Dzisiaj ponownie krótko :)
Miłego czytania ;)
Rozdział
11
Następny dzień nie należał do
łatwych. Po wielkich wieczornych protestach Sam dostał osobny pokój, nie godząc
się praktycznie spojrzeć na Marco. Wszystkich zaczęło zastanawiać to dziwne
połączenie. Beta zachowywał się inaczej niż zwykle. Stał się mniej zadziorny,
ciągle starał się być gdzieś obok swego partnera, jednak cały czas obserwując
go tak naprawdę z daleka. Młody wilk natomiast był dość pewny siebie, ustawiał
swoje granice tak, by jego niedoszły partner ich nie przekroczył.
Nie podobało mu się to, że za
partnera ma niedźwiedzia. Na dodatek należały raczej do samotników, więc tym
dziwniejsze było to, że mieszkali wszyscy wspólnie. Marco wydawał mu się w
dziwny sposób karykaturalny, cały czas stał gdzieś z boku, próbując się
wykazać. Nie chciał tego. Nie zamierzał mieć partnera, tym bardziej innej rasy.
Wiedział, że nie może mieć dzieci, ale i tak nie zamierzał się wiązać z kimś
takim. Uważał, że mężczyzna jest po prostu… brzydki. Te ciemne włosy, oczy,
cera. Podejrzewał, że może pochodzić z rodziny włoskiej, ponieważ miał w tonie
głosu ten specyficzny zaśpiew, co tylko tym bardziej do odrzucało. Wszyscy
zwracali się do niego z szacunkiem, widoczne było, jak bardzo go lubią. Po co
mu ktoś, kto by go zdradzał. Po samych spojrzeniach mógł wywnioskować, kto
chętnie by z nim spółkował. Nie chciał kogoś tak obrzydliwego.
Sam nadał mężczyźnie przywary, które
nie miały podstaw w rzeczywistości. Emanowała od niego niechęć i brak
jakichkolwiek chęci do kontaktu z partnerem. Gdy ten za blisko podchodził,
warczał wręcz na niego, parskał śmiechem, jak gdyby Marco robił coś złego. Był
ironiczny i niemiły. Dobrze wiedział, że nikt nie może się wtrącić w ich
relacje, dopóki oficjalnie go nie odrzuci przed oboma alfami.
Marco czuł, jak jego pewność siebie
zostaje regularnie podkopywana. Nie potrafił zrozumieć, czy zrobił coś złego
Samowi? Zachował się w jakiś nieodpowiedni sposób, by zasłużyć na takie
traktowanie? Przecież mężczyzna go tak naprawdę nie znał, a traktował jak
zwykłego śmiecia. Podejrzewał, że nawet do zwykłej rzeczy mógłby mieć więcej
empatii i zrozumienia niż do niego. Co rusz zagryzał mocniej zęby, starając się
nie reagować na to, co robi młodszy partner. Nie chciał go do niczego zmuszać,
bo wiedział, że nie tędy droga. Na dodatek ten unikał go jak ognia i co rusz
rzucał kłody pod nogi.
Od niecałych dwudziestu czterech
godzin posiadał partnera, a już stwierdził, że to utrapienie. Nie liczył na
szybką akceptację, chociaż to byłoby najłatwiejsze, ale na sposób, w jaki jest
traktowany. Był wściekły na Sama za to, jak się do niego wyrażał i to jeszcze
przy wszystkich.
Odpuścił sobie po godzinie
osiemnastej. Wiedział, że wilk wyszedł z domu, dlatego też poszedł do Lucasa
porozmawiać.
– Jest ciężko, co?
– Chyba jeszcze gorzej. Najlepiej by
było, gdybym nie istniał i nie mówił do niego. Nie rozumiem tego.
– Długo był sam, Marco. Wszystko
zmieniło się w ciągu jednego dnia. Może nie jest gotowy na partnera.
– Staram się to rozumieć, ale
jesteśmy dorośli. A on zachowuje się jak szczeniak, próbując mi ubliżać, stawia
nierealne granice, odsuwa się ode mnie, jakbym śmierdział, gdy tylko zbliżę się
o krok za blisko, na przykład jak sięgam po cukier do
swojej herbaty.
– Nie jest dobrze.
– Nie. A znamy się dopiero jeden
dzień. Ciekawe, co będzie potem. Wyciągnie na mnie siekierę? – Wyjątkowo
sytuacja go nie bawiła.
– Wątpię. Wiesz, że nie mogę się za
bardzo wtrącać między was.
– Tak, ale dziękuję.
– Nie masz za co, przyjacielu. Nic
nie zrobiłem, a chcę, by ci się wszystko poukładało.
***
Drugi dzień pobytu Sama w klanie
Powerfull przyszedł dla niego za szybko. Nie chciał tu być. Czuł się
niechciany, na dodatek nie wiedział, kto powinien wydawać mu rozkazy. Czy Lucas
czy Allan? Nienawidził niepewności, chociaż widział, jak synowi jego byłego
przywódcy się tutaj układa. Zazdrościł mu tego. Złość i frustracja buzowały pod
skórą. Na dodatek ten idiota, jak nazywał Marco w myślach, ciągle pojawiał mu
się w polu widzenia. Jakby nie mógł się na jakiś czas wyprowadzić. Jak jeszcze
powinien mu dać do zrozumienia, że nie chce się z nim wiązać? Ten dom był za
ciasny dla nich dwóch. I lepiej, żeby to niedźwiedź z niego zniknął.
Marco poszedł do kuchni po kolejny
kubek herbaty dzisiaj. Nie chciał faszerować się kawą, dlatego też pił gorzki
napar z ususzonych owoców leśnych. Chciał zrobić sobie kolejną filiżankę,
jednak w pomieszczeniu znajdował się Sam. Zawahał się na sekundę, jednak mimo
swego wewnętrznego oporu wszedł. Dziwnie było czuć przyciąganie, a zarazem
niechęć do partnera, który został mu wybrany.
– Cześć – powiedział z lekkim
uśmiechem na twarzy. Przeszedł w kierunku blatu, na którym stał elektryczny
czajnik i pstryknął włącznik.
– Nie mów do mnie i się do mnie nie
zbliżaj! – Nie spodziewał się krzyku za zwykłe przywitanie. Coś zakuło go w
sercu. Spojrzał na wilka uważnie.
– Czemu się tak, do jasnej cholery,
zachowujesz? – Był spokojny, starał się taki być. To, że Sam specjalnie stanął
po przeciwnej stronie pomieszczenia, jak gdyby mógł go czymś zarazić, również
go ubodło.
– Gówno cię to obchodzi. Mogę robić,
co chcę! – Mężczyzna parsknął śmiechem, widząc, jak wsypywał cukier i kilka
ziarenek posypało się na blat. – Jesteś tylko nic niewartą niezdarą, co?
– Nie będę z tobą rozmawiać, jak
jesteś w takim stanie. – Szczęka mu się zacisnęła na tę obelgę, ale nie
zamierzał krzyczeć czy tym bardziej uderzyć swojego partnera.
– Pieprzony tchórz. – Starając się
nie zwracać na te słowa uwagi, wyszedł z kuchni. Alis spojrzała na niego
dziwnie.
– Mam ochotę obić mu mordę. I uwierz
mi, jestem tego całkiem bliska. – Podszedł do niej i pogłaskał lekko jej
policzek.
– Jesteś kochana, mała, ale nie
warto. To tylko słowa.
– Aż słowa Marco, aż. Nie podoba mi
się to, jak on się zachowuje. Nie powinien tego robić.
– Masz rację, ale robi. Nie
przymuszę go do bycia z sobą. – Dziewczyna spojrzała na smutne oczy
przyjaciela. Przełknęła gulę tworzącą jej się w gardle. Czemu to było tak
dziwnie popieprzone. Dlaczego ten dobry i kochany mężczyzna, dbający o
wszystkich nie mógł być jej partnerem? Oczywiście miała Dereka, którego
kochała, pragnęła i nosiła jego dziecko pod sercem. Chodziło o całokształt.
Marco był w niej długo zakochany, ona też się w nim podkochiwała, ale nie byli
sobie przeznaczeni. A żeby nie psuć przyszłej relacji, nie zaburzać atmosfery w
całym klanie, gdyby poznali swoich partnerów, postanowili nie wiązać się ze
sobą. Tak było lepiej dla wszystkich.
Może właśnie z tego powodu teraz
miała ochotę zapłakać nad utraconym uczuciem i człowiekiem, którego było jej po
prostu żal. Przeklinała w myślach zasady rządzące rodzącą się więzią. Tak
naprawdę nie mogła nijak zareagować prócz zaciskania zębów, bo wszystko mogło
później posłużyć jako argument, dlaczego partnerzy nie dali sobie szansy.
Porąbane zasady!
Jej się udało, to prawda. Była
szczęśliwa. Nie chciałaby jednak widzieć tego uroczego mężczyzny w tak
nieprzyjemny i katastrofalnym w skutkach, jak jej się wydawało, związku.
***
Kolejne nieprzyjemne sytuacje
zdarzały się coraz częściej. Na początku, ze względu na dwudniowy wyjazd Allana
i Lucasa, nie wiedzieli oni o tym, jak bardzo źle w ich klanie zaczął się czuć
Marco. Pilnie wyjechali na budowę, biorąc ze sobą Liz, dlatego też nocowali w
mieście.
Drugiego
dnia krzyk Sama był jeszcze mało słyszalny, jakby mężczyzna krępował się
chociaż trochę tym, co robi. Trzeciego dnia każda sytuacja, która nie przypadła
mu do gustu, a w której udział miał Marco, była krytykowana, wyśmiewana i
nagłaśniania przez krzyki drugiego zmiennego. Wszyscy na ziemi niedźwiedzi byli
niezadowoleni z tego stanu rzeczy. Widać było, że coś niepokojącego dzieje się
z Marco, co tylko potęgowało falę niechęci kierowaną w stosunku do Sama. W
końcu to Patric zadzwonił do Lucasa.
–
Czy coś się stało? – To Allan odebrał telefon Luca. Mężczyzna był na budowie, a
zapomniał wziąć komórki.
–
Tak. Przykro mi to mówić, ale ten… skurwysyn tak gnoi naszego betę, że to jest
aż przykre. Wszyscy powoli mają dość jego krzyków. Unikamy nawet wspólnych
posiłków.
–
To niedobrze. Pójdziemy po niego i postaram się, byśmy jak najszybciej wrócili.
Jest gdzieś koło ciebie Sam?
–
Jest na zewnątrz, mogę mu podać komórkę.
–
Zrób to. – Patric zrozumiał, czemu Allan jest alfą. Miał tę dziwną siłę w
głosie, której na co dzień nie wykorzystywał. Musiał być wściekły.
–
Allan chce z tobą mówić. – Nienawistny wzrok, który został skierowany w jego
stronę, nie zrobił na nim większego wrażenia. Równie mocno nienawidził tego
gówniarza, by mieć ochotę rozszarpać go gołymi rękami. Oddał identyczne
spojrzenie, nie korząc się.
–
Słucham?
Po
tej rozmowie mieli tymczasowy spokój. Sam zamknął się w pokoju i nie wychodził
przez całe popołudnie. Słychać było tylko, jak w jego pokoju rozbrzmiewa za
głośna muzyka. Prowokował ich, a to nie wróżyło niczego dobrego. Co jakiś czas
Patric zerkał na Marco siedzącego w salonie i udającego, że czyta książkę.
Strony powieści od dwóch lub trzech godzin nie poruszyło nic poza lekkim
podmuchem wiatru, który wpadał z otwartego okna. Mężczyzna zresztą nie patrzył
w kierunku lektury, a wzrok swój
kierował na niewidoczny punkt na ścianie. Z głową opartą o wygodne
siedzenie wydawał się cholernie nierzeczywisty i niedostępny.
–
Kurwa mać. Stary, nie pozwól sobie na to, by on cię złamał. – Słowa te były
niedopuszczone do uszu Marco, który zagłębiał się w rozmyślaniach.
Gdy
zobaczył Sama, poczuł pożądanie. Był dla niego idealny. Trochę mniejszy od
niego, mocnej, ale nie napakowanej budowy, z jasnymi włosami i tym czymś, co go
przyciągało. Każda kolejna chwila, którą wilk spędzał na ich ziemi, mógł
zaliczyć do coraz gorszych.
Czuł
siłę, z jaką Sam go odpychał. Nie tylko fizycznie, bo nie o to chodziło, ale
psychicznie. Dystans, którego nie jest w stanie aktualnie przekroczyć, choćby jak
próbował. Mężczyzna szydził z niego i gnoił coraz bardziej, a on mimo
początkowej niechęci do reagowania, teraz tak naprawdę nie wiedział, co mógłby
zrobić. Próbował już tłumaczyć, rozmawiać, prosić. Nic nie pomagało, by jakoś
ułagodzić młodszego mężczyznę.
Raz
dotknął go ramieniem, sięgając po herbatę znajdującą się na półce. Nim się
zorientował, został gwałtownie odepchnięty, cudem nie uderzając o kant otwartej
szafki. W tamtej chwili tego było dla niego za wiele. Wyszedł, zatrzaskując za
sobą drzwi do kuchni.
Zastanawiał
się, jak rozwiązać swój kłopot. Czy poprosić Lucasa, by odesłał gdzieś Sama?
Ale co wtedy z Allanem, jak jemu to wytłumaczą? Czy może sam powinien wyjechać
i odseparować się od tego wszystkiego? Przecież mieli już zastępcę, nie
musieliby daleko szukać.
W godzinach wieczorny do domu wrócił
Lucas, Allan i Liz. Mała spała wygodnie nakarmiona i przebrana. All nie miał
serca jej budzić do kąpieli, więc stwierdził, że to może poczekać. Zastali
Marco w tej samej pozycji, w jakiej widział go kilka godzin temu Patric.
Spojrzeli po sobie. Lucas zacisnął mocno zęby, a dłonie zwinął w pięści.
– Mam ochotę go wypierdolić na zbity
pysk. – Dawno nie był tak wściekły na kogoś. Był kolejną w kolejce osobą do
tego, by uderzyć młodego wilka. Z tym że wszyscy oddaliby mu pierwszeństwo ze
względu na siłę ciosu.
– Spokojnie, kochanie. Marco da
sobie radę, dajmy im w sumie tydzień. Minęły już trzy dni. Jeśli w ciągu
czterech kolejnych nic się nie zmieni, wtedy coś zdecydujemy.
– Dobrze. – Zgadzał się na to
niechętnie, ale wiedział, że Allan może mieć rację. Nie od razu Rzym zbudowano,
a para mogła się dogadać mimo tego, jak teraz się zachowywali.
***
Kolejny dzień nie był lepszy od
poprzedniego. W każdym krążyła adrenalina i wściekłość na Sama i jego
zachowanie. Wszyscy wiedzieli o decyzji alf, więc nie mogli się wtrącać, z tym
że też przestali się starać. Mężczyzna miał co jeść i gdzie spać, ale nic
więcej. W całym klanie zapanowała nieprzyjemna i ciężka atmosfera
przytłaczająca całą gamą niechcianych uczuć.
Dla Alis czara goryczy przelała się,
gdy zobaczyła, że po raz kolejny Marco brutalnie został odepchnięty przez
swojego partnera. I nie chodziło wcale o to, że mężczyzna był namolny czy
ingerujący jakoś w życie Sama. Tak jak we wcześniejszym przypadku, o którym
nikt nie wiedział, beta sięgał po coś leżącego obok Sama. Ten, gdy poczuł
lekkie muśnięcie, popchnął Marco na ścianę tak, że jego głowa się od niej
odbiła, wydając przy tym nieprzyjemny dźwięk.
– Jak śmiesz, do kurwy nędzy,
podnosić na niego rękę! Co on ci zrobił, ty pojebany skurczybyku?! – Dziewczyna
szła na niego taranem. Walczyła ze sobą, by się nie zmienić i nie zaatakować,
ponieważ wtedy straciłaby młode. Derek wpadł pędem do pomieszczenia, słysząc
krzyk partnerki. W momencie uruchomiły się w nim mechanizmy obronne, każące
zapewnić kobiecie bezpieczeństwo i stanąć pomiędzy nią, a wilkiem. Jego paznokcie
przekształciły się w pazury, tak jak Ali walczył o to, by się nie zmienić, bo
niczego dobrego by to nie przyniosło.
Marco stał nadal przy ścianie,
prawie w takiej samej pozycji, w jakiej został pchnięty. Był blady, o czym nie
wiedział, w głowie mu się zakręciło, a tył czaszki pulsował tępym bólem.
Wiedział, że szybko się wyleczy i mu minie, zapewne w przeciągu niespełna
pięciu minut, ale i tak był w szoku.
Nie spodziewał się, że kiedykolwiek
jego partner podniesie na niego rękę. Nie tego chciał. Wściekłość i zawód
uderzyły w niego pełną parą. Do salonu weszli szybkim krokiem Lucas i Allan.
– Co tu się dzieje, do jasnej
cholery! Wydzieracie się jak stado przekup. – Spojrzał na swoją rodzinę,
kierując na każdego spojrzenie, na sam koniec skupił wzrok na obcym mu wilku.
– On go uderzył. No może nie
dosłownie. – Alis płakała. Dusiła się lekko słowami, nie mogąc znieść tego, co
zobaczyła. – Marco sięgał tylko po coś i musnął go dłonią. Nie było to chyba
nawet świadomie, a ten go pchnął na ścianę tak, że… – Kobieta nie mogła
dokończyć zdania.
– Nic mi nie jest. Po prostu… Dam
sobie radę. – Lucas nie dowierzał w to, co słyszy. Czy ten świat zwariował?
Jego przyjaciel, brat i jeden z najbardziej zaufanych ludzi, któremu bez
pardonu powierzyłby swoje życie, w przeciągu kilku dni stał się kimś innym. Czy
aż tak bardzo zależało mu na tym, by mieć partnera, że pozwalał się tak
traktować? Wiedział, że jeśli się rozejdą mimo tego, że nie dokończyli
parowania – tęsknota może być dla niego zabójcza, ale nie rozumiał, czemu aż
tak się poświęca. Czemu nie odda ciosu, skoro taką technikę przyjął Sam?
Tylko on sam wiedział, ile
kosztowało go wyjście z pomieszczenia pełnego braci, którzy się o niego
troszczyli. Chyba się pogubił w tym wszystkim. Do tej pory był silnym, pewnym
siebie mężczyzną. Co jego partner z nim zrobił, że tak szybko potrafił podkopać
jego samoocenę? Może to było właśnie to? Wiązali się raz na całe życie, a na
dodatek przez te kilka dni cokolwiek by nie zrobił w obecności Sama, było
wyszydzane, obśmiewane, obrzucane wulgarnymi epitetami, on sam był gnojony na
każdym kroku i o ile na początku myślał, że coś się zmieni, tak teraz wiedział,
że tak nie będzie. I nie miał pojęcia, jak się wykaraskać tej okropnej
sytuacji.
***
Allan chwycił Sama za kark i
zawarczał do niego.
– Idziesz ze mną. Natychmiast.
Musimy sobie porządnie porozmawiać, Sami, bo zachowujesz się jak dupek. – Lucas
nie zareagował w żaden sposób na te słowa. Zanim jednak All zdążył wyjść z
pokoju, na piętrze rozległ się płacz.
– Zajmę się nią. Ty załatw to, co
musisz. – W podzięce otrzymał lekki uśmiech.
– Dziękuję, kochanie, ułatwiasz mi
życie. – Przechodząc koło partnera, musnął lekko palcami jego dłoń i wyszedł ze
swoim podopiecznym na dwór. Dominował nad nim i dobrze o tym wiedział.
Zamierzał to w tej chwili wykorzystać.
W końcu doszli do niewielkiej ławki
stojącej pomiędzy drzewami. Z tego miejsca nikt nie mógł ich usłyszeć, a Allan
nie zamierzał oszczędzać szczeniaka. Takie właśnie zdanie miał o tym młodym
mężczyźnie. Znał go jako rozważnego, młodego człowieka, a teraz ten mimo
zapewnienia mu wszystkiego, czego potrzebował do ponownego odżycia, zachowywał
się jak kretyn.
– Czemu go tak traktujesz? – zadał
pytanie przez zaciśnięte zęby, panując nad swoim ciałem i głosem. Nawet za
bardzo nie warczał. Chciał uzyskać prawdziwą odpowiedź.
– Bo tak mi się podoba, a co, nie
mogę? – Sam stał naprzeciwko swego alfy, co jakiś czas patrząc mu w oczy. Nie
chciał, by jego zachowanie zostało odebrane jako wyzwanie, bo w ten sposób by
wyleciał.
– Nie, nie możesz. Przyjmij sobie do
głowy, szczylu, że w naszym domu obowiązuje kilka zasad. Tyczą się one każdego,
również ciebie, a jedną z nich jest szacunek do drugiej osoby. Nie masz prawa
na nikogo podnieść ręki.
– Nie masz prawa wtrącać się między
partnerów – stwierdził szyderczo.
– Spójrz mi w oczy. – Musiał wykonać
polecenie, instynkt działał zbyt mocno, by móc mu się sprzeciwić. Kierując się
tą pradawną siłą, odchylił głowę, pokazując swoją uległość. – Mogę wszystko,
jeżeli ktoś z mojej sfory się męczy. Nikt nie staje ponad prawem alfy – nawet
para, tym bardziej, jeśli jedna z osób cierpi. Masz dwa dni na zmianę
zachowania. Jeśli nadal będziesz się tak zachowywał w stosunku do Marco –
odeślę cię, Sam. I nie będę miał przeciw temu żadnych oporów.
– JESTEŚMY Z JEDNEJ SFORY! – Wrzask
rozniósł się po pobliskich terenach, po chwili oddając poprzez echo
zwielokrotniony dźwięk.
– Jeszcze raz podniesiesz głos na
swojego alfę, zostaniesz ukarany wedle starych praw. Rozumiemy się? – Allan nie
zamierzał się na to godzić. Mógł zostać uznany za mściwego, ale jeśli będzie
musiał, zrobi to.
– Tak, alfo. – Chłopak wyjątkowo
spokorniał na chwilę.
– Nie jesteś szczeniakiem, Sam.
Powinieneś wiedzieć, jak masz się zachować. Raz mogę wybaczyć, ale nie radzę
ci, by to się więcej powtórzyło. Masz dwa dni na to, by stać się milszym.
Jeżeli jeszcze raz dowiem się, że podniosłeś na Marco rękę, odepchnąłeś go za
to, że po coś sięgał – przestaniesz być członkiem sfory, Sam. Nie chcesz z nim
spać? Twoja sprawa, ale jemu też należy się szacunek. Rozumiesz?
Allan nie wiedział, że rozmowa ta
nie zadziała tak, jak powinna. Młody wilk zaczął szybko uczyć się tego, jak
pastwić się nad Marco tak, by było to prawie niewidoczne.
***
Ostatni dzień próby nadszedł zbyt
wolno jak na standardy Allana. Wszyscy byli już zmęczeni tym, co się działo
pomiędzy dwoma wilkami. Marco nie przyznawał się do niczego, ale widać było, że
zachowanie partnera zraniło go do głębi. Sytuacja wyglądała cholernie
nieciekawie, dlatego też Lucas z Allem zaczęli zastanawiać się, jak to szybko i
w miarę własnych możliwości bezboleśnie rozwiązać.
Problem polegał na tym, że… Nie
mieli cholernego pojęcia. A lekko wychudła, blada twarz ich bety nie dawała im
spokoju.
No i zgięło mnie, to bardzo dla mnie przykre że w tym odcinku sytuacja się nie wyjaśniła. Nie lubię osób które działają na zasadzie nie bo nie i nikt nie powinien być tak traktowany jak Beta. Ponieważ ma to przeniesienie na moje życie codzienne mam zadrę mam nadzieję że szybko to się wyjaśni.
OdpowiedzUsuńPrzykro mi, że cię zgięło :( Niestety o to chodzi w rozdziałach publikowanych na blogu by nie zawsze, wszystko było wiadomo od razu. Masz rację, nikt nie powinien być traktowany jak beta.
UsuńPrzykro mi, że ma to przeniesienie do twojego prywatnego życia. Mam nadzieję, że się nie zawiedziesz dalszą treścią.
Pozdrawiam
LM
Jejku biedny Marco ;(. Tak jakos smutno sie zrobilo. Sam zachowuje sie okropnie. Marco nie zalamuj sie! Swietnie napisane, zreszta jak zawsze.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
xjudass
Niestety. Też sądzę, że Marco jest biedny :( Nie dziwię się, że ci się smutno zrobiło. Tak samo czułam się, gdy pisałam te fragmenty.
UsuńPozdrawiam
LM
NIENAWIDZĘ SAMA
OdpowiedzUsuńTyle powiem
Nienawidzę go całym sercem
Jest okropny
Rozumiem że Marco może mu się nie podobać
ale żeby się tak ochydnie zachowywać
Popłakałam się czytając to
Rozdział pokazuje ile jesteśmy wstanie poświęcić żeby nie być samotnym...
Marco zrobi wszystko...nawet jeżeli osoba która jest jej przeznaczona bije go, dręczy...i rani go do głębi...
Rozdział cudowny
Naprawdę
Piszesz świetnie
Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału...
nie mogę też przypuszczać co będzie dalej bo po tym co przeczytałam mam wrażenie że Sam wyleci...chociaż kto to wie? Chyba tylko ty
Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział
Kolejny tydzień czekania. Tydzień słodkiego bólu i męczarni, ale myślę że warto.
OdpowiedzUsuńWłaśnie znalazłaś się na liście moich (aż) dwóch ulubionych autorek. Których pomysły są niebanalne w swej prostocie. Język lekki, przyjemny, umilający czas. Fabuła dopracowana, wątki główne rozwijane, wątki poboczne zapełniające czas, jednak bez przesady. Postacie posiadające swój własny charakter, niestereotypowe, wychodzące poza pewne ramy, że w związku musi być taka i taka osoba, że muszą totalnie się różnić. Dzielnie przeczytałam każde Twoje opowiadanie, kolejny rozdział z większą radością, zapartym tchem. Masz talent, ogromy talent.
Od kiedy zaczęłam sama pisać jest mi ciężko czytać cokolwiek. Moi ulubieni autorzy poszli w odstawkę, książki kurzą się na półkach. Uwielbiam czytać, ale nie mogę tego robić, gdy tworzę własny świat i własne historie.
Dlatego chcę dodatkowo podziękować, ze piszesz. Dzielisz się tym co stworzysz na forum publicznym.
Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo to doceniam i jak mnie to cieszy.
Bo gdy chcę odpocząć od moich bohaterów, Twoi zawsze na mnie czekają.
Życzę weny i wytrwałości.
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
~~ Oreitea
Cieszę się, że sądzisz iż warto było czekać. Tym bardziej mi miło, że znalazłam się na liście twoich ulubionych autorek :) Staram się by moje teksty nie były szablonowe :) Szalenie mi miło, że przeczytałaś wszystkie teksty :)
UsuńGratuluję pisania własnego tekstu! Super! Chociaż nie dziwię się, ze niektórzy autorzy idą w odstawkę. To normalne;)
Ja chcę ci podziekować za czytanie :) I za to, że doceniasz moje pisanie, postacie:)
Tobie również powodzenia i wytrwałości w pisaniu :)
Pozdrawiam
LM
Wierzę w ciebie więc wierzę że za zachowaniem Sama stoi coś większego niż tylko to że jest draniem. Sam rozdził fajny jak zwykle ale skończył się za szbko jak dla mnie, ktoś już tu napisal - nic nie zostało wyjaśnione. I w sumie nie wiele się działo. Potrafisz dużo lepsze rozdziały tworzyć
OdpowiedzUsuńpowodrawiam
Sam to taka mała szuja. Rozumiem, że mu nie pasuje, ale to nie powód żeby zachowywać się jak baba mająca zespół napięcie. Przecież krzyki nic nie wyniosą. Powinni kulturalnie porozmawiać.
OdpowiedzUsuńPomimo jego szczeniackiego zachowania nie mogę powiedzieć, że go nienawidzę, czy też nie lubię. Zawsze może być jakiś powód i dopóki go nie poznam, to nie jestem w stanie dokonać nad nim dobrego osądu.
Pozderki i weny życzę ;).
omg O.O Sama mam ochote zaj.... x.x co za cymbał!! Marco niech kurde jakoś postara się postawić ;( wiem że dla niego to trudne ale aż łzy miałam w oczach na takie traktowanie ;(
OdpowiedzUsuńU. Nie rób mu krzywdy. Jeszcze nie teraz ;) Nie płacz :(
UsuńBiedny Marco aż mi łza popłynęła, niech wyrzucą Sama z klanu, a Marco znajdzie sobie kogoś innego.
OdpowiedzUsuńJak można przerywać w takim ciekawym momencie? Chcę dowiedzieć się co będzie dalej.
OdpowiedzUsuńDlaczego Sam zachowuje się tak wrogo? Dlaczego karze w każdej chwili Marco? Co go tak zmieniło? Ja spodziewałam się wielkiego romansu, a tu taki niefart :(
Dlaczego Marco pozwala Samowi na takie zachowanie? Dlaczego nie odwdzięczy się tym samym? Mam nadzieję, że Marco nie da się złamać. Wszyscy go wspierają, niech się nie poddaje.
Sam przestał mi się podobać, ale mam nadzieję, że zrehabilituje się i okaże się wspaniałym mężczyzną i idealnym partnerem.
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Jak można przerwać w takim momencie? No niestety można. Sam to... Sam. Wszystko się okaże. Marco nie odwdzięczy mu się tym samym, bo jest mężczyzną, a nie przysłowiową "cipą", która podnosi rękę na partnera. Nie ważne jakiej płci.
UsuńPozdrawiam
LM
No nie powiem wybiłaś mnie trochę z takiego „schematu”.
OdpowiedzUsuńJak widać nie wszystko zawsze musi być wspaniałe, dobrze się układać.
Wielkie gratki za taki pomysł i lekką, malutką odskocznie.
A rozdział według mnie jest idealnej długość :)
A no i dziękuję za Twoją opinie dotyczącą „Głosu mego serca”
Musze powiedzieć, że rozdział całkowicie różnił się od tego czego oczekiwałam a to dlatego iż nie spodziewałam się po Samie takiego chamskiego i okrutnego zachowania w stosunku do swojego partnera. Tzn przypuszczałam, że trochę czasu minie zanim się jakoś dogadają a tutaj sądząc po zachowaniu tego wilka to są bardzo małe szanse na to. Choć mam nadzieję, że Sam się opamięta bo jednak czasem los może wszystko pomieszać i przez swoje zachowanie może stracić Marco, którego swoją drogą uwielbiam. Och w sumie to chciałabym żeby stało się coś, przez co to Sam by cierpiał nie mogąc uzyskać nawet miłego gestu i pocieszenia od swojego partnera... może wtedy by spokorniał i przestał grymasić...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Cieszę się, że rozdział różnił się od tego czego oczekiwałaś :D O to chodziło. Niestety Sam zachowuje się tak, a nie inaczej. Co do tego czy sam się opamięta to się wszystko jeszcze okaże. Nie tylko ty uwielbiasz Marco ;) Och, nie. Sam nie może cierpieć. Nie można mu odpłacać tym samym ;)
UsuńPozdrawiam
LM
O.Mój.Boże! Z tego Sama jest skurwiel. Tak mi jest szkoda Marco. Przedstawiasz go jako naprawdę uczuciowego, miłego gościa a trafił mu się taki cham. Ja w ogóle nie umiem zrozumieć czego Sam chce. nie no po prostu mnie dobija. Jak to czytałam to miałam w niektórych momentach płakać. Bo traktował go jak jakiegoś psa.
OdpowiedzUsuńNie no czekam na kolejny odcinek i liczę, że może zacznie być między nimi choć trochę lepiej.
Życzę dużo weny
Pozdrawiam OfeliaRose
Mam ochotę rozszarpać Sama na kawałki!!! Jak można być takim chamem ?!?! Mam nadzieję, że Marco jakoś sobie z tym poradzi... Z niecierpliwością czekam na dalszą część :p
OdpowiedzUsuńDuuużo weny i wolnego czasu :p
Nie rozszarpuj Sama na kawałki! Biedny Marco nie będzie miał partnera.
UsuńPozdrawiam
LM
Hej,
OdpowiedzUsuńmam wielką ochotę obić mordę Sądowi, żal mi Marco, oby Alfy coś zrobiły, bo mi naprawdę go szkoda..
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej Basiu ;)
UsuńEch. Nie dziwie się, że masz ochot obić mordę Samowi ;) Też tak miałam jak pisałam ten fragment ;) Wena się przyda.
Pozdrawiam
LM