niedziela, 3 maja 2015

Rozdział 9

Zapraszam do czytania :) Miłego weekendu :)

Rozdział 9

            Allan obudził się wtulony w ramiona Luca. Chociaż minęła ledwie godzina, on czuł się, jakby ponownie przespał całą noc. Wyznanie, które uczynił w kierunku Lucasa, pozwoliło mu uzyskać chociaż częściowy spokój. Odzyskał dzięki temu pogodę ducha, nie czuł się przytłoczony ciężarem, który do tej pory nosił na swych barkach. Pozbył się go, wyjawiając tajemnicę o sobie, której do tej pory strzegł.
            Oprócz byłej watahy jedyną osobą, która znała prawdę, była Ellen i wiedział, że popierałaby nie tylko jego związek, ale też to, jak stara się dbać o Lizzy. Musiał wstać i ją nakarmić, być może przewinąć i zadbać, by niczego jej nie zabrakło. Ziewnął głęboko, budząc przy tym Lucasa.
            – Nie możesz spać czy co? – mruknął ten sennie i się przeciągnął.
            – Co za dużo, to nie zdrowo, a jest już późno. Chyba muszę poznać twój klan, nie sądzisz? Chciałbym wiedzieć o nich coś więcej, niż tylko jak mają na imię. – Roześmiał się, widząc cierpiętniczą minę partnera.
            – A nie możesz tego czasu poświęcić na przykład mnie? Całą resztę poznasz później. – Jako próbę przekonania go do swojego pomysłu, niedźwiedź wybrał głęboki pocałunek. Gdy w końcu Allan mógł się uwolnić spod jego wielkiego ciała, odpowiedział z rozbrajającą szczerością i szerokim uśmiechem na twarzy, że…:
            – Nie. Nawet nie próbuj mnie przekonywać, bo w tej kwestii nie zamierzam ci ulec. – Kolejna próba również skończyła się niepowodzeniem, przez co Lucas przyjął do siebie klęskę.
            – Jeszcze się dobrze nie poznaliśmy, a już się rządzisz – powiedział z radością w głosie, co przeczyło treści jego wypowiedzi, a All właśnie przez to nie mógł powstrzymać śmiechu.
            – Właśnie dlatego to robię. Ustawiam granice. – Mrugnął mu okiem i udał się w kierunku łazienki.
            – Co ten seks robi z ludźmi – powiedział z dramatycznym westchnięciem Lucas i pokręcił z udawanym grymasem głową. Te myśli zostały jednak zagłuszone przez widok Allana w drzwiach łazienki. Mężczyzna stał bez koszulki z lekko obróconą w jego kierunku głową. Nic więcej nie było potrzebne, by zachęcić go do wspólnej kąpieli. Czuł się, jakby ponownie był nastolatkiem, który może bardzo szybko się podniecić po odbytym orgazmie. Nie wiedział, czy powinien się z tego powodu cieszyć.

***

            Za górami, za lasami… Nie, to jednak nie ta opowieść. Młody człowiek siedział przy stole w drewnianym domku. Znajdowała się tu jedna, średniej wielkości izba, która miała służyć za sypialnię, kuchnię i pokój gościnny w jednym. Na szczęście łazienka była całkiem nowoczesna w przeciwieństwie do reszty wystroju, a co najważniejsze nie znajdowała się na zewnątrz, co mogło okazać się niespodziewane.
            Zastanawiał się właśnie, co powinien zrobić ze swoim dalszym życiem. Dziczał i dobrze o tym wiedział. Chociaż to bardzo złe określenie, czuł się, jakby był jedną stopą po stronie szaleństwa i wiedział, że ma rację. Jego rozmyślania przerwał jednak głośny wrzask. W tej samej chwili zorientował się, że został nakryty.
            – Aaaaaa! – wydarła się kobieta. Nim zdążył choćby wstać, w drzwiach pomieszczenia stanął facet tak wielki, że instynktownie miał ochotę się skulić i chronić szyję, by nie zostać uduszonym. Skąd, do cholery, takie myśli w jego głowie? Przecież to był zwykły człowiek.
            – Cicho, kochanie. Cicho. – Wielkolud głaskał swoją dużo mniejszą i drobniejszą partnerkę po dłoni. Ten gest o czymś świadczył, wiedział o tym, ale nie był w stanie przypomnieć sobie co takiego. Jego umysł już od dłuższego czasu znajdował się jak za mgłą. Reakcje miał spowolnione, mimo prawidłowego odżywiania. – Kim jesteś? – Czy tylko jemu się wydawało, czy ten głos zadudnił mu w głowie i w piersiach? Co to, do cholery, było? – Pytam się, kim jesteś? I radzę ci odpowiadać, póki jeszcze żyjesz. – Wyszczerzone zęby mężczyzny dały mu jasno do zrozumienia, na kogo trafił. Kurwa, miał cholernego pecha w życiu. Pierdolone niedźwiedzie, z którymi chyba od zawsze mieli konflikt, a on zajął ich terytorium. Nawet nie wiedząc, kiedy stracił świadomość, wilk rozszalał się w jego ciele, a on nie miał dostatecznej ilości siły, by go opanować.
            Mylił się. Nie stał tylko jedną częścią po stronie szaleństwa. Gdyby można było zobrazować jego stan, okazałoby się, że jedyną rzeczą, która jeszcze nie oszalała to… dłoń. Tylko ona podczas utraty świadomości nie zmieniła się w cielsko zwierza. Głuchy odgłos łamiącej się kości rozległ się po niewielkiej przestrzeni. Cichy jęk wydobył się z ust wilka, który nadal się nie obudził, a para spojrzała na siebie znacząco.
            – No i kurwa mać, nici z urlopu – mruknął wkurzony mężczyzna, a jego partnerka pokiwała głową.
            – Nie denerwuj się. Coś z nim jest nie tak.
            – Wiem. Zastanawiam się tylko, co z nim zrobić, żeby w drodze powrotnej nie porozrywał nam gardeł w samochodzie.
            – Myślisz, że jest w tak złym stanie?
            – Kochanie, on od dawna nie widział człowieka. Musimy zawieść go do alfy, by go zabił. Ten biedny wilk oszalał. Nikt nie zmienia się podczas utraty świadomości, tym bardziej częściowo.
            – Nie jesteśmy w stanie… – Mimo znajomości praw ciężko jej było zmierzyć się ze świadomością, że zawiozą tak młodego człowieka na śmierć.
            – Nie możemy. Jeśli zajdzie to chociaż trochę dalej, może zmienić życie wielu rodzin w piekło. Przynieś mi, proszę, linę z bagażnika. – Kobieta kiwnęła głową i udała się do samochodu, a zmienny niedźwiedź spojrzał na wilka.
            – Cholera, facet, szkoda mi cię. Ale muszę to zrobić. – Pokiwał smutno głową i poszedł po ścierkę do jednej z szafek. Wiedział, że musi zawiązać mu pysk, by nie mógł gryźć. Wyczują, kiedy się obudzi. Wtedy będą w stanie odpowiednio reagować, ale nie mógł pozwolić sobie na zaufanie mu. Szalony zmienny jest sennym koszmarem, którym straszy się dzieci, by nie wychodziły same na nieznane im tereny. A teraz koszmar się spełnił. Nie spodziewał się jednak, że będzie się czuł z tym faktem cholernie kiepsko i źle.

***

            Allan, tak jak w ciągu kilku ostatnich dni, zawiązał sobie chustę. Przyzwyczaił się do tej metody transportu Liz i na tę chwilę nie potrafiłby wozić jej w wózku. Poza tym miał w planach przejść się po dość rozległych terenach ziemi Lucasa. Mężczyzna miał mu towarzyszyć po to, by w pewnym momencie mógł się zmienić. Potrzebował tego, by jego zwierzę mogło odzyskać wolność, którą na jakiś czas mu odebrał. Poza tym w mieście dość trudno było biegać i polować, a właśnie na to miał ochotę. Gdyby chociaż trafił na królika… Nie musiałby go zjadać, a tak przynajmniej myślała jego ludzka strona, najwyżej wypuści go zaraz po tym, jak chwyci zębami.
            Lucas nadal siedział w gabinecie, podpisując jakieś dokumenty dotyczące firmy i rozmawiając z Marco. Nie chciał mu przeszkadzać, poza tym sam potrzebował czasu, by odetchnąć. Ostatnie dwa dni były cholernie intensywne. W końcu jednak czuł, że żyje. Wiedział, że wszystko, czego potrzebuje, ma zapewnione, a na dodatek na jego koncie spoczywają pieniądze, które otworzą mu drogę do bardzo wielu rzeczy. Także zapewniania bezpiecznej przyszłości dla córki.
            Godzinę później Lucas stał pośrodku dość dużej polany, trzymając brzdąca w ramionach, a właściwie Liz spała smacznie na jego ramieniu. Nawet nie próbował jej ruszyć, ponieważ widział, jak prawie od razu lekko krzywiła usteczka i bał się, że zaraz potem się obudzi. Czekał na Allana, który zniknął mu z oczu niecałe dwadzieścia minut wcześniej. Nigdzie im się nie spieszyło, mężczyzna wiedział, że ma czas całkowicie dla siebie.
            Widział, z jaką radością zmienił się zaraz po tym, jak tylko zniknęli komukolwiek z zasięgu wzroku. Wcześniej zdjął jednak rzeczy i włożył do plecaka na jego ramieniu. Nie umniejszając jego majestatowi, zachowywał się podobnie do psa, bo inaczej nie potrafił nazwać pięknego wilka przed sobą.
            Początkowo trzymał się ich, jak gdyby chciał poznać drogę, którą idą. Nie wytrzymał jednak długo i zaczął odbiegać na znaczne odległości. Właśnie dlatego Lucas postarał się znaleźć polanę, aby dać mężczyźnie punkt zaczepienia. Allan nie znał dokładnie terenów, więc zdawał sobie sprawę, że w ten sposób będzie mu łatwiej. Czasem nawet instynkty zawodziły, więc dbał o taki, wydawać by się mogło, pozorny szczegół.
            W pewnym momencie jego nogi odmówiły posłuszeństwa, dlatego też ruszył spokojnym tempem w kierunku najgrubszego drzewa. Mógł się w miarę wygodnie oprzeć i  nie zważając na robaczki, oparł głowę o korę, oddychając głęboko. W otoczeniu zieleni potrafił się zrelaksować jak nigdzie indziej, może to właśnie z tego względu starał się jak najrzadziej nocować w hotelu. To tu odzyskiwał siły, relaksował się, czego w mieście zawsze mu brakowało. Tamta zieleń, nie miała tego czegoś, co koiło jego zmysły.
            Nie zorientował się, kiedy zasnął otoczony ciszą, zapachami ziemi i mchu, a także z uczuciem pełnego spokoju. To Allan go obudził. Nuta aromatu partnera w powietrzu pobudziła jego zmysły, co pozwoliło mu odzyskać świadomość.
            – Hmm? – mruknął sennie, wyginając plecy. Nawet nie pamiętał, by ułożył Liz wygodnie na swoich kolanach z dłonią chroniącą jej ciałko przed upadkiem.
            – Pobudka, musimy powoli wracać. – Czuły pocałunek wylądował na jego skroni. Odetchnął sennie, pozwolił wziąć dziecko z ramion i dopiero wtedy ziewnął głęboko i się przeciągnął. Rozprostował lekko skurczone mięśnie i przesunął dłonią po włosach. Nieprzyjemne uczucie w ramionach minęło.
            – Która godzina? – Cisza i spokój dobrze na niego działały.
            – Podejrzewam, że koło osiemnastej. Robi się powoli chłodno. Muszę ją nakarmić i przebrać. – Allan postanowił wprowadzić stałą porę spania dla Liz. Te kilka dni, które spędzili razem, szły zbyt chaotycznie, mała była jakby rozregulowana.
            Wprowadzenie stałych pór spania i karmienia pozwoliłoby mu na zapewnieniu małej poczucia spokoju i bezpieczeństwa, a wiedział, jak bardzo jest to ważne. Na dodatek spokojne otoczenie. Nie nadawał się na ojca, nie znał się na wychowywaniu dzieci. To Ellen wszystko wiedziała, wczytywała się w książki. On od czasu do czasu coś podłapał, jak mu o tym opowiadała, jednakże nadal wszystkie obowiązki były dla niego czarną magią. Ciągle wydawało mu się, że nie umie ich wypełniać.
            – Mała chyba narobiła w pieluchę. – Lucas nawet nie musiał się zanadto schylać, by poczuć jej zapach.
            – Nawet na pewno. Będę musiał ją umyć i od razu ją położę. Musi się przyzwyczaić do stałych pór spania.
            – Na dobre jej to wyjdzie. Nam chyba też. – Puścił mu „perskie” oko. Oszalał. Jeszcze niedawno nie wyobrażał sobie mieć dziecka, a teraz zastanawiał się, jak pomóc we wszystkim Allanowi. – Będę mógł ją umyć? – Uśmiech, jaki otrzymał w zamian za to pytanie, był jednym z najpiękniejszych, jaki do tej pory otrzymał w całym swoim życiu.
            – Oczywiście. To także… – Allan ugryzł się w język. To jeszcze nie było dziecko Lucasa. Karmienie to pierwszy krok do akceptacji Liz, drugi kąpiel, a co dalej? Mężczyzna, mimo wszystko, nie miał obowiązku zajmowania się nią. Coś go zakuło na myśl, że przy wiązaniu Luc mógłby odrzucić jego córkę. A prawo mówi jasno, że najpierw musi zaakceptować partnera. Żołądek wywinął koziołki, a w ustach zebrał się lekki smak goryczy. Nie pomyślał nad tym wszystkim. Był idiotą, a co jeśli… Jego córka zostanie odesłana do lasu, a tam nie przeżyje? Małe szanse, że zostanie przez kogoś znaleziona. Kurwa mać.
            – Spójrz na mnie, All. – Mężczyzna widział, jak jego partner na przemian blednie i zielenieje i podejrzewał, co jest tego powodem. – To także moja córka. I zamierzam ją uznać za swoją. Rozumiesz? – Przyłożył dłoń do policzka kochanka. – Nie bój się o to.
            – Nie dziw się – przerwał mu i podszedł na tyle blisko, by dać się przytulić. Potrzebował tego. Lucas działał na niego rozbrajająco, chyba nigdy nie czuł się aż tak słaby. Wiedział, że przechodzi jakiś porąbany kryzys, z którego nie mógł się otrząsnąć. Czuł się przeżarty i wypluty przez negatywne emocje, uważał się za… miękkiego. A nigdy wcześniej taki nie był.                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                           
            – Rozumiem. – Pocałował lekko jego usta. Nie wiedział, co ma zrobić, by przełamać to coś, co czuł w Allanie. Coś było w nim zamknięte i wiedział, że jego partner nie jest do końca sobą. Coś w nim siedziało. Coś niedobrego. A on nie wiedział, jak mógłby mu pomóc.

***

            Ostatnie co pamiętał, to kobieta – zmienna, jak podejrzewał, stojąca w drzwiach. Zmartwiło go to. Próbował poruszyć dłoni, jednak te były mocno związane grubym sznurem.  W tym momencie jego zmysły się wyostrzyły, uświadomił sobie również, że stopy także ma związane. Na szczęście nie były one przewiązane między sobą, co mogłoby mu ułatwić ucieczkę. Na ustach znajdował się dobrze związany materiał, który zarazem go kneblował, jak i uniemożliwiał przegryzienie go. W jego ciele wręcz płonęła adrenalina, w dziwny sposób chłodząc go lepiej niż najzimniejszy prysznic. Jego zmysły wyostrzyły się, a myślenie mimo nieciekawej sytuacji było logiczne.
            – Nie denerwuj się. Nie chcieliśmy, byś się na nas rzucił, dlatego cię związaliśmy. – Głos należał do kobiety, która weszła do domu. Otworzył oczy. Samo to, że zauważyli jego pobudkę, było dość znaczące. – Rozwiążę ci usta, jeśli obiecasz, że mnie nie ugryziesz, dobrze? Nie chcemy ci zrobić krzywdy. – Kiwnął głową, chciał wiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi.
            Już po chwili jego wargi mogły swobodnie się rozdzielić, a przez to powietrze swobodnie torowało sobie drogę do płuc. Niby nic, ale niesamowite uczucie, które go niezwykle ucieszyło. W tej chwili odezwał się partner kobiety – czuł ich zapachy, jak gdyby były połączone w dziwny, współgrający sposób, tworząc przyjemną dla węchu mieszankę.
            – Jak tylko będziemy mogli, to się zatrzymamy i cię rozwiążemy. – Mężczyzna wajchą zmienił bieg, chwilę wcześniej przyspieszając. – Jedziemy autostradą, więc nie mamy się jak zatrzymać.
            – Dobrze. Czy zgodzicie się, bym mógł się podnieść i usiąść normalnie? W tej pozycji jest cholernie niewygodnie i już chyba wszystko mnie boli. – Czuł się dość spokojny i zrelaksowany. Na dodatek nie bał się tych obcych zmiennych, bo nie chcieli mu zrobić krzywdy. Dbali o swoje bezpieczeństwo.
            – Nie ma problemu. – Tak też zrobił. Wolał ich jednak uprzedzić przez taką ewentualnością, by nie mieli możliwości zareagować agresywnie. Mimo wszystko, nie znał ich, wiedział jednak, że dopóki będzie spokojny, może wiele zyskać. Zastanowił się chwilę nad tym, w jakiej sytuacji aktualnie się znajduje.
            – Będzie ci przeszkadzać, jeśli otworzę z tyłu okno? – zapytał kierowca. Zachowywali się sympatycznie, dbając chociaż trochę o jego komfort.
            – Nie. Przynajmniej odetchnę świeżym powietrzem. – W jego nozdrza uderzył zapach spalin samochodowych, a zarazem było w tej nucie coś orzeźwiającego. – Dokąd jedziemy?
            – Do naszego alfy, musimy cię przetransportować na jego tereny. Zapewne będzie chciał cię poznać. Byłeś na nie swoich ziemiach i złamałeś jeden z paktów, bo nas o tym nie powiadomiłeś.
            – Jest bardzo terytorialny. – Po tym stwierdzeniu pomyślał, że już nie żyje. Może lepszą opcją byłoby wyskoczenie z pędzącego samochodu? Chociaż i tak pewnie nic by mu się nie stało. Cholera! Nie od dzisiaj toczyli wojny, konflikty, które zostały ograniczone do minimum. Był na ich terenach, mieszkał w ich domku, wyjadł zapasy – miał bardzo małe szanse na przeżycie. Mógł zostać uznany za szpiega, a to przesądzałoby o jego, jak przypuszczał, krótkim żywocie. Na całym globie istniał tylko jeden alfa klanu niedźwiedzi i doskonale zdawał sobie sprawę, że ma przejebane.
            Wszyscy go znali z powodu ostatniej masakry, jakiej dokonał. W momencie, gdy zaczęto atakować niedźwiedzie, to on ich połączył, a zarazem swym wielkim cielskiem i pazurami pokonał dużą ilość przeciwników. Wydawać by się mogło, że tak powolny gatunek nie da sobie rady, ale było wręcz przeciwnie. To Lucas zabił ich najwięcej. Był wielki, ciężki i diabelnie skuteczny. Co wbrew pozorom stanowiło dość groźną mieszankę.
            – Chciałabym cię pocieszyć, ale nie wiem, co postanowi Lucas – powiedziała kobieta, widząc jego minę.
W rzeczywistości tak też się czuła. Chata była dla ich gatunku ostoją. Niejeden zmienny został w niej poczęty, chociaż oficjalnie się o tym nie mówiło. To miejsce działało na nich wyjątkowo dobrze. Sama chciała udać się w to miejsce w tym określonym celu, chociaż udawała, że jest inaczej. Po cichu marzyła o tym, że być może uda im się powołać na ziemię nowe życie. W tej sytuacji wątpiła, by w ciągu najbliższych kilku dni mieli możliwość tam wrócić. Nie podobało jej się to, tym bardziej że ostatnio z partnerem, mimo całego swojego zaangażowania, nie mieli dla siebie za dużo czasu, by spędzić go razem. Powinni mieć miły, romantyczny i spokojny weekend we dwoje, a aktualnie siedzieli we trójkę w samochodzie, pędząc w kierunku domu. Westchnęła cicho i popatrzyła w szybę. Poczuła rękę męża, która przesunęła się po jej kolanie. Obróciła do niego głowę i uśmiechnęła się lekko. Pocieszał ją, bo wiedział, że pragnęła potomstwa.
– Za pięć kilometrów jest zjazd. Zatrzymamy się tam i przejdę do ciebie na tylne siedzenie, dopiero wtedy rozwiążę więzy, dobrze? Kochanie, niestety będziesz musiała go pilnować. – Zastanowiło go to, czemu ciągle porozumiewają się ze sobą nie podając swoich imion. Nie wiedział, jak się nazywali, a i oni nie zadali pytania o jego dane. Mógł tylko podejrzewać, co było tego powodem. Nie polepszało to jego samopoczucia.
– On mnie zabije, prawda? – zadał to pytanie prosto z mostu. Kobieta rozkaszlała się gwałtownie, a mężczyzna przeklął.
– Po czym to wywnioskowałeś? – zapytał mężczyzna. Teoretycznie nic nie wiedział o ich przywódcy prócz plotek. – Muszę przyznać, że jest to bardzo prawdopodobne. Przykro mi.
– Nie zapytaliście, jak się nazywam, czy skąd pochodzę. Dlaczego jestem samotnym wilkiem i tak dalej. Nie chcecie tego wiedzieć. A powód tego może być tylko jeden.
            – Cholera jasna – przeklęła kobieta. – Mam dość tej chorej sytuacji. Jestem Julie, a to mój mąż, Patric. A ty jak masz na imię? – W tym czasie dotarli na parking. Mężczyzna wyłączył silnik, odpiął pas i przeszedł na tył. Otworzył drzwi i wszedł ponownie do samochodu.
            – Jestem Sam, mimo wszystko miło mi was poznać. Waszym alfą jest Lucas Powerfull, prawda?
            – Tak. – Mężczyzna pazurem rozciął linę, zabezpieczenie wilka było tylko prowizoryczne i wszyscy o tym wiedzieli. Gdyby był tak oszalały, jak podejrzewali, od razu byłby w stanie je przeciąć i zabić ich. Jednak nie zrobił tego - czyli wciąż znajdowały się w nim całe pokłady człowieczeństwa.
– Daleko macie do domu? – Był ciekaw, ile godzin podróży jeszcze ich czeka.
            – W sumie godzinę. Jesteś głodny, chce ci się pić? Mamy i jedzenie, i picie, jeśli tylko masz ochotę. – Głupie pytanie. Gdyby mógł, byłby w stanie pochłonąć konia z kopytami. Ostatnio nie jadł za dużo, schudł aż za bardzo, był słaby i nie miał energii.
            – Jak przyjedziemy, na pewno dostaniesz coś do jedzenia. – Julie spojrzała na niego uważnie, widać było, że jest wychudzony. Poza tym błysk w jego oku na samą wzmiankę o jedzeniu także o czymś świadczył. Spojrzała w przelocie na męża i sięgnęła do torby. Dała Samowi prawie wszystko, co mieli, zostawiła im tylko butelkę wody, gdyby partnerowi zachciało się pić. Sama miała ochotę na schłodzoną wodę. Jeszcze dzisiaj czekała ich ciężka przeprawa. Ciekawe, co postanowi Lucas.
            Zjadł wszystko z przyjemnością. Jedzenie było znakomite, dawno nie jadł nic tak dobrego. Posiłek osiadł ciężarem na żołądku, w połączeniu z cichym pomrukiem silnika, lekkim kołysaniem pojazdu w trakcie jazdy… Odpłynął w krainę snów szybciej, niż zdążył zarejestrować.


20 komentarzy:

  1. Uuuu akcja sie rozkreca :D. Sam wkracza na scene Spotkania. Nie wiem czemu ale cos z tylu glowy mowi mi, ze blizej zakoleguja sie z Marco o ile przezyje... a przezyje napewno bo Allan nie pozwoli zabic "swojego" :). Tak mi sie wydaje. Swietny rozdzial, bardzo poprawilas mi nim humor, dziekuje :).
    Pozdrawiam.
    xjudass

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak :D Akcja się rozkręca :) Powoli. Co do Sama i Marco... To się jeszcze okaże :D Zobaczymy ;) Cieszę się, że poprawiłam ci humor :)
      Pozdrawiam
      LM

      Usuń
  2. Czyżby Sam i Marco?! Byłoby uroczo...tylko jak zwykle tak króciutko a musimy czekać tydzień. Jestem trochę zawiedziona poniewaz poruszyłam fajny wątek a nie wiem co dalej :c
    Powodzenia z pisaniem��

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem czy Sam i Marco :D Nie wiem. To się jeszcze okaże :)No niestety, każdy kolejny rozdział wygląda podobnie :)
      Za niedługo będziesz wiedzieć co dalej :)
      Pozdrawiam
      LM

      Usuń
  3. Fajne, ale bardzo mało Allana i Lucasa. Weny. Pozdro

    OdpowiedzUsuń
  4. No to będzie się działo, ale dla mnie jak zwykle za krótko (uwaga jęczę)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jęcz :D Rozdział już nie długo :) Może będzie się działo, nie wiem :D

      Usuń
  5. Czyżbym dobrze podejrzewała że Sam będzie z Marco?
    Dużo weny
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. O rany no i teraz kompletnie nie wiem co myśleć. No bo jest wiele opcji kim on może być. Może być kimś z rodziny Allana ( może przeżył jako jedyny ), możesz połączyć z Lucasem i Allanem, może być partnerem Marco a może być przeznaczony równie dobrze każdemu :P
    Tak więc moja ciekawość się tylko powiększa z każdym rozdziałem *.*
    Pozdrawiam i życzę dużo weny !
    OfeliaRose

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak zawsze trzymasz mocno w napięciu za co mam ochotę Cię opieprzyć i pogratulować zdolności.
    Rozdział jest idealny i już nie mogę się doczekać aż wszystko się wyjaśni :(

    Miałam przypomnieć Ci o swoim opowiadaniu, więc to robię:
    http://slowa-slowa-slowa-yaoi.blogspot.com/?zx=f1f68dd719eb25cf

    Miłego tygodnia :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Super rozdział ;)
    Bardzo spodobał mi się obraz Lukasa, Allana i Liz razem jako szczęśliwej rodzinki. Chociaż wiadomo, że dla Alla wszystko jest nowe i czuje się jeszcze niepewnie ale myślę, że Luc zrobi wszystko aby jego partner poczuł się bezpieczny i kochany.

    Hmm, czyżby Sam miał się stać nowym członkiem stada? Bo cały czas mam nadzieję, że Luc go nie zabije... Jakoś szkoda mi go a z opisu jego zachowania i wyglądu można wywnioskować, że nie miał łatwo w ostatnim czasie... Ale przynajmniej zdaje sobie sprawę ze swojej sytuacji. Oj czekam niecierpliwie na to, jak się potoczą jego losy...

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że ci się podobało. Tak. Dla Allana wszystko jest nowe, ale nie można zapominać, że dla Lucasa również. Ale misiek ma w sobie więcej woli walki, ponieważ Allan miał zbyt ciężki rok.
      Nie wiem czy Sam stanie się członkiem stada. Na razie nic nie zdradzam :) Tak, Sam nie miał łatwo.
      Powoli będziesz poznawać jego losy :) Powoli ;)

      Usuń
  9. Niedźwiedzie coś mają wybitnego pecha do samotnych wilków xD Czyżby Sam miał mieć coś więcej wspólnego z Allanem? Byłoby ciekawie, gdyby jednak okazało się, że są z jednego stada. Na poczatku sceny z Samem miałam wrażenie, że to fragment z przeszłości Allana, dopiero potem się ogarnęłam, ze jednak nie xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak. Mają mega wybitnego pecha :D Nie wiem czy Sam ma coś wspólnego z Allanem :) To się jeszcze okaże :D Hahaha :) No to widzisz. Skądś to wyobrażenie się wzięło :)
      Pozdrawiam
      LM

      Usuń
  10. O.o Widzę nowego osobnika w opowiadaniu... Powtórzę kwestie kilku osób. Też mi się wydaję, że Sam jest z watahy Allana. Choć nie wiem jakim cudem... Zabić go nie zabiją, bo to nie miało by sensu(tak mi się wydaję). No, wszystko może się zdarzyć :p
    Z niecierpliwością czekam na następny rozdział :p Oby wena dopisała :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak :) Nowy osobnik:D Jeszcze nie wiem czy Sam jest z watahy Allana, to się okaże :D Miałoby sens. Ale Dziwny :D
      Już niedługo rozdział :)
      Pozdrawiam
      LM

      Usuń
  11. Sama słodycz :) Po prostu uwielbiam to opowiadanie :)
    Pojawiła się tajemniczy postać, czyżby to był przyszły partner naszego bety niedźwiedzia? Ciekawe, czy przypadkiem nie zna Allana, może są z tej samej watahy, a może lepiej jest to rodzony brat Allana (choć ta wersja jest raczej mało prawdopodobna, ale zawsze możliwa xD ). Mam nadzieję, że wszyscy zaakceptują Sama, a w szczególności Marco, mam nadzieję na płomienny romans :p
    Lukas i Allan są słodcy razem :) Lukas otwarcie powiedział, że akceptuje małą, co jest słodkie, przed oczami mam scenę, jak razem spali pod tym drzewem, musieli wyglądać słodko. Malutka będzie rozpieszczana przez wszystkich :)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, sama słodycz :) cieszę się, że uwielbiasz to opowiadanie :) Niestety jeszcze nie wiem czy czy Sam będzie partnerem naszego niedźwiedzia :) Wersja z rodzonym bratem to w ogóle nie realny pomysł :P Niestety :D Hahaha romans... Nie wiem, nie wiem :D
      Musieli wyglądać słodko. Oj tak.
      Pozdrawiam :D

      Usuń
  12. Hej,
    no w końcu mam czas aby nadrobić zaległości a trochę mi się jednak ich nazbierało…
    o tak, mam przeczucie, że Lucas nie zabije Sama, i ten okaże się partnerem więzi Marco.. Lucas traktuje Liz jako swoją córkę z czego się bardzo cieszę…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Basiu :)
      Mnie również nazbierało się zaległości w odpowiadaniu na komentarze :) Każdemu się zdarza :) Mnie też cieszy, że Lucas traktuje Liz jak córkę :)
      Pozdrawiam
      LM

      Usuń