tym, jak Sam zareagowałby na taki widok.
– Tak. Mam kogoś i jestem wierny. –
Dziewczyna skwitowała to lekko smutnym uśmiechem i zostawiła go w spokoju.
Do obcej kobiety powiedział coś, z
czym starał się walczyć od kilku dni. Sto razy łatwiej byłoby przespać się z
nią i w ten sposób stracić przeznaczonego mu mężczyznę. Wiedział jednak, że nie
jest w stanie tego zrobić im obu. A właściwie całej trójce. Nie potrafiłby tak
perfidnie wykorzystać młodej dziwki, nawet płacąc za usługę.
– Jestem pieprzonym idiotą. Mam
partnera na wieczność, który mnie odtrącił, nie chce mnie i jeszcze stosował
przemoc. Przecież ona nigdy nie kończy się na jednym razie. Uderzył raz i zrobi
to ponownie. Co ja, do kurwy nędzy, powinienem zrobić? – mruczał do siebie.
Gdyby ktoś go teraz widział, stwierdziłby zapewne, że ma do czynienia z
wariatem, na dodatek gadającym do siebie i próbującym szarpać się za bardzo
krótkie włosy, które nie dawały możliwości uchwycenia ich.
***
Allan obserwował zmagania Sama.
Widział jego wewnętrzną walkę na temat tego, co powinien zrobić, jak przeprosić
i błagać o przebaczenie. A zarazem zastanawiał się, jak zareaguje, gdy
mężczyźni się zejdą, a zmienny wilk ponownie zrobi Marco krzywdę. Nie będzie
wtedy obojętny. Nie zrobi tego, co do tej pory.
Nie reagował, myśląc, że jako
partnerzy obaj między sobą to ułożą. Prawda była taka, że za bardzo nie
wiedział, co powinien zrobić, jaki ruch wykonać. Motał się tak samo jak Luc.
Karmił właśnie małą, gdy młodszy zmienny w końcu do niego podszedł.
– Zmieniłem się.
– Ostatnio też tak mówiłeś. Biłeś
go.
– Wiem. Nie chcę o tym pamiętać. –
Na jego twarzy widać było ból. Allan z kolei zaczął myśleć, na ile to jest
prawdziwe. Nie chciał, by Marco wpadł w cykl przemocy, że wilk będzie bił,
przepraszał i ponownie robił wciąż i wciąż to samo.
– To nie takie proste, młody.
– Chcę go zobaczyć, porozmawiać z
nim. Tęsknię za nim, mimo że prawie go nie znam. Nie dałem sobie szansy, by to
zrobić. – Cichy jęk wydostał się z ust młodzika, co wprowadziło Liz w stan
zaniepokojenia. Zaczęła się wiercić, odwracać głowę od butelki i kopać nóżkami i
rączkami. Allan podał butelkę Samowi i ustawił dziecko tak, by mogło mu się
odbić po tym, jak je poklepie po pleckach.
– Chcieć to nie móc. To on pierwszy
musi pragnąć tego samego. Już ci to mówiłem.
– Nie dzwoni, prawda?
– Nie. I wątpię, by w przeciągu
najbliższego tygodnia tak się stało. Lucas jutro tam jedzie.
– Mogę… – Nim jednak dane mu było
dokończyć myśl, Allan stanowczo mu przerwał.
– Nie pojedziesz, Sam. To byłby
przymus.
– Cholera jasna! – warknął bezsilnie
wilk. – Mógłby się odezwać. Martwię się.
– Nagle? – Allan mu nie pobłażał.
Nie zachował się w porządku, ale w końcu interweniował.
– Tak, do jasnej cholery! Potrzebuję
go! Pragnę go! Chcę… – Głos Sama uwiązł w jego gardle. All lekko się
uśmiechnął.
– Nie naciskaj. Co ma być, to
będzie.
– Czekanie mnie zabija.
– Zamartwia, gnębi, ale nie zabija.
On wróci.
– Tak sądzisz?
–
Ja to wiem.
Przez
obu mężczyzn przechodziła teraz burza myśli i uczuć, niepokój mieszał się z
nadzieją, tworząc dziwną mieszankę. Pytaniem podstawowym było jednak to, który
z nich miał rację?
***
Marco w końcu leżał w łóżku, w ręku
trzymał telefon, ale ciągle nie był pewien, co powinien zrobić. W końcu jednak
przemógł się i zadzwonił do Lucasa. Ten odebrał po chwili.
– Za niedzwonienie masz
zagwarantowane nakopanie do tyłka, za sms–y – uścisk. – Mężczyzna nawet nie dał
mu dojść do głosu.
–Też miło mi cię słyszeć,
przyjacielu – roześmiał się do słuchawki. – U mnie wszystko dobrze.
– Nie ironizuj, dupku, wszyscy
zaczęli się martwić.
– Żyję i mam się… w sumie jest ok –
zakończył kulawo zdanie. Nie zamierzał udawać.
– Jutro do ciebie przyjadę. Muszę
coś załatwić z kierownikiem.
– A przy okazji sprawdzić, czy cię
nie okłamuję, znam cię. – Powinien się wkurzyć za takie traktowanie, w praktyce
jednak ucieszył się, że zobaczy przyjaciela.
– Dobra, dobra. Będę musiał z tobą
poważnie porozmawiać, bo zaczynam się niepokoić.
– O co? – roześmiał się nerwowo.
– Dobrze wiesz. Nie udawaj. Chyba
czas pomyśleć nad tym, co ma być w przyszłości. Nie możecie się ciągle unikać.
– Słuchanie Lucasa potwierdziło wszystko to, o czym sam myślał ostatnimi
dniami.
– Przywieź go jutro, dobra? – Dobrze
wiedział, że jego głos był cichy i w sumie dość niepewny. Nie był pewien, czy
to, co planuje, będzie poprawne. Chciał jednak sprawdzić, jak zaczną
funkcjonować na neutralnym gruncie. Jeśli i tutaj partner na coś się odważy,
nie zamierzał mu popłacać. Odejdzie od niego na stałe.
– Nie mogę ci tego zabronić, chociaż
sam też do końca nie wiem, czy pomysł jest ok.
– Nie dziwię się. Dam radę albo odejdę.
– Marco… – W tym momencie się
rozłączył. Nie zamierzał dłużej tego słuchać, nie chciał. Musiał przemyśleć, co
powinien zrobić, by jego spotkanie przebiegło pomyślnie. Nie zamierzał tak
łatwo się poddać.
***
Lucas był bardzo niechętny, by
przekazać Samowi informacje o jego randce. Nie chciał tego zrobić, przeczyło to
wszelkim jego instynktom. Z drugiej strony wiedział, że te antypatie, które
odczuwał w stosunku do młodego wilka, miały wpływ na to, jak do niego
podchodził.
Spojrzał na Allana, który trzymał Liz w swoich ramionach.
Ten widok wzbudzał w nim bardzo silne instynkty opiekuńcze i przez to jeszcze
bardziej miał ochotę na to, by kochać się ze swoim partnerem. Na szczęście mała
nie chorowała jako zmienne, chociaż i tak budziła ich w nocy, tak, jak każde
innego dziecko. Partner bez pardonu budził go i kazał mu karmić małą. Miał być
w końcu pełnoprawnym ojcem.
Podszedł do obu mężczyzn i wziął
Alla w ramiona. Mężczyzna nie przerwał rozmowy, jednakże wtulił się w jego
ramiona. Sam włączył się w rozmowę o byłych ziemiach wilków, że nie wiadomo,
kto ma do nich prawo, ponieważ testament nie został spisany. A przynajmniej tak
im się wydawało. Za chwilę przenieśli się do gabinetu, by porozumieć się w
sprawie dalszych kroków, które trzeba wykonać, by się tego dowiedzieć.
– Muszę zadzwonić do swojego
prawnika – powiedział Allan, patrząc uważnie na Lucasa.
– I dopiero teraz planujesz to
zrobić? – Widział na twarzy partnera zdziwienie, ale musiał to wszystko
przemyśleć. Nie łatwo będzie stworzyć watahę od nowa. Na dodatek połączyć ją z
klanem niedźwiedzi. Ich ziemie są od siebie oddalone.
– Kochanie, wyjaśnię ci to później.
– Nie chciał się w to zagłębiać.
– Teraz! – powiedział z naciskiem
Lucas. Nie zamierzał słuchać więcej wykrętów.
– Wiecie co? Ja już pójdę, a wy
sobie spokojnie porozmawiajcie. All, mogę wziąć Liz? – Sam wstał z miejsca,
niepewnie patrząc na swojego alfę. Do tej pory nie prosił o to, by móc zająć
się jego dzieckiem, bo na tyle sobie nie ufał. Widząc jednak szeroki uśmiech
wilka, odetchnął w duchu i przyznał sobie rację.
– Dziękuję. – Odebrał małą,
układając delikatnie jej główkę na zgięciu ramienia. Cholera, ale kruszynka.
– Nie, to ja… – zamilkł.
– Wiemy, Sam – stwierdził Lucas,
podając w ten sposób rękę na pogodzenie się z wilkiem. – Marco chciałby się z
tobą jutro zobaczyć. O ile sam tego chcesz. Wyjeżdżam o dziewiątej. –
Zamurowało go. Partner izolował się od niego, co więc skłoniło go do zmiany
decyzji? Ciekawiły go motywy postępowania zmiennego. Kiwnął głową w podzięce i
wyszedł za drzwi.
***
Marco nie przespał całej nocy.
Wieczorem poinformował kierownika, że nie pojawi się w pracy, ponieważ ma pilną
sprawę do załatwienia. Przez to też jego myśli skupiły się tylko i wyłącznie na
spotkaniu. Od kilku godzin wpatrywał się uparcie w sufit, nie mogąc zasnąć.
Myśli skupiały się na tym, jak będzie wyglądała ich rozmowa, czy będą w stanie
sobie cokolwiek wytłumaczyć.
Zastanawiał się nad tym, czy Sam zmieni swoje zachowanie, bo
teraz będzie w stanie odejść na zawsze. Kontaktował się w tej sprawie ze swoim
bardzo dalekim kuzynem, który również odszedł z ich watahy. Chciał wiedzieć,
czy nie zna kogoś, kto w razie czego nie potrzebowałby bety. Nie był pewien,
czy byłby w stanie wytrzymać taką rozłąkę, wiedział jednak, że użyłby wszelkich
możliwych sposobów, by mu się to udało.
Może lepiej byłoby się nad tym nie
zastanawiać. Nie gdybać, nie roztrząsać. Wzbudzało to w nim coraz większe
pokłady niepewności i drażliwości. Powinien nastawić budzik w komórce, by nie
zaspać i zdążyć się wyszykować. Zresztą i tak nie miał odpowiednich ubrań,
chyba że do kategorii „ważne spotkanie” można zaliczyć stare dżinsy i luźny,
biały podkoszulek. Oprócz tego planował zamówić do pokoju dzbanek kawy i jakieś
porządne śniadanie lub lunch, w zależności o której Lucas przywiezie jego
partnera. Miał mu dać znać, ale pewnie jak zwykle zapomniał o tak prozaicznej
czynności.
Sam również nie mógł spać tej nocy.
Co chwilę wiercił się w pościeli, zaciskał na niej dłonie, starając się
wytrzymać wydłużającą mu się noc. Nienawidził tego stanu rzeczy, gdy wydawało
mu się, że sekunda płynie godzinę. Świt nastawał zbyt wolno jak dla niego.
Myśli i emocje zderzały się ze sobą, tworząc dziwną mieszankę. Wolał nastawić
się na to, że jego niedoszły partner odejdzie i jedzie tam tylko po to, by się
o tym dowiedzieć. Nie zniósłby, gdyby przewidział szczęśliwe zakończenie, a tak
by się nie stało.
Odejście Marco uświadomiło mu to, co
zrobił, ile bólu zadał partnerowi i jakie są tego konsekwencje. O wiele
wcześniej powinien dostać po głowie. Może właśnie to go obudziło, uspokoiło.
Zanim… zachorował, bo tak by to określił, marzył o partnerze, który będzie go
wspierał i nigdy nie podniesie na niego ręki. Niestety zbyt często widział, jak
w ten sposób jego ojciec radzi sobie z gniewem. Wataha wiele razy
interweniowała, nie przyniosło to jednak spodziewanych rezultatów.
Sam sprzeniewierzył się swoim
marzeniom, stosując na partnerze przemoc. Nie dziwił się, że nikt go nie
polubił i trzymał na dystans. Tylko Allan był bardziej otwarty ze względu na
to, że znał go wcześniej. I jak podejrzewał, był to jedyny powód takiego stanu
rzeczy. Przymknął na chwilę oczy… Nawet nie wiedział, kiedy odpłynął w kierunku
krainy snów, a jego umysł w końcu mógł odpocząć od zadręczających myśli.
Marco siedział na zimnych płytkach
balkonu, paląc papierosa. Słońce dopiero wstawało, ale on nie zamierzał się już
kłaść. Planował za niedługo się zmienić, wypocząć w ciele niedźwiedzia. Może to
pozwoli szybciej mu zasnąć. Nie przespał nawet minuty. Oglądał jakieś durne seriale,
co chwilę przełączając programy. Gdy się wkurzał, otwierał balkon i chodził
szybko po pokoju. Zdążył już wypalić trzy czwarte paczki, a kupił ją dopiero
wieczorem. Nie powinien aż tak się denerwować, ale do cholery! Za kilka godzin
rozegra się jego przyszłość, nie potrafił opanować emocji! Niepewność chciała
go rozerwać na strzępy. Wolałby, żeby wybiła już chociaż ósma, ale jak na złość
owa pora nie chciała dzisiaj nadciągnąć. Wstał, wrzucił papierosa do słoiczka z
wodą i wszedł do pokoju. Zrzucił bokserki i zmienił się w swoją zwierzęcą
postać. Odetchnął głęboko, wydając przy tym dziwny dźwięk. Na chwilę dane mu
było zasnąć. Przecież świat się przez to nie zawali, a przynajmniej nie jego.
***
Poranek dziwnie zaskoczył Marco, tym
bardziej że najpierw ponownie musiał przybrać ludzką postać, a dopiero potem
wyłączyć gwałtownie dzwoniący budzik. Zapomniał wieczorem go przestawić. Nie
zamierzał więcej zasypiać, powinien udać się pod prysznic, a potem ubrać. Nie
zajęło mu to na szczęście dużo czasu. Gdy był już gotowy, siadł na wygodnym
łóżku i sięgnął po książkę leżącą na stoliku. Zamierzał się nią zająć do czasu,
aż nie zgłodnieje. Jeśli do dziesiątej Sam i Lucas się nie pojawią, pójdzie na
śniadanie sam. Nie zamierzał pisać do nich sms–a. Wolał poczekać.
Sam nerwowo uderzał palcami o
kolana. Chciałby mieć to już za sobą, niepotrzebnie tylko jego nerwy i napięcie
się przedłużały, szarpiąc od środka, burząc spokój umysłu. Czuł dziwną potrzebę
bycia przy Marco. Cholernie go to ciekawiło. Nigdy wcześniej niczego takiego
nie odczuwał.
– Nie stresuj się tak. – Łatwo mu
było mówić, sam niczego takiego nie przeszedł. Nie on został odrzucony przez
partnera. Ok, sam się do tego przyczynił, ale i tak…
– Nie potrafię – przyznał szczerze.
– Rozumiem cię. – Lucas w końcu
podjął ostateczną decyzję o obdarzeniu zmiennego chociażby minimalnym
zaufaniem. – Też myślałem, że z Allanem mi się nie uda. Z innych powodów niż
twoje, ale i tak pewne rzeczy na to wskazywały. – Prowadząc samochód, co jakiś
czas zerkał na młodego zmiennego. Tego się chyba nie spodziewał. Stwierdził, że
dobrze by o tym wiedział, ponieważ to doda mu pewności siebie. A przynajmniej
tak podejrzewał. Nie chciał, by mimo wszystko dwóch fajnych facetów rozeszło
się, zanim w ogóle mieli szanse ze sobą pobyć.
Musiał przyznać, że nienawidził przemocy. Nie akceptował
jej. W szczególności, jeśli ktoś miał wybór, możliwość odejścia. U zmiennych
kwestia ta była jednak trudniejsza do rozpatrzenia. Osoba prześladowana mogła
odejść, ale ból psychiczny dziesięć razy gorszy niż ten, który przeżywali
zwykli ludzie, często skłaniał do zmiany decyzji. Nienawidził, gdy pomimo tego
bólu, któryś z partnerów wracał do stosowania przemocy. Zamierzał dać tej
dwójce jeszcze jedną szansę. Jeżeli zauważy chociażby najmniejszy przejaw
jakiegokolwiek nacisku fizycznego czy psychicznego ze strony Sama, wtedy
interweniuje, ale rozpęta piekło.
Wyjechali wcześniej, niż planował. Mężczyzna nie mógł już
znieść oczekiwania, on sam był gotowy do drogi, więc nie widział przeciwwskazań.
Allan próbował hamować śmiech pod nosem. Nie chciał być niemiły czy złośliwy,
ale bawiła go gotowość młodego zmiennego do tego, by spotkać się z partnerem.
Wszyscy mieli w sobie przeświadczenie, że mężczyźni się zejdą. Zaakceptowaliby
inną decyzję, ale sam fakt, że Marco chciał się z nim widzieć, wiele mówił o
jego stanie. Wbrew pozorom, chłodnego dystansu, jeśli chodzi o wilka, chcieli,
by im wyszło.
Lucas złapał się na tym, że włączył mu się tryb myślenia
grupowego, co zawsze go u siebie denerwowało. Niestety zdarzało się to dość
często, ze względu na bycie alfą. Zazwyczaj zastanawiał się nad tym, jak jego
klan zareaguje na pewne informacje. Wbrew pozorom często razem podejmowali
decyzje na temat klanu. Dobrze wiedział, że mimo bycia alfą, niedźwiedzie są
samotnikami. Okazali mu duże zaufanie, wybierając go przywódcą. Jeśli miał nim
być, chciał to robić dobrze i sprawiedliwie, chociaż zdawał sobie sprawę z
tego, że nie zawsze będzie miał możliwość wszystkich uszczęśliwić.
– Daleko jeszcze? – Nie mógł powstrzymać śmiechu. Skupienie
się w tym momencie na drodze było bardzo ciężkie.
– Daj nam piętnaście minut i będziemy na miejscu. – Zerknął
na zegarek. Miał nadzieję, że Marco wstał. Dopiero teraz uświadomił sobie, że
zapomniał mu dać znać, o której przyjeżdżają. Doprawdy wolał nie widzieć sceny
przywitania tych dwojga, gdyby beta był w samej bieliźnie. Sięgnął po komórkę,
jednak w połowie tego ruchu zawahał się. Uświadomił sobie, że już nie jest
kawalerem i nie może ot tak wykonywać rzeczy, które
wcześniej robił. Używanie komórki w czasie jazdy rozpraszało uwagę, a to z
kolei mogło prowadzić do wypadku. Cholera. Nigdy by się nie podejrzewał o takie
myślenie. Teraz jednak nie żył samotnie. Miał partnera i córkę, którą musi się
zająć.
– Nie masz słuchawki do ucha?
– Nie. Wcześniej bez pardonu używałem komórki, jak
prowadziłem.
– Rozumiem. – Zerknął przelotnie na młodego zmiennego.
Uśmiech gościł w kącikach jego ust. Najbliższe tygodnie zapewne będą bardzo
ciekawe.
Ojojoj, ale super podkręciłaś atmosferę, już nie mogę sie doczekać spotkania M i S :)
OdpowiedzUsuńOmg tak! Nareszcie! Sam, teraz ladnie przepros Marco i bedzie super! :) Tak trzymac chlopcy. W ktoryms z pierwszych rozdzialow w momencie kiedy Allan rozmawial z Lucasem napisalas, ze wybiora sie razem na polowanie. Mam nadzieje, ze cos takiego niedlugo sie pojawi, bo nie ukrywajac... zaciekawil mnie ten watek ;).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zycze duzo weny.
xjudass
Haahha :D No to pięknie :D Widzę, że już Samowi zostało wszystko wbaczone :P Co do polowania, zobaczymy :)
UsuńPozdrawiam
LM
Tym razem nie było nudno, co więcej powiem, że było bardzo ciekawie...wewnętrznie czekałam na zmiane Sama która była dość oczywista ale bardzo relaksująca, ta świadomosc że się pokochają. Nie mogę się doczekać by zobaczyc co przygotuje Marco i jak zareagują na siebie.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, chcę więcej i będę z przyjemnością czekać na następne :D
Miło mi, że ci się podobało :) Czasem rzeczy oczywiste są bardzo potrzebne :) A co do Marco - zapewne już wiesz jak zareagowali :D
UsuńPozdrawiam
LM
no nie xD jak ja wytrzymam cały tydzień :'( mam świetny pomysł. zrób nam spóźniony dzień dziecka i dodaj rozdział xD co do rozdziału to już nie mogę się doczekać ich spotkania. dobrze że Sam zrozumiał wreszcie że zachowywał się jak dupek, delikatnie mówiąc.
OdpowiedzUsuńczekam i wenyy ♥♥♥
Niestety. Dzień dziecka odpada :D Dobrze to określiłaś. Delikatnie mówiąc ;) Wena się przyda. Ale zanim to, najpierw czas wolny!
UsuńPozdrawiam
LM
Ja chcę nowy rozdział. Czemu w takim momencie???
OdpowiedzUsuńTak wyszło :D
UsuńRozdział świetny ale Marco nie jest niedźwiedziem ? chodzi o to ( Planował za niedługo się zmienić, wypocząć w ciele wilka)
OdpowiedzUsuńWłaśnie ja też byłam przekonana, że Marco jest niedźwiedziem, a teraz już sama nie wiem o; Jak to z nim jest?
UsuńTak poza tym to czytam od jakiegoś czasu, a komentuję dopiero teraz, właściwie nie wiem czemu tak. ;;
~MLC
Mi sie wydaje, ze Lady po prostu sie pomylila, zdaza sie :). Ale nie powiem, tez sie zdziwilam :D.
Usuńxjudass
Przyznaję się bez bicia! Jest niedźwiedziem, ale pisząc ową scenę myślałam o czymś innym i wyszedł taki "kwiatek". Niestety. Zdarza się :D
UsuńMLC fajnie, że zdecydowałaś się odezwać :) Bardzo mi miło :)
Kolejny tydzień męczarni przede mną, dlaczego przerwałaś w takim momencie, dlaczego nie mogli się już spotkać, jak tak możesz nas trzymać w niepewności? No jak?
OdpowiedzUsuńOgólnie bardzo mi się podobało :) Spokojny rozdział, który mam nadzieję, przygotowuje nas na niezapomniane, pozytywne emocje :)
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Uch. Przepraszam. Ja nie wiem czemu tak was męczę rozdziałami raz na tydzień :P Tak jakoś samo wychodzi :) Cieszę się, że ci się podobało :)
UsuńPozdrawiam
LM
Rozdział super ;)
OdpowiedzUsuńJestem strasznie ciekawa tego spotkania Marco z Samem. Mam nadzieję, że młody wilk nie wpadnie znowu w ten swój stan gdzie będzie czerpał radość z poniżania swojego partnera tylko jakoś nad tym zapanuje no i przede wszystkim przeprosi go za wszystko. Choć oczywiście nie byłabym zdziwiona gdyby Marco chciał jeszcze pobyć sam i popracować z dala od wszystkich. Może nawet było by to lepiej bo by sobie wszystko na spokojnie poukładał ;) No ale nic, poczekamy zobaczymy...
Pozdrawiam
Fajnie, że ci się podobało :) O spotkaniu zapewne już przeczytałaś :) obaj mają ciężkie decyzje do podjęcia. I tylko od nich zależy jak to rozwiążą między sobą :)
UsuńPozdrawiam
LM
Cóż w zeszłym tygodniu nie miałam czasu by skomentować ale w tym już się biorę do roboty. I jedyne co mogę powiedzieć to....booosko. Znaczy szkoda mi Marco no i szczerze Sama też ale wydaje mi się, że wszystko idzie ku dobremu dlatego serio mi się podoba. Mam nadzieję, że Sam i Marco będą w końcu razem no i chcę jak najwięcej o Lucasie i Allanie *.*
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny!
Pozdrawiam OfeliaRose
Dziękuję za kolejny rozdział!
OdpowiedzUsuńUwielbiam sposób, w jaki dzielisz wpisy. Każdy z nich wiele wyjaśnia, nakierowuje na pewien tok myślenia. "Aha, pewnie stanie się to i to". Jednocześnie zawsze zostawiasz sobie coś w tylu otwartej furtki, za którą wiele może się zmienić, przy czym nie będzie wyglądało to nierealnie - bo w poprzednim rozdziale jasno nie zasugerowałaś, co tak naprawdę może się wydarzyć. Jestem ciekawa jak rozwiniesz sytuację, mam pewne podejrzenia (jak każdy), jednak wiem, że jesteś w stanie nas zaskoczyć ^^
Pozdrawiam i życzę weny,
Oreitea
To ja dziękuję za czytanie :)
UsuńChyba tym razem was nie zaskoczę :) Chociaż tak. Lubię zostawiać furtki, ponieważ wiele rzeczy wpada do głowy przy pisaniu rozdziału, pewne wyjście, rozwiązanie czy pojedyncza myśl.
Pozdrawiam
LM
Hej,
OdpowiedzUsuńjestem ciekawa co szykujesz dla nich, miałabym aby byli razem, ale właśnie jak raz uderzył może zrobić to drugi raz, Lucas postanowił dać mu szansę, ciekawe co wyniknie z tego spotkania…
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej Basiu ;)
UsuńNa wszystkie swoje pytania zdobędziesz odpowiedzi w kolejnych rozdziałach :) Niestety, zazwyczaj jak uderzy raz, bije też i kolejny raz.
Przykre
Pozdrawiam
LM