niedziela, 17 maja 2015

Rozdział 11

Dzisiaj ponownie krótko :)

Miłego czytania ;)


Rozdział 11

            Następny dzień nie należał do łatwych. Po wielkich wieczornych protestach Sam dostał osobny pokój, nie godząc się praktycznie spojrzeć na Marco. Wszystkich zaczęło zastanawiać to dziwne połączenie. Beta zachowywał się inaczej niż zwykle. Stał się mniej zadziorny, ciągle starał się być gdzieś obok swego partnera, jednak cały czas obserwując go tak naprawdę z daleka. Młody wilk natomiast był dość pewny siebie, ustawiał swoje granice tak, by jego niedoszły partner ich nie przekroczył.
            Nie podobało mu się to, że za partnera ma niedźwiedzia. Na dodatek należały raczej do samotników, więc tym dziwniejsze było to, że mieszkali wszyscy wspólnie. Marco wydawał mu się w dziwny sposób karykaturalny, cały czas stał gdzieś z boku, próbując się wykazać. Nie chciał tego. Nie zamierzał mieć partnera, tym bardziej innej rasy. Wiedział, że nie może mieć dzieci, ale i tak nie zamierzał się wiązać z kimś takim. Uważał, że mężczyzna jest po prostu… brzydki. Te ciemne włosy, oczy, cera. Podejrzewał, że może pochodzić z rodziny włoskiej, ponieważ miał w tonie głosu ten specyficzny zaśpiew, co tylko tym bardziej do odrzucało. Wszyscy zwracali się do niego z szacunkiem, widoczne było, jak bardzo go lubią. Po co mu ktoś, kto by go zdradzał. Po samych spojrzeniach mógł wywnioskować, kto chętnie by z nim spółkował. Nie chciał kogoś tak obrzydliwego.
            Sam nadał mężczyźnie przywary, które nie miały podstaw w rzeczywistości. Emanowała od niego niechęć i brak jakichkolwiek chęci do kontaktu z partnerem. Gdy ten za blisko podchodził, warczał wręcz na niego, parskał śmiechem, jak gdyby Marco robił coś złego. Był ironiczny i niemiły. Dobrze wiedział, że nikt nie może się wtrącić w ich relacje, dopóki oficjalnie go nie odrzuci przed oboma alfami.
            Marco czuł, jak jego pewność siebie zostaje regularnie podkopywana. Nie potrafił zrozumieć, czy zrobił coś złego Samowi? Zachował się w jakiś nieodpowiedni sposób, by zasłużyć na takie traktowanie? Przecież mężczyzna go tak naprawdę nie znał, a traktował jak zwykłego śmiecia. Podejrzewał, że nawet do zwykłej rzeczy mógłby mieć więcej empatii i zrozumienia niż do niego. Co rusz zagryzał mocniej zęby, starając się nie reagować na to, co robi młodszy partner. Nie chciał go do niczego zmuszać, bo wiedział, że nie tędy droga. Na dodatek ten unikał go jak ognia i co rusz rzucał kłody pod nogi.
            Od niecałych dwudziestu czterech godzin posiadał partnera, a już stwierdził, że to utrapienie. Nie liczył na szybką akceptację, chociaż to byłoby najłatwiejsze, ale na sposób, w jaki jest traktowany. Był wściekły na Sama za to, jak się do niego wyrażał i to jeszcze przy wszystkich.
            Odpuścił sobie po godzinie osiemnastej. Wiedział, że wilk wyszedł z domu, dlatego też poszedł do Lucasa porozmawiać.
            – Jest ciężko, co?
            – Chyba jeszcze gorzej. Najlepiej by było, gdybym nie istniał i nie mówił do niego. Nie rozumiem tego.
            – Długo był sam, Marco. Wszystko zmieniło się w ciągu jednego dnia. Może nie jest gotowy na partnera.
            – Staram się to rozumieć, ale jesteśmy dorośli. A on zachowuje się jak szczeniak, próbując mi ubliżać, stawia nierealne granice, odsuwa się ode mnie, jakbym śmierdział, gdy tylko zbliżę się o krok za blisko, na przykład jak sięgam po cukier do swojej herbaty.
            – Nie jest dobrze.
            – Nie. A znamy się dopiero jeden dzień. Ciekawe, co będzie potem. Wyciągnie na mnie siekierę? – Wyjątkowo sytuacja go nie bawiła.
            – Wątpię. Wiesz, że nie mogę się za bardzo wtrącać między was.
            – Tak, ale dziękuję.
            – Nie masz za co, przyjacielu. Nic nie zrobiłem, a chcę, by ci się wszystko poukładało.

***

            Drugi dzień pobytu Sama w klanie Powerfull przyszedł dla niego za szybko. Nie chciał tu być. Czuł się niechciany, na dodatek nie wiedział, kto powinien wydawać mu rozkazy. Czy Lucas czy Allan? Nienawidził niepewności, chociaż widział, jak synowi jego byłego przywódcy się tutaj układa. Zazdrościł mu tego. Złość i frustracja buzowały pod skórą. Na dodatek ten idiota, jak nazywał Marco w myślach, ciągle pojawiał mu się w polu widzenia. Jakby nie mógł się na jakiś czas wyprowadzić. Jak jeszcze powinien mu dać do zrozumienia, że nie chce się z nim wiązać? Ten dom był za ciasny dla nich dwóch. I lepiej, żeby to niedźwiedź z niego zniknął.
            Marco poszedł do kuchni po kolejny kubek herbaty dzisiaj. Nie chciał faszerować się kawą, dlatego też pił gorzki napar z ususzonych owoców leśnych. Chciał zrobić sobie kolejną filiżankę, jednak w pomieszczeniu znajdował się Sam. Zawahał się na sekundę, jednak mimo swego wewnętrznego oporu wszedł. Dziwnie było czuć przyciąganie, a zarazem niechęć do partnera, który został mu wybrany.
            – Cześć – powiedział z lekkim uśmiechem na twarzy. Przeszedł w kierunku blatu, na którym stał elektryczny czajnik i pstryknął włącznik.
            – Nie mów do mnie i się do mnie nie zbliżaj! – Nie spodziewał się krzyku za zwykłe przywitanie. Coś zakuło go w sercu. Spojrzał na wilka uważnie.
            – Czemu się tak, do jasnej cholery, zachowujesz? – Był spokojny, starał się taki być. To, że Sam specjalnie stanął po przeciwnej stronie pomieszczenia, jak gdyby mógł go czymś zarazić, również go ubodło.
            – Gówno cię to obchodzi. Mogę robić, co chcę! – Mężczyzna parsknął śmiechem, widząc, jak wsypywał cukier i kilka ziarenek posypało się na blat. – Jesteś tylko nic niewartą niezdarą, co?
            – Nie będę z tobą rozmawiać, jak jesteś w takim stanie. – Szczęka mu się zacisnęła na tę obelgę, ale nie zamierzał krzyczeć czy tym bardziej uderzyć swojego partnera.
            – Pieprzony tchórz. – Starając się nie zwracać na te słowa uwagi, wyszedł z kuchni. Alis spojrzała na niego dziwnie.
            – Mam ochotę obić mu mordę. I uwierz mi, jestem tego całkiem bliska. – Podszedł do niej i pogłaskał lekko jej policzek.
            – Jesteś kochana, mała, ale nie warto. To tylko słowa.
            – Aż słowa Marco, aż. Nie podoba mi się to, jak on się zachowuje. Nie powinien tego robić.
            – Masz rację, ale robi. Nie przymuszę go do bycia z sobą. – Dziewczyna spojrzała na smutne oczy przyjaciela. Przełknęła gulę tworzącą jej się w gardle. Czemu to było tak dziwnie popieprzone. Dlaczego ten dobry i kochany mężczyzna, dbający o wszystkich nie mógł być jej partnerem? Oczywiście miała Dereka, którego kochała, pragnęła i nosiła jego dziecko pod sercem. Chodziło o całokształt. Marco był w niej długo zakochany, ona też się w nim podkochiwała, ale nie byli sobie przeznaczeni. A żeby nie psuć przyszłej relacji, nie zaburzać atmosfery w całym klanie, gdyby poznali swoich partnerów, postanowili nie wiązać się ze sobą. Tak było lepiej dla wszystkich.
            Może właśnie z tego powodu teraz miała ochotę zapłakać nad utraconym uczuciem i człowiekiem, którego było jej po prostu żal. Przeklinała w myślach zasady rządzące rodzącą się więzią. Tak naprawdę nie mogła nijak zareagować prócz zaciskania zębów, bo wszystko mogło później posłużyć jako argument, dlaczego partnerzy nie dali sobie szansy. Porąbane zasady!
            Jej się udało, to prawda. Była szczęśliwa. Nie chciałaby jednak widzieć tego uroczego mężczyzny w tak nieprzyjemny i katastrofalnym w skutkach, jak jej się wydawało, związku.

***
            Kolejne nieprzyjemne sytuacje zdarzały się coraz częściej. Na początku, ze względu na dwudniowy wyjazd Allana i Lucasa, nie wiedzieli oni o tym, jak bardzo źle w ich klanie zaczął się czuć Marco. Pilnie wyjechali na budowę, biorąc ze sobą Liz, dlatego też nocowali w mieście.
Drugiego dnia krzyk Sama był jeszcze mało słyszalny, jakby mężczyzna krępował się chociaż trochę tym, co robi. Trzeciego dnia każda sytuacja, która nie przypadła mu do gustu, a w której udział miał Marco, była krytykowana, wyśmiewana i nagłaśniania przez krzyki drugiego zmiennego. Wszyscy na ziemi niedźwiedzi byli niezadowoleni z tego stanu rzeczy. Widać było, że coś niepokojącego dzieje się z Marco, co tylko potęgowało falę niechęci kierowaną w stosunku do Sama. W końcu to Patric zadzwonił do Lucasa.
– Czy coś się stało? – To Allan odebrał telefon Luca. Mężczyzna był na budowie, a zapomniał wziąć komórki.
– Tak. Przykro mi to mówić, ale ten… skurwysyn tak gnoi naszego betę, że to jest aż przykre. Wszyscy powoli mają dość jego krzyków. Unikamy nawet wspólnych posiłków.
– To niedobrze. Pójdziemy po niego i postaram się, byśmy jak najszybciej wrócili. Jest gdzieś koło ciebie Sam?
– Jest na zewnątrz, mogę mu podać komórkę.
– Zrób to. – Patric zrozumiał, czemu Allan jest alfą. Miał tę dziwną siłę w głosie, której na co dzień nie wykorzystywał. Musiał być wściekły.
– Allan chce z tobą mówić. – Nienawistny wzrok, który został skierowany w jego stronę, nie zrobił na nim większego wrażenia. Równie mocno nienawidził tego gówniarza, by mieć ochotę rozszarpać go gołymi rękami. Oddał identyczne spojrzenie, nie korząc się.
– Słucham?
Po tej rozmowie mieli tymczasowy spokój. Sam zamknął się w pokoju i nie wychodził przez całe popołudnie. Słychać było tylko, jak w jego pokoju rozbrzmiewa za głośna muzyka. Prowokował ich, a to nie wróżyło niczego dobrego. Co jakiś czas Patric zerkał na Marco siedzącego w salonie i udającego, że czyta książkę. Strony powieści od dwóch lub trzech godzin nie poruszyło nic poza lekkim podmuchem wiatru, który wpadał z otwartego okna. Mężczyzna zresztą nie patrzył w kierunku lektury, a wzrok swój  kierował na niewidoczny punkt na ścianie. Z głową opartą o wygodne siedzenie wydawał się cholernie nierzeczywisty i niedostępny.
– Kurwa mać. Stary, nie pozwól sobie na to, by on cię złamał. – Słowa te były niedopuszczone do uszu Marco, który zagłębiał się w rozmyślaniach.
Gdy zobaczył Sama, poczuł pożądanie. Był dla niego idealny. Trochę mniejszy od niego, mocnej, ale nie napakowanej budowy, z jasnymi włosami i tym czymś, co go przyciągało. Każda kolejna chwila, którą wilk spędzał na ich ziemi, mógł zaliczyć do coraz gorszych.
Czuł siłę, z jaką Sam go odpychał. Nie tylko fizycznie, bo nie o to chodziło, ale psychicznie. Dystans, którego nie jest w stanie aktualnie przekroczyć, choćby jak próbował. Mężczyzna szydził z niego i gnoił coraz bardziej, a on mimo początkowej niechęci do reagowania, teraz tak naprawdę nie wiedział, co mógłby zrobić. Próbował już tłumaczyć, rozmawiać, prosić. Nic nie pomagało, by jakoś ułagodzić młodszego mężczyznę.
Raz dotknął go ramieniem, sięgając po herbatę znajdującą się na półce. Nim się zorientował, został gwałtownie odepchnięty, cudem nie uderzając o kant otwartej szafki. W tamtej chwili tego było dla niego za wiele. Wyszedł, zatrzaskując za sobą drzwi do kuchni.
Zastanawiał się, jak rozwiązać swój kłopot. Czy poprosić Lucasa, by odesłał gdzieś Sama? Ale co wtedy z Allanem, jak jemu to wytłumaczą? Czy może sam powinien wyjechać i odseparować się od tego wszystkiego? Przecież mieli już zastępcę, nie musieliby daleko szukać.
            W godzinach wieczorny do domu wrócił Lucas, Allan i Liz. Mała spała wygodnie nakarmiona i przebrana. All nie miał serca jej budzić do kąpieli, więc stwierdził, że to może poczekać. Zastali Marco w tej samej pozycji, w jakiej widział go kilka godzin temu Patric. Spojrzeli po sobie. Lucas zacisnął mocno zęby, a dłonie zwinął w pięści.
            – Mam ochotę go wypierdolić na zbity pysk. – Dawno nie był tak wściekły na kogoś. Był kolejną w kolejce osobą do tego, by uderzyć młodego wilka. Z tym że wszyscy oddaliby mu pierwszeństwo ze względu na siłę ciosu.
            – Spokojnie, kochanie. Marco da sobie radę, dajmy im w sumie tydzień. Minęły już trzy dni. Jeśli w ciągu czterech kolejnych nic się nie zmieni, wtedy coś zdecydujemy.
            – Dobrze. – Zgadzał się na to niechętnie, ale wiedział, że Allan może mieć rację. Nie od razu Rzym zbudowano, a para mogła się dogadać mimo tego, jak teraz się zachowywali.

***

            Kolejny dzień nie był lepszy od poprzedniego. W każdym krążyła adrenalina i wściekłość na Sama i jego zachowanie. Wszyscy wiedzieli o decyzji alf, więc nie mogli się wtrącać, z tym że też przestali się starać. Mężczyzna miał co jeść i gdzie spać, ale nic więcej. W całym klanie zapanowała nieprzyjemna i ciężka atmosfera przytłaczająca całą gamą niechcianych uczuć.
            Dla Alis czara goryczy przelała się, gdy zobaczyła, że po raz kolejny Marco brutalnie został odepchnięty przez swojego partnera. I nie chodziło wcale o to, że mężczyzna był namolny czy ingerujący jakoś w życie Sama. Tak jak we wcześniejszym przypadku, o którym nikt nie wiedział, beta sięgał po coś leżącego obok Sama. Ten, gdy poczuł lekkie muśnięcie, popchnął Marco na ścianę tak, że jego głowa się od niej odbiła, wydając przy tym nieprzyjemny dźwięk.
            – Jak śmiesz, do kurwy nędzy, podnosić na niego rękę! Co on ci zrobił, ty pojebany skurczybyku?! – Dziewczyna szła na niego taranem. Walczyła ze sobą, by się nie zmienić i nie zaatakować, ponieważ wtedy straciłaby młode. Derek wpadł pędem do pomieszczenia, słysząc krzyk partnerki. W momencie uruchomiły się w nim mechanizmy obronne, każące zapewnić kobiecie bezpieczeństwo i stanąć pomiędzy nią, a wilkiem. Jego paznokcie przekształciły się w pazury, tak jak Ali walczył o to, by się nie zmienić, bo niczego dobrego by to nie przyniosło.
            Marco stał nadal przy ścianie, prawie w takiej samej pozycji, w jakiej został pchnięty. Był blady, o czym nie wiedział, w głowie mu się zakręciło, a tył czaszki pulsował tępym bólem. Wiedział, że szybko się wyleczy i mu minie, zapewne w przeciągu niespełna pięciu minut, ale i tak był w szoku.
            Nie spodziewał się, że kiedykolwiek jego partner podniesie na niego rękę. Nie tego chciał. Wściekłość i zawód uderzyły w niego pełną parą. Do salonu weszli szybkim krokiem Lucas i Allan.
            – Co tu się dzieje, do jasnej cholery! Wydzieracie się jak stado przekup. – Spojrzał na swoją rodzinę, kierując na każdego spojrzenie, na sam koniec skupił wzrok na obcym mu wilku.
            – On go uderzył. No może nie dosłownie. – Alis płakała. Dusiła się lekko słowami, nie mogąc znieść tego, co zobaczyła. – Marco sięgał tylko po coś i musnął go dłonią. Nie było to chyba nawet świadomie, a ten go pchnął na ścianę tak, że… – Kobieta nie mogła dokończyć zdania.
            – Nic mi nie jest. Po prostu… Dam sobie radę. – Lucas nie dowierzał w to, co słyszy. Czy ten świat zwariował? Jego przyjaciel, brat i jeden z najbardziej zaufanych ludzi, któremu bez pardonu powierzyłby swoje życie, w przeciągu kilku dni stał się kimś innym. Czy aż tak bardzo zależało mu na tym, by mieć partnera, że pozwalał się tak traktować? Wiedział, że jeśli się rozejdą mimo tego, że nie dokończyli parowania – tęsknota może być dla niego zabójcza, ale nie rozumiał, czemu aż tak się poświęca. Czemu nie odda ciosu, skoro taką technikę przyjął Sam?
            Tylko on sam wiedział, ile kosztowało go wyjście z pomieszczenia pełnego braci, którzy się o niego troszczyli. Chyba się pogubił w tym wszystkim. Do tej pory był silnym, pewnym siebie mężczyzną. Co jego partner z nim zrobił, że tak szybko potrafił podkopać jego samoocenę? Może to było właśnie to? Wiązali się raz na całe życie, a na dodatek przez te kilka dni cokolwiek by nie zrobił w obecności Sama, było wyszydzane, obśmiewane, obrzucane wulgarnymi epitetami, on sam był gnojony na każdym kroku i o ile na początku myślał, że coś się zmieni, tak teraz wiedział, że tak nie będzie. I nie miał pojęcia, jak się wykaraskać tej okropnej sytuacji.

***

            Allan chwycił Sama za kark i zawarczał do niego.
            – Idziesz ze mną. Natychmiast. Musimy sobie porządnie porozmawiać, Sami, bo zachowujesz się jak dupek. – Lucas nie zareagował w żaden sposób na te słowa. Zanim jednak All zdążył wyjść z pokoju, na piętrze rozległ się płacz.
            – Zajmę się nią. Ty załatw to, co musisz. – W podzięce otrzymał lekki uśmiech.
            – Dziękuję, kochanie, ułatwiasz mi życie. – Przechodząc koło partnera, musnął lekko palcami jego dłoń i wyszedł ze swoim podopiecznym na dwór. Dominował nad nim i dobrze o tym wiedział. Zamierzał to w tej chwili wykorzystać.
            W końcu doszli do niewielkiej ławki stojącej pomiędzy drzewami. Z tego miejsca nikt nie mógł ich usłyszeć, a Allan nie zamierzał oszczędzać szczeniaka. Takie właśnie zdanie miał o tym młodym mężczyźnie. Znał go jako rozważnego, młodego człowieka, a teraz ten mimo zapewnienia mu wszystkiego, czego potrzebował do ponownego odżycia, zachowywał się jak kretyn.
            – Czemu go tak traktujesz? – zadał pytanie przez zaciśnięte zęby, panując nad swoim ciałem i głosem. Nawet za bardzo nie warczał. Chciał uzyskać prawdziwą odpowiedź.
            – Bo tak mi się podoba, a co, nie mogę? – Sam stał naprzeciwko swego alfy, co jakiś czas patrząc mu w oczy. Nie chciał, by jego zachowanie zostało odebrane jako wyzwanie, bo w ten sposób by wyleciał.
            – Nie, nie możesz. Przyjmij sobie do głowy, szczylu, że w naszym domu obowiązuje kilka zasad. Tyczą się one każdego, również ciebie, a jedną z nich jest szacunek do drugiej osoby. Nie masz prawa na nikogo podnieść ręki.
            – Nie masz prawa wtrącać się między partnerów – stwierdził szyderczo.
            – Spójrz mi w oczy. – Musiał wykonać polecenie, instynkt działał zbyt mocno, by móc mu się sprzeciwić. Kierując się tą pradawną siłą, odchylił głowę, pokazując swoją uległość. – Mogę wszystko, jeżeli ktoś z mojej sfory się męczy. Nikt nie staje ponad prawem alfy – nawet para, tym bardziej, jeśli jedna z osób cierpi. Masz dwa dni na zmianę zachowania. Jeśli nadal będziesz się tak zachowywał w stosunku do Marco – odeślę cię, Sam. I nie będę miał przeciw temu żadnych oporów.
            – JESTEŚMY Z JEDNEJ SFORY! – Wrzask rozniósł się po pobliskich terenach, po chwili oddając poprzez echo zwielokrotniony dźwięk.
            – Jeszcze raz podniesiesz głos na swojego alfę, zostaniesz ukarany wedle starych praw. Rozumiemy się? – Allan nie zamierzał się na to godzić. Mógł zostać uznany za mściwego, ale jeśli będzie musiał, zrobi to.
            – Tak, alfo. – Chłopak wyjątkowo spokorniał na chwilę.
            – Nie jesteś szczeniakiem, Sam. Powinieneś wiedzieć, jak masz się zachować. Raz mogę wybaczyć, ale nie radzę ci, by to się więcej powtórzyło. Masz dwa dni na to, by stać się milszym. Jeżeli jeszcze raz dowiem się, że podniosłeś na Marco rękę, odepchnąłeś go za to, że po coś sięgał – przestaniesz być członkiem sfory, Sam. Nie chcesz z nim spać? Twoja sprawa, ale jemu też należy się szacunek. Rozumiesz?
            Allan nie wiedział, że rozmowa ta nie zadziała tak, jak powinna. Młody wilk zaczął szybko uczyć się tego, jak pastwić się nad Marco tak, by było to prawie niewidoczne.

***

            Ostatni dzień próby nadszedł zbyt wolno jak na standardy Allana. Wszyscy byli już zmęczeni tym, co się działo pomiędzy dwoma wilkami. Marco nie przyznawał się do niczego, ale widać było, że zachowanie partnera zraniło go do głębi. Sytuacja wyglądała cholernie nieciekawie, dlatego też Lucas z Allem zaczęli zastanawiać się, jak to szybko i w miarę własnych możliwości bezboleśnie rozwiązać.
            Problem polegał na tym, że… Nie mieli cholernego pojęcia. A lekko wychudła, blada twarz ich bety nie dawała im spokoju.


22 komentarze:

  1. No i zgięło mnie, to bardzo dla mnie przykre że w tym odcinku sytuacja się nie wyjaśniła. Nie lubię osób które działają na zasadzie nie bo nie i nikt nie powinien być tak traktowany jak Beta. Ponieważ ma to przeniesienie na moje życie codzienne mam zadrę mam nadzieję że szybko to się wyjaśni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przykro mi, że cię zgięło :( Niestety o to chodzi w rozdziałach publikowanych na blogu by nie zawsze, wszystko było wiadomo od razu. Masz rację, nikt nie powinien być traktowany jak beta.
      Przykro mi, że ma to przeniesienie do twojego prywatnego życia. Mam nadzieję, że się nie zawiedziesz dalszą treścią.
      Pozdrawiam
      LM

      Usuń
  2. Jejku biedny Marco ;(. Tak jakos smutno sie zrobilo. Sam zachowuje sie okropnie. Marco nie zalamuj sie! Swietnie napisane, zreszta jak zawsze.
    Pozdrawiam
    xjudass

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety. Też sądzę, że Marco jest biedny :( Nie dziwię się, że ci się smutno zrobiło. Tak samo czułam się, gdy pisałam te fragmenty.
      Pozdrawiam
      LM

      Usuń
  3. NIENAWIDZĘ SAMA
    Tyle powiem
    Nienawidzę go całym sercem
    Jest okropny
    Rozumiem że Marco może mu się nie podobać
    ale żeby się tak ochydnie zachowywać
    Popłakałam się czytając to
    Rozdział pokazuje ile jesteśmy wstanie poświęcić żeby nie być samotnym...
    Marco zrobi wszystko...nawet jeżeli osoba która jest jej przeznaczona bije go, dręczy...i rani go do głębi...
    Rozdział cudowny
    Naprawdę
    Piszesz świetnie
    Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału...
    nie mogę też przypuszczać co będzie dalej bo po tym co przeczytałam mam wrażenie że Sam wyleci...chociaż kto to wie? Chyba tylko ty


    Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  4. Kolejny tydzień czekania. Tydzień słodkiego bólu i męczarni, ale myślę że warto.
    Właśnie znalazłaś się na liście moich (aż) dwóch ulubionych autorek. Których pomysły są niebanalne w swej prostocie. Język lekki, przyjemny, umilający czas. Fabuła dopracowana, wątki główne rozwijane, wątki poboczne zapełniające czas, jednak bez przesady. Postacie posiadające swój własny charakter, niestereotypowe, wychodzące poza pewne ramy, że w związku musi być taka i taka osoba, że muszą totalnie się różnić. Dzielnie przeczytałam każde Twoje opowiadanie, kolejny rozdział z większą radością, zapartym tchem. Masz talent, ogromy talent.
    Od kiedy zaczęłam sama pisać jest mi ciężko czytać cokolwiek. Moi ulubieni autorzy poszli w odstawkę, książki kurzą się na półkach. Uwielbiam czytać, ale nie mogę tego robić, gdy tworzę własny świat i własne historie.
    Dlatego chcę dodatkowo podziękować, ze piszesz. Dzielisz się tym co stworzysz na forum publicznym.
    Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo to doceniam i jak mnie to cieszy.
    Bo gdy chcę odpocząć od moich bohaterów, Twoi zawsze na mnie czekają.
    Życzę weny i wytrwałości.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    ~~ Oreitea

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że sądzisz iż warto było czekać. Tym bardziej mi miło, że znalazłam się na liście twoich ulubionych autorek :) Staram się by moje teksty nie były szablonowe :) Szalenie mi miło, że przeczytałaś wszystkie teksty :)
      Gratuluję pisania własnego tekstu! Super! Chociaż nie dziwię się, ze niektórzy autorzy idą w odstawkę. To normalne;)
      Ja chcę ci podziekować za czytanie :) I za to, że doceniasz moje pisanie, postacie:)
      Tobie również powodzenia i wytrwałości w pisaniu :)
      Pozdrawiam
      LM

      Usuń
  5. Wierzę w ciebie więc wierzę że za zachowaniem Sama stoi coś większego niż tylko to że jest draniem. Sam rozdził fajny jak zwykle ale skończył się za szbko jak dla mnie, ktoś już tu napisal - nic nie zostało wyjaśnione. I w sumie nie wiele się działo. Potrafisz dużo lepsze rozdziały tworzyć

    powodrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Sam to taka mała szuja. Rozumiem, że mu nie pasuje, ale to nie powód żeby zachowywać się jak baba mająca zespół napięcie. Przecież krzyki nic nie wyniosą. Powinni kulturalnie porozmawiać.
    Pomimo jego szczeniackiego zachowania nie mogę powiedzieć, że go nienawidzę, czy też nie lubię. Zawsze może być jakiś powód i dopóki go nie poznam, to nie jestem w stanie dokonać nad nim dobrego osądu.
    Pozderki i weny życzę ;).

    OdpowiedzUsuń
  7. omg O.O Sama mam ochote zaj.... x.x co za cymbał!! Marco niech kurde jakoś postara się postawić ;( wiem że dla niego to trudne ale aż łzy miałam w oczach na takie traktowanie ;(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U. Nie rób mu krzywdy. Jeszcze nie teraz ;) Nie płacz :(

      Usuń
  8. Biedny Marco aż mi łza popłynęła, niech wyrzucą Sama z klanu, a Marco znajdzie sobie kogoś innego.

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak można przerywać w takim ciekawym momencie? Chcę dowiedzieć się co będzie dalej.
    Dlaczego Sam zachowuje się tak wrogo? Dlaczego karze w każdej chwili Marco? Co go tak zmieniło? Ja spodziewałam się wielkiego romansu, a tu taki niefart :(
    Dlaczego Marco pozwala Samowi na takie zachowanie? Dlaczego nie odwdzięczy się tym samym? Mam nadzieję, że Marco nie da się złamać. Wszyscy go wspierają, niech się nie poddaje.
    Sam przestał mi się podobać, ale mam nadzieję, że zrehabilituje się i okaże się wspaniałym mężczyzną i idealnym partnerem.
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak można przerwać w takim momencie? No niestety można. Sam to... Sam. Wszystko się okaże. Marco nie odwdzięczy mu się tym samym, bo jest mężczyzną, a nie przysłowiową "cipą", która podnosi rękę na partnera. Nie ważne jakiej płci.
      Pozdrawiam
      LM

      Usuń
  10. No nie powiem wybiłaś mnie trochę z takiego „schematu”.
    Jak widać nie wszystko zawsze musi być wspaniałe, dobrze się układać.
    Wielkie gratki za taki pomysł i lekką, malutką odskocznie.
    A rozdział według mnie jest idealnej długość :)
    A no i dziękuję za Twoją opinie dotyczącą „Głosu mego serca”

    OdpowiedzUsuń
  11. Musze powiedzieć, że rozdział całkowicie różnił się od tego czego oczekiwałam a to dlatego iż nie spodziewałam się po Samie takiego chamskiego i okrutnego zachowania w stosunku do swojego partnera. Tzn przypuszczałam, że trochę czasu minie zanim się jakoś dogadają a tutaj sądząc po zachowaniu tego wilka to są bardzo małe szanse na to. Choć mam nadzieję, że Sam się opamięta bo jednak czasem los może wszystko pomieszać i przez swoje zachowanie może stracić Marco, którego swoją drogą uwielbiam. Och w sumie to chciałabym żeby stało się coś, przez co to Sam by cierpiał nie mogąc uzyskać nawet miłego gestu i pocieszenia od swojego partnera... może wtedy by spokorniał i przestał grymasić...

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że rozdział różnił się od tego czego oczekiwałaś :D O to chodziło. Niestety Sam zachowuje się tak, a nie inaczej. Co do tego czy sam się opamięta to się wszystko jeszcze okaże. Nie tylko ty uwielbiasz Marco ;) Och, nie. Sam nie może cierpieć. Nie można mu odpłacać tym samym ;)
      Pozdrawiam
      LM

      Usuń
  12. O.Mój.Boże! Z tego Sama jest skurwiel. Tak mi jest szkoda Marco. Przedstawiasz go jako naprawdę uczuciowego, miłego gościa a trafił mu się taki cham. Ja w ogóle nie umiem zrozumieć czego Sam chce. nie no po prostu mnie dobija. Jak to czytałam to miałam w niektórych momentach płakać. Bo traktował go jak jakiegoś psa.
    Nie no czekam na kolejny odcinek i liczę, że może zacznie być między nimi choć trochę lepiej.
    Życzę dużo weny
    Pozdrawiam OfeliaRose

    OdpowiedzUsuń
  13. Mam ochotę rozszarpać Sama na kawałki!!! Jak można być takim chamem ?!?! Mam nadzieję, że Marco jakoś sobie z tym poradzi... Z niecierpliwością czekam na dalszą część :p
    Duuużo weny i wolnego czasu :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie rozszarpuj Sama na kawałki! Biedny Marco nie będzie miał partnera.
      Pozdrawiam
      LM

      Usuń
  14. Hej,
    mam wielką ochotę obić mordę Sądowi, żal mi Marco, oby Alfy coś zrobiły, bo mi naprawdę go szkoda..
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej Basiu ;)
      Ech. Nie dziwie się, że masz ochot obić mordę Samowi ;) Też tak miałam jak pisałam ten fragment ;) Wena się przyda.
      Pozdrawiam
      LM

      Usuń