Kochani moi!
To już 23 tydzień publikacji "Spotkania", ależ ten czas mija!
Mój internet mówiąc przysłowiowo dzisiaj zmula i kiepsko się czuję, więc na wasze komentarze z zeszłego tygodnia... odpiszę dzisiaj :) Dopiero.
Mój internet mówiąc przysłowiowo dzisiaj zmula i kiepsko się czuję, więc na wasze komentarze z zeszłego tygodnia... odpiszę dzisiaj :) Dopiero.
Zapraszam was do czytania i komentowania :)
Rozdział 23
Max stał w
łazience i parzył na swoją świeżo ogoloną twarz. Nie wiedział, czego może się
spodziewać na spotkaniu, które miało odbyć się już wkrótce. Musiał przyznać sam
przed sobą, że spojrzenie miał zgnębione. Był świadom, do czego to wszystko
doprowadzi i wyjątkowo ta myśl nie poprawiła mu humoru.
Czy seks
był tego wart? Raczej nie. Najwyżej przeprosi ich i wyjdzie. Nie zamierzał
robić nic wbrew sobie. W głowie co rusz pojawiała mu się myśl, by zrezygnować z
tego całego bagna, w które zamierzał się wpakować. Cholera, przecież on też
miał uczucia. Nie powinien był o tym zapominać, chociaż już dawno przestał na
nie zwracać uwagę.
Ponownie
tego dnia, postarał się odsunąć od siebie negatywne myśli i skupił się na
ubraniu dżinsów. Nie zamierzał zanadto się stroić, nie było ku temu potrzeby.
Do spodni dobrał czarną koszulę zapinaną na guziki. Nie zapinał się pod szyję,
tak jak zwykle to czynił. Mimo iż było lato, wybrał tę z długim rękawem, by móc
go swobodnie podwinąć. Po południu rozpętała się krótka burza, przez co na
dworze nie było zbyt ciepło, a on nie wiedział, gdzie mężczyźni planują ich
randkę. Tak będzie lepiej.
Przeczesał
lekko wilgotne włosy szczotką, by zaraz potem i tak roztrzepać je lekko ręką.
Chciał się czuć dobrze w swojej skórze, zamiast tego widok w lustrze wcale go
nie zachwycił. Musiał sam przed sobą przyznać. Panikował. I z tego właśnie
powodu zawsze był w stosunku do siebie cholernie krytyczny.
Spojrzał na
zegarek, zakładając go na przegub dłoni. Miał jeszcze chwilę czasu. Ubrał
skarpetki i zawahał się nad wyborem butów. Z jednej strony do jego ubioru
pasowały i eleganckie, czarne buty jak i adidasy tego samego koloru. Po chwili
wybrał te drugie, stwierdzając, że i tak nie ma sensu za bardzo się starać, a
przynajmniej będzie się czuł komfortowo. W końcu. Od dawna nie pozwalał sobie
na luksus chodzenia w sposób swobodny.
Zazwyczaj
pracował od rana do nocy, chcąc wyrzucić z głowy samotność. Dopiero po godzinie
dwudziestej wychodził z pracy, szedł do samochodu i jechał na siłownię. Tam
spędzał minimum godzinę, a jeszcze częściej wychodził przed samym zamknięciem.
Następnym krokiem na jego liście codziennych spraw była wizyta w hipermarkecie
lub sklepie dwudziestoczterogodzinnym, by posiadać cokolwiek do jedzenia. Wracał
do domu koło północy, brał szybki prysznic, kładł się spać i o szóstej ponownie
przygotowywał się do rozpoczęcia pracy przed siódmą. W końcu musiał przyznać
się sam przed sobą, że czuł się cholernie samotny. Cisza w jego mieszkaniu
dławiła. Nie miał z kim porozmawiać, jedyną pociechę dawała mu muzyka.
Zwierzęcia żadnego nie posiadał tylko z tego względu, że uważał, iż szczytem
chamstwa z jego strony byłoby zamykanie go na całe dnie w domu. Zwierzak tylko
by się niepotrzebnie męczył.
Zaskoczyło
go pukanie do drzwi. Nie słyszał, by ktoś szedł korytarzem. Odetchnął głęboko i
wstał z łóżka, na którym przysiadł zakładając buty. Powoli przeszedł przez
pokój i wpuścił do niego dwóch mężczyzn.
– Dobry
wieczór, kochanie. – Sam musnął jego wargi w czułym, ale krótkim pocałunku. Już
po chwili do jego ust na dłużej przyssał się Marco, co spowodowało, że jego
myśli pierzchły we wszystkich kierunkach. Nie było nad czym się teraz
zastanawiać.
– Wyglądasz
niesamowicie seksownie – dodał beta i odsunął się od Maxa na bezpieczną
odległość. Nie chciał się na niego rzucić, chociaż był ku temu bliski. Widział zszokowaną minę
partnera na ich powitanie. Będą musieli z Samem przyzwyczaić go do tego, że
chcą obdarzać go czułością i opieką. Mężczyzna pod pozorem pewności siebie, oschłości
i kontroli w rzeczywistości wydawał mu się cholernie kruchy i delikatny. Co nie
oznaczało dla niego jednak, że był słaby.
–Hmm. Hej.
– W końcu ich przyszły kochanek odzyskał głos, jak gdyby musiał przetrawić
wszystko, co miało przed chwilą miejsce. Spojrzał na nich z lekkim, niepewnym
uśmiechem.
– Jesteś
gotowy? – Sam zatarł o siebie dłonie, nie udając, że czeka ich coś miłego. Być
może nawet gorącego.
– Zależy na
co? – odpowiedział pytaniem na pytanie. Mężczyźni mieszali mu w głowie samą swoją
obecnością. Jeszcze to powitanie… Cholera jasna. Najchętniej nigdzie by nie
szedł, tylko wylądował z nimi w łóżku. Jego ciało zaczynało budzić się do życia
po długim okresie abstynencji. Kurwa mać. Nie był z nikim od czterech lat. Na
jego pytanie obaj zmienni zareagowali krótkim śmiechem.
– Na
kolację. Mamy jeden domek na własność, na ile tylko chcemy. Najpierw jednak
musimy się trochę przejść. Co ty na to? – Z chęcią starłby ten lekko ironiczny
uśmieszek z twarzy Sama.
– Z chęcią
się wybiorę. – Puścił im oko, chcąc zmusić swoje ciało do rozluźnienia. Marco,
jak gdyby wyczuwając jego potrzebę, podszedł do niego i przytulił go. Swoją
dłoń położył mu na karku, pieszcząc delikatnie. Cholera. Facet go rozgryzł.
Kiedy dotykał go w ten sposób, nie mógł powstrzymać rozluźnienia i poczucia
spokoju.
Po chwili
za plecami poczuł drugie męskie ciało, dłonie obejmujące go w talii. To było
cholernie dziwne, mieć przy sobie obu mężczyzn w jednej chwili. Przygryzł lekko
wargę i przymknął powieki, opierając głowę na ramieniu Marco. Najpierw objął
lekko betę, chcąc w ten sposób podziękować za tę chwilę, dopiero potem jego
dłonie zostały ułożone na bokach Sama.
Wilczy
zmienny trzymał się na większy dystans, wszelkie oznaki zainteresowania były
raczej delikatne i chłodne. Właśnie z tego powodu zastanawiał się, czy to nie
niedźwiedź wymusił na nim ich randkę. Sam trzymał się raczej na uboczu, co
wzbudzało jego wątpliwości co do ich relacji.
Cholera
jasna. Jakich relacji? Czekało go tylko kilka, pieprzonych nocy seksu, być może
bardzo gorącego seksu. Nie chciał jednak, żeby drugi zmienny był przymuszony do
tego. Nie zamierzał mimo wszystko być zabawką w ich rozgrywkach.
–
Spokojnie, kochanie. – Został obrócony w stronę Sama i jego wargi zostały
przyciągnięte do pocałunku. Czy tylko mu się zdawało, czy widział w jego oczach
głód? Pragnienie? Miał mętlik w głowie. Jego język, wargi zostały zdominowane w
namiętnym geście. Dopiero po chwili był w stanie odsunąć się od zmiennego,
będąc pewnym, że się nie przewróci. Nigdy wcześniej nie zmiękły mu nogi.
– Lepiej
stąd chodźmy, bo za chwilę zaciągniemy cię do łóżka, rozbierzemy i będziemy się
z tobą kochać – mruknął Marco. Spodobała mu się ta wizja, ale przytaknął tylko
lekko. Stwierdził jednak, że mimo wszystko czuł się cholernie niepewnie.
Wstydził im się przyznać, że nigdy nie był na randce. Pieprzona ironia losu.
***
Spacer do
domku na krańcach ziem nie zajął im dłużej niż dziesięć minut. Max z daleka
widział jasno oświetlone wnętrze. Także i to miejsce było całe w drewnie. Gdy
przeszedł przez próg domostwa, musiał przyznać, że spodobało mu się wnętrze.
Było proste, bez zbędnych ozdobników, ale bardzo klimatyczne. Jak zdążył
wywnioskować, dzieliło się na dwie średniej wielkości izby. Jedna służyła za
sypialnie, druga za salon połączony z kuchnią.
– Musisz
nam dać chwilę, żeby dokończyć naszą kolację. Jakie lubisz steki? – Marco
spojrzał na nowego partnera i zwilżył lekko wargi. Już teraz chciałby mu
wszystko powiedzieć, wyjaśnić, jaką rolę będzie odgrywał w ich życiu, ale dobrze
wiedział, że jeszcze nie czas na to.
– Średnio
wysmażone. Pomóc wam w czymś? – Dziwnie czuł się z tym, że mężczyźni zajmują
się wszystkim, a on siedzi sobie wygodnie, obserwując ich poczynania.
–Nie ma
mowy – odparł Sam i zerknął na niego. – Prawie wszystko jest zrobione, nie
licząc mięsa. Chyba nikt nie lubi jeść go na zimno.
– To
prawda. – Czuł się cholernie niekomfortowo. Może byłoby inaczej, gdyby stał tam
razem z nimi?
Sam
spostrzegł niepewną minę partnera, to jak siedział wyprostowany jak tyczka,
ręce miał położone na kolanach. Obraz nieszczęścia i rozpaczy, a przede
wszystkim zagubienia. Odłożył na bok łyżkę, którą wymieszał przed chwilą
sałatkę, umył szybko dłonie i zostawił pole do popisu Marco. Z dużą miską w
dłoni podszedł do stołu i położył naczynie na środku. Cały czas skupiał się na
obserwowaniu Maxa. Zastanawiał się, z czym mu się kojarzy ich partner, ta myśl
cały czas była poza jego zasięgiem. Podejrzewał, że przypomni sobie to w
najmniej odpowiednim momencie.
Ponownie
znalazł się przy becie tylko po to, by wyciągnąć czerwone wino z lodówki i je
otworzyć. Dopiero po zrobieniu tego podszedł do przyszłego kochanka.
–
Denerwujesz się, kochanie. – Dobrze słyszał, że to nie było pytanie. Był
dorosłym facetem, mierzył się z najlepszymi prawnikami w tym państwie,
wygłaszał przemowy przed obcymi ludźmi, a nie potrafił, do cholery, zachować
się na randce. Odetchnął głęboko i zamyślił nad tym, co powinien powiedzieć.
Patrzył w oczy Sama, które wydawały się to ciemnieć, to jaśnieć. Cholera, o co
w tym wszystkim chodziło?
– A ty byś
się nie denerwował? Nie wiem, po co tu jestem. Jesteście partnerami. Odkąd znam
Allana, mówił mi on, że zmienni się nie zdradzają. Nie znoszą dotyku, czy
zapachu innych osób na ciałach drugiej połówki. Jak zwał, tak zwał. Nie
rozumiem tego.
Marco
chwilę wcześniej postanowił odłożyć kolację na później. Zachowali się nie fair,
nie mówiąc człowiekowi, co ich trzech łączy. Ich próżne nadzieje przyczyniły
się do natłoku myśli w umyśle Maxa, stosu niepewności i niezrozumienia.
– Zapewne,
kochanie, każdy zachowywałby się tak jak ty. Nie chcieliśmy, byś tak się czuł.
– Zastanawiał się, jak na szybko załagodzić całą tę sytuację.
– Cholera
jasna! Nie mogę tak dłużej. – Sam bez skrępowania przyciągnął Maxa do głębokiego
pocałunku. Pocieszające było jednak to, że mężczyzna go nie odepchnął. Wręcz
przeciwnie, przywarł bardziej do jego warg, jakby spragniony tej odrobiny
pieszczoty.
Wiedział
to. Od samego początku zdawał sobie sprawę, co za tym wszystkim stoi, a jednak próbował
się oszukiwać. Myślał, że wmówienie sobie spotkań dla seksu ułatwi mu możliwość
odejścia bez konsekwencji. W końcu nic takiego strasznego by nie zrobił. Ten
pocałunek pełen głodu, ale też desperacji, coś w nim uruchomił.
Przyczyny
jego motywacji były zbyt racjonalne. Sam fakt, że obcuje ze zmiennymi, którzy
teoretycznie nie istnieją, powinien dać mu do myślenia. Nie wierzył w swoją
tęsknotę przez to, że znał ich ledwie kilka dni. Nie zaufał swojemu
instynktowi, od samego początku dającego mu jasno do zrozumienia, kim dla nich
jest. Wiedział od pierwszej chwili, gdy tylko zawarczeli na Allana. I właśnie
przez to, że się tego przestraszył, nieświadomie wyparł ten fakt, gdy
przyjaciel odwrócił jego uwagę.
Odepchnął
lekko dłońmi Sama, tak by ten się nie przewrócił, ale przerwał pocałunek.
Popatrzył na nich szeroko rozszerzonymi oczyma. Cholera jasna! Jest tu z nimi,
bo chcieli go uwieść. Pytaniem podstawowym powinno być, czy zamierzali mu o
wszystkim powiedzieć. Widział lekko zbolałe spojrzenie partnera na jego gest, a
zarazem uważne spojrzenie Marco skupiające się na jego zachowaniu.
– Jestem
waszym partnerem – w końcu powiedział to na głos. Nie chciał tych wszystkich
podchodów. Do jasnej cholery, był prawnikiem. Preferował prawdę i tylko prawdę,
a nie jakieś półśrodki.
– Tak,
dlatego cię tutaj zaprosiliśmy. – To Marco przejął pałeczkę. Kucnął przed nim i
położył dłoń na jego kolanie, muskając przy tym delikatnie kciukiem jego dłoń.
– Czemu nie
powiedzieliście wcześniej?
–
Chcieliśmy cię do tego przygotować, a nie walnąć grubej rury w momencie, gdy
tylko cię zobaczyliśmy – dodał niedźwiedź.
– To w
sumie zrozumiałe. – Musiał im to przyznać. – Dlatego to wszystko
przyszykowaliście?
–
Stwierdziliśmy obaj, że najlepszą z możliwych opcji będzie zaproszenie cię na
randkę. Wiedzieliśmy, że łatwiej nam będzie rozmawiać i podejrzewaliśmy, że
poczujesz się bardziej komfortowo, będąc tylko z nami, a nie gdy podsłuchuje
nas cały klan. – Tym razem to Sam wtrącił się do rozmowy, kierując uwagę Maxa
na siebie.
– Myślicie,
że teraz tego nie robią? – Uśmiechnął się w końcu. Mógł tylko przypuszczać, że
wszyscy zmienni są tak samo niezmiernie irytujący jak Allan, dlatego też
podejrzewał, że któryś z nich może koczować pod drzwiami czy oknem.
– Wątpię. –
Sam posłał przyszłemu kochankowi lekkie uniesienie warg.
Dopiero po chwili Max skierował
swoje spojrzenie na Marco, który prócz początku rozmowy nie udzielał się w
niej. Prawnika zaskoczyły oczy zmiennego, kryjące się pod powiekami, wcześniej
nie za bardzo orientował się, na czym polega różnica. – Kochanie? – Musnął betę po dłoni, chcąc upewnić się, że
wszystko dobrze.
– Nikogo
nie ma. – Max roześmiał się, wiedząc, że zmienny sprawdzał tylko, czy są sami,
wsłuchując się w odgłosy lasu.
– Skoro już
uzgodniliśmy pewne kwestie, mimo wszystko proponuje zjeść kolację. Nie wiem jak
ty, ale ja jestem cholernie głodny. – Max musiał w myślach przyznać rację
Samowi. On również był niesamowicie nienasycony. Kwestią zasadniczą było jednak
to, jak ów stwierdzenie zinterpretować.
***
Jeszcze na
początku ich spotkania wszyscy trzej siedzieli lekko zdenerwowani i niepewni.
Dopiero po pewnym czasie napięcie wiszące w powietrzu ulotniło się w
niewyjaśnionych okolicznościach, a rozmowa zaczęła sama toczyć się wartkim
strumieniem. Maco co rusz wypytywał o pracę Maxa, chcąc wiedzieć, co robi, jak
i czy często widuje się z klientami. Dowiadywał się też o to, jakiego typu
ludzie korzystają z jego usług. W pewnym momencie nawet Sama zaczęło to
denerwować. Spojrzał twardo na niedźwiedzia.
– Skończ
już to przesłuchanie. – Marco dopiero teraz zwrócił uwagę na to, jak wyglądała
ich rozmowa.
–
Przepraszam. Po prostu jestem zbyt ciekawy. – Na razie nie zamierzał się
przyznać, do tego, że w głowie planował już, jak przenieść go z tak daleka na
ich tereny lub też do najbliższego miasta, by zmienni czuli się komfortowo.
Wiedział, że działa za szybko, zbyt gwałtownie i ostro, ale taką już miał
naturę. Nie zamierzał pozwalać Maxowi na to, by wyjechał bez nich nawet na
kilka dni. Nie zamierzał ponownie cierpieć katuszy przez upartość, która łączy
go z Samem.
– Jesteś. –
Max otrzymał lekki uśmiech od partnera. – Ale coś cię do tego skłoniło. Ja na
razie dziękuję. – Odłożył sztućce i sięgnął po kieliszek wina. Nadal było
chłodne, lekko gorzkawe, zostawiające swój smak na języku pod postacią słodko
gorzkiego bukietu.
– Zatańcz z
nami. – Prawnik spojrzał zaskoczony na zmiennego wilka. Tego się nie
spodziewał. Jak niby mieli to zrobić? Czuł w sobie wewnętrzny opór przed ich
związkiem, bo chyba tak to można było określić. Nigdy nie spotkał żadnego
trójkąta, więc nawet chcąc gdzieś razem wyjść, zapewne będą musieli udawać
trzech kumpli albo parę i dodatkowego kolegę. Cholera jasna. Nie widział tego
wszystkiego. Na dodatek Allan nigdy mu nie mówił, by w różnego typu klanach
tworzyły się tego typu związki.
– A co się
stanie, jeśli odejdę? Powiem, że nie chcę być z wami i wyjadę? – Musiał to
wiedzieć. Nie zamierzał skakać główką w dół, wiedząc, że upadek będzie
cholernie bolesny.
–
Najprawdopodobniej za jakiś czas umrzemy. Z samotności i tęsknoty, bo cię
poznaliśmy. Czym innym byłaby sytuacja, gdybyśmy nie wiedzieli o twoim
istnieniu. Ale przez to, że pojawiłeś się w naszym życiu, nasze instynkty
odpowiedziały na twoją osobę i będziemy wiedzieć, co straciliśmy. Dlatego
zapewne skończy się to śmiercią. Może nie w ciągu miesiąca, jak to zazwyczaj
bywa, czas ten może się wydłużyć, ale kto wie…– Spojrzał zaskoczony na Sama.
Czuł, jakby coś go zmroziło. Tego się nie spodziewał. Myślał, że to „działa”
tylko w przypadku pary. Cholera jasna.
– Myślisz o
tym, żeby od nas odejść. – Tym razem to Marco wtrącił się do rozmowy.
Zaprzeczył krótkim ruchem głowy.
– Przeszło
mi to przez myśl. – Dwa głębokie warknięcia tylko potwierdziły jego
podejrzenia. – Nie jestem tacy jak wy. Nie czuję wszystkiego ot tak, od razu.
Jaką mam gwarancję, że rzeczywiście jestem waszym partnerem?
– Tylko to,
co ci powiemy na słowo. Każdy niedźwiedź i wilk mieszkający w okolicy może ci
to potwierdzić.
– To
dlatego Allan się śmiał, prawda? – Za chwilę doprecyzował, co dokładnie miał na
myśli. – Gdy zaczęliście na niego warczeć i od razu się odsunął. On z Lucasem
wiedzieli od samego początku.
– Tak,
kochanie. – Sam przykrył jego dłoń swoją, gładząc ją niespiesznie. – Wszyscy
wiedzieli od samego początku. Nie potrafimy ukryć feromonów przed innymi
zmiennymi.
– A co,
jeśli ja się w was nie zakocham? Ok. Będziemy się pieprzyć. – Widział
skrzywienie warg Marco, ale zignorował to. Złość zaczęła go napędzać. – W
pewnym momencie mogę powiedzieć dość, bo nic nie poczuję.
– Nie
powiesz tego – stwierdził ze stanowczością wilk. Zauważył ją w jego spojrzeniu,
postawie.
Wiedział,
że Max zaczął się stresować i bać. Wyczuł to, a on nie zamierzał pozwolić mu
odejść. Cholera jasna. Ta randka od początku była niewypałem. Próbowali,
starali się, ale cały czas coś zgrzytało. Coś było nie tak. Nie mógł tylko
pojąć, co. Spojrzał na Marco, próbując dać mu do zrozumienia, żeby
interweniował, ten jednak prawie w ogóle nie zareagował.
– Skąd
możesz mieć taką pewność? – Ugh. Sam też zaczynał się denerwować. Nie tylko on
był w tym związku, do cholery. Dlaczego beta milczał?
– Bo
myślałeś o nas. – Marco odezwał się znienacka. - Zastanawiałeś się, dlaczego
chcemy się z tobą umówić, czemu cię całujemy. Jakie są nasze motywy.
Podejrzewałeś, że to nasza gra wstępna? – Max pięknie próbował ukryć swój szok.
Niestety nie udawało mu się to. Marco go przejrzał, właśnie dlatego był dobrym
betą. – Cała twoja mimika twarzy i postawa ciała mówi o tym, że mam rację. Już teraz
nie możesz oderwać od nas myśli. Analizujesz, kalkulujesz i planujesz. Mylę
się?
– Tak. –
Max uświadomił sobie, że jego głos zabrzmiał słabo. Marco udowodnił mu, że zna
się na ludziach, potrafił go rozgryźć, uściślić jego wątpliwości.
– Dobrze
wiesz, że nie. – Zmienny niedźwiedź podszedł do niego i klęknął tak, by oprzeć
swoje dłonie o jego uda. Spojrzał mu w oczy. – Kwestią zasadniczą jest jednak
to, kiedy nam zaufasz. I czy będziesz tego chciał.
– To
właśnie w tym wszystkim zgrzyta. – Skwitował Sam. Pochylił się i wziął twarz
Maxa w dłonie. Kciukiem delikatnie potarł policzek, niby przypadkiem zahaczając
o kącik warg. – Wszystko zależy od tego, co postanowisz. Jeśli zdecydujesz się
zostać, pomożemy ci wszystko załatwić.
– A co z
moją firmą? Istnieje od trzech pokoleń! Nie chcę jej likwidować. – Czekała ich
najcięższa część rozmowy.
– Nikt nie
każe ci jej zamykać. Możesz ją przenieść do najbliższego miasta. Znajdziemy
lokal, który zaakceptujesz i go kupimy. Będziesz mógł przyjąć kogoś jeszcze, o
ile tego zechcesz – stwierdził Sam.
– A
klienci? Muszę skończyć pewne sprawy.
– Możesz to
zrobić też na odległość, prawda? – zapytał Marco.
– Niewiele,
ale podejrzewam, że tak.
– W takim
razie porozmawiamy z Allanem i Lucasem i wyjedziemy z tobą na ten czas, gdy
będziesz musiał wszystko skończyć. Da się to załatwić, o ile tylko tego chcesz.
– Max przymknął na chwilę powieki. Obecność obu mężczyzn tak blisko niego
rozpraszała całą jego uwagę. Skupiał się na ich cieple, czuciu dłoni, a nie na
tym, co ma powiedzieć. Cholera jasna. Czy tylko jemu to wszystko wydawało się
ciężkie i trudne?
– Dobrze.
Chociaż nie wiem, czemu się na to godzę. – Zanim się zorientował, został
przyciągnięty przez Sama do głębokiego pocałunku.
Cholera gdyby wszystko było takie łatwe... zazdroszczę zmiennym.:-)
OdpowiedzUsuńNo nie? Ja również :D Ale czasem ta łatwość jest niezwykle potrzebna w tekstach, bo za dużo problemów jest w życiu. Nie sądzisz?
UsuńPozdrawiam
LM
wyjątkowo mało, ledwo zrobiło się ciekawie i już koniec, ja się tak nie bawię
OdpowiedzUsuńHahaha. Ja też się tak nie bawię. Tak samo wychodzi:)
UsuńKocham to opowiadanie, ale jakoś źle się czuję z tym trójkątem. Cały czas mam wrażenie, że w którymś momencie ktoś jest tak jakby odepchnięty i nie wiem czemu, ale myślę że to Sam xD Jest wszystko ok, ale cały czas tak czuję.
OdpowiedzUsuńGdzieś czytałam, że yaoi stworzono dlatego by fanki nie utożsamiały się z główną bohaterką i nie były po jej stronie cały czas, tylko patrzyły na wszystko obiektywnie. Doszłam do wniosku, że ja tak nie potrafie xDD zawsze przeżywam jakoś wszystko tak samo jak główny bohater/bohaterka (emocje itd. xd). ehhh chyba mam za dużo empatii, NIESTETY.
no cóż, mimo że, ten trójkąt nie jest jakimś ulubionym dla mnie, to dalej będzie mi miło o nich czytać i dowiadywać się co będzie dalej. Czekam też na Allana i Lucasa ;33 Czekam na następny rozdział i wenyy ♥
Cieszę się, że kochasz to opowiadanie :)
UsuńMnie również w pewnym momencie było źle z trójkątem. Spróbowałam, zobaczyłam i wiem, że to nie dla mnie. Sam jest bardziej typem "mięśniaka" mimo pozornego wyglądu. Jest hm najsilniejszy z nich wszystkich i chce być najbardziej niezależny :) Dlatego tak wychodzi ;) Hahahahaha. Ja też się zawsze utożsamiam z bohaterem. Czy to męskim czy to kobiecym.
Pozdrawiam
LM
Bardzo dobrze, że w końcu Max doszedł do tego, że są partnerami. No i przyjął to całkiem nieźle. Mam wrażenie, że tak w głębi serca to się cieszy, że to nie będzie tylko chwilowy romans między nimi tylko mogą stworzyć ze sobą trwały i szczęśliwy związek. Chociaż pewnie minie trochę czasu aż cała trójka "zegra" się ze sobą ale jak na razie myślę, że jest dobrze ;) No i szkoda, że przerwałaś w takim ciekawym momencie... ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Też się cieszę, że Max do tego doszedł :) Oj tak, chyba się cieszy :) Co do zgrania zobaczymy ;)
UsuńHahahah. Ciekawy moment jeszcze będzie :)
Pozdrawiam
LM
Robi się coraz ciekawiej, zaczyna podobać mi się ich trójkącik chociaż na początku byłam sceptyczna. Udało Ci sie mnie przekonań, gratulacje :D
OdpowiedzUsuńChętnie poczytam więcej a więc powodzenia.
Pozdrawiam
Ja również byłam sceptyczna :D Ale jakoś to napisałam :) Cieszę się, że cię przekonałam :)
UsuńPozdrawiam
LM
Prawnik dobrze to przyjął ;) Teraz jednak wie, że nie może opuścić wilczków. Cieszę się, że wyjaśnili sobie wątpliwości.
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle cudowny.
Pozdrawiam
Witam,
OdpowiedzUsuńczyli tak naprawdę Max wiedział, ale wpierał się tego? Oby się udało....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Tak, znaja sie tylko pare dni (dzien?), a juz Mac rozwarza zwiazek z nimi mimo, ze jest czlowiekiem i nie zna tych dwoch kolesi. Bez sensu. To opowiadanie jest po prostu tak oderwane od rzeczywistosci, ze ciezko sie czyta to wszystko.
OdpowiedzUsuń