niedziela, 26 lipca 2015

Rozdział 21

Kochani moi!

Mam dla was pewną wiadomość. 
Od pewnego czasu myślałam by utworzyć chomika z plikami pdf. W dniu wczorajszym pojawiło się od kogoś z was pytanie czy istniałaby możliwość dodania plików do pobrania. To też przyspieszyło moją decyzję by to zrobić ;) 
Na razie udostępniłam tylko "Młodego" i "Amnezję". Pomyślę czy "Spotkanie" publikować również rozdziałami czy tylko w całości. Chętnie poznam waszą opinię ;)
Link do chomika to:
http://chomikuj.pl/byladym
lub
KLIK
Dotępne formaty to pdf, epub i mobi. Niestety nie mam możliwości sprawdzenia formatu mobi i epub więc chętnie dowiem się czy komuś to zadziałało ;)
Zapraszam was do czytania kolejnego rozdziału ;)

Rozdział 21


            – Czy ktoś krótko i zwięźle może mi powiedzieć, o co tu, do jasnej cholery, chodzi? I dlaczego, do kurwy nędzy, mnie pocałowałeś? – Marco się uśmiechnął. Jego przyszły partner pokazuje pazurki. Podobało mu się to.

Sam spojrzał krytycznie na Marco i pokręcił głową. Okej, on sam nie był w porządku, ale to, co zrobił niedźwiedź, było dość niestosowne. Tym bardziej że mężczyzna nie wiedział, kim dla nich jest.
            – A co, jeśli tego nie zrobimy? – Nie dowierzał w to, co usłyszał. Facet igrał z ogniem, a właściwie z jego pięścią. Miał cholerną ochotę go uderzyć. Powstrzymał się jednak, powtarzając w myślach skutki prawne swego czynu. Nie był tego wart.
            – Działasz mi na nerwy. Nie wiem, czy mam ochotę rozmawiać z waszą dwójką, skoro tak się zachowujesz. – Zamierzał wyjść z salonu, wściekły na tego zmiennego. Okej, rozumiał pocałunek dwóch facetów. Nie ma problemu. Ale nie dwóch obcych facetów, gdzie jeden z nich ma partnera! Zaraz wpadł mu do głowy pomysł. A może to była ich gra wstępna? Wzbudzali w sobie zazdrość, a potem się pieprzyli jak króliki. Skrzywił się. Nie spodobała mu się ta myśl. Rozumiał popęd, chęć na seks, ale nie wykorzystywanie do tego drugiej osoby.
            – Zostań tu, Max. – Odwrócił się do mężczyzn, którzy wypowiedzieli do niego te słowa w tym samym czasie.
            – Nie zamierzam. Idę do pokoju, który przydzielił mi Allan. Nie chcę się z wami dzisiaj widzieć. – Odwrócił się na pięcie i ruszył w kierunku schodów.

***

            Sam westchnął zirytowany. Teraz już wiedział, co Marco przeżywał przy nim. Bardzo niewdzięczne uczucie. Chciał zbliżyć się do swojego nowego partnera, a ten się od nich odsunął, wybierając złość. Kochanek nie pomyślał, zanim go pocałował. Musiał jednak przyznać, że widok był cholernie dobry.
            – Nie patrz tak na mnie. To ty zawiniłeś. – Wilk roześmiał się i pocałował go w kącik warg.
            – Czemu to nie może być łatwe? Ty mnie nie chciałeś, Max jest człowiekiem, więc nie odczuwa tego tak, jak my. Cholernie wkurzające. – Marco wsadził dłoń do kieszeni, a drugą zawinął w pięść.
            – Spokojnie. Zdobędziemy go razem, ale daj nam czas. Nie atakuj go tak od razu, bo nic nam to nie da. Tylko się przed nami zamknie.
            – Tak, jak ty to zrobiłeś?
            – Chyba będziesz mi to wypominał do końca życia. – Przygarnął w swoje ramiona niepewnie stojącego mężczyznę.
            – Dopiero co walczyłem o ciebie, teraz muszę o niego. Mam nadzieję, że to ostatni partner, bo przez was zwariuje. – Obaj roześmiali się z tego stwierdzenia, ale daleko było im do wesołości. Wiedzieli, że najbliższy tydzień będzie bardzo ciężki dla nich obu.

***

            Allan zasnął z Liz w ramionach. Ostatnio częściej potrzebował popołudniowej drzemki. Przyzwyczaił się do tego, jak funkcjonuje jego córka, dlatego też pozwalał sobie na półgodzinny sen. Tak też było tym razem.
            Pobudka nie trwała długo, tym bardziej że będąc na granicy jawy, zorientował się, że coś się zmieniło. Czuł Lucasa, który siedział na rogu łóżka i co jakiś czas poruszał się lekko na materacu. Nie czuł księżniczki na piersi, ale to go nie dziwiło. Zdarzało się tak już wcześniej, gdy mała się budziła, a partner brał ją na ręce i zajmował się nią. Zmarszczył lekko brwi, słysząc popiskiwanie. Przecież nie mieli psa ani żadnego małego zmiennego w domu. W tym momencie otworzył szeroko oczy. Podniósł się szybko i spojrzał zaskoczony na Lucasa.
            – Tak, kochanie. Zmieniła się. – Podczołgał się do brzegu łóżka. U stóp Luca biegał mały wilk, ze srebrnoszarym futerkiem.
            – Jesteś piękna. – Był zafascynowany, widząc swoją córką w zmienionej formie. Nigdy by nie przypuszczał, że zobaczy coś takiego, aż tak dla niego ważnego. Był dumny, chociaż musiał przyznać, że zaniepokoiła go ta przedwczesna zmiana. Przecież jego córka nawet jeszcze nie chodziła. Będą musieli mieć oczy z tyłu głowy i patrzeć, czy nigdzie nie uciekła.
            – Szybko przeszła przemianę. Będzie alfą. – Spojrzał na kochanka zaskoczony.
            – Tak to się odbywa?
            – Zazwyczaj. Podejrzewam, że ty też szybko ją przeszedłeś. Masz w sobie taką samą siłę jak ja.
            – Opanujemy ją?
            – Oczywiście. Jesteśmy jej ojcami. Nasze zdanie będzie wiążące. Będzie testowała swoje możliwości, tak, jak każdy mały wilk czy niedźwiedź, ale damy sobie z tym radę. – Sięgnął dłonią, by pogłaskać gładkie futerko córki. Mała położyła się wygodnie na swoich łapach i najwyraźniej usypiała. All wziął ją delikatnie i ułożył na łóżku. Już po chwili wilczek zmienił się w małą dziewczynkę.
            – Dobrze, kochanie. – Pogłaskał jej plecki dłonią i ucałował w główkę. – Jesteś małym, dzielnym wilczkiem. Tatuś się tylko musi zastanowić, co zrobić, żebyś sobie nie zrobiła krzywdy.
            Oparł się o Lucasa i pocałował jego szyję. Było mu wygodnie i komfortowo. Spokojnie. A tego mu było trzeba ostatnimi czasy. Oddychał głęboko, wdychając ciężki zapach partnera. Rozluźnił ramiona.
            – Jej wilk nie ma połowy zębów. To dlatego tak płacze. Sam miał rację z tym podwójnym ząbkowaniem. – Uśmiechnął się lekko, czując dłoń wsuwającą się pod koszulkę. Lubił ten ciepły dotyk. Koił jego nerwy, a mimo tego, że mieszkał z Lucasem już jakiś czas, nadal dawały mu się we znaki. Może mężczyzna wyczuwał tę jego potrzebę bliskiego kontaktu, więzi. Oparł wygodnie głowę o bark partnera.
            – Dobrze mi z tobą. – Pocałował brodę Lucasa.
            – A tak chciałeś uciekać. – Został przyciśnięty bliżej partnera.
            – Tak jest wygodniej. Muszę się spotkać z Maxem. Idziesz?
            – Tak, ale daj mi chwilę. Muszę sobie zrobić mocną kawę.

***

            W swoim pokoju przygotował wszystkie potrzebne dokumenty na spotkanie z Allanem i jego parterem. Posegregował je odpowiednio w aktówce, będąc pewnym, od czego chce zacząć to spotkanie. Oprócz tego sprawdził nabój w piórze, chcąc, by każda z wykonywanych przez niego czynności była odpowiednio poprawna. Odzywał się jego pedantyzm.
            Może właśnie z tego względu aż tak bardzo denerwowali go dwaj mężczyźni mieszkający w pokoju obok? Nie rozumiał ich zachowania, a jednak pobudzali go. Nie mógł przestać o nich myśleć, co tylko prowadziło do dalszej frustracji i zniechęcenia. Skrzywił się.
            Powinien wrócić do swoich obowiązków, co było niezwykle trudne. Na początku myślał nad założeniem garnituru, by nie wyglądać śmiesznie z teczką pod pachą. Zaraz potem uświadomił sobie jednak, że właśnie tym strojem wyróżniałby się wśród tych ludzi. Wyjątkowo odpuścił każdy inny przejaw profesjonalizmu.
            Po chwili schodził po schodach, by skierować się do gabinetu Lucasa. Dużo wcześniej umówił się tam z Allanem, ten pokazał mu miejsce do rozlokowania się i stwierdził, że na pewno przyjdą z partnerem o czasie. Oprócz tego za świadków planował wziąć obu niedających mu spokoju, odkąd tu przybył, mężczyzn. Nie podobało mu się to.
            Wszedł do gabinetu bez pukania i usiadł wygodnie za biurkiem. Rozluźnił się, fotel był cholernie wygodny, odciążał kręgosłup. Zaczął rozmyślać, czy miał też funkcje masażu, wtedy były dla niego ideałem. Będzie musiał zapytać o to Lucasa, a jeśli jego przypuszczenia się potwierdzą, zamówić go przy pierwszej lepszej okazji. Otworzył teczkę i posegregował dokumenty w schludne stosiki, poukładane obok siebie. Pióro ułożył na jednym z nich, mając do niego komfortowy dostęp. Już po chwili siedziało przed nim czterech mężczyzn.
            – Dziwnie mi z tym, że to nie ty tam siedzisz – powiedział Marco do Lucasa. Alfa w odpowiedzi uśmiechnął się krótko i zwrócił w kierunku prawnika.
            – Jak to zazwyczaj wygląda? Co robimy pierwsze? – Wolał się upewnić niż wychylić z jakimś niepotrzebnym faktem.
            – Wszystko zależy od Allana, bo to on najlepiej wie, czego chce. – Max spojrzał ciepło na przyjaciela, dodając mu otuchy.
            – Zacznijmy od testamentu. Chcę, żeby Sam i Max byli dodatkowymi świadkami, by nikt nie posądził Lucasa o to, że coś na mnie wymógł.
            – Rozumiem. Da się to zrobić, o ile przeformułuję jeden dokument. – Cały proces przebiegał niezwykle profesjonalnie i formalnie. Mimo luźnych strojów wszyscy czuli się mało komfortowo, spięli się. To przede wszystkim Allan formułował główne myśli, określał, jakie kroki mają zostać poczynione w razie jego śmierci. Głównie skupiał się na córce i zapewnieniu jej godnego bytu. Ustalił, kto powinien zostać opiekunem prawnym, gdyby śmierć upomniała się i o niego i o Lucasa w jednym czasie. Rozważył wiele wariantów sytuacji, chcąc powziąć dobre decyzje.
            – Czy na tym chcesz zakończyć? – Nie spodziewał się, że jego brat podejmie aż takie kroki dla ochrony swego partnera i córki. Zajął się każdą możliwą do przewidzenia sytuacją. Lucas się nie odzywał. Zostały im wręczone cztery kopie do podpisu. Jedna dla Maxa, która zostanie umieszczona w archiwum. Jedna dla Allana i po jednej dla jego partnera i Marco. Każdy miał ją zachować w odpowiednim dla siebie miejscu.
            – Co jeszcze chciałeś zrobić? – All spojrzał na niego niepewnie.
            – Zastanawia mnie, czy mogę przez twoją osobę założyć konto oszczędnościowe? To znaczy… – zaplątał się w tym, co chciał powiedzieć, tysiąc myśli przelatywało mu przez głowę. – Nie wiem, jak to wygląda, gdybym chciał założyć konto oszczędnościowe Liz i odłożyć tam pewną sumę na jej studia, może mieszkanie. Jak to wygląda od strony prawnej, żebym potem nie miał możliwości pobrania pieniędzy ani zlikwidowania konta. Jedyną osobą, która będzie mogła to zrobić to Liz, gdy ukończy dwudziesty trzeci rok życia. Wtedy będzie bardziej racjonalna w podejmowani decyzji. Ale… Chciałbym, żebyś to ty mógł pobierać pieniądze na studia i je opłacać. Chyba namieszałem. – Allan chwycił się za głowę, ale na ustach Maxa wykwitł uśmiech.
            – Wiem dokładnie, o co ci chodzi. Będę jej przedstawicielem finansowym do ukończenia przez nią dwudziestu trzech lat i każda opłata za studia czy prawo jazdy i inne tego typu rzeczy, na które starczą te finanse, będzie musiała najpierw przejść przez moją kancelarię.
            – Dokładnie. – Właśnie ta chwila najbardziej ich rozluźniła. Wszyscy chcieli się troszczyć o Liz. Lucas pogłaskał Allana po dłoni i zaplótł ich palce ze sobą. Uspokoił się w trakcie załatwiania tych formalności. Sam zaczął rozmyślać, czy nie powinien sporządzić testamentu. W razie, gdyby zmienił zdanie, mogą nanieść poprawki, podpisać wszystko od nowa.
            Cały proces ich współpracy trwał dłuższy czas. Po Allanie na testament zdecydował się zarówno Luc, jak i Marco. Obaj wiedzieli, jak ważna to jest kwestia, tym bardziej, jeśli chodziło o zmiennych. Potrafili przeżyć setki lat, a zarazem zginąć od byle strzału. W ten sposób sytuacja była pewna.
            Nie roztrząsali między sobą wyborów, jeśli chodziło o rozdzielenie majątku. Każdy rozdał takie dyspozycje, jakie uważał za słuszne, a to było najważniejsze. Nie nagabywali się, nie negowali. Po ponad czterech godzinach w końcu wszyscy opuścili gabinet Lucasa. Allan pierwsze kroki skierował na werandę, chcąc zobaczyć, gdzie kreci się Meg z jego córką.      
            Dziewczyna przypadła mu do gustu. Widział sposób, w jaki opiekowała się Liz, mówiła do niej, dotykała. Mimo iż dziecko zapewne mało co rozumiało, podobało mu się to, że dbała o rozwój szkraba.
            Nie spodziewał się zobaczyć śpiącej dziewczyny, spoczywającej na wygodnej, niedawno zamontowanej huśtawce. Liz spoczywała zaraz obok w wygodnym łóżeczku. Najważniejsze dla niego było to, by córka nie była wyeksponowana za długo na słońcu, bo mogło to jej zagrażać.
            Wycofał się uśmiechnięty, widząc, że dziecko również wygodnie zasnęło. Po chwili podszedł do Lucasa stojącego w kuchni i zarzucił mu ramiona na szyję.
            – Masz teraz jakieś plany? – Uśmiechnął się wesoło, widząc błysk zainteresowania w spojrzeniu partnera.
            – Wszystko zależy od ciebie.
            – Chodźmy na polanę. Mój wilk chętnie pobawi się z twoim niedźwiedziem. – Lucas roześmiał się na to stwierdzenie. Nie zamierzał być zabawką do upolowania przez rozkapryszonego wilka.

            Pół godziny później obaj położyli przy drzewach swoje rzeczy. Allan zmienił się szybciej, rozciągając grzbiet ze srebrną wręcz sierścią. Uwielbiał czuć siłę w mięśniach, rozkoszować się biegiem. Lubił też słuchać dźwięków natury, które w tej formie słyszał nie tylko znacznie intensywniej czy wyraźniej, ale też w sposób niepodobny do ludzkiego. Nie czekając na kochanka, ruszył szybki tempem w stronę najbliższej linii drzew, zagłębiając się w ciemne, chłodne miejsce. Od czasu do czasu wyjątkowo chłodny promyk słońca muskał mu pysk i sięgał oczu, równie szybko jednak znikając. Siła rozpędu mierzwiła jego futro, odświeżała nie tylko ciało wilka, ale i umysł należący do dwóch właścicieli.
            Dla Allana bieg zawsze był formą ukojenia, zatracenia się w pierwotnym instynkcie, który oczyszczał go ze wszystkich zmartwień. Zapewne jak wróci, będzie piekielnie głodny, ale cholernie mu tego brakowało. W pewnym momencie zatrzymał się gwałtownie.
            Uświadomił sobie, że prócz pierwszej zmiany na terenie Luca, której mężczyzna był świadkiem, praktycznie nie puszczał na wolność, swojego „futrzastego” ja. Nadal funkcjonował, jakby był w świecie samych ludzi, którzy nie mieli prawa niczego o nim wiedzieć. Ta myśl zmartwiła go, ale też pozwoliła odkryć, jak wiele rzeczy będzie musiał jeszcze zmienić w swoim życiu. Chciał tego.
            Obrócił głowę w stronę dochodzącego go z niewielkiej odległości dźwięku. Lucas balansował swoim wielkim cielskiem w biegu. Spojrzał na niego i gdyby był człowiekiem, roześmiałby się. Nie chciał umniejszać swojemu kochankowi, ale wyglądał jak wielka brunatna kulka, która, by biec, zatacza swoim wielkim cielskiem.
            Z drugiej strony, gdyby nie wiedział, że to jego partner, zapewne uciekałby tym prędzej, im szerzej otwierał paszczę jego kochanek. Przecież nie zamierzał go zjeść. Dopiero po chwili zorientował się, że to może być odmiana uśmiechu jego partnera. Dziwnie zwisający, długi język kołysał się w takt biegu. Allan zmienił się i wybuchnął śmiechem. Nie mógł się powstrzymać. Już po chwili Lucas praktycznie wsadził mu łeb pod rękę, żądając pogłaskania. Futro było krótkie i szorstkie. Przejechał krótkimi paznokciami po skórze niedźwiedzia i dopiero po tym ponownie się zmienił. Planował w końcu upolować dużego zwierza.

***

            Max zabezpieczył wszystkie dokumenty i schował do aktówki. Wiedział, że Marco i Sam ciągle siedzą na swoich miejscach, ale on nie zamierzał się spieszyć. Jak zwykle, po wykonaniu każdej procedury, sprawdził, czy na wszystkich dokumentach widnieje podpis świadków. Nie raz się zdarzało, że przez przypadek brakowało jednej adnotacji, przez co całe sprawy sądowe były długie i nie przyjemne. Czasem wystarczyło, by prawnik na testamencie dopisał, że było tylko dwóch świadków, a nie jak planowano wcześniej trzech ze względu na sytuacje losowe i wszystko było poprawnie rozwiązane. Natomiast mimo wszystko znajdowali się w ich fachu także ludzie niekompetentni, którzy robili pewne czynności po swojemu, a następnie tracili na tym ich klienci.
            Zaczynała go denerwować ciągła obecność obu mężczyzn pilnujących jego osoby. Coraz bardziej się przez to stresował, a jeśli tak dalej pójdzie, to wyjedzie stąd szybciej, niż planował.
            – Pójdziesz z nami na randkę? – Musiał się przesłyszeć. Nie chodzi się na randki w trójkącie, on o niczym takim nie słyszał, a nie będzie tylko zabawką na okres swojego przyjazdu. Allan zawsze mu powtarzał, że powinien bardziej wyluzować i cieszyć się życiem, ale taki stan rzeczy, jasno określone granice bardziej mu pasowały.
            – Max, zapraszamy cię na randkę. – Spojrzał wprost w oczy Sama i wiedział, że ciężko mu będzie odmówić. Coś było w tej cholernej dwójce, co przyciągało jego uwagę.
            – Nie rozumiem waszych intencji. Nie chcę ich rozumieć.
            –Nie musisz, po prostu chodź z nami. Chcielibyśmy pójść z tobą do kina czy restauracji, możemy cię wziąć, gdziekolwiek zechcesz. – Miał bardzo mieszane uczucia co do tego, co powinien zrobić.
            – To nie jest takie łatwe, Marco.
            – Po prostu się zgódź. – Spojrzał na Sama i uśmiechnął się lekko. – Nie roztrząsaj tego, po prostu wyjdź z nami.
            – Jutro o osiemnastej trzydzieści będę gotowy.
            – Idealnie. – Nim się zorientował, podszedł do niego młodszy mężczyzna i wycisnął na jego ustach pocałunek. Nie mógł powstrzymać lekkiego uśmiechu wykwitającego mu na ustach. Czekanie do dnia następnego będzie ciężkie, mimo iż wiedział, że czeka go może kilka namiętnych nocy. I w ten sposób jego zasady szlag trafił.

***

            Allan obudził się na wygrzanej słońcem polanie. Było mu cholernie gorąco w ludzkiej formie, a co dopiero w zwierzęcej. Taki wypoczynek miał jednak swoje plusy, więcej słyszał, a mimo to potrafił być całkowicie rozluźniony. Lucas, gdy tylko wrócili na polanę, zmienił się i ubrał. Siadł obok niego, oparł się o pień drzewa i również przysnął. Dziwne, że żadna mrówka nie weszła mu do ust, ewentualnie mucha lub pająk. Wyobraził to sobie i dusząc w sobie śmiech, kichnął. Dłoń w jego futrze zacisnęła się lekko, ale nic więcej. O tak, było mu dobrze. Zrelaksował się „polując” na partnera, który nie był zbyt skłonny do ucieczki i współpracy. Rozciągnął lekko łapy i ułożył łeb między nimi. Myśli dryfowały w umyśle, rozpierzchały się, każda w inną stronę. Spokój zapanował w jego ciele i umyśle. Lubi czuć się w ten specyficzny sposób, co umożliwiała mu zmiana formy. Inny sposób odczuwania, bardziej natężony, ale zarazem kojący. Oddychał głęboko przez nos. Za chwilę będą musieli wstać. Podejrzewał, że zbliża się do nich burza, a poza tym chciał już być przy córce.


11 komentarzy:

  1. Jest i oto dlugo wyczekiwany przeze mnie moment z polowania :). Marco z Samem niezle sobie poczynaja... Zastanawiam sie kiedy w koncu powiedza Maxowi ze sa partnerami. Naprawde swietnie wyszlo Ci to polowanie. No i mala ksiezniczka pokazala sie nam w drugiej formie :). Napewno bedzie silna alfa.
    Pozdrawiam
    xjudass

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Tak. w końcu się doczekałaś :) Mam nadzieję, że się nie zawiodłaś :)
      Marco i Sam zachowują się jak idioci :D Co do teg kiedy powiedzą, jeszcze nie wiem :)
      A co do Liz - zobaczymy :)
      Pozdrawiam
      LM

      Usuń
  2. Witaj. Super rozdział, jak zwykle za mało dla mnie, poza tym zabrakło mi jakiejś myśli przewodniej tego rozdziału. Fajny pomysł z opublikowaniem Młodego i Spotkania w pdf, już pobrałam i mam w telefonie :D Ze spotkaniem bym poczekała do końca.

    A tak w ogóle ile rozdziałów bedzie?

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za kolejny rozdział,Allan zabezpieczył przyszłość córki,potem chwila odprężenia z partnerem.Jestem ciekawa co wyniknie z randki ,to bedzie niezłe polowanie z nagonką, dwóch na jednego.A może to prawnik pokaże pazurki.Maxowi podobaja sie Marco i Sam ,to dobrze wróży.Dzięki za udostępnienie swojej pracy na chomiku .Miłej niedzieli.Pozdrawiam Beata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma za co :) Już jakiś czas myślałam o chomiku :)
      Tak. Allan teraz może poczuć się pewniej, bo wiem, że Liz ma zagwarantowaną bezpieczną przyszłość :)
      Hahahaha. Dobrze to określiłaś. Polowanie z nagonką. Może dobrze, może źle :D Zobaczymy :)
      Pozdrawiam
      LM

      Usuń
  4. Opowiadanie super czekam na kolejny rozdział fajnie że można poczytać twoje opowiadania w pdf w całości również uważam żeby poczekać do końca opka i dać pdf w całośći.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się bardzo, że ci się podobało :) Ok. W takim razie poczekam z całym opowiadaniem do końca ;)
      Pozdrawiam
      LM

      Usuń
  5. Super rozdział ;)

    Max spełnił swoje obowiązki względem Allana no i teraz ciekawe co postanowi względem Sama i Marco... Jestem bardzo ciekawa jego reakcji gdy wyznają mu prawdę o ich partnerstwie. Bo faktycznie jak na razie kiepsko się do tego zabrali...

    U Allana i Lukasa jak na razie wszystko się układa. Nawet Liz przeszła swoją pierwsza przemianę i zaprezentowała się jako śliczna mała wilczyca. Na pewno będzie silna skoro ma takich dwóch wspaniałych ojców ;)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się bardzo, że ci się podobał :)
      Hahahaha :D Masz rację. To bardzo ciekawe co postanowi o ich partnerstwie:) Marco i Sam pokazali swój brak doświadczenia :)
      Liz... Mam sentyment do tej małej ;)
      Pozdrawiam
      LM

      Usuń
  6. Czytałam twojego poprzedniego bloga, jednak dopiero teraz zabrałam się za obecnego. Jak to mówią, lepiej późno niż wcale. Miałam długi zastój w czytaniu, teraz mam w pisaniu. I zaczynam nadrabiać czytanie ;)
    Opowiadanie jest po prostu fantastyczne. Zabrałam się wczoraj za nie i od razu przeczytałam w całości. Chociaż niektóre pary przewidziałam < Jak Marco, Sam a teraz i prawnik>.
    Uwielbiam historie o zmiennych, towarzyszach i miłości. Jeszcze oboje Alfy mają śliczną córeczkę, co jest po prostu świetne. Ciekawe co jest Allanowi. Mam nadzieję, że da to się wyleczyć. Biedny wilczek. Wszystkie postaci w twoim opowiadaniu, są takie męskie. Zazwyczaj uwielbiam słodkich, bezbronnych uke z pazurkami, ale tu nic nie trzeba zmieniać. Jakoś każda postać przypadła mi do gustu. Życzę dużo weny i czasu.

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam,
    tak polowanie na dużego zwierza, wszystko jest uregulowane, no i Max został zaproszony na randkę przez swoich partnerów...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń