Kochani!
Ważne wieści!!
Może zdarzyć się tak, że na wasze komentarze odpowiem dopiero po 21 czerwca. Tyczy się to rozdziałów: 14 i 15. 20 czerwca mam zaliczenie przedmiotu, nad którym siedzę nieprzerwanie. I robię wszytko by je zdać ;) Na dodatek chodzę do pracy, a 4 h snu to trochę za mało :P Nie wykaraskam jeszcze godziny na odpisywanie na komentarze. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie, ale naprawdę muszę mieć chociaż minimalną ilość snu :D
Do napisania. Rozdziały normalnie będą się pojawiać ;) Gorzej z komentarzami :D
Do napisania. Rozdziały normalnie będą się pojawiać ;) Gorzej z komentarzami :D
Rozdział 15
Marco drgnął lekko, słysząc pukanie
do drzwi. Odłożył spokojnie książkę i przeczesał dłonią włosy. Otworzył drzwi.
– Cześć, chłopie. – Lucas wpadł
szybko przez drzwi i objął go gwałtownie. Zmarszczył brwi. To było zupełnie
niepodobne do mężczyzny.
– Co znowu wykombinowałeś? –
Cholera. Powinien wiedzieć, że Marco się na to nie nabierze, ale nie zamierzał
się poddawać.
– Nic, ale… Zapomniałem powiedzieć
Samowi o spotkaniu, więc ze mną nie przyjechał. – Obserwował reakcję
przyjaciela. Chciał go przetestować, sprawdzić, czego może się spodziewać.
– Przyprowadź go tu, dupku, a nie
bawisz się ze mną. – Marc wyszczerzył zęby do swojego alfy.
– Za prosto można mnie rozgryźć. –
Przetarł nerwowo kark i podrapał się po nim. – Skąd wiedziałeś?
– Nigdy nie umiałeś kłamać
przyjaciołom. Zbyt żwawo reagujesz. Jak dziecko na chwilę przed odpakowaniem
prezentu gwiazdkowego.
– Cholera! W końcu ktoś mi
wytłumaczył, o co chodzi, a tyle czasu nad tym myślałem! – Obaj się roześmiali
z całej tej dość komicznej dla nich sytuacji.
– Wierzę, że to robiłeś przez
ostatnie pół roku. To gdzie on jest? – Nie chciał aż tak poganiać Luca, ale doprawdy
chciał zobaczyć swojego partnera.
– Nie poświęcisz mi nawet minuty? No
tak! Pojawił się facet i już mnie odrzucasz!
– Przestań dramatyzować jak
nastolatka. Poza tym to ty pierwszy zraniłeś moje uczucia, chłopcze! – Udał
głos matki przyjaciela. – Allan pojawił się wcześniej. Nie będę zliczać, ile
razy usypiałem twoje dziecko, ojczulku. – Wyszczerzył do niego zęby.
– Może kiedyś ja będę usypiał twoje?
– Puścił mu oko.
– Nigdy nie zdradzę Sama –
powiedział prosto z mostu, od razu poważniejąc.
– Nic takiego ci nie sugeruję. Po
prostu… zdarzają się pary, które z czasem chcą zaadoptować młode.
– Nie wybiegaj tak bardzo naprzód,
Lucas. Najpierw musimy się dogadać. Jest w restauracji na dole?
– Tak. Ja idę na budowę. Daj mi
znać, jeśli będę miał po niego przyjechać. Jeśli nie, to po prostu nie dzwoń.
– Dzięki, przyjacielu. – Uściskał mu
rękę, przyciągając do braterskiego uścisku.
***
Sam siedział zdenerwowany przy
stoliku. Rozumiał, że Lucas musiał porozmawiać pierwszy z Marco, ale… Nie był w
stanie tego znieść. Gdyby posiadał chociaż trochę mniejszą kontrolę nad własnym
wilkiem, zapewne już dawno by się zmienił. Tak samo byłoby jeszcze tydzień
temu. Z tym że najpierw uderzyłby swojego partnera… Gdy odszedł, coś w nim
pękło i wiedział, że chce go odzyskać. Luc i All mu na to nie pozwolili,
ponieważ w głównej mierze chcieli dać czas becie na to, by odzyskał siły i
zdecydował, co dalej.
Widząc swojego być może przyszłego
kochanka w wejściu, wstał. Nie do końca uświadomił sobie, czemu. Dopiero teraz
tak naprawdę obserwował mężczyznę w całej okazałości, bez mgły wściekłości,
zakłócającej jego spostrzeganie. Miał przed sobą wysokiego, przystojnego
faceta. Z błyskiem w oku, a to w szczególności mu się podobało. Silne ramiona
wyrobione przez ciężką pracę, ciemna opalenizna. Czemu wcześniej nie zauważył,
że ma przed sobą człowieka aż kipiącego seksem, którego nie jedna osoba
zaciągnęłaby w mgnieniu oka do łóżka, gdyby tylko skinął palcem. Zdążył
zarejestrować wzrok nielicznych na sali kobiet, który podążał za każdym krokiem
Marco, wypalając dziury w jego ciele.
W tej chwili wiedział, że przepadł.
Na dodatek wzrok tego mężczyzny nie opuszczał jego, przyciągał go swoją siłą,
kusił i nęcił. Uświadomił sobie, że go pożąda. Chce mieć tego zmiennego w swoim
życiu, by mogli w końcu obaj się uspokoić, wyciszyć. Uświadomienie sobie, że
mimo tego, co robił, Marco nie podniósł na niego ręki, pomimo
wyczuwalnej większej siły fizycznej i psychicznej, dodatkowo nim wstrząsnęło.
– Cześć – powiedział cicho, nie
przerywając wpatrywania się w oczy zmiennego. Na przemian widział to oczy
mężczyzny to niedźwiedzia obserwujące go bacznie. Widział, jaki stał się
spięty, podchodząc ostatni metr do niego.
– Cześć. Siadamy? – Nie spodziewał
się, że jego ciało instynktownie zareaguje na widok Sama niepotrzebnym
napięciem, jak gdyby samo chciało się chronić.
– Tak. Zamówiłem dla nas kawę. –
Spojrzał na niego niepewnie.
– To dobrze, chociaż zastanawiam
się, czy to dobre miejsce na rozmowę. Możemy czuć się zbyt skrępowani i
ostrożni. – Wolał to powiedzieć od razu.
– Też mi się tak wydaje. Jadłeś już
coś? Bo może byśmy zjedli śniadanie i dopiero poszli gdzieś indziej porozmawiać?
Gdzie będziemy mieli taką możliwość. – Zaczął zastanawiać się, czy nie za
bardzo się rządzi. Przecież mężczyzna mógł mieć dzisiaj zupełnie inne plany,
może musiał iść do pracy, a nie tylko spędzać z nim czas. Na co dzień również
wykonywał jakieś obowiązki nie tylko jako beta.
– Dobry pomysł. – Lekki uśmiech
wpłynął na jego usta. – Nie myśl tyle. – Widział zmarszczkę przecinającą brwi
zmiennego. – Marszczysz się niepotrzebnie. – Tym razem w odpowiedzi również
otrzymał drgnięcie warg.
– Cholera. Nie przypuszczałem, że to
będzie aż takie krępujące. – Oparł dłonie o stół i zanurzył we włosach place.
Nie chciał, by tak wyglądała ich relacja.
– Zdarza się. Niestety. – Spojrzał
uważnie na młodego mężczyznę. Widział wcześniej, jak go obserwował i mierzył.
Zaobserwował iskrę fascynacji i tego, że mu się podoba, co połechtało jego ego.
Zarazem jednak spodziewał się tych trudności. Zaczęli źle. I trzeba im było to
przyznać. Teraz kwestią zasadniczą było to, jak poradzą sobie w przyszłości.
W końcu wypuścił włosy z
zaciśniętych dłoni. Nie podejrzewałby się o tak powściągliwe zachowanie.
Zerknął na Marco. Dobrze czuł wzrok mężczyzny na swoim ciele. Zapach zmiennego
drażnił jego zmysły, rozbudzając zarazem nadzieję. Podniósł w końcu głowę,
wyprostował się i położył dłonie na udach. Potarł je lekko, chcąc pozbyć się
śladów zdenerwowania.
– Przepraszam – powiedział w końcu.
Musiał to zrobić, chciał. Tę dziwną chwilę porozumienia przerwał kelner, który
przyniósł kawę i zapytał o dalsze zamówienia. Nie minęło dziesięć minut,
podczas których siedzieli w ciszy, jak na stole położone zostały gotowe dania.
Milczenie między nimi potęgowało tylko stres. Marco miał
ochotę warczeć z frustracji. Cholera jasna! Po co brali to pieprzone śniadanie,
skoro zachowywali się jak dwójka obcych sobie ludzi siedzących po prostu przy
jednym stole. Popełnił błąd, praktycznie nie reagując na słowa młodego
zmiennego. Kiwnął głową, ale to jednak aktualnie wydawało mu się to za mało.
– Chyba już nic nie przełknę. – Odsunął od siebie talerze,
ledwie naruszając jedzenie. Zjadł ledwie trzy kęsy i miał dość. Zauważył, że
Sam również nie ma apetytu, ale nie chciał na niego naciskać, nawet jeśli
mieliby tu siedzieć godzinę.
– Ja też nie. – Wezwał kelnera i mimo chęci Marco,
zapłacił za ich posiłek. – Gdzie idziemy?
– Proponuję mój pokój. Będziemy mieli ciszę i spokój. W
razie czego ktoś najwyżej wezwie ochronę. – Spojrzeli na siebie poważnie. Żart
i groźba w jednym. Musieli dojść do kompromisu.
Już po chwili weszli do dość dużej, tymczasowej sypialni
Marco. Nim zamknęły się za nimi drzwi, został przyparty do ściany i pocałowany
przez Sama. To nie było rozwiązanie problemu, ale też nie zamierzał tego
przerywać. Tylko przez chwilę pozwolił partnerowi dominować, skoro wyszedł z
inicjatywą, zaraz potem naparł na niego, pogłębił pocałunek, a zmienny wilk
zareagował tak, jak tego oczekiwał. Powoli i spokojnie oddawał mu kontrolę,
pozwalając obrócić się do ściany i oprzeć na niej dłonie. Oddechy stawały się
coraz bardziej urwane, języki splatały się ze sobą, zęby uderzały o siebie.
Puścił ręce partnera, przyciągając go w pasie bliżej siebie. Sam zarzucił
ramiona na kark Marco, uderzył biodrami o jego, pobudzając jeszcze bardziej.
Ciężki zapach partnerstwa owładnął jego zmysłem węchu, nie chciał niczego więcej.
Musiał odpuścić. Nie mogli związać się przed wyjaśnieniem pewnych spraw. Ciężko
było mu się odsunąć, wiedział jednak, że dobrze robi, postępując w ten sposób.
Potem mogliby się niepotrzebnie znienawidzić, a on chciał mieć Sama w swoim
życiu i łóżku. Chciał otaczać go opieką i kochać się z nim. Razem żyć, dzielić
małe i duże przyjemności.
– Powinniśmy… – Kolejny pocałunek wylądował na jego
ustach.
– Mhmmm. – Gardłowy dźwięk wydostał się z lekko
uchylonych i opuchniętych ust partnera. – Jesteś cholernie mało romantyczny –
wysapał w końcu mężczyzna i pocałował kącik jego ust. – Chciałem się z tobą
kochać.
– Ja z tobą też. – Ponownie głęboko pocałował Sama,
czując potrzebę nadgonienia tych kilku dni, gdy wyjechał. – Ale niestety musimy
porozmawiać.
– To twoja karta przetargowa? – Roześmiał się na to
stwierdzenie.
– To ty się na mnie rzuciłeś.
– Nie opierałeś się, więc nie mam wyrzutów sumienia.
– I dobrze. – Minęła jeszcze dłuższa chwila, nim mogli
się od siebie oderwać. Ciężko im to przyszło. Marco oparł czoło o ścianę przy
głowie partnera. Lekkie muśnięcie wylądowało na odsłoniętej szyi, podrażniając
i tak napięte struny cierpliwości.
– Sam! – warknął nisko. Chciał mieć kochanka pod sobą,
pieścić jego gorące ciało, muskać i drażnić, do momentu, aż mężczyzna zacznie
go prosić.
– Chce być z tobą. Przepraszam – ponownie szepnął mu do
ucha, prosząc w ten sposób o wybaczenie. Nie spodziewał się, że kochanek
przyciągnie go do siebie, ukrywając w ten sposób drżenie dłoni. – Nie chciałem.
Nie będę więcej… – Jego szept był gorączkowy. Wiedział, co zrobił. To nie
będzie łatwe, by Marco mu zaufał, kochał, ale chciał spróbować. Byli
sobie przeznaczeni. Nie chciał tego zaprzepaścić. Nie zamierzał robić tego, co
wcześniej. W ogóle. – Marco… – wyszeptał jego imię, również go przytulając i
kładąc głowę na ramieniu partnera. – Daj mi szansę.
Serce mu się krajało, słysząc, jak Sam prosi go o bycie
razem. Fakt, to przede wszystkim on zawinił, że stali teraz jak gdyby na skraju
przepaści. Ich wspólnej przyszłości. I to od niego zależało, czy zdecyduje się,
by skoczyć. Czy tego chciał? Obrócił głowę w stronę policzka kochanka i
pocałował go lekko. Rozluźnił swe ramiona. Widział jego zaskoczoną minę. Chyba
nie tego się spodziewał. Puścił go.
***
Lucas już od pół godziny siedział w
niewielkiej knajpie, sącząc kawę i czytając gazetę. Tego mu było trzeba. Chwili
odpoczynku i relaksu od problemów całej watahy. Allan czekał na niego w domu, z
Liz, która od wczoraj cały czas albo płakała, albo spała wykończona tym
pierwszym. Mężczyzna cały czas zajmował się córką, próbując ją uspokoić i
domyślić się, o co chodzi. Niedźwiedzice, które posiadały już potomstwo,
również nie mogły odgadnąć, co powoduje aż tak silny płacz dziecka. Nie chciała
jeść, pić, załatwiała się normalnie. Jeśli tak dalej pójdzie, będą musieli
jechać do szpitala. A to nie była zbyt bezpieczna opcja. Musiał pomyśleć, czy
zna jakiegoś zmiennego lekarza, który byłby pediatrą i mógłby ich przyjąć.
Problem w tym, że nikogo takiego nie kojarzył.
Spróbował skupić się na gazecie,
dając sobie jeszcze dziesięć minut. Już dawno byłby w domu, gdyby nie czekał na
telefon od Sama. Jeszcze w samochodzie umówili się, do której powinien
poczekać. Potem będzie mógł wracać do domu, a w razie, gdyby jednak osądy
zmiennego się nie potwierdziły, wróci on środkiem komunikacji międzymiastowej.
Westchnął lekko i poprosił kelnerkę
o rachunek. Zamknął gazetę i ją zwinął. Musiał pomyśleć, co jest potrzebne do
domu. Z tego, co wiedział, są we wszystko zaopatrzeni, ale jednak czuł, że coś
mu umykało. Coś związanego z potrzebnymi do domu rzeczami. Zapłacił młodej
kelnerce, dając je przy okazji napiwek i wyszedł z lokalu.
Zmierzając w kierunku swojego
samochodu, w końcu do głowy wpadła mu pewna myśl. A co jeśli Liz ząbkuje
wcześniej niż inne niemowlaki? Małym zmiennym pierwsze zęby wychodziły już w
trzecim lub czwartym miesiącu życia. Księżniczka miała już trochę ponad trzy
miesiące życia za sobą, więc było to całkiem możliwe. Wiedział, gdzie musi się
udać.
Przy każdy kolejnym zmiennym
pojawiającym się w ich domu wszelakie zabawki kupował w tylko jednym sklepie.
Na pierwszy rzut oka nie wyglądał on atrakcyjnie, nie był zbyt rozreklamowany,
ale rzeczy, które tam sprzedawano, były często ręcznie robione. Wydając trochę
więcej pieniędzy, mógł kupić coś oryginalnego, wyjątkowego, ponieważ wiele
zabawek miało tylko jeden egzemplarz.
– Dzień dobry – powiedział, wchodząc
do sklepu.
– Och, dzień dobry! – przywitał się
starszy pan, pochylając lekko na nosie okulary. – To znowu pan. Kto tym razem –
chłopiec czy dziewczynka? – Roześmiał się na to stwierdzenie. No tak. Lądował
tu średnio co dwa miesiące, bo lubił rozpieszczać wszystkie dzieciaki w klanie.
– Ktoś wyjątkowy. Dziewczynka. Moja
córka. – Nie był świadom, jak dumnie wypiął pierś. Wczuł się w rolę ojca i
podobało mu się to.
– Oo! Gratuluję! Nie wiedziałem, że
ma pan partnerkę. Zapraszam. Co jest potrzebne? – Lucas zastanowił się, czy
sprostować wypowiedź mężczyzny.
– Bo nie mam. To córka mojego
partnera, którą się zajmuję. – Widział, jak mężczyzna przystanął w pół kroku,
obrócił się do niego i uśmiechnął.
– Ach, rozumiem. Tym bardziej to
ktoś wyjątkowy. – Pokiwał głową i również jego usta rozszerzyły się w
niewielkim uśmiechu.
– Potrzebny mi gryzak. A najlepiej
kilka. – Powiedział w końcu. Doskonale zdawał sobie sprawę, że to nie będą
jedyne rzeczy, z którymi stąd wyjdzie.
– Będę miał coś odpowiedniego. –
Mężczyzna poprowadził go do odpowiedniej szafki. Było to jedyne miejsce, w
którym Lucasowi nie przeszkadzało, że ktoś proponuje mu pomoc w wybraniu
odpowiednich sprawunków. I nie chodziło o to, że jej potrzebował, a o formę, w
jaki sposób to robiono. We wszelkich innych sklepach taki rodzaj nachalnej
usługi doprowadzał go do szału, nie miał czasu się nawet rozglądnąć, a już był
zasypywany propozycjami pomocy, której nie oczekiwał.
Po pół godziny w papierowej torbie
znajdowało się pięć gryzaków, kilka hałaśliwych zabawek, dwie sukienki, gdy Liz
trochę podrośnie, dwie pary śpiochów i śliniak. Podrapał się po głowie. Nigdy
nie umiał się opanować, jeśli chodzi o zakupy dla dzieci.
***
Sam poczuł, jak coś w nim się
rozsypuje na gest wykonany przez mężczyznę. Czyż to nie on chciał się pogodzić?
Więc dlaczego teraz się odsuwa? Odpycha go? Cholera, dlaczego? Zamarł na chwilę,
a serce zgubiło swój bieg. Nie chciał tego. Opuścił nagle puste ramiona i
zacisnął dłonie w pięści. Przymknął oczy, by nie było w nich widać bólu z
powodu tego, co zrobił Marco.
– Sami. – Poczuł dłoń głaszczącą
jego policzek. Zadrżał lekko, czując to, ale nic nie zrobił. – Oj, Sami. – Jego
imię w ustach mężczyzny brzmiało pieszczotliwe, lekko. Dlaczego? – Otwórz oczy.
– Głos Marco go wabił, był spokojny i ciepły. Przemógł się, by to zrobić.
Nie spodziewał się, że jego partner
aż tak zareaguje na to, co zrobił. Chciał go zaprowadzić do łóżka, spędzić z
nim dzień, kochać się. Jego czyn został opacznie zinterpretowany, a zrozumiał
to, dopiero gdy zobaczył nagle poszarzałą twarz przyszłego kochanka, grymas na
twarzy i zamknięte oczy.
– Chcę być z tobą. Dać nam szansę. –
Widział zmiany malujące się na twarzy młodszego zmiennego, gdy wypowiedział te
słowa. Kolory zaczęły mu wracać, oczy płonąć, a lekki uśmiech w kącikach ust
był czarujący. Szeptał. Nie chciał zniszczyć tej chwili zbyt głośnymi słowami,
które nie były potrzebne.
– Czemu mnie puściłeś? – Pytanie to
było drżące, niepewne.
– Chcę cię wziąć do łóżka. Kochać
się z tobą. Związać. Puściłem cię dlatego, że chciałem cię do niego
podprowadzić, a nie rzucać na nie. – Uśmiechnął się szeroko, gdy poczuł dłoń
ściskającą jego rękę. To, co się między nimi rodziło od pewnej chwili, było
bardzo niepewne, wątłe i słabe, ale z każdą chwilą rosło w siłę. Musieli tylko
się postarać, by im się udało. Obaj.
– Marco… Ja… – Miał nadzieję, że
mężczyzna zrozumie, o co mu chodzi. Nie chciał powiedzieć tego na głos, uważał
to za swoją słabość.
– Wiem. – Poczuł lekki pocałunek na
policzku. – I jestem z tego powodu dumny. – Spojrzał na niego zaskoczony. Z
czego? Że był tak cholernie niedoświadczony? Że nigdy się z nikim nie kochał?
– Czemu? – Chciał zrozumieć, co
mężczyzna ma na myśli.
– Bo zaufałeś mi na tyle, że będę
twoim pierwszym. I ostatnim. – Pocałował go za to. Stwierdził, że to jednak
była dobra decyzja, by się tutaj pojawić. Pozbędzie się wątpliwości.
– Kochaj się ze mną. – W końcu
powiedział na głos to, czego chciał od pierwszego spotkania. To, co budziło w
nim zarazem strach i fascynację.
***
Allan miał ochotę płakać razem z
córką. Jej płacz był tak gwałtowny i bolesny, że najchętniej sam by sobie coś
zrobił, gdyby tylko mógł pomóc swojej księżniczce.
– Ciii, maleńka, już dobrze. – Ręce
mu już omdlewały od kołysania jej w ramionach, wtedy była chociaż troszkę
spokojniejsza. Nie rozumiał, co się dzieje. Wszystkie kobiety w tym przeklętym
domu nie były w stanie mu pomóc. Jego myśli były tak chaotyczne, że nie
wiedział, z której strony powinien szukać rozwiązania. Czuł się tak, jakby miał
to zapamiętać do końca życia, a nawet i dłużej, ponieważ płacz córki powodował
u niego stan, jak gdyby przeszywał mu nie tylko serce, ale i kości. – Nie
płacz, dziecinko. Wszystko jest dobrze. – Próbował odłączyć się od swoich
emocji, bo wiedział, że mała na nie reaguje. Może za kilka godzin wróci Lucas,
to mu pomoże. Nie miał już siły.
Niewiedza o tym, co jej dolega,
dawała mu w kość. Ciepłe okłady na brzuszek nic nie dawały. Masowanie tak samo.
Początkowo sądził, że mała po prostu jest głodna, ma brudną pieluchę czy coś
innego.
Któraś z kobiet wspomniała o
ząbkowaniu, ale z tego, co wiedział, jest jeszcze na to za wcześnie. Maść
chłodząca też nie pomogła. Lekko zimna i wilgotna pielucha, którą czyścił
dziąsełka małej, też za bardzo nic nie dawała.
– Kochanie, gdzie jesteś? –
Odetchnął z ulgą, gdy usłyszał głos partnera. Nie zdążył nawet odpowiedzieć,
ponieważ Lucas wszedł już do salonu, zaalarmowany płaczem Liz. – Cały czas
płacze?
– Tak. – Widział, że Allan jest na
skraju wytrzymania.
– Mała chyba ząbkuje. U zmiennych
zawsze jest to koło trzeciego, czwartego miesiąca.
– Maści nie pomogły. Nic na to nie
pomogło.
– Pokażesz mi ją? – Podał małej
palec, układając ją przy tym na ramieniu. Tak, jak podejrzewał, Liz chciała
possać palec, ale zaraz potem rozległ się jeszcze głośniejszy płacz. Dziąsła
były ledwie opuchnięte. Czyli wszystko dopiero się zaczyna. Sięgnął do torby.
– Kochanie, teraz ja ją trochę
ponoszę. Czy mógłbyś wyciągnąć z torby jeden gryzak i przemyć go w gorącej
wodzie?
– Dobrze. – Poczuł pocałunek na
policzku. Przytrzymał jednak Allana, by dosięgnąć jego ust, pieścił je chwilę i
dopiero pozwolił mu odejść.
W kuchni Allan nastawił czajnik,
otworzył gryzak i wsparł pięści o blat kuchenny. Czoło oparł o szafkę i
westchnął głęboko. Próbował się rozluźnić, jednak nie udawało mu się to,
słysząc płacz córki. Jak pomyśli, że takie coś będzie miało miejsce jeszcze
przez kilka miesięcy…
Po chwili podawał Lucasowi gryzak,
by ten dał go małej. Przymknął lekko powieki i przytulił się od tyłu do
partnera. Oparł głowę na jego ramieniu. Zacieśnił swój uścisk na pasie, tuląc
się jeszcze bardziej.
– Prześpij się – powiedział cicho
Luc. – Musisz się zregenerować.
– Zajmiesz się nią? – Słyszał
wdzięczność w jego głosie.
– Tak. Nie budziłeś mnie w nocy, a
dobrze wiesz, jaki mam sen. Teraz twoja kolej. Wezmę ją na zewnątrz.
– Dzięki. – Ponownie się pocałowali.
Dopiero po chwili Allan udał się do sypialni, by chociaż chwilę się przespać.
Chciał spędzić noc z partnerem. Potrzebował tego.
Jejku jak uroczo opisalas moment z zajmowania sie Liz przez ojczulkow :). A Sam nadal pozostaje dla mnie jedna wielka zagadka. Za Marco jestem calym sercem bo jest swietnym bohaterem tego opowiadania i nadaje mu ten specyficzny, "wloski" klimat :D. No nic, czekam na ciag dalszy, a zwlaszcza na ta potrzebna Allanowi noc z partnerem, haha :).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zycze Ci zebys zaliczyla na 5 :).
xjudass
:) Cieszę się, że ci się podobało. Marco hmmm... Ciężko mi go oddać w ręce Sama :D Mam do niego duży sentyment ;)
UsuńPozdrawiam
LM
Jaki słodki rozdział. Chce czytać więcej takich. Nie wiem czy można bardziej zakochać się w tym opowiadaniu ale jeśli tak to właśnie to się stało
OdpowiedzUsuńlubię słodko:-)
OdpowiedzUsuń:) To dobrze :D
UsuńCUDOWNE :)
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że Sam nie jest do końca taki zły :) Marco ma złote serce :) Niech ich związek kwitnie :)
Co do naszych głównych bohaterów, to tworzą oni rewelacyjny związek, pomagają sobie, po prostu są dla siebie wsparciem :) Księżniczka daje im w kość, ale i tak ją kochają :)
Niech miłość kwitnie :)
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
P.S. Powodzenia na egzaminach, życzę samych 5 :)
Miło mi, że ci się podobało :) Jakt u nie kochać takiego szkraba. Który je, śpi, płacze :P Co do Marco i Sama to wszystko się okaże :D
UsuńPozdrawiam i dziękuję
LM
Rozdział bardzo mi się podobał.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Marco i Sam postanowili dać sobie szansę. Fakt, zaczęli źle ale skoro zdali sobie z tego sprawę i Sam stara się naprawić to co zrobił to myślę, że z czasem uda im się stworzyć harmonijny związek. No i szkoda, że przerwałaś ich wątek w takim momencie ;)
Luc jest strasznie kochany i faktycznie wczuł się mocno w rolę ojca. Ale to dobrze, bo dzięki temu Allan i Liz mają w nim oparcie i bezpieczeństwo.
Pozdrawiam
Cieszę się, że ci się podobało :) W końcu pozwolili sobie na danie szansy ;) Bez żadnych animozji :) Wątek zostanie zapewne rozwinięty :)
UsuńLuc jest dobrym ojczulkiem :D
Pozdrawiam
LM
Cieszę się ,ze Marco postanowi dac nawróconemu partnerowi szansę ,zasługuja na nią.Wreszcia Sam dostrzegł jakie ciacho mu sie dostało.Uwielbiam Lucasa ,on jako ojciec jest najlepszy,rozpieści małą,ale od tego sa ojcowie mają kochać.Ząbkowanie to nic falnego ,gryzaki się przydadzą.Dobrze ,że Allan ma w nim takie wsparcie.Dzięki za rozdział.Pozdrawiam Beata
OdpowiedzUsuń:) Miło mi, że ci się podobało :) Mój Marco... Mam do niego sentyment :D Więc ja się za bardzo nie cieszę, że znalazł Sama :D A tak serio. To jest zupełnie odwrotnie. Chociaż sentyment mam :) Tak. Ojcowie mają kochać, dlatego Luc tak dba o małą :)
UsuńPozdrawiam
LM
Witam,
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że się ułoży między Marco, a Samem, choć przed nimi bardzo długa droga, ale juz widać, ze Sam się zmienił, Lucas słodki to dobre określenie naprawdę jest kochany, Liz jest dla niego córką i jest z tego dumny....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia