WAŻNE!
Kochani, na wszystkie komentarze z rozdziału 11 i 12 odpiszę po niedzieli. Ten tydzień był bardzo intensywny i nie dałam rady tego zrobić. Mam nadzieję, że się nie pogniewacie.
Rozdział 12
Nim
się obejrzeli, od przywiezienia Sama na ich terany minął tydzień. Allan czuł
się już pewnie w klanie Lucasa, polubił też wszystkich zmiennych, którzy bardzo
ułatwiali im życie. Odkąd dowiedział się o śmierci swojej rodziny, nie
podejrzewał, że Liz będzie miała aż tyle wujków i cioć, którzy będą się chcieli
nią zajmować.
Na dodatek Lucas był opiekuńczy i
tak jak zaplanował, zajmował się jego córką, pomagając mu w codziennych
obowiązkach. Dzisiaj jednak mieli poświęcić czas tylko sobie i wyjechać do miasta.
Allan siedział na kanapie, przeczesując dłonią kosmyki włosów partnera. Jego
głowa spoczywała mu na kolanach. Ramiona Luca były lekko uniesione,
przytrzymując kolejny dokument, który czytał. Liz spała na ganku w kołysce,
położona w cieniu, ale mimo to łapała do płuc ciepłe, świeże powietrze. Nie
martwił się o jej bezpieczeństwo, wiedząc, że są sami na dużych połaciach
ziemi, zresztą usłyszałby to. Sam też czytał jeden z kryminałów, który trzymał
w dłoni. Co jakiś czas przewracał kolejne strony, zagłębiając się w treść
wykreowanego przez autora świata.
Lucas coraz bardziej się rozleniwiał
przy Allanie. Wcześniej jeździł sprawdzać budowę hotelu codziennie, co dwa dni
zaglądał też do swojego gabinetu, zajmując się obowiązkowymi rzeczami. Przy
kochanku jednak jego nawyki opóźniały się o jeden dzień, mimo tego, że nadal
był równie skuteczny. Budowlańców kontrolował co dwa dni, a gabinet odwiedzał
co trzy i częściej zabierał pracę do domu, by być bliżej partnera. Mimo iż
wykonywał swoje obowiązki rzadziej, to jednak robił to szybciej i sprawniej,
nie marnując czasu na nic innego. Lubił ten nowy porządek rzeczy. Tym bardziej
że z Allanem równie dobrze mu się rozmawiało i milczało.
– Zostawisz mnie w końcu? Każdy
potrzebuje samotności, a ty zachowujesz się jak pieprzony strażnik. – Chyba
wszyscy przestali reagować na próby związania się Marco i wybuchowego, jak się
okazało, Sama. Przynajmniej do dzisiaj. All kojarzył go jako spokojnego,
ułożonego wilka – jednak zdobycie niechcianego partnera wzbudziło w nim nieznane
dotąd pokłady frustracji i złości.
– Przecież tego nie robię –
odpowiedział mu z pewnej odległości drugi mężczyzna.
– Bo ci uwierzę. Przytłaczasz mnie,
a nawet nie jesteśmy ze sobą! Ogarnij się, do cholery, już raz coś
powiedziałem. – All zacisnął lekko pięść, nie reagując jednak na te słowa. Po
pierwsze miał ochotę zdzielić Sama po głowie, tak samo jak Marco. Chciałby im
pomóc rozwikłać tę trudną dla nich sytuację. Para, jak wszyscy w domu ich
nazywali, co chwilę się spierała i konfrontowała, a tak naprawdę jeszcze ze
sobą nie byli. Na dodatek przemoc, która się pojawiła zaraz na początku, nie
nastrajała zbyt optymistycznie.
Lucas wiedział, jak jego przyjaciel
reaguje na te słowa, sam jednak nie mógł mu pomóc. Nikt nie ma prawa wtrącać
się w rodzącą się więź, dopóki jeden z partnerów tego nie zachce, a i tak
osoba, którą o to prosi, może odmówić. Nie miał jednak tej samej wiedzy co
Allan, który został wyuczony przez swego ojca. Można było obejść ten zapis. A
Sam dawał ku temu doskonały powód. Przemoc. Westchnął cicho i odchylając lekko
głowę, spojrzał na partnera.
– On ma niezły charakterek. – All
spojrzał mu w oczy i uśmiechnął się lekko.
– Ma i trzeba go poskromić. A Marco
będzie do tego najlepszy. Przynajmniej tak mi się wydaje. Jeśli tylko chociaż
trochę się ułoży.
– Szaleńczy związek pary beta.
Tylko, czy nasz dom to przetrzyma? – Nie mogli powstrzymać śmiechu. Sami dość
często w ostatnim tygodniu się kochali, a co jeśli nowo utworzona para należy
do tych pałających gorącym uczuciem? Wszystko na to wskazywało. Wtedy wybuch
namiętności może powalić wszystkich na łopatki.
***
Lucas nie przyznał się Allanowi, że
prócz wizyty na budowie zaplanował kino, a później dobrą kolację. Zabrał
swojego partnera na ich pierwszą randkę, co tak naprawdę obu ich zaskoczyło.
Przez tak krótki okres przyzwyczaili się do siebie, pokochali za pewne cechy
charakteru, które w dzisiejszych czasach są coraz rzadziej spotykane.
– Pojadłem. – Allan starał się
siedzieć prosto, ale zapełniony brzuch odrobinę mu ciążył. Błogi uśmiech błąkał
się po jego twarzy, a wzrok spoczął na oczach partnera.
– Ja też. Dawno nie jadłem nic tak
dobrego.
– Powiem Alis. – Roześmiał się na
oburzony wzrok kochanka. Ostatnio to właśnie jego siostra gotowała większość
posiłków, jakby na złość swojemu partnerowi. Pokochała wyszukiwanie nowych
potraw i testowanie ich na całej rodzinie. Nikt nie miał serca jej powiedzieć,
że niektóre wychodziły dosłownie okropnie, mimo iż kobiecie one smakowały.
– Wtedy ty też będziesz miał
przerąbane, bo cały klan się na ciebie wkurzy i skończą się ciasteczka
czekoladowe mojej siostry. – All w głowie porównał plusy i minusy sytuacji.
Dziewczyna piekła obłędne ciastka i nie dziwił się, że Lucas z Marco prawie się
o nie bili. Raz był świadkiem takiej sytuacji, a potem przez dwa dni wyśmiewał
się z partnera.
– Wolę ciastka.
– Wcale ci się nie dziwię. –
Uśmiechnęli się do siebie. Lucas pochylił się lekko nad stołem, kładąc
partnerowi rękę na dłoni. Musnął kciukiem wewnętrzną jej część, pieszcząc ją
delikatnie. – Coś cię trapi.
– Marco i Sam. – Nie zamierzał
ukrywać tego, że martwi się o tę dwójkę. Dla obu chciał jak najlepiej, a to, co
aktualnie się działo, nikogo nie przyprawiało o dobry humor. Mężczyźni darli ze
sobą koty, a właściwie to Sam był negatywnie nastawiony do Marco, a ten zamknął
się w sobie.
– Tak, mnie też chodzi to po głowie.
Masz jakiś pomysł? Bo ja myślę nad jedną rzeczą.
– Myślałem o tym… Skoro i tak któryś
z nas jest w domu, to może – zamilkł na chwilę – odeślij na jakiś czas Marco. –
Lucasa zaskoczyła ta propozycja. Nie przypuszczał, że Allan może chcieć
zastąpić jego betę Samem, który w rzeczywistości przez swoją porywczość nie
nadaje się do tej roli. – Będziemy przez kilka dni funkcjonować bez bety, a on
będzie miał czas odsapnąć od tego, jak Sam go traktuje. Nie podoba mi się to i
mam ochotę porozmawiać z tym gówniarzem po raz kolejny. – Uśmiechnął się na
słowa partnera. Nie zamierzał pozbywać się niedźwiedzia, a jedynie chciał dać
mu odpocząć od nich wszystkich. Sam miał podobny pomysł, z tym że z
oddelegowaniem Marco do pilnowania budowy, mógłby nocować w hotelu i nie
musiałby się niczym innym przejmować. Znał mężczyznę i wiedział, że ten nie
usiedzi w jednym pomieszczeniu, dlatego wymyślił coś takiego.
– Wyślę go do pracy przy budowie.
Przyda mu się to.
– A wypoczynek? – Uniósł lekko lewą
brew.
– Zwariuje wtedy.
– Tak też myślałem. – Sięgnął po
filiżankę i napił się łyk kawy. Była już
chłodna, oddająca większą porcję goryczy, niż gdy spijało się jej pierwszy ton.
– Wracamy powoli? Proponuję jeszcze
spacer. – All uśmiechnął się lekko. Tego mu było trzeba, żeby odetchnąć.
***
Marco stał zrezygnowany pod
prysznicem. Nie wiedział, po co tak długo czekał na partnera, skoro ten i tak
go odrzuca. Nienawidził tego lęku w sobie i poczucia beznadziei za każdy razem,
gdy Sam go odtrącał, podkopywał wiarę w siebie, burzył codziennie nową
nadzieję. Nadal nie miał szansy choćby podać mu kubka z kawą. Kurwa mać, facet
zachowywał się jak totalny dupek, niedbający o nikogo i o nic. O jego uczucia w
szczególności. Nie potrafił udawać, że jest ze skały i nie wiedział, czy aż
taką przyjemność sprawia mężczyźnie pastwienie się nad nim?
Jeszcze trochę, to zamiast
jakichkolwiek pozytywnych uczuć, będzie w stanie go tylko nienawidzić. Tu nie
chodziło o samo odrzucenie jako takie, a o sposób, w jaki to robił. Ciągle
podnosił na niego głos, nie pozwalał się zbliżać na mniej niż pięć kroków,
unikał go i o wszystko obwiniał, na dodatek to jak go dwa razy odepchnął. Nie
przyznał się, że jak wylądował na ścianie, rozciął głowę. W pokoju przemył
rankę wodą z mydłem. Miał dość. Młody przeginał, a on nie chciał tego tolerować. Nie był
szmatą, którą można źle traktować.
Widział bezradność na twarzach jego
braci i sióstr, tę, którą sam czuł w sercu. Musiał wyjechać. Nie zamierzał dać
sobą pomiatać, a wiedział, że odległość dobrze mu zrobi. Im dalej wyjdzie, tym
lepiej, ponieważ łatwiej nie będzie czuć. Z czasem ból zmaleje, a on sobie ze
wszystkim poradzi. Może Lucas pozwoli mu odejść do innego klanu albo zacznie
żyć zupełnie sam? W końcu taką mieli naturę, spotykali się z partnerkami tylko
w okresie rui i rozchodzili zaraz po niej.
Skrzywił się na samą myśl o
wyjeździe. Potarł sobie mocno pierś, próbując rozładować chociaż trochę ból.
Czytał gdzieś, że pojawia się on na skutek nadmiernej produkcji kortyzolu w
organizmie, który jest odpowiedzialny za stres. Gówno prawda, gdyby tak było,
to nie bolałoby aż tak.
Skończył szybko prysznic, powycierał
się ręcznikiem i wszedł do pokoju. Zamierzał ten wieczór spędzić sam, nie
wychylając nosa z pokoju i czytając książkę. Chciał mieć gdzieś fochy i nerwy
smarkacza, który go odrzucał. I nie chodziło tu o zranioną dumę! O nie. Miał go
serdecznie dość.
Sięgnął po grube tomiszcze
spoczywające na szafce nocnej i otworzył na pierwszej stronie, zagłębiając się
w świat fantazji, cichych i szalonych zabójców oraz ich ofiary. Będzie musiał
zapolować – ta myśl pojawiła się nagle w jego głowie, zamierzał ją jednak
zrealizować następnego dnia. Zmieni się i będzie biegał po lesie, chociaż może
być cholernie powolny. Dzisiejsze wydarzenia go przytłoczyły, więc zamierzał
przestać się nimi zajmować.
***
Lucas stał pod pokojem Marco. Pukał,
wiedział, że mężczyzna tam jest, a jednak ten nie reagował. W końcu uchylił drzwi
i zobaczył, że ten jest tak zagłębiony w lekturze, że nie zwraca uwagi na
otaczający go świat. Ich dom mógłby się walić i palić, a on by tego nie
zauważył. Stał chwilę, decydując się na to, co powinien zrobić. Mógł o swojej
decyzji poinformować go jutro rano, ale jeśli zrobi to już teraz, Marco
wyjdzie, nim nastanie poranek.
– Masz chwilę? – Z lektury wyrwał go
głos alfy. Nie słyszał, gdy ten wchodził do jego pokoju, co było dziwne. Chyba
za bardzo przyzwyczaił się do mężczyzny, że przestał na niego reagować.
– Tak. Coś się stało? – zapytał,
marszcząc przy tym brwi i zamykając książkę, wcześniej jednak umieszczając w
niej zakładkę.
– I tak i nie. Wszystko zależy od
ciebie.
– To nie brzmi zbyt optymistycznie.
– Nie podobała mu się mina Lucasa, jego zafrasowanie. Przyjaciel czymś się
martwił, a on nie mógł mu pomóc, bo zajmował się swoim życiem.
– Bo takie nie jest. Rozmawiałem z
Allanem i podjęliśmy pewną decyzję. – No tak, mógł się tego spodziewać.
Uśmiechnął się lekko.
– Odsyłacie mnie do innego klanu?
– Potwierdziła się moja opinia, że
jednak jesteś idiotą – parsknął Luc i poklepał go po ramieniu. – Nikt cię nie
zastąpi, przyjacielu. Tu jest twoje miejsce i nikt nie chce cię odsyłać na
stałe.
– Aha. – Przeciągnął lekko końcówkę.
– Na stałe? W czym rzecz? Powiedz to wreszcie.
– Wszystko zależy od ciebie, jak już
wcześniej mówiłem. Nie podoba nam się to, jak Sam cię traktuje. Allan zamierza
interweniować na swój sposób, jednak ustaliśmy, że jeśli chcesz, możesz na
jakiś czas wyjechać na budowę. Będziesz wszystkich doglądał, ja nie będę się
wtrącać, bo wiem, że dasz sobie z tym radę. Pokój w hotelu masz zarezerwowany.
Wiem, że oszalałbyś w pokoju i za to uwielbiasz swoją pracę, dlatego taka
propozycja. Nie musiałbyś siedzieć bezczynnie. – Jednak Lucas znał go bardzo
dobrze. Wiedział, czego potrzebuje i jak się z tym wszystkim czuje. Ważna była
dla niego również świadomość, że wszyscy się o niego martwili, nie udawali, że
nie widzą problemu.
– Dziękuję. Wyjadę pewnie przed
śniadaniem.
– Tego się spodziewałem. – Lucas
sięgnął do torby leżącej na ziemi. – Tu masz wszystkie dokumenty, które
upoważniają cię do podejmowania decyzji i wiele innych. Oprócz tego rezerwację,
pieniądze, kilka książek.
– Pełen komplet pierwszej pomocy w
sytuacjach kryzysowych.
– Dobrze wiesz, że jestem zawsze
przygotowany na takie ewentualności. – Marco objął go w męskim uścisku,
dziękując w ten sposób za wszystko.
– No ja nie wierzę. Przed oczami mam
czysty dowód zdrady. – Allan roześmiał się na ich drgnięcie i spanikowane
spojrzenia. – Spokojnie, panowie, tylko żartowałem. Marco – uśmiechnął się do
mężczyzny szeroko – chyba musisz się z kimś pożegnać. Ja nie wiem, jak ona
przeżyje bez ciebie te kilka dni. Uwielbia cię, co nawet mnie zaskakuje. – W
silnych ramionach mężczyzny gaworzyło wesoło dziecko. Liz machała nóżkami i
rączkami, młócąc nimi powietrze.
– Ja też bym nie mógł tego
przegapić. Pora karmienia? – Allan kiwnął głową, wręczając mu butelkę. –
Cholera, mógłbym mieć swoje. Za bardzo ją uwielbiam, przez co ciągle was wyręczam. – Roześmiali się na to
stwierdzenie. To była prawda. Marco darzył specjalnym uczuciem dziecko swoich
przyjaciół, bo nie potrafił myśleć o niej inaczej. Rozpieszczał ją zabawkami i
ciągle się nią zajmował, w przeciwieństwie do innych dzieci z rodziny.
– Wrócisz, prawda? – Wilk w końcu
zadał niewypowiedziane wcześniej przez nich pytanie. Jeśli Sam się nie
opamięta, wcale nie zdziwiłby się, jeśli byłoby inaczej.
– Postaram się, ale nie obiecuję.
Chyba sam rozumiesz.
– Tak. Zaakceptujemy każdą twoją
decyzję, bo to ty musisz być szczęśliwy. – Marco uśmiechnął się z
wdzięcznością. Chwilę jeszcze porozmawiali, gdy mała zasypiała zadowolona w
ramionach ulubionego wujka, jednak znali też umiar, dlatego dość szybko udali
się do siebie. Mężczyzna nie chciał na razie oddawać im Liz, co zrozumieli.
Wiedzieli, że będzie z nim bezpieczna i szczęśliwa.
***
Poranek został przywitany kompletną
ciszą i spokojem. Allan leżał wtulony w ramiona Lucasa i myślał nad tym, czy
podjęli dobrą decyzję. Słońce dopiero wstawało, oświetlając ziemię pierwszymi
promykami ciepła. Spoglądał na okno, nasłuchując tego, co się dzieje. Jego
księżniczka spała głęboko w pokoju obok, w nocy musiał wstawać ją nakarmić, ale
od tej pory sama się nie obudziła. Luc uśmiechał się przez sen, trzymając go w
objęciach, a on sam… Obudził się przed wyjazdem Marco z domu. Pożegnał się z
mężczyzną i powiedział mu o tym, że żywi nadzieję, iż ten szybko wróci.
Stał na ganku, patrząc, jak pakuje
dwie małe torby do samochodu. Jedną z dokumentami od jego partnera, drugą jak
podejrzewał z ubraniami. Wrzucił je na tylnie siedzenie i zasiadł za
kierownicą. Odpalił silnik, opuścił okna z dwóch stron i nie odwracając się,
ruszył. Gdy rozwinął dość małą jeszcze prędkość, wystawił jedną rękę na
pożegnanie. Allan coś czuł, że jeżeli Sam czegoś nie zmieni w swoim zachowaniu…
Marco nie wróci. Miał głęboką nadzieję, że się mylił.
Dzisiejszej nocy miał bardzo płytki,
niespokojny sen. Na dodatek chciał choćby sam pożegnać ich betę. Wiedział, że
tak będzie lepiej. Lucas miałby problem z pozwoleniem mu na wybranie
odpowiedniej drogi, a wiedział, jak ważna będzie ona dla bety.
– Nie śpisz? Muszę wstać pożegnać… –
Słowa partnera utonęły w głębokim ziewnięciu.
– Wyjechał pół godziny temu. Nie
chciał się żegnać, to zawsze boli. – Posłał kochankowi współczujący uśmiech.
– A ty przez to wszystko nie możesz
spać, co? – Kiwnął lekko głową, czując dłoń wplątującą się w jego kosmyki i
pieszczącą skórę głowy. – Jesteś cholernie dobrym alfą, który chce dbać o
wszystkich.
– Niestety. Może to źle, bo przez to
zaczynam rozmyślać o tym, jak wszystkiemu zaradzić, nawet gdy to nie ja
decyduję.
– Wiem, kochany. Zdążyłem to
zauważyć. Są dorośli i jeżeli mają się zranić, to lepiej teraz, niż gdyby mieli
to robić już po sparowaniu.
– Ty coś o tym wiesz, co? – Spojrzał
mu w oczy, podnosząc lekko głowę na jego klatce piersiowej.
– Można tak powiedzieć. Z tym że mój
tajemniczy partner nie odrzucał mnie w tak wrogi sposób, a jedynie martwił się
o swoje dziecko – co zresztą chyba zrozumiałe. Teraz mam pakiet szczęścia
partnera i maleństwo, a przy tym nie muszę rodzić. – Allan roześmiał się na
widok chwytającego się za dół brzucha partnera.
– Nie wiem, czym miałbyś to zrobić.
– Podniósł się i zawisł nad Lucasem, całując jego usta. Przykrył ciało kochanka
swoim, opierając się na ramionach.
– Za co to? – Mruknął Luc.
– Po prostu. – Ich usta ponownie
połączyły się w pocałunku pełnym czułości, przeradzającym się w namiętność i
pragnienie. W ruch nie poszły tylko usta, ale i dłonie, zęby, jak i ta jedna z
najwrażliwszych części ich ciała.
***
Nie spodziewał się, że tak ciężko
będzie mu opuścić dom. Wcześniej przecież wyjeżdżał już nie raz. Jednak
wszystko się zmieniło. Zostawił tam serce, niekoniecznie przy partnerze, ale
przy wszystkich ludziach i okolicach. Nazywał rzeczy po imieniu. Drugiego
takiego miejsca na ziemi nie znajdzie. Nie dla siebie. Jego rodzina na tę
chwilę była idealna i wyjątkowa. Nic więcej do szczęścia nie było mu potrzebne.
Teraz tak twierdził.
Od dawna czekał i tęsknił za
partnerem. Mimo że stereotypowo mężczyźni powinni być cholernie silni, on
chciał po prostu mieć z kim spędzać czas, przytulić się, pośmiać i zrelaksować.
Nie kogoś, kto będzie tylko przyjacielem. Nie cofnąłby czasu, bo ponownie czułby
tę samą tęsknotę, co wcześniej, która mimo wszystko nie była tak silna, jak to,
co czuł teraz. Zjechał z drogi i zatrzymał się.
– Kurwa mać! – Walnął dłońmi w
kierownicę. – Kurwa mać! Ale to spieprzyłeś, Sam! – Ponownie wykonał ten sam
gest. – Mogliśmy być razem szczęśliwi, a ty nie chcesz mnie tylko dlatego, że
jestem niedźwiedziem. KURWA! – Wydarł się głośno. I tak nie miałby go kto
usłyszeć. Oparł głowę na kierownicy. – Nie chcę żyć bez ciebie, ty jebany
skurwysynie. – Przymknął powieki i zacisnął je mocno. Nie zamierzał przez swoją
słabość do młodego mężczyzny dać się szmacić. Dobrze zrobi mu wyjazd. Wszystko
było za świeże, by mógł to roztrząsać. Zamierzał przepracować cały dzień, może
dwa albo i tydzień i dopiero się tym zająć. Nie wcześniej, niż będzie gotów.
Pytanie tylko, kiedy to będzie?
Biedny Marco :(. Cala ta sytuacja jest tak przytlaczajaca nie tylko dla bohaterow Spotkania, ale i dla mnie. Przezywam razem z nimi wszystkie momenty - te szczesliwe jak i smutne. Szkoda mi Marco... opisujesz go jako kochajacego i opiekunczego mezczyzne , ktory nie zasluguje na takie traktowanie. Mam nadzieje, ze ten wyjazd cos da, a Marco postanowi wrocic do klanu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zycze duzo weny.
xjudass
Niestety, biedny Marco. Przykro mi, że sytuacja ta przytłacza także ciebie. Nikt nie zasługuje na złe traktowanie. Czy wyjazd coś da... Zobaczymy.
UsuńPozdrawiam
LM
I znowu przeczytałam jednym tchem i znowu za mało i znowu tydzień czekania....
OdpowiedzUsuńZa tydzień znów będzie tydzień czekania i tak do końca tekstu :) Cieszę się, że przeczytałaś jednym tchem :D
UsuńTy to wiesz kochana kiedy zakończyć rozdział.
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na kolejny :*
(Oby ten tydzień minął szybko ;) )
Samo tak wychodzi! Już niedługo :D Za 6 dni i kilka godzin :D Tydzień minie bardzo szybko. Nim się obejrzysz ;)
UsuńCzy mi się wydaje czy ten rozdział jest dłuższy od poprzedniego? Fajnie się czytało. Nie mogę się doczekać by przekonać się co stanie się dalej :-)
OdpowiedzUsuń...Sam ty "sukinsynie" dokładnie ^^ Rozdzialik super :P dlaczego ty zawsze masz na zmiane zakończenie? Prawie zawsze jest tak : kończysz w super odjazdowym momencie lub zamykasz jakiś wątek xd Najbardziej nie lubię tego 1 ale wiesz xD Ja bym chyba chciała już na raz przeczytać wszystko aż do końca historii ^^
OdpowiedzUsuńCzemu tak? Jakoś tak wychodzi :D Że albo kończę wątek, albo muszę go przedłużyć :D Mogę podejrzewać, że każdy chciałby już znać całą historię :)
UsuńPozdrawiam
LM
Tak, tak, Marco już nie pozwoli na wszystko Samowi, już Sam nie podniesie na niego ręki ani nie skrzywdzi go psychicznie. Myślę, że nasze alfy podjęły słuszną decyzję wysyłając Marco na budowę, by mógł odpocząć od Sama, który wciąż jest nieznośny.
OdpowiedzUsuńDlaczego Sam nie może podejść do Marco i wyjaśnić mu o co mu tak naprawdę chodzi, bo musi mieć jakiś logiczny powód, żeby tak traktować Marco, który przecież nic mu nie zrobił. Poza tym nie kupuję tego, że Sam nie chce zaakceptować Marco, dlatego, że on jest niedźwiedziem.
Mam nadzieję, że Marco wróci do swojego stada, nie da tej satysfakcji Samowi, a przede wszystkim zajmie mu to mało czasu.
Luc i Allan są idealną parą, uzupełniają się :) Mam nadzieję, że nie przygotowałaś dla nich jakiegoś dramatu.
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Masz rację. Marco nie pozwoli na wszystko :) Czy alfy podjęły słuszną decyzję... Zobaczymy :) Do przemocy nie ma logicznego powodu. Nigdy. Często po prostu jest ona stosowana.
UsuńCo do dramatu... Nie wiem. Nie wiem ;)
Pozdrawiam ;)
LM
Wyjazd Marco to bolesna decyzja,ale jedyna.Dzięki temu bedzie mógł zebrać siły i mam nadzieje powalczyć z zadziornym Samem,może skopać mu cztery litery,dość pobłażania smarkaczowi.Marco marzący o miłym ,spokojnym ,przytulaśnym partnerze,dostał wredziucha o trudnej przeszłości.Może Sam przemyśli ich partnerstwo,może zatęskni(to moja romantyczna wizja),ale nie liczę zbytnio na taki scenariusz.Dobrze ,że szczęsliwe chwile przeżywają Lucas i Allan.Trochę oddechu się nam należy,po toksycznym Samie.Pozdrawiam Beata
OdpowiedzUsuńMasz rację. Wyjazd Marco to bardzo bolesna decyzja, która niestety musiała zostać podjęta. Masz rację, Marco nabierze sił. Nikt nie może nam zagwarantować, że przyszły partner będzie taki jak sobie wymarzymy. Niestety :) Może tak by było łatwiej.
UsuńPozdrawiam :)
LM
Biedny Marco... chyba nie przypuszczał, że gdy pozna swojego partnera jego życia się aż tak zmieni i to niestety wcale nie na lepsze... Myślę, że ten wyjazd jest mu potrzebny, przynajmniej Sam nie będzie osobiście się na nim wyżywał no i będzie miał czas żeby w spokoju od całego klany pomyśleć co robić dalej. Bo wiadomo, że taki wyjazd to nie jest rozwiązanie. Mam nadzieję, że Marco znajdzie w sobie siłę żeby znowu uporządkować swoje życie . No i że wróci do swojej ulubionej Liz, która na pewno będzie za nim tęsknić ;)
OdpowiedzUsuńSuper, że Allan i Lucas dogadują się ze sobą. Uwielbiam ich i mam nadzieję, że ich sielanka potrwa jak najdłużej ;)
Pozdrawiam
Masz rację. Marco nie podejrzewał, że jego życie zmieni się w ten sposób. Tak, Marco potrzebny jest ten wyjazd, jak nikomu innemu, musi sobie pewne rzeczy poukładać.
UsuńCzy MArco wróci do Liz... To sie jeszcze okaże :)
Pozdrawiam
LM
Ech, zawsze w komentowaniu byłam kiepska.
OdpowiedzUsuńDziękuję za kolejny rozdział :)
Z pewnym rozbawieniem zauważyłam pewną rzecz (już jakiś czas temu, ale to ciągle się przewija). Taki drobny element rasizmu, który pewnie każdy już dostrzegł. Sam walczy na przekór wszystkim z tym partnerstwem. Jednak to nie płeć mu przeszkadza, tylko wewnętrzna bestia Marco. To dosyć intrygujący powód do nienawiści :D
Pozdrawiam i weny życzę,
Oreitea
Potrafisz pisać komentarze. Uwierz mi ;) Nie chcieć takiego seksownego miśka to rasizm w czystej postaci. Nie wiem jak Sam tak może ;)
UsuńPozdrawiam
LM
Może seksowny, może nie, jednak sama symbolika bestii jest kusząca : D
UsuńZdradź mi tylko jedną rzecz. Świadomie sparowałaś wilka i niedźwiedzia? Natrafiłam na jeden artykuł, wpis, ciężko mi to do czegokolwiek przypasować. W każdym razie częściowo mówił o wilku i niedźwiedziu, ich symbolice, sprzecznościach. Domyślić się można tylko, ze te kontrasty idealnie tworzą harmonijną całość. Cały czas mi krąży to w głowie i muszę znaleźć ujście swojej ciekawości.
Pozdrawiam,
Oreitea
Cała idea tekstu w sumie wpadła mi do głowy przez przypadek. Poczytałam o nawykach niedźwiedzi i wilków, jak żyją czy w stadach czy osobno, jak funkcjonują. Wiedziałam, że niedźwiedzie żyją raczej samotnie, spotykają się w okresie rui więc pomyślałam, że w celach ochronnych mogłyby zebrać się w grupę i funkcjonować na sposób watahy wilków. Wilki natomiast to typowe zwierzęta stadne, funkcjonują w hierarchii więc uznałam, że można by stworzyć coś abstrakcyjnego lekko. Klan niedźwiedzi :) Nie myślałam o tych różnicach świadomie. Niektóre postacie pojawiają się nagle w trakcie pisania tekstu i muszą być w nim umieszczone na przykład Meg czy właśnie Sam.
UsuńPozdrawiam
LM
Dziękuję za odpowiedź :)
UsuńTo całkiem ciekawe. Przez przypadek udało Ci się osiągnąć coś, co ma jeszcze swego rodzaju podłoże metaforyczne :)
Jestem pod wrażeniem. Teraz będę jeszcze uważniej czytać, by wyłapać więcej takich niuansów ^ ^
Pozdrawiam,
Oreitea
Nie ma za co :)
UsuńTak to wyszło. Pewien zamysł, czytanie i nagle stwierdzenie "to jest to" ;) Strach się bać. Jestem ciekawa jakie jeszcze niuanse znajdziesz ;)
Pozdrawiam
LM
Rany nie no ta sytuacja mnie dobija kiedy wreszcie Marco i Sam będą razem. Przecież cała ta atmosfera może wykończyć .Nadal mi szkoda Marco i tak szczerze to przy ostatnim rozdziale płakałam ( jak mam być już szczera;) )
OdpowiedzUsuńI nadal mam ochotę płakać gdy czytać jak Sam niszczy więź która mogła by być mocna i ....raaaany taka piękna! Co za nierozsądny wilk! Ehh mam nadzieję że Marco przestanie wreszcie się w sobie zamykać i odpuszczać i przetrzepie futerko wilczkowi i będzie ładny HAPPY END :D
Co do wstawek no cóż błędy się zdarzają ;) czekałyśmy na opinię czytelników teraz ją znamy i możemy coś zmieniać .
Życzę dużo weny :)
Pozdrawiam OfeliaRose
I teraz się wszystko wyda. Ciekawe jak wilczek Sam zareaguje na wieść o (chwilowym może) zniknieciu Marco. Nie będzie miał się biedak na kim wyżywać xD.
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńoch brak mi słów po prostu, wspaniały, i jak widać sam Allan martwi się o Marco, z tym wyjazdem to dobry pomysł, zastanawia mnie jak zareaguje Sam kiedy spostrzeżeń, że nie ma Marco w pobliżu… może zacznie kiełkować jakaś tęsknota…
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia
Miło mi że ci się podobało ;) Tak. Wyjazd to dobry pomysł. Co do tęsknoty ;) Się zobaczy :D Wena się przyda, dziękuję :)
UsuńPozdrawiam
LM