Witam was kochani.
Przed wami kolejny rozdział "Spotkania". I kolejna niedziela z opowiadaniem :)
Część z was pytała o to czy myślę nad następnym tekstem. Odpowiedź brzmi: oczywiście. Jest tylko kilka problemów z tym związanych ;)
Chcieć a móc to dwie różne kwestie :)
Chcieć a móc to dwie różne kwestie :)
Mój czas jest bardzo ograniczony. Studia, praca, życie prywatne i nie zawsze jest czas by pisać, choćbym bardzo chciała. Czeka mnie ostatni rok studiów, a więc również pisanie pracy magisterskiej i wiele różnych innych obowiązków. I to jest główny problem. Do tej pory miałam o wiele więcej czasu, niż aktualnie i łatwiej było mi wykonać wszystkie inne czynności. Dlatego już teraz czasem nie jestem w stanie odpowiedzieć przez tydzień na komentarze.
Myślę, że będę pisać kolejny tekst, ale kiedy i czy w ogóle się on pojawi. Nie wiem. Nie gwarantuje. Niestety.
Pozdrawiam was serdecznie
Lady M
Rozdział 26
– Znalazłem twoją matkę.
Allan czuł,
jak jego ciało nagle zostało sparaliżowane. Spojrzał zaskoczony na Lucasa. Nie,
to nie było możliwe. Przecież jego matka nie była zmienną, porzuciła go,
zostawiła liścik… Niedźwiedź nie miał możliwości, by to uczynić.
– Kochanie.
Ona żyje. Jest taka jak my. Przyjedzie ci to wszystko wytłumaczyć.
– Co ty do
mnie pierdolisz! – Czuł się tak, jak gdyby cały jego świat, który znał do tej
pory, nagle się zawalił. Całe jego istnienie było oparte na kłamstwie. Ona go
porzuciła! Zostawiła na pewną śmierć! Nie rozumiał tego. Nie docierało do niego
to, co jego partner próbował mu wytłumaczyć. Nie w tym momencie.
– Allan, spójrz
na mnie. – Wykonał polecenie kochanka. – Jest dobrze, kochanie. Damy sobie z
tym radę. – Przytulił się do niego ponownie i oparł czoło o ramię mężczyzny.
Przymknął oczy zmęczony. Cholera. To nie tak miało być. Spodziewał się, że
nigdy jej nie znajdzie. Zakładał, że nie żyje. Tak było łatwiej. Poza tym był
święcie przekonany, że pozna tylko tego, który go spłodził.
– Ja… Nie
rozumiem, Luc. Czemu? – Przełknął ślinę. – Dlaczego? Ja po prostu… – Poczuł
dłoń kochanka na głowie i spojrzał na niego. Rozsypał się. Nie mógł powstrzymać
łez płynących mu z oczu. Najgorsze było poczucie niesprawiedliwości,
całkowitego odrzucenia przez kobietę, która go urodziła. Poczuł się niczym małe
dziecko, zagubiony i niepewny tego, co zawsze brał za prawdę i rzeczywistość.
Sam sobie zadawał pytanie, jak powinien zrozumieć całą tę sytuację. Żołądek skręcił
mu się na myśl o tym, że przez tyle lat wierzył w wierutne kłamstwo.
– Ciii,
kochanie. – Do tej pory widział swojego partnera jako silnego wilka, który
przeżył ogrom ciężkich sytuacji. Dopiero teraz uświadomił sobie, jakim kosztem
osiągnął równowagę. Czując w ramionach drżące ciało partnera, samemu krajało mu
się serce. – Ona ci wszystko wytłumaczy, jak przyjedzie. – Lekki pocałunek
okazał się wystarczającym wsparciem, by zmienny wilk był w stanie się opanować.
– Nie mogła przyjechać ze mną, bo… musi dokończyć kilka spraw. Kochanie, po tym,
co powie… Będziesz mógł przyjąć ją do klanu albo wyrzucić. – Wiedział, że
stawia kochanka w ciężkiej sytuacji. Zadecyduje o życiu lub śmierci kobiety,
która go urodziła.
– Co przez
to rozumiesz? – Wilk zmrużył oczy i zacisnął gwałtownie szczęki.
– Odchodzi
ze swojej watahy. Nie ma tam dla niej już miejsca. – Allan czuł, jak ponownie
zamiera w nim serce. To są chyba jakieś pieprzone żarty. Lucas nie mógł mówić
poważnie. Spojrzał na ponurą twarz kochanka. – Jeśli się nie zgodzisz, będziemy
musieli znaleźć jej inny klan, który ją zaakceptuje.
– Dlaczego
nie chcesz mi powiedzieć tego, co wiesz? Co ci to daje? I tak postawiłeś mnie
przed zajebiście trudną decyzją. Ułatw mi ją chociaż trochę. Lucas, ja nie mogę
czekać tydzień na jakiekolwiek informacje. Nie w momencie, kiedy ją widziałeś.
Rozmawiałeś z nią, prawda?
– Tak. Wiem
dużo, nie wszystko. Kochanie, to jej historia, to od niej powinieneś ją poznać.
Podejrzewam, że wiele rzeczy przemilczała. – Nie zamierzał dać mu się wybronić.
Skoro Lucas zainicjował to wszystko, musi podjąć wyzwanie doprowadzenia tego do
końca. Z jednej strony był na niego cholernie wściekły za sposób, w jaki to
wszystko zorganizował. Z drugiej jednak… Wiedział, że w końcu podziękuje mu za
to. Sam zaczął to w końcu rozważać, a Luc ułatwił mu to, stawiając go przed
faktem dokonanym. Nie będzie się spalał, poszukując informacji, zresztą
rozpatrzyłby tylko jedną możliwą sytuację. Znalezienie tego, który go spłodził.
– Nie
zamierzam czekać. Powiedz mi chociaż trochę. Nie oczekuję wszystkiego. Wiesz, czemu
mnie porzuciła, prawda? – Niedźwiedź skinął głową. Spojrzał na niego z oczekiwaniem.
Zamierzał dać kochankowi czas do namysłu.
Bolało go
to, co musiał powiedzieć Allanowi. Dlatego właśnie wcześniej zamierzał ukryć
fakt, że kobieta, która go urodziła, pojawi się na ich terenie.
– Zostawiła
cię, bo cię kochała. – To było chyba najdziwniejsze wytłumaczenie na świecie,
ale taka była prawda. Przynajmniej jeśli chodziło o to, jaką on miał wiedzę na
temat całej sytuacji, która rozegrała się prawie przed trzydziestoma laty.
Kobieta mogła pojawić się na ich
terenie w każdej chwili. Miała pozałatwiać swoje sprawy i wykupić bilet w
pierwszym samolocie lecących na najbliższe lotnisko. Zadbał o jej
zabezpieczenie finansowe, na ten okres. Wynajął hotel i opłacił go z góry na
tydzień. Nie potrzebowała żadnych dodatkowych dokumentów, co przyspieszyło jej
decyzję.
Lucas przyciągnął jeszcze bliżej kochanka, tuląc
go do siebie, potem usiadł na łóżku i wziął partnera na kolana tak, że ten nie
miał możliwości uwolnienia się. Zresztą wilk wyjątkowo nie protestował, siedząc
na nim okrakiem, układając się wygodnie. Zarzucił mu ręce na kark, co już samo
w sobie świadczyło o jego potrzebie bliskości. Allan był jeszcze zapłakany,
chociaż wydawało się, że gwałtowna fala uczuć na tę chwilę już odpłynęła. Mógł
tylko podejrzewać, co się będzie działo w następnych dniach. Otarł swoimi
dłońmi jego wilgotne policzki i pocałował go lekko, czując pod wargami słony
smak.
– Samo to
sobie przeczy. – Oczy zmiennego były tak przeraźliwe smutne, że aż zrobiło mu
się głupio. Żałował, że nie rozegrał tego inaczej. Cholernie żałował, z drugiej
strony może to i lepiej, że wilk będzie na to przygotowany psychicznie. Poczuł
gorycz w gardle, lekko go dławiącą. Zanim cokolwiek powiedział, musiał
kilkakrotnie przełknąć ślinę, jak gdyby słowa, które miał wypowiedzieć, miały
go przydusić. Otworzył lekko wargi, chcąc wyrzec pierwsze słowa, zorientował
się jednak, że nie wiedział, co zakomunikować partenrowi, by nie zabolało to
Allana za bardzo. Widział, w jakim stanie jest kochanek. W tym momencie musiał
zadecydować, czy lepiej być delikatnym, czy brutalnie szczerym. Spojrzał w oczy
wilka, jak gdyby w ten sposób oceniając jego psychiczną siłę.
– All… Ona
była bita. – Wyczuł drgnięcie mięśni partnera. – Maltretował ją przez wiele
lat. Ten, który cię spłodził. Do tej pory z nim żyła. Teraz jest bezpieczna, on
nie żyje. Nie powiedziała, czy byli sobie przeznaczeni, dlatego nie jestem w
stanie ci obiecać, czy niedługo nie umrze. Znała tereny zmiennych, dlatego cię
tam zostawiła. Wiedziała, że ktoś cię znajdzie wcześniej czy później. Nie
chciała, byś jej szukał, dlatego zostawiła taką, a nie inną informację przy tobie.
Chciała ci oszczędzić bólu, udręki i znęcania psychicznego. Uciekła z tobą, by
cię ochronić. Była gotowa oddać za ciebie życie. Zamierzała uciekać dalej.
Próbowała tego, byleby go od ciebie odciągnąć. Dlatego cię porzuciła z nadzieją
na twoje przeżycie. Ona… – Musiał zmusić swoje gardło do rozluźnienia. Odkąd
pierwszy raz zobaczył tę kobietę, nie mógł pozbyć się jej widoku sprzed twarzy.
Kurwa mać! Ten skurwiel był obłąkany. Żaden normalny, szanujący się facet nie
byłby w stanie zrobić coś takiego. Wiedział, że partner obserwuje go przez cały
czas, ale musiał przymknąć oczy. Na sam widok kobiety, która urodziła jego
partnera, całe ciało go bolało. On rozumiał rany bitewne, wypadki. Ale to… –
Szramy biegną przez całą jej twarz. Dziwne, że nie jest nadmiernie
zniekształcona. Ciągną się przez szyję i barki. Tyle widziałem. Mogę tylko
podejrzewać, że cała jest w tych poszarpanych pazurami szramach. – Przytulił
się do partnera. Tym razem to on potrzebował trochę pociechy od niego. Jeżeli
była przeznaczona temu skurwielowi, postara się o to, by miała chociaż chwilę
spokoju w swoim życiu. – Widziałem te rany, jak się pochyliła, gdy kładła
spodki z herbatą na stoliku. Ja po prostu… Nigdy nie widziałem czegoś takiego.
I nie chodzi mi nawet o przygotowanie cię na sam jej przyjazd, a na widok jej
ciała.
Allan do
tej pory słuchał partnera w milczeniu. Widział na jego twarzy, jakie to było
przeżycie dla niedźwiedzia, który starał się wszystkimi opiekować i poświęcać
im swój czas i uwagę. Pomyśli nad tym wszystkim później. Nie będzie mu łatwo,
ale musiał zająć się swoim mężczyzną.
– To była
jej cena, Allan. Ona znosi ją każdego dnia. Nie wspominając o jej psychice. Co
ona, do kurwy nędzy, musiała przejść. Mimo tego, co ci zrobiła, jest mi jej
najzwyczajniej w świecie szkoda. Po prostu cały czas czułem od niej szczerość,
wierzę jej, że chciała cię chronić. Miałem dowód przed oczami. – Zakończył
kulawo swoją przydługą wypowiedź. Milczenie kochanka tylko bardziej nakręcało
jego tłumaczenia. Musiał to przerwać, bo inaczej w końcu sam się pochoruje. Ta
sytuacja była dla niego ciężka. Wiedział, że będzie się musiał przyzwyczaić do
jej obecności w domostwie. Tak samo jak kochanek i wszyscy inni zmienni
zamieszkujący na ich terenie. Ciężka i skomplikowana sytuacja, bez możliwości
obejścia jej z innej strony.
– Czego
oczekujesz, Lucasie? – Musiał zadać to pytanie, chciał wiedzieć, co w głębi
serca postanowił niedźwiedź, chociaż dobrze znał jego odpowiedź.
– Dajmy jej
normalny dom, Allan. Na lata lub na chwilę. Niech zazna spokoju. Decyzja mimo
wszystko należy do ciebie. Tylko ty wiesz, czy będziesz w stanie jej to
wybaczyć. – Kiwnął głowa, że rozumie, co partner miał na myśli i przytulił się
do niego. Siedzieli tak dłuższą chwilę w ciszy.
***
Max, idąc
do pokoju przyjaciela, usłyszał, jak ten kłóci się z kochankiem. Na rękach miał
młodego śpiącego wilka i sam przed sobą nie wiedział, co ma zrobić. Marco i
Sama nie było, ponieważ pojechali załatwić coś do najbliższego miasta.
Odetchnął głęboko. Przecież opieka nad dzieckiem i zmiennym chyba za bardzo się
nie różni. Wyszedł na ganek i usiadł na ławce.
Dawno nie
słyszał u Allana tego tonu głosu, więc
mógł tylko podejrzewać, jak bardzo jest wściekły. Wolał im nie przeszkadzać, a
małej przecież nic się nie dzieje. Nie licząc tego, że śpiąc na jego łóżku,
nagle zmieniła się w wilczka. Nawet się nie przebudziła. Zastanawiał się, czemu
przyjaciel był aż tak bardzo rozsierdzony. W takim stanie, jak słyszał, widział
go raz, może dwa razy w życiu. Tym bardziej było to dla niego zaskakujące i
dziwne.
Na
szczęście z tego, co zdążył usłyszeć, dowiedział się, że Lucas jest już w domu.
Jedna dobra informacja. Mimo iż mężczyzna nie zapałał sympatią do niego przy
pierwszym spotkaniu, cieszył się, że potrafił odsunąć od siebie ową niechęć i
złość.
Musiał
pomyśleć nad przeniesieniem firmy do najbliższego miasta. Znaczna część jego
klientów i tak zazwyczaj się z nim nie spotykała, tylko przesyłała instrukcje w
sprawie sporządzenia umów, stworzenia testamentu i wielu, wielu innych rzeczy,
które po kilkukrotnym sprawdzeniu i zaakceptowaniu drogą wirtualną,
przyjeżdżali i podpisywali w jego firmie. Nie widział problemu w tym, by jak na
jakiś czas dojeżdżać w okolice lotniska, by pozałatwiać najważniejsze sprawy ze
swoimi kontrahentami. Oczywiście mógł na tym stracić, ale też dużo zyskać.
Zdążył się
już dowiedzieć, jakich usług prawniczych nie oferują w najbliższych miejscowościach
i częściowo wpisywał się w ową niszę. Poza tym, jak podejrzewał, coraz częściej
ludzie zaczną korzystać z usług prawników w ramach konsultacji pewnych
zagadnień, niż samego prowadzenia sprawy. Zapotrzebowanie na tego typu usługi,
jak widział wśród aktualnych klientów, zwiększało się. On sam miał na tyle komfortową
sytuację, że zajmował się dwoma różnymi specjalizacjami i starał się o
uprawnienia z trzeciej. Ze względu na samotne życie mógł sobie na to pozwolić.
Teraz jednak stwierdził, że jak najszybciej będzie musiał zdać najtrudniejszy w
życiu egzamin. Dzięki temu osiągnie wszystko, co sobie założył i zapragnął.
Delikatnie głaskał futerko wilka. Musi tylko to wszystko rozplanować, bo
inaczej wszystkie jego plany pogrążą się w chaosie.
***
Meg, włócząc
się powoli główną ulicą wielkiego miasta, przeklinała pod nosem. Potknęła się
na chodniku i wykręciła mocno nogę. Miała tylko nadzieję, że dźwięk, który
usłyszała, jej się przesłyszał. A to wszystko przez jakiegoś idiotę, któremu
się spieszyło. Zawarczała w myślach. Musiała się opanować. Gdy tylko się
podniosła i stanęła lekko na uszkodzonej kończynie, przez jej ciało przebiegł
tak silny impuls bólu, że aż kolana jej zmiękły. Nikt nie raczył jej pomóc, co
wyjątkowo byłaby w stanie przyjąć. Musiała się tylko doczołgać do najbliższej
ławki, co wydawało jej się w tym momencie nierealne. Kawiarnia była jeszcze
dalej, dlatego właśnie wygodne siedzisko obrała za swój cel. Podskakując lekko
na zdrowej nodze, próbowała dotrzeć do miejsca spoczynku. Cholernie trudno było
jej to zrealizować z ciężkim plecakiem na ramieniu. Musiała w końcu dotrzeć
jakoś do hotelu. Przeklęła swoje pomysły i pragnienia, a jej myśli uciekły do
bólu, który co chwilę przeszywał jej umysł.
–
Buongiorno, Bella (Dzień dobry, piękna). – Obróciła głowę w kierunku kolejnego
namolnego Włocha. Miała ochotę go spławić, ale zanim w ogóle zdążyła to zrobić,
równie szybko w jej umyśle pojawiła się nowa fala bólu. Może przynajmniej jej
pomoże.
– Buongiorno
(Dzień dobry). – Zachwiała się lekko, stojąc na chorej nodze. Nie wierzyła
swoim oczom. Cholera jasna! W tym momencie wiedziała, kto przed nią stoi i
przeklęła kolejny raz pod nosem. No tak. Jej partnerem oczywiście musiał być
Włoch, bo jakżeby inaczej. Pomyślała z przekąsem.
– Stai
bene? (Dobrze się czujesz?) – W myślach próbowała sobie przypomnieć podstawowe
zwroty językowe, których uczyła się dawno temu.
– Sto Male.
Mi fa male una gamba (Źle się czuję. Boli mnie noga). – Dopiero teraz ponownie
na nią spojrzała i jakoś dziwnie nie zaskoczyła ją pokaźna opuchlizna. Skończy
się szpitalem i uziemieniem. Cholera jasna. – Non parlo italiano, scusi. Parli
inglese? (Nie mówię po włosku, przepraszam. Mówisz po angielsku?). – Dopiero w
tym momencie mogli się porozumieć. I tak czuła się dumna, że chociaż tyle sobie
przypomniała. Przedstawili się sobie, a po chwili Włoch pomógł jej dojść do ławki
i poszedł do domu po apteczkę. Jej skromne zapasy medykamentów nie zapewniały
jej możliwości zabezpieczenia kostki, choćby bandażem elastycznym. Miejsce było
tak opuchnięte, że zastanawiała się, jak ona dojdzie do hotelu. Poza tym zdążyła
zgłodnieć i knajpka, która znajdowała się niedaleko, a z której było czuć
pyszny zapach jedzenia, tylko jeszcze bardziej pobudzał jej żołądek. Najwyżej
krzyknie do kelnera, czy może jej pomóc, bo umrze na miejscu z głodu.
Uśmiechnęła
się lekko. Kto by pomyślał, że jej partnerem będzie Włoch. Przynajmniej już
wiedziała, czemu tak bardzo podobał jej się Marco. Dlatego też uciekła stamtąd,
chcąc podróżować dalej po świecie. Choćby przez jakiś czas.
Musiała
przemyśleć, co teraz zrobić. Zresztą za dwa dni i tak zamierzała się
skontaktować z Lucasem, żeby się niepotrzebnie nie zamartwiał. Luigi.
Uśmiechnęła się lekko, próbując powstrzymać szeroki grymas rozjaśniający jej
twarz. Był w jej typie. Ciemna karnacja, ciemne włosy i oczy niczym gorąca
czekolada. Wyższy od niej o głowę i do tego od razu poczuła się przy nim
bezpieczna. Przeklęła się w myślach. Ilu takich Luigich chodzi po ziemi i
zawraca w głowie dziewczynom? Zapewne mnóstwo. Musiała się ubezpieczyć przed
różnymi możliwościami, nie zamierzała tu utknąć tylko przez to, że poczuła, iż
on jest jej partnerem.
– Bella.
Jak się czujesz? – Nawet się nie zorientowała, jak Luigi podszedł do niej.
Chyba instynkty ją zawodziły.
– Boli jak
jasna cholera. Na dodatek mój żołądek woła o pomstę do nieba. – Mężczyzna
roześmiał się głośno.
– No tak.
Jedzenie szczególnie tu pięknie pachnie, co? A jeszcze z unieruchomioną nogą
trudno tam dojść. Mogę? – Wskazał na jej nogę. Kiwnęła głową. Mężczyzna klęknął
przed nią, badając lekko opuchliznę, mimo to zasyczała. – Mam maść i bandaż
elastyczny. Posmaruję ci to i zawinę. Pasuje?
– Tak,
dziękuję. – Uśmiechnęła się lekko do mężczyzny, a ten odwzajemnił gest. Był
niezwykle delikatny, starał się nie urazić niepotrzebnie bolącej nogi, za co
była mu wdzięczna. Na dodatek sama jego obecność wpływała na nią jakoś kojąco.
Zacisnęła mocno powieki, gdy jej być może przyszły partner chwycił lekko jej
stopę i obwiązywał bandażem elastycznym opuchliznę. Bolało jak cholera.
Nie
spodziewał się, że spotka ją na środku zatłoczonej ulicy, na dodatek z
uszkodzoną kończyną, wymagającą pomocy. Życie pisze dziwne scenariusze. Widział
ból malujący się na jej twarzy, gdy obwiązywał jej stopę. Zaryzykował i musnął
lekko wargami jej łydkę powyżej bandaża. Odetchnął lekko, zauważając, że tego
nie poczuła. Kobieta zapewne nie wiedziała, kim dla niego będzie, więc musiał
zdobyć jej zaufanie.
W momencie,
gdy zostawił ją na chwilę na tej ławce i pobiegł do domu, wiedział, że
przepadł. Biegł szybko, wpadł do domu, zaskakując wszystkich i prawie w tym
samym momencie podążył do garażu. Rodzinka tylko patrzyła za nim z szeroko
otwartymi oczyma. Nie pozwoli jej odejść, była zbyt idealna i piękna. Krzyknął
do brata, że bierze jego skuter i chwytając w pędzie apteczkę, którą miał w
warsztacie, wybiegł, by czym prędzej dotrzeć do Meg. Zdążył jeszcze
poinformować ich, że przyprowadzi kogoś na obiad, na co reakcją jego licznych
braci były długie gwizdy. Biedna kobieta, po poznaniu ich jej życie już nigdy
nie będzie takie samo.
– Dostanie
traumy po spotkaniu z tymi debilami. – Jadąc szybciej, niż pozwalały na to
przepisy, roześmiał się wtedy głośno.
Wrócił
myślami do tego, co tu i teraz. Spojrzał na dziewczynę i usiadł koło niej. –
Ile masz lat? – Nurtowało go to pytanie. Chciał wiedzieć, jak duża różnica
wieku jest między nimi.
–
Dwadzieścia. A ty? – Słońce tak przyjemnie grzało, że nie chciało jej się
ruszać. Było gorąco jak diabli, ale zarazem niezwykle przyjemnie.
– Jestem
starszy o dziewięć lat. – Postanowił zaryzykować. – Zjesz obiad u mnie w domu?
Jak moja rodzina usłyszała, że muszę pomóc dziewczynie ze skręconą kostką, od
razu dostałem polecenie przywiezienia cię na obiad, żebyś niepotrzebnie się nie
przemęczała. – Kłamał jak z nut, ale nie musiała o tym wiedzieć. I tak nie
mogła tego wyczuć.
Cholera
jasna. Dobrze wiedziała, że ją oszukiwał, ale był to ledwie delikatny zapach.
Nie była pewna, jak to rozegrać. Spojrzała na niego niepewnie, nie wiedział, kim
jest, więc postanowiła zrobić to po swojemu.
– Jasne.
Ale najpierw chciałabym się zameldować w hotelu. Muszę się skontaktować z
przyjacielem, że dotarłam na miejsce.
– Nie ma
problemu, o ile nie przeszkadza ci jazda na skuterze. – Testowała go i dobrze.
Nie ufała obcym, co dobrze o niej świadczyło. Zamierzał odstawić ją do pokoju,
podać jej swój adres, by ten, z kim miała rozmawiać, się nie martwił i
powiedzieć jej, by umówiła się z nim na kontakt za godzinę czy dwie. Może w ten
sposób poczuje się bezpiecznie, skoro ktoś będzie nad nią czuwał. Choćby z
daleka.
– Cholera.
Nigdy tego nie robiłam. – Roześmiała się. – Ale ty niesiesz mój plecak. I chyba
będę musiała się na tobie opierać. – Czuła jak się rumieni. Luigi rzeczywiście
wziął jej bagaż, ale zaraz potem pomógł jej wstać. Stwierdził, że niestety musi
się kawałek przejść, ponieważ akurat w tym miejscu jest zakaz wjazdu. Oparła
mocno dłoń o jego ramię, podskakując co chwilę. W ten sposób to się wykończy.
Powinna potem go poprosić o pomoc w organizacji kul, bo inaczej uszkodzi drugą
nogę.
Widział, że
nawet podskakiwanie ją boli. Brukowane uliczki nagle nie wydawały mu się tak
malownicze przez tak nie przyjemny widok. Zerknął na Meg i zatrzymał ją.
– Poczekaj
tu chwilę. Zaniosę twój plecak do tej kawiarni i wezmę cię na ręce. To nie
daleko, więc w ciągu dziesięciu minut nie tylko będziesz przy skuterze, ale też
przyniosę twój plecak, dobrze?
– Jaką mam
gwarancję, że nie chcesz mnie okraść? Przecież to stary myk, w tym czasie
możesz uciec ze wszystkim, co mam.
– Gdybym
chciał, już bym to zrobił, bella. – Chwycił jej dłoń i ściągnął z ramienia. –
Poza tym, przecież możesz wyciągnąć wszystko, czego potrzebujesz na teraz, a co
jest wartościowe i dopiero mogę cię odprowadzić na miejsce bez twojego dyskomfortu.
– Nie czuła od niego wcześniejszego fałszu. Chciała mu zaufać. Cholera jasna.
Była głupia, ale kiwnęła mu głową. Przepakowała tylko jedną saszetkę i
pozwoliła mu odejść. Miała tylko nadzieję, że tego nie pożałuje. Cały czas
miała go wprawdzie na widoku, ale nie wiedziała, gdzie stał jego skuter. Już po
chwili stał przy niej ponownie z lekko ironicznym uśmiechem.
–
Zapraszam. – Uśmiechnął się szeroko, widząc jej zakłopotanie na widok jego
szeroko rozłożonych rąk. – Chwyć mnie mocno za szyję, tylko nie duś. –
Roześmiała się lekko. – Chcę jeszcze pożyć, Meg. Przyda mi się to. – Nie
wiedziała, czemu cały czas się rumieni. Oplotła dłońmi jego kark. Poczuła, jak
jedna z jego dłoni ląduje na jej plecach, a druga pod kolanami i już po chwili
została podciągnięta gwałtownie w górę. Nie mogła uciszyć instynktownego
cichego pisku, który wydostał się z jej ust.
– Nie
słyszałeś tego. – Zastrzegła. Jego szeroki uśmiech powiedział jej co innego.
– Ja? –
Udał niewinnego. – Niczego. Muszę cię lekko poprawić. – Podrzucił ją lekko w
ramionach, dopasowując swoje ciało do tego chwytu. Dopiero teraz ruszył przed
siebie, by zanieść ją do ich środka komunikacji.
– Dziękuję.
– Szepnęła cicho, całując go lekko w policzek. Czuła się bezpieczna. Miała
tylko nadzieję, że nie była zbyt naiwna.
Luigi... jak ten brat Mario z gry! :) Spodobal mi sie fragment o Meg, mila odskocznia. Strasznie szkoda mi Allana, to pewnie dla niego duzy szok dowiedziec sie, ze matka go porzucila tylko dlatego zeby chronic go przed ojcem-tyranem.
OdpowiedzUsuńCo do Twojego kolejnego opowiadania. Nie spiesz sie, zajmij sie tym co uwazasz teraz za sluszne. Ale wiedz, ze bede czekala na kolejne chocby przez nastepne 3 lata! :)
Pozdrawiam
xjudass
Hahaha :) Luigi jakoś mi pasowało :) Cieszę się, że podobał ci się fragment o Meg.
UsuńNie zamierzam się spieszyć, nie ma to sensu :) Chcąc by teksty były dobre :)
Pozdrawiam
LM
Ty to masz pomysły, że też chce ci się tyle wątków ciągnąć. Podziwiam. Muszę pisać że kolejny fantastyczny rozdział? No niech ci będzie że napisałam :P
OdpowiedzUsuńOoo, jak słodko ;) Meg znalazła swojego partnera. Ciekawe kiedy prawda o ich "drugiej naturze" wyjdzie na jaw... chociaż gdy będą to jeszcze przed sobą ukrywać to może być zabawnie ;) Nie mogę doczekać się ich dalszego spotkania ;)
OdpowiedzUsuńBiedny Allan. Trochę tych informacji poprzewracało jego świat. Teraz jakoś będzie musiał to sobie poukładać. Dobrze, że ma wsparcie w Lucasie. No i jestem też ciekawa jego spotkania z matką... Bo to raczej będzie ciężka i smutna historia z życia tej kobiety...
Pozdrawiam
Oj tak :) Słodko, słodko :) Co do prawdy, zobaczymy, zobaczymy ;) A Allan no cóż. Świat mu się poprzewracał i zobaczymy co z tego wyjdzie.
UsuńPozdrawiam
LM
Witam,
OdpowiedzUsuńmatka Allana też jest zmienną, Meg spotkała swojego partnera i to w takich okolicznościach, ciekawe co z tego wyniknie...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia