Hej Kochani!
Ostatecznie wracam do życia. Ostatni egzamin za mną (no chyba, że będzie poprawka...). Od dzisiaj odpisuje na bieżąco na wasze komentarze, ostatecznie. Ha, przyznaję, że myślałam, że będzie mi łatwiej to zrobić. Niestety kończyło się na tym, że przychodziłam z pracy i prawie codziennie siedziałam do północy nad nauką. Tak więc w waszą stronę bardzo duże PRZEPRASZAM.
Rozdział 18
Allan obudził się zrelaksowany. Już
dawno nie czuł się tak dobrze. Uśmiechnął się lekko, widząc swojego śpiącego
niedźwiedzia. Wiedział, że Meg jeszcze nie wróciła z jego córką. Wysłała mu
rano wiadomość, że Liz znowu płacze i bierze ją na długi spacer, z myślą, że
może to jej pomoże. Uświadomił sobie, że ma dwie lub trzy godziny całkowicie
wolne i może je spędzić z Luciem. Obrócił się leniwie w stronę kochanka i
pocałował lekko jego ramie. Przymknął ponownie powieki, chcąc zapaść w jeszcze
jedną krótką drzemkę.
– Hm. Brakowało mi tego. – Głos
Lucasa lekko go zaskoczył. Myślał, że mężczyzna jeszcze śpi. Nie ruszał się,
nie zareagował na jego gest. Dopiero teraz przyciągnął go mocniej do siebie.
Wystawił nogę na zewnątrz, było mu za ciepło, a zarazem chciał się znaleźć
bliżej partnera. – Chodź do mnie bliżej. – Przysunął się do Luca i pocałował
jego klatkę piersiową.
– Kocham cię – szepnął cicho.
– Też cię kocham. – Już po chwili
znowu leżał na plecach, głęboko całowany przez partnera. Oj tak. Jemu też tego
brakowało.
***
Sam wstał cicho i zaczął się
ubierać. Musiał jeszcze coś zrobić. Po chwili stwierdził, że zostawi Marco
kartkę, gdyby ten w tym czasie się obudził. Powinien szybko wrócić, ale nie
zamierzał niepotrzebnie martwić partnera.
Uśmiechnął się, gdy to słowo
przebiegło przez jego myśli. Tak. W końcu miał kogoś na swoją prywatną
wieczność.
Tak, jak przewidywał młody zmienny,
Marc obudził się chwilę po jego wyjściu. Początkowo nie zarejestrował, że jest
sam. Pościel była jeszcze lekko ciepła, w powietrzu unosił się zapach wilka.
Gdy jednak w końcu dotarło do niego, że jest jedynym, który znajduje się w
pokoju, otworzył gwałtownie powieki. Spojrzał na miejsce obok siebie i usiadł
gwałtownie. Serce zabiło mu szybko, a myśli rozpierzchły się, ujawniając jego
niepewność. Spodziewał się…
Kochanie, wyszedłem na chwilę, nie
będzie mnie maksymalnie pół godziny.
S.
Odetchnął, czytając słowa zapisane przez partnera.
Wiedział, że ich więź się umocniła, mimo wszystko nie potrafił wymazać z
pamięci tego, co było na początku i nadal spodziewał się odrzucenia przez Sama.
Nie wiedział, co by wtedy zrobił i nie zamierzał nad tym rozmyślać. Ponownie
opadł na poduszki, przymykając powieki. W dłoni zacisnął lekko kartkę, jak
gdyby chciał się upewnić, czy oczy i umysł go nie oszukały.
Ta pozornie nic nieznacząca chwila
uświadomiła mu, jak wiele mają do naprawienia. Ile on sam będzie musiał włożyć
pracy w to, by zaufać partnerowi.
Leżał zaledwie dziesięć minut sam,
gdy usłyszał ciche otwieranie drzwi. Przekręcił się lekko na bok, obserwując
partnera spod przymrużonych powiek. Widział, jak Sam lustruje całe jego ciało,
nie kłopocząc się, by to ukryć. Mężczyzna oparł się lekko o zamknięte już drzwi
i uśmiechnął się.
– Otwórz oczy, kochanie. Wiem, że
nie śpisz i też mnie obserwujesz. – Dopiero po wypowiedzeniu tych słów ruszył
do niego, poruszając się z gracją. Za chwilę prawie pod samym nosem Marco
wylądował mały bukiet kwiatków. Otworzył zdziwiony oczy.
– Za co to? – Spojrzenie kochanka
rozpalało jego zmysły, było uważne i czujne. Czuł, że jego zwierzę jest tuż pod
powierzchnią.
– W podziękowaniu. – Na jego
policzku wylądował lekki pocałunek. – Rumienisz się. Czemu? – zapytał zmienny.
– Nigdy nie dostałem od nikogo
kwiatów. – Samowi zrobiło się ciepło na sercu, widząc reakcję mężczyzny.
Zaskoczenie na jego twarzy, na widok zwykłego bukieciku z polnych kwiatów,
sprawiło, że nie mógł powstrzymać uśmiechu.
– Będę ci je dawać częściej. –
Ponownie musnął jego policzek, by za chwilę pochylić się do warg. – Co ty na
to, by spędzić popołudnie w łóżku, a dopiero na wieczór wrócić do domu? – Marco
sapnął lekko i przyciągnął do głębokiego, elektryzującego zmysły pocałunku. –
Cholera. A to za co?
– Powiedziałeś dom. – W ten sposób
do obu dotarło, że Sam podjął już decyzje o tym, by zostać z klanem na stałe.
***
Allan stwierdził, że musi już wstać.
Nie mogli przesypiać dnia po seksie, bo w nocy nie będą mogli zasnąć. Chociaż z
drugiej strony widział plusy takiej sytuacji. Nie był tylko pewien, czy jutro
będzie mógł spokojnie siedzieć po tym wszystkim. Usiadł wygodnie i przeciągnął
się, wydając przy tym dziwne dźwięki. Było mu cholernie dobrze.
Po chwili jednak uświadomił sobie,
że czas najwyższy, by zadzwonił do swojego prawnika, a zarazem przyjaciela.
Musiał załatwić sprawy ciążące mu nad głową, ponieważ w końcu był na to gotowy.
Jego córka miała kochający dom i ojca. On sam w końcu poukładał wiele spraw w
swoim życiu. Teraz przyszła pora na kolejną. Jeśli już będzie wszystko
wiedział, będzie musiał zdecydować, co zrobić ze swoim majątkiem i jak go
zabezpieczyć. Pieniądze od teściów leżały na koncie, z czego był bardzo
zadowolony. Nie był jednak sam i chciał to wszystko przedyskutować z Lucasem,
rozpatrzyć pewne ewentualności. Chciał w końcu zacząć żyć spokojnie, a to była
jedna z ostatnich kwestii, którymi powinien się zająć.
Przeciągnął lekko dłonią po ramieniu
partnera, chcąc go obudzić. Ten jednak pomruczał coś pod nosem i obrócił się na
drugi bok. Uśmiechnął się na ten widok. Przysunął się bliżej niedźwiedzia i
przytulił się do niego od tyłu. Pocałunkami muskał gorącą skórę, co jakiś czas
zwilżając swoje usta. Jedna z dłoni wsunęła się na klatkę piersiową partnera,
pieszcząc ją lekko. Nosem przejechał delikatnie po jego karku, chuchając
powietrzem na kręgosłup. Kolejnym miejscem, na którym skupiła się jego uwaga,
były barki. Oblizał się lekko. Widząc piękne miejsce, idealne do ugryzienia,
bez zastanowienia wpił się ostrymi zębami między szyję a bark kochanka,
uwalniając napięcie, które gromadziło się w nim ostatnimi dniami.
– O kurwa! – sapnął Lucas, dochodząc
gwałtownie. Czując, jak partner zaczyna go lekko, drażniąco pieścić, nie
zamierzał się ujawniać tak długo, jak był w stanie. Jego penis ponownie był w
pełnej gotowości, chcąc zapewnić im obu dużo przyjemności, zachowanie Allana
jednak spowodowało u niego gwałtowny, elektryzujący orgazm. Nie spodziewał się,
że mężczyzna go ugryzie. Pchnął biodrami do przodu w instynktowym geście,
rozchylając lekko nogi i jęcząc głęboko. Właśnie tę chwilę wykorzystał All, by
wsunąć między nie własne udo i ruszać nim lekko, drażniąco.
– Podobało mi się to. – Dotarł do
niego szept oraz pocałunek złożony zaraz uchem.
– Jak dochodzę? – warknął. Nie mógł
powstrzymać swojej reakcji.
– Jak reagujesz na mój dotyk,
próbując się hamować. Jak twoje biodra drgają lekko, jak mięśnie pracują pod
skórą. Uwielbiam patrzeć na to, jak się podniecasz. Robisz się wtedy jeszcze
bardziej męski, gorący i namiętny.
– Jestem mało męski? – Obrócił się
gwałtownie, starając się jednak, by nic nie zrobić Allanowi.
– Nie przypominam sobie, bym coś
takiego powiedział. – Bezczelny uśmiech wykwitł na jego twarzy.
– Nie prowokuj mnie, Allan. –
Mrugnął do niego.
– Kochanie, ale że ja? – Luc
przyciągnął do siebie młodszego mężczyznę, a dłoń zsunął na jego gotową
erekcję. Musnął ją palcami, pieszcząc przelotnym dotykiem, by zaraz potem
zjechać do jąder. Pogłaskał je, otulając palcami. – Och! – Podobało mu się to,
że tak szybko potrafi doprowadzić go do jęków. Przyciągnął go jeszcze bliżej.
Blokując ruchy bioder, zaplatając swoją nogę o jego. Jedno ramię zawinięte
zostało na plecach, również blokując możliwość odsunięcia się czy przybliżenia,
dopóki on tego nie zechce. Czuł na dłoni krople preejakulatu. W końcu zaczął
to, co zaplanował przed chwilą, słodką torturę.
Na początku ruchy dłoni na penisie
Allana były wolne, drażniące. Mężczyzna patrzył mu w oczy, próbując
powstrzymywać swoje reakcje. Gdy przyspieszył gwałtownie, zmienny wilk
przymknął oczy i jęknął głęboko. Czuł jego potrzebę gwałtownego ruchu, jeszcze
bliższego kontaktu ciał.
– Nie, kochanie. Jeszcze nie. – Gdy
partner był bliski orgazmu, ponownie zaczął sprawiać mu jedynie drażniącą
przyjemność, nie pogłębiając jej.
– Cholera! Lucas, ja prawie. Och! –
Kolejny jęk wydostał się z jego ust, gdy musnął główkę kciukiem, naciskając na
nią lekko. Widział, jak mu było dobrze, rumieńce wykwitły na skórze. Nie
zamierzał go więcej katować. Przyspieszył ruchy dłoni, obserwując, jak jego
partner osiąga spełnienie.
***
Kolejny poranek nastał bardzo
szybko. Allan wstał zrelaksowany i uśmiechnięty. Naciągnął na biodra spodnie od
piżamy i zszedł do kuchni, by zrobić śniadanie. Zerknął wcześniej do Liz,
myśląc o nakarmieniu jej, nie miał jednak serca, by budzić brzdąca z
otworzonymi usteczkami, wytwarzającymi co rusz nową bańkę śliny. Rączki miała
uniesione w górę, obok leżała maskotka, a obok policzka pielucha. Poprawił
kołderkę i uśmiechnął się lekko.
Wrócił myślami do tego, co powinien
zrobić. Najpierw włączył ekspres do kawy, by woda zdążyła się zagrzać i dopiero
po tym zaczął realizować swój mały plan. Najważniejszym punktem programu było
niespalenie kuchni. Dlatego wolał wykonywać każdą czynność po kolei, niż robić
wszystko na raz i niedokładnie.
Po piętnastu minutach zajadał
smaczne śniadanie z partnerem. Cieszył się na te chwile spędzone razem. Pozwoliło
mu to ukoić myśli, oderwać się od problemów. Wiedział, ile rzeczy musi jeszcze
zrobić, by ustabilizować lekko rozchwiany grunt pod nogami.
– Nad czym tak rozmyślasz od
wczoraj?
– Aż tak to widać? – Oparł się
wygodnie o Lucasa, rozluźniając ramiona.
– Znam cię już trochę. – Lekki
pocałunek wylądował na jego głowie.
– Muszę zadzwonić do Maxa.
Powiedzieć mu, gdzie mieszkam, podać numer do ciebie. Za jakiś czas muszę się z
nim spotkać.
– On jest… – Niedokończone pytanie
zawisło w powietrzu.
– Moim prawnikiem. Przejął firmę
ojca, gdy ten stwierdził, że czas najwyższy zająć się podróżami z żoną i
zwiedzaniem każdego zakątka świata. Jest pięć lat starszy ode mnie, ale razem
się wychowywaliśmy.
– Lubisz go. – Spojrzał na partnera,
starając się wychwycić, co sądzi na ten temat.
– Tak. Jest dla mnie jak brat,
dlatego zrozumiał, że muszę się odciąć. – Posmutniał, uświadamiając sobie, jak
niewiele czasu minęło między tym, co ma teraz, a śmiercią Ellen. Może nie
powinien aż tak cieszyć się z tego wszystkiego, co ma? Powinien przeżyć dłuższy
okres żałoby? Nie był pewien, jak zareagować.
– Dałeś sobie radę i to
najważniejsze. A teraz masz nas. Zawsze damy sobie radę.
– Hm. Wiem. – Obrócił się do niego i
przytulił.
– Zadzwoń od razu. Będziesz miał to
z głowy. – Westchnął krótko i sięgnął po komórkę. Włączył spis numerów i
kliknął brat.
– All! Dobrze, że dzwonisz! Czy u
ciebie wszystko dobrze? – Uśmiechnął się, słysząc jego zatroskany głos.
– Tak. Wszystko jest… Liz jest
zdrowa. Je, śpi i rośnie jak na drożdżach. A u ciebie?
– Czegoś mi nie mówisz, bracie. I
dobrze o tym wiem. Ja jak zwykle. Mnóstwo pracy, mało czasu, krótki sen. –
Roześmiał się w słuchawkę. Lucas uśmiechnął się lekko, głaszcząc jego plecy.
Czuł pod dłońmi, jak Allan się rozluźnia, wtula się w niego jeszcze ufniej.
Przyciągnął go na swoje kolana, usadził wygodnie i objął ramionami, opierając
głowę o jego ramię.
– Mam partnera, Max. Mieszkam u
niego razem z Liz. Spotkałem go w hotelu, którego jest właścicielem. Jestem…
szczęśliwy. Chociaż nie wiem, czy powinienem. – Przymknął oczy, czekając na to,
co powie najbliższy mu człowiek. Cisza przedłużała się chwilę.
– Cieszę się, All. W końcu zaczęło
ci się układać. – Wypuścił do tej pory wstrzymywane powietrze. – Dobrze, że
mała jest zdrowa.
– Dziękuję. – Lucas nie wiedział, o
co chodzi. Jego parter zachowywał się dziwnie. Słyszał ich słowa, ale nie
rozumiał drugiego dna kryjącego się pod nimi.
– Nie masz za co. Wiesz, co sądzę.
– Wiem. Może – wypuścił powietrze
nosem, próbując pozbierać myśli – odwiedzisz nas, jak będziesz miał wolne?
Wiem, że muszę do ciebie przyjechać pozałatwiać pewne sprawy, wtedy moglibyśmy
razem wrócić.
– Pozamykam kilka spraw, poza tym
mam chyba osiem rozpraw sądowych i dopiero wtedy będę mógł przyjechać. Wyślij
mi namiary, jak tylko zaznajomię się ze swoim kalendarzem, dam znać, kiedy
będę. Ze wszystkim, czego potrzebujesz.
– Jesteś wielki.
– Niekoniecznie, ale wiem, czego ci
potrzeba. Do zobaczenia, bracie.
– Do zobaczenia. – Rozłączył się i
spojrzał na Lucasa. Był wdzięczny za niezadawanie pytań, chciał jednak, by jego
kochanek wiedział, czego tak naprawdę dotyczyła jego rozmowa. – Max był we mnie
zakochany. Podejrzewam, że nadal jest. Chyba dlatego ciągle mówię do niego per bracie. Chcę, by widział różnice.
– Jest zmiennym?
– Nie. Ale wiedzą o nas, bo ich
rodzina pracuje dla nas od pokoleń. Kiedyś będzie dbał o moją córkę. Jeśli sam
kiedyś będzie miał dziecko, to któż to wie, co się
stanie. – Puścił oko do partnera.
– Zaczynasz się bawić w swata naszej
córki? – Podobał mu się uśmiech, który otrzymał od Alla. – I tak to dziecko byłoby młodsze, więc nie zgodziłbym się na ten
związek. – Roześmiał się na widok oburzonego partnera. – Ale to nie czas na
tego typu rozmowy. I tak do trzydziestki będzie miała szlaban na randki. –
Pocałował go krótko w usta. – Byłeś nim zainteresowany? – Wiedział, że Lucas
wyczuje kłamstwo, a sam wolał nie wprowadzać niepotrzebnego zamieszania przy
spotkaniu tych dwóch.
– Tak. Gdy miałem może piętnaście,
góra szesnaście lat. Ale dość krótko. – Pogłaskał niedźwiedzia po piersi,
słysząc jego warczenie. – Co ja z tobą zrobię, jak on tu przyjedzie? Będziesz
gryzł i warczał?
– I się o ciebie ocierał. –
Roześmiał się.
– Idę do Liz. – Pocałował go w
policzek i odsunął się. – Muszę ją nakarmić i przebrać.
– I na tym skończył się romantyzm. –
All uśmiechnął się szeroko i wyszedł przez drzwi. Wybrał dobry moment, bo mała
przebudziła się i zaczynała kwilić. Pochylił się nad nią i dał uchwycić swój
palec. Drugą dłonią pogilgotał jej brzuszek, słysząc od razu radosne gaworzenie
i bulgotanie.
– Zaraz cię wykąpiemy, szkrabie. Bo
coś mi tu brzydko pachnie. A potem nakarmimy. Czas najwyższy, żeby nauczyć cię
jedzenia papek warzywno-owocowych.
– Brzmi okropnie. – Odwrócił się do
Lucasa. – Ale chcę to zobaczyć.
– Oj tak, będzie zabawnie. – Nigdy
nie zapomni momentu, gdy Liz zwymiotowała na Luca, doprowadzając go do
rozpaczy. Nie wiedział, czy nic jej nie jest. Dopiero po pięciu minutach był w
stanie przestać się śmiać i wszystko mu wytłumaczyć.
– Nie przypominaj mi nawet. – All śmiał
się, widząc rozumiejąca wszystko minę Lucasa, a zarazem jego przerażenie.
– Czy ja coś mówię? – Stwierdził.
Allan wziął roześmiane dziecko na ręce. Był cholernie szczęśliwy, mając ich
przy sobie. Spróbował stłumić śmiech, widząc lekko drgającą brew Luca.
***
Marco postanowił zostać z Samem do
następnego dnia. Chciał pożegnać się ze swoim tymczasowym kierownikiem i
kumplami z pracy. Nie zamierzał wyjeżdżać bez pożegnania, uważał, że byłoby to
z jego strony nieeleganckie. W końcu jednak wsiadł do samochodu i spojrzał
partnerowi w oczy.
– Hm? – mruknął Sam, mrużąc lekko
oczy.
– Nic. Tak tylko patrzę i się
cieszę, że cię jednak mam. – Puścił mu oko i odpalił samochód. Zanim jednak
dane mu było ruszyć, kochanek obrócił jego głowę do siebie, musnął mu lekko
wargi swoimi ustami i odsunął się.
– Głupi byłem. Myślałem, że w ten
sposób…
– Co takiego? – Co jakiś czas zerkał
na mężczyznę. Udało mu się wyjechać na ulicę, problemem będą jednak poranne
korki.
– Chciałem cię odrzucić jako
człowiek, bo moja bestia była na granicy szaleństwa. Chyba twoje odejście
spowodowało, że zawróciłem z tej drogi.
– A gdybym nie chciał się z tobą
zobaczyć? Nie zaproponował tego?
– Miałem pytać Lucasa, kiedy się do
ciebie wybiera, a przy tym prosić go o to, by mnie wziął ze sobą. – Ciepła dłoń
Sama spoczęła na jego, zaplatając lekko palce, dzięki czemu trzymali razem
drążek skrzyni biegów. Mimo tego pozornie niekomfortowego gestu, mógł zmieniać
biegi bez problemu, a ręka kochanka poddawała się jego zabiegom bez
najmniejszego oporu.
– Zaczęła ci doskwierać samotność?
– Nie. Zrozumiałem, że nie chcę
przeżyć ani jednego dnia więcej sam. Widziałem ich spojrzenia pełne złości i
bólu.
– Klanu? – Marco starał się
prowadzić, ale przy tego typu rozmowie częściej zaczynał patrzeć na Sama niż na
drogę.
– Tak. – Słyszał, jak jego kochanek
westchnął. – Byli w końcu świadkami tego, co ci zrobiłem. Tak bardzo… się wtedy
przestraszyłem. Czułem szaleństwo. Jak przepływa przez moją krew, mąci w głowie.
– Chwycił się lekko za włosy, a łokcie oparł o deskę rozdzielczą. – Chciałem
cię skrzywdzić za to, że pojawiłeś się w moim życiu w tak złym momencie. Nie
byłem sobą – dosłownie i w przenośni, w niektórych momentach podejrzewałem, że
mam rozdwojenie jaźni. Nie licząc mojego wilka, jak gdyby ktoś jeszcze siedział
w moim umyśle. Przez ten rok… – Sam nawet nie zarejestrował, że zjechali na
przydrożny parking.
Nie był w stanie prowadzić, gdy partnera wzięło na taki
rodzaj wyznań. Słuchał z gwałtownie bijącym sercem, jednak nie potrafił mu
przerwać. Chciał się dowiedzieć raz a porządnie o tym, co miało wtedy miejsce.
Dopiero potem nie będą musieli wracać do tego tematu. Nie zamierzał przerywać
monologu mężczyzny, mogliby dokończyć całą tę rozmowę w domu, ale podejrzewał,
że wtedy być może trudniej byłoby mu się otworzyć.
– Rok spędzony w tym domku był ciężki. Gdy dowiedziałem
się, co się stało z naszą watahą… Myślałem, że to był jakiś zamach. Wolałem się
ukryć na jakiś czas. Z tym że dni zaczęły mi uciekać, samotność pulsować w
ciele, osaczać i mamić. Nie raz myślałem o tym, że skoro jestem sam… By
skończyć ze sobą. Na dodatek to, co się ze mną działo… Nie jest do opisania.
Nie potrafię tego… – Mężczyzna co chwilę przerywał, dysząc gwałtownie.
Widział, jak bardzo męczy to jego partnera. Kolejne słowa
brzmiały tak, jakby wyszarpywał ze swego wnętrza na siłę, chcąc nadać im
kształt i brzmienie, nazwać po imieniu.
– Cii. Chodź do mnie. – Przyciągnął Sama w ramiona,
głaszcząc delikatnie jego głowę. Czuł drżenie ciała partnera, podskórne
drgawki. Nie spodziewał się łez, które zmoczą koszulę, ale przez to zalała go
większa czułość. – Masz mnie. Nasz klan. Nie jesteś już sam, kochanie. Postaram
się, byś już nigdy nie musiał tego czuć. Obiecuję. – Dłonie kochanka zaplotły
się w jego pasie, przytrzymując mocno.
– Weź mnie do
domu. – Marco uścisnął go ostatni raz, chcąc jak najszybciej spełnić prośbę
partnera. Przyciągnął go do pocałunku, wtulając w policzek mężczyzny dłoń i
pieszcząc go kciukiem. Potrzebował tego. Chciał mu okazywać miłość i wsparcie
przez te małe gesty czułości. Zamierzał go uwodzić do końca ich życia, kochać
się w nim i z nim. Planował zwykłe, nudne, ale szczęśliwe życie ze swoim
partnerem.
Bardzo przyjemny rozdział, akcja posuwa się wolno ALE wyjątkowo mi to nie przeszkadzało bo wszystko było takie relaksujące, ich wyzanania i czułosci...od czasu do czasu to wytrzymam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
~krytyk od braku akcji^^
Hahaha ;) Taki jest plan ;) Akcja ma posuwać się powoli ;) Może ze względu na to, że dość dużo jest tekstów w których akcja toczy się bardzo szybko. Ale fajnie, że wytrzymasz to od czasu do czasu :P
UsuńPozdrawiam
LM
Codziennie wchodze na Twojego bloga (nawet kilka razy dziennie), chociaz wiem, ze rozdzialy dodajesz tylko z soboty na niedziele. Co jest ze mna nie tak? :D
OdpowiedzUsuńNiby miedzy Samem i Marco wszystko sie ulozylo, ale... Moim zdaniem Niedzwiedz jest zbyt dobrym czlowiekiem dla niego. No ale jak juz tak jest to niech tak bedzie :D. Moze mysle tak dlatego, ze Marco jest moim ulubionym bohaterem tej serii?
Swietna scenka z "dominujacym" Allanem :).
Pozdrawiam
xjudass
Miło mi, że codziennie wchodzisz na mojego bloga ;) Tym bardziej, że wiesz kiedy publikowane są rozdziały ;) No tak. Niedźwiedź ma dobre serce i dla mnie też to ulubiony bohater :P Chociaż może nie powinnam się przyznawać :P Ale ciiii.... :P
Usuń;) Do napisania :)
Pozdrawiam
LM
Czy mi się wydaje czy rozdział był troszkę dłuższy? Nareszcie konkrety. Super. Jestem zachwycona
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo przyjemny ;)
OdpowiedzUsuńStrasznie fajnie się czyta jak Allan i Luc przeżywają takie błogie chwile razem. Bo wiadomo, że gdy opuszczą sypialnię to czeka ich praca i radzenie sobie z codziennością a właśnie to ich "sam na sam" jest super ;)
No i dodatkowo widać jak obydwaj niesamowicie dbają o córeczkę... aż współczuję jakiemuś przyszłemu jej chłopakowi ;)
No i fajnie, że między Marco i Samem jest coraz lepiej. Bo w końcu obydwoje potrzebują teraz siebie nawzajem.
Pozdrawiam
Witam,
OdpowiedzUsuńno przepięknie, Allan i Lucas tak cudownie, a ten gest Sama z kwiatkami przepiękny...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia