Zapraszam do czytania :) Miłego weekendu :)
Rozdział 9
Allan obudził się wtulony
w ramiona Luca. Chociaż minęła ledwie godzina, on czuł się, jakby ponownie
przespał całą noc. Wyznanie, które uczynił w kierunku Lucasa, pozwoliło mu
uzyskać chociaż częściowy spokój. Odzyskał dzięki temu pogodę ducha, nie czuł
się przytłoczony ciężarem, który do tej pory nosił na swych barkach. Pozbył się
go, wyjawiając tajemnicę o sobie, której do tej pory strzegł.
Oprócz byłej watahy jedyną
osobą, która znała prawdę, była Ellen i wiedział, że popierałaby nie tylko jego
związek, ale też to, jak stara się dbać o Lizzy. Musiał wstać i ją nakarmić,
być może przewinąć i zadbać, by niczego jej nie zabrakło. Ziewnął głęboko,
budząc przy tym Lucasa.
– Nie możesz spać czy co?
– mruknął ten sennie i się przeciągnął.
– Co za dużo, to nie
zdrowo, a jest już późno. Chyba muszę poznać twój klan, nie sądzisz? Chciałbym
wiedzieć o nich coś więcej, niż tylko jak mają na imię. – Roześmiał się,
widząc cierpiętniczą minę partnera.
– A nie możesz tego czasu
poświęcić na przykład mnie? Całą resztę poznasz później. – Jako próbę
przekonania go do swojego pomysłu, niedźwiedź wybrał głęboki pocałunek. Gdy w
końcu Allan mógł się uwolnić spod jego wielkiego ciała, odpowiedział z
rozbrajającą szczerością i szerokim uśmiechem na twarzy, że…:
– Nie. Nawet nie próbuj
mnie przekonywać, bo w tej kwestii nie zamierzam ci ulec. – Kolejna próba
również skończyła się niepowodzeniem, przez co Lucas przyjął do siebie klęskę.
– Jeszcze się dobrze nie
poznaliśmy, a już się rządzisz – powiedział z
radością w głosie, co przeczyło treści jego wypowiedzi, a All właśnie przez to
nie mógł powstrzymać śmiechu.
– Właśnie dlatego to
robię. Ustawiam granice. – Mrugnął mu okiem i udał się w kierunku łazienki.
– Co ten seks robi z
ludźmi – powiedział z dramatycznym westchnięciem
Lucas i pokręcił z udawanym grymasem głową. Te myśli zostały jednak zagłuszone
przez widok Allana w drzwiach łazienki. Mężczyzna stał bez koszulki z lekko obróconą
w jego kierunku głową. Nic więcej nie było potrzebne, by zachęcić go do wspólnej
kąpieli. Czuł się, jakby ponownie był nastolatkiem, który może bardzo szybko
się podniecić po odbytym orgazmie. Nie wiedział, czy powinien się z tego powodu
cieszyć.
***
Za górami, za lasami… Nie,
to jednak nie ta opowieść. Młody człowiek siedział przy stole w drewnianym
domku. Znajdowała się tu jedna, średniej wielkości izba, która miała służyć za
sypialnię, kuchnię i pokój gościnny w jednym. Na szczęście łazienka była
całkiem nowoczesna w przeciwieństwie do reszty wystroju, a co najważniejsze nie
znajdowała się na zewnątrz, co mogło okazać się niespodziewane.
Zastanawiał się właśnie,
co powinien zrobić ze swoim dalszym życiem. Dziczał i dobrze o tym wiedział.
Chociaż to bardzo złe określenie, czuł się, jakby był jedną stopą po stronie szaleństwa
i wiedział, że ma rację. Jego rozmyślania przerwał jednak głośny wrzask. W tej
samej chwili zorientował się, że został nakryty.
– Aaaaaa! – wydarła się kobieta. Nim zdążył choćby wstać, w
drzwiach pomieszczenia stanął facet tak wielki, że instynktownie miał ochotę
się skulić i chronić szyję, by nie zostać uduszonym. Skąd, do cholery, takie
myśli w jego głowie? Przecież to był zwykły człowiek.
– Cicho, kochanie. Cicho.
– Wielkolud głaskał swoją dużo mniejszą i drobniejszą partnerkę po dłoni. Ten
gest o czymś świadczył, wiedział o tym, ale nie był w stanie przypomnieć sobie
co takiego. Jego umysł już od dłuższego czasu znajdował się jak za mgłą.
Reakcje miał spowolnione, mimo prawidłowego odżywiania. – Kim jesteś? – Czy
tylko jemu się wydawało, czy ten głos zadudnił mu w głowie
i w piersiach? Co to, do cholery, było? – Pytam się, kim jesteś? I radzę ci
odpowiadać, póki jeszcze żyjesz. – Wyszczerzone zęby mężczyzny dały mu jasno do
zrozumienia, na kogo trafił. Kurwa, miał cholernego pecha w życiu. Pierdolone
niedźwiedzie, z którymi chyba od zawsze mieli konflikt, a on zajął ich
terytorium. Nawet nie wiedząc, kiedy stracił świadomość, wilk rozszalał się w
jego ciele, a on nie miał dostatecznej ilości siły, by go opanować.
Mylił się. Nie stał tylko
jedną częścią po stronie szaleństwa. Gdyby można było zobrazować jego stan,
okazałoby się, że jedyną rzeczą, która jeszcze nie oszalała to… dłoń. Tylko ona
podczas utraty świadomości nie zmieniła się w cielsko zwierza. Głuchy odgłos
łamiącej się kości rozległ się po niewielkiej przestrzeni. Cichy jęk wydobył
się z ust wilka, który nadal się nie obudził, a para spojrzała na siebie
znacząco.
– No i kurwa mać, nici z
urlopu – mruknął wkurzony mężczyzna, a jego
partnerka pokiwała głową.
– Nie denerwuj się. Coś z
nim jest nie tak.
– Wiem. Zastanawiam się
tylko, co z nim zrobić, żeby w drodze powrotnej nie porozrywał nam gardeł w
samochodzie.
– Myślisz, że jest w tak
złym stanie?
– Kochanie, on od dawna
nie widział człowieka. Musimy zawieść go do alfy, by go zabił. Ten biedny wilk
oszalał. Nikt nie zmienia się podczas utraty świadomości, tym bardziej
częściowo.
– Nie jesteśmy w stanie… –
Mimo znajomości praw ciężko jej było zmierzyć się ze świadomością, że zawiozą
tak młodego człowieka na śmierć.
– Nie możemy. Jeśli
zajdzie to chociaż trochę dalej, może zmienić życie wielu rodzin w piekło.
Przynieś mi, proszę, linę z bagażnika. – Kobieta kiwnęła głową i udała się do
samochodu, a zmienny niedźwiedź spojrzał na wilka.
– Cholera, facet, szkoda
mi cię. Ale muszę to zrobić. – Pokiwał smutno głową i poszedł po ścierkę do
jednej z szafek. Wiedział, że musi zawiązać mu pysk, by nie mógł gryźć. Wyczują,
kiedy się obudzi. Wtedy będą w stanie odpowiednio reagować, ale nie mógł
pozwolić sobie na zaufanie mu. Szalony zmienny jest sennym koszmarem, którym
straszy się dzieci, by nie wychodziły same na nieznane im tereny. A teraz
koszmar się spełnił. Nie spodziewał się jednak, że będzie się czuł z tym faktem
cholernie kiepsko i źle.
***
Allan, tak jak w ciągu
kilku ostatnich dni, zawiązał sobie chustę. Przyzwyczaił się do tej metody
transportu Liz i na tę chwilę nie potrafiłby wozić jej w wózku. Poza tym miał w
planach przejść się po dość rozległych terenach ziemi Lucasa. Mężczyzna miał mu
towarzyszyć po to, by w pewnym momencie mógł się zmienić. Potrzebował tego, by
jego zwierzę mogło odzyskać wolność, którą na jakiś czas mu odebrał. Poza tym w
mieście dość trudno było biegać i polować, a właśnie na to miał ochotę. Gdyby
chociaż trafił na królika… Nie musiałby go zjadać, a tak przynajmniej myślała
jego ludzka strona, najwyżej wypuści go zaraz po tym, jak chwyci zębami.
Lucas nadal siedział w
gabinecie, podpisując jakieś dokumenty dotyczące firmy i rozmawiając z Marco.
Nie chciał mu przeszkadzać, poza tym sam potrzebował czasu, by odetchnąć. Ostatnie dwa dni
były cholernie intensywne. W końcu jednak czuł, że żyje. Wiedział, że wszystko,
czego potrzebuje, ma zapewnione, a na dodatek na jego koncie spoczywają
pieniądze, które otworzą mu drogę do bardzo wielu rzeczy. Także zapewniania
bezpiecznej przyszłości dla córki.
Godzinę później Lucas stał
pośrodku dość dużej polany, trzymając brzdąca w ramionach, a właściwie Liz
spała smacznie na jego ramieniu. Nawet nie próbował jej ruszyć, ponieważ
widział, jak prawie od razu lekko krzywiła usteczka i bał się, że zaraz potem
się obudzi. Czekał na Allana, który zniknął mu z oczu niecałe dwadzieścia minut
wcześniej. Nigdzie im się nie spieszyło, mężczyzna wiedział, że ma czas
całkowicie dla siebie.
Widział, z jaką radością
zmienił się zaraz po tym, jak tylko zniknęli komukolwiek z zasięgu wzroku.
Wcześniej zdjął jednak rzeczy i włożył do plecaka na jego ramieniu. Nie
umniejszając jego majestatowi, zachowywał się podobnie do psa, bo inaczej nie
potrafił nazwać pięknego wilka przed sobą.
Początkowo trzymał się
ich, jak gdyby chciał poznać drogę, którą idą. Nie wytrzymał jednak długo i
zaczął odbiegać na znaczne odległości. Właśnie dlatego Lucas postarał się
znaleźć polanę,
aby dać mężczyźnie punkt zaczepienia. Allan nie znał dokładnie terenów, więc
zdawał sobie sprawę, że w ten sposób będzie mu łatwiej. Czasem nawet instynkty
zawodziły, więc dbał o taki, wydawać by się mogło, pozorny szczegół.
W pewnym momencie jego
nogi odmówiły posłuszeństwa, dlatego też ruszył spokojnym tempem w kierunku
najgrubszego drzewa. Mógł się w miarę wygodnie oprzeć i nie zważając na robaczki, oparł głowę o korę,
oddychając głęboko. W otoczeniu zieleni potrafił się zrelaksować jak nigdzie
indziej, może to właśnie z tego względu starał się jak najrzadziej nocować w
hotelu. To tu odzyskiwał siły, relaksował się, czego w mieście zawsze mu
brakowało. Tamta zieleń, nie miała tego czegoś, co koiło jego zmysły.
Nie zorientował się, kiedy
zasnął otoczony ciszą, zapachami ziemi i mchu, a także z uczuciem pełnego
spokoju. To Allan go obudził. Nuta aromatu partnera w powietrzu pobudziła jego
zmysły, co pozwoliło mu odzyskać świadomość.
– Hmm? – mruknął sennie, wyginając plecy. Nawet nie pamiętał,
by ułożył Liz wygodnie na swoich kolanach z dłonią chroniącą jej ciałko przed
upadkiem.
– Pobudka, musimy powoli
wracać. – Czuły pocałunek wylądował na jego skroni. Odetchnął sennie, pozwolił
wziąć dziecko z ramion i dopiero wtedy ziewnął głęboko i się przeciągnął.
Rozprostował lekko skurczone mięśnie i przesunął dłonią po włosach.
Nieprzyjemne uczucie w ramionach minęło.
– Która godzina? – Cisza i
spokój dobrze na niego działały.
– Podejrzewam, że koło osiemnastej.
Robi się powoli chłodno. Muszę ją nakarmić i przebrać. – Allan postanowił wprowadzić
stałą porę spania dla Liz. Te kilka dni, które spędzili razem, szły zbyt
chaotycznie, mała była jakby rozregulowana.
Wprowadzenie stałych pór
spania i karmienia pozwoliłoby mu na zapewnieniu małej poczucia spokoju i
bezpieczeństwa, a wiedział, jak bardzo jest to ważne. Na dodatek spokojne
otoczenie. Nie nadawał się na ojca, nie znał się na wychowywaniu dzieci. To
Ellen wszystko wiedziała, wczytywała się w książki. On od czasu do czasu coś
podłapał, jak mu o tym opowiadała, jednakże nadal wszystkie obowiązki były dla
niego czarną magią. Ciągle wydawało mu się, że nie umie ich wypełniać.
– Mała chyba narobiła w
pieluchę. – Lucas nawet nie musiał się zanadto schylać, by poczuć jej zapach.
– Nawet na pewno. Będę
musiał ją umyć i od razu ją położę. Musi się przyzwyczaić do stałych pór
spania.
– Na dobre jej to wyjdzie.
Nam chyba też. – Puścił mu „perskie” oko. Oszalał. Jeszcze niedawno nie
wyobrażał sobie mieć dziecka, a teraz zastanawiał się, jak pomóc we wszystkim
Allanowi. – Będę mógł ją umyć? – Uśmiech, jaki otrzymał w zamian za to pytanie,
był jednym z najpiękniejszych, jaki do tej pory otrzymał w całym swoim życiu.
– Oczywiście. To także… –
Allan ugryzł się w język. To jeszcze nie było dziecko Lucasa. Karmienie to
pierwszy krok do akceptacji Liz, drugi kąpiel, a co dalej? Mężczyzna, mimo
wszystko, nie miał obowiązku zajmowania się nią. Coś go zakuło na myśl, że przy
wiązaniu Luc mógłby odrzucić jego córkę. A prawo mówi jasno, że najpierw musi
zaakceptować partnera. Żołądek wywinął koziołki, a w ustach zebrał się lekki
smak goryczy. Nie pomyślał nad tym wszystkim. Był idiotą, a co jeśli… Jego
córka zostanie odesłana do lasu, a tam nie przeżyje? Małe szanse, że zostanie
przez kogoś znaleziona. Kurwa mać.
– Spójrz na mnie, All. –
Mężczyzna widział, jak jego partner na przemian blednie i zielenieje i podejrzewał,
co jest tego powodem. – To także moja córka. I zamierzam ją uznać za swoją.
Rozumiesz? – Przyłożył dłoń do policzka kochanka. – Nie bój się o to.
– Nie dziw się – przerwał mu i podszedł na tyle blisko, by dać
się przytulić. Potrzebował tego. Lucas działał na niego rozbrajająco, chyba
nigdy nie czuł się aż tak słaby. Wiedział, że przechodzi jakiś porąbany kryzys,
z którego nie mógł się otrząsnąć. Czuł się przeżarty i wypluty przez negatywne
emocje, uważał się za… miękkiego. A nigdy wcześniej taki nie był.
– Rozumiem. – Pocałował
lekko jego usta. Nie wiedział, co ma zrobić, by przełamać to coś, co czuł w Allanie. Coś było
w nim zamknięte i wiedział, że jego partner nie jest do końca sobą. Coś w nim
siedziało. Coś niedobrego. A on nie wiedział, jak mógłby mu pomóc.
***
Ostatnie co pamiętał, to
kobieta – zmienna, jak podejrzewał, stojąca w drzwiach. Zmartwiło go to.
Próbował poruszyć dłoni, jednak te były mocno związane grubym sznurem. W tym momencie jego zmysły się wyostrzyły,
uświadomił sobie również, że stopy także ma związane. Na szczęście nie były one
przewiązane między sobą, co mogłoby mu ułatwić ucieczkę. Na ustach znajdował
się dobrze związany materiał, który zarazem go kneblował, jak i uniemożliwiał
przegryzienie go. W jego ciele wręcz płonęła adrenalina, w dziwny sposób
chłodząc go lepiej niż najzimniejszy prysznic. Jego zmysły wyostrzyły się, a
myślenie mimo nieciekawej sytuacji było logiczne.
– Nie denerwuj się. Nie
chcieliśmy, byś się na nas rzucił, dlatego cię związaliśmy. – Głos należał do
kobiety, która weszła do domu. Otworzył oczy. Samo to, że zauważyli jego
pobudkę, było dość znaczące. – Rozwiążę ci usta, jeśli obiecasz, że mnie nie
ugryziesz, dobrze? Nie chcemy ci zrobić krzywdy. – Kiwnął głową, chciał
wiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi.
Już po chwili jego wargi
mogły swobodnie się rozdzielić, a przez to powietrze swobodnie torowało sobie
drogę do płuc. Niby nic, ale niesamowite uczucie, które go niezwykle ucieszyło.
W tej chwili odezwał się partner kobiety – czuł ich zapachy, jak gdyby były
połączone w dziwny, współgrający sposób, tworząc przyjemną dla węchu mieszankę.
– Jak tylko będziemy mogli,
to się zatrzymamy i cię rozwiążemy. – Mężczyzna wajchą zmienił bieg, chwilę
wcześniej przyspieszając. – Jedziemy autostradą, więc nie mamy się jak
zatrzymać.
– Dobrze. Czy zgodzicie
się, bym mógł się podnieść i usiąść normalnie? W tej pozycji jest cholernie niewygodnie
i już chyba wszystko mnie boli. – Czuł się dość spokojny i zrelaksowany. Na
dodatek nie bał się tych obcych zmiennych, bo nie chcieli mu zrobić krzywdy.
Dbali o swoje bezpieczeństwo.
– Nie ma problemu. – Tak
też zrobił. Wolał ich jednak uprzedzić przez taką ewentualnością, by nie mieli
możliwości zareagować agresywnie. Mimo wszystko, nie znał ich, wiedział jednak,
że dopóki będzie spokojny, może wiele zyskać. Zastanowił się chwilę nad tym,
w jakiej sytuacji aktualnie się znajduje.
– Będzie ci przeszkadzać,
jeśli otworzę z tyłu okno? – zapytał kierowca. Zachowywali się sympatycznie,
dbając chociaż trochę o jego komfort.
– Nie. Przynajmniej
odetchnę świeżym powietrzem. – W jego nozdrza uderzył zapach spalin samochodowych,
a zarazem było w tej nucie coś orzeźwiającego. – Dokąd jedziemy?
– Do naszego alfy, musimy
cię przetransportować na jego tereny. Zapewne będzie chciał cię poznać. Byłeś
na nie swoich ziemiach i złamałeś jeden z paktów, bo nas o tym nie powiadomiłeś.
– Jest bardzo terytorialny.
– Po tym stwierdzeniu pomyślał, że już nie żyje. Może lepszą opcją byłoby
wyskoczenie z pędzącego samochodu? Chociaż i tak pewnie nic by mu się nie stało.
Cholera! Nie od dzisiaj toczyli wojny, konflikty, które zostały ograniczone do
minimum. Był na ich terenach, mieszkał w ich domku, wyjadł zapasy – miał bardzo
małe szanse na przeżycie. Mógł zostać uznany za szpiega, a to przesądzałoby o
jego, jak przypuszczał, krótkim żywocie. Na całym globie istniał tylko jeden
alfa klanu niedźwiedzi i doskonale zdawał sobie sprawę, że ma przejebane.
Wszyscy go znali z powodu
ostatniej masakry, jakiej dokonał. W momencie, gdy zaczęto atakować
niedźwiedzie, to on ich połączył, a zarazem swym wielkim cielskiem i pazurami
pokonał dużą ilość przeciwników. Wydawać by się mogło, że tak powolny gatunek
nie da sobie rady, ale było wręcz przeciwnie. To Lucas zabił ich najwięcej. Był
wielki, ciężki i diabelnie skuteczny. Co wbrew pozorom stanowiło dość groźną
mieszankę.
– Chciałabym cię
pocieszyć, ale nie wiem, co postanowi Lucas – powiedziała
kobieta, widząc jego minę.
W rzeczywistości tak też się czuła. Chata była dla
ich gatunku ostoją. Niejeden zmienny został w niej poczęty, chociaż oficjalnie
się o tym nie mówiło. To miejsce działało na nich wyjątkowo dobrze. Sama
chciała udać się w to miejsce w tym określonym celu, chociaż udawała, że jest
inaczej. Po cichu marzyła o tym, że być może uda im się powołać na ziemię nowe
życie. W tej sytuacji wątpiła, by w ciągu najbliższych kilku dni mieli
możliwość tam wrócić. Nie podobało jej się to, tym bardziej że ostatnio z
partnerem, mimo całego swojego zaangażowania, nie mieli dla siebie za dużo
czasu, by spędzić go razem. Powinni mieć miły, romantyczny i spokojny weekend
we dwoje, a aktualnie siedzieli we trójkę w samochodzie, pędząc w kierunku
domu. Westchnęła cicho i popatrzyła w szybę. Poczuła rękę męża, która
przesunęła się po jej kolanie. Obróciła do niego głowę i uśmiechnęła się lekko.
Pocieszał ją, bo wiedział, że pragnęła potomstwa.
– Za pięć kilometrów jest zjazd. Zatrzymamy się tam
i przejdę do ciebie na tylne siedzenie, dopiero
wtedy rozwiążę więzy, dobrze? Kochanie, niestety będziesz musiała go pilnować.
– Zastanowiło go to, czemu ciągle porozumiewają się ze sobą nie podając swoich
imion. Nie wiedział, jak się nazywali, a i oni nie zadali pytania o jego dane. Mógł
tylko podejrzewać, co było tego powodem. Nie polepszało to jego samopoczucia.
– On mnie zabije, prawda? – zadał to pytanie prosto z mostu. Kobieta rozkaszlała
się gwałtownie, a mężczyzna przeklął.
– Po czym to wywnioskowałeś? – zapytał mężczyzna. Teoretycznie nic nie wiedział o ich
przywódcy prócz plotek. – Muszę przyznać, że jest to bardzo prawdopodobne.
Przykro mi.
– Nie zapytaliście, jak się nazywam, czy
skąd pochodzę. Dlaczego jestem samotnym wilkiem i tak dalej. Nie chcecie tego
wiedzieć. A powód tego może być tylko jeden.
– Cholera jasna – przeklęła kobieta. – Mam dość tej chorej sytuacji.
Jestem Julie, a to mój mąż, Patric. A ty jak masz na imię? – W tym czasie
dotarli na parking. Mężczyzna wyłączył silnik, odpiął pas i przeszedł na tył.
Otworzył drzwi i wszedł ponownie do samochodu.
– Jestem Sam, mimo
wszystko miło mi was poznać. Waszym alfą jest Lucas Powerfull, prawda?
– Tak. – Mężczyzna pazurem
rozciął linę, zabezpieczenie wilka było tylko prowizoryczne i wszyscy o tym
wiedzieli. Gdyby był tak oszalały, jak podejrzewali, od razu byłby w stanie je
przeciąć i zabić ich. Jednak nie zrobił tego - czyli wciąż znajdowały się w nim
całe pokłady człowieczeństwa.
– Daleko macie do domu? – Był ciekaw, ile godzin
podróży jeszcze ich czeka.
– W sumie godzinę. Jesteś
głodny, chce ci się pić? Mamy i jedzenie, i picie, jeśli tylko masz ochotę. – Głupie
pytanie. Gdyby mógł, byłby w stanie pochłonąć konia z kopytami. Ostatnio
nie jadł za dużo, schudł aż za bardzo, był słaby i nie miał energii.
– Jak przyjedziemy, na
pewno dostaniesz coś do jedzenia. – Julie spojrzała na niego uważnie, widać
było, że jest wychudzony. Poza tym błysk w jego oku na samą wzmiankę o jedzeniu
także o czymś świadczył. Spojrzała w przelocie na męża i sięgnęła do torby.
Dała Samowi prawie wszystko, co mieli, zostawiła im tylko butelkę wody, gdyby
partnerowi zachciało się pić. Sama miała ochotę na schłodzoną wodę. Jeszcze
dzisiaj czekała ich ciężka przeprawa. Ciekawe, co postanowi Lucas.
Zjadł wszystko z
przyjemnością. Jedzenie było znakomite, dawno nie jadł nic tak dobrego. Posiłek
osiadł ciężarem na żołądku, w połączeniu z cichym pomrukiem silnika, lekkim
kołysaniem pojazdu w trakcie jazdy… Odpłynął w krainę snów szybciej, niż
zdążył zarejestrować.
Uuuu akcja sie rozkreca :D. Sam wkracza na scene Spotkania. Nie wiem czemu ale cos z tylu glowy mowi mi, ze blizej zakoleguja sie z Marco o ile przezyje... a przezyje napewno bo Allan nie pozwoli zabic "swojego" :). Tak mi sie wydaje. Swietny rozdzial, bardzo poprawilas mi nim humor, dziekuje :).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
xjudass
Tak :D Akcja się rozkręca :) Powoli. Co do Sama i Marco... To się jeszcze okaże :D Zobaczymy ;) Cieszę się, że poprawiłam ci humor :)
UsuńPozdrawiam
LM
Czyżby Sam i Marco?! Byłoby uroczo...tylko jak zwykle tak króciutko a musimy czekać tydzień. Jestem trochę zawiedziona poniewaz poruszyłam fajny wątek a nie wiem co dalej :c
OdpowiedzUsuńPowodzenia z pisaniem��
Nie wiem czy Sam i Marco :D Nie wiem. To się jeszcze okaże :)No niestety, każdy kolejny rozdział wygląda podobnie :)
UsuńZa niedługo będziesz wiedzieć co dalej :)
Pozdrawiam
LM
Fajne, ale bardzo mało Allana i Lucasa. Weny. Pozdro
OdpowiedzUsuńNo to będzie się działo, ale dla mnie jak zwykle za krótko (uwaga jęczę)
OdpowiedzUsuńNie jęcz :D Rozdział już nie długo :) Może będzie się działo, nie wiem :D
UsuńCzyżbym dobrze podejrzewała że Sam będzie z Marco?
OdpowiedzUsuńDużo weny
Pozdrawiam
O rany no i teraz kompletnie nie wiem co myśleć. No bo jest wiele opcji kim on może być. Może być kimś z rodziny Allana ( może przeżył jako jedyny ), możesz połączyć z Lucasem i Allanem, może być partnerem Marco a może być przeznaczony równie dobrze każdemu :P
OdpowiedzUsuńTak więc moja ciekawość się tylko powiększa z każdym rozdziałem *.*
Pozdrawiam i życzę dużo weny !
OfeliaRose
Jak zawsze trzymasz mocno w napięciu za co mam ochotę Cię opieprzyć i pogratulować zdolności.
OdpowiedzUsuńRozdział jest idealny i już nie mogę się doczekać aż wszystko się wyjaśni :(
Miałam przypomnieć Ci o swoim opowiadaniu, więc to robię:
http://slowa-slowa-slowa-yaoi.blogspot.com/?zx=f1f68dd719eb25cf
Miłego tygodnia :)
Super rozdział ;)
OdpowiedzUsuńBardzo spodobał mi się obraz Lukasa, Allana i Liz razem jako szczęśliwej rodzinki. Chociaż wiadomo, że dla Alla wszystko jest nowe i czuje się jeszcze niepewnie ale myślę, że Luc zrobi wszystko aby jego partner poczuł się bezpieczny i kochany.
Hmm, czyżby Sam miał się stać nowym członkiem stada? Bo cały czas mam nadzieję, że Luc go nie zabije... Jakoś szkoda mi go a z opisu jego zachowania i wyglądu można wywnioskować, że nie miał łatwo w ostatnim czasie... Ale przynajmniej zdaje sobie sprawę ze swojej sytuacji. Oj czekam niecierpliwie na to, jak się potoczą jego losy...
Pozdrawiam
Cieszę się, że ci się podobało. Tak. Dla Allana wszystko jest nowe, ale nie można zapominać, że dla Lucasa również. Ale misiek ma w sobie więcej woli walki, ponieważ Allan miał zbyt ciężki rok.
UsuńNie wiem czy Sam stanie się członkiem stada. Na razie nic nie zdradzam :) Tak, Sam nie miał łatwo.
Powoli będziesz poznawać jego losy :) Powoli ;)
Niedźwiedzie coś mają wybitnego pecha do samotnych wilków xD Czyżby Sam miał mieć coś więcej wspólnego z Allanem? Byłoby ciekawie, gdyby jednak okazało się, że są z jednego stada. Na poczatku sceny z Samem miałam wrażenie, że to fragment z przeszłości Allana, dopiero potem się ogarnęłam, ze jednak nie xD
OdpowiedzUsuńOj tak. Mają mega wybitnego pecha :D Nie wiem czy Sam ma coś wspólnego z Allanem :) To się jeszcze okaże :D Hahaha :) No to widzisz. Skądś to wyobrażenie się wzięło :)
UsuńPozdrawiam
LM
O.o Widzę nowego osobnika w opowiadaniu... Powtórzę kwestie kilku osób. Też mi się wydaję, że Sam jest z watahy Allana. Choć nie wiem jakim cudem... Zabić go nie zabiją, bo to nie miało by sensu(tak mi się wydaję). No, wszystko może się zdarzyć :p
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na następny rozdział :p Oby wena dopisała :p
Tak :) Nowy osobnik:D Jeszcze nie wiem czy Sam jest z watahy Allana, to się okaże :D Miałoby sens. Ale Dziwny :D
UsuńJuż niedługo rozdział :)
Pozdrawiam
LM
Sama słodycz :) Po prostu uwielbiam to opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńPojawiła się tajemniczy postać, czyżby to był przyszły partner naszego bety niedźwiedzia? Ciekawe, czy przypadkiem nie zna Allana, może są z tej samej watahy, a może lepiej jest to rodzony brat Allana (choć ta wersja jest raczej mało prawdopodobna, ale zawsze możliwa xD ). Mam nadzieję, że wszyscy zaakceptują Sama, a w szczególności Marco, mam nadzieję na płomienny romans :p
Lukas i Allan są słodcy razem :) Lukas otwarcie powiedział, że akceptuje małą, co jest słodkie, przed oczami mam scenę, jak razem spali pod tym drzewem, musieli wyglądać słodko. Malutka będzie rozpieszczana przez wszystkich :)
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Masz rację, sama słodycz :) cieszę się, że uwielbiasz to opowiadanie :) Niestety jeszcze nie wiem czy czy Sam będzie partnerem naszego niedźwiedzia :) Wersja z rodzonym bratem to w ogóle nie realny pomysł :P Niestety :D Hahaha romans... Nie wiem, nie wiem :D
UsuńMusieli wyglądać słodko. Oj tak.
Pozdrawiam :D
Hej,
OdpowiedzUsuńno w końcu mam czas aby nadrobić zaległości a trochę mi się jednak ich nazbierało…
o tak, mam przeczucie, że Lucas nie zabije Sama, i ten okaże się partnerem więzi Marco.. Lucas traktuje Liz jako swoją córkę z czego się bardzo cieszę…
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia
Witaj Basiu :)
UsuńMnie również nazbierało się zaległości w odpowiadaniu na komentarze :) Każdemu się zdarza :) Mnie też cieszy, że Lucas traktuje Liz jak córkę :)
Pozdrawiam
LM