niedziela, 10 maja 2015

Rozdział 10

Kochani!

Chciałam wam życzyć miłego weekendu :) Jeżeli nie odpisałam komuś na komentarz to obiecuję to nadgonić. Mam bardzo zwariowany tydzień :D I trochę nie ogarniam :)

Rozdział 10


            Wszyscy siedzieli w salonie, gdy Marco chwilę wcześniej poinformował go o sytuacji, która przydarzyła się Julie i Patricowi. Zadziwiający zbieg okoliczności, który go zastanowił. Dwa samotne wilki, na skraju obłędu w przeciągu bardzo krótkiego okresu. To było dość zaskakujące, a on musiał pomyśleć nad tym, co zrobić. Skoro oszczędził Allana, to również powinien to zrobić z tym obcym wilkiem, o ile upewni się, że z nim wszystko dobrze. Może będzie go mógł przyjąć do siebie, żeby ten odzyskał spokój ducha? Sytuacja jednak różniła się tym, że All okazał się jego partnerem, co całkiem zmieniało postać rzeczy.
Wiedział też, że tylko to pomoże się kochankowi uleczyć. Stałość relacji, bliskość i oparcie co było już widoczne. Od początku nie napalali się na siebie, tylko krążyli w bezpiecznej odległości, dając sobie na wszystko czas.
            – Co lubisz robić w wolnym czasie? – zapytał ni z tego, ni z owego partner. Siedzieli przytuleni na kanapie i zajmowali się obserwowaniem całego klanu, każdy miał jakieś ciekawe dla niego zajęcie.
            Chciał wiedzieć jak najwięcej o Lucasie, ponieważ wcześniej mimo rozmów nie zapytał o ten aspekt jego życia. Mężczyzna wydawał mu się zapracowany, chociaż teraz to jemu poświęcał czas. Może jeśli tego się dowie, kiedyś zrobi mu niespodziankę?
            – Lubię oglądać filmy. Kryminały, akcja, strzelanka, horrory. – Przy ostatnim słowie mrugnął okiem, ujawniając swoje niecne zamiary. Allan roześmiał się cicho.
            – No tak, przytulanki przy horrorach są chyba już normą. Ja też je lubię. – Wiedział, jak dwuznacznie zabrzmiały jego słowa, co skwitował krótkim uśmiechem. – Ale gustuje też w dramatach i filmach biograficznych.           
            – A książki, muzyka? – Roześmiał się na oburzony wzrok kochanka i podniósł dłonie w geście obronnym. – Rozumiem, poddaje się. To jakie?
            – W sumie wszystko. Jestem eklektyczny. – Podobał mu się taki rozgadany i rozpromieniony partner. Wydawał mu się zupełnie inny niż w momencie, gdy go poznał, mniej przytłoczony, niepewny, chociaż od tego zdarzenia minęło niewiele czasu. – Słucham wszystkiego, nawet BB. – Roześmiał się na widok miny Lucasa.
            – BB? Co to jest?
            – Kochany, czyżbyś nigdy nie słyszał o Boy’s Bendach?  – Teraz już bez skrępowania rechotał. Widok zdumionej miny Luca był nie do podrobienia, za chwilę i on przyłączył się do niego w tej chwili radości. To było idealne podsumowanie tej sytuacji.
            – Wybacz, chyba się nie skuszę. – Próbował się uspokoić, ale czuł się tak, jakby nawet jego wnętrzności się śmiały. – Ja przede wszystkim lubię kryminały, chociaż rzadko ostatnio mam na nie czas. Buduję kolejny hotel i nie zawsze mam siły czy ochotę sięgnąć po książkę.
            – Rzuć jakimś tytułem, może czytamy podobne książki? – Nim się zorientowali, okazało się, że w dużej mierze ich gusta czytelnicze się zgadzają. Mieli również wiele wspólnych tematów, chociaż z powodu części z nich rodziły się między nimi małe sprzeczki, z których czerpali przyjemność. W pewnym momencie jednak jeden sporny temat zaczął ich denerwować, a to z kolei przeradzać się w kłótnie. Mijająca ich Alis, niezauważona przez obu, dała bratu lekko po głowie, przez co ten obrócił się do niej wkurzony.
            – Nie rób z siebie durnia. Ciągle nie masz w tej kwestii racji, kiedy pozwolisz, by ta informacja do ciebie dotarła?
            – Czyli nie mogę mieć swojego zdania? – Wzrok Lucasa był uważny.
            – Teoretycznie możesz, ale wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują przeciw niemu, a ty nie chcesz tego zobaczyć. Jesteś tak uparty, że to aż przykre. – Do kobiety podszedł jej partner i objął od tyłu. W momencie dziewczyna się rozpromieniła i wtuliła w niego lekko.
            – Od ilu lat sprzeczacie się ciągle o to samo? Kochanie, nie chciałabyś się położyć? –
            – Kochanie – przedrzeźniła go lekko partnerka – ciąża to nie choroba. Naszemu maleństwu naprawdę nic się nie stanie, jak trochę postoję, a wręcz będzie szczęśliwsze.
            Do salonu wbiegł najniższy członek klanu, był zarazem też najsłabszy z nich, ale wszyscy go lubili i szanowali. W dłoni dzierżył krążek DVD.
            – Kto chce obejrzeć film? – Wszyscy od razu się ożywili, Ortis podał tytuł i wszyscy zaczęli się zbierać przed ekranem projektora. Zanim jednak zrobił się popcorn, Lucas dostał sms–a od Jolie, że dojeżdżają, a ich gość już nie śpi.
– Zbieramy się przed dom. Julie i Patric przyjechali z tym obcym wilkiem. – Allan na te słowa drgnął niespodziewanie. Coś w nim przepłynęło, obudziła się ta dziwna nutka, której dawno nie czuł, może kiedyś za dziecka, gdy ojciec go uczył. Teraz już wiedział, czemu wszyscy byli ożywieni. Marco musiał przekazać wiadomość Lucowi wtedy, gdy usypiał małą w jej pokoju.
Patric nie oszczędzał pedału gazu, by jak najszybciej dotrzeć przed dom alfy. Julie także była zdenerwowana. Oboje chcieli mieć to za sobą, na dodatek Sam siedział tak spokojnie, że ich to przerażało. Nikt w obliczu śmierci nie powinien być tak… nie wiedzieli, jak to określić. W końcu dla wszystkich nastała chwila uwolnienia. Zatrzymał samochód na podjeździe, spojrzał na żonę i wysiedli. Przeszedł na jej stronę. Nie dziwił się, że Sam nie wychodził. Musiał mieć do tego cholerną odwagę.
Dopiero teraz czuł się, jakby go sparaliżowało. Obawiał się tego, co go spotka i nie chciał ukrywać tego przed samym sobą. W końcu strach podszedł mu do gardła, zaciskając je mocno. Nastawił stawy, poruszając lekko kostkami u palców, przedłużając swój czas. Chwycił za klamkę i otworzył drzwi. Odetchnął gwałtownie, jakby po raz ostatni miał oddychać.
Lucas obserwował nowego zmiennego, który wychodził z samochodu. Był trochę niższy od Allana, dobrze zbudowany, ale wydawał się za chudy. Na dodatek jego cera była blada, ramiona pochylone, twarz zmizerniała. Nagle poczuł uścisk ręki Allana, wplątującej się w jego dłoń. Do jego ucha przytknięte zostały usta.
– To jest Sam. Spokojny, ułożony wilk. Wiem, o co go podejrzewasz, ale oszczędź go. Mogę cię zapewnić, że dasz sobie z nim radę. A ja ci w tym pomogę. – Po samym tonie głosu Lucas odczuł zmianę w swoim partnerze. Spojrzał mu w oczu i zobaczył te upragnione ogniki wracającego życia.
– Należał do twojej watahy? – zadał cicho pytanie. Za odpowiedź musiało mu starczyć kiwnięcie głową.
– O żesz kurwa mać. – Spojrzenia wszystkich spoczęły na Marco, który prawie nigdy nie przeklinał, tym bardziej tak głośno. Jego oczy były rozszerzone w szoku. Lucas i Allan od razu spojrzeli na Sama i wiedzieli, co się stało. All nie mógł powstrzymać śmiechu.
– Chyba mam nową parę, kochanie. Cześć, Sami. Zaraz będę. – Poklepał kochanka po piersi, odwracając się w stronę drzwi. – Idę do Liz, płacze, a nie chcę, by była sama. – Niedźwiedź właśnie to lubił w swoim partnerze, opiekuńczość nad córką, wiedział, że gdyby mógł, uchyliłby jej rąbka nieba tak, jak setki innych rodziców swoim dzieciom. Trochę, chociaż nie było jego celem umniejszanie partnerowi, uważał, że zachowywał się lepiej niż niejedna matka. Gdy Liz płakała, nie była zostawiana sama sobie do momentu, aż się wypłacze. A wiedział, że w niektórych domach takie zachowanie ma miejsce. Tak samo Allan wstawał do niej w nocy, by ją nakarmić. Ale zanim ponownie rozważy zachowanie partnera, powinien skupić się na nowo przybyłym.
– Alfo. – Młodszy od niego mężczyzna doskonale znał zasady, dlatego też pochylił głowę i nie patrzył mu w oczy. Oddał gest szacunku i czekał na jego werdykt. Czuł obok siebie wiercącego się Marco, który nie mógł mu się sprzeciwić przy wszystkich.
            – Witaj. Wejdźmy do domu, porozmawiamy w moim gabinecie. – Jak na komendę wszyscy się rozeszli, Alis poszła zrobić kawę i herbatę, a beta został na miejscu. Zazwyczaj uczestniczył w takich spotkaniach, ale teraz wyjątkowo poczuł się niepewnie. Luc idąc do drzwi, tylko rzucił na niego okiem, a to dało mu motywacje. Już wiedział, co usłyszy. Odetchnął i ruszył przed siebie. Nie chciał stracić partnera, zanim tak naprawdę go zyska, o ile ten w ogóle się na niego zgodzi.

***

            Po dłuższej chwili, gdy dali swojemu gościowi skorzystać z toalety, jak i w spokoju spożyć posiłek, mogli zasiąść do rozmowy. Allan wraz z Liz byli cały czas obserwowani przez młodszego wilka, po którym widać było złość.
            – Czemu mnie nie odszukałeś?! – Przedłużająca cisza została przerwana głośnym pytaniem. Coś w Lucasie zbuntowało się na takie traktowanie partnera i małej, tym bardziej że się obudziła i zaczęła płakać. Zaczął się podnosić, chcąc nieświadomie uzyskać dodatkową formę manifestacji swego wyglądu i siły, lecz zanim w ogóle ruszył się z miejsca, na jego kolanie spoczęła męska dłoń, głaszcząc go delikatnie. Słysząc płacz dziecka, młodziutki wilk odczuł poczucie winy i było to po nim widoczne. Do tej pory mała była pogodna, gaworząca i roześmiana. Teraz jej twarzyczka nabrała czerwonych kolorów, łezki szkliły się w oczach, a z nosa leciał katarek.
            – Jeżeli masz jakiekolwiek pytania, masz zadawać je spokojnie, rozumiemy się? – Uśmiech wykwitł na twarzy Lucasa, widząc, jak jego mężczyzna odzyskuje siły, których wcześniej w nim nie widział. Był pewny siebie, poważny i budził autorytet. Za partnera miał alfę. Nie kogoś pomiędzy, ale najprawdziwszego przywódcę i był z tego powodu cholernie zadowolony. – Zachowujesz się w tej chwili bardzo niepoważnie. – Widział, jak partner Marco odchyla w posłusznym geście głowę. W końcu miał możliwość zaobserwowania, jak to wygląda.
            – Przepraszam, Alfo. Nie chciałem. – Być może była to prawda, stres nawarstwiający się od dłuższego czasu w końcu musiał dać o sobie znać.
            – Nie szukałem, ponieważ dostałem informacje, że zmarli wszyscy. Ty też byłeś na tej liście, Sam. Gdybym wiedział… Ja też przez ten rok byłem sam, prawie. Dobrze wiesz, że ludzie nie mogą zastąpić watahy, a tym była moja żona. Człowiekiem.
            – Co zrobiłeś Ellen? – Głos Sama był spanikowany, a wzrok Allana ostry i poważny.
            – Nic. Zmarła przy porodzie, ale to nie czas na tę historię. Co robiłeś na ich ziemiach? Dobrze wiesz, że toczyliśmy wojny. Ktoś cię wysłał? – Nie umknął mu czas przeszły tego stwierdzenia. I mimo że wcześniej miał to przed oczami, dopiero teraz to zrozumiał.
            – Jesteś jego partnerem. – Słyszał w swoim głosie złość i sam nie był pewien, co ją powoduje.
            – Jestem. A ty nie masz nic do tego. Wiem, że ją kochałeś i podejrzewam, co teraz myślisz. Nie zdradziłem jej, to nasze dziecko. Dlatego z wami nie leciałem. – W tym momencie wydarzyło się coś, co zaskoczyło wszystkich. Młody wilk szybko się przemienił, ubranie, które miał na sobie, uległo rozdarciu, bo nie mógł on powstrzymać reakcji swego ciała. Lucas zamierzał obronić partnera, na którego warczał jakiś gówniarz, szczerzył swe zęby nie tylko na jego przyszłego męża, ale i dziecko.
            – Sam, nie zaatakujesz mnie. – W głosie Allana słychać było siłę. – Mam dziecko na rękach. – Mówił spokojnie, odzyskując panowanie nad sytuacją. – Oddam ją Lucasowi i wyjdę z tobą przed dom. Tam się zmierzymy. Jeśli spróbujesz ją skrzywdzić, nie będę miał hamulców, żeby cię zabić. Wyjdź przed dom, Sam. Teraz!
            Chcąc nie chcąc, musiał posłuchać tonu alfy, który nakazywał mu posłuszeństwo. Był wściekły. Kochał Ellen, była jego sąsiadką, bawili się razem i dorastali. Zdenerwował się, gdy wybrała jego rywala, a zarazem przyjaciela i od tej pory prawie się nie widywali, przeprowadził się na ziemie watahy, by się o niej odizolować, a i tak ciągle ją spotykał. Wyszedł przed dom i siadł. Miał ciemnobrunatną sierść, przechodzącą w niektórych momentach w kolor czekolady. Widział swojego partnera, ale nie reagował na niego, unikał kontaktu ich ciał, choćby miał to być najmniejszy dotyk. Nie chciał tego, nie zamierzał akceptować związku z niedźwiedziem. Nie teraz, gdy miał nierozwiązane sprawy. Wolał zostać skazany na śmierć.
            – Kochanie… – zaczął Lucas, był przeciwny temu wszystkiemu.
            – Muszę to załatwić, bo nie będę szanowany. Wiem, że to twój klan i to ty tu rządzisz, ale chcę to zrobić. Sam musi wiedzieć, że jestem alfą. Tu nie chodzi tylko o brak poszukiwań czy Ellen. Byliśmy kiedyś przyjaciółmi i ta chwila rozstrzygnie, co dalej. Popilnujesz małej?
            – Dobrze, ale masz nie dać się pokonać. – Pocałował go krótko w usta. – Liz dam Alis. Wolę mieć wolne ręce, gdyby Marco czegoś próbował. Sam jest jego partnerem, a on… Długo na niego czekał i tęsknił sam, nie wiedząc za kim. Może zrobić coś pod wpływem emocji, a tego nie chcę.
            – Nie ma problemu. – All przytulił się jeszcze krótko do swojego niedźwiedzia, jak zaczął określać go w myślach i rozebrał się szybko do naga. Po chwili w miejscu mężczyzny znajdował się piękny srebrny wilk. Dostojnie wyszedł z domu, popatrując na każdego z domowników, którzy zebrali się na wieść o tym, co się dzieje. „Są lepsi niż plotkary” pomyślał. Wyszczerzył zęby na mniejszego od siebie wilka, który warczał na niego. Przypomniał sobie wszystkie lekcje od ojca. Agresja nie była rozwiązaniem. Musi go obalić i uzyskać posłuszeństwo. Jeśli nie, zostanie wyrzucony lub… stracony. Druga opcja będzie trudna, ale wiedział, że Sam jest szalony. Nie do końca, ale jednak. Jego przyjaciel rozumiał całą tę sytuację, a teraz zachowywał się jak nie on, poza tym jego wilcza forma była inna, coś z nią było nie tak. Dopiero po chwili zorientował się, o co chodzi. Już wiedział, że wszystkie legendy o szalonych zmiennych były prawdą. Wilk jest szalony, o ile nie potrafi zmienić się w całości. Sam miał tylko połowę ogona.
            Zaatakował. Nienawidził go za to, że tak uważnie go obserwuje, a nie działa. Był bardziej porywczy, wolał działać, niż siedzieć i obserwować. Wiedział też, że Allan ma wsparcie całego klanu. Jeśli zrobi mu krzywdę i tak zginie, więc nie robiło mu to większej różnicy. Postara się. Ze skoku rzucił się do szyi alfy, ten jednak odskoczył. Zaśmiał się szyderczo w myślach. Wielki alfa, który ucieka. Jasne, ironia losu. Nie wierzył w niego od samego początku. Podrzutek, który miał szczęście i dobrze trafił. Coś zakuło w jego wnętrzu, ale zignorował to i ponownie ruszył. Z gardła wydobywało się głośne warczenie, mięśnie pracowały pod skórą, napinając się i rozluźniając, gdy biegł w kierunku przeciwnika. Pazury orały ziemię, robiąc w niej drobne wyżłobienia, uszy położył po sobie i wyszczerzył zęby. Zamachnął się łapą na bark alfy, ale ten znów zrobił unik. Gdyby udało mu się trafić, ten byłby unieruchomiony na najbliższe kilka minut. Cały czas ponawiał ataki, próbując gryźć i drapać, jednak cały czas nie udawało mu się dosięgnąć Allana.
            Lucas obserwował technikę kochanka. Nie przemęczał się. Mógłby go położyć przy pierwszym ataku, ale był mądrym alfą. Dał się wyszumieć Samowi, pozwalał mu na ataki, by ten mógł wyrzucić z siebie całą wściekłość i złość. By nie czuł się słaby, gdy zostanie obalony, bo ciągle w pamięci będzie miał walkę, którą stoczył. Tylko raz Allan uderzył go pazurami w ruchu obronnym, jednak nie była to jego maksymalna siła. Wilk z jego byłej watahy otrzymał tylko słabe smagnięcie pazurów. Największym zagrożeniem dla Allana z perspektywy osób obserwujących z boku mogłoby być warczenie, ale za nim coraz rzadziej w ruch szły ostre jak brzytwa zęby.
            Zauważył, kiedy Sam osłabł, bo wyrzucił z siebie całą wściekłość. Dopiero wtedy natarł na niego i prawie od razu wilk znalazł się pod nim. Widział, jak ten obraca się na brzuch i odchyla głowę, skomląc gwałtownie. Gdyby byli tylko wilkami, wyrzuciłby go ze sfory za próbę ataku na alfę, bo takie były prawa ich natury. Jako że byli też ludźmi potrafił to zrozumieć i wybaczyć mu jego zachowanie. Zmienił się szybko, jednak pierwsze, co zrobił, to chwycił wilka z szyję i spojrzał mu w oczy.
            – Zmień się, Sam. Koniec wojny i oskarżeń. Jesteś teraz pod moją opieką. Teraz. – W tym momencie na widoku wszystkich znajdowało się dwóch nagich mężczyzn. Lucas uśmiechnął się szeroko. Oj tak. Właśnie to było potrzebne partnerowi. Czemu nie wpadł na to wcześniej? Władza, pokonanie wilka – to było to. Miał przy swoim boku alfę. Gorszą opcją wydawało mu się to, że w takim przypadku mogą stworzyć dwie osobne watahy, a to może okazać się dużym problemem sytuacyjnym. Na tę chwilę nie wiedział, jakby mógł to rozwiązać.
            Z werandy wziął dwa koce i jeden podał Marcowi, który do tej pory był jakby nieobecny. Chyba nigdy nie widział mężczyzny tak blago, smutnego i wstrząśniętego.
            – Co jest? – spytał tak, by nikt ich nie usłyszał.
            – Nie chce, żebym go dotykał. Nie wiem, czy zgodzi się na partnerstwo ze mną. – Lucas poklepał przyjaciela po ramieniu.
            – Jeśli chcesz, weź małą od Alis. Ja się wszystkim już zajmę.
            – Czy on… – Marco nie potrafił zadać tego pytania, ale chyba jak nigdy jego alfa od razu zrozumiał, o co mu chodzi.
            – Będzie żył. Idź. – Tak też się stało. Luc podszedł do obu mężczyzn. Allan stał nad zmiennym wilkiem dumnie wyprostowany i przyjął z uśmiechem koc. Sam nadal leżał na ziemi i próbował pozbierać swoje poturbowane ego.
            – Jesteś betą. Nie przejmuj się i tak nie miałbyś z nim szans. – Starał się nie okazywać nieznajomemu wrogości mimo jego nieuprzejmego zachowania. To, że chciał zaatakować jego partnera z dzieckiem na ręku, powinno być wystarczającym powodem do zabicia go, a co dopiero walka i niechęć do Marco. Mimo wszystko kochał swojego betę jak brata. Nie lubił widzieć go smutnego, bo to nie pasowało do tego mężczyzny, a tak było w tej chwili. Podał mu koc do okrycia, a zaraz potem wyciągnął rękę, by pomóc mu wstać.
            – Tak, ale teraz…
            – Jesteś spokojniejszy. I coś do ciebie wróciło – powiedział za niego Allan, patrząc uważnie na przyjaciela.
            – Skąd wiesz? To wszystko prawie mnie złamało. Jeśli zostałbym tam jeszcze tydzień bez watahy, alfy… musielibyście mnie zabić. Czułem szaleństwo, jak płynęło w moich żyłach, wyniszczało umysł. – Wilk chwycił się za głowę, próbując zapomnieć te wszystkie okropieństwa. Taką miał naturę, że potrzebował przewodnika i towarzystwa, a tego przez niecały rok nie miał.
            – Bo w końcu czuję się jak prawdziwy ja. Jesteśmy sobie potrzebni, Sam, ale nie możesz mnie nienawidzić. Jeśli wiesz, że się nie przełamiesz, będę musiał cię odesłać.
            – Ja…
            – Nie odeślesz go, Allan. On jest moim partnerem, do jasnej cholery – powiedział Marco. Nie zamierzał się poddawać na samym początku. Poszedł po Liz i niósł ją na rękach w stronę małego zgromadzenia. Na twarzach jego braci i sióstr wykwitły szerokie uśmiechy. – Oj dobra. Cicho wy tam, wiem, że przekląłem. – Julie i Patric się roześmiali.
            – Aż taki święty jesteś, co? – Sam testował, na co może sobie pozwolić.
            – A ty cięty? Każdy ma swoje przywary. – Puścił mu oko. – Chodź. Znajdziemy ci jakieś ubranie. Nie wszyscy muszą cię oglądać – mruknął całkiem poważnie. Gdy za tą dziwną nową parą zamknęły się drzwi, wszyscy nie mogli powstrzymać śmiechu.
            – Chodź, kochanie. Na ciebie też nie muszą patrzeć. – Ruszyli do domu. Zanim jednak tam dotarli, Liz została zgarnięta w ramiona kolejnej cioci, a oni mieli chociaż chwilę dla siebie.
            – Mam ochotę się z tobą kochać. – Przygryzł lekko ucho Alla, szepcząc w nie cicho. – Jesteś cholernie seksowny, jak jesteś władczy. – Oj tak. Już kochał ten błysk w oku kochanka. I chciał go wywoływać jak najczęściej.


22 komentarze:

  1. Doczekalam sie :D. Caly tydzien sie wymeczylam i czekalam na to cudo. Swietnie opisalas walke mezczyzn. A w momencie kiedy Marco przeklnal poplakalam sie ze smiechu. Swietnie Ci to wyszlo :).
    Pozdrawiam
    xjudass

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak. Doczekałaś się :) Cieszę się, że podobała ci się walka mężczyzn :D Marco - poprawiacz humoru. Muszę sobie to zapisać ;)
      Pozdrawiam
      Lady M

      Usuń
  2. Pierwsza :p
    Szkoda mi Marco, mam nadzieję, że Sam go przyjmie jako partnera. Cieszę się, że nasz niedźwiadek pozostawił Sama przy życiu. Współczuje Allanowi walki z dawnym przyjacielem. Dobrze, że mu to pomogło. Jak zwykle z niecierpliwością czekam na następny rozdział :P
    Dużo weny i wolnego czasu :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jednak nie pierwsza :(
      Jak pisałam komentarz to ta jędza Xjudass już dodała swój...
      PS. Xjudass mam nadzieje, że nie obrazisz się za tą jędze...

      Usuń
    2. Mayu Mi. Po co nazywać kogoś jędzą. Wszyscy jesteście dla mnie pierwsi :) Niezależnie od godziny, bo każdy z was jest równie ważny :)
      Co do Marco i Sama nic nie zdradzę :) Allan wiedział co musi zrobić. Dlatego zdecydował się na walkę.
      Dzięki i pozdrawiam
      Lady M

      Usuń
  3. Dlaczego to jest tak dobre i tak krótkie?

    OdpowiedzUsuń
  4. Jej <3
    Szybko, sprawnie i znów zostawiło niedosyt do następnego rozdziału. xD
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Huh. Współczuję? Chyba :P Albo i nie. Bo może dzięki temu tu wrócisz ;)
      Pozdrawiam
      Lady M

      Usuń
  5. Hi hi, doczekałam się i nie jęczę jestem zadowolona:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doczekała się :) Ha, chociaż ty nie jęczysz :D
      Pozdrawiam
      Lady M

      Usuń
  6. WOW :)Cudowne :)
    Brakuje mi słów, by opisać moje uczucia, po przeczytaniu tego rozdziału :)
    Mam nadzieję, że Sam zaakceptuje Marco i stworzą idealną parę.
    Nie spodziewałam się tego, że Sam był najlepszym kumplem Alla, poza ty byli rywalami, ale mam nadzieję, że znowu zostaną przyjaciółmi.
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Miło mi, że nie możesz znaleźć słów :) Co do Marco i Sama nic nie zdradzę:) Jak również jeśli chodzi o Allana i Sama :)
      Pozdrawiam
      Lady M

      Usuń
  7. Allan spisała sie jak na alfę przystało i oszczędził Sama po wygranej walce.Mam nadzieję ,że ten zaakceptuje Marco i stworzą parę.Lucasowi spodobała się władcza postawa Allana.Dziękuję i pozdrawiam Beata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na razie nie zdradzę niczego co planuję dla Marco i Sama :) Tak. Lucas kocha Allana dlatego mu się podoba nawet tak władczy :)
      Pozdrawiam
      Lady M

      Usuń
  8. Marco jest taki kochany. Dajcie mi tu tego misiaczka to będę go tulić. Jak przeklnal myślałam źe padne. Przed oczami miałam ta scenę jak Jacob ze zmierzchu wpoił sobie Renesme <3
    Rozdział cudny. Taki Allan mi się podoba *.*

    OdpowiedzUsuń
  9. Zapomniałam zostawić komentarza, rozdział przeczytałam w soboto-niedzielę jak zwykle, dziś ponownie i wciąż tak samo zachwyca. Masz niesamowite pomysły. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Rozdział bardzo mi się podobał ;)
    Mam nadzieję, że plan Lukasa się powiedzie a Allan pokaże mu jaki potrafi być władczy ;)
    Marco to super facet i bardzo dobrze, ze znalazł swoja drugą połówkę. Coś mi się wydaje, że właśnie taka osoba jak Marco jest potrzebna Samowi, by ten w końcu doszedł do siebie. Ale pewnie cały ten proces poznania się i przekonania do siebie musi potrwać...

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że ci się podobało :)
      Co do Marco i Sama... Nic nie zdradzę :D Tak. Masz rację proces przekonywania i poznania się musi trwać.
      Pozdrawiam
      LM

      Usuń
  11. Hej,
    co ja mogę powiedzieć, cudny, wspaniały, genialny, Sam pogodził się z tym jaki los go czeka, miałam podejrzenia i się sprawdziło, po pierwsze Allan zna Sama, są z tej samej watahy, no i to partner Marco, i tą walką Allan pokazał się jako prawdziwy alfa.. pokazał się właśnie jako przywódca…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Basiu :)
      Cieszę się, że ci się podobało :) Tak. Allan pokazał się jak prawdziwy alfa :)
      Pozdrawiam
      LM

      Usuń
  12. WIEDZIAŁAM!!! WIEDZIAŁAM, KURWA WIEDZIAŁAM!!!
    Kurczę wiedziałam, że Sam będzie z watahy Alla, ale tylko to wiedziałam. All alfą? Biście XD
    sorry za kurwa na początku, ale tylko tak mogłam się wyrazić:/ Przeczytałam Młodego i Amnezje. *-* kocham te opa są biste ^^ Planowałam napisać kom pod koniec tego opowiadania, ale no... Wiedziałam i miałam potrzebę tego napisania. Pewnie pod koniec jeszcze napisze jakiegoś dłuższego komentarza o innych opach bo wolę napisać jeden na trzy opa niż pod każdym rozdziałam coś. Jestem ciekawa, czy to przeczytasz. Mam bloga i wiem, że jak jest kom to masz maila, ale to na onecie nwm jak na blogspocie...
    Buziaki<3,
    Azusa:*

    OdpowiedzUsuń