niedziela, 27 września 2015

Rozdział 30


Hej kochani :)
Wracam do was po krótkiej nieobecności :) Na wszystkie zaległe komentarze odpowiedziałam ;) 


Rozdział 30


            Kolejny poranek przyszedł dla Allana zbyt gwałtownie. Pół nocy nie mógł zasnąć, a gdy już to zrobił, nawiedzały go koszmary. Kolejny raz pobudkę zawdzięczał partnerowi. Nie mógł się z nich obudzić. W snach widział to, co przeszła jego matka, obrazy były realistyczne, straszne, nie chciał wiedzieć, jak czuła się w rzeczywistości.
            – Kochanie. Już, szz, spokojnie. – Otworzył oczy i spojrzał na Lucasa. – To tylko sen, koszmar.
            – Ona to przeszła na żywo… – Głos uwiązł mu w gardle. Przytulił się mocno do partnera. Nie spodziewał się, że będzie tak gwałtownie reagował na owe informacje. Nie chciał wyobrażać sobie, co Cassandra przechodziła przez kolejne lata swojego życia.
            – Musisz się z tym pogodzić. Widziałeś ją wczoraj. Ona doskonale wie, że przeszła piekło i teraz nie potrzebuje współczucia czy litości. Traktują ją normalnie, by mogła odżyć. Do wyglądu się przyzwyczaisz. Prawda?
            – To najmniejszy problem, po prostu mając świadomość, ile wycierpiała przez te wszystkie lata, chciałby… – Lucas przyłożył mu palec do ust.
            – Odpuść, All. Czasu nie cofniesz. Była dorosłą kobietą, gdy podjęła swoje decyzje. Nie możesz jej uszczęśliwić na siłę. Dajmy jej przede wszystkim spokój. Wydaje mi się, że właśnie tego teraz potrzebuje.
            – Dziękuję. – Musnął wargi partnera. – Chodź do mnie. Muszę… Potrzebuję… – Luc doskonale wiedział, o co chodzi partnerowi. Wsunął się lekko na niego i zaczął całować. 

***

            Megan nie podejrzewałaby, że aż tak zaaklimatyzuje się w domu Luigiego. Jego rodzina przyjęła ją ciepło i serdecznie, głowa klanu ucieszyła się, że w końcu chociaż jeden z jej synów ma kogoś przy swym boku.
            Bracia jej partnera byli bardzo energiczni i rozbrykani. Czasem zastanawiała się, czy rozmawia z dorosłym człowiekiem czy dzieckiem. Zaskakiwali ją swoją postawą, ale też ciepłem. Przez problemy z nogą miała trudności z poruszaniem się, ale zawsze któryś z nich proponował jej pomoc. Na początku starała się oponować ze względu na Luigiego. Słyszała w końcu o bardzo zazdrosnych partnerach, którzy woleli, żeby nikt inny nie dotykał osób im przeznaczonych. Dlatego też ze śmiechem wyrywała się i próbowała radzić sama, co niestety nie zawsze się udawało. Dopiero po szczerej rozmowie z Luigim odpuściła sobie wzbranianie się przed tym. Nie raz już została wniesiona na piętro po schodach, jak i zniesiona. Na szczęście Luigi nie traktował swoich braci jako zagrożenia, a jego alfa była tym bardziej zadowolona.
            Ich matka najchętniej by ją utuczyła, co chwilę podsuwając jej coś do jedzenia. Nie mogła już patrzeć na żaden posiłek. Lugi śmiał się z niej, że powinna się przyzwyczaić, chcąc z nimi zamieszkać.
            Przez ten krótki czas, jaki minął od ich poznania, jeszcze się z nim nie sparowała, chciała trochę poczekać. Na szczęście mężczyzna to rozumiał i nie miał problemu z zaakceptowaniem tego stanu rzeczy.
            Musiała wcześniej rozważyć kilka aspektów ich związku. Jakkolwiek by to źle brzmiało, nie chciała wchodzić w to ot tak. Chciała się dowiedzieć, czy będą mieszkać we Włoszech z jego rodziną, czy przeprowadzą się do jej watahy. To była jedna z podstawowych kwestii, dotycząca ich przyszłości. Oprócz tego zamierzała porozmawiać z nim o potomstwie, czy chciał mieć w przyszłości dzieci czy też nie. Chciała poznać jego pogląd na tę sprawę. Do tego dochodziła praca, ponieważ nie zamierzała siedzieć całymi dniami w domu, czy sam fakt, że chciała się dalej kształcić. Nie chciała ograniczyć się ze względu na to, że partner jej czegoś zabroni. Mogli dochodzić do konsensusu, ale wszystko wymagało czasu.
            Na szczęście rozmowa ta przebiegła w większości po jej myśli. Dla Luigiego nieważne było to, gdzie będą mieszkać, ale że będzie przy niej. A ona wiedziała, że za niedługo zacznie tęsknić za klanem. Do tej pory nie była poza domem tak długo. Nigdy nie chciała się od nich wyprowadzić. Świadomość tego pozwoliła jej odetchnąć. Chciała za miesiąc wrócić do domu, do swojego poprzedniego życia. Musiała tylko poinformować o tym Luigiego.

***

            Max siedział zaczytany w dokumentach. Miał serdecznie dość faktu, że przenosi swój gabinet. Przez ten pozornie nic nieznaczący fakt, nagle część jego klientów chciała załatwienia mało ważnych spraw na już.
            Dzień miał dość nerwowy, czuł napięcie kumulujące się w powietrzu. Wszystko zaczęło się od pojawienia matki Allana. Nie mógł patrzeć na tę kobietę. Wiedział, że zachowywał się tak dlatego, że ta go porzuciła, a jemu zależało na przyjacielu.
            – Cześć, bracie. Nad czym siedzisz? – Spojrzał na Alla, który oddał mu na jakiś czas pokój do składowania wszystkich dokumentów.
            – Niedokończone sprawy, które mogą poczekać, ale nikt tego nie chce.
            – Twoja matka szybko działa.
            – Twój język jest jeszcze szybszy. Nie chciałem jej na razie o tym informować. – Wilk uśmiechnął się do niego szeroko.
            – Dlatego właśnie ci w tym pomogłem – mruknął. – Marco i Sam nie wchodzą ci na głowę?
            – A myślisz, że dlaczego się tu zaszyłem? Przez całe swoje życie nie miałem tyle czułości co teraz, powoli mam tego serdecznie dość. Nie jestem pluszowym misiem.
            – Powiedziałeś im to? – Max spojrzał ponownie uważnie na przyjaciela, odkładając w końcu dokumenty, zaznaczając wcześniej fragment, w którym skończył czytać.
            – Nie, widzę, jak ich to cieszy.
            – Postaw im granicę, Max. Inaczej się w tym zatracisz, będziesz się wściekał, a i tak im tego nie powiesz. Dobrze wiesz, że takie zachowanie mija się z celem.
            – Wiem. W końcu im powiem. – Potarł dłonią czoło.
            – Nie, przyjacielu. Dzisiaj. Czas najwyższy. – All usiadł wygodnie, założył nogę na nogę i oparł łokcie na podłokietnikach, dłonie splótł na brzuchu. – Coś cię męczy. Widzę to.
            – Masz stos swoich problemów, może nimi się zajmiesz? – Nie zamierzał z nim gadać. Nie miał na to ochoty, poza tym nigdy nie lubił zwierzać się Allanowi.
            – Mam czas. Możemy tu siedzieć do momentu, aż się przełamiesz.
            – Daj mi spokój, All. Nie mam na to siły ani ochoty. Po prostu część klientów ode mnie odchodzi. Chcą tylko dokończyć swoje sprawy. Nie wiem, czy znajdę tu kolejnych.
            – A może po prostu przeraża cię fakt, że będziesz spędzał popołudnia z partnerami, a nie w pracy? Dobrze wiem, że zawsze cię to męczyło, ale robiłeś wszystko ponad miarę. Teraz musisz przyzwyczaić się do nowej sytuacji.
            – Dziwisz mi się? Chciałem związku z jedną osobą. – Max nie usłyszał, jak Marco wszedł do pokoju. Niedźwiedź usłyszał jego niefortunnie rzucone słowa, ale było za późno na sprostowanie.
            – Jeżeli mnie nie chcesz, czy Sama… Trzeba było powiedzieć, kochanie. Nie chcieliśmy cię wtedy do niczego zmuszać. Myśleliśmy, że sam tego chcesz. Najwyraźniej się myliliśmy. – Nie czekając na odpowiedź, niedźwiedź wyszedł z pomieszczenia.
            – Kurwa mać! – Max ułożył czoło na dokumentach. Przykrył tył głowy dłońmi i rozstawił szeroko ramiona. – Czy ja zawsze muszę wszystko spierdolić, All?
            – Idź do niego. Słyszał tylko jedno zdanie z tego, co mówiłeś. Ale nie dziw mu się. Wiesz, jaki był początek jego związku z Samem? – Kiwnął głową. – Zapewne przedstawili to w delikatnej wersji. Max, twój partner był na skraju szaleństwa, bił Marco, odrzucał go. U nas to wygląda trochę inaczej. Zostałeś kiedyś odrzucony. Pomnóż ten ból razy dwa przez to, że mamy w sobie zwierzę. A potem dodaj do tego świadomość wiecznego życia i śmierć z powodu odejścia partnera.
            – Czyli było bardzo źle.
            – Gorzej. Idź do niego. Będzie w waszym ulubionym domku. Sam wyczuł, że coś jest nie tak, już do niego poszedł.
            – Czy to dobrze, że tak bardzo mnie wszystko boli?
            – Tak. To oznacza, że ich kochasz. – Przyjaciel uśmiechnął się do niego smutno, a to zmobilizowało go do wyjścia.
            – Dzięki, bracie. Nie zapomnę ci tego.

***

            Max stał tylko chwilę przed drzwiami domku. Wszedł do środka, kierując się od razu do salonu. Podejrzewał, że to właśnie tam będą siedzieć obaj mężczyźni. Sam trzymał dłoń na ramieniu Marco i lekko je naciskał. Natomiast zmienny niedźwiedź siedział pochylony, z twarzą ukrytą w dłoniach. Łokcie opierał na swoich kolanach, mając zgarbione plecy.
            – Marco? Kochanie. – Odetchnął głęboko. – Chodziło o mnie. Nie o to, że was nie chcę.
            – Dobrze wiem, co słyszałem, Max. – Okej, bolało go to nieporozumienie. A co dopiero musiał czuć jego partner? Marco był dobrym betą, właściwy człowiek na właściwym miejscu. Mimo to był bardzo wrażliwy na krzywdę, a przez to właśnie go zranił. Przetarł dłonią czoło. Cholera.
            – Masz rację. – Nie zamierzał zaprzeczać. – Ale nie znasz kontekstu. – Podszedł do obu mężczyzn i usiadł między nimi. – Spójrz na mnie, bo chcę mówić do ciebie, a nie do twoich pleców czy rąk. – Sam objął go w pasie, dodając tak potrzebnej otuchy. Musnął jego policzek w krótkim pocałunku i spojrzał na niedźwiedzia. – Chodziło o to, że zmienia się całe moje życie. Jak myślisz, jak do tej pory wyglądały moje dni? Cały czas pracowałem. W nocy chodziłem na siłownię, nie miałem czasu dla nikogo, bo wciąż i wciąż brałem więcej spraw na głowę. Samotność mnie przytłaczała, nie potrafiłem siedzieć w domu, w ciszy. Nie potrafiłem żyć inaczej. Klienci ode mnie odchodzą. Myślałem, że to tym się martwię. Allan uświadomił mi, że nie mam racji. Chodzi o to, że… Tak naprawdę zacznę spędzać czas z wami. Nie jest to nic złego, ale… Do tej pory tego nie próbowałem. To mnie przeraża. Nigdy nie angażowałem się w ten sposób. Dlatego powiedziałem też, że spodziewałem się jednego partnera. Gdybym spotkał któregoś z was samotnie, zapewne również bałbym się tego samego. Po prostu muszę sobie to poukładać, a uda mi się to dopiero, jak pokończę wszystkie sprawy związane z firmą. Rozumiesz? Nie chodzi o to, że was nie chcę, nie pragnę.
            Marco przysunął się do niego i również objął tym razem z przodu. Swoją głowę wtulił w zagłębienie jego szyi, dmuchając na klatkę piersiową ciepłym powietrzem.
            – Tak lepiej. Gdy jesteś z nami, a nie w pracy. Nie chcę, być od nas uciekał.
            – Nie zamierzam tego robić, Marco. – Sam pochylił się do partnera, by pocałować jego wargi. – Nie teraz, gdy mam was przy sobie.

Dwa miesiące później

            Meg stała na progu domu swojego klanu. Odetchnęła głęboko świeżym powietrzem. Słyszała obcy, kobiecy głos – jak podejrzewała matki Allana, o której tyle się nasłuchała, słyszała piski Liz, która musiała się bawić, ponieważ była bardzo entuzjastyczna. Głośny śmiech Lucasa tylko utwierdził ją w tym przekonaniu.
            – W końcu w domu – szepnęła do Luigiego stojącego obok niej i trzymającego ją za rękę. Złota obrączka lśniła lekko na jej palcu. Jego matka nie wyobrażała sobie, by nie mogła zorganizować im typowego włoskiego wesela, z cholernie głośną rodziną. Od miesiąca była mężatką i nadal w to nie dowierzała.
            – Tak, amore mio (miłości moja).
            – MEG WRÓCIŁA! – Drgnęła gwałtownie, słysząc krzyk Allana i roześmiała się głośno, czując jego mocny uścisk.
            – W końcu! Liz się stęskniła, my też. Telefony to za mało. Cześć, Luigi. Witaj w domu.
Za chwilę cały korytarz wypełnił się ludźmi schodzącymi się ze swoich domów. Siostra Lucasa była w zaawansowanej ciąży, przez co bardzo się męczyła. Na dodatek chłodne powietrze nie napawało jej optymizmem. Jednakże nawet ona była szczęśliwa z powodu powrotu Meg. Wszyscy zmienni ją lubili.
– Chodź do mnie, mały pieszczochu. – Liz wyciągała rączki do dziewczyny, próbując brykać w ramionach ojca.
– Allan, ona jest sprzedana. Już po nas. – Roześmiał się Lucas, przekazując dziecko kobiecie. Aż miło było je obserwować. Luigi mimo wszystko stał trochę z boku, obserwując ich wszystkich. Nie wtrącając się, chcąc dać im się nacieszyć swoją żoną. Stał obok, ale mimo to wszyscy skupili się na niej. Widać było, że ją kochają.
– Macie domek po lewej. Twój ulubiony, Meg. Już dawno odkryłem część twoich rzeczy w nim. Nie ma sensu, żebyście się przenosili gdzieś dalej.
– Dzięki, alfo. – Podeszła do niego i pocałowała go w policzek. – Jest dobry dla trójki. – W tym momencie w korytarzu zaległa cisza. – Jestem w ciąży. – Uśmiechnęła się szeroko. Z ust Lucasa wydostał się jęk.
– Nie zamierzam jeździć w środku nocy do miasta po ogórki i nutellę! Mój żołądek tego nie zdzierży! – Meg zaczęła się śmiać, a wraz z nią wszyscy inni. Od razu przypomnieli sobie sytuacje, gdy partner Allis musiał wyjechać na trzy dni, a kobieta męczyła w nocy swego brata o tenże jakże apetyczny zestaw. Na samą myśl Lucas dostawał mdłości.
– Nie ma sprawy! Luigi da sobie radę. Ewentualnie tym razem przymusimy Allana. – Mężczyzna pokręcił spanikowany głową.
– Mowy nie ma! Zapewne znajdziesz wielu innych chętnych. – Wyszczerzył swoje zęby. – Nic po tobie jeszcze nie widać. Który tydzień, miesiąc?
– Udało nam się za pierwszym razem, więc… drugi.
– A właściwie, dlaczego stoimy w korytarzu? Chodźcie do kuchni!
Jedna z kobiet wspomniała, że trzeba ich nakarmić, na co Meg pobiegła szybko do ubikacji. Luigi roześmiał się na ten widok.
– Moja matka uwielbia ją karmić. Jeszcze trochę pobytu we Włoszech i zapewne jedzenie zaczęłoby się jej kojarzyć bardzo negatywnie.
– Szkoda, że nie poinformowaliście, że wracacie. Przygotowalibyśmy domek.
– Zdecydowaliśmy się w nocy. Rano już lecieliśmy.
– Czyli wyszedł wam spontaniczny powrót do domu. – Cassandra weszła do kuchni.
            – Dałam jej ręcznik. Przyda się. Biedna, torsje bardzo ją męczą – powiedziała kobieta.
            – Niestety. – Westchnął Luigi. – Dlatego chciałem z nią tu wrócić. Czekała na to. Może poczuje się tu trochę lepiej niż w upalnych Włoszech, gdzie mój naród w końcu zaczął ją denerwować przez swą spontaniczność.
            – Nie przejmuj się, hormony robią swoje. – Cass dotknęła lekko jego ramienia. Allan wciąż obserwował, jak jego matka uczy się kontaktu z innymi. Gdy wykonała ten z pozoru banalny gest, dłoń drżała jej niemiłosiernie.
            – Dziękuję. – Luigi przyłożył swoje palce do tych leżących na jego ramieniu i spojrzał w górę na kobietę, z uśmiechem. – Może będziesz mogła nam doradzić, jak już młode się urodzi? Możemy mieć z nim początkowo problem. Jestem beznadziejny w myciu dzieci, a nie chcę, by tylko Meg to robiła. Podejrzewam zresztą, że i jej ulży w tej sytuacji.
            – Ja… Ja… Nie wiem… – Allanowi prawie zamarło serce, widząc swoją matkę w tej sytuacji. Lucas pod stołem ścisnął lekko jego dłoń. Wszyscy wiedzieli, jak kontakty z innymi jej pomagają, a zarazem ile zdrowia ją kosztują. – Nie wiem, czy potrafię, ale dobrze. – Wypuścił wstrzymywane powietrze nosem. Oparł głowę na ramieniu Lucasa. Luigi wiedział, co robi, zapewne umiał się opiekować dziećmi, ale chciał też pomóc jego matce. Gdy kobieta odeszła, spojrzał na mężczyznę.
            – Dziękuję – szepnął. Nie chciał, by Cassandra go usłyszała.
            – Przyda nam się pomoc, a ona poczuje się potrzebna. Z dzieckiem łatwiej przełamać pewne opory. – Kiwnął głową na to, że się zgadza i wziął od partnera córkę w ramiona. Mała wypuszczała bańki śliny z ust, wierciła się na kolanach ojca, co rusz stała na nóżkach i podskakiwała na kolanach Lucasa.
            – Muszę ją przewinąć. – We trzech dobrze wiedzieli, że to nieprawda. Allan musiał przełknąć emocje, rosnące mu gulą w gardle, a nie chciał, by którykolwiek z domowników to widział. Wszedł szybko do swojej sypialni i usiadł z małą na łóżku. Robił z nią to samo, co Lucas, trzymała się jego palców i próbowała przebierać nogami w jego kierunku. Przy tym też oddychał głęboko, powstrzymując się od płaczu.
            Co jakiś czas sytuacja jego matki gnębiła go i nie dawała żyć. Od czasu do czasu miał ochotę popłakać nad tym, co oboje utracili, a co teraz starał się pomóc jej odzyskać. Luigi był tak naprawdę dla niego obcym człowiekiem, kolejnym, który wyciągnął w kierunku Cassandry pomocną dłoń.
            Spojrzał na swoją córkę i pomyślał o Ellen. Chciałby widzieć jej minę, gdy mała zrobi pierwsze samodzielne kroki, wypowie pierwsze słowo, zdanie, zacznie chodzić do szkoły, pozna swojego partnera. Jego żona nie będzie miała możliwości dzielić z nimi tych wszystkich sytuacji.
            Już jakiś czas temu uświadomił sobie, czemu obecność matki wywołuje w nim tak silne emocje. Nie przeżywał tylko siebie, przeżywał także przyszłość swojej księżniczki. On odnalazł kobietę, która go urodziła po tylu latach, a mała nie będzie miała takiej możliwości.
            Nikt, nigdy nie zastąpi jej tego, kim byłaby dla niej Ellen, gdyby żyła. Nie chciał również na to pozwolić. Nie zamierzał ukrywać przed córką, skąd się wzięła na świecie. Nie pozwoli sobie na kłamstwo o surogatce, ponieważ to zraniłoby nie tylko ją, ale również jego.
            Lucas wszedł do pokoju i prawie od razu przytulił się do niego od tyłu, zaplatając swoje ramiona na jego pasie.
            – Lepiej? – Luc zawsze dawał mu czas na oswojenie się z tym, co czuł. Nie pocieszał go przedwcześnie, po prostu był, co All cenił sobie jeszcze bardziej.
            – Tak. Musiałem po prostu odetchnąć. Czasem to… cholernie boli. Widzieć, jak walczy sama ze sobą. Dziękuję. – Pocałował głęboko swojego partnera.


12 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Kyaa~! ^.^ >.< Ten rozdział jest boski~! :D Ale zacznę od początku...
      Mi również jest żal Cassandry, przez co ona przeżyła itd ale mam nadzieję, że odżyje i będzie wspaniałą babcią dla Liz. :D
      Maxiu pluszowy misiu~! XD Niech szybko kończy pracę i do swoich ukochanych. I oczywiście z niecierpliwością czekam na zaręczyny ;) <3
      Meg i Luigi~! Nie powiem ale szybcy są xp Wracają do domu jako małżeństwo i na dodatek ciąża o.O I ma im się urodzić dziewczynka :D A siostra Lucasa urodzi chłopca i będzie parka~! :p (Ja i te moje wymysły >.<)
      A Alluś ma się uspokoić i cieszyć się życiem ze swoim partnerem, córeczką no i mamusią. :D Happy end zawsze lubiany <3
      Weny do pisania kolejnych prac- mam nadzieję, że już coś tam stukasz nowego na klawiaturze ^^
      Ściskam i pozdrawiam i do zobaczenia za tydzień~! *.* #Kimie

      Usuń
  2. Meg wrocila! I to nie sama, haha. :)
    Allan strasznie przezywa to co dzieje sie z jego matka i wcale mu sie nie dziwie. Mam nadzieje, ze wszystko potoczy sie w dobrym kierunku. Marco jest taki wrazliwy, uwielbiam go. :D
    Pozdrawiam,
    xjudass

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak :) Meg wróciła ;) Nawet nie we dwójkę, tak jak planowałam :D
      Cieszę się, że uwielbiasz Marco :D Niestety. On ma już partnerów (a szkoda!).
      Pozdrawiam
      LM

      Usuń
  3. Fajne ale nie sądzisz że trochę zbyt ogólnie? Kurcze to już jakoś blisko końca chyba?

    OdpowiedzUsuń
  4. Allan wciąż przeżywa cierpienie matki,rani go jej wycofanie,może z czasem dzięki miłosci rodziny i wsparciu watahy otworzy się na innych.Już powoli to się dzieje.Max pracocholik tez ma problemyu ,zbyt dużo czułości,obawa co zrobi z wolnym czasem,nie umie jeszcze cieszyć sie z posiadania partnerów.Trzeba czasu i cierpliwości,bo miłość już ma.Weny życzę i liczę ,że to jeszcze nie jest końcówka.Pozdrawiam Beata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Max to pracoholik, ale da sobie radę z tym wszystkim :) :) Nauczy się posiadania partnerów :)
      Wena się przyda. I to bardzo.
      Pozdrawiam
      LM

      Usuń
  5. Witam
    Opowiadanie robi się coraz ciekawsze, na początku średnio mi się podobało...ale od kilku rozdziałów jestem bardzo pozytywnie zaskoczona trochę tak jakby puzzle w końcu wskoczyły na swoje miejsce by tworzyć harmonie tego opowiadania.

    Nie mam w zwyczaju szukać błędów ortograficznych czy interpunkcyjnych ale znalazłam jeden błąd bodajze jest tak napisane "widać ze naprawdę ją kochają"...oczywiście powinno być"się" opcjonalnie "ją kocha". Kompletnie nie mam z tym żadnego problemu tak tylko mówię :D

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam :)
      Miło mi, że jednak od kilku rozdziałów ci się bardziej podoba.
      Przeczytałam to zdanie, o którym wspominałaś kilka razy :) Owo zdanie, było powiedziane z perspektywy Luigiego. Dlatego zostało tak sformułowane :)
      Ale dziękuję za wskazanie tego :)
      Pozdrawiam
      LM

      Usuń
  6. Cieszę się, że wszystkim parom się układa. Wiadomo skąd te koszmary Allana- jego matka nieźle się nacierpiała a mając zajęcie będzie mogła oderwać się o przykrych wspomnień i stworzyć nowe- piękniejsze.
    Dobrze, że Max wytłumaczył wszystko partnerom i nie mają kryzysu uuf ;)
    Rozdział jak zwykle wspaniały

    OdpowiedzUsuń
  7. Super, że Meg wróciła do domu. No i jeszcze z niespodzianką ;)
    Cieszę się też, że nasze trio wyjaśnia sobie wszystkie nieporozumienia od razu zamiast robić z tego większe problemy. Wiadomo, że dla Maxa jest to wszystko trudniejsze do poukładania ale dobrze, że jest gotowy do zmian w swoim życiu.
    Az mi szkoda Allana. Strasznie przeżywa to co spotkał jego matkę. Mam nadzieję, że w końcu pogodzi sie tym wszystkim i zacznie razem z nią tworzyć nowe więzi ;)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej,
    ochocho Meg w ciąży jest, a Luigi bardzo miło został przywitany w sforze...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń