Kochani!
Dzielnie wracam z podróży :) A przed wami kolejny rozdział. Jestem strasznie ciekawa waszych wrażeń :)
Pozdrawiam
LM
Rozdział 29
Ciebie.
Allan
patrzył na kobietę, ale tak jakby jej przed sobą nie widział. Słowa zapadały mu
nie tylko w pamięć, czuł się, jak gdyby wyrywały mu serce, a zarazem coś w nim
naprawiały, przestawiały. Czuł się zagubiony. W końcu dowiedział się, w jakich
warunkach pojawił się na świecie i nie było to wcale milsze niż myśl, że
kobieta, która go urodziła, została zgwałcona. Do tej pory myślał, że był
ofiarą braku uczuć, niechęci, wręcz wrogości. Teraz jednak uświadomił sobie,
jak bardzo się mylił. Cały ten czas był kochany. Przez nią.
–
Przepraszam. Ja dzisiaj… Po prostu… – Nie dokończył i wyszedł z salonu. Nie
chciał tego słuchać. Nie dzisiaj. Musiał to wszystko poukładać sobie w głowie.
Cassandra obróciła jego świat o sto osiemdziesiąt stopni, a on przekonał się,
że nie był na to gotów.
Wiedział,
że partner nie idzie za nim. Musiał najpierw zaprowadzić kobietę do jej pokoju,
dać jej czas na pozbieranie się. Dla niej również opowiedzenie tej historii nie
było łatwym przeżyciem. Allan czuł się tak, jak gdyby sam zaserwował jej kilka
kopnięć tym, że słuchał tej opowieści.
Wyszedł z
domu. Musiał zaczerpnąć świeżego powietrza, jak również zobaczyć swoją córkę.
Chciał ją przytulić, upewnić się, że nic jej nie dolega. Emocje chwytały go za
gardło i groziły silnym wybuchem emocji. Nie zamierzał płakać. Zdarzyło mu się
do tej pory trzy razy w życiu. Po śmierci Ellen, a zarazem narodzinach Liz, po
tym jak stracił całą watahę oraz gdy usłyszał od rodziców, w jaki sposób się u
nich znalazł. Sam siebie nazwał w myślach głupim. Chciał się upewnić, że ktoś
ją kocha, zobaczyć ją w otoczeniu trzech zmęczonych wujków, którzy przez cały
ten czas się nią opiekowali. Chciał widzieć uczucie, którą darzą ją zmienni za
to, kim jest.
Zanim
jednak to zrobi, musi się przejść. Zwariuje w pomieszczeniu. Słowa kobiety
rozbrzmiewały mu w głowie. W tym momencie cieszył się, że mają tak duże tereny.
Posiadał miejsce do wyżycia się, bez niepotrzebnego przerzucania stresu na
córkę. Nie chciał, by widziała go w takim stanie. Nie, kiedy nie panował nad
sobą.
– Cholera
jasna! – Chwycił się za włosy i usiadł na trawie. Przymknął oczy i oparł łokcie
na kolanach. W dłoniach ukrył twarz. – Co ten skurwysyn jej zrobił! Jak można
być takim pierdolonym psycholem!
– All. –
Silne dłoni Lucasa chwyciły jego. Odsłonił swoją zaczerwienioną twarz. Płakał
nad tym wszystkim, co się wydarzyło i nie mógł tego powstrzymać, a to tylko
powodowało w nim jeszcze większe pokłady wściekłości. Jeszcze Lucasa mu
brakowało. Nie powinien go widzieć płaczącego, trzęsącego się z nerwów. Nie
chciał tego.
– Luc. Nie
teraz. Proszę. – Próbował się od niego odsunąć. Być stanowczym, mimo to dłonie
partnera złapały go mocno za przeguby i nie pozwoliły zwiększyć odległości
między nimi. Wiedział, co to oznacza.
– Nie bądź
uparty. Zaufaj mi w końcu, Allan. Chcę cię widzieć nie tylko silnego, ale też
takiego jak teraz. Chociaż najchętniej bym ci tego oszczędził. Nie musisz być
cały czas silny. Chodź do mnie, kochanie, chcę cię przytulić. – Dopiero to
uświadomiło mu, że sytuacja ta nie rozegrała się tylko na jednej płaszczyźnie.
Nie chodziło tylko o kobietę, która go urodziła, ale również o Lucasa i
zaufanie do niego, a także o przyszłość Liz. Tragedia wielu aktorów.
– Czemu to wszystko nie może być
prostsze? Ja już po prostu nie mogę, Lucas. Za dużo tego wszystkiego jak dla
mnie, mam dość. Chcę chociaż chwili świętego spokoju. Bez tragedii, nerwów i
stresu. Czy chcę zbyt wiele? – W tym momencie poczuł, jak partner przyciąga go
w ramiona. – Nie zniosę więcej, nie dam rady. – Targały nim tak silne emocje,
że przestał sobie z nimi radzić. Czuł się tak, jak gdyby ktoś zaczął szatkować
jego serce. Oparł głowę na ramieniu Luca, a to pozwoliło mu uspokoić serce i
wyrównać oddech.
– Lepiej? – Usłyszał w uchu
szept. Kiwnął głową. Musiał w końcu z siebie to wszystko wyrzucić. – Musimy
przez to po prostu przejść. Chcesz wysłuchać dalej jej historii?
– Najpierw zobaczę małą.
– Ja też tego potrzebuję. Chodź.
– Niedźwiedź pomógł mu wstać.
***
Późnym
wieczorem ponownie siedli w trójkę w salonie. Marco wraz ze swoimi partnerami
obiecali zająć się tej nocy Liz, wiedząc, jak emocjonujący był to dzień.
– Nie
chciałam ci sprawić przykrości tą historią. – Cassandra siedziała przed nimi. W
jej dłoni spoczywała filiżanka, którą się bawiła. Nie patrzyła na niego. Przez
te wszystkie lata nauczyła się, by nigdy nie patrzeć alfie w oczy. Nie ważne,
że był jej synem.
– Zbyt
wiele działo się w moim życiu w przeciągu ostatniego roku, może trochę więcej
bym mógł na spokojnie słuchać tej historii. Mimo to, jeśli pozwolisz, chciałbym
wiedzieć, co zdarzyło się potem. Jak już mnie zostawiłaś.
Zacznę od tego, że po pewnym czasie
usłyszałam plotki o tym, że twoja wataha znalazła dziecko. Podejrzewali, że
będzie skłonne do zmiany, chociaż nie mieli pewności, ponieważ jego matką była
zwykła kobieta. W tym momencie wiedziałam, że ocalałeś. Plotki usłyszane zza
zasłony. Miałam otwarte okno, ledwie chwila świeżego powietrza, na którą mi
pozwalał.
Gdy mnie znalazł… Stał się jeszcze
brutalniejszy i gwałtowniejszy niż wcześniej. Tak cholernie się bałam, a mimo
że blisko nas mieszkały inne wilki – nikt nie zareagował. Krzyczałam, prosiłam,
błagałam i nic nie skutkowało. Poinformował watahę, że dziecko zmarło tydzień
po porodzie, dlatego zostałam w szpitalu. Myślałam, że to jego podstęp. Potem
dowiedziałam się, że rzeczywiście lekarz z tamtego szpitala wypisał akt zgonu.
Wiedzieli, co planuje. Dali ci szansę na nowe życie. Przez przypadek znalazłam
twój akt zgonu i wypis ze szpitala z diagnozą stanów psychotycznych. Miał
powód, dla którego uciekłam. Idealna podkładka. I tak twierdził, że jestem
chora psychicznie, więc nie zrobiło to na mnie większego wrażenia.
Najważniejsze było to, że jesteś bezpieczny.
Przyjechał po mnie, gdy było już
ciemno. Minimalna liczba świadków. Tak naprawdę cała sytuacja rozegrała się
między nami. Musiałam kupić coś do jedzenia. Myślałam, że jeszcze mnie nie
znalazł. Podejrzewałam, że pobędę sama kilka godzin więcej. Pierwsze było
uderzenie, które przestawiło mi nos. Gdy upadłam, chwycił mnie za włosy i
pociągnął z całej siły. Przez pewien czas z tyłu głowy miałam łysy placek po
tym, jak je wyrwał. Próbowałam krzyczeć, ale jego wyjątkowo lekkie uderzenie w
roztrzaskany nos skutecznie mnie od tego odwiodło. Wykręcił mi ręce i zmusił do
klęczenia na żwirowanie dróżce. Stawał mi na łydkach, chcąc sprawić ból. To
było tylko chwilowe, ale cholernie skuteczne. Gdy się znudził, jedną dłonią
podtrzymywał mi obie ręce i próbował wyłamywać palce. W pewnym momencie
odpuścił. Zaciągnął mnie siłą do samochodu, mimo że się nie opierałam i w ciszy
przebyliśmy drogę do piekła.
Od tej pory jeszcze częściej mnie
bił i wykorzystywał. Zaczął mnie okaleczać. On jest szaleńcem. Nie rozumiem
tego, jak można zgotować drugiemu człowiekowi taki los. Regularnie łamał mi
nos, bądź którąś kończynę. Dobrze wiedział, że szybko się zrosną. Nie ważne czy
dobrze. Z czasem nauczyłam się, jak je nastawiać, by nie zrastały się źle. To
uniemożliwiłoby mi ucieczkę, którą cały czas planowałam. Wrzeszczałam i robiłam
to, by nie zostać unieruchomioną. Płakałam prawie przez cały ten czas. Chciałam
wtedy cię przytulić, mieć w ramionach. Moje ciało było gotowe opiekować się
maleństwem, a ja nie miałam go przy sobie.
Wiedziałam jednak, że byłeś
bezpieczny i to było dla mnie najważniejsze. Nie wiem, czy on nie powiązał tych
plotek z tobą i moją ucieczką, czy też tak mu było wygodniej. Na szczęście
zostawił cię w spokoju, a przez to nie liczyło się nic więcej. Od tej pory nie miałam
szansy wydostać się z domu, chociaż cały czas starałam się o tym myśleć.
Codzienne maltretowanie skrzywdziło
nie tylko moje ciało, ale odznaczyło się bliznami na psychice. Widzę, jak
reagujesz, gdy nie chcę przejść pierwsza przez drzwi. Widzę, jak boli cię to,
że nie patrzę ci w oczy, a jednak nie umiem inaczej.
On mnie wytresował. I jak okropnie
by to nie brzmiało, taka jest prawda. Ile razy popełniłam błąd, tyle samo
przypłaciłam za niego. Zawsze znalazł dobrą wymówkę, by coś mi zrobić i
widziałam na jego twarzy chorą satysfakcję. Nie twierdzę, że jesteś taki sam,
ale tyle lat życia w strachu robi swoje. Dużo kosztowało mnie to, by odejść.
Odkąd musiałam u niego zamieszkać,
nigdy w jego domu nie pojawił się żaden gość. Dobrze wiedział, że mogą coś
zobaczyć. Chronił się wieściami o tym, że zwariowałam, że on daje sobie ze mną
radę, ale każda obca osoba doprowadziłaby mnie do szału i agresji. Bronił się
tym, że nie chciał skazywać mnie na śmierć.
Wszyscy mu wierzyli i to było
najgorsze. Ludzie znający mnie przez tyle lat nagle odwrócili się ode mnie. Dla
reszty watahy był w miarę dobry, to na mnie odreagowywał swoje humory.
W pewnym momencie przestałam
krzyczeć, gdy okazywał mi swoje niezadowolenie. Ciało i tak bolało mnie tak
bardzo, że jeden raz więcej czy mniej nie robił różnicy. Nie chciałam dłużej
żyć, a nie starczyło mi odwagi, by popełnić samobójstwo. Gdzieś w sobie cały
czas wierzyłam, że jeszcze kiedyś cię zobaczę.
Właśnie w ten sposób spędzałam lata.
Na bólu, upokorzeniu, wstydzie i żalu. Jego dom był moim piekłem na ziemi, a ja
nie umiałam się z niego wydostać. Poczułam się bezsilna, bezwolna. Przestałam
nawet płakać. Moje życie skończyło się jakiś czas wcześniej.
Zobaczył, że przestałam reagować na
jego krzywdy. Nie robiły na mnie wrażenia. Odcięłam się emocjonalnie, zamknęłam
w kokonie. Widziałam, jak go to denerwuje. Musiałam jadać z nim posiłki, nie
mogłam do niego mówić, upodlał mnie coraz bardziej, każąc jeść czy pić z misek
dla zwierząt. A ja… Funkcjonowałam, ale nie żyłam. Z czasem nie wolno mi już
było siadać przy stole, miałam jadać na ziemi. Potem odebrał mi sztućce. Z
czasem zamknął mnie w pokoju, zgasił światło, zapiął obrożę na szyi i przypiął
do kaloryfera. Nie wiem, czy byłam człowiekiem, czy zmieniłam się w wilka. Bardzo
długo mi tego zabraniał, wiedząc, jakie mogą być konsekwencje.
Chciał mnie zniszczyć, a ja z czasem
się poddałam. Przestałam walczyć o swoje życie i istnienie. Wypuszczał mnie z
tego pokoju trzy razy dziennie. Po to, by mu posprzątać, ugotować, zadbać o
jego cholerny dom. Potem ponownie mnie zamykał, izolował. W pewnym momencie
wypuszczał mnie z tego pieprzonego pokoju dwa razy dziennie z tych samych
powodów, co wcześniej.
Potem nastał koszmar.
W momencie, gdy zbyt długo siedzi
się w ciemności, oczy się do niej przyzwyczajają. Każdy blask światła jest
podobny do tego, jakby ktoś wam kazał patrzeć w słońce przez dwadzieścia minut,
bądź przepalał siatkówki laserem, a wy nie możecie przy tym zamknąć powiek.
Oczy bolą, jakby je przypiekano żywcem, świat wybucha w ogłuszającej fali bólu.
Ktoś powinien je wtedy przewiązać ciemnym, ale przepuszczającym chociaż trochę
światła i obrazu materiałem. On kazał mi cierpieć.
Gdy i to nie skutkowało, wymyślał
coraz skuteczniejsze i bardziej zatrważające metody. Miał naprawdę chore
pomysły.
Stał się bezsilny. Mimo całkowitej
kontroli nade mną, nie potrafił wydobyć ze mnie żadnej reakcji. Uodporniłam się
na najgorsze rzeczy, jakie mogą zdarzyć się człowiekowi.
On był potworem, któremu życzyłam
śmierci. Zniszczył mnie, moją rodzinę, ponieważ musiałam cię porzucić.
Spowodował, że straciłam szacunek nie tylko do świata, ale przede wszystkim do
siebie. Kazał mi robić takie rzeczy, których nigdy więcej nie chcę wspominać.
Poniżał mnie, gnębił, powodował, że czułam się nikim i nie chciałam istnieć. A
mimo to dalej funkcjonowałam.
Przemoc eskaluje. W tym przypadku
też tak było. Zawsze tak jest. Byłam dziewczyną z dobrego domu. Gdy uderzył
mnie po raz pierwszy, nie dowierzałam w to, co ma miejsce. Wierzyłam, że mnie
kocha, szanuje. Chce ze mną być i może rzeczywiście czymś zawiniłam, że tak
mnie potraktował. Teraz jednak wiem, że to nieprawda. Potem…
Ostatnią fazą tego wszystkiego… –
Zamilkła na długo, próbując złapać oddech. Nie mogła tego ot tak powiedzieć. Za
dużo się z tym wiązało bólu, krzyku, płaczu i blizn.
Widzicie moją twarz. Oszczędził mi
oczy. I z tego powodu się cieszę. Wszystko inne… Był popieprzonym psycholem. Z
tymi bliznami wiąże się wiele innych strasznych historii, od których
moglibyście mieć koszmary. Chodzi o to, że… On nie zrobił ich raz. Robił je po
kilkadziesiąt razy, aż ciało nie chciało się goić. Krew, ból, krzyk i łzy.
Każda z nich była za coś, co wymyślił. Przecież wszystkiemu byłam winna ja,
najgorsza istota na ziemi.
W końcu ktoś z watahy się ocknął.
Jakaś kobieta mnie słyszała. Nie znałam tej zmiennej. Zareagowała, może
dlatego, że była obca. Potem pojawili się inni. Dla mojego ciała było i tak już
za późno. Mężczyźni od razu go zabili. Ich wściekłość, pomimo tego, że był
alfą, przeważyła. To Kate zareagowała pierwsza od wielu lat. I to ona mnie
znalazła.
Pierwszą jej reakcją były wymioty.
Wcale jej się nie dziwię. Moje ciało było sino-fioletowe z licznymi ranami
szarpanymi na całym ciele, które nie chciały się goić i zaczynało być ze mną gorzej
niż wcześniej. Podejrzewam, że gdyby nie ona, jeszcze tydzień, może miesiąc i
bym nie żyła.
To, co widzisz… Jest efektem jej
starannej opieki. Oczyszczania ran, szycia ich, środków przeciwbólowych i
cierpliwości. To dzięki niej nie wyglądam jak zagojona kupka mięsa.
Allan
wypadł z salonu. Pędem wpadł do ich sypialni, następnie do łazienki i zgiął się
nad muszlą. Obrazy, które widział w głowie, zapewne nie oddawały nawet w
połowie rzeczywistości, co jednak nie oznaczało, że nie cierpiał na samą myśl o
tym. Jego żołądek burzył się na wszystkie te informacje. Mógł być silny dla
innych, jeśli chodziło o kogoś innego, ale nie o jego matkę.
Przymknął
oczy, uświadamiając sobie, że rzeczywiście tak o niej myśli. Nie jak o
kobiecie, która go urodziła i porzuciła, ale jak o prawdziwej, oddanej matce.
Przypłaciła jego życie cierpieniem, długiem, którego nie będzie mógł spłacić.
Opłukał usta i zszedł na dół do salonu. Czuł, jak drżą mu nogi.
–
Przepraszam. Nie mogłem… Ja… – Zamknął usta. Czuł się dziwnie z tymi wszystkimi
informacjami. Z drugiej strony dobrze, że je uzyskał jednego dnia, przynajmniej
będzie mógł je przetrawić przed nastaniem kolejnego poranka. Spojrzał na
kobietę i podszedł do niej. – Mogę cię przytulić? – Nie chciał robić nic ponad
to, czego sama by nie chciała. Nie zamierzał jej skrzywdzić.
– Nie
zabijesz mnie? – Zaskoczona podniosła na niego wzrok. Oczy miał po niej. Tak
samo jak rysy twarzy. Mimo blizn szpecących jej oblicze widział w niej dawno
utracone piękno.
– Nie
mógłbym. Nie jestem nim. Nie potrafiłbym. – Przytulił ją mocno do siebie,
gwałtownie obejmując ramionami jej plecy. – Nie chciałbym. – Wyszeptał, kładąc
głowę na jej ramieniu. Dopiero po chwili niepewne dłonie spoczęły lekko na jego
plecach i szyi.
– Jestem
przy tobie. W końcu jestem przy tobie. – Kobieta rozszlochała się gwałtownie,
próbując w ich nieporadnym uścisku zakryć dłonią usta. Drżała gwałtownie, tuląc
do siebie dorosłego, zmiennego wilka, któremu lata temu obiecała, że do niego
wróci. W końcu jej się to udało. Po tylu latach mogła odetchnąć.
Wow. Jestem pod wrażeniem...
OdpowiedzUsuńjak zwykle super tylko dlaczego rozdziały są coraz krótsze ?
OdpowiedzUsuńOne nie są krótsze, one tak wciągają.
UsuńAutorko, piękny tekst.
Kamilu, nie mnie się wypowiadać czy wciągają jak to jakiś anonim napisał :) Co do rozdziałów. Czasem jest tak, że gdy piszę rozdział czy większą partię tekstu zastanawiam się czy warto coś "upychać" dodatkowo. Wiem, że brzmi to niezwykle brzydko, ale czasem rozdział na cztery czy ledwie pięć stron jest kwestią wyboru, by tekst miał możliwość wybrzmieć, by czytelnik mógł się nad nim chwilę zastanowić.
UsuńDlatego czasem wolę opublikować coś krótszego.
Pozdrawiam
LM
Anonimie :) Dziękuję ci bardzo :)
UsuńPozdrawiam
LM
Rozdział świetny jak zawsze, chociaż drastyczny, że przy czytaniu sama miałam odruchy by zwrócić śniadanie. Ale i to musiało przecież się znaleźć. Więc skoro to już koniec opowieści matki Allana to czy będziemy mogli się spodziewać w następnym rozdziale jakiejś ciekawej akcji z naszym trójkącikiem? ^^
OdpowiedzUsuńBardzo dobre tylko nóż w kieszeni się otwiera. Zwłaszcza jak sobie pomyślę jak wielu ludzi nie reaguje na tekie krzyki w rzeczywistości a potem jest już za późno:-)
OdpowiedzUsuńNiestety, często jest już za późno, wiele osób ukrywa swój ból. A nawet jeśli się przyzna to pod wpływem strachu się wycofuje. Myśli, że nie da sobie rady. Przykre.
UsuńPozdrawiam
LM
Trudno napisać komentarz pod tak przejmującym tekstem.Tyle cierpienia.Obłęd.Czekan na niedzielę.Pozdrawiam Beata
OdpowiedzUsuńDziękuję za te piękne słowa :)
UsuńPozdrawiam
LM
O nie, znowu sie poplakalam! A naprawde trudno mnie wzruszyc. Uwielbiam Twoj styl pisania, te wszystkie emocje zawarte w tekscie, przez ktore wyobraznia wrecz szaleje. Swietne. Nie moge doczekac sie kolejnego rozdzialu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
xjudass
Xjudass nie płacz :) Ale bardzo mi miło, że tak odbierasz tekst. Naprawdę bardzo miłe słowa z twojej strony.
UsuńJeszcze raz dziękuję :*
Pozdrawiam
LM
To straszne i niewyobrażalne co matka Allana musiała znieść w swoim życiu. Tyle bólu fizycznego ale też i psychicznego, który chyba jest dużo gorszy niż ten pierwszy.
OdpowiedzUsuńNa szczęście dla wszystkich ten koszmar się skończył i oby teraz Cassandra zaczęła powoli składać swoje życie w całość, co mam nadzieję, że się jej uda bo po tym co przeszła to może być ciężko...
Musze przyznać, że tekst był strasznie przepełniony emocjami i normalnie praktycznie czułam te wszystkie stany emocjonalne, które opisałaś... Bardzo się z tego cieszę bo bardzo ciężko jest oddać te wszystkie uczucia za pomocą słów tak, żeby czytelnik to wszytko "odczuł na sobie"...
Pozdrawiam
Miło mi, że tak odebrałaś ten rozdział. Jako pełen emocji i wrażeń. Masz rację, Cassandra już swoje przeżyła. Niestety. Oby teraz było tylko lepiej :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
LM
Hej,
OdpowiedzUsuńwow jestem pod wielkim wrażeniem, historia jest straszna, ale bardzo się cieszę z reakcji, zachowania Allana
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
śmierć dla tego pojeba to za łagodna kara powinien cierpieć do końca życia
OdpowiedzUsuń