niedziela, 23 sierpnia 2015

Rozdział 25

Hej Kochani. 
Mam dla was ważna informację. Skończyłam "Spotkanie". W sumie ma 32 rozdziały plus epilog. Ze względu na to, że epilog jest dość krótki, to najprawdopodobniej zrobię tak, że w niedzielę opublikuję rozdział 32, a w środę epilog. Mamy jeszcze trochę czasu. Jestem strasznie ciekawa waszej opinii :D
A teraz zapraszam na rozdział.

Rozdział 25

            Nowy dzień był gorący i słoneczny. Allan otworzył oczy sfrustrowany. Ile jedna pieprzona mucha może mieć energii do bzyczenia i wkurzania ludzi od samego rana? W tym samym momencie zorientował się, że spał z Lucasem w bardzo dziwnej pozycji. Nogi mieli ze sobą dziwnie zaplecione, jedno z jego ud było przyciśnięte do uda partnera, jednak cała górna część ciała spoczywała skręcona pod dziwnym kątem. Jedna z jego dłoni była wsunięta pod poduszkę, a druga zwisała z łóżka. I dziwić się, że wszystko go bolało? Ruszył się lekko, starając nie krzywić i nie wykonując zbyt gwałtownych ruchów, by nie obudzić partnera. Słońce dopiero pojawiało się na horyzoncie, dlatego podejrzewał, że jest dopiero po czwartej, może wpół do piątej. Przeciągnął się lekko i wyplątał z nóg kochanka.
            Wiedział, że już nie zaśnie. Wyszedł z sypialni w samych bokserkach, zajrzał do Liz, by sprawdzić, czy śpi i zszedł do kuchni nastawić wodę na kawę. W ziemiach klanu uwielbiał to, że mógł spokojnie obserwować wschód lub zachód słońca. Zamierzał narzucić na siebie spodnie dresowe i podkoszulek, by chwilę później wyjść z domu. Tak też zrobił.
            Czując na skórze podmuch chłodu, uśmiechnął się lekko. Tego mu brakowało. Chłodniejsze powietrze, gorąca kawa i widok, który mógłby chłonąć godzinami, by się uspokoić. Podejrzewał, że jest jedynym zmiennym na ich terenie, który nie śpi. Mógł sobie tylko wyobrazić, co wieczorem musiał przeżywać Max. Widział jego stres i napięcie, to jak mężczyzna analizował każde słowo Marco i Sama. Życzył przyjacielowi jak najlepiej, tym bardziej, że zdobył dwóch dobrych i mądrych partnerów. Przynajmniej nie da im popalić.
            Uśmiechnął się, czując promyki słońca grzejące lekko jego skórę. Dopiero zaczynało się robić ciepło, po chłodniejszej nocy, jednakże to właśnie ta chwila ciszy i spokoju była mu potrzebna. Wcześniej zawsze znajdował czas na to, by pobyć samemu. Odkąd pojawiła się Liz, a oprócz tego aktualnie Lucas i cały klan, nie mógł sobie na to pozwolić. Dlatego czerpał, ile mógł satysfakcji z tak krótkich chwil. Podniósł kubek do ust i wypił pierwszy łyk ciepłego napoju. Ciekła goryczka rozeszła się jako pierwsza po języku, dopiero potem lekki posmak cukru, kawy i mleka pozostający chwilę na tym organie. Przymknął powieki zrelaksowany. Siadł na schodach prowadzących do domu i wyciągnął twarz do słońca. To mu było potrzebne.
            Słońce zdążyło wznieść się porządnie ponad horyzont, gdy Allan poczuł na sobie ciepłe dłonie.
            – Nie możesz spać? – Mrukliwy, głęboki głos Lucasa wywołał cichą odezwę w jego żyłach.
            – Obudziłem się i postanowiłem chwilę posiedzieć na zewnątrz. – Odchylił się lekko do tyłu, by spojrzeć na partnera.
            – Chodź do łóżka, kochanie. – Uśmiechnął się lekko.
            – Zaraz przyjdę. Dopiję tylko kawę i… – Na jego ustach wylądował czuły pocałunek.
            – Teraz. Jest cholernie wcześnie. Potem będziesz mógł zrobić wszystko to, co masz w planach łącznie z kawą. Chodź. – Poddając mu się, Allan zostawił kubek zaraz przy schodach tak, by nikt o niego nie mógł zahaczyć i poszedł do sypialni z partnerem.
            Gdy tylko drzwi się za nimi zamknęły, został przyciągnięty w ciepłe ramiona i lekko pocałowany.
            – Obudziłem się, jak wychodziłeś i czekałem, aż wrócisz. – Przymknął lekko powieki, czując pocałunek na skroni.
            – Zamierzałem obejrzeć wschód słońca skoro i tak wiedziałem, że nie zasnę. Najspokojniejszy moment dnia.
            – I chyba najbardziej samotny. – Allan mruknął coś w odpowiedzi, układając głowę na klatce piersiowej partnera. – Coś cię męczy? – Lucas widział, jak Allan co jakiś czas zachowuje się teoretycznie tak jak zwykle, odkąd go poznał, ale czuł wtedy ogromny dystans psychiczny.
            – Jak będziesz miał więcej czasu, chciałbym wyjechać. Tylko z tobą i Liz. Odpocząć. To głupio brzmi, bo nawet nie mam pracy, zajmuję się małą, ale…
            – Dobrze. Załatwię to w najbliższym czasie. A teraz chodź jeszcze spać. Mamy czas do dziewiątej, żeby się wyspać, chyba że Liz nas obudzi płaczem.
            – Może akurat nie… – Ciepłe spojrzenie rozwiało jego marzenia. – No dobra. Sam w to nie wierzę. – Nim minęła chwila, leżał w objęciach swojego partnera, próbując unormować oddech. Miał cholernie złe przeczucie i to nie dawało mu spokoju. Tylko czekał, aż coś w ich wspólnym życiu się zawali.

***

            Zaraz po śniadaniu Lucas wyjechał z domu. Musiał się zająć sprawami hotelu zarówno obecnego, jak i budowanego. Od razu wspomniał Allanowi, że nie będzie go dwa dni, miał za dużo do zrobienia, a chciał poświęcić obowiązkom jak najwięcej czasu. Coś mu mówiło, że musi dać partnerowi czas na jego przemyślenia. Gdy zajrzał do pokoju Liz zaraz po ponownym obudzeniu, w łóżeczku zobaczył zamiast dziewczynki małego wilczka. Uśmiechnął się na ten widok, ale już na poważnie musieli pomyśleć nad zabezpieczeniem posiadłości tak, by nie mogła się sama nigdzie wydostać.
            Na szczęście jeden problem miał z głowy. Maxa. Wszyscy wiedzieli, że przyjął Marco i Sama jako swoich partnerów, co pozwoliło mu odetchnąć. Miał cholernie mocny instynkt terytorialny, jeśli chodziło o Allana. I wiedział, że najchętniej przetrąciłby mężczyźnie kark za podkochiwanie się w jego kochanku.
            Był podenerwowany na samą myśl o dokumentach, które będzie musiał przeczytać, wypełnić, stworzyć i popodpisywać. I tak za długo z tym czekał. Pozwolił sobie na kilka dni luzu, które mu się przysłużyły pod względem psychicznym, ale niekoniecznie podobała mu się wizja tego, co musi wykonać.
            Wkurzony zmienił bieg, przyspieszając. Samochód przed nim wlókł się niemiłosiernie. Wyprzedził go, nadal dodając gazu. Otworzył okno, by zimne powietrze uderzyło go w twarz. Przymrużył oczy i zacisnął dłonie na kierownicy. Cholera jasna. Nie wiedział, co go tak niemożliwie wkurwia. Skręcił gwałtownie, by ponownie zmienić pas i przeklął pod nosem. Chyba sam fakt, że nie jest przy Allanie, tak na niego działał. Chciał chronić swojego partnera, a nie mógł tego zrobić, jeśli nie wiedział, o co chodzi.
            Widział, że coś się dzieje z jego partnerem, czuł jego smutek i brak energii. Zastanawiał się jednak, co jest tego powodem. Skręcił, by dostać się do hotelu i zaraz potem parkował w podziemnym garażu.

***

            Allan widział dzisiaj czujny wzrok Lucasa na sobie. Same jego słowa nad ranem dały mu dużo do myślenia. Mężczyzna podejrzewał więcej, niż on sam chciałby mu przekazać. Opiekując się córką, coraz częściej zacząć rozmyślać nad tym, by spróbować znaleźć jego biologiczną matkę i ojca. O ile to w ogóle możliwe. Na dodatek powinien w końcu poznać rodziców swojego partnera, do czego ten nie dążył.
            Miał cholerny mętlik w głowie. Do jego rozmyślań przyczyniały się zmiany Liz. A co, gdyby on wtedy w lesie również się zmienił? Mógłby nie przeżyć. Samotność uderzała w niego ostatnio dziwną falą. Rozdział dotyczący jego pochodzenia nie został przez niego zamknięty. Nie potrafił tego zrobić. Zawsze twierdził, że skoro kobieta, która go urodziła, postanowiła go porzucić, to nie będzie jej szukał. Do czasu, aż nie stracił wszystkich, których kochał. Posiadał nową rodzinę, ale chęć poznania swojej przeszłości zaczęła coraz częściej gościć w jego umyśle. Na dodatek chciałby dla Liz czegoś więcej niż on. Myśli o wychowywaniu córki zaczęły go przytłaczać. Nie mógł jej zapewnić wielkiego klanu, który w naturalny sposób by ją otaczał, chronił to, kim jest i kształtował sposób myślenia o świecie. Był pewien, że byłaby w nim bezpieczna i szczęśliwa, dopóki nie zdecydowałaby się na odejście.
            – I co, kochanie? Tata się chyba na mnie dzisiaj pogniewał. – Poprawił małej włoski i musnął lekko palcem jej policzek. Mała wydawała radosne popiskiwania i gaworzenia. Uśmiechnął się lekko. – Ty to masz dobrze, co? Zero problemów. – Odetchnął głębiej. – Chcę ci oszczędzić tęsknoty za matką. Jak podrośniesz, wszystko ci wytłumaczę. – Oparł się wygodnie o szczebelki łóżeczka i mówił do córki, patrząc na nią. – Najchętniej nie dopuściłbym do twoich przyszłych zmartwień, ale dobrze wiem, że są nie do uniknięcia. Kiedyś wyrośniesz na piękną pannę, a twojej matki przy tym nie będzie. – Westchnął lekko. – Chciałbym z nią porozmawiać, przedstawić jej Lucasa. Cieszyłaby się z tego, że tworzymy związek i z tego, że Maxowi się udało. Kochanie, tak strasznie mi przykro, że jej nie spotkasz. Gdybym mógł, cofnąłbym czas po to, byś miała taką możliwość.
            Tak naprawdę słowa Allana były również skierowane do niego samego. Nierozwiązane zagadki z przeszłości mogą gnębić nawet całe życie. Musiał się tylko zdecydować na to, czy podejmie się sprawdzenia linii swego dziedziczenia. Jeśli nie znajdzie matki, bo z tego, co wiedział, miał na to marne szanse, to chociaż pozna tego człowieka, który jej to zrobił. Przymknął powieki. Chciał tego. Musiał się skonfrontować z przeszłością. Czas najwyższy.

***

            Max obudził się przytulony z dwóch stron gorącymi ciałami. W miarę możliwości rozprostował lekko kości, tak by nie obudzić partnerów. Marco był bliski jawy, ponieważ coraz częściej poruszał się przez sen, natomiast Sam leżał bezwładnie, a jego ciepły oddech muskał mu lekko szyję.
            Czuł się zrelaksowany, chociaż był zawstydzony tym, na co sobie w nocy pozwolił. Ich zbliżenie nie ograniczyło się do tylko jednego aktu, a ramię piekło go mocno. I nie tylko ono. Na samą myśl o tym wszystkim zaczął się pobudzać. Cholera. Przymknął oczy, chcąc się kontrolować, nic mu to jednak nie dało. Spiął się lekko, czując dłoń sunącą przez klatkę piersiową.
            – Dzień dobry. Nie udawaj, że śpisz. – Lekko zaspany głos Sama spowodował na jego twarzy uśmiech. Już dawno nie wstawał z łóżka z dobrym humorem, nie wspominając o tym, by się przy kimś obudzić.
            – Leżę – powiedział krótko, za co dostał lekki pocałunek.
            – Mhmmm. – Leniwy dźwięk wydostał się tym razem z ust Marco. Mężczyzna przeciągnął się przy jego ciele, ocierając o niego swe muskularne ciało. Poczuł igiełki pożądania budzące się w żyłach, wypełniające powoli jego ciało. – Nie śpij. – Dłoń bety wylądowała mu na biodrze, trącając lekko wzwiedziony członek.
            – Nie zamierzam. – Obrócił się tyłem do Sama, przyciągając do siebie Marco. Czuł instynktowną potrzebę, by to jemu pierwszemu dać trochę czułości. Ciepła dłoń drugiego partnera wylądowała na jego, przyciągając go mocniej. Poczuł ciepły, długi pocałunek na barku i usta coraz  bardziej zbliżające się do szyi.
            – Ej! – Jego protesty zatonęły w ustach Marco. Najbliższe dni i godziny będzie miał ciekawie zajęte.

***

            Kolejny tydzień minął szybciej, niżby można przypuszczać. Allan zorientował się, że czas sączy mu się przez palce, ucieka, im bardziej próbuje go złapać. Liz zmieniła się kolejne trzy razy, a jemu przy każdym kolejnym stawało na chwilę serce. Czuł to. Z jednej strony cieszył się, że mała rozwija się, jak na zmiennego przystało i nie ma żadnych kłopotów przez połączenie jego krwi, z tą należącą do Ellen. Wiedział, że jest alfą. Przerażało go tylko to, że jeszcze nie potrafiła chodzić.
            Na dodatek Lucas pracował więcej niż do tej pory. Najpierw nie było go trzy dni, pojawił się w domu na kilka godzin i ponownie wyjechał do hotelu. Oznaczało to, że było go w domu już czwarty dzień z kolei. Oczywiście, że dawał sobie radę w klanie. Nie tworzyli żadnych problemów, więc jedyne czym się zajmował, to opieka nad Liz. Chciał jednak wiedzieć, co motywowało kochanka do opuszczenia go. Skoro do tej pory zdołał inaczej rozporządzać pracą, wątpił, by nagle wszystko zajmowało mu tak dużo czasu. Cholera, gdyby chociaż się o coś pokłócili, ale nie…
            Siedział na ganku. Liz leżała w kołysce i spała. Uśpił ją po cholernie długim noszeniu i kołysaniu. Przymknął powieki znużony. W nocy działo się dosłownie to samo. Potrzebował Lucasa. Zaczynał czuć się odrzucony. Więź uaktywniała w nim ten dziwny stan. Zastanawiał się, co powinien zrobić. Otworzył oczy. Przed nim stał Max. Widać było, że przyzwyczaił się do domowników, skoro przestał nawet reagować na ich obecność.
            – Coś się stało? – zapytał przyjaciela, widząc, jak ten go obserwuje.
            – Tak. I to z tobą. Co jest? – Skrzywił się. Nienawidził tego, że mężczyzna czyta z niego jak z otwartej książki. Zawsze go to wkurzało.
            – Nic.
            – Właśnie widzę. Możesz powiedzieć po dobroci albo do niego zadzwonię i każę mu przytachać swoje cztery litery do ciebie, żebyście sobie wszystko wyjaśnili.
            – W tym rzecz, Max. Nie pokłóciliśmy się, wszystko było normalnie, a nagle prawie cały czas poświęca pracy. Gdyby chociaż powiedział, że ma ważne rzeczy do zrobienia, ale nie. Wspomniał, że musi załatwić kilka rzeczy i może go nie być dzień albo tydzień.
            – No to rzeczywiście nic. Chyba obaj zgłupieliście. On wyjechał, a ty siedzisz struty i ledwo żywy. Widzę to przecież. Chcesz, to zajmę się w nocy Liz.
            – Masz partnerów – odparował od razu. Był wdzięczny przyjacielowi za chęć pomocy, ale nie zamierzał im przeszkadzać. To, że Max nie ma planów, wcale nie oznacza, że jego partnerzy ich nie mają.
            – Mam, ale oni muszą to zrozumieć. Ty potrzebujesz czasem mojej pomocy. Tak jak i ja twojej. Nie zamierzam tego nagle zmieniać, bo Marco i Sam mnie znaleźli.
            – Dzięki ci. – Uśmiechnął się lekko. – Muszę się w końcu chociaż trochę wyspać. Mała nadal ząbkuje.
            – To nie problem. Jedna czy dwie noce w porównaniu do twoich ostatnich dni… Może jedź do niego?
            – Nie chcę. Nie zrobiłem nic złego. To on się odsunął, niech się postara.
            – Zawsze byłeś uparty. Nie zmienisz zdania?
            – Nie. Dopóki on się tu nie pojawi. – Nie zamierzał się przyznać do tego, że odrzucenie Luca tak cholernie go bolało. Tym bardziej, że nie znał jego powodów.
            – On wróci All. Musi mieć jakiś cholernie ważny powód, by się od ciebie odsunąć. Widziałem, jak patrzy na ciebie i Liz. Zrobiłby dla was wszystko. A tego nie da się wymazać byle czym. – Te słowa dały mu pewnego typu pociechę.
            – Dzięki, Max. Za wszystko. – W odpowiedzi otrzymał kiwnięcie głową i rozkaz, by iść do łóżka i się wyspać. Zamierzał to zrealizować.

***

            Lucas czekał na lotnisku, chcąc odebrać swój bagaż. Był wykończony, na dodatek brak Allana przy jego boku dawał mu się we znaki. Gdyby mógł, nie pojawiałby się w domu przez cały tydzień, a następnie przyjął na siebie całą złość partnera. Zmienił jednak zdanie, gdy po trzech dniach użerania się z ważnymi dokumentami, załatwianiem hotelu, lotu i wielu innych ważnych rzeczy zaczął odczuwać bardzo dotkliwie, że stanowczo zbyt długo nie widział się z kochankiem. Tęsknił też za wiecznym płaczem Liz. Cholera jasna. Przywiązał się do małej i uważał ją za swoją córkę.
            W końcu chwycił za rączkę walizki i pociągnął ją w stronę wyjścia. Na parkingu niedaleko lotniska stał jego samochód. Cieszył się, że w końcu będzie mógł spędzić więcej czasu z Allanem… I przygotować go na pewne rzeczy. Zrobił coś, czego najprawdopodobniej nie powinien. Wiedział, że odpowiedzialność za to będzie wielka, a nie był pewien, czy jest w stanie za to wszystko zapłacić.

***

            All poczuł przez sen, jak materac obok niego się ugina. Nawet na to nie zareagował. Podciągnął kołdrę prawie pod uszy i ponownie głęboko usnął.
            Ranek obudził go promieniami słońca, które tańczyły mu po twarzy. Przypomniał sobie, że zapomniał zasłonić okna, przeciągnął się lekko. Dobrze wiedział, że Lucas leży obok niego i zapewne obserwuje go.
            – Cześć, kochanie. – Słyszał cichy pomruk w głosie mężczyzny, znał go i mógł podejrzewać, że gdyby nie to, że był na niego wściekły, poranek mógłby się skończyć całkiem gorąco.
            – Gdzieś ty był, do jasnej cholery?! – Lucas spojrzał na kochanka i uśmiechnął się lekko, nie mogąc się powstrzymać.
            – Za chwilę będziesz na mnie krzyczał. – Przyciągnął go do pocałunku. Na początku All lekko się wyrywał, chcąc go przy tym uderzyć, ale nie pozwolił mu na to. Dobrze czuł, że partner jest na niego wściekły. Gdy tylko puścił go, Allan wstał gwałtownie z łóżka.
            – Wkurzasz mnie! Nie dawałeś znaku życia od czterech dni i myślisz, że będę szczęśliwie witał cię z otwartymi ramionami? Chyba ci się coś pomyliło! Kurwa mać! Martwiłem się! Nie zadzwoniłem po gliny, tylko dlatego, że jesteś zmiennym! Chciałem czekać góra tydzień, aż raczysz się odezwać.
            – Kochanie, przepraszam. Musiałem pilnie wyjechać, to nie mogło czekać.
            – Kurwa! Jeszcze masz czelność, nie mówić mi, o co chodzi! Interesowało cię w ogóle, co się z nami działo? Co z Liz, ze mną, z klanem? Miałeś nas w dupie! – Emocje kotłowały się w nim. Nie powinien jeszcze niczego mówić Allanowi.
            – Wiedziałem o wszystkim, co się działo. Nie zostawiłem was bez opieki. Nie byłem w stanie zadzwonić do ciebie! – Allan nie spodziewał się, że te słowa aż tak go zabolą. No tak. Marco. Wplątał palce we włosy, zacisnął lekko i dopiero po tym był w stanie spojrzeć na partnera.
            – Co ja ci, do jasnej cholery, zrobiłem?! – wydarł się wkurwiony. Pierwszy raz w życiu miał w dupie to, czy ktoś go usłyszy. Żal do Lucasa i strach o niego przez ostatnie dni go wręcz paraliżowały. Nie chciał przeżywać czegoś podobnego nigdy więcej w życiu. – No czym na to zasłużyłem?! Gadaj, do kurwy nędzy! – Spojrzał w oczy partnera, próbując złapać oddech, miał ochotę uderzyć mężczyznę, potrząsnąć nim, a zarazem sprawdzić, czy nic mu nie dolega. Mimo to nie ruszył się z miejsca, tylko patrzył.
            – All, kochanie. Przepraszam. – Powtarzał się, ale chciał uspokoić kochanka. Nie spodziewał się takiej fali wściekłości. – Byłem przez cały czas bezpieczny. Nie dzwoniłem, bo nie umiałbym cię okłamać.
            – Po chuja miałbyś to robić! Kurwa mać! Czy ty mnie nie rozumiesz? Straciłem cały klan, gdy pojechałem do żony! Po tej tragedii, po której ledwie byłem w stanie się pozbierać, straciłem i Ellen. – Teraz dopiero uświadomił sobie, co on właściwie zrobił. – Jej rodzice prawie odebrali mi Liz, gdyby nie to, że część dokumentów załatwiliśmy jeszcze przed urodzeniem małej. Czy ty w ogóle myślałeś o tym, co ja mogę czuć, gdy znikniesz na te kilka dni? Wiesz, jak kurewsko się o ciebie bałem?! – Nie wiedział. Nie czuł tego. Zawsze był otoczony rodziną, nigdy nic nikomu z jego bliskich się nie stało. Wstał z łóżka i podszedł do Allana.
            – Nie pomyślałem, że tak to możesz odebrać.
            – Teraz już wiesz. – Zabolał go widok kochanka obejmującego się ramionami, jak gdyby sam chciał złagodzić to, co czuje. Poczuł się jak świnia, chociaż mógł podejrzewać, że  jakby wcześniej powiedział o wszystkim wilkowi, ten by się nie zgodził na jego plan.
            – Tak. – Musnął mu lekko policzek. – Chodź do mnie, kochanie. Przepraszam. – Prawie od razu All znalazł się w jego objęciach i był czule gładzony po plecach. – No już. Jest ok, chociaż będziemy musieli porozmawiać.
            – Czas najwyższy, nie wydaje ci się? Powinieneś zrobić to już wcześniej. – Był zły na niego, ale cieszył się, że jest bezpieczny. Ostatnie dni dały mu do wiwatu.
            – Wiem. Byłem prawie na drugim krańcu świata. – Widząc zaskoczony wzrok partnera, zastanawiał się, jak powinien mu powiedzieć to wszystko.
            – Po co?
            – Poszperałem to tu, to tam i musiałem wylecieć na dwa dni.
            – Luc. – Chwycił twarz niedźwiedzia w dłoń i nie pozwolił mu spuścić oczu. – Co zrobiłeś? Zabiłeś kogoś? – Szeroki uśmiech na tej przystojnej twarzy wcale nie poprawił mu humoru.
            – Nie. Kochanie, ja… Za tydzień będziemy mieć gościa. Na tyle, ile tylko będziesz chciał. – Allan spojrzał bez zrozumienia na kochanka. O czym on, do jasnej cholery, do niego mówił.
            – Kogo?
            – Znalazłem twoją matkę.


12 komentarzy:

  1. 25 rozdziałów, 25 tygodni co sobotnio-niedzienego nie spania. I kurcze zostało już tylko 7 do końca. Niesamowite. Gratuluje końca pisania. Jakie plany dalej? pozdro

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze, że są 32 rozdziały, bo chcę więcej po przeczytaniu tego. :) Już nie mogę się doczekać kolejnego ^.^ I mam pytanie: Czy będzie jakaś nowa seria?? Piszesz świetnie, dlatego się pytam *.*
    Pozdrawiam serdecznie i czekam na ciąg dalszy ;) # Kimie

    OdpowiedzUsuń
  3. Uggggh! No wiesz co? W takim momencie? No ale nic, przeżyjemy, żeby poczytać resztę :)

    Bardzo mi się podoba, jest naprawdę mega i juz 2 raz przeczytałam wszystko co napisałaś :)

    Planujesz jakies opo po Spotkaniu? Bo naprawdę dobrze piszesz i czyta się z przejęciem i lekkością, więc napisz coś jeszcze, proooszę :D


    Mam nadzieję, że Al i Luc się nie pokłócą ani nic takiego :(

    Życzę weny i przepraszam, że nie komentuję na bieżąco, ale zazwyczaj nie mam jak :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, jestem okropna :D Mam nadzieję, że przeżyjesz resztę :)
      Bardzo mi miło, że już dwa razy przeczytałaś wszystko. Co do kolejnego opa, jeszcze się zastanawiam. Jest to spowodowane wieloma czynnikami. Na pewno dam znać :)
      Zobaczymy czy się nie pokłócą :D
      Dzięki za chociaż ten jeden komentarz.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  4. Dzięki za umilenie niedzielnego poranka następnym spotkaniem ze zmiennymi,na razie nie zamierzam martwić się zapowiedzianym końcem.Przygoda trwa i czeka nas wizyta matki Allana.Jak Lucas tego dokonał?Pewnie wyjaśnisz za tydzień Ty niedobra kobieto? Pozdrawiam Beata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To mnie jest miło, że tu zaglądasz i czytasz ten tekst :) Ha. Dobrze, że nie zamierzasz się martwić zapowiedzianym końcem ;) Do niego daleko :)
      Pozdrawiam

      Usuń
  5. Fabuła sie rozwija w baaardzo dobrym kierunku :). Allan mial prawo wkurzyc sie na Miśka! :D Wschod slonca, kawa i chlodne powietrze... czego tu chciec wiecej? :) Nie moge sie doczekac kolejnego rozdzialu. A zostalo tylko 7 + epilog. Mam nadzieje, ze po Spotkaniu szykujesz nam cos jeszcze! :)
    Pozdrawiam
    xjudass

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiadasz że w treść rozwija bardzo dobrym kierunku? Cieszę się bardzo :D Wschód słońca, kawa i chłodne powietrze to raj :D Kolejny rozdział już nie długo :)
      Co do kolejnego tekstu. Jeszcze nie wiem ;) Niestety...
      Pozdrawiam

      Usuń
  6. No i niestety, w końcu jakieś niepokoje wkradły się do związku Allana i Luca. Dobrze, że chociaż nie stało się nic złego i zmienny niedźwiedź wyjaśnił wszystko swojemu partnerowi. Myślę, że po tym wszystkim All będzie raczej zadowolony z tego co zrobił Luc, no bo w końcu jego pochodzenie coraz bardziej go ciekawi. Oj, ciekawa jestem tego spotkania.

    No i fajnie, że między Maxem, Samem i Marco wszystko się układa ;)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak. Niestety. Niepokoje zawsze pojawiają się w naszym życiu. Dlatego też spotkało to Allana i Lucasa.
      Oj nie wiem czy All będzie taki zadowolony, nie wiem:D Spotkanie już nie długo ;)
      Pozdrawiam
      LM

      Usuń
  7. Lucas powinien uprzedzić partnera, żeby ten się nie martwił. W końcu nie dziwne, że to robił.
    Allan pozna matkę- ooo. Ciekawe jak wytłumaczy swoją nieobecność w jego życiu.
    Zapowiada się bardzo ciekawie.
    Rozdział jak zwykle świetny.
    Życzę dużo weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Witam,
    Lucas odnalazł matkę Allana, zrobił coś o czym od dawna myślał sam Allan, Max w końcu ich obu zaakceptował i jest szczęśliwy...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń