niedziela, 31 maja 2015

Rozdział 13

Kochani!
W tym tygodniu mogę mieć problem z czytaniem waszych blogów i odpowiadaniem na komentarze. Tak więc jeżeli jednej osobie odpowiem, a drugiej nie, bardzo proszę się na mnie nie obrażać :D Wybaczcie tak krótkie wstępy ostatnio, ale ZA CZĘSTO przygotowuję notkę na ostatnią chwilę :D 
A jutro pobudka o 5 :(
Miłego czytania

Rozdział 13

            Poranek we wciąż nowym domu był dla Sama dość stresujący. Wszyscy przestali udawać uprzejmość i odrobinę sympatii, nie rozmawiali z nim prócz grzecznościowych formułek. Nie wiedział, o co im wszystkim chodzi. Od kilku dni głowa go bolała tak, że miał ochotę coś rozwalić. Na szczęście pod ręką miał Marco, więc mógł się na nim wyżyć.
Biedny, słaby beta. Żal mu go było, że jest taką pokraką, te jego smutne oczy pod pozorem odwagi. Nienawidził pozerstwa. Był wściekły, napędzany złością do tego mężczyzny, a jednak coś tego dnia mu się nie zgadzało.
Zjadł poranny posiłek, zmył naczynia za wszystkich, bo jak się okazało, wypadała jego kolej i wyszedł na zewnątrz. Było przyjemnie ciepło, myślał, czy nie dobrze byłoby się zmienić chociaż na chwilę i wygrzać skórę.
– Sam, musimy porozmawiać. – Głos stojącego za nim Allana był poważny. Nie żądał, prosił, ale jednak coś w nim się na to buntowało.
– Nie chcę. – Coś z tyłu głowy ciągle nie dawało mu spokoju, męczyło i dręczyło, odkąd tylko się obudził.
            – Rozumiem. – Stał za młodszym od siebie wilkiem i obserwował jego reakcje. Coś było bardzo nie w porządku. – Zmień się, proszę. – Chłopak spojrzał na niego i zrobił to. Przeklął w myślach swoją głupotę, jednak zachował poważną i niewzruszoną minę. Zamiana Samiego znów była niepełna, z tym że teraz znacznie większa część ciała nie uległa przemianie. O ile wcześniej była to tylko dłoń czy kawałek ogona, tak teraz… Kości się skurczyły, dostosowując do wyglądu wilka, ale nic więcej. Dłoń, przedramię, nawet łokieć były takie same. Zdarzały się nieudane zmiany u młodszych osobników ich gatunku, gdy dopiero zaczynały się uczyć, na czym to polega, ale nie u dorosłych zmiennych. Nawet jeśli mogło się to zdarzyć raz, ale nie kilka. Problemem był właśnie fakt, że zazwyczaj oszalałe osobniki od razu zgładzano po to, by nie zaszkodziły innym, nie zaatakowały ich, dlatego tak mało było o nich danych. Osobiście znalazł dwie opowieści, które dawały całkiem różny przekaz. W jednej znajdowała się informacja, że oszalały wilk z większej powierzchni niezmienionego ciała przechodzi w mniejszą, co świadczyło o jego chorobie, w drugiej było zupełnie inaczej. Cholera jasna!, pomyślał gniewnie i zastanowił się nad tym, co ostatnio działo się w ich domu. Nie chciał usprawiedliwiać Sama, ale może całe jego zachowanie wynikało właśnie z tego? Może jest gorzej, niż myśleli? Jaką decyzję powinien podjąć?
            – Poleżysz tu, Sam? Ja idę porozmawiać z Lucasem. Potem chcielibyśmy oboje z tobą porozmawiać. Przykro mi, ale to konieczne. – Wilk kiwnął leniwie łbem i ułożył się wygodnie na deskach tarasu.
            Było mu tak cholernie ciepło, gdy słońce wygrzewało sierść wilka. Cieszył się z tego i uspokajał. Przez ostatni rok widział za mało słońca. Nie mógłby żyć w lesie, nawet jeśli wszystkiego miałby w bród. Domek znajdował się w ciężkim dla niego rejonie, gdzie promienie światła rzadko dotykały ziemi. Oczywiście widział jego prześwity, jednakże w lesie panował chłód, wilgoć i jak dla niego zbyt przytłaczająca atmosfera.
            Niby nic, ale coś się w nim uspokoiło, odetchnęło. Pierwszy raz od kilku dni rozluźnił mięśnie, nie czuł się, jakby miał zostać zaatakowany czy zraniony. Na granicy jawy ze snem w końcu dowiedział się, co takiego mu dzisiaj nie pasowało. Nigdzie nie było Marco. Jego serce na sekundę zgubiło rytm, a z jego gardła wydobyło się głośne przeraźliwe wycie. Partner go zostawił! W tym momencie coś w jego psychice się złamało, coś, co od dłuższego czasu blokowało jego sprawne funkcjonowanie.

***

            Zanim Allan poszedł porozmawiać z Lucasem, zajrzał do córki, która leżała w swoim pokoju, a właściwie spała. Mały suseł. Musiał się więcej dowiedzieć o przecierkach z owoców i warzyw, co może jej podać w okolicach trzeciego miesiąca życia. A najlepiej porozmawiać z którąś z kobiet. Chciał znaleźć dwie opowieści o szalonych zmiennych i wydrukować je dla partnera. Wiedział, że ten pomoże mu rozwiązać jego problem. Nie był już sam, by ze wszystkim sobie radzić. Uśmiechnął się lekko na tę myśl.
            Już po chwili wszedł do gabinetu Lucasa. Nie przejmował się pukaniem, wiedział, że kochanek zajmuje się dokumentami i przeglądaniem faktur i rachunków za budowę. Jego poszukiwania poszły całkiem sprawnie, nie napracował się zbytnio.
            – Mogę ci przeszkodzić? – Wolał nie odrywać go od zbyt pilnych prac, niektóre dokumenty trzeba było przeanalizować od deski do deski, nie mając skrupułów, by kogoś na chwilę od siebie odseparować. Tym bardziej, jeśli chodziło o ciągi liczb.
            – Daj mi pięć minut, muszę to skończyć. – Allan usiadł na wygodnej kanapie i wziął do ręki leżącą na stoliku książkę. Uśmiechnął się na widok wyboru partnera i przejrzał kilka stron czytanej przez siebie dawno pozycji. Pamiętał, jaką frustrację w nim budziła, ile emocji. Była to jedna z tych lektur, przy których człowiek nie wie, kiedy mu mija czas. Skończył ją chwilę po porannym budziku, który go zaskoczył, wtedy nie podejrzewał, że tak długo czyta. – Mmmm. – Spojrzał na przeciągającego się Lucasa wydającego z siebie głębokie westchnięcie.
            – Chodzi o Marco i Sama. – Podszedł do partnera i położył przed nim kartki. – Przeczytaj to, jeśli możesz. – Luc spojrzał na niego intensywnie i przyciągnął go dłonią do pocałunku.
            – Tak lepiej. – Roześmiał się na widok szerokiego uśmiechu partnera.
            – Czytaj. Muszę ci potem powiedzieć, do jakich wniosków doszedłem. – Stanął za nim i widząc jego spięte mięśnie, zaczął je masować.
            – Osz cholera. – Przeciągły jęk wydostał się z ust Lucasa. – Jak dobrze. – Instynktownie odchylił głowę z powodu nieprzyjemnego na początku odczucia. Zaraz potem pierwsze partie mięśni zaczęły się rozluźniać. Dopiero po tej chwili relaksacji, na jaką pozwolił mu All, skupił się na tekście.
            Z góry nie widział dokładnie, jak Luc marszczy brwi i patrzy zdziwiony na to, co czyta.
            – Allan, skąd ty to masz? – To pytanie go zaskoczyło. Przecież Lucas chyba powinien to wiedzieć. Po chwili uderzył się płaską dłonią w czoło.
            – Każdy Alfa ma dostęp do legend, podań i pewnych danych, o której ich watahy i klany nie wiedzą. Wcześniej informacje były przekazywane na papierze – wiadomo. Musieli mieć specjalne sejfy, o których wiedzieli tylko oni i ich następcy. Z czasem, gdy weszły komputery, jak dobrze przypuszczasz, wszystkie te operacje zostały nam ułatwione. Każdy z ojców musiał przepisać po kilka tekstów, które mam na pendrivie. Te dane są uaktualniane co jakiś czas. Zazwyczaj przekazujemy je sobie przez zaufane bety. Zastępcy wiedzą, że to jakieś dokumenty, ale nie pytają o nic. Wiedzą, że nie mogą. Ja z wiadomych względów nie mam do najnowszych dostępu, ale… Czas wyjść z ukrycia. Wiem, z kim mogę się skontaktować, by dać znać wszystkim, że żyję. Chyba nikt nie pomyślał, że możesz nie mieć dostępu do tych informacji. Nie tworzymy jakiejś listy, komu trzeba je przekazać. Podejrzewam, że mój ojciec mógłby to w końcu sobie uświadomić, gdyby żył.
            – Ok. Ja się nie gniewam, bo rozumiem, że to „ściśle tajne”. – Mężczyzna pokazał cudzysłów palcami i zapytał. – Co wywnioskowałeś?
            – Wydaje mi się, że on… Marco ma chorego partnera, ale nie może być to powodem, dla którego go uśmiercimy. – Zastrzegł od razu, wiedząc, jak to robią inne klany i watahy.
            – Nie zamierzam tego robić, kochanie. Nasza beta dała sobie czas zgodnie z naszą sugestią, ale co ty proponujesz w sprawie samego Sama? Jak mu pomóc?
            – Wśród zmiennych jest chyba jakiś psychiatra, prawda? – Lucas spojrzał na niego zaskoczony. Czemu wcześniej na to nie wpadł? Tyle się mówi o psychologach, psychiatrach czy psychoterapeutach, ale w kontekście ludzi. Czemu te same metody i leki miałyby nie skutkować na zmiennych? Głównym problemem tak naprawdę były żyjące w nich zwierzęta, fakt, by nic im się nie stało. Jednak za szaleństwo człowieka w ich przypadku często odpowiadało właśnie ich drugie ja. Skoro mogli zachorować ludzie z jedną osobowością wyjściową, to dlaczego nie oni? Przecież tak naprawdę mieli jak gdyby dwie osoby w sobie, dwie osobowości.
            Zastanawiające także było to, że Sam w stosunku do wszystkich innych zachowywał się całkiem normalnie, nieagresywnie, chociaż wszyscy widzieli i słyszeli jego wybuchy złości w stosunku do Marco. Czy może być tak, że partner okazał się bodźcem spustowym do wyrzucenia z siebie wściekłości? Zazwyczaj tak bezpodstawna agresja nie jest skierowana do jednej osoby, a przynajmniej tak mu się wydawało.
            – Może to nie będzie taki głupi pomysł. – W tym momencie usłyszeli głośne wycie. Spojrzeli po sobie. – On już wie.
            – Za chwilę pewnie tu będzie. – Tak też się stało. Nie minęło dziesięć minut, a w ich gabinecie siedział młody wilk. Zajął jeden z foteli, skurczając się w nim tak, by wyglądać na jak najmniejszego.
            – Odszedł. – Pytanie kryjące się w jego głosie było bardziej retoryczne, tym bardziej że nie zostawia się niesparowanego partnera.
            – Musiał. Nie chciał, żebyś go ciągle atakował. Nie zamierzał sobie na to pozwolić. – Allan postanowił powiedzieć to wprost.
            – Ja… Nie byłem sobą. – Mężczyźni spojrzeli na niego, nie wiedząc, co o tym wszystkim sądzić. Najpierw wyzwał Allana, atakował go, potem niby się poddał, ale wyżywał się na partnerze. To wszystko było dziwne, ale też brali obaj pod uwagę to, że Allan znał go jako spokojnego, sumiennego wilka. To, co ostatnio wiedzieli, nie było jego typowym zachowaniem. Ludzie aż tak szybko się nie zmieniają.
            – Co przez to rozumiesz? – Lucas zrozumiał, że Allan nie chce wyciągać wszystkiego z wilka. Znali się wcześniej, co mogło to tylko utrudnić. Na dodatek jego partner w ten sposób nie był obiektywny, co im nie pomagało.
            – Nie umiem tego wyjaśnić.  Po prostu czułem się, jakbym to nie ja robił te wszystkie rzeczy. Krzywdziłem go, a zarazem sam cierpiałem z tego powodu. Nie wiem, jak to wyjaśnić. Zarazem chciałem i nie chciałem go skrzywdzić.
            – Nie wiem, czy możemy ci ufać – stwierdził alfa. Ramiona wilka zadrżały lekko, ale niczym innym nie dał poznać, jak odebrał te słowa.
            – Rozumiem. – Nie, nie potrafił na tę chwilę tego zrobić. Chciał wiedzieć, gdzie jest jego partner. Potrzebował go, by się z tego wszystkiego otrząsnąć. Wiedział, że nie będzie aż tak wybuchowy, nie zamierzał go bić. – Gdzie on jest?
            – Sam. Daj mu chociaż dzień. On też potrzebuje sobie pewne rzeczy uświadomić. Jeśli chcesz, możemy mu powiedzieć to, co nam teraz przekazałeś, ale to od niego zależy decyzja. Nie ściągniemy go tu na siłę. Nie możemy mu tego zrobić. – Kiwnął głową. Coś w środku aż nim szarpało. Znał motywy decyzji partnera, ale nie chciał ich uznać.
            – Będę… – przełknął głośno ślinę – potrzebował pomocy. Nie wiem, co mi jest, czy tak czuły się wilki, które oszalały?
            – Obiecuję ci, że postaramy się znaleźć jakieś rozwiązanie, nie wiem jednak, czy nam się to uda. Przeszukałem już duże pokłady informacji i nic w nich nie ma. Właśnie… zastanawialiśmy się z Lucasem nad psychiatrą dla ciebie. – Raz kozie śmierć. Sam miał do wyboru akceptację pomocy choćby w takiej formie albo… Sami nie wiedzieli, co mogliby z nim zrobić. Za dużo zmiennych poniosło śmieć tak naprawdę z przypadku, dlatego że nikt nie chciał im poświęcić czasu i pomóc znaleźć jakiegoś rozwiązania.
            – Dlaczego akurat do psychiatry?
            – Chcemy dowiedzieć się, co ci jest. To, że nie chorujemy cieleśnie, nie oznacza, że nie możemy chorować umysłowo tak, jak zwykli ludzie. Może ich leki będą pomocne. Zastanawia nas tylko kwestia tego, czy nie zaszkodzi to twojemu wilkowi, dlatego odszukamy jakiegoś zmiennego, który jest psychiatrą.
            – Dlaczego tyle dla mnie robicie? Przeze mnie wasz beta wyjechał, wszyscy go lubicie, a mnie nie. I doskonale zdaję sobie sprawę, dlaczego tak się dzieje. – Lucas obserwował to, jak Allan radzi sobie jako alfa. Starał się tłumaczyć młodemu wilkowi swoje decyzje tak, by ten się nie obawiał, a zarazem znał ich motywy. Nikt nie chciał jego krzywdy.
            – Bo dość już zabijania z takiego powodu. Nie zamierzam na to pozwolić, nie w naszym klanie. – Uśmiechnął się lekko, słysząc tak niby niewielką zmianę słowną. – Nie pójdziemy drogą na skróty, Sami, ale musisz mi w tym pomóc i nie utrudniać, dobrze? – Wilk kiwnął głową.
Trochę traktowali go jak dziecko, ale wiedzieli, że rok samotności odbił się na nim dość znacznie, na dodatek musiał znaleźć swoje miejsce na ich ziemiach, zostać zaakceptowany i poczuć się bezpiecznie. W kwestii zdrowia psychicznego poruszali się jak we mgle, nie mieli pojęcia, w jaki sposób to ugryźć, tym bardziej że nie każda zasada rządząca zachowaniem ludzi przysługiwała także im.

***

            Marco stał przed trzypiętrowym budynkiem. Niby nic, ale konstrukcja pięła się o wiele wyżej. Kolejny hotel, przez który Lucas będzie miał jeszcze mniej czasu. Na dodatek wszystko się zmieniło, ponieważ miał Allana i Liz.
            W ten sposób jego myśli odpłynęły w kierunku jego własnego partnera i coś boleśnie go zakuło. Cholera jasna, przecież nie może przejmować się kimś, kto go nie chce. Wiele osób przeżyło odrzucenie, mniejsze lub większe, ale jednak. Nie zamierzał poddawać się temu przykremu odczuciu. Wszedł na plac budowy, prawie w tym samym momencie podszedł do niego starszy, niższy od niego mężczyzna.
            – Tu nie można wchodzić. – Jego wzrok nie był nieprzyjemny, po prostu zwykła formułka dla osób, które chciałyby podejść bliżej. Nigdy wcześniej przecież go nie widział.
            – Jestem od Lucasa. W torbie w samochodzie mam odpowiednie dokumenty pozwalające mi na nadzorowanie budowy, ale z chęcią wykonam też jakieś prace ciężkie. – To zaskoczyło starszego człowieka.
            – Miło mi pana poznać. Nazywam się Andrew Mongersthern i jestem tu kierownikiem. Przyniosę panu kask.
            – Marco Powerfull. – Uścisnęli sobie dłonie. – Dziękuję, przyda się. – Chociaż gdyby spadła mu jakaś cegłówka na głowę, to i tak najprawdopodobniej by go zabiła. Po chwili mógł swobodniej poruszać się po placu, obchodząc budynek dookoła i słuchając krótkich informacji ze strony szefa budowy.
            – Skoro już wszystko wiem, to zadam panu podstawowe pytanie. W czym mogę się wam przydać?
            – Ale to… – próbował zaprotestować, ale nie dane mu to było.
            – Zgodne z zasadami. W teczce, którą ci przekazałem, również są na to potrzebne dokumenty. Nic mi nie płacisz, a ja się narobię. Pasuje taki układ? – Po kolejnych dziesięciu minutach miał już zadanie do wykonania.

***


            Lucas od ósmej wieczorem  próbował dodzwonić się do Marco, co jednak mu się nie udawało. Zaczynał się denerwować, tym bardziej że przyjaciel nie dał mu w ogóle znać, czy dotarł na miejsce.
            – Daj mu spokój. On potrzebuje się odseparować nie tylko od Sama, ale nas wszystkich. Może poszedł na piwo albo śpi. Wyruszył dość wcześnie. Pozwól mu odsapnąć, sam do ciebie zadzwoni. – Lucas siedział na podłodze oparty o ścianę, on sam natomiast spoczywał wygodnie oparty na łóżku. Liz znajdowała się na jego klatce  piersiowej. Uwielbiał, gdy leżała zwinięta w mały kłębek na brzuchu, wyglądała wtedy… jak księżniczka. Uśmiechnął się na tę myśl i pocałował dziecko w główkę. Mała wydawała dziwne dźwięki, przy okazji plując na niego. Jego koszulka była już lekko przemoczona, tym bardziej że dziecku podobało się wkładanie rączek do buzi. Później musiał je wycierać, całować i wydawać przy tym głośne dźwięki, by ją rozbawić.
            – Za niedługo ją umyje, co? – zapytał Luc.
            – Dzięki, jestem jakiś wykończony. – Rzeczywiście tak było. Od ponad godziny ziewał na okrągło, już był na granicy jawy i snu, chociaż pilnował się, by nie zasnąć. Nie miał spokojnej nocy. Nie dość, że Marco wyjechał, to jeszcze długo nie mógł zasnąć, roztrząsając ten problem. Liz też była niespokojna i często płakała. Wiedział, że wyczuwała jego stan.
            – Wezmę ją od razu, a ty poleż. – Luc wstał i chwycił pewnie dziecko. Wkładając rękę pod brzuszek, wziął ją w takiej pozycji, w jakiej leżała. Jej małe kończyny zaczęły zwisać, co skwitowała ciągłym ich poruszaniem.
            Zaczynał mieć w tym wprawę. Za pierwszym razem Allan musiał mu wszystko pokazywać, teraz jednak dawał sobie radę sam. Przygotował szybko wanienkę i zaczął ją napełniać cieplejszą wodą. Wiedział, że trochę ostygnie, zanim rozbierze tego szkraba. W końcu, gdy byli gotowi, sprawdził łokciem ciepłotę wody, a następnie wziął się za pielęgnacje dziecka. Widać było, że Liz lubiła przebywać w ciepłej wanience. Gaworzyła wtedy z uśmiechem na ustach, co przyprawiało go o lepszy humor. Wiedział, że partner miał podobnie.
            Gdy skończył, otulił małą ręcznikiem, by ją powycierać. Modlił się, by w tym momencie się nie posikała, czy nie zrobiła kupki. Nie wiedział, czy byłby w stanie to znieść. Na jego nieszczęście, gdy tylko zdążył ją powycierać, mała go obsikała. Mimo początkowej konsternacji nie mógł powstrzymać głośnego śmiechu. Mała złośnica.
            – Chodź, zabierzemy cię do taty. – Gdy wszedł do sypialni, zobaczył Allana zwiniętego na boku, drzemiącego z głową na jaśku. Podszedł do niego, pochylił się i pocałował lekko w skroń. Wyszedł z Liz do jej pokoiku. Mimo że większość czasu przebywała z nimi lub z wszystkimi ciociami i wujkami woleli nauczyć ją spania bez nich.
            – Cicho, maleńka. Pójdę przykryć tatę i dopiero do ciebie przyjdę. Zaraz będę.
            Tak, jak powiedział do córki, tak też zrobił. Nie chciał przyznawać sam przed sobą, że liczył na inne zakończenie wieczoru. Bardziej romantyczne i gorące, ale widząc Allana w chwili pełnego relaksu i spokoju, uświadomił sobie, jak bardzo mężczyzna poczuł się przy nim bezpieczny oraz jak bardzo potrzebował odpoczynku. Otulił jego ramiona kocem i po cichu wyszedł z sypialni. Miał nadzieję, że usypianie Liz pójdzie mu dość szybko. Problem w tym, że mała nigdy nie robiła tego, czego oni by chcieli. Musiał przestawić swoje myślenie na jak najdłuższe usypianie, może w ten sposób ją oszuka.



20 komentarzy:

  1. Opowiadanie jest bardzo przyjemne i ciekawe, kojarzy mi się z wilczkami Luany ale kometnie mi to nie przeszkadza.

    Jedyną rzeczą która średnio mi się podoba to to jak dzielisz rozdziały, (nie odbierz tego jako atak a czyste wyrażenie opinii) nie piwinno być tak, że w rozdziale tak mało się dzieje...czekamy tydzień. Nie twierdzę, że rozdział jest zły, ale albo coś się wyjasnia albo trochę więcej opisówki zeby się nacieszyć poniewaz spójrz na to z naszej strony...czekasz tydzien, buh rozdział fajnie ale nic nie wiesz...czekasz kolejny dzień.

    Pozdrawiam i czekam ten tydzień.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałabym ci się zapytać co dokładnie kojarzy ci się z wilczkami Luany?
      Spokojnie :) Nie odebrałam tego jak atak :D Po prostu wyraziłaś swoje zdanie :) Dobrze wiem, że czekacie aż tydzień na kolejny rozdział, ale muszę przyznać, że też nie jestem zwolennikiem bardzo szybkiej akcji. Jest dość dużo blogów, w których w jednym rozdziale jest akcja, dramat, a w drugim całe wytłumaczenie. Co jak dla mnie nie zawsze dobrze wygląda. Ok. Może tak być przy zwykłej kłótni "o pierdołę", jednak nie w przypadku takiej sytuacji jaką ma Marco. Niestety w życiu również nigdy nie jest tak, że jednego dnia się kłócimy i godzimy. Pewne rzecz trzeba przemyśleć.
      Pozdrawiam
      LM

      Usuń
    2. Obecnie jestem na etapie gdzie śmiało mogę powiedzieć, że skończyłam już wszystkie opowiadania które kiedykolwiek znalazłam...a więc nawet zaczełam czytać te wciąż w procesie twórczym. Ja również lubię spokojne rozdziały ale jeśli potem przechodzę do kolejnego....średnio opiwiadanie czytam w jeden dzień w przerwach od uczenia.

      Nie twierdzę( wiem, że tego tak nie odbierasz ale podkreślę dla wszytskich innych), że coś jest z tym jak piszesz nie tak...wszystko jest pięknie ciekawie po prostu moje nawyki są inne a więc wyraziłam swoje niezadowolenie. Tyle.

      Jeśli chodzi o zbierzność z wilczkami to nie są jakieś powielanie scen czy wydarzeń po prostu zmienni, odrzucanie się przez partnerów przez co cierpią, struktury w watachach i takie tam. Nie odbieram tego jako kopie czy plagiat..obie miałyście podobne pomysły tyle...ja tylko ocenie jak mi siè podobało ^^

      Pozdrawiam

      Usuń
    3. Szybko czytasz kolejne opowiadania :) Opowiadanie na tą chwilę ma 30 rozdziałów, więc jeszcze trochę czasu minie nim wszystkie zostaną opublikowane. Na dodatek tekst nie jest jeszcze skończony ;)
      Rozumiem, że twoje nawyki są inne i szanuje to :) Zobaczymy co stwierdzisz, jak przeczytasz całość :) Poza tym wiem przynajmniej na co zwrócić uwagę w kolejnym tekście, ponieważ jak wspomniałam powyżej tekst jest na ukończeniu :)
      Mam nadzieję, że do napisania ;)
      Pozdrawiam
      LM

      Usuń
  2. Sam przyznal im racje co do swojej choroby, ale czy Marco postanowi wrocic? Jejku tak bardzo trzymam za tego Miśka kciuki. Oby wszystko wyszlo im na dobre!
    Pozdrawiam i zycze weny :)
    xjudass

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem czy Marco postanowi wrócić ;) Tylko on wie czego pragnie ;) Zobaczymy co im z tego wyjdzie :D
      Pozdrawiam
      LM

      Usuń
  3. No ja tam nie narzekam i czekam:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział bardzo fajny ;)
    Cieszę się, że Sam zdał sobie sprawę, że swoim zachowaniem krzywdzi Marco oraz że potrzebna jest mu pomoc. Dobrze też, że alfy nie zostawiły go samego z tym wszystkim i wspierają go. No i w końcu Sam zaczął dostrzegać w Marco partnera i tęskni za nim. Myślę, że wyjazd bety dobrze zrobi im obydwojgu - zobaczą czego im brakuje i podejmą decyzje co dalej.
    A teraz czekam na sceny z udziałem samego Allana i Lukasa bo jakoś brakuje mi tego ;)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że ci się podobał :)
      W końcu zdał sobie z tego sprawę. Czas najwyższy :) Zobaczymy czy wyjazd Marco dobrze im zrobi. :D Co do scen... Co ma być to będzie :D
      Pozdrawiam
      LM

      Usuń
  5. Dziękuję za kolejny rozdział.

    Nie zgodzę się w pewnym fakcie z poprzedniczką. Nie dostrzegam, by w tym rozdziale mało się działo. Akurat przedstawiłaś nam pewne rozwiązania i zdradziłaś pewne tajemnice działania klanów wilków. Skojarzyło mi się to nieco z bestiariuszem, który zawsze posiadają łowcy i przekazują go sobie z pokolenia na pokolenie :D
    Wracając. Właśnie w Twojej twórczości podoba mi się fakt, że umieszczasz także spokojne rozdziały. Człowiek ma okazję przysiąść, zastanowić się, nie gubi przy okazji żadnych wątków. Sporo się wyjaśnia, choć na pierwszy rzut oka ludziom może wydawać się, że jest to zbędne.
    Napędzając sztucznie akcję sporo rzeczy można przeoczyć, zapomnieć o nich. Spójrzmy np. na Georga R. R. Martina. Już w sieci pojawiają się obrazki typu: łódź z podpisem "zapomniane wątki" i na niej ogrom bohaterów, którzy po prostu zniknęli. Dobry pisarz, ale też często coś przeoczy, bo właśnie ma zamiar zabić kolejnego bohatera. I osobiście nie wyobrażam sobie, by w tym rozdziale sytuacja między Marco a Samem miała się wyjaśnić. Wyglądałoby to strasznie stereotypowo i sztucznie...
    No nic. Pozostaje mi tylko życzyć dużo weny :)
    Pozdrawiam,
    Oreitea

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy ma prawo do swojego zdania :) Dla jednych rozdział będzie nudny, dla drugich nie. To normalne :) Fajnie, że zauważyłaś pewne rzeczy opisane w tym rozdziale mimo iż był bardziej spokojny. Wolę wyjaśniać pewne wątki. Przyznaję, że Martina nie czytałam.Nie ciągnie mnie do tego :D Ale słyszałam, że gubi wątki, które rozpoczął.
      Tak. Dla mnie też wyglądałoby to dość nierzeczywiście.
      Pozdrawiam
      LM

      Usuń
    2. Owszem, dlatego też wyraziłam swoją opinię, jak widać opozycyjną do zdania niektórych ^^ W żadnym przypadku nie uważam tego za złe, raczej za coś miłego, że nie wszyscy jesteśmy jednomyślni :)
      Nie tylko domeną Martina jest gubienie wątków, ale ostatnio o tym jest najgłośniej. Nie przepadam za nim szczególnie, jednak podoba mi się koncepcja jego pisania, którą można śmiało określić zdaniem "jak jesteś głupcem to zginiesz". Coś co nie często się zdarza, bo bohaterowie mają więcej szczęścia niż rozumu :D
      Zauważyłam, bo lubię jak coś jest jasne i doszlifowane. Wolę czasami "nudne" rozdziały, w których jest więcej tłumaczenia niż akcji, bo później nie ma elementu zaskoczenia "jakim cudem to osiągnął...".
      Dlatego mogę Ci obiecać, że jak coś mi nie będzie pasować to jasno wyrażę swoją opinię. Gdy zgubisz jakiś wątek, albo zacznie się coś mieszać ^^
      Pozdrawiam,
      Oreitea

      Usuń
    3. Każdy ma swoje zdanie :) I fajnie jest to szanować :) Tak jak jedni lubią spacery, inni jazde na rowerze tak samo jest i w tekstach. I to jest w nas piękne.
      Tak. O Martinie jest dość głośno, dlatego o tym wiem :D Bo jak wspominałam w poprzednim komentarzu - nie czytałam go i nie mam w planach:D
      Super. Że mi napiszesz jak czegoś nie dodam, pominę itd :D Czasem można się pogubić w swoim własnym tekście :D
      Pozdrawiam"LM

      Usuń
  6. Super :)
    Wiedziałam, że Sam nie jest najgorszy, mam nadzieję, że psychiatra mu pomoże, muszę przyznać, że pierwszy raz w opowiadaniach o zmiennych spotyka się z wątkiem, że zmienni będą korzystali z usług psychiatry, co jest fajne, bo pokazuje, że są również ludźmi w połowie i mogą chorować, ale mam nadzieję, że lekarz pomoże Samowi.
    Mam nadzieję, że Marco wróci jak na skrzydłach, gdy usłyszy od alf, do czego przyznał się Sam, że tak na prawdę nie chce krzywdzić Marco, życzę im dużo szczęścia :)
    Alfy są cudowną parą, a Lisa jest małą księżniczką :)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zobaczmy co okaże się z tym lekarzem :) Może mu pomoże, a może nie :)
      Wena się przyda. Dziękuję :)
      Pozdrawiam
      LM

      Usuń
  7. Hej ^ Trafiłam na Twojego bloga niedawno i cóż... Bardzo mi się podoba, mimo że ogólnie nie przepadam za klimatami zmiennych/wilkołaków/innych tego typu. Dobrze piszesz, masz ciekawy styl :)

    Przy okazji... Zapraszam na mojego nowego bloga :) Dopiero zaczynam, więc byłabym wdzięczna za konstruktywną krytykę ^^' http://innocence-of-sleep.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej,
    no dobra trochę czasu mi to zajęło ale już jestem i mam nadzieję, że trochę nadrobię tych zaległości…
    bardzo podoba mi się Lucas z Liz ta jego opiekuńczość, Sam zrozumiał i jak widać teraz brakuje mu Marco…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Basiu ;)
      Nie przejmuj się, czytasz kiedy masz czas :)) Cieszę się, że podoba ci się Lucas i Liz :)
      Pozdrawiam ciepło
      LM

      Usuń