niedziela, 9 sierpnia 2015

Rozdział 23

Kochani moi!
To już 23 tydzień publikacji "Spotkania", ależ ten czas mija! 
Mój internet mówiąc przysłowiowo dzisiaj zmula i kiepsko się czuję, więc na wasze komentarze z zeszłego tygodnia... odpiszę dzisiaj :) Dopiero.
Zapraszam was do czytania i komentowania :)
Rozdział 23

            Max stał w łazience i parzył na swoją świeżo ogoloną twarz. Nie wiedział, czego może się spodziewać na spotkaniu, które miało odbyć się już wkrótce. Musiał przyznać sam przed sobą, że spojrzenie miał zgnębione. Był świadom, do czego to wszystko doprowadzi i wyjątkowo ta myśl nie poprawiła mu humoru.
            Czy seks był tego wart? Raczej nie. Najwyżej przeprosi ich i wyjdzie. Nie zamierzał robić nic wbrew sobie. W głowie co rusz pojawiała mu się myśl, by zrezygnować z tego całego bagna, w które zamierzał się wpakować. Cholera, przecież on też miał uczucia. Nie powinien był o tym zapominać, chociaż już dawno przestał na nie zwracać uwagę.
            Ponownie tego dnia, postarał się odsunąć od siebie negatywne myśli i skupił się na ubraniu dżinsów. Nie zamierzał zanadto się stroić, nie było ku temu potrzeby. Do spodni dobrał czarną koszulę zapinaną na guziki. Nie zapinał się pod szyję, tak jak zwykle to czynił. Mimo iż było lato, wybrał tę z długim rękawem, by móc go swobodnie podwinąć. Po południu rozpętała się krótka burza, przez co na dworze nie było zbyt ciepło, a on nie wiedział, gdzie mężczyźni planują ich randkę. Tak będzie lepiej.
            Przeczesał lekko wilgotne włosy szczotką, by zaraz potem i tak roztrzepać je lekko ręką. Chciał się czuć dobrze w swojej skórze, zamiast tego widok w lustrze wcale go nie zachwycił. Musiał sam przed sobą przyznać. Panikował. I z tego właśnie powodu zawsze był w stosunku do siebie cholernie krytyczny.
            Spojrzał na zegarek, zakładając go na przegub dłoni. Miał jeszcze chwilę czasu. Ubrał skarpetki i zawahał się nad wyborem butów. Z jednej strony do jego ubioru pasowały i eleganckie, czarne buty jak i adidasy tego samego koloru. Po chwili wybrał te drugie, stwierdzając, że i tak nie ma sensu za bardzo się starać, a przynajmniej będzie się czuł komfortowo. W końcu. Od dawna nie pozwalał sobie na luksus chodzenia w sposób swobodny.
            Zazwyczaj pracował od rana do nocy, chcąc wyrzucić z głowy samotność. Dopiero po godzinie dwudziestej wychodził z pracy, szedł do samochodu i jechał na siłownię. Tam spędzał minimum godzinę, a jeszcze częściej wychodził przed samym zamknięciem. Następnym krokiem na jego liście codziennych spraw była wizyta w hipermarkecie lub sklepie dwudziestoczterogodzinnym, by posiadać cokolwiek do jedzenia. Wracał do domu koło północy, brał szybki prysznic, kładł się spać i o szóstej ponownie przygotowywał się do rozpoczęcia pracy przed siódmą. W końcu musiał przyznać się sam przed sobą, że czuł się cholernie samotny. Cisza w jego mieszkaniu dławiła. Nie miał z kim porozmawiać, jedyną pociechę dawała mu muzyka. Zwierzęcia żadnego nie posiadał tylko z tego względu, że uważał, iż szczytem chamstwa z jego strony byłoby zamykanie go na całe dnie w domu. Zwierzak tylko by się niepotrzebnie męczył.
            Zaskoczyło go pukanie do drzwi. Nie słyszał, by ktoś szedł korytarzem. Odetchnął głęboko i wstał z łóżka, na którym przysiadł zakładając buty. Powoli przeszedł przez pokój i wpuścił do niego dwóch mężczyzn.         
            – Dobry wieczór, kochanie. – Sam musnął jego wargi w czułym, ale krótkim pocałunku. Już po chwili do jego ust na dłużej przyssał się Marco, co spowodowało, że jego myśli pierzchły we wszystkich kierunkach. Nie było nad czym się teraz zastanawiać.
            – Wyglądasz niesamowicie seksownie – dodał beta i odsunął się od Maxa na bezpieczną odległość. Nie chciał się na niego rzucić, chociaż  był ku temu bliski. Widział zszokowaną minę partnera na ich powitanie. Będą musieli z Samem przyzwyczaić go do tego, że chcą obdarzać go czułością i opieką. Mężczyzna pod pozorem pewności siebie, oschłości i kontroli w rzeczywistości wydawał mu się cholernie kruchy i delikatny. Co nie oznaczało dla niego jednak, że był słaby.
            –Hmm. Hej. – W końcu ich przyszły kochanek odzyskał głos, jak gdyby musiał przetrawić wszystko, co miało przed chwilą miejsce. Spojrzał na nich z lekkim, niepewnym uśmiechem.
            – Jesteś gotowy? – Sam zatarł o siebie dłonie, nie udając, że czeka ich coś miłego. Być może nawet gorącego.
            – Zależy na co? – odpowiedział pytaniem na pytanie. Mężczyźni mieszali mu w głowie samą swoją obecnością. Jeszcze to powitanie… Cholera jasna. Najchętniej nigdzie by nie szedł, tylko wylądował z nimi w łóżku. Jego ciało zaczynało budzić się do życia po długim okresie abstynencji. Kurwa mać. Nie był z nikim od czterech lat. Na jego pytanie obaj zmienni zareagowali krótkim śmiechem.
            – Na kolację. Mamy jeden domek na własność, na ile tylko chcemy. Najpierw jednak musimy się trochę przejść. Co ty na to? – Z chęcią starłby ten lekko ironiczny uśmieszek z twarzy Sama.
            – Z chęcią się wybiorę. – Puścił im oko, chcąc zmusić swoje ciało do rozluźnienia. Marco, jak gdyby wyczuwając jego potrzebę, podszedł do niego i przytulił go. Swoją dłoń położył mu na karku, pieszcząc delikatnie. Cholera. Facet go rozgryzł. Kiedy dotykał go w ten sposób, nie mógł powstrzymać rozluźnienia i poczucia spokoju.
            Po chwili za plecami poczuł drugie męskie ciało, dłonie obejmujące go w talii. To było cholernie dziwne, mieć przy sobie obu mężczyzn w jednej chwili. Przygryzł lekko wargę i przymknął powieki, opierając głowę na ramieniu Marco. Najpierw objął lekko betę, chcąc w ten sposób podziękować za tę chwilę, dopiero potem jego dłonie zostały ułożone na bokach Sama.      
            Wilczy zmienny trzymał się na większy dystans, wszelkie oznaki zainteresowania były raczej delikatne i chłodne. Właśnie z tego powodu zastanawiał się, czy to nie niedźwiedź wymusił na nim ich randkę. Sam trzymał się raczej na uboczu, co wzbudzało jego wątpliwości co do ich relacji.
            Cholera jasna. Jakich relacji? Czekało go tylko kilka, pieprzonych nocy seksu, być może bardzo gorącego seksu. Nie chciał jednak, żeby drugi zmienny był przymuszony do tego. Nie zamierzał mimo wszystko być zabawką w ich rozgrywkach.
            – Spokojnie, kochanie. – Został obrócony w stronę Sama i jego wargi zostały przyciągnięte do pocałunku. Czy tylko mu się zdawało, czy widział w jego oczach głód? Pragnienie? Miał mętlik w głowie. Jego język, wargi zostały zdominowane w namiętnym geście. Dopiero po chwili był w stanie odsunąć się od zmiennego, będąc pewnym, że się nie przewróci. Nigdy wcześniej nie zmiękły mu nogi.
            – Lepiej stąd chodźmy, bo za chwilę zaciągniemy cię do łóżka, rozbierzemy i będziemy się z tobą kochać – mruknął Marco. Spodobała mu się ta wizja, ale przytaknął tylko lekko. Stwierdził jednak, że mimo wszystko czuł się cholernie niepewnie. Wstydził im się przyznać, że nigdy nie był na randce. Pieprzona ironia losu.

***

            Spacer do domku na krańcach ziem nie zajął im dłużej niż dziesięć minut. Max z daleka widział jasno oświetlone wnętrze. Także i to miejsce było całe w drewnie. Gdy przeszedł przez próg domostwa, musiał przyznać, że spodobało mu się wnętrze. Było proste, bez zbędnych ozdobników, ale bardzo klimatyczne. Jak zdążył wywnioskować, dzieliło się na dwie średniej wielkości izby. Jedna służyła za sypialnie, druga za salon połączony z kuchnią.
            – Musisz nam dać chwilę, żeby dokończyć naszą kolację. Jakie lubisz steki? – Marco spojrzał na nowego partnera i zwilżył lekko wargi. Już teraz chciałby mu wszystko powiedzieć, wyjaśnić, jaką rolę będzie odgrywał w ich życiu, ale dobrze wiedział, że jeszcze nie czas na to.
            – Średnio wysmażone. Pomóc wam w czymś? – Dziwnie czuł się z tym, że mężczyźni zajmują się wszystkim, a on siedzi sobie wygodnie, obserwując ich poczynania.
            –Nie ma mowy – odparł Sam i zerknął na niego. – Prawie wszystko jest zrobione, nie licząc mięsa. Chyba nikt nie lubi jeść go na zimno.
            – To prawda. – Czuł się cholernie niekomfortowo. Może byłoby inaczej, gdyby stał tam razem z nimi?
            Sam spostrzegł niepewną minę partnera, to jak siedział wyprostowany jak tyczka, ręce miał położone na kolanach. Obraz nieszczęścia i rozpaczy, a przede wszystkim zagubienia. Odłożył na bok łyżkę, którą wymieszał przed chwilą sałatkę, umył szybko dłonie i zostawił pole do popisu Marco. Z dużą miską w dłoni podszedł do stołu i położył naczynie na środku. Cały czas skupiał się na obserwowaniu Maxa. Zastanawiał się, z czym mu się kojarzy ich partner, ta myśl cały czas była poza jego zasięgiem. Podejrzewał, że przypomni sobie to w najmniej odpowiednim momencie.
            Ponownie znalazł się przy becie tylko po to, by wyciągnąć czerwone wino z lodówki i je otworzyć. Dopiero po zrobieniu tego podszedł do przyszłego kochanka.
            – Denerwujesz się, kochanie. – Dobrze słyszał, że to nie było pytanie. Był dorosłym facetem, mierzył się z najlepszymi prawnikami w tym państwie, wygłaszał przemowy przed obcymi ludźmi, a nie potrafił, do cholery, zachować się na randce. Odetchnął głęboko i zamyślił nad tym, co powinien powiedzieć. Patrzył w oczy Sama, które wydawały się to ciemnieć, to jaśnieć. Cholera, o co w tym wszystkim chodziło?
            – A ty byś się nie denerwował? Nie wiem, po co tu jestem. Jesteście partnerami. Odkąd znam Allana, mówił mi on, że zmienni się nie zdradzają. Nie znoszą dotyku, czy zapachu innych osób na ciałach drugiej połówki. Jak zwał, tak zwał. Nie rozumiem tego.
            Marco chwilę wcześniej postanowił odłożyć kolację na później. Zachowali się nie fair, nie mówiąc człowiekowi, co ich trzech łączy. Ich próżne nadzieje przyczyniły się do natłoku myśli w umyśle Maxa, stosu niepewności i niezrozumienia.
            – Zapewne, kochanie, każdy zachowywałby się tak jak ty. Nie chcieliśmy, byś tak się czuł. – Zastanawiał się, jak na szybko załagodzić całą tę sytuację.
            – Cholera jasna! Nie mogę tak dłużej. – Sam bez skrępowania przyciągnął Maxa do głębokiego pocałunku. Pocieszające było jednak to, że mężczyzna go nie odepchnął. Wręcz przeciwnie, przywarł bardziej do jego warg, jakby spragniony tej odrobiny pieszczoty.
            Wiedział to. Od samego początku zdawał sobie sprawę, co za tym wszystkim stoi, a jednak próbował się oszukiwać. Myślał, że wmówienie sobie spotkań dla seksu ułatwi mu możliwość odejścia bez konsekwencji. W końcu nic takiego strasznego by nie zrobił. Ten pocałunek pełen głodu, ale też desperacji, coś w nim uruchomił.
            Przyczyny jego motywacji były zbyt racjonalne. Sam fakt, że obcuje ze zmiennymi, którzy teoretycznie nie istnieją, powinien dać mu do myślenia. Nie wierzył w swoją tęsknotę przez to, że znał ich ledwie kilka dni. Nie zaufał swojemu instynktowi, od samego początku dającego mu jasno do zrozumienia, kim dla nich jest. Wiedział od pierwszej chwili, gdy tylko zawarczeli na Allana. I właśnie przez to, że się tego przestraszył, nieświadomie wyparł ten fakt, gdy przyjaciel odwrócił jego uwagę.
            Odepchnął lekko dłońmi Sama, tak by ten się nie przewrócił, ale przerwał pocałunek. Popatrzył na nich szeroko rozszerzonymi oczyma. Cholera jasna! Jest tu z nimi, bo chcieli go uwieść. Pytaniem podstawowym powinno być, czy zamierzali mu o wszystkim powiedzieć. Widział lekko zbolałe spojrzenie partnera na jego gest, a zarazem uważne spojrzenie Marco skupiające się na jego zachowaniu.
            – Jestem waszym partnerem – w końcu powiedział to na głos. Nie chciał tych wszystkich podchodów. Do jasnej cholery, był prawnikiem. Preferował prawdę i tylko prawdę, a nie jakieś półśrodki.
            – Tak, dlatego cię tutaj zaprosiliśmy. – To Marco przejął pałeczkę. Kucnął przed nim i położył dłoń na jego kolanie, muskając przy tym delikatnie kciukiem jego dłoń.
            – Czemu nie powiedzieliście wcześniej?
            – Chcieliśmy cię do tego przygotować, a nie walnąć grubej rury w momencie, gdy tylko cię zobaczyliśmy – dodał niedźwiedź.
            – To w sumie zrozumiałe. – Musiał im to przyznać. – Dlatego to wszystko przyszykowaliście?
            – Stwierdziliśmy obaj, że najlepszą z możliwych opcji będzie zaproszenie cię na randkę. Wiedzieliśmy, że łatwiej nam będzie rozmawiać i podejrzewaliśmy, że poczujesz się bardziej komfortowo, będąc tylko z nami, a nie gdy podsłuchuje nas cały klan. – Tym razem to Sam wtrącił się do rozmowy, kierując uwagę Maxa na siebie.
            – Myślicie, że teraz tego nie robią? – Uśmiechnął się w końcu. Mógł tylko przypuszczać, że wszyscy zmienni są tak samo niezmiernie irytujący jak Allan, dlatego też podejrzewał, że któryś z nich może koczować pod drzwiami czy oknem.
            – Wątpię. – Sam posłał przyszłemu kochankowi lekkie uniesienie warg.
Dopiero po chwili Max skierował swoje spojrzenie na Marco, który prócz początku rozmowy nie udzielał się w niej. Prawnika zaskoczyły oczy zmiennego, kryjące się pod powiekami, wcześniej nie za bardzo orientował się, na czym polega różnica. – Kochanie?  – Musnął betę po dłoni, chcąc upewnić się, że wszystko dobrze.
            – Nikogo nie ma. – Max roześmiał się, wiedząc, że zmienny sprawdzał tylko, czy są sami, wsłuchując się w odgłosy lasu.  
            – Skoro już uzgodniliśmy pewne kwestie, mimo wszystko proponuje zjeść kolację. Nie wiem jak ty, ale ja jestem cholernie głodny. – Max musiał w myślach przyznać rację Samowi. On również był niesamowicie nienasycony. Kwestią zasadniczą było jednak to, jak ów stwierdzenie zinterpretować.

***

            Jeszcze na początku ich spotkania wszyscy trzej siedzieli lekko zdenerwowani i niepewni. Dopiero po pewnym czasie napięcie wiszące w powietrzu ulotniło się w niewyjaśnionych okolicznościach, a rozmowa zaczęła sama toczyć się wartkim strumieniem. Maco co rusz wypytywał o pracę Maxa, chcąc wiedzieć, co robi, jak i czy często widuje się z klientami. Dowiadywał się też o to, jakiego typu ludzie korzystają z jego usług. W pewnym momencie nawet Sama zaczęło to denerwować. Spojrzał twardo na niedźwiedzia.
            – Skończ już to przesłuchanie. – Marco dopiero teraz zwrócił uwagę na to, jak wyglądała ich rozmowa.
            – Przepraszam. Po prostu jestem zbyt ciekawy. – Na razie nie zamierzał się przyznać, do tego, że w głowie planował już, jak przenieść go z tak daleka na ich tereny lub też do najbliższego miasta, by zmienni czuli się komfortowo. Wiedział, że działa za szybko, zbyt gwałtownie i ostro, ale taką już miał naturę. Nie zamierzał pozwalać Maxowi na to, by wyjechał bez nich nawet na kilka dni. Nie zamierzał ponownie cierpieć katuszy przez upartość, która łączy go z Samem.
            – Jesteś. – Max otrzymał lekki uśmiech od partnera. – Ale coś cię do tego skłoniło. Ja na razie dziękuję. – Odłożył sztućce i sięgnął po kieliszek wina. Nadal było chłodne, lekko gorzkawe, zostawiające swój smak na języku pod postacią słodko gorzkiego bukietu.
            – Zatańcz z nami. – Prawnik spojrzał zaskoczony na zmiennego wilka. Tego się nie spodziewał. Jak niby mieli to zrobić? Czuł w sobie wewnętrzny opór przed ich związkiem, bo chyba tak to można było określić. Nigdy nie spotkał żadnego trójkąta, więc nawet chcąc gdzieś razem wyjść, zapewne będą musieli udawać trzech kumpli albo parę i dodatkowego kolegę. Cholera jasna. Nie widział tego wszystkiego. Na dodatek Allan nigdy mu nie mówił, by w różnego typu klanach tworzyły się tego typu związki.
            – A co się stanie, jeśli odejdę? Powiem, że nie chcę być z wami i wyjadę? – Musiał to wiedzieć. Nie zamierzał skakać główką w dół, wiedząc, że upadek będzie cholernie bolesny.
            – Najprawdopodobniej za jakiś czas umrzemy. Z samotności i tęsknoty, bo cię poznaliśmy. Czym innym byłaby sytuacja, gdybyśmy nie wiedzieli o twoim istnieniu. Ale przez to, że pojawiłeś się w naszym życiu, nasze instynkty odpowiedziały na twoją osobę i będziemy wiedzieć, co straciliśmy. Dlatego zapewne skończy się to śmiercią. Może nie w ciągu miesiąca, jak to zazwyczaj bywa, czas ten może się wydłużyć, ale kto wie…– Spojrzał zaskoczony na Sama. Czuł, jakby coś go zmroziło. Tego się nie spodziewał. Myślał, że to „działa” tylko w przypadku pary. Cholera jasna.
            – Myślisz o tym, żeby od nas odejść. – Tym razem to Marco wtrącił się do rozmowy. Zaprzeczył krótkim ruchem głowy.
            – Przeszło mi to przez myśl. – Dwa głębokie warknięcia tylko potwierdziły jego podejrzenia. – Nie jestem tacy jak wy. Nie czuję wszystkiego ot tak, od razu. Jaką mam gwarancję, że rzeczywiście jestem waszym partnerem?
            – Tylko to, co ci powiemy na słowo. Każdy niedźwiedź i wilk mieszkający w okolicy może ci to potwierdzić.
            – To dlatego Allan się śmiał, prawda? – Za chwilę doprecyzował, co dokładnie miał na myśli. – Gdy zaczęliście na niego warczeć i od razu się odsunął. On z Lucasem wiedzieli od samego początku.
            – Tak, kochanie. – Sam przykrył jego dłoń swoją, gładząc ją niespiesznie. – Wszyscy wiedzieli od samego początku. Nie potrafimy ukryć feromonów przed innymi zmiennymi.
            – A co, jeśli ja się w was nie zakocham? Ok. Będziemy się pieprzyć. – Widział skrzywienie warg Marco, ale zignorował to. Złość zaczęła go napędzać. – W pewnym momencie mogę powiedzieć dość, bo nic nie poczuję.
            – Nie powiesz tego – stwierdził ze stanowczością wilk. Zauważył ją w jego spojrzeniu, postawie.
            Wiedział, że Max zaczął się stresować i bać. Wyczuł to, a on nie zamierzał pozwolić mu odejść. Cholera jasna. Ta randka od początku była niewypałem. Próbowali, starali się, ale cały czas coś zgrzytało. Coś było nie tak. Nie mógł tylko pojąć, co. Spojrzał na Marco, próbując dać mu do zrozumienia, żeby interweniował, ten jednak prawie w ogóle nie zareagował.
            – Skąd możesz mieć taką pewność? – Ugh. Sam też zaczynał się denerwować. Nie tylko on był w tym związku, do cholery. Dlaczego beta milczał?
            – Bo myślałeś o nas. – Marco odezwał się znienacka. - Zastanawiałeś się, dlaczego chcemy się z tobą umówić, czemu cię całujemy. Jakie są nasze motywy. Podejrzewałeś, że to nasza gra wstępna? – Max pięknie próbował ukryć swój szok. Niestety nie udawało mu się to. Marco go przejrzał, właśnie dlatego był dobrym betą. – Cała twoja mimika twarzy i postawa ciała mówi o tym, że mam rację. Już teraz nie możesz oderwać od nas myśli. Analizujesz, kalkulujesz i planujesz. Mylę się?
            – Tak. – Max uświadomił sobie, że jego głos zabrzmiał słabo. Marco udowodnił mu, że zna się na ludziach, potrafił go rozgryźć, uściślić jego wątpliwości.
            – Dobrze wiesz, że nie. – Zmienny niedźwiedź podszedł do niego i klęknął tak, by oprzeć swoje dłonie o jego uda. Spojrzał mu w oczy. – Kwestią zasadniczą jest jednak to, kiedy nam zaufasz. I czy będziesz tego chciał.
            – To właśnie w tym wszystkim zgrzyta. – Skwitował Sam. Pochylił się i wziął twarz Maxa w dłonie. Kciukiem delikatnie potarł policzek, niby przypadkiem zahaczając o kącik warg. – Wszystko zależy od tego, co postanowisz. Jeśli zdecydujesz się zostać, pomożemy ci wszystko załatwić.
            – A co z moją firmą? Istnieje od trzech pokoleń! Nie chcę jej likwidować. – Czekała ich najcięższa część rozmowy.
            – Nikt nie każe ci jej zamykać. Możesz ją przenieść do najbliższego miasta. Znajdziemy lokal, który zaakceptujesz i go kupimy. Będziesz mógł przyjąć kogoś jeszcze, o ile tego zechcesz – stwierdził Sam.
            – A klienci? Muszę skończyć pewne sprawy.
            – Możesz to zrobić też na odległość, prawda? – zapytał Marco.
            – Niewiele, ale podejrzewam, że tak.
            – W takim razie porozmawiamy z Allanem i Lucasem i wyjedziemy z tobą na ten czas, gdy będziesz musiał wszystko skończyć. Da się to załatwić, o ile tylko tego chcesz. – Max przymknął na chwilę powieki. Obecność obu mężczyzn tak blisko niego rozpraszała całą jego uwagę. Skupiał się na ich cieple, czuciu dłoni, a nie na tym, co ma powiedzieć. Cholera jasna. Czy tylko jemu to wszystko wydawało się ciężkie i trudne?
            – Dobrze. Chociaż nie wiem, czemu się na to godzę. – Zanim się zorientował, został przyciągnięty przez Sama do głębokiego pocałunku.


13 komentarzy:

  1. Cholera gdyby wszystko było takie łatwe... zazdroszczę zmiennym.:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie? Ja również :D Ale czasem ta łatwość jest niezwykle potrzebna w tekstach, bo za dużo problemów jest w życiu. Nie sądzisz?
      Pozdrawiam
      LM

      Usuń
  2. wyjątkowo mało, ledwo zrobiło się ciekawie i już koniec, ja się tak nie bawię

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha. Ja też się tak nie bawię. Tak samo wychodzi:)

      Usuń
  3. Kocham to opowiadanie, ale jakoś źle się czuję z tym trójkątem. Cały czas mam wrażenie, że w którymś momencie ktoś jest tak jakby odepchnięty i nie wiem czemu, ale myślę że to Sam xD Jest wszystko ok, ale cały czas tak czuję.
    Gdzieś czytałam, że yaoi stworzono dlatego by fanki nie utożsamiały się z główną bohaterką i nie były po jej stronie cały czas, tylko patrzyły na wszystko obiektywnie. Doszłam do wniosku, że ja tak nie potrafie xDD zawsze przeżywam jakoś wszystko tak samo jak główny bohater/bohaterka (emocje itd. xd). ehhh chyba mam za dużo empatii, NIESTETY.
    no cóż, mimo że, ten trójkąt nie jest jakimś ulubionym dla mnie, to dalej będzie mi miło o nich czytać i dowiadywać się co będzie dalej. Czekam też na Allana i Lucasa ;33 Czekam na następny rozdział i wenyy ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że kochasz to opowiadanie :)
      Mnie również w pewnym momencie było źle z trójkątem. Spróbowałam, zobaczyłam i wiem, że to nie dla mnie. Sam jest bardziej typem "mięśniaka" mimo pozornego wyglądu. Jest hm najsilniejszy z nich wszystkich i chce być najbardziej niezależny :) Dlatego tak wychodzi ;) Hahahahaha. Ja też się zawsze utożsamiam z bohaterem. Czy to męskim czy to kobiecym.
      Pozdrawiam
      LM

      Usuń
  4. Bardzo dobrze, że w końcu Max doszedł do tego, że są partnerami. No i przyjął to całkiem nieźle. Mam wrażenie, że tak w głębi serca to się cieszy, że to nie będzie tylko chwilowy romans między nimi tylko mogą stworzyć ze sobą trwały i szczęśliwy związek. Chociaż pewnie minie trochę czasu aż cała trójka "zegra" się ze sobą ale jak na razie myślę, że jest dobrze ;) No i szkoda, że przerwałaś w takim ciekawym momencie... ;)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się cieszę, że Max do tego doszedł :) Oj tak, chyba się cieszy :) Co do zgrania zobaczymy ;)
      Hahahah. Ciekawy moment jeszcze będzie :)
      Pozdrawiam
      LM

      Usuń
  5. Robi się coraz ciekawiej, zaczyna podobać mi się ich trójkącik chociaż na początku byłam sceptyczna. Udało Ci sie mnie przekonań, gratulacje :D

    Chętnie poczytam więcej a więc powodzenia.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również byłam sceptyczna :D Ale jakoś to napisałam :) Cieszę się, że cię przekonałam :)
      Pozdrawiam
      LM

      Usuń
  6. Prawnik dobrze to przyjął ;) Teraz jednak wie, że nie może opuścić wilczków. Cieszę się, że wyjaśnili sobie wątpliwości.
    Rozdział jak zwykle cudowny.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam,
    czyli tak naprawdę Max wiedział, ale wpierał się tego? Oby się udało....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak, znaja sie tylko pare dni (dzien?), a juz Mac rozwarza zwiazek z nimi mimo, ze jest czlowiekiem i nie zna tych dwoch kolesi. Bez sensu. To opowiadanie jest po prostu tak oderwane od rzeczywistosci, ze ciezko sie czyta to wszystko.

    OdpowiedzUsuń