Kochani!
Miłego czytania :) Dzisiaj się nie rozpisuje. Musze jednak wspomnieć, że "Spotkanie" rozrasta się w mojej głowie. A to jest przerażające :P
Rozdział 7
Noc
w domu niedźwiedzi minęła spokojnie. Lucas, biorąc szybki prysznic, podjął
decyzję, że nie będzie naciskał na Allana w sprawie wiązania. Z pożądaniem da
sobie radę, ale będzie czekał, kiedy to jego partner do niego przyjdzie. Gdy w
końcu obaj znaleźli się w jednym łóżku, przytulił się do Alla i poszedł spać.
Prawda
wyglądała niestety trochę inaczej niż widział ją Luc. Mężczyzna miał bardzo
głęboki sen, który ciężko było przerwać, tak więc jego przyszły kochanek nie
miał problemu z wymykaniem się z sypialni, gdy tylko Liz płakała. A tej
pierwszej nocy w nowym, nieznanym jej miejscu, była bardzo niespokojna. Budziła
się pięć razy i długo nie mogła przestać płakać.
Widząc
swego partnera śpiącego, przywódca klanu założył, że potrzebuje on trochę się zregenerować po tym wszystkim, co go
ostatnio spotkało. Zszedł do kuchni z zamiarem zrobienia sobie kubka mocnej
kawy i śniadania dla dwojga. Zaskoczył go widok Marco trzymającego Liz na ramieniu
i karmiącego ją butelką.
–
Obudziła się? – Zapytał głupio.
–
Jak widać. Allan śpi? – Dopiero to wzbudziło ciekawość niedźwiedzia.
–
Tak, a co?
–
W nocy ciągle do niej chodził. Raz słyszałem, jak płakała, koło czwartej nad
ranem, ale kołysał ją już w ramionach. Powiedział, że już któryś raz wstaje.
Nie słyszałeś tego? – Włoch pierwszy raz widział swojego alfę zarumienionego ze
wstydu. – Nic, a nic? Przecież mała by umarłego zbudziła. – Zdziwił się. –
Mieszkam dwie sypialnie dalej, a też reagowałem.
Przynajmniej
wiedział, że jego partner nie jest śpiochem, który lubi późno wstawać. Sam
dzisiaj poświęcił na to o wiele więcej czasu niż zazwyczaj i wyjątkowo trudno
mu się było zebrać do zejścia na dół. Ciepła pościel i kochanek wtulony w niego
były wystarczającą zachętą.
–
W ogóle. Allan będzie mnie musiał szturchać, żebym do niej wstawał, nie chcę by
tylko on się nią zajmował. – Widział, jak sprawnie Marc, odstawia pustą
butelkę, daje sobie śliniak na ramię i ustawia dziecko w pozycji pionowej, poklepując
mu lekko plecki.
–
Dobrze, że chcesz to robić. On wydaje mi się… nieufny, ostrożny.
–
I masz rację. Mam dokładnie to samo zdanie i od wczoraj chodzi mi po głowie jak
to zmienić. – Wsypał do dużego, niebieskiego kubka trzy łyżeczki rozpuszczalnej
kawy, dodał pół łyżeczki cukru, zalał gotującą się wodą, a na sam koniec dolał
odrobinę mleka. Po chwili zastanowienia zrobił równie mocną kawę dla partnera
tylko z większą ilością dodatków.
–
Nie jesteście sparowani. – Marco miał to do siebie, że nie bawił się w
subtelności. Wszyscy znali go z tego, że zawsze mówił prawdę, choćby miała ona
bardzo zaboleć. I dlatego często zamiast o coś zapytać, walił prosto z mostu.
–
Nie. – Nie miało sensu ukrywanie tego stanu rzeczy, ponieważ zapach na jego
skórze był słabo wyczuwalny, tak samo u Allana. Gdyby byli związani, wszyscy
czuliby go znacznie intensywniej.
–
Chyba wszyscy widzieli, jak uciekł od ciebie i zgarnął płaczącą małą. Zaraz
potem wyszedł. Nie wiedzieliśmy nawet jak zareagować.
–
Nie przejmuj się, miałem to samo. A co inni…? – Nie dokończył pytania, wiadome było
czego chce się dowiedzieć.
–
Nie zamierzają się wtrącać do czasu, aż ty nie zdecydujesz, co robimy. Przecież
nie każdemu się udaje. Czasem parujemy się za szybko, a partner potem okazuje
się sukinsynem. Zdarza się. Może to i lepiej, że uciekł teraz, a nie po tym,
jakbyście się już związali na stałe.
–
Mhm. – Zajął się szykowaniem śniadania, więc nie przyznał się do tego, że nie
słuchał swojego zastępcy.
–
Luc, czy ty jesteś go pewny? – Wątpliwości, które mu towarzyszyły, nie mogły
ujrzeć światła dziennego. Wiedział, jak wiele zaryzykowałby stwierdzając, że
nie ma pewności co do przyszłego kochanka, że nie potrafi przewidzieć, jak
zachowa się za chwilę. Jako przywódca i partner, musiał być pewny Allana, nawet
gdyby wszyscy inni w niego zwątpili. All nie ułatwiał im życia przez swoje
tajemnice.
–
Tak, Marco, jestem. Inaczej nie wpuściłbym go za próg tego domu. Nie zamartwiaj
się niepotrzebnie. Co dzisiaj musimy zrobić? – Zmienił temat, by jego zastępca
nie miał czasu na następne pytania. Dopiero od tej pory rozmowa potoczyła się
szybko i sprawnie, czego oczekiwał. Mimo już dość długiego życia ze zmiennymi
nadal nie był przyzwyczajony do tego, że ktoś aż tak bardzo się nim przejmuje.
Gdy reszta domowników zebrała się w kuchni, by zrobić śniadanie, a zaraz potem
nastawić obiad – nie mógł nie zauważyć ich ciekawych spojrzeń. Na szczęście dla
niego niczego nie skomentowali, nie pytali, po prostu patrzyli. Liz była już od
pewnego czasu w jego ramionach. Wziął ją od Marco, gdy tylko zaczęli rozmawiać
na tematy czysto biznesowe. Nie zamierzał jeść dzisiaj z nimi, potrzebował
odrobiny prywatności tym bardziej, że nie musiał nic robić. Chciał spędzić swój
czas z partnerem, musiał z nim poważnie porozmawiać, chociaż nie wiedział czy w
ogóle mu się to uda.
***
Allan
obudził się w momencie, gdy Lucas wszedł z jego córką do pokoju. Mała gaworzyła
słodko, co go niezmiernie ucieszyło, a jego mężczyzna stroił dziwne miny. Mógł
ich spokojnie obserwować, ponieważ Luc nie zwrócił na niego większej uwagi.
Powinien pomyśleć nad tym co powie niedźwiedziowi o sobie, swoim życiu,
przeszłości, która nie była łatwa. Przede wszystkim skupi się na tym, dlaczego
tak długo był samotny. Nie był gotów jednak wyjaśniać wszystkiego od raz, więc
zastanawiał się czy w ogóle warto to zrobić. Czy powinien zaoferować cząstkę
swojej historii i oczekiwać zrozumienia?
–
Chyba musimy porozmawiać. – Spojrzenie Lucasa spoczęło na jego twarzy, podszedł
do łóżka, położył na nim Liz, a sam usiadł obok niego. Sam nie wiedział czego
szukał w jego oczach. Tego, że go zaakceptuje, pokaże, że nie ma się czego
obawiać? Nie było to możliwe i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Okropne
uczucie, które burzyło mu myśli i uczucia. Na dodatek Lucas wcale nie chciał
spróbować się z nim kochać, co także prowadziło do niepotrzebnego napięcia.
Cholera jasna. Wiedział, czego mężczyzna będzie oczekiwał, pytaniem zasadniczym
było, kiedy on się na to odważy. Jego ciało szalało mając go przy sobie, ale na
razie to umysł miał większą kontrolę nad zachowaniem.
–
Jeśli tego chcesz. – Czuły dotyk wylądował na jego policzku, palec wskazujący
muskał go, instynktownie wtulił się mocniej w dłoń. – Zastanawiam się, czego
się obawiasz, co ci chodzi po głowie. – Widząc pochylającego się niedźwiedzia,
również zbliżył się do pocałunku. Nie był on namiętny, pełen pasji, ale czuły i
delikatny. Zaskakiwało go to, jak bardzo Luc odczytywał to, co było mu
potrzebne. Wyjątkowo nie potrzebował pasji, namiętności, chciał… Oczekiwał
akceptacji, wsparcia, poczucia bezpieczeństwa, zaufania. Gesty mężczyzny
wskazywały na to, że może na nie liczyć. Sam fakt, że niczego na nim w nocy nie
wymógł, gdy stwierdził, że nie da rady się z nim sparować. Wypuścił go ze swych
ramion, pozwalając uciec, nie bacząc na siebie.
–
Chyba zbyt wiele, by skończyło się to tylko na dzisiejszej rozmowie. – Przyznał
szczerze. Uśmiechnął się lekko na kiwnięcie głową, które otrzymał i tym razem
sam pocałował Lucasa. – To wszystko nie będzie dla mnie łatwe i nie jestem
pewien czy będę w stanie ci wszystko wyjaśnić od tak.
–
Nie musisz tego robić, mamy całe życie przed sobą. Postaram się mieć zawsze
czas dla ciebie, kiedy będziesz tego potrzebował, ale nie wszystko zależy ode
mnie.
–
Wiem. Po prostu… wpuszczenie cię do mojego życia trochę mnie przytłacza. –
Lucas nie dał po sobie poznać, jak zabolały go te słowa, da sobie z nimi radę.
Allan musiał mu zaufać.
–
Zrobisz to, jeśli tylko będziesz miał ochotę, ja nie zamierzam naciskać. Na
nic. – Czuł się, jakby dyskusja toczyła się na dwóch różnych płaszczyznach. Nie
tylko życia codziennego, ale też intymnego, chociaż nie mówili o tym wprost.
Był pewien, że rozmowa ta tyczy się właśnie tego.
–
Dzięki. – Musnął lekko jego wargi chcąc się nacieszyć tym smakiem. Partnerstwo. Do tej pory słowo to
kojarzyło mu się z czymś prostym, przyjemnym, wzajemnym szacunkiem, praktycznym
brakiem poważniejszych problemów, a jeśli już to para musiała dać sobie z nimi
radę, zaufaniem, rozmowami i ciepłem, pożądaniem, namiętnością. Teraz wiedział
jednak, że nic nie jest tak proste jak w opowieściach, które życie lubi
weryfikować.
Sam fakt tego, jak zaczął się ich
związek. Powinien od razu wyczuć jego obecność w hotelu, zareagować na najsłabszy
zapach, a on, gdyby nie uważność pracowników, straciłby partnera. Wszystko
zaczęło się spokojnie, bez wielkiej namiętności, pożądania – które oczywiście,
było, ale nie takie, o jakim wcześniej słyszał. To z kolei spowodowało, że
zaczął się zastanawiać – ile z rzeczy, które kiedyś usłyszał było kłamstwem?
Nie mógł tego jednak stwierdzić, ponieważ był świadkiem wiązania się zbyt wielu
par, by od tak to zanegować. Niektórych odpowiedzi ciała, przynajmniej w
przypadku mężczyzn, nie da się ukryć, reagują zbyt żywiołowo na obecność
partnera, którego wcześniej nigdy nie widzieli. U nich tego nie było, co mogło
wzbudzić w nim wątpliwości, czy to właściwie było to?
Jego niedźwiedź był pewny, więc i on
nie mógł poddać się negatywnym odczuciom. Nie miał do nich prawa, tym bardziej,
że Allan chciał w końcu opowiedzieć o sobie coś więcej. Wyciągał dłoń w
kierunku ich przyszłej relacji. Przed zaśnięciem rozmyślał chwilę o tym, co
miało miejsce, gdy All zareagował na płacz małej. Przestał być zazdrosny o
dziecko, zdał sobie sprawę, że nie ma uzasadnienia dla takiego zachowania. Mała
była zależna od dorosłych, a ta dwójka musiała sobie dawać radę sama jak do tej
pory. Tłumaczył to w sposób logiczny i prosty, ale gdzieś w środku czuł żal, że
wilk nie zaufał im na tyle, by oddać Liz pod opiekę kilku zmiennym, którzy nie
byliby jej w stanie skrzywdzić. Nie blokował tych emocji, wiedział, że nie tędy
droga. Ale nie zamierzał obarczać za to winą Allana.
– Nad czymś myślisz. – Stwierdził,
zauważając zmarszczone brwi partnera.
– Od czego powinienem zacząć. Chcę,
żebyś zrozumiał całą historię – podjął w tym momencie decyzję – tylko
zastanawiam się…
– Nie myśl. Po prostu zacznij
opowiadać, zrozumiem ją, obiecuję. – Allan oparł się wygodnie o zagłówek łóżka.
– Byłem niemowlakiem, jak moi
rodzice mnie znaleźli. – Wypowiedział najtrudniejszą rzecz, która od długiego
czasu nie dawała mu spokoju. Właściwie przez pół ciąży Ellen zastanawiał się nad
tą kwestią. Kim była kobieta, która go urodziła? A facet, który… – Zostawiono
mnie w lesie, z karteczką w kocu. Ta, która mnie urodziła, nie liczyła na to,
że ktokolwiek mnie znajdzie, chciała mojej śmierci jako „potwora”. Zmienny ją
zgwałcił, a ja okazałem się tym samym, co wzbudzało w niej traumę. Niestety,
chociaż może to dobrze, trafiła na ziemie zmiennych i to mnie uratowało. – W
tym momencie Lucas już wiedział, czemu Allan aż tak dba o Liz. Miał rodziców,
ale nie wiedział, kim jest.
– Skoro chciała byś zmarł, po co
zostawiła kartkę? – Lucas zadał bardzo ważne, dręczące go pytanie.
– Nie mam pojęcia. Może religia jej
na to nie pozwoliła? Albo moralność? Sam się nad tym zastanawiam. – Lucas
zbliżył się do niego, zajął miejsce tuż obok i przytulił do siebie. Mówienie,
patrząc mu w oczy było znacznie trudniejsze, niż gdyby mieli rozmawiać tak jak
teraz, siedząc wtuleni.
– Robisz to, bo nie znasz własnej
tożsamości, prawda? – Kiwnął głową. – Mimo posiadania rodziny, która cię
wychowała, chciałbyś wiedzieć, dlaczego cię porzuciła. Chcesz zrozumieć jej
motywy. Bo ten, który podała uważasz za niewystarczający?
– Masz rację. Chociaż wątpię, żeby
mi się to udało. Jest tyle milionów ludzi na świecie, że równie dobrze mogła
wyjechać by mnie urodzić, zostawić i wrócić do siebie.
– Zmienni mają przecież bazy danych
zawierające wyniki DNA wszystkich. Gdybyś chciał dowiedzieć się, kim jest twój
prawdziwy ojciec, mógłbyś to zrobić. Może będzie pamiętał, kim ona była, o ile
jeszcze żyje?
– To chyba kwestia zasadnicza. Nie
wiem czy tego chcę. Nie wiem, jak się zachowam, gdy spotkam zmiennego, który
zgwałcił kobietę i z tego powodu powstałem ja. – Lucas dłonią obrócił jego
głowę do siebie. Dotyk był delikatny, pełen miłości.
– Możesz zrobić, co chcesz. To moje
ziemie. Jestem w stanie pójść na wojnę z innym klanem, jeśli to będzie
potrzebne, rozumiesz? – Kolejne kiwnięcie głową i czuły uścisk mocniej
zawiązywały ich relacje. Lekko rozsupłana nić partnerstwa umocniła się,
nabrzmiała od miłości, która nie została wypowiedziana.
– Dziękuję. – Liz zaczęła cicho
kwilić, więc wziął ją w ramiona i patrząc w oczy małej, starając się ją
zabawić, zaczął opowiadać dalej.
– Wiadomo, że nie pamiętam, jak to
wyglądało, ale opowiedziano mi po latach, że zmienny, który mnie znalazł zaniósł
mnie do alf, a ci przyjęli mnie jak swojego. Moja matka poroniła swój miot w
zaawansowanej ciąży, a właściwie dzieci z niewyjaśnionych przyczyn przestały
oddychać przed urodzeniem. Spodziewała się bliźniaków. – Zamilkł, przełykając
głośno ślinę. – Pokochała mnie, twierdziła, że może tak właśnie chciało
przeznaczenie. Wykarmiła mnie własną piersią, zapewniała opiekę, kochała.
Ojciec to samo. Nie doczekał się własnych dzieci, dlatego ja byłem jego
ukochanym synem.
– Gdzie teraz są? – Lucas musiał to
wiedzieć. Gdyby nagle się okazało, że to Allan ich zabił, musiałby zgłosić to
radzie.
– Nie żyją. Tak samo jak cały mój
klan. – Złapał szybko powietrze. Nie wierzył w to, co słyszał. Było chyba
gorzej niż myślał, ale nie zamierzał ufać tak niedokładnym informacjom i swoim
podejrzeniom.
– Jak to się stało? – Zacisnął lekko
pięść by w razie czego móc się obronić. Allan był całkowicie rozluźniony, jakby
pogodzony z tą myślą.
– W zeszłym roku zmienni mieli jakiś
super ważny zjazd na północy, prawda? – Kiwnął głową, sam musiał na nim być.
Duże tereny ziemi były atakowane przez ludzi i musieli ustalić co robić dalej.
Z powodów bezpieczeństwa wszyscy mieli podróżować razem i nikt nie mógł
zostawać w domostwach.
– Tak, pamiętam. Nie widziałem cię
tam, mógłbym cię wyczuć.
– Nie było mnie. Ellen trafiła do
szpitala i musiałem przy niej być. Wtedy dowiedziałem się, że jest w ciąży. A
zarazem… – Allan spiął się i zacisnął mocno szczękę.
– To twoja wataha rozbiła się,
uderzając w morze. – Lucas nie dowierzał, w to co powiedział. Chłopak pochodził
z jednej z najsilniejszych do tej pory rodzin, do czasu aż wszyscy zmarli
jednego dnia.
– Od tej pory jestem samotny
wilkiem. Nie dlatego, że coś zrobiłem, ale z powodu, że utraciłem wszystko, co
ceniłem. Jednego dnia moja przeszłość i zyskana przyszłość obróciła się w
proch. – Spojrzał mu w oczy. – Od tamtej
chwili jedyną rodziną, którą miałem była Ellen i Liz rozwijająca się w jej
brzuchu. A gdy ona się pojawiła – musnął opuszkiem palca usteczka dziecka –
została mi odebrana przyjaciółka, kochanka i żona, ale do czasu. – Przekaz tych
słów był jasny. Wilk, mimo swoich wątpliwości, niepewności – przywiązał się do
niego. Uznał za rodzinę. A to było dla Luca najważniejsze. – Widzę, że zabolały
cię moje słowa. – Miał rację, nie tak łatwo słuchać o innej miłości.
– Nie mogę wymazać twojej
przeszłości.
– Nie, a nawet nie powinieneś chcieć
tego robić. Ellen była moją jedyną ludzką przyjaciółką. Wiedziała, że chce
dzieci, a zdawała sobie sprawę, że przy mojej orientacji nie będzie to łatwe.
Została moją żoną tylko dlatego, bym mógł decydować o jej życiu i zdrowiu w
momencie, gdy przy porodzie coś poszłoby nie tak. Nie chciała by zrobili to jej
rodzice. Oni wybraliby ją. Była przekonana, że ja wybiorę małą – tak samo jak
ona. Po czasie sądzę, że może miała jakieś przeczucie co do tego, co miało
nastąpić. Nie wiem. Wymogła na mnie wiele decyzji, które wyszły mi na dobre.
– Kochała cię. – Stwierdził prostu,
wiedząc że ma rację.
– Tak. Ja ją też, ale tylko jak
przyjaciółkę. I to był główny problem, a teraz… Jej już nie ma. Została mi
tylko Liz.
– Masz jeszcze mnie.
– Was, Lucasie. Wiem, że nie okazuję
na razie nadmiernego zaufania, ale nauczyłem się być ostrożny. Kiedyś taki nie
byłem, nie aż tak. Zabrzmi to kolokwialnie, ale życie wymogło ode mnie takiego
zachowania. Wiem, że jeśli zostawię wam Liz, nic jej się nie stanie, mogę wam
zaufać, ale potrzebuję czasu.
– Będziesz go miał. – Poczuł na
swoich wargach długi pocałunek. Przyciągnął go mocniej do siebie i ułożył w
ramionach. – Chcesz mi o czymś jeszcze opowiedzieć?
– Przed wylotem mój ojciec nie mógł
zrozumieć, dlaczego zamierzam jechać do szpitala i złamać rozkaz. Twierdził, że
możemy mieć przez to problemy, ale chyba nie tylko dla zmiennych rodzina jest
najważniejsza, a Ellen tym właśnie dla mnie była. Jeszcze jak przez telefon
powiedziała mi, że jest w ciąży... On był wściekły, że nie była taka jak my, że
dziecko może mieć problemy ze zmianą. Matka go trochę ułagodziła. Ale żałuję,
że nie powiedziałem im, jak bardzo ich kocham i szanuję za to, co dla mnie
zrobili, ile rzeczy poświęcili.
– Naprawdę tak uważasz? Gdyby cię
nie chcieli, oddaliby cię innej parze. Poświęcili się w takiej samej mierze jak
dla swojego dziecka. Byłeś ich. Pojawiłeś się tam z konkretnego powodu. Na
pewno nie chcieliby, byś się zadręczał.
– Czemu tak sądzisz? – Lucas musiał
wyjaśnić Allanowi pewną rzecz.
– Ponieważ znałem twojego ojca. To
on pomógł mi stworzyć nasz klan. Wyjaśnił zasady funkcjonowania watahy.
Niedźwiedzie są samotnikami i żyjemy trochę inaczej niż w naturze. Pomógł mi
sześć lat temu stworzyć to wszystko, co mam teraz. Był dobrym człowiekiem i
wspominał o tobie. Nie mogłem przypuszczać, że będziesz moim partnerem. Nie
miał na sobie twojego zapachu.
– Studiowałem i rzadko bywałem w
domu. Może dlatego. Ale… – W tym momencie uświadomił sobie ważną rzecz. –
Cholera jasna! – Otworzył szeroko oczy. Nie skojarzył tych faktów, zresztą jego
opiekun nie wyjaśnił mu gdzie dokładnie był. Gdy się spotkali po wizycie ojca
Allana u Lucasa, rozmawiali tylko chwilę, bo przyjechał po książki i usłyszał,
że rodzic załatwiał sprawy związane ze zmiennymi.
– Co takiego?
– To... To wtedy zacząłem… Kurwa
mać! – Chwycił się za głowę. Prawda uderzyła go obuchem w łeb, aż zakręciło mu
się w głowie. – Ty mnie nie czułeś, ale ja ciebie tak. Siedziałeś blisko mojego
ojca? – Zadał zdecydowanie pytanie.
– W sumie chyba tak. Nie pamiętam.
Wiem, że przeglądaliśmy razem księgi i dokumenty. Tłumaczył mi wiele rzeczy,
pokazywał to w księgach dla podparcia.
– Twój zapach osiadł lekko na jego
ubraniu. Poczułem go, jak przyjechałem do domu. Byłem przed egzaminem, musiałem
wziąć jeszcze książki, które mogłyby mi się przydać do nauki.
– Aż tak dokładnie to pamiętasz? –
Zdziwił się. On czasem nie pamiętał, co robił miesiąc temu, a co dopiero
konkretnego dnia kilka lat temu.
– Tak, bo od tamtego momentu
zacząłem tęsknić za partnerem. A z czasem i za dzieckiem. Poczułem twój zapach
na jego ubraniu. Zbyt delikatny bym mógł stwierdzić, że jesteś moim partnerem,
ale coś wewnątrz mnie rezonowało, z tym co poczułem. – Lucas spojrzał na niego
uważnie. Nie kłamał, to było pewne. Czyżby zmarnowali sześć lat przez to, że
nie rozpoznali swojego zapachu? Czy to było możliwe?
– Kurwa mać!
– Dobrze powiedziane. – Allan
położył delikatnie Liz na łóżku, a sam usiał na kolanach Lucasa. – Nie
wiedziałem. Przepraszam. – Pochylił się lekko i opuszkiem palca poprawił lekko
przydługawe włosy na czole mężczyzny. Następnie obrysował nim jego żuchwę,
zbliżył go do oka, które się zamknęło, przeciągnął nim przez nasadę nosa, po
policzek, kończąc na wargach. Usta Lucasa były delikatnie otwarte, patrzył mu
głęboko w oczy, a ciepły oddech owiewał mu szyję. Starał się go zapamiętać
właśnie takiego jak w tej chwili. Nie miał ku temu powodów, a jednak czuł
potrzebę by to zrobić. Nie minęła chwila, a wargi spoczęły na obojczyku,
pieszcząc go delikatnie. Przez ciało przepłynął szybki dreszcz.
– Mała. – Mruknął cicho. Słyszał o
ludziach, którzy potrafili kochać się przy niemowlaku leżącym na łóżku, ale
osobiście nie potrafił sobie tego wyobrazić. Nie było mowy, żeby mógł uprawiać
seks z partnerem nawet jeśli dziecko znajdowałoby się w pokoju.
– Wiem, chcę cię potulić. – Lucas
nie chciał mówić, że tego potrzebował. Nie zamierzał prosić o czułość.
Spodziewał się odrzucenia, ale nie tego, że Allan pochyli się nad nim i odchyli
jego głowę do głębokiego pocałunku, w którym będzie dominował. Oparł dłonie na
jego biodrach, przyciągając jeszcze bliżej, palce ułożył na pośladkach, klatki
piersiowe się stykały, uderzając o siebie w trakcie wdechu. Usta ocierały się o
siebie, język Allana dotknął lekko wargi mężczyzny, polizał je lekko, a po
chwili mógł badać ich wnętrze. Musnął jego zęby od wewnętrznej strony, zaplótł
język na drugim śliskim organie i possał go. Czuł dłonie Lucasa zaciskające się
na pośladkach, odetchnął głębiej nosem i wycofał się. Dał niedźwiedziowi
kontrolę, obaj wiedzieli, czego chcą i na co mogą sobie pozwolić w tej chwili.
Allan, mimo pocałunku, w którym
przejął władzę, chętnie poddawał się jego ruchom. Nie zaprotestował na żaden
gest z jego strony, sam wplótł jedną dłoń w jego włosy, a drugą zahaczył o
kark, nieświadomie muskając go palcami. Wsunął jedną dłoń pod koszulkę mężczyzny
i ułożył ją na dolnym odcinku kręgosłupa. Wiedział już, jak reaguje na ten
specyficzny kontakt. Tak jak przewidywał All wygiął się i jęknął, w ten sposób
otarł się też o wrażliwszą część ciała Lucasa. Gdy chwycił jego biodra
unieruchamiając je i naparł swoimi, pocierając ich członki o siebie, obaj
jęknęli cicho.
– Już wiem gdzie jesteś strasznie
wrażliwy. – Szepnął Allowi do ucha, muskając je ciepłym oddechem, a potem lekko
całując. – I zamierzam to bardzo dokładnie wykorzystać. – Tym razem musnął
strefę erogenną dwoma palcami, wywołując w partnerze drżenie i kolejny, tym
razem zahamowany jęk. Obrócił go szybko, wcisnął w poduszki i pocałował lekko.
– Zaraz przyjdę. – Wziął Liz w ramiona i wyszedł z pokoju. Allan odetchnął
głęboko. W najśmielszych myślach nie podejrzewał, że będzie aż tak reagował na
partnera. Wyginał swoje biodra w jego kierunku. Chyba sam chciał umocnić ich
więź. Teraz był na to gotów, ponieważ Lucas poznał większą część jego historii.
A to umożliwi mu otwarcie się na niego.
Piekne, ale dlaczego tak malo ;--;. Wincyj chce wincyj! XD Uch, tak ladnie opisana historia przeszlosci Allana i jeszcze ta scena na koniec. Nie wytrzymam do nastepnej niedzieli. Bardzo dobrze ze Ci sie ukladaja kolejne rozdzialy :D. Im wiecej tego cuda tym lepiej. Duzo weny Ci zycze :D.
OdpowiedzUsuńxjudass
Bo tak się zdarza :) Wincyj będzie w niedzielę :) Wytrzymasz, wytrzymasz :) Wena się przyda :)
UsuńDobrze że rozwija się ta historia w twojej głowie i nie dziwi mnie to że masz tysiąc pomysłów. Pokazałaś nam to w Młodym i Amnezji. Poza tym nasza Lu to zaraźliwy wen (Lu jeśli przeczytasz bez obrazy :P). Zgadzam się z poprzedniczką że krótki rozdział. Jak zwykle zresztą. Oczywiście wspaniały za co wielkie gratulacje. Nie spodziewałam się że tyle się wyjaśni.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Nie czuję się być wenem Lady i na pewno nim nie jestem. Nigdy nie czułam się być wenem kogokolwiek kto pisze. :)
UsuńJak już ci wspominałam w rozmowie. Luana nie jest moim wenem i nigdy nie była :)
UsuńW moim odczucie podobnie..za mało, czekamy cały tydzień litości szczególnie jak masz tyle pomysłów. Odbiegając od tych dwóch nieudogodnień całość jest świetna, bardzo mnie cieszą ich momenty czułości i szczerosci tak jakby wchodziła w odczucia danej postaci i czuła ze tego potrzebuje xD
OdpowiedzUsuńMam cichutką nadzieje, że bedzie to opowiadanie przedstawiało tez ich losy jak mała będzie uczyła siè chodzić i mówić no i oczywiscie uczyc zmieniać...wydaje mi się to strasznie urocze.
Jedna prośba...więcej bo czekamy az tydzień. Litości ;)
Powodzenia dla oczekujących jak i dla Ciebie^^
Świetna robota!
Przykro mi, że uważacie wciąż za mało :D Niestety chcąc wam zapewnić w miarę regularną rozrywkę (i możliwości napadania na mnie) musze publikować w ten sposób. Pomysły raz są, raz ich nie ma a nie zawsze pisze się wszystko i łatwo i przyjemnie. Aktualnie mam pewne zamysły, ale nie mogę napisać jednego wątku. Jest dla mnie ciężki i go "męczę". Ale czasem inaczej się nie da. Cieszę się, że ci się podoba :D
Usuńw takim momencie przerwać no wiesz
OdpowiedzUsuńWiem, wiem :( Jestem zła, nie dobra i wredna :(
UsuńW zeszłym tygodniu zwyczajnie zapomniałam skomentować ( skleroza ;) ) no ale tym razem nie zapominam
OdpowiedzUsuńA więc......wow! Serio nie spodziewałam się że Allan ma tak trudną przeszłość. Ciesze się że jego żona była po prostu jego przyjaciółką. No i jestem zachwycona faktem, że wreszcie tak więź między nimi zaczyna się umacniać.
Nie mogę doczekać się następnego rozdziału.
Dużo weny życzę!
Pozdrawiam OfeliaRose
Jej... szczerze nie spodziewałam się tych wyjaśnień tak wcześnie :p Przywykłam już do tego, że lubisz nas męczyć :p Mam na to dowód... przerwać w takim momencie! No wiesz ty co -.- i jeszcze znając ciebie w następnej notce coś się stanie i znów się nie sparują... Uwielbiasz torturować ludzi :p Przerywasz w najlepszych momentach, dajesz krótkie notki i na dodatek trzymasz w napięciu co będzie dalej!!! Jesteś straszna :p A tak serio rozdział wyszedł ci jak zwykle bosko :p
OdpowiedzUsuńŻyczę duuuuuużo weny i wolnego czasu :p
Pozdrawiam :p
:) No tak. Wcześnie są te wyjaśnienia. Nie wiem czy coś się stanie. Tak to bywa że przerywam. Samo tak wychodzi :)
UsuńPozdrawiam
Łoł, szybko leci :D
OdpowiedzUsuńCieszę się, że poznaliśmy historię naszego Wilczka :) Musiało mu być ciężko, żyjąc bez całej watahy :(
Rozdział cudowny :)
Komentuję po raz pierwszy, więc wiedz, że całe opowiadanie jest na mojej liście ulubionych :*
Pozdrawiam,
~ Genuine
Rozdział piękny ;)
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze, że Allan postanowił opowiedzieć swoja historię Lukasowi. Ale szczerze mówiąc obstawiałam, że pokłócił się ze swoją rodziną i ich opuścił a tutaj jednak stało się coś dużo gorszego bo stracił swoich bliskich bezpowrotnie... I choć pewnie będzie miał jeszcze coś do dodania w tym temacie to fajnie, że już teraz zaczął się powoli otwierać przed swoim partnerem.
Bardzo podoba mi się to, że zarówno Allan jak i Lukas okazują względem siebie takie małe ale zarazem romantyczne i pełne czułości gesty. Aż miło się czyta o tych ich delikatnych pieszczotach ;)
No i mam nadzieję, że teraz w końcu miedzy nimi dojdzie do czegoś więcej i nikt im nie przerwie. w końcu się im to należy (a z reszta nie tylko im ;))
Pozdrawiam
:) Cieszę się, że się podobało :)
UsuńNiestety Allan musiał poradzić sobie z dużo większą stratą niż ta, którą sobie wyobraziłaś. Przynajmniej wiadomo czemu "prawie" oszalał. Stwierdziłam, że te pieszczoty i gesty są niezwykle ważne ;) Na tym to się opiera :)
Hahahaha. Wszystkim się należy ta scena ;)
pozdrawiam
Znęcanie się nad czytelnikami powinno być karane,ale mimo wszystko dziękuję za nowy rozdział.Rąbek tajemnicy został uchylony ,znamy część przeszłości Allana.Czy wreszcie uda im się sparować ?Teraz trzeba czekać cierpliwie na ciąg dalszy.Pozdrawiam Beata
OdpowiedzUsuńCholera. Dobrze, że nie jest karane ;) Bo nie byłoby rozdziałów :D
UsuńPozdrawiam :)
Wow! Cudo :)
OdpowiedzUsuńKażdy rozdział pokazuje nowe oblicze głównych bohaterów. Są niesamowici. Cieszę się, że Lukas daje czas Allanowi, a że Allan potrafi otworzyć się na niego. Ufają sobie, a to w miłości jest najważniejsze. Allan uchylił rąbka tajemnicy, ale jestem ciekawa co jeszcze ukrywa, intryguje mnie to. Mam nadzieję, że teraz już nikt im nie przeszkodzi podczas parowania :) Mam nadzieję, że Lukas bedzie wstawał w nocy do małej, a nie spał jak zabity, w końcu on teraz też jest tatą :)
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Miło mi :) Bardzo się cieszę, że kolejne rozdziały pokazują inne oblicza bohaterów. Oj tak. Lucas jest tatą, ale dobudź wielkiego, groźnego... miśka ;)
UsuńPozdrawiam :D
Witam,
OdpowiedzUsuńcudne, o tak, miałam właśnie takie podejrzenia, Lucas poznał historię partnera, no i już wcześniej natknęli się na siebie, ale nie zareagowali tak jak powinni wyczuwając partnera...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej :)
UsuńTu nawet nie chodzi o samą reakcję co o fakt, że zapach był za słaby nawet dla wilka. Wywietrzały, aż za nadto. Ale zarazem gdzieś się w nich zakodował :) Dlatego tak ciężko było im się odnaleźć.Raz Allan go poczuł. Za drugim razem nie zarejestrował zapachu partnera, bo tak naprawdę już go znał.
Pozdrawiam
Lady M