niedziela, 5 lipca 2015

Rozdział 18

Hej Kochani! 

Ostatecznie wracam do życia. Ostatni egzamin za mną (no chyba, że będzie poprawka...). Od dzisiaj odpisuje na bieżąco na wasze komentarze, ostatecznie. Ha, przyznaję, że myślałam, że będzie mi łatwiej to zrobić. Niestety kończyło się na tym, że przychodziłam z pracy i prawie codziennie siedziałam do północy nad nauką. Tak więc w waszą stronę bardzo duże PRZEPRASZAM.  

Rozdział 18


            Allan obudził się zrelaksowany. Już dawno nie czuł się tak dobrze. Uśmiechnął się lekko, widząc swojego śpiącego niedźwiedzia. Wiedział, że Meg jeszcze nie wróciła z jego córką. Wysłała mu rano wiadomość, że Liz znowu płacze i bierze ją na długi spacer, z myślą, że może to jej pomoże. Uświadomił sobie, że ma dwie lub trzy godziny całkowicie wolne i może je spędzić z Luciem. Obrócił się leniwie w stronę kochanka i pocałował lekko jego ramie. Przymknął ponownie powieki, chcąc zapaść w jeszcze jedną krótką drzemkę.
            – Hm. Brakowało mi tego. – Głos Lucasa lekko go zaskoczył. Myślał, że mężczyzna jeszcze śpi. Nie ruszał się, nie zareagował na jego gest. Dopiero teraz przyciągnął go mocniej do siebie. Wystawił nogę na zewnątrz, było mu za ciepło, a zarazem chciał się znaleźć bliżej partnera. – Chodź do mnie bliżej. – Przysunął się do Luca i pocałował jego klatkę piersiową.
            – Kocham cię – szepnął cicho.
            – Też cię kocham. – Już po chwili znowu leżał na plecach, głęboko całowany przez partnera. Oj tak. Jemu też tego brakowało.

***

            Sam wstał cicho i zaczął się ubierać. Musiał jeszcze coś zrobić. Po chwili stwierdził, że zostawi Marco kartkę, gdyby ten w tym czasie się obudził. Powinien szybko wrócić, ale nie zamierzał niepotrzebnie martwić partnera.
            Uśmiechnął się, gdy to słowo przebiegło przez jego myśli. Tak. W końcu miał kogoś na swoją prywatną wieczność.

            Tak, jak przewidywał młody zmienny, Marc obudził się chwilę po jego wyjściu. Początkowo nie zarejestrował, że jest sam. Pościel była jeszcze lekko ciepła, w powietrzu unosił się zapach wilka. Gdy jednak w końcu dotarło do niego, że jest jedynym, który znajduje się w pokoju, otworzył gwałtownie powieki. Spojrzał na miejsce obok siebie i usiadł gwałtownie. Serce zabiło mu szybko, a myśli rozpierzchły się, ujawniając jego niepewność. Spodziewał się…

Kochanie, wyszedłem na chwilę, nie będzie mnie maksymalnie pół godziny.
                                                                                                          S.

Odetchnął, czytając słowa zapisane przez partnera. Wiedział, że ich więź się umocniła, mimo wszystko nie potrafił wymazać z pamięci tego, co było na początku i nadal spodziewał się odrzucenia przez Sama. Nie wiedział, co by wtedy zrobił i nie zamierzał nad tym rozmyślać. Ponownie opadł na poduszki, przymykając powieki. W dłoni zacisnął lekko kartkę, jak gdyby chciał się upewnić, czy oczy i umysł go nie oszukały.
            Ta pozornie nic nieznacząca chwila uświadomiła mu, jak wiele mają do naprawienia. Ile on sam będzie musiał włożyć pracy w to, by zaufać partnerowi.
            Leżał zaledwie dziesięć minut sam, gdy usłyszał ciche otwieranie drzwi. Przekręcił się lekko na bok, obserwując partnera spod przymrużonych powiek. Widział, jak Sam lustruje całe jego ciało, nie kłopocząc się, by to ukryć. Mężczyzna oparł się lekko o zamknięte już drzwi i uśmiechnął się.
            – Otwórz oczy, kochanie. Wiem, że nie śpisz i też mnie obserwujesz. – Dopiero po wypowiedzeniu tych słów ruszył do niego, poruszając się z gracją. Za chwilę prawie pod samym nosem Marco wylądował mały bukiet kwiatków. Otworzył zdziwiony oczy.
            – Za co to? – Spojrzenie kochanka rozpalało jego zmysły, było uważne i czujne. Czuł, że jego zwierzę jest tuż pod powierzchnią.
            – W podziękowaniu. – Na jego policzku wylądował lekki pocałunek. – Rumienisz się. Czemu? – zapytał zmienny.
            – Nigdy nie dostałem od nikogo kwiatów. – Samowi zrobiło się ciepło na sercu, widząc reakcję mężczyzny. Zaskoczenie na jego twarzy, na widok zwykłego bukieciku z polnych kwiatów, sprawiło, że nie mógł powstrzymać uśmiechu.
            – Będę ci je dawać częściej. – Ponownie musnął jego policzek, by za chwilę pochylić się do warg. – Co ty na to, by spędzić popołudnie w łóżku, a dopiero na wieczór wrócić do domu? – Marco sapnął lekko i przyciągnął do głębokiego, elektryzującego zmysły pocałunku. – Cholera. A to za co?
            – Powiedziałeś dom. – W ten sposób do obu dotarło, że Sam podjął już decyzje o tym, by zostać z klanem na stałe.

***

            Allan stwierdził, że musi już wstać. Nie mogli przesypiać dnia po seksie, bo w nocy nie będą mogli zasnąć. Chociaż z drugiej strony widział plusy takiej sytuacji. Nie był tylko pewien, czy jutro będzie mógł spokojnie siedzieć po tym wszystkim. Usiadł wygodnie i przeciągnął się, wydając przy tym dziwne dźwięki. Było mu cholernie dobrze.
            Po chwili jednak uświadomił sobie, że czas najwyższy, by zadzwonił do swojego prawnika, a zarazem przyjaciela. Musiał załatwić sprawy ciążące mu nad głową, ponieważ w końcu był na to gotowy. Jego córka miała kochający dom i ojca. On sam w końcu poukładał wiele spraw w swoim życiu. Teraz przyszła pora na kolejną. Jeśli już będzie wszystko wiedział, będzie musiał zdecydować, co zrobić ze swoim majątkiem i jak go zabezpieczyć. Pieniądze od teściów leżały na koncie, z czego był bardzo zadowolony. Nie był jednak sam i chciał to wszystko przedyskutować z Lucasem, rozpatrzyć pewne ewentualności. Chciał w końcu zacząć żyć spokojnie, a to była jedna z ostatnich kwestii, którymi powinien się zająć.
            Przeciągnął lekko dłonią po ramieniu partnera, chcąc go obudzić. Ten jednak pomruczał coś pod nosem i obrócił się na drugi bok. Uśmiechnął się na ten widok. Przysunął się bliżej niedźwiedzia i przytulił się do niego od tyłu. Pocałunkami muskał gorącą skórę, co jakiś czas zwilżając swoje usta. Jedna z dłoni wsunęła się na klatkę piersiową partnera, pieszcząc ją lekko. Nosem przejechał delikatnie po jego karku, chuchając powietrzem na kręgosłup. Kolejnym miejscem, na którym skupiła się jego uwaga, były barki. Oblizał się lekko. Widząc piękne miejsce, idealne do ugryzienia, bez zastanowienia wpił się ostrymi zębami między szyję a bark kochanka, uwalniając napięcie, które gromadziło się w nim ostatnimi dniami.
            – O kurwa! – sapnął Lucas, dochodząc gwałtownie. Czując, jak partner zaczyna go lekko, drażniąco pieścić, nie zamierzał się ujawniać tak długo, jak był w stanie. Jego penis ponownie był w pełnej gotowości, chcąc zapewnić im obu dużo przyjemności, zachowanie Allana jednak spowodowało u niego gwałtowny, elektryzujący orgazm. Nie spodziewał się, że mężczyzna go ugryzie. Pchnął biodrami do przodu w instynktowym geście, rozchylając lekko nogi i jęcząc głęboko. Właśnie tę chwilę wykorzystał All, by wsunąć między nie własne udo i ruszać nim lekko, drażniąco.
            – Podobało mi się to. – Dotarł do niego szept oraz pocałunek złożony zaraz uchem.
            – Jak dochodzę? – warknął. Nie mógł powstrzymać swojej reakcji.
            – Jak reagujesz na mój dotyk, próbując się hamować. Jak twoje biodra drgają lekko, jak mięśnie pracują pod skórą. Uwielbiam patrzeć na to, jak się podniecasz. Robisz się wtedy jeszcze bardziej męski, gorący i namiętny.
            – Jestem mało męski? – Obrócił się gwałtownie, starając się jednak, by nic nie zrobić Allanowi.
            – Nie przypominam sobie, bym coś takiego powiedział. – Bezczelny uśmiech wykwitł na jego twarzy.
            – Nie prowokuj mnie, Allan. – Mrugnął do niego.
            – Kochanie, ale że ja? – Luc przyciągnął do siebie młodszego mężczyznę, a dłoń zsunął na jego gotową erekcję. Musnął ją palcami, pieszcząc przelotnym dotykiem, by zaraz potem zjechać do jąder. Pogłaskał je, otulając palcami. – Och! – Podobało mu się to, że tak szybko potrafi doprowadzić go do jęków. Przyciągnął go jeszcze bliżej. Blokując ruchy bioder, zaplatając swoją nogę o jego. Jedno ramię zawinięte zostało na plecach, również blokując możliwość odsunięcia się czy przybliżenia, dopóki on tego nie zechce. Czuł na dłoni krople preejakulatu. W końcu zaczął to, co zaplanował przed chwilą, słodką torturę.
            Na początku ruchy dłoni na penisie Allana były wolne, drażniące. Mężczyzna patrzył mu w oczy, próbując powstrzymywać swoje reakcje. Gdy przyspieszył gwałtownie, zmienny wilk przymknął oczy i jęknął głęboko. Czuł jego potrzebę gwałtownego ruchu, jeszcze bliższego kontaktu ciał.
            – Nie, kochanie. Jeszcze nie. – Gdy partner był bliski orgazmu, ponownie zaczął sprawiać mu jedynie drażniącą przyjemność, nie pogłębiając jej.
            – Cholera! Lucas, ja prawie. Och! – Kolejny jęk wydostał się z jego ust, gdy musnął główkę kciukiem, naciskając na nią lekko. Widział, jak mu było dobrze, rumieńce wykwitły na skórze. Nie zamierzał go więcej katować. Przyspieszył ruchy dłoni, obserwując, jak jego partner osiąga spełnienie.

***

            Kolejny poranek nastał bardzo szybko. Allan wstał zrelaksowany i uśmiechnięty. Naciągnął na biodra spodnie od piżamy i zszedł do kuchni, by zrobić śniadanie. Zerknął wcześniej do Liz, myśląc o nakarmieniu jej, nie miał jednak serca, by budzić brzdąca z otworzonymi usteczkami, wytwarzającymi co rusz nową bańkę śliny. Rączki miała uniesione w górę, obok leżała maskotka, a obok policzka pielucha. Poprawił kołderkę i uśmiechnął się lekko.
            Wrócił myślami do tego, co powinien zrobić. Najpierw włączył ekspres do kawy, by woda zdążyła się zagrzać i dopiero po tym zaczął realizować swój mały plan. Najważniejszym punktem programu było niespalenie kuchni. Dlatego wolał wykonywać każdą czynność po kolei, niż robić wszystko na raz i niedokładnie.
            Po piętnastu minutach zajadał smaczne śniadanie z partnerem. Cieszył się na te chwile spędzone razem. Pozwoliło mu to ukoić myśli, oderwać się od problemów. Wiedział, ile rzeczy musi jeszcze zrobić, by ustabilizować lekko rozchwiany grunt pod nogami.
            – Nad czym tak rozmyślasz od wczoraj?
            – Aż tak to widać? – Oparł się wygodnie o Lucasa, rozluźniając ramiona.
            – Znam cię już trochę. – Lekki pocałunek wylądował na jego głowie.
            – Muszę zadzwonić do Maxa. Powiedzieć mu, gdzie mieszkam, podać numer do ciebie. Za jakiś czas muszę się z nim spotkać.
            – On jest… – Niedokończone pytanie zawisło w powietrzu.
            – Moim prawnikiem. Przejął firmę ojca, gdy ten stwierdził, że czas najwyższy zająć się podróżami z żoną i zwiedzaniem każdego zakątka świata. Jest pięć lat starszy ode mnie, ale razem się wychowywaliśmy.
            – Lubisz go. – Spojrzał na partnera, starając się wychwycić, co sądzi na ten temat.
            – Tak. Jest dla mnie jak brat, dlatego zrozumiał, że muszę się odciąć. – Posmutniał, uświadamiając sobie, jak niewiele czasu minęło między tym, co ma teraz, a śmiercią Ellen. Może nie powinien aż tak cieszyć się z tego wszystkiego, co ma? Powinien przeżyć dłuższy okres żałoby? Nie był pewien, jak zareagować.
            – Dałeś sobie radę i to najważniejsze. A teraz masz nas. Zawsze damy sobie radę.
            – Hm. Wiem. – Obrócił się do niego i przytulił.
            – Zadzwoń od razu. Będziesz miał to z głowy. – Westchnął krótko i sięgnął po komórkę. Włączył spis numerów i kliknął brat.
            – All! Dobrze, że dzwonisz! Czy u ciebie wszystko dobrze? – Uśmiechnął się, słysząc jego zatroskany głos.
            – Tak. Wszystko jest… Liz jest zdrowa. Je, śpi i rośnie jak na drożdżach. A u ciebie?
            – Czegoś mi nie mówisz, bracie. I dobrze o tym wiem. Ja jak zwykle. Mnóstwo pracy, mało czasu, krótki sen. – Roześmiał się w słuchawkę. Lucas uśmiechnął się lekko, głaszcząc jego plecy. Czuł pod dłońmi, jak Allan się rozluźnia, wtula się w niego jeszcze ufniej. Przyciągnął go na swoje kolana, usadził wygodnie i objął ramionami, opierając głowę o jego ramię.
            – Mam partnera, Max. Mieszkam u niego razem z Liz. Spotkałem go w hotelu, którego jest właścicielem. Jestem… szczęśliwy. Chociaż nie wiem, czy powinienem. – Przymknął oczy, czekając na to, co powie najbliższy mu człowiek. Cisza przedłużała się chwilę.
            – Cieszę się, All. W końcu zaczęło ci się układać. – Wypuścił do tej pory wstrzymywane powietrze. – Dobrze, że mała jest zdrowa.
            – Dziękuję. – Lucas nie wiedział, o co chodzi. Jego parter zachowywał się dziwnie. Słyszał ich słowa, ale nie rozumiał drugiego dna kryjącego się pod nimi.
            – Nie masz za co. Wiesz, co sądzę.
            – Wiem. Może – wypuścił powietrze nosem, próbując pozbierać myśli – odwiedzisz nas, jak będziesz miał wolne? Wiem, że muszę do ciebie przyjechać pozałatwiać pewne sprawy, wtedy moglibyśmy razem wrócić.
            – Pozamykam kilka spraw, poza tym mam chyba osiem rozpraw sądowych i dopiero wtedy będę mógł przyjechać. Wyślij mi namiary, jak tylko zaznajomię się ze swoim kalendarzem, dam znać, kiedy będę. Ze wszystkim, czego potrzebujesz.
            – Jesteś wielki.
            – Niekoniecznie, ale wiem, czego ci potrzeba. Do zobaczenia, bracie.
            – Do zobaczenia. – Rozłączył się i spojrzał na Lucasa. Był wdzięczny za niezadawanie pytań, chciał jednak, by jego kochanek wiedział, czego tak naprawdę dotyczyła jego rozmowa. – Max był we mnie zakochany. Podejrzewam, że nadal jest. Chyba dlatego ciągle mówię do niego per bracie. Chcę, by widział różnice.
            – Jest zmiennym?
            – Nie. Ale wiedzą o nas, bo ich rodzina pracuje dla nas od pokoleń. Kiedyś będzie dbał o moją córkę. Jeśli sam kiedyś będzie miał dziecko, to któż to wie, co się stanie. – Puścił oko do partnera.
            – Zaczynasz się bawić w swata naszej córki? – Podobał mu się uśmiech, który otrzymał od Alla. – I tak to dziecko byłoby młodsze, więc nie zgodziłbym się na ten związek. – Roześmiał się na widok oburzonego partnera. – Ale to nie czas na tego typu rozmowy. I tak do trzydziestki będzie miała szlaban na randki. – Pocałował go krótko w usta. – Byłeś nim zainteresowany? – Wiedział, że Lucas wyczuje kłamstwo, a sam wolał nie wprowadzać niepotrzebnego zamieszania przy spotkaniu tych dwóch.
            – Tak. Gdy miałem może piętnaście, góra szesnaście lat. Ale dość krótko. – Pogłaskał niedźwiedzia po piersi, słysząc jego warczenie. – Co ja z tobą zrobię, jak on tu przyjedzie? Będziesz gryzł i warczał?
            – I się o ciebie ocierał. – Roześmiał się.
            – Idę do Liz. – Pocałował go w policzek i odsunął się. – Muszę ją nakarmić i przebrać.
            – I na tym skończył się romantyzm. – All uśmiechnął się szeroko i wyszedł przez drzwi. Wybrał dobry moment, bo mała przebudziła się i zaczynała kwilić. Pochylił się nad nią i dał uchwycić swój palec. Drugą dłonią pogilgotał jej brzuszek, słysząc od razu radosne gaworzenie i bulgotanie.
            – Zaraz cię wykąpiemy, szkrabie. Bo coś mi tu brzydko pachnie. A potem nakarmimy. Czas najwyższy, żeby nauczyć cię jedzenia papek warzywno-owocowych.
            – Brzmi okropnie. – Odwrócił się do Lucasa. – Ale chcę to zobaczyć.
            – Oj tak, będzie zabawnie. – Nigdy nie zapomni momentu, gdy Liz zwymiotowała na Luca, doprowadzając go do rozpaczy. Nie wiedział, czy nic jej nie jest. Dopiero po pięciu minutach był w stanie przestać się śmiać i wszystko mu wytłumaczyć.
            – Nie przypominaj mi nawet. – All śmiał się, widząc rozumiejąca wszystko minę Lucasa, a zarazem jego przerażenie.
            – Czy ja coś mówię? – Stwierdził. Allan wziął roześmiane dziecko na ręce. Był cholernie szczęśliwy, mając ich przy sobie. Spróbował stłumić śmiech, widząc lekko drgającą brew Luca.

***

            Marco postanowił zostać z Samem do następnego dnia. Chciał pożegnać się ze swoim tymczasowym kierownikiem i kumplami z pracy. Nie zamierzał wyjeżdżać bez pożegnania, uważał, że byłoby to z jego strony nieeleganckie. W końcu jednak wsiadł do samochodu i spojrzał partnerowi w oczy.
            – Hm? – mruknął Sam, mrużąc lekko oczy.
            – Nic. Tak tylko patrzę i się cieszę, że cię jednak mam. – Puścił mu oko i odpalił samochód. Zanim jednak dane mu było ruszyć, kochanek obrócił jego głowę do siebie, musnął mu lekko wargi swoimi ustami i odsunął się.
            – Głupi byłem. Myślałem, że w ten sposób…
            – Co takiego? – Co jakiś czas zerkał na mężczyznę. Udało mu się wyjechać na ulicę, problemem będą jednak poranne korki.
            – Chciałem cię odrzucić jako człowiek, bo moja bestia była na granicy szaleństwa. Chyba twoje odejście spowodowało, że zawróciłem z tej drogi.
            – A gdybym nie chciał się z tobą zobaczyć? Nie zaproponował tego?
            – Miałem pytać Lucasa, kiedy się do ciebie wybiera, a przy tym prosić go o to, by mnie wziął ze sobą. – Ciepła dłoń Sama spoczęła na jego, zaplatając lekko palce, dzięki czemu trzymali razem drążek skrzyni biegów. Mimo tego pozornie niekomfortowego gestu, mógł zmieniać biegi bez problemu, a ręka kochanka poddawała się jego zabiegom bez najmniejszego oporu.
            – Zaczęła ci doskwierać samotność?
            – Nie. Zrozumiałem, że nie chcę przeżyć ani jednego dnia więcej sam. Widziałem ich spojrzenia pełne złości i bólu.
            – Klanu? – Marco starał się prowadzić, ale przy tego typu rozmowie częściej zaczynał patrzeć na Sama niż na drogę.
            – Tak. – Słyszał, jak jego kochanek westchnął. – Byli w końcu świadkami tego, co ci zrobiłem. Tak bardzo… się wtedy przestraszyłem. Czułem szaleństwo. Jak przepływa przez moją krew, mąci w głowie. – Chwycił się lekko za włosy, a łokcie oparł o deskę rozdzielczą. – Chciałem cię skrzywdzić za to, że pojawiłeś się w moim życiu w tak złym momencie. Nie byłem sobą – dosłownie i w przenośni, w niektórych momentach podejrzewałem, że mam rozdwojenie jaźni. Nie licząc mojego wilka, jak gdyby ktoś jeszcze siedział w moim umyśle. Przez ten rok… – Sam nawet nie zarejestrował, że zjechali na przydrożny parking.
Nie był w stanie prowadzić, gdy partnera wzięło na taki rodzaj wyznań. Słuchał z gwałtownie bijącym sercem, jednak nie potrafił mu przerwać. Chciał się dowiedzieć raz a porządnie o tym, co miało wtedy miejsce. Dopiero potem nie będą musieli wracać do tego tematu. Nie zamierzał przerywać monologu mężczyzny, mogliby dokończyć całą tę rozmowę w domu, ale podejrzewał, że wtedy być może trudniej byłoby mu się otworzyć.
– Rok spędzony w tym domku był ciężki. Gdy dowiedziałem się, co się stało z naszą watahą… Myślałem, że to był jakiś zamach. Wolałem się ukryć na jakiś czas. Z tym że dni zaczęły mi uciekać, samotność pulsować w ciele, osaczać i mamić. Nie raz myślałem o tym, że skoro jestem sam… By skończyć ze sobą. Na dodatek to, co się ze mną działo… Nie jest do opisania. Nie potrafię tego… – Mężczyzna co chwilę przerywał, dysząc gwałtownie.
Widział, jak bardzo męczy to jego partnera. Kolejne słowa brzmiały tak, jakby wyszarpywał ze swego wnętrza na siłę, chcąc nadać im kształt i brzmienie, nazwać po imieniu.
– Cii. Chodź do mnie. – Przyciągnął Sama w ramiona, głaszcząc delikatnie jego głowę. Czuł drżenie ciała partnera, podskórne drgawki. Nie spodziewał się łez, które zmoczą koszulę, ale przez to zalała go większa czułość. – Masz mnie. Nasz klan. Nie jesteś już sam, kochanie. Postaram się, byś już nigdy nie musiał tego czuć. Obiecuję. – Dłonie kochanka zaplotły się w jego pasie, przytrzymując mocno.
– Weź mnie do domu. – Marco uścisnął go ostatni raz, chcąc jak najszybciej spełnić prośbę partnera. Przyciągnął go do pocałunku, wtulając w policzek mężczyzny dłoń i pieszcząc go kciukiem. Potrzebował tego. Chciał mu okazywać miłość i wsparcie przez te małe gesty czułości. Zamierzał go uwodzić do końca ich życia, kochać się w nim i z nim. Planował zwykłe, nudne, ale szczęśliwe życie ze swoim partnerem.


7 komentarzy:

  1. Bardzo przyjemny rozdział, akcja posuwa się wolno ALE wyjątkowo mi to nie przeszkadzało bo wszystko było takie relaksujące, ich wyzanania i czułosci...od czasu do czasu to wytrzymam.
    Pozdrawiam
    ~krytyk od braku akcji^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha ;) Taki jest plan ;) Akcja ma posuwać się powoli ;) Może ze względu na to, że dość dużo jest tekstów w których akcja toczy się bardzo szybko. Ale fajnie, że wytrzymasz to od czasu do czasu :P
      Pozdrawiam
      LM

      Usuń
  2. Codziennie wchodze na Twojego bloga (nawet kilka razy dziennie), chociaz wiem, ze rozdzialy dodajesz tylko z soboty na niedziele. Co jest ze mna nie tak? :D
    Niby miedzy Samem i Marco wszystko sie ulozylo, ale... Moim zdaniem Niedzwiedz jest zbyt dobrym czlowiekiem dla niego. No ale jak juz tak jest to niech tak bedzie :D. Moze mysle tak dlatego, ze Marco jest moim ulubionym bohaterem tej serii?
    Swietna scenka z "dominujacym" Allanem :).
    Pozdrawiam
    xjudass

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi, że codziennie wchodzisz na mojego bloga ;) Tym bardziej, że wiesz kiedy publikowane są rozdziały ;) No tak. Niedźwiedź ma dobre serce i dla mnie też to ulubiony bohater :P Chociaż może nie powinnam się przyznawać :P Ale ciiii.... :P
      ;) Do napisania :)
      Pozdrawiam
      LM

      Usuń
  3. Czy mi się wydaje czy rozdział był troszkę dłuższy? Nareszcie konkrety. Super. Jestem zachwycona

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział bardzo przyjemny ;)

    Strasznie fajnie się czyta jak Allan i Luc przeżywają takie błogie chwile razem. Bo wiadomo, że gdy opuszczą sypialnię to czeka ich praca i radzenie sobie z codziennością a właśnie to ich "sam na sam" jest super ;)
    No i dodatkowo widać jak obydwaj niesamowicie dbają o córeczkę... aż współczuję jakiemuś przyszłemu jej chłopakowi ;)

    No i fajnie, że między Marco i Samem jest coraz lepiej. Bo w końcu obydwoje potrzebują teraz siebie nawzajem.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam,
    no przepięknie, Allan i Lucas tak cudownie, a ten gest Sama z kwiatkami przepiękny...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń