Hej Kochani.
Mam dla was ważna informację. Skończyłam "Spotkanie". W sumie ma 32 rozdziały plus epilog. Ze względu na to, że epilog jest dość krótki, to najprawdopodobniej zrobię tak, że w niedzielę opublikuję rozdział 32, a w środę epilog. Mamy jeszcze trochę czasu. Jestem strasznie ciekawa waszej opinii :D
A teraz zapraszam na rozdział.
Rozdział 25
Nowy dzień
był gorący i słoneczny. Allan otworzył oczy sfrustrowany. Ile jedna pieprzona
mucha może mieć energii do bzyczenia i wkurzania ludzi od samego rana? W tym
samym momencie zorientował się, że spał z Lucasem w bardzo dziwnej pozycji.
Nogi mieli ze sobą dziwnie zaplecione, jedno z jego ud było przyciśnięte do uda
partnera, jednak cała górna część ciała spoczywała skręcona pod dziwnym kątem.
Jedna z jego dłoni była wsunięta pod poduszkę, a druga zwisała z łóżka. I
dziwić się, że wszystko go bolało? Ruszył się lekko, starając nie krzywić i nie
wykonując zbyt gwałtownych ruchów, by nie obudzić partnera. Słońce dopiero
pojawiało się na horyzoncie, dlatego podejrzewał, że jest dopiero po czwartej, może
wpół do piątej. Przeciągnął się lekko i wyplątał z nóg kochanka.
Wiedział,
że już nie zaśnie. Wyszedł z sypialni w samych bokserkach, zajrzał do Liz, by
sprawdzić, czy śpi i zszedł do kuchni nastawić wodę na kawę. W ziemiach klanu
uwielbiał to, że mógł spokojnie obserwować wschód lub zachód słońca. Zamierzał
narzucić na siebie spodnie dresowe i podkoszulek, by chwilę później wyjść z
domu. Tak też zrobił.
Czując na
skórze podmuch chłodu, uśmiechnął się lekko. Tego mu brakowało. Chłodniejsze
powietrze, gorąca kawa i widok, który mógłby chłonąć godzinami, by się
uspokoić. Podejrzewał, że jest jedynym zmiennym na ich terenie, który nie śpi.
Mógł sobie tylko wyobrazić, co wieczorem musiał przeżywać Max. Widział jego
stres i napięcie, to jak mężczyzna analizował każde słowo Marco i Sama. Życzył
przyjacielowi jak najlepiej, tym bardziej, że zdobył dwóch dobrych i mądrych
partnerów. Przynajmniej nie da im popalić.
Uśmiechnął
się, czując promyki słońca grzejące lekko jego skórę. Dopiero zaczynało się
robić ciepło, po chłodniejszej nocy, jednakże to właśnie ta chwila ciszy i
spokoju była mu potrzebna. Wcześniej zawsze znajdował czas na to, by pobyć
samemu. Odkąd pojawiła się Liz, a oprócz tego aktualnie Lucas i cały klan, nie
mógł sobie na to pozwolić. Dlatego czerpał, ile mógł satysfakcji z tak krótkich
chwil. Podniósł kubek do ust i wypił pierwszy łyk ciepłego napoju. Ciekła
goryczka rozeszła się jako pierwsza po języku, dopiero potem lekki posmak
cukru, kawy i mleka pozostający chwilę na tym organie. Przymknął powieki
zrelaksowany. Siadł na schodach prowadzących do domu i wyciągnął twarz do
słońca. To mu było potrzebne.
Słońce
zdążyło wznieść się porządnie ponad horyzont, gdy Allan poczuł na sobie ciepłe
dłonie.
– Nie
możesz spać? – Mrukliwy, głęboki głos Lucasa wywołał cichą odezwę w jego żyłach.
– Obudziłem
się i postanowiłem chwilę posiedzieć na zewnątrz. – Odchylił się lekko do tyłu,
by spojrzeć na partnera.
– Chodź do
łóżka, kochanie. – Uśmiechnął się lekko.
– Zaraz
przyjdę. Dopiję tylko kawę i… – Na jego ustach wylądował czuły pocałunek.
– Teraz.
Jest cholernie wcześnie. Potem będziesz mógł zrobić wszystko to, co masz w
planach łącznie z kawą. Chodź. – Poddając mu się, Allan zostawił kubek zaraz
przy schodach tak, by nikt o niego nie mógł zahaczyć i poszedł do sypialni z
partnerem.
Gdy tylko
drzwi się za nimi zamknęły, został przyciągnięty w ciepłe ramiona i lekko
pocałowany.
– Obudziłem
się, jak wychodziłeś i czekałem, aż wrócisz. – Przymknął lekko powieki, czując
pocałunek na skroni.
–
Zamierzałem obejrzeć wschód słońca skoro i tak wiedziałem, że nie zasnę.
Najspokojniejszy moment dnia.
– I chyba
najbardziej samotny. – Allan mruknął coś w odpowiedzi, układając głowę na
klatce piersiowej partnera. – Coś cię męczy? – Lucas widział, jak Allan co
jakiś czas zachowuje się teoretycznie tak jak zwykle, odkąd go poznał, ale czuł
wtedy ogromny dystans psychiczny.
– Jak
będziesz miał więcej czasu, chciałbym wyjechać. Tylko z tobą i Liz. Odpocząć.
To głupio brzmi, bo nawet nie mam pracy, zajmuję się małą, ale…
– Dobrze.
Załatwię to w najbliższym czasie. A teraz chodź jeszcze spać. Mamy czas do dziewiątej,
żeby się wyspać, chyba że Liz nas obudzi płaczem.
– Może
akurat nie… – Ciepłe spojrzenie rozwiało jego marzenia. – No dobra. Sam w to
nie wierzę. – Nim minęła chwila, leżał w objęciach swojego partnera, próbując
unormować oddech. Miał cholernie złe przeczucie i to nie dawało mu spokoju.
Tylko czekał, aż coś w ich wspólnym życiu się zawali.
***
Zaraz po
śniadaniu Lucas wyjechał z domu. Musiał się zająć sprawami hotelu zarówno
obecnego, jak i budowanego. Od razu wspomniał Allanowi, że nie będzie go dwa
dni, miał za dużo do zrobienia, a chciał poświęcić obowiązkom jak najwięcej
czasu. Coś mu mówiło, że musi dać partnerowi czas na jego przemyślenia. Gdy
zajrzał do pokoju Liz zaraz po ponownym obudzeniu, w łóżeczku zobaczył zamiast
dziewczynki małego wilczka. Uśmiechnął się na ten widok, ale już na poważnie
musieli pomyśleć nad zabezpieczeniem posiadłości tak, by nie mogła się sama
nigdzie wydostać.
Na
szczęście jeden problem miał z głowy. Maxa. Wszyscy wiedzieli, że przyjął Marco
i Sama jako swoich partnerów, co pozwoliło mu odetchnąć. Miał cholernie mocny
instynkt terytorialny, jeśli chodziło o Allana. I wiedział, że najchętniej
przetrąciłby mężczyźnie kark za podkochiwanie się w jego kochanku.
Był
podenerwowany na samą myśl o dokumentach, które będzie musiał przeczytać,
wypełnić, stworzyć i popodpisywać. I tak za długo z tym czekał. Pozwolił sobie
na kilka dni luzu, które mu się przysłużyły pod względem psychicznym, ale niekoniecznie
podobała mu się wizja tego, co musi wykonać.
Wkurzony zmienił
bieg, przyspieszając. Samochód przed nim wlókł się niemiłosiernie. Wyprzedził
go, nadal dodając gazu. Otworzył okno, by zimne powietrze uderzyło go w twarz.
Przymrużył oczy i zacisnął dłonie na kierownicy. Cholera jasna. Nie wiedział,
co go tak niemożliwie wkurwia. Skręcił gwałtownie, by ponownie zmienić pas i
przeklął pod nosem. Chyba sam fakt, że nie jest przy Allanie, tak na niego
działał. Chciał chronić swojego partnera, a nie mógł tego zrobić, jeśli nie
wiedział, o co chodzi.
Widział, że
coś się dzieje z jego partnerem, czuł jego smutek i brak energii. Zastanawiał
się jednak, co jest tego powodem. Skręcił, by dostać się do hotelu i zaraz
potem parkował w podziemnym garażu.
***
Allan
widział dzisiaj czujny wzrok Lucasa na sobie. Same jego słowa nad ranem dały mu
dużo do myślenia. Mężczyzna podejrzewał więcej, niż on sam chciałby mu przekazać.
Opiekując się córką, coraz częściej zacząć rozmyślać nad tym, by spróbować
znaleźć jego biologiczną matkę i ojca. O ile to w ogóle możliwe. Na dodatek
powinien w końcu poznać rodziców swojego partnera, do czego ten nie dążył.
Miał
cholerny mętlik w głowie. Do jego rozmyślań przyczyniały się zmiany Liz. A co,
gdyby on wtedy w lesie również się zmienił? Mógłby nie przeżyć. Samotność
uderzała w niego ostatnio dziwną falą. Rozdział dotyczący jego pochodzenia nie
został przez niego zamknięty. Nie potrafił tego zrobić. Zawsze twierdził, że
skoro kobieta, która go urodziła, postanowiła go porzucić, to nie będzie jej
szukał. Do czasu, aż nie stracił wszystkich, których kochał. Posiadał nową
rodzinę, ale chęć poznania swojej przeszłości zaczęła coraz częściej gościć w
jego umyśle. Na dodatek chciałby dla Liz czegoś więcej niż on. Myśli o
wychowywaniu córki zaczęły go przytłaczać. Nie mógł jej zapewnić wielkiego
klanu, który w naturalny sposób by ją otaczał, chronił to, kim jest i
kształtował sposób myślenia o świecie. Był pewien, że byłaby w nim bezpieczna i
szczęśliwa, dopóki nie zdecydowałaby się na odejście.
– I co,
kochanie? Tata się chyba na mnie dzisiaj pogniewał. – Poprawił małej włoski i
musnął lekko palcem jej policzek. Mała wydawała radosne popiskiwania i
gaworzenia. Uśmiechnął się lekko. – Ty to masz dobrze, co? Zero problemów. –
Odetchnął głębiej. – Chcę ci oszczędzić tęsknoty za matką. Jak podrośniesz,
wszystko ci wytłumaczę. – Oparł się wygodnie o szczebelki łóżeczka i mówił do
córki, patrząc na nią. – Najchętniej nie dopuściłbym do twoich przyszłych
zmartwień, ale dobrze wiem, że są nie do uniknięcia. Kiedyś wyrośniesz na
piękną pannę, a twojej matki przy tym nie będzie. – Westchnął lekko. –
Chciałbym z nią porozmawiać, przedstawić jej Lucasa. Cieszyłaby się z tego, że
tworzymy związek i z tego, że Maxowi się udało. Kochanie, tak strasznie mi
przykro, że jej nie spotkasz. Gdybym mógł, cofnąłbym czas po to, byś miała taką
możliwość.
Tak
naprawdę słowa Allana były również skierowane do niego samego. Nierozwiązane
zagadki z przeszłości mogą gnębić nawet całe życie. Musiał się tylko zdecydować
na to, czy podejmie się sprawdzenia linii swego dziedziczenia. Jeśli nie
znajdzie matki, bo z tego, co wiedział, miał na to marne szanse, to chociaż
pozna tego człowieka, który jej to zrobił. Przymknął powieki. Chciał tego.
Musiał się skonfrontować z przeszłością. Czas najwyższy.
***
Max obudził
się przytulony z dwóch stron gorącymi ciałami. W miarę możliwości rozprostował
lekko kości, tak by nie obudzić partnerów. Marco był bliski jawy, ponieważ coraz
częściej poruszał się przez sen, natomiast Sam leżał bezwładnie, a jego ciepły
oddech muskał mu lekko szyję.
Czuł się
zrelaksowany, chociaż był zawstydzony tym, na co sobie w nocy pozwolił. Ich
zbliżenie nie ograniczyło się do tylko jednego aktu, a ramię piekło go mocno. I
nie tylko ono. Na samą myśl o tym wszystkim zaczął się pobudzać. Cholera.
Przymknął oczy, chcąc się kontrolować, nic mu to jednak nie dało. Spiął się
lekko, czując dłoń sunącą przez klatkę piersiową.
– Dzień
dobry. Nie udawaj, że śpisz. – Lekko zaspany głos Sama spowodował na jego
twarzy uśmiech. Już dawno nie wstawał z łóżka z dobrym humorem, nie wspominając
o tym, by się przy kimś obudzić.
– Leżę – powiedział
krótko, za co dostał lekki pocałunek.
– Mhmmm. –
Leniwy dźwięk wydostał się tym razem z ust Marco. Mężczyzna przeciągnął się
przy jego ciele, ocierając o niego swe muskularne ciało. Poczuł igiełki
pożądania budzące się w żyłach, wypełniające powoli jego ciało. – Nie śpij. –
Dłoń bety wylądowała mu na biodrze, trącając lekko wzwiedziony członek.
– Nie
zamierzam. – Obrócił się tyłem do Sama, przyciągając do siebie Marco. Czuł
instynktowną potrzebę, by to jemu pierwszemu dać trochę czułości. Ciepła dłoń
drugiego partnera wylądowała na jego, przyciągając go mocniej. Poczuł ciepły,
długi pocałunek na barku i usta coraz
bardziej zbliżające się do szyi.
– Ej! –
Jego protesty zatonęły w ustach Marco. Najbliższe dni i godziny będzie miał
ciekawie zajęte.
***
Kolejny
tydzień minął szybciej, niżby można przypuszczać. Allan zorientował się, że
czas sączy mu się przez palce, ucieka, im bardziej próbuje go złapać. Liz
zmieniła się kolejne trzy razy, a jemu przy każdym kolejnym stawało na chwilę
serce. Czuł to. Z jednej strony cieszył się, że mała rozwija się, jak na
zmiennego przystało i nie ma żadnych kłopotów przez połączenie jego krwi, z tą
należącą do Ellen. Wiedział, że jest alfą. Przerażało go tylko to, że jeszcze
nie potrafiła chodzić.
Na dodatek
Lucas pracował więcej niż do tej pory. Najpierw nie było go trzy dni, pojawił
się w domu na kilka godzin i ponownie wyjechał do hotelu. Oznaczało to, że było
go w domu już czwarty dzień z kolei. Oczywiście, że dawał sobie radę w klanie.
Nie tworzyli żadnych problemów, więc jedyne czym się zajmował, to opieka nad
Liz. Chciał jednak wiedzieć, co motywowało kochanka do opuszczenia go. Skoro do
tej pory zdołał inaczej rozporządzać pracą, wątpił, by nagle wszystko zajmowało
mu tak dużo czasu. Cholera, gdyby chociaż się o coś pokłócili, ale nie…
Siedział na
ganku. Liz leżała w kołysce i spała. Uśpił ją po cholernie długim noszeniu i
kołysaniu. Przymknął powieki znużony. W nocy działo się dosłownie to samo.
Potrzebował Lucasa. Zaczynał czuć się odrzucony. Więź uaktywniała w nim ten
dziwny stan. Zastanawiał się, co powinien zrobić. Otworzył oczy. Przed nim stał
Max. Widać było, że przyzwyczaił się do domowników, skoro przestał nawet
reagować na ich obecność.
– Coś się
stało? – zapytał przyjaciela, widząc, jak ten go obserwuje.
– Tak. I to
z tobą. Co jest? – Skrzywił się. Nienawidził tego, że mężczyzna czyta z niego
jak z otwartej książki. Zawsze go to wkurzało.
– Nic.
– Właśnie
widzę. Możesz powiedzieć po dobroci albo do niego zadzwonię i każę mu
przytachać swoje cztery litery do ciebie, żebyście sobie wszystko wyjaśnili.
– W tym
rzecz, Max. Nie pokłóciliśmy się, wszystko było normalnie, a nagle prawie cały
czas poświęca pracy. Gdyby chociaż powiedział, że ma ważne rzeczy do zrobienia,
ale nie. Wspomniał, że musi załatwić kilka rzeczy i może go nie być dzień albo
tydzień.
– No to
rzeczywiście nic. Chyba obaj zgłupieliście. On wyjechał, a ty siedzisz struty i
ledwo żywy. Widzę to przecież. Chcesz, to zajmę się w nocy Liz.
– Masz
partnerów – odparował od razu. Był wdzięczny przyjacielowi za chęć pomocy, ale
nie zamierzał im przeszkadzać. To, że Max nie ma planów, wcale nie oznacza, że
jego partnerzy ich nie mają.
– Mam, ale
oni muszą to zrozumieć. Ty potrzebujesz czasem mojej pomocy. Tak jak i ja
twojej. Nie zamierzam tego nagle zmieniać, bo Marco i Sam mnie znaleźli.
– Dzięki
ci. – Uśmiechnął się lekko. – Muszę się w końcu chociaż trochę wyspać. Mała
nadal ząbkuje.
– To nie
problem. Jedna czy dwie noce w porównaniu do twoich ostatnich dni… Może jedź do
niego?
– Nie chcę.
Nie zrobiłem nic złego. To on się odsunął, niech się postara.
– Zawsze
byłeś uparty. Nie zmienisz zdania?
– Nie.
Dopóki on się tu nie pojawi. – Nie zamierzał się przyznać do tego, że
odrzucenie Luca tak cholernie go bolało. Tym bardziej, że nie znał jego
powodów.
– On wróci
All. Musi mieć jakiś cholernie ważny powód, by się od ciebie odsunąć. Widziałem,
jak patrzy na ciebie i Liz. Zrobiłby dla was wszystko. A tego nie da się
wymazać byle czym. – Te słowa dały mu pewnego typu pociechę.
– Dzięki, Max.
Za wszystko. – W odpowiedzi otrzymał kiwnięcie głową i rozkaz, by iść do łóżka
i się wyspać. Zamierzał to zrealizować.
***
Lucas czekał
na lotnisku, chcąc odebrać swój bagaż. Był wykończony, na dodatek brak Allana
przy jego boku dawał mu się we znaki. Gdyby mógł, nie pojawiałby się w domu
przez cały tydzień, a następnie przyjął na siebie całą złość partnera. Zmienił
jednak zdanie, gdy po trzech dniach użerania się z ważnymi dokumentami,
załatwianiem hotelu, lotu i wielu innych ważnych rzeczy zaczął odczuwać bardzo
dotkliwie, że stanowczo zbyt długo nie widział się z kochankiem. Tęsknił też za
wiecznym płaczem Liz. Cholera jasna. Przywiązał się do małej i uważał ją za
swoją córkę.
W końcu
chwycił za rączkę walizki i pociągnął ją w stronę wyjścia. Na parkingu
niedaleko lotniska stał jego samochód. Cieszył się, że w końcu będzie mógł
spędzić więcej czasu z Allanem… I przygotować go na pewne rzeczy. Zrobił coś, czego
najprawdopodobniej nie powinien. Wiedział, że odpowiedzialność za to będzie
wielka, a nie był pewien, czy jest w stanie za to wszystko zapłacić.
***
All poczuł
przez sen, jak materac obok niego się ugina. Nawet na to nie zareagował.
Podciągnął kołdrę prawie pod uszy i ponownie głęboko usnął.
Ranek
obudził go promieniami słońca, które tańczyły mu po twarzy. Przypomniał sobie,
że zapomniał zasłonić okna, przeciągnął się lekko. Dobrze wiedział, że Lucas
leży obok niego i zapewne obserwuje go.
– Cześć,
kochanie. – Słyszał cichy pomruk w głosie mężczyzny, znał go i mógł
podejrzewać, że gdyby nie to, że był na niego wściekły, poranek mógłby się
skończyć całkiem gorąco.
– Gdzieś ty
był, do jasnej cholery?! – Lucas spojrzał na kochanka i uśmiechnął się lekko,
nie mogąc się powstrzymać.
– Za chwilę
będziesz na mnie krzyczał. – Przyciągnął go do pocałunku. Na początku All lekko
się wyrywał, chcąc go przy tym uderzyć, ale nie pozwolił mu na to. Dobrze czuł,
że partner jest na niego wściekły. Gdy tylko puścił go, Allan wstał gwałtownie
z łóżka.
– Wkurzasz
mnie! Nie dawałeś znaku życia od czterech dni i myślisz, że będę szczęśliwie
witał cię z otwartymi ramionami? Chyba ci się coś pomyliło! Kurwa mać!
Martwiłem się! Nie zadzwoniłem po gliny, tylko dlatego, że jesteś zmiennym!
Chciałem czekać góra tydzień, aż raczysz się odezwać.
– Kochanie,
przepraszam. Musiałem pilnie wyjechać, to nie mogło czekać.
– Kurwa!
Jeszcze masz czelność, nie mówić mi, o co chodzi! Interesowało cię w ogóle, co
się z nami działo? Co z Liz, ze mną, z klanem? Miałeś nas w dupie! – Emocje
kotłowały się w nim. Nie powinien jeszcze niczego mówić Allanowi.
–
Wiedziałem o wszystkim, co się działo. Nie zostawiłem was bez opieki. Nie byłem
w stanie zadzwonić do ciebie! – Allan nie spodziewał się, że te słowa aż tak go
zabolą. No tak. Marco. Wplątał palce we włosy, zacisnął lekko i dopiero po tym
był w stanie spojrzeć na partnera.
– Co ja ci,
do jasnej cholery, zrobiłem?! – wydarł się wkurwiony. Pierwszy raz w życiu miał
w dupie to, czy ktoś go usłyszy. Żal do Lucasa i strach o niego przez ostatnie
dni go wręcz paraliżowały. Nie chciał przeżywać czegoś podobnego nigdy więcej w
życiu. – No czym na to zasłużyłem?! Gadaj, do kurwy nędzy! – Spojrzał w oczy
partnera, próbując złapać oddech, miał ochotę uderzyć mężczyznę, potrząsnąć
nim, a zarazem sprawdzić, czy nic mu nie dolega. Mimo to nie ruszył się z
miejsca, tylko patrzył.
– All,
kochanie. Przepraszam. – Powtarzał się, ale chciał uspokoić kochanka. Nie spodziewał
się takiej fali wściekłości. – Byłem przez cały czas bezpieczny. Nie dzwoniłem,
bo nie umiałbym cię okłamać.
– Po chuja
miałbyś to robić! Kurwa mać! Czy ty mnie nie rozumiesz? Straciłem cały klan,
gdy pojechałem do żony! Po tej tragedii, po której ledwie byłem w stanie się
pozbierać, straciłem i Ellen. – Teraz dopiero uświadomił sobie, co on właściwie
zrobił. – Jej rodzice prawie odebrali mi Liz, gdyby nie to, że część dokumentów
załatwiliśmy jeszcze przed urodzeniem małej. Czy ty w ogóle myślałeś o tym, co
ja mogę czuć, gdy znikniesz na te kilka dni? Wiesz, jak kurewsko się o ciebie
bałem?! – Nie wiedział. Nie czuł tego. Zawsze był otoczony rodziną, nigdy nic
nikomu z jego bliskich się nie stało. Wstał z łóżka i podszedł do Allana.
– Nie
pomyślałem, że tak to możesz odebrać.
– Teraz już
wiesz. – Zabolał go widok kochanka obejmującego się ramionami, jak gdyby sam
chciał złagodzić to, co czuje. Poczuł się jak świnia, chociaż mógł podejrzewać,
że jakby wcześniej powiedział o
wszystkim wilkowi, ten by się nie zgodził na jego plan.
– Tak. –
Musnął mu lekko policzek. – Chodź do mnie, kochanie. Przepraszam. – Prawie od
razu All znalazł się w jego objęciach i był czule gładzony po plecach. – No
już. Jest ok, chociaż będziemy musieli porozmawiać.
– Czas
najwyższy, nie wydaje ci się? Powinieneś zrobić to już wcześniej. – Był zły na
niego, ale cieszył się, że jest bezpieczny. Ostatnie dni dały mu do wiwatu.
– Wiem.
Byłem prawie na drugim krańcu świata. – Widząc zaskoczony wzrok partnera,
zastanawiał się, jak powinien mu powiedzieć to wszystko.
– Po co?
–
Poszperałem to tu, to tam i musiałem wylecieć na dwa dni.
– Luc. –
Chwycił twarz niedźwiedzia w dłoń i nie pozwolił mu spuścić oczu. – Co
zrobiłeś? Zabiłeś kogoś? – Szeroki uśmiech na tej przystojnej twarzy wcale nie
poprawił mu humoru.
– Nie.
Kochanie, ja… Za tydzień będziemy mieć gościa. Na tyle, ile tylko będziesz
chciał. – Allan spojrzał bez zrozumienia na kochanka. O czym on, do jasnej
cholery, do niego mówił.
– Kogo?
– Znalazłem
twoją matkę.
25 rozdziałów, 25 tygodni co sobotnio-niedzienego nie spania. I kurcze zostało już tylko 7 do końca. Niesamowite. Gratuluje końca pisania. Jakie plany dalej? pozdro
OdpowiedzUsuńDobrze, że są 32 rozdziały, bo chcę więcej po przeczytaniu tego. :) Już nie mogę się doczekać kolejnego ^.^ I mam pytanie: Czy będzie jakaś nowa seria?? Piszesz świetnie, dlatego się pytam *.*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i czekam na ciąg dalszy ;) # Kimie
Uggggh! No wiesz co? W takim momencie? No ale nic, przeżyjemy, żeby poczytać resztę :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba, jest naprawdę mega i juz 2 raz przeczytałam wszystko co napisałaś :)
Planujesz jakies opo po Spotkaniu? Bo naprawdę dobrze piszesz i czyta się z przejęciem i lekkością, więc napisz coś jeszcze, proooszę :D
Mam nadzieję, że Al i Luc się nie pokłócą ani nic takiego :(
Życzę weny i przepraszam, że nie komentuję na bieżąco, ale zazwyczaj nie mam jak :/
Wiem, jestem okropna :D Mam nadzieję, że przeżyjesz resztę :)
UsuńBardzo mi miło, że już dwa razy przeczytałaś wszystko. Co do kolejnego opa, jeszcze się zastanawiam. Jest to spowodowane wieloma czynnikami. Na pewno dam znać :)
Zobaczymy czy się nie pokłócą :D
Dzięki za chociaż ten jeden komentarz.
Pozdrawiam :)
Dzięki za umilenie niedzielnego poranka następnym spotkaniem ze zmiennymi,na razie nie zamierzam martwić się zapowiedzianym końcem.Przygoda trwa i czeka nas wizyta matki Allana.Jak Lucas tego dokonał?Pewnie wyjaśnisz za tydzień Ty niedobra kobieto? Pozdrawiam Beata
OdpowiedzUsuńTo mnie jest miło, że tu zaglądasz i czytasz ten tekst :) Ha. Dobrze, że nie zamierzasz się martwić zapowiedzianym końcem ;) Do niego daleko :)
UsuńPozdrawiam
Fabuła sie rozwija w baaardzo dobrym kierunku :). Allan mial prawo wkurzyc sie na Miśka! :D Wschod slonca, kawa i chlodne powietrze... czego tu chciec wiecej? :) Nie moge sie doczekac kolejnego rozdzialu. A zostalo tylko 7 + epilog. Mam nadzieje, ze po Spotkaniu szykujesz nam cos jeszcze! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
xjudass
Powiadasz że w treść rozwija bardzo dobrym kierunku? Cieszę się bardzo :D Wschód słońca, kawa i chłodne powietrze to raj :D Kolejny rozdział już nie długo :)
UsuńCo do kolejnego tekstu. Jeszcze nie wiem ;) Niestety...
Pozdrawiam
No i niestety, w końcu jakieś niepokoje wkradły się do związku Allana i Luca. Dobrze, że chociaż nie stało się nic złego i zmienny niedźwiedź wyjaśnił wszystko swojemu partnerowi. Myślę, że po tym wszystkim All będzie raczej zadowolony z tego co zrobił Luc, no bo w końcu jego pochodzenie coraz bardziej go ciekawi. Oj, ciekawa jestem tego spotkania.
OdpowiedzUsuńNo i fajnie, że między Maxem, Samem i Marco wszystko się układa ;)
Pozdrawiam
Oj tak. Niestety. Niepokoje zawsze pojawiają się w naszym życiu. Dlatego też spotkało to Allana i Lucasa.
UsuńOj nie wiem czy All będzie taki zadowolony, nie wiem:D Spotkanie już nie długo ;)
Pozdrawiam
LM
Lucas powinien uprzedzić partnera, żeby ten się nie martwił. W końcu nie dziwne, że to robił.
OdpowiedzUsuńAllan pozna matkę- ooo. Ciekawe jak wytłumaczy swoją nieobecność w jego życiu.
Zapowiada się bardzo ciekawie.
Rozdział jak zwykle świetny.
Życzę dużo weny ;)
Witam,
OdpowiedzUsuńLucas odnalazł matkę Allana, zrobił coś o czym od dawna myślał sam Allan, Max w końcu ich obu zaakceptował i jest szczęśliwy...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia