Kochani moi!
Mam dla was pewną wiadomość.
Od pewnego czasu myślałam by utworzyć chomika z plikami pdf. W dniu wczorajszym pojawiło się od kogoś z was pytanie czy istniałaby możliwość dodania plików do pobrania. To też przyspieszyło moją decyzję by to zrobić ;)
Na razie udostępniłam tylko "Młodego" i "Amnezję". Pomyślę czy "Spotkanie" publikować również rozdziałami czy tylko w całości. Chętnie poznam waszą opinię ;)
Link do chomika to:
http://chomikuj.pl/byladym
lub
KLIK
Dotępne formaty to pdf, epub i mobi. Niestety nie mam możliwości sprawdzenia formatu mobi i epub więc chętnie dowiem się czy komuś to zadziałało ;)
Dotępne formaty to pdf, epub i mobi. Niestety nie mam możliwości sprawdzenia formatu mobi i epub więc chętnie dowiem się czy komuś to zadziałało ;)
Zapraszam was do czytania kolejnego rozdziału ;)
Rozdział 21
– Czy ktoś krótko i zwięźle może mi
powiedzieć, o co tu, do jasnej cholery, chodzi? I dlaczego, do kurwy nędzy,
mnie pocałowałeś? – Marco się uśmiechnął. Jego przyszły partner pokazuje
pazurki. Podobało mu się to.
Sam spojrzał krytycznie na Marco
i pokręcił głową. Okej, on sam nie był w porządku, ale to, co zrobił niedźwiedź,
było dość niestosowne. Tym bardziej że mężczyzna nie wiedział, kim dla nich
jest.
– A co,
jeśli tego nie zrobimy? – Nie dowierzał w to, co usłyszał. Facet igrał z ogniem,
a właściwie z jego pięścią. Miał cholerną ochotę go uderzyć. Powstrzymał się
jednak, powtarzając w myślach skutki prawne swego czynu. Nie był tego wart.
– Działasz
mi na nerwy. Nie wiem, czy mam ochotę rozmawiać z waszą dwójką, skoro tak się
zachowujesz. – Zamierzał wyjść z salonu, wściekły na tego zmiennego. Okej,
rozumiał pocałunek dwóch facetów. Nie ma problemu. Ale nie dwóch obcych
facetów, gdzie jeden z nich ma partnera! Zaraz wpadł mu do głowy pomysł. A może
to była ich gra wstępna? Wzbudzali w sobie zazdrość, a potem się pieprzyli jak
króliki. Skrzywił się. Nie spodobała mu się ta myśl. Rozumiał popęd, chęć na
seks, ale nie wykorzystywanie do tego drugiej osoby.
– Zostań tu,
Max. – Odwrócił się do mężczyzn, którzy wypowiedzieli do niego te słowa w tym
samym czasie.
– Nie
zamierzam. Idę do pokoju, który przydzielił mi Allan. Nie chcę się z wami
dzisiaj widzieć. – Odwrócił się na pięcie i ruszył w kierunku schodów.
***
Sam
westchnął zirytowany. Teraz już wiedział, co Marco przeżywał przy nim. Bardzo
niewdzięczne uczucie. Chciał zbliżyć się do swojego nowego partnera, a ten się
od nich odsunął, wybierając złość. Kochanek nie pomyślał, zanim go pocałował.
Musiał jednak przyznać, że widok był cholernie dobry.
– Nie patrz
tak na mnie. To ty zawiniłeś. – Wilk roześmiał się i pocałował go w kącik warg.
– Czemu to
nie może być łatwe? Ty mnie nie chciałeś, Max jest człowiekiem, więc nie
odczuwa tego tak, jak my. Cholernie wkurzające. – Marco wsadził dłoń do
kieszeni, a drugą zawinął w pięść.
–
Spokojnie. Zdobędziemy go razem, ale daj nam czas. Nie atakuj go tak od razu,
bo nic nam to nie da. Tylko się przed nami zamknie.
– Tak, jak
ty to zrobiłeś?
– Chyba
będziesz mi to wypominał do końca życia. – Przygarnął w swoje ramiona niepewnie
stojącego mężczyznę.
– Dopiero
co walczyłem o ciebie, teraz muszę o niego. Mam nadzieję, że to ostatni
partner, bo przez was zwariuje. – Obaj roześmiali się z tego stwierdzenia, ale
daleko było im do wesołości. Wiedzieli, że najbliższy tydzień będzie bardzo
ciężki dla nich obu.
***
Allan
zasnął z Liz w ramionach. Ostatnio częściej potrzebował popołudniowej drzemki.
Przyzwyczaił się do tego, jak funkcjonuje jego córka, dlatego też pozwalał
sobie na półgodzinny sen. Tak też było tym razem.
Pobudka nie
trwała długo, tym bardziej że będąc na granicy jawy, zorientował się, że coś
się zmieniło. Czuł Lucasa, który siedział na rogu łóżka i co jakiś czas
poruszał się lekko na materacu. Nie czuł księżniczki na piersi, ale to go nie
dziwiło. Zdarzało się tak już wcześniej, gdy mała się budziła, a partner brał
ją na ręce i zajmował się nią. Zmarszczył lekko brwi, słysząc popiskiwanie.
Przecież nie mieli psa ani żadnego małego zmiennego w domu. W tym momencie
otworzył szeroko oczy. Podniósł się szybko i spojrzał zaskoczony na Lucasa.
– Tak,
kochanie. Zmieniła się. – Podczołgał się do brzegu łóżka. U stóp Luca biegał
mały wilk, ze srebrnoszarym futerkiem.
– Jesteś
piękna. – Był zafascynowany, widząc swoją córką w zmienionej formie. Nigdy by
nie przypuszczał, że zobaczy coś takiego, aż tak dla niego ważnego. Był dumny,
chociaż musiał przyznać, że zaniepokoiła go ta przedwczesna zmiana. Przecież
jego córka nawet jeszcze nie chodziła. Będą musieli mieć oczy z tyłu głowy i
patrzeć, czy nigdzie nie uciekła.
– Szybko
przeszła przemianę. Będzie alfą. – Spojrzał na kochanka zaskoczony.
– Tak to
się odbywa?
–
Zazwyczaj. Podejrzewam, że ty też szybko ją przeszedłeś. Masz w sobie taką samą
siłę jak ja.
– Opanujemy
ją?
–
Oczywiście. Jesteśmy jej ojcami. Nasze zdanie będzie wiążące. Będzie testowała
swoje możliwości, tak, jak każdy mały wilk czy niedźwiedź, ale damy sobie z tym
radę. – Sięgnął dłonią, by pogłaskać gładkie futerko córki. Mała położyła się
wygodnie na swoich łapach i najwyraźniej usypiała. All wziął ją delikatnie i
ułożył na łóżku. Już po chwili wilczek zmienił się w małą dziewczynkę.
– Dobrze,
kochanie. – Pogłaskał jej plecki dłonią i ucałował w główkę. – Jesteś małym,
dzielnym wilczkiem. Tatuś się tylko musi zastanowić, co zrobić, żebyś sobie nie
zrobiła krzywdy.
Oparł się o
Lucasa i pocałował jego szyję. Było mu wygodnie i komfortowo. Spokojnie. A tego
mu było trzeba ostatnimi czasy. Oddychał głęboko, wdychając ciężki zapach
partnera. Rozluźnił ramiona.
– Jej wilk
nie ma połowy zębów. To dlatego tak płacze. Sam miał rację z tym podwójnym
ząbkowaniem. – Uśmiechnął się lekko, czując dłoń wsuwającą się pod koszulkę.
Lubił ten ciepły dotyk. Koił jego nerwy, a mimo tego, że mieszkał z Lucasem już
jakiś czas, nadal dawały mu się we znaki. Może mężczyzna wyczuwał tę jego
potrzebę bliskiego kontaktu, więzi. Oparł wygodnie głowę o bark partnera.
– Dobrze mi
z tobą. – Pocałował brodę Lucasa.
– A tak
chciałeś uciekać. – Został przyciśnięty bliżej partnera.
– Tak jest
wygodniej. Muszę się spotkać z Maxem. Idziesz?
– Tak, ale
daj mi chwilę. Muszę sobie zrobić mocną kawę.
***
W swoim
pokoju przygotował wszystkie potrzebne dokumenty na spotkanie z Allanem i jego
parterem. Posegregował je odpowiednio w aktówce, będąc pewnym, od czego chce
zacząć to spotkanie. Oprócz tego sprawdził nabój w piórze, chcąc, by każda z
wykonywanych przez niego czynności była odpowiednio poprawna. Odzywał się jego
pedantyzm.
Może
właśnie z tego względu aż tak bardzo denerwowali go dwaj mężczyźni mieszkający
w pokoju obok? Nie rozumiał ich zachowania, a jednak pobudzali go. Nie mógł
przestać o nich myśleć, co tylko prowadziło do dalszej frustracji i
zniechęcenia. Skrzywił się.
Powinien
wrócić do swoich obowiązków, co było niezwykle trudne. Na początku myślał nad
założeniem garnituru, by nie wyglądać śmiesznie z teczką pod pachą. Zaraz potem
uświadomił sobie jednak, że właśnie tym strojem wyróżniałby się wśród tych
ludzi. Wyjątkowo odpuścił każdy inny przejaw profesjonalizmu.
Po chwili
schodził po schodach, by skierować się do gabinetu Lucasa. Dużo wcześniej
umówił się tam z Allanem, ten pokazał mu miejsce do rozlokowania się i
stwierdził, że na pewno przyjdą z partnerem o czasie. Oprócz tego za świadków
planował wziąć obu niedających mu spokoju, odkąd tu przybył, mężczyzn. Nie
podobało mu się to.
Wszedł do
gabinetu bez pukania i usiadł wygodnie za biurkiem. Rozluźnił się, fotel był
cholernie wygodny, odciążał kręgosłup. Zaczął rozmyślać, czy miał też funkcje
masażu, wtedy były dla niego ideałem. Będzie musiał zapytać o to Lucasa, a
jeśli jego przypuszczenia się potwierdzą, zamówić go przy pierwszej lepszej
okazji. Otworzył teczkę i posegregował dokumenty w schludne stosiki, poukładane
obok siebie. Pióro ułożył na jednym z nich, mając do niego komfortowy dostęp.
Już po chwili siedziało przed nim czterech mężczyzn.
– Dziwnie
mi z tym, że to nie ty tam siedzisz – powiedział Marco do Lucasa. Alfa w
odpowiedzi uśmiechnął się krótko i zwrócił w kierunku prawnika.
– Jak to
zazwyczaj wygląda? Co robimy pierwsze? – Wolał się upewnić niż wychylić z
jakimś niepotrzebnym faktem.
– Wszystko
zależy od Allana, bo to on najlepiej wie, czego chce. – Max spojrzał ciepło na
przyjaciela, dodając mu otuchy.
– Zacznijmy
od testamentu. Chcę, żeby Sam i Max byli dodatkowymi świadkami, by nikt nie
posądził Lucasa o to, że coś na mnie wymógł.
– Rozumiem.
Da się to zrobić, o ile przeformułuję jeden dokument. – Cały proces przebiegał
niezwykle profesjonalnie i formalnie. Mimo luźnych strojów wszyscy czuli się
mało komfortowo, spięli się. To przede wszystkim Allan formułował główne myśli,
określał, jakie kroki mają zostać poczynione w razie jego śmierci. Głównie
skupiał się na córce i zapewnieniu jej godnego bytu. Ustalił, kto powinien
zostać opiekunem prawnym, gdyby śmierć upomniała się i o niego i o Lucasa w
jednym czasie. Rozważył wiele wariantów sytuacji, chcąc powziąć dobre decyzje.
– Czy na
tym chcesz zakończyć? – Nie spodziewał się, że jego brat podejmie aż takie kroki dla ochrony swego partnera i córki.
Zajął się każdą możliwą do przewidzenia sytuacją. Lucas się nie odzywał.
Zostały im wręczone cztery kopie do podpisu. Jedna dla Maxa, która zostanie
umieszczona w archiwum. Jedna dla Allana i po jednej dla jego partnera i Marco.
Każdy miał ją zachować w odpowiednim dla siebie miejscu.
– Co
jeszcze chciałeś zrobić? – All spojrzał na niego niepewnie.
–
Zastanawia mnie, czy mogę przez twoją osobę założyć konto oszczędnościowe? To
znaczy… – zaplątał się w tym, co chciał powiedzieć, tysiąc myśli przelatywało
mu przez głowę. – Nie wiem, jak to wygląda, gdybym chciał założyć konto
oszczędnościowe Liz i odłożyć tam pewną sumę na jej studia, może mieszkanie.
Jak to wygląda od strony prawnej, żebym potem nie miał możliwości pobrania
pieniędzy ani zlikwidowania konta. Jedyną osobą, która będzie mogła to zrobić
to Liz, gdy ukończy dwudziesty trzeci rok życia. Wtedy będzie bardziej
racjonalna w podejmowani decyzji. Ale… Chciałbym, żebyś to ty mógł pobierać
pieniądze na studia i je opłacać. Chyba namieszałem. – Allan chwycił się za
głowę, ale na ustach Maxa wykwitł uśmiech.
– Wiem
dokładnie, o co ci chodzi. Będę jej przedstawicielem finansowym do ukończenia
przez nią dwudziestu trzech lat i każda opłata za studia czy prawo jazdy i inne
tego typu rzeczy, na które starczą te finanse, będzie musiała najpierw przejść
przez moją kancelarię.
–
Dokładnie. – Właśnie ta chwila najbardziej ich rozluźniła. Wszyscy chcieli się
troszczyć o Liz. Lucas pogłaskał Allana po dłoni i zaplótł ich palce ze sobą.
Uspokoił się w trakcie załatwiania tych formalności. Sam zaczął rozmyślać, czy
nie powinien sporządzić testamentu. W razie, gdyby zmienił zdanie, mogą nanieść
poprawki, podpisać wszystko od nowa.
Cały proces
ich współpracy trwał dłuższy czas. Po Allanie na testament zdecydował się
zarówno Luc, jak i Marco. Obaj wiedzieli, jak ważna to jest kwestia, tym
bardziej, jeśli chodziło o zmiennych. Potrafili przeżyć setki lat, a zarazem zginąć
od byle strzału. W ten sposób sytuacja była pewna.
Nie
roztrząsali między sobą wyborów, jeśli chodziło o rozdzielenie majątku. Każdy
rozdał takie dyspozycje, jakie uważał za słuszne, a to było najważniejsze. Nie
nagabywali się, nie negowali. Po ponad czterech godzinach w końcu wszyscy
opuścili gabinet Lucasa. Allan pierwsze kroki skierował na werandę, chcąc
zobaczyć, gdzie kreci się Meg z jego córką.
Dziewczyna
przypadła mu do gustu. Widział sposób, w jaki opiekowała się Liz, mówiła do
niej, dotykała. Mimo iż dziecko zapewne mało co rozumiało, podobało mu się to,
że dbała o rozwój szkraba.
Nie
spodziewał się zobaczyć śpiącej dziewczyny, spoczywającej na wygodnej, niedawno
zamontowanej huśtawce. Liz spoczywała zaraz obok w wygodnym łóżeczku. Najważniejsze
dla niego było to, by córka nie była wyeksponowana za długo na słońcu, bo mogło
to jej zagrażać.
Wycofał się
uśmiechnięty, widząc, że dziecko również wygodnie zasnęło. Po chwili podszedł
do Lucasa stojącego w kuchni i zarzucił mu ramiona na szyję.
– Masz
teraz jakieś plany? – Uśmiechnął się wesoło, widząc błysk zainteresowania w
spojrzeniu partnera.
– Wszystko
zależy od ciebie.
– Chodźmy
na polanę. Mój wilk chętnie pobawi się z twoim niedźwiedziem. – Lucas roześmiał
się na to stwierdzenie. Nie zamierzał być zabawką do upolowania przez
rozkapryszonego wilka.
Pół godziny
później obaj położyli przy drzewach swoje rzeczy. Allan zmienił się szybciej,
rozciągając grzbiet ze srebrną wręcz sierścią. Uwielbiał czuć siłę w mięśniach,
rozkoszować się biegiem. Lubił też słuchać dźwięków natury, które w tej formie
słyszał nie tylko znacznie intensywniej czy wyraźniej, ale też w sposób
niepodobny do ludzkiego. Nie czekając na kochanka, ruszył szybki tempem w
stronę najbliższej linii drzew, zagłębiając się w ciemne, chłodne miejsce. Od
czasu do czasu wyjątkowo chłodny promyk słońca muskał mu pysk i sięgał oczu,
równie szybko jednak znikając. Siła rozpędu mierzwiła jego futro, odświeżała
nie tylko ciało wilka, ale i umysł należący do dwóch właścicieli.
Dla Allana
bieg zawsze był formą ukojenia, zatracenia się w pierwotnym instynkcie, który
oczyszczał go ze wszystkich zmartwień. Zapewne jak wróci, będzie piekielnie
głodny, ale cholernie mu tego brakowało. W pewnym momencie zatrzymał się
gwałtownie.
Uświadomił
sobie, że prócz pierwszej zmiany na terenie Luca, której mężczyzna był
świadkiem, praktycznie nie puszczał na wolność, swojego „futrzastego” ja. Nadal
funkcjonował, jakby był w świecie samych ludzi, którzy nie mieli prawa niczego
o nim wiedzieć. Ta myśl zmartwiła go, ale też pozwoliła odkryć, jak wiele
rzeczy będzie musiał jeszcze zmienić w swoim życiu. Chciał tego.
Obrócił
głowę w stronę dochodzącego go z niewielkiej odległości dźwięku. Lucas
balansował swoim wielkim cielskiem w biegu. Spojrzał na niego i gdyby był
człowiekiem, roześmiałby się. Nie chciał umniejszać swojemu kochankowi, ale
wyglądał jak wielka brunatna kulka, która, by biec, zatacza swoim wielkim
cielskiem.
Z drugiej
strony, gdyby nie wiedział, że to jego partner, zapewne uciekałby tym prędzej,
im szerzej otwierał paszczę jego kochanek. Przecież nie zamierzał go zjeść.
Dopiero po chwili zorientował się, że to może być odmiana uśmiechu jego
partnera. Dziwnie zwisający, długi język kołysał się w takt biegu. Allan
zmienił się i wybuchnął śmiechem. Nie mógł się powstrzymać. Już po chwili Lucas
praktycznie wsadził mu łeb pod rękę, żądając pogłaskania. Futro było krótkie i
szorstkie. Przejechał krótkimi paznokciami po skórze niedźwiedzia i dopiero po
tym ponownie się zmienił. Planował w końcu upolować dużego zwierza.
***
Max
zabezpieczył wszystkie dokumenty i schował do aktówki. Wiedział, że Marco i Sam
ciągle siedzą na swoich miejscach, ale on nie zamierzał się spieszyć. Jak
zwykle, po wykonaniu każdej procedury, sprawdził, czy na wszystkich dokumentach
widnieje podpis świadków. Nie raz się zdarzało, że przez przypadek brakowało
jednej adnotacji, przez co całe sprawy sądowe były długie i nie przyjemne.
Czasem wystarczyło, by prawnik na testamencie dopisał, że było tylko dwóch
świadków, a nie jak planowano wcześniej trzech ze względu na sytuacje losowe i
wszystko było poprawnie rozwiązane. Natomiast mimo wszystko znajdowali się w
ich fachu także ludzie niekompetentni, którzy robili pewne czynności po
swojemu, a następnie tracili na tym ich klienci.
Zaczynała
go denerwować ciągła obecność obu mężczyzn pilnujących jego osoby. Coraz bardziej
się przez to stresował, a jeśli tak dalej pójdzie, to wyjedzie stąd szybciej,
niż planował.
– Pójdziesz
z nami na randkę? – Musiał się przesłyszeć. Nie chodzi się na randki w
trójkącie, on o niczym takim nie słyszał, a nie będzie tylko zabawką na okres
swojego przyjazdu. Allan zawsze mu powtarzał, że powinien bardziej wyluzować i
cieszyć się życiem, ale taki stan rzeczy, jasno określone granice bardziej mu
pasowały.
– Max,
zapraszamy cię na randkę. – Spojrzał wprost w oczy Sama i wiedział, że ciężko
mu będzie odmówić. Coś było w tej cholernej dwójce, co przyciągało jego uwagę.
– Nie
rozumiem waszych intencji. Nie chcę ich rozumieć.
–Nie
musisz, po prostu chodź z nami. Chcielibyśmy pójść z tobą do kina czy
restauracji, możemy cię wziąć, gdziekolwiek zechcesz. – Miał bardzo mieszane
uczucia co do tego, co powinien zrobić.
– To nie
jest takie łatwe, Marco.
– Po prostu
się zgódź. – Spojrzał na Sama i uśmiechnął się lekko. – Nie roztrząsaj tego, po
prostu wyjdź z nami.
– Jutro o
osiemnastej trzydzieści będę gotowy.
– Idealnie.
– Nim się zorientował, podszedł do niego młodszy mężczyzna i wycisnął na jego
ustach pocałunek. Nie mógł powstrzymać lekkiego uśmiechu wykwitającego mu na
ustach. Czekanie do dnia następnego będzie ciężkie, mimo iż wiedział, że czeka
go może kilka namiętnych nocy. I w ten sposób jego zasady szlag trafił.
***
Allan
obudził się na wygrzanej słońcem polanie. Było mu cholernie gorąco w ludzkiej
formie, a co dopiero w zwierzęcej. Taki wypoczynek miał jednak swoje plusy,
więcej słyszał, a mimo to potrafił być całkowicie rozluźniony. Lucas, gdy tylko
wrócili na polanę, zmienił się i ubrał. Siadł obok niego, oparł się o pień
drzewa i również przysnął. Dziwne, że żadna mrówka nie weszła mu do ust,
ewentualnie mucha lub pająk. Wyobraził to sobie i dusząc w sobie śmiech,
kichnął. Dłoń w jego futrze zacisnęła się lekko, ale nic więcej. O tak, było mu
dobrze. Zrelaksował się „polując” na partnera, który nie był zbyt skłonny do
ucieczki i współpracy. Rozciągnął lekko łapy i ułożył łeb między nimi. Myśli
dryfowały w umyśle, rozpierzchały się, każda w inną stronę. Spokój zapanował w
jego ciele i umyśle. Lubi czuć się w ten specyficzny sposób, co umożliwiała mu
zmiana formy. Inny sposób odczuwania, bardziej natężony, ale zarazem kojący.
Oddychał głęboko przez nos. Za chwilę będą musieli wstać. Podejrzewał, że
zbliża się do nich burza, a poza tym chciał już być przy córce.
Jest i oto dlugo wyczekiwany przeze mnie moment z polowania :). Marco z Samem niezle sobie poczynaja... Zastanawiam sie kiedy w koncu powiedza Maxowi ze sa partnerami. Naprawde swietnie wyszlo Ci to polowanie. No i mala ksiezniczka pokazala sie nam w drugiej formie :). Napewno bedzie silna alfa.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
xjudass
:) Tak. w końcu się doczekałaś :) Mam nadzieję, że się nie zawiodłaś :)
UsuńMarco i Sam zachowują się jak idioci :D Co do teg kiedy powiedzą, jeszcze nie wiem :)
A co do Liz - zobaczymy :)
Pozdrawiam
LM
Witaj. Super rozdział, jak zwykle za mało dla mnie, poza tym zabrakło mi jakiejś myśli przewodniej tego rozdziału. Fajny pomysł z opublikowaniem Młodego i Spotkania w pdf, już pobrałam i mam w telefonie :D Ze spotkaniem bym poczekała do końca.
OdpowiedzUsuńA tak w ogóle ile rozdziałów bedzie?
Dziękuję za kolejny rozdział,Allan zabezpieczył przyszłość córki,potem chwila odprężenia z partnerem.Jestem ciekawa co wyniknie z randki ,to bedzie niezłe polowanie z nagonką, dwóch na jednego.A może to prawnik pokaże pazurki.Maxowi podobaja sie Marco i Sam ,to dobrze wróży.Dzięki za udostępnienie swojej pracy na chomiku .Miłej niedzieli.Pozdrawiam Beata
OdpowiedzUsuńNie ma za co :) Już jakiś czas myślałam o chomiku :)
UsuńTak. Allan teraz może poczuć się pewniej, bo wiem, że Liz ma zagwarantowaną bezpieczną przyszłość :)
Hahahaha. Dobrze to określiłaś. Polowanie z nagonką. Może dobrze, może źle :D Zobaczymy :)
Pozdrawiam
LM
Opowiadanie super czekam na kolejny rozdział fajnie że można poczytać twoje opowiadania w pdf w całości również uważam żeby poczekać do końca opka i dać pdf w całośći.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCieszę się bardzo, że ci się podobało :) Ok. W takim razie poczekam z całym opowiadaniem do końca ;)
UsuńPozdrawiam
LM
Super rozdział ;)
OdpowiedzUsuńMax spełnił swoje obowiązki względem Allana no i teraz ciekawe co postanowi względem Sama i Marco... Jestem bardzo ciekawa jego reakcji gdy wyznają mu prawdę o ich partnerstwie. Bo faktycznie jak na razie kiepsko się do tego zabrali...
U Allana i Lukasa jak na razie wszystko się układa. Nawet Liz przeszła swoją pierwsza przemianę i zaprezentowała się jako śliczna mała wilczyca. Na pewno będzie silna skoro ma takich dwóch wspaniałych ojców ;)
Pozdrawiam
Cieszę się bardzo, że ci się podobał :)
UsuńHahahaha :D Masz rację. To bardzo ciekawe co postanowi o ich partnerstwie:) Marco i Sam pokazali swój brak doświadczenia :)
Liz... Mam sentyment do tej małej ;)
Pozdrawiam
LM
Czytałam twojego poprzedniego bloga, jednak dopiero teraz zabrałam się za obecnego. Jak to mówią, lepiej późno niż wcale. Miałam długi zastój w czytaniu, teraz mam w pisaniu. I zaczynam nadrabiać czytanie ;)
OdpowiedzUsuńOpowiadanie jest po prostu fantastyczne. Zabrałam się wczoraj za nie i od razu przeczytałam w całości. Chociaż niektóre pary przewidziałam < Jak Marco, Sam a teraz i prawnik>.
Uwielbiam historie o zmiennych, towarzyszach i miłości. Jeszcze oboje Alfy mają śliczną córeczkę, co jest po prostu świetne. Ciekawe co jest Allanowi. Mam nadzieję, że da to się wyleczyć. Biedny wilczek. Wszystkie postaci w twoim opowiadaniu, są takie męskie. Zazwyczaj uwielbiam słodkich, bezbronnych uke z pazurkami, ale tu nic nie trzeba zmieniać. Jakoś każda postać przypadła mi do gustu. Życzę dużo weny i czasu.
Witam,
OdpowiedzUsuńtak polowanie na dużego zwierza, wszystko jest uregulowane, no i Max został zaproszony na randkę przez swoich partnerów...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia