niedziela, 20 września 2015

Rozdział 29

Kochani!

Dzielnie wracam z podróży :) A przed wami kolejny rozdział. Jestem strasznie ciekawa waszych wrażeń :)
Pozdrawiam
LM

Rozdział 29


Ciebie.

            Allan patrzył na kobietę, ale tak jakby jej przed sobą nie widział. Słowa zapadały mu nie tylko w pamięć, czuł się, jak gdyby wyrywały mu serce, a zarazem coś w nim naprawiały, przestawiały. Czuł się zagubiony. W końcu dowiedział się, w jakich warunkach pojawił się na świecie i nie było to wcale milsze niż myśl, że kobieta, która go urodziła, została zgwałcona. Do tej pory myślał, że był ofiarą braku uczuć, niechęci, wręcz wrogości. Teraz jednak uświadomił sobie, jak bardzo się mylił. Cały ten czas był kochany. Przez nią.
            – Przepraszam. Ja dzisiaj… Po prostu… – Nie dokończył i wyszedł z salonu. Nie chciał tego słuchać. Nie dzisiaj. Musiał to wszystko poukładać sobie w głowie. Cassandra obróciła jego świat o sto osiemdziesiąt stopni, a on przekonał się, że nie był na to gotów.
            Wiedział, że partner nie idzie za nim. Musiał najpierw zaprowadzić kobietę do jej pokoju, dać jej czas na pozbieranie się. Dla niej również opowiedzenie tej historii nie było łatwym przeżyciem. Allan czuł się tak, jak gdyby sam zaserwował jej kilka kopnięć tym, że słuchał tej opowieści.
            Wyszedł z domu. Musiał zaczerpnąć świeżego powietrza, jak również zobaczyć swoją córkę. Chciał ją przytulić, upewnić się, że nic jej nie dolega. Emocje chwytały go za gardło i groziły silnym wybuchem emocji. Nie zamierzał płakać. Zdarzyło mu się do tej pory trzy razy w życiu. Po śmierci Ellen, a zarazem narodzinach Liz, po tym jak stracił całą watahę oraz gdy usłyszał od rodziców, w jaki sposób się u nich znalazł. Sam siebie nazwał w myślach głupim. Chciał się upewnić, że ktoś ją kocha, zobaczyć ją w otoczeniu trzech zmęczonych wujków, którzy przez cały ten czas się nią opiekowali. Chciał widzieć uczucie, którą darzą ją zmienni za to, kim jest.
            Zanim jednak to zrobi, musi się przejść. Zwariuje w pomieszczeniu. Słowa kobiety rozbrzmiewały mu w głowie. W tym momencie cieszył się, że mają tak duże tereny. Posiadał miejsce do wyżycia się, bez niepotrzebnego przerzucania stresu na córkę. Nie chciał, by widziała go w takim stanie. Nie, kiedy nie panował nad sobą.
            – Cholera jasna! – Chwycił się za włosy i usiadł na trawie. Przymknął oczy i oparł łokcie na kolanach. W dłoniach ukrył twarz. – Co ten skurwysyn jej zrobił! Jak można być takim pierdolonym psycholem!
            – All. – Silne dłoni Lucasa chwyciły jego. Odsłonił swoją zaczerwienioną twarz. Płakał nad tym wszystkim, co się wydarzyło i nie mógł tego powstrzymać, a to tylko powodowało w nim jeszcze większe pokłady wściekłości. Jeszcze Lucasa mu brakowało. Nie powinien go widzieć płaczącego, trzęsącego się z nerwów. Nie chciał tego.
            – Luc. Nie teraz. Proszę. – Próbował się od niego odsunąć. Być stanowczym, mimo to dłonie partnera złapały go mocno za przeguby i nie pozwoliły zwiększyć odległości między nimi. Wiedział, co to oznacza.
            – Nie bądź uparty. Zaufaj mi w końcu, Allan. Chcę cię widzieć nie tylko silnego, ale też takiego jak teraz. Chociaż najchętniej bym ci tego oszczędził. Nie musisz być cały czas silny. Chodź do mnie, kochanie, chcę cię przytulić. – Dopiero to uświadomiło mu, że sytuacja ta nie rozegrała się tylko na jednej płaszczyźnie. Nie chodziło tylko o kobietę, która go urodziła, ale również o Lucasa i zaufanie do niego, a także o przyszłość Liz. Tragedia wielu aktorów.
– Czemu to wszystko nie może być prostsze? Ja już po prostu nie mogę, Lucas. Za dużo tego wszystkiego jak dla mnie, mam dość. Chcę chociaż chwili świętego spokoju. Bez tragedii, nerwów i stresu. Czy chcę zbyt wiele? – W tym momencie poczuł, jak partner przyciąga go w ramiona. – Nie zniosę więcej, nie dam rady. – Targały nim tak silne emocje, że przestał sobie z nimi radzić. Czuł się tak, jak gdyby ktoś zaczął szatkować jego serce. Oparł głowę na ramieniu Luca, a to pozwoliło mu uspokoić serce i wyrównać oddech.
– Lepiej? – Usłyszał w uchu szept. Kiwnął głową. Musiał w końcu z siebie to wszystko wyrzucić. – Musimy przez to po prostu przejść. Chcesz wysłuchać dalej jej historii?
– Najpierw zobaczę małą.
– Ja też tego potrzebuję. Chodź. – Niedźwiedź pomógł mu wstać.

***

            Późnym wieczorem ponownie siedli w trójkę w salonie. Marco wraz ze swoimi partnerami obiecali zająć się tej nocy Liz, wiedząc, jak emocjonujący był to dzień.
            – Nie chciałam ci sprawić przykrości tą historią. – Cassandra siedziała przed nimi. W jej dłoni spoczywała filiżanka, którą się bawiła. Nie patrzyła na niego. Przez te wszystkie lata nauczyła się, by nigdy nie patrzeć alfie w oczy. Nie ważne, że był jej synem.
            – Zbyt wiele działo się w moim życiu w przeciągu ostatniego roku, może trochę więcej bym mógł na spokojnie słuchać tej historii. Mimo to, jeśli pozwolisz, chciałbym wiedzieć, co zdarzyło się potem. Jak już mnie zostawiłaś.

            Zacznę od tego, że po pewnym czasie usłyszałam plotki o tym, że twoja wataha znalazła dziecko. Podejrzewali, że będzie skłonne do zmiany, chociaż nie mieli pewności, ponieważ jego matką była zwykła kobieta. W tym momencie wiedziałam, że ocalałeś. Plotki usłyszane zza zasłony. Miałam otwarte okno, ledwie chwila świeżego powietrza, na którą mi pozwalał.
            Gdy mnie znalazł… Stał się jeszcze brutalniejszy i gwałtowniejszy niż wcześniej. Tak cholernie się bałam, a mimo że blisko nas mieszkały inne wilki – nikt nie zareagował. Krzyczałam, prosiłam, błagałam i nic nie skutkowało. Poinformował watahę, że dziecko zmarło tydzień po porodzie, dlatego zostałam w szpitalu. Myślałam, że to jego podstęp. Potem dowiedziałam się, że rzeczywiście lekarz z tamtego szpitala wypisał akt zgonu. Wiedzieli, co planuje. Dali ci szansę na nowe życie. Przez przypadek znalazłam twój akt zgonu i wypis ze szpitala z diagnozą stanów psychotycznych. Miał powód, dla którego uciekłam. Idealna podkładka. I tak twierdził, że jestem chora psychicznie, więc nie zrobiło to na mnie większego wrażenia. Najważniejsze było to, że jesteś bezpieczny.
            Przyjechał po mnie, gdy było już ciemno. Minimalna liczba świadków. Tak naprawdę cała sytuacja rozegrała się między nami. Musiałam kupić coś do jedzenia. Myślałam, że jeszcze mnie nie znalazł. Podejrzewałam, że pobędę sama kilka godzin więcej. Pierwsze było uderzenie, które przestawiło mi nos. Gdy upadłam, chwycił mnie za włosy i pociągnął z całej siły. Przez pewien czas z tyłu głowy miałam łysy placek po tym, jak je wyrwał. Próbowałam krzyczeć, ale jego wyjątkowo lekkie uderzenie w roztrzaskany nos skutecznie mnie od tego odwiodło. Wykręcił mi ręce i zmusił do klęczenia na żwirowanie dróżce. Stawał mi na łydkach, chcąc sprawić ból. To było tylko chwilowe, ale cholernie skuteczne. Gdy się znudził, jedną dłonią podtrzymywał mi obie ręce i próbował wyłamywać palce. W pewnym momencie odpuścił. Zaciągnął mnie siłą do samochodu, mimo że się nie opierałam i w ciszy przebyliśmy drogę do piekła.
            Od tej pory jeszcze częściej mnie bił i wykorzystywał. Zaczął mnie okaleczać. On jest szaleńcem. Nie rozumiem tego, jak można zgotować drugiemu człowiekowi taki los. Regularnie łamał mi nos, bądź którąś kończynę. Dobrze wiedział, że szybko się zrosną. Nie ważne czy dobrze. Z czasem nauczyłam się, jak je nastawiać, by nie zrastały się źle. To uniemożliwiłoby mi ucieczkę, którą cały czas planowałam. Wrzeszczałam i robiłam to, by nie zostać unieruchomioną. Płakałam prawie przez cały ten czas. Chciałam wtedy cię przytulić, mieć w ramionach. Moje ciało było gotowe opiekować się maleństwem, a ja nie miałam go przy sobie.
            Wiedziałam jednak, że byłeś bezpieczny i to było dla mnie najważniejsze. Nie wiem, czy on nie powiązał tych plotek z tobą i moją ucieczką, czy też tak mu było wygodniej. Na szczęście zostawił cię w spokoju, a przez to nie liczyło się nic więcej. Od tej pory nie miałam szansy wydostać się z domu, chociaż cały czas starałam się o tym myśleć.           
            Codzienne maltretowanie skrzywdziło nie tylko moje ciało, ale odznaczyło się bliznami na psychice. Widzę, jak reagujesz, gdy nie chcę przejść pierwsza przez drzwi. Widzę, jak boli cię to, że nie patrzę ci w oczy, a jednak nie umiem inaczej.
            On mnie wytresował. I jak okropnie by to nie brzmiało, taka jest prawda. Ile razy popełniłam błąd, tyle samo przypłaciłam za niego. Zawsze znalazł dobrą wymówkę, by coś mi zrobić i widziałam na jego twarzy chorą satysfakcję. Nie twierdzę, że jesteś taki sam, ale tyle lat życia w strachu robi swoje. Dużo kosztowało mnie to, by odejść.
            Odkąd musiałam u niego zamieszkać, nigdy w jego domu nie pojawił się żaden gość. Dobrze wiedział, że mogą coś zobaczyć. Chronił się wieściami o tym, że zwariowałam, że on daje sobie ze mną radę, ale każda obca osoba doprowadziłaby mnie do szału i agresji. Bronił się tym, że nie chciał skazywać mnie na śmierć.
            Wszyscy mu wierzyli i to było najgorsze. Ludzie znający mnie przez tyle lat nagle odwrócili się ode mnie. Dla reszty watahy był w miarę dobry, to na mnie odreagowywał swoje humory.
            W pewnym momencie przestałam krzyczeć, gdy okazywał mi swoje niezadowolenie. Ciało i tak bolało mnie tak bardzo, że jeden raz więcej czy mniej nie robił różnicy. Nie chciałam dłużej żyć, a nie starczyło mi odwagi, by popełnić samobójstwo. Gdzieś w sobie cały czas wierzyłam, że jeszcze kiedyś cię zobaczę.
            Właśnie w ten sposób spędzałam lata. Na bólu, upokorzeniu, wstydzie i żalu. Jego dom był moim piekłem na ziemi, a ja nie umiałam się z niego wydostać. Poczułam się bezsilna, bezwolna. Przestałam nawet płakać. Moje życie skończyło się jakiś czas wcześniej.
            Zobaczył, że przestałam reagować na jego krzywdy. Nie robiły na mnie wrażenia. Odcięłam się emocjonalnie, zamknęłam w kokonie. Widziałam, jak go to denerwuje. Musiałam jadać z nim posiłki, nie mogłam do niego mówić, upodlał mnie coraz bardziej, każąc jeść czy pić z misek dla zwierząt. A ja… Funkcjonowałam, ale nie żyłam. Z czasem nie wolno mi już było siadać przy stole, miałam jadać na ziemi. Potem odebrał mi sztućce. Z czasem zamknął mnie w pokoju, zgasił światło, zapiął obrożę na szyi i przypiął do kaloryfera. Nie wiem, czy byłam człowiekiem, czy zmieniłam się w wilka. Bardzo długo mi tego zabraniał, wiedząc, jakie mogą być konsekwencje.
            Chciał mnie zniszczyć, a ja z czasem się poddałam. Przestałam walczyć o swoje życie i istnienie. Wypuszczał mnie z tego pokoju trzy razy dziennie. Po to, by mu posprzątać, ugotować, zadbać o jego cholerny dom. Potem ponownie mnie zamykał, izolował. W pewnym momencie wypuszczał mnie z tego pieprzonego pokoju dwa razy dziennie z tych samych powodów, co wcześniej.
            Potem nastał koszmar.
            W momencie, gdy zbyt długo siedzi się w ciemności, oczy się do niej przyzwyczajają. Każdy blask światła jest podobny do tego, jakby ktoś wam kazał patrzeć w słońce przez dwadzieścia minut, bądź przepalał siatkówki laserem, a wy nie możecie przy tym zamknąć powiek. Oczy bolą, jakby je przypiekano żywcem, świat wybucha w ogłuszającej fali bólu. Ktoś powinien je wtedy przewiązać ciemnym, ale przepuszczającym chociaż trochę światła i obrazu materiałem. On kazał mi cierpieć.
            Gdy i to nie skutkowało, wymyślał coraz skuteczniejsze i bardziej zatrważające metody. Miał naprawdę chore pomysły.
            Stał się bezsilny. Mimo całkowitej kontroli nade mną, nie potrafił wydobyć ze mnie żadnej reakcji. Uodporniłam się na najgorsze rzeczy, jakie mogą zdarzyć się człowiekowi.
            On był potworem, któremu życzyłam śmierci. Zniszczył mnie, moją rodzinę, ponieważ musiałam cię porzucić. Spowodował, że straciłam szacunek nie tylko do świata, ale przede wszystkim do siebie. Kazał mi robić takie rzeczy, których nigdy więcej nie chcę wspominać. Poniżał mnie, gnębił, powodował, że czułam się nikim i nie chciałam istnieć. A mimo to dalej funkcjonowałam.
            Przemoc eskaluje. W tym przypadku też tak było. Zawsze tak jest. Byłam dziewczyną z dobrego domu. Gdy uderzył mnie po raz pierwszy, nie dowierzałam w to, co ma miejsce. Wierzyłam, że mnie kocha, szanuje. Chce ze mną być i może rzeczywiście czymś zawiniłam, że tak mnie potraktował. Teraz jednak wiem, że to nieprawda. Potem…
            Ostatnią fazą tego wszystkiego… – Zamilkła na długo, próbując złapać oddech. Nie mogła tego ot tak powiedzieć. Za dużo się z tym wiązało bólu, krzyku, płaczu i blizn.
            Widzicie moją twarz. Oszczędził mi oczy. I z tego powodu się cieszę. Wszystko inne… Był popieprzonym psycholem. Z tymi bliznami wiąże się wiele innych strasznych historii, od których moglibyście mieć koszmary. Chodzi o to, że… On nie zrobił ich raz. Robił je po kilkadziesiąt razy, aż ciało nie chciało się goić. Krew, ból, krzyk i łzy. Każda z nich była za coś, co wymyślił. Przecież wszystkiemu byłam winna ja, najgorsza istota na ziemi.
            W końcu ktoś z watahy się ocknął. Jakaś kobieta mnie słyszała. Nie znałam tej zmiennej. Zareagowała, może dlatego, że była obca. Potem pojawili się inni. Dla mojego ciała było i tak już za późno. Mężczyźni od razu go zabili. Ich wściekłość, pomimo tego, że był alfą, przeważyła. To Kate zareagowała pierwsza od wielu lat. I to ona mnie znalazła.
            Pierwszą jej reakcją były wymioty. Wcale jej się nie dziwię. Moje ciało było sino-fioletowe z licznymi ranami szarpanymi na całym ciele, które nie chciały się goić i zaczynało być ze mną gorzej niż wcześniej. Podejrzewam, że gdyby nie ona, jeszcze tydzień, może miesiąc i bym nie żyła.
            To, co widzisz… Jest efektem jej starannej opieki. Oczyszczania ran, szycia ich, środków przeciwbólowych i cierpliwości. To dzięki niej nie wyglądam jak zagojona kupka mięsa.

            Allan wypadł z salonu. Pędem wpadł do ich sypialni, następnie do łazienki i zgiął się nad muszlą. Obrazy, które widział w głowie, zapewne nie oddawały nawet w połowie rzeczywistości, co jednak nie oznaczało, że nie cierpiał na samą myśl o tym. Jego żołądek burzył się na wszystkie te informacje. Mógł być silny dla innych, jeśli chodziło o kogoś innego, ale nie o jego matkę.
            Przymknął oczy, uświadamiając sobie, że rzeczywiście tak o niej myśli. Nie jak o kobiecie, która go urodziła i porzuciła, ale jak o prawdziwej, oddanej matce. Przypłaciła jego życie cierpieniem, długiem, którego nie będzie mógł spłacić. Opłukał usta i zszedł na dół do salonu. Czuł, jak drżą mu nogi.
            – Przepraszam. Nie mogłem… Ja… – Zamknął usta. Czuł się dziwnie z tymi wszystkimi informacjami. Z drugiej strony dobrze, że je uzyskał jednego dnia, przynajmniej będzie mógł je przetrawić przed nastaniem kolejnego poranka. Spojrzał na kobietę i podszedł do niej. – Mogę cię przytulić? – Nie chciał robić nic ponad to, czego sama by nie chciała. Nie zamierzał jej skrzywdzić.
            – Nie zabijesz mnie? – Zaskoczona podniosła na niego wzrok. Oczy miał po niej. Tak samo jak rysy twarzy. Mimo blizn szpecących jej oblicze widział w niej dawno utracone piękno.
            – Nie mógłbym. Nie jestem nim. Nie potrafiłbym. – Przytulił ją mocno do siebie, gwałtownie obejmując ramionami jej plecy. – Nie chciałbym. – Wyszeptał, kładąc głowę na jej ramieniu. Dopiero po chwili niepewne dłonie spoczęły lekko na jego plecach i szyi.
            – Jestem przy tobie. W końcu jestem przy tobie. – Kobieta rozszlochała się gwałtownie, próbując w ich nieporadnym uścisku zakryć dłonią usta. Drżała gwałtownie, tuląc do siebie dorosłego, zmiennego wilka, któremu lata temu obiecała, że do niego wróci. W końcu jej się to udało. Po tylu latach mogła odetchnąć.



16 komentarzy:

  1. jak zwykle super tylko dlaczego rozdziały są coraz krótsze ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. One nie są krótsze, one tak wciągają.
      Autorko, piękny tekst.

      Usuń
    2. Kamilu, nie mnie się wypowiadać czy wciągają jak to jakiś anonim napisał :) Co do rozdziałów. Czasem jest tak, że gdy piszę rozdział czy większą partię tekstu zastanawiam się czy warto coś "upychać" dodatkowo. Wiem, że brzmi to niezwykle brzydko, ale czasem rozdział na cztery czy ledwie pięć stron jest kwestią wyboru, by tekst miał możliwość wybrzmieć, by czytelnik mógł się nad nim chwilę zastanowić.
      Dlatego czasem wolę opublikować coś krótszego.
      Pozdrawiam
      LM

      Usuń
    3. Anonimie :) Dziękuję ci bardzo :)
      Pozdrawiam
      LM

      Usuń
  2. Rozdział świetny jak zawsze, chociaż drastyczny, że przy czytaniu sama miałam odruchy by zwrócić śniadanie. Ale i to musiało przecież się znaleźć. Więc skoro to już koniec opowieści matki Allana to czy będziemy mogli się spodziewać w następnym rozdziale jakiejś ciekawej akcji z naszym trójkącikiem? ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo dobre tylko nóż w kieszeni się otwiera. Zwłaszcza jak sobie pomyślę jak wielu ludzi nie reaguje na tekie krzyki w rzeczywistości a potem jest już za późno:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, często jest już za późno, wiele osób ukrywa swój ból. A nawet jeśli się przyzna to pod wpływem strachu się wycofuje. Myśli, że nie da sobie rady. Przykre.
      Pozdrawiam
      LM

      Usuń
  4. Trudno napisać komentarz pod tak przejmującym tekstem.Tyle cierpienia.Obłęd.Czekan na niedzielę.Pozdrawiam Beata

    OdpowiedzUsuń
  5. O nie, znowu sie poplakalam! A naprawde trudno mnie wzruszyc. Uwielbiam Twoj styl pisania, te wszystkie emocje zawarte w tekscie, przez ktore wyobraznia wrecz szaleje. Swietne. Nie moge doczekac sie kolejnego rozdzialu.
    Pozdrawiam
    xjudass

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Xjudass nie płacz :) Ale bardzo mi miło, że tak odbierasz tekst. Naprawdę bardzo miłe słowa z twojej strony.
      Jeszcze raz dziękuję :*
      Pozdrawiam
      LM

      Usuń
  6. To straszne i niewyobrażalne co matka Allana musiała znieść w swoim życiu. Tyle bólu fizycznego ale też i psychicznego, który chyba jest dużo gorszy niż ten pierwszy.
    Na szczęście dla wszystkich ten koszmar się skończył i oby teraz Cassandra zaczęła powoli składać swoje życie w całość, co mam nadzieję, że się jej uda bo po tym co przeszła to może być ciężko...
    Musze przyznać, że tekst był strasznie przepełniony emocjami i normalnie praktycznie czułam te wszystkie stany emocjonalne, które opisałaś... Bardzo się z tego cieszę bo bardzo ciężko jest oddać te wszystkie uczucia za pomocą słów tak, żeby czytelnik to wszytko "odczuł na sobie"...

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Miło mi, że tak odebrałaś ten rozdział. Jako pełen emocji i wrażeń. Masz rację, Cassandra już swoje przeżyła. Niestety. Oby teraz było tylko lepiej :)
    Pozdrawiam
    LM

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej,
    wow jestem pod wielkim wrażeniem, historia jest straszna, ale bardzo się cieszę z reakcji, zachowania Allana
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  9. śmierć dla tego pojeba to za łagodna kara powinien cierpieć do końca życia

    OdpowiedzUsuń